Najnowsze komentarze

III Ankieta Wydawnictwa Podziemnego

Dziecko w szkole uczy się fałszowanej historii od Piasta do równie sfałszowanego Września i dowie się, że obrońcą Warszawy był nie jakiś tam Starzyński, ale komunista Buczek, który wyłamał kraty „polskiego faszystowskiego” więzienia, by na czele ludu stolicy stanąć do walki z najeźdźcą. – Tak w roku 1952 Barbara Toporska opisywała ówczesny etap bolszewizacji Polski.

Przyjmijmy, na potrzeby niniejszej ankiety, że był to opis pierwszego etapu bolszewizacji, klasycznego w swoim prostolinijnym zakłamaniu. Kolejny etap nastąpił szybko, zaledwie kilka lat później, gdy – posługując się przykładem przytoczonym przez Barbarę Toporską – w kontekście obrony Warszawy wymieniano już nie tylko komunistę Buczka, ale także prezydenta Starzyńskiego (i to z największymi, bolszewickimi honorami). Przyszedł w końcu także moment, gdy komunista Buczek albo znikł z kart historii, albo też przestał być przedstawiany w najlepszym świetle – jeszcze jeden, mocno odmieniony okres.

Mamy tu zatem dynamiczne zjawisko bolszewizmu i szereg nasuwających się pytań. Ograniczmy się do najistotniejszych, opartych na tezie, że powyższe trzy etapy bolszewizacji rzeczywiście miały i mają miejsce:

1. Wedle „realistycznej” interpretacji historii najnowszej utarło się sądzić, że owe trzy etapy bolszewickiej strategii są w rzeczywistości nacechowane nieustającym oddawaniem politycznego pola przez bolszewików. Zgodnie z taką wykładnią, historię bolszewizmu można podzielić na zasadnicze okresy: klasyczny, ewoluujący, upadły. Na czym polega błąd takiego rozumowania?

2. Jak rozumieć kolejno następujące po sobie okresy? Jako etapy bolszewizacji? Jako zmiany wynikające z przyjętej strategii, czy ze zmiennej sytuacji ideowej i politycznej, czy może trzeba wziąć pod uwagę inne jeszcze, niewymienione tu czynniki?

3. Trzy etapy i co dalej? Czy trzecia faza spełnia wszystkie ideowe cele bolszewizmu, czy wręcz przeciwnie – jest od realizacji tych celów odległa? Czy należy spodziewać się powrotu do któregoś z wcześniejszych etapów, a może spektakularnego etapu czwartego lub kolejnych?

Zapraszamy do udziału w naszej Ankiecie.

II Ankieta Wydawnictwa Podziemnego

Dorobek pisarzy i publicystów mierzy się nie tyle ilością zapisanych arkuszy papieru, wielkością osiąganych nakładów, popularnością wśród współczesnych czy potomnych, poklaskiem i zaszczytami, doznawanymi za życia, ale wpływem jaki wywierali lub wywierają na życie i myślenie swoich czytelników. Wydaje się, że twórczość Józefa Mackiewicza, jak żadna inna, nadaje się do uzasadnienia powyższego stwierdzenia. Stąd pomysł, aby kolejną ankietę Wydawnictwa poświęcić zagadnieniu wpływu i znaczenia twórczości tego pisarza.

Chcielibyśmy zadać Państwu następujące pytania:

1. W jakich okolicznościach zetknął się Pan/Pani po raz pierwszy z Józefem Mackiewiczem?
Jakie były Pana/Pani refleksje związane z lekturą książek Mackiewicza?

2. Czy w ocenie Pana/Pani twórczość publicystyczna i literacka Józefa Mackiewicza miały realny wpływ na myślenie i poczynania jemu współczesnych? Jeśli tak, w jakim kontekście, w jakim okresie?

3. Czy formułowane przez Mackiewicza poglądy okazują się przydatne w zestawieniu z rzeczywistością polityczną nam współczesną, czy też wypada uznać go za pisarza historycznego, w którego przesłaniu trudno doszukać się aktualnego wydźwięku?

Serdecznie zapraszamy Państwa do udziału.

Ankieta Wydawnictwa Podziemnego

1. W tak zwanej obiegowej opinii egzystuje pogląd, że w 1989 roku w Polsce zainicjowany został historyczny przewrót polityczny, którego skutki miały zadecydować o nowym kształcie sytuacji globalnej. Jest wiele dowodów na to, że nie tylko w prlu, ale także innych krajach bloku komunistycznego, ta rzekomo antykomunistyczna rewolta była dziełem sowieckich służb specjalnych i służyła długofalowym celom pierestrojki. W przypadku prlu następstwa tajnego porozumienia zawartego pomiędzy komunistyczną władzą, koncesjonowaną opozycją oraz hierarchią kościelną, trwają nieprzerwanie do dziś. Jaka jest Pana ocena skutków rewolucji w Europie Wschodniej? Czy uprawniony jest pogląd, że w wyniku ówczesnych wydarzeń oraz ich następstw, wschodnia część Europy wywalczyła wolność?

2. Nie sposób w tym kontekście pominąć incydentu, który miał miejsce w sierpniu 1991 roku w Moskwie. Czy, biorąc pod uwagę ówczesne wydarzenia, kolejne rządy Jelcyna i Putina można nazwać polityczną kontynuacją sowieckiego bolszewizmu, czy należy raczej mówić o procesie demokratyzacji? W jaki sposób zmiany w Sowietach wpływają na ocenę współczesnej polityki międzynarodowej?

3. Czy wobec rewolucyjnych nastrojów panujących obecnie na kontynencie południowoamerykańskim należy mówić o zjawisku odradzania się ideologii marksistowskiej, czy jest to raczej rozwój i kontynuacja starych trendów, od dziesięcioleci obecnych na tym kontynencie? Czy mamy do czynienia z realizacją starej idei konwergencji, łączenia dwóch zantagonizowanych systemów, kapitalizmu i socjalizmu, w jeden nowy model funkcjonowania państwa i społeczeństwa, czy może ze zjawiskiem o zupełnie odmiennym charakterze?

4. Jakie będą konsekwencje rozwoju gospodarczego i wojskowego komunistycznych Chin?

5. Już wkrótce będzie miała miejsce 90 rocznica rewolucji bolszewickiej w Rosji. Niezależnie od oceny wpływu tamtych wydarzeń na losy świata w XX wieku, funkcjonują przynajmniej dwa przeciwstawne poglądy na temat idei bolszewickiej, jej teraźniejszości i przyszłości. Pierwszy z nich, zdecydowanie bardziej rozpowszechniony, stwierdza, że komunizm to przeżytek, zepchnięty do lamusa historii. Drugi stara się udowodnić, że rola komunizmu jako ideologii i jako praktyki politycznej jeszcze się nie zakończyła. Który z tych poglądów jest bardziej uprawniony?

6. Najwybitniejszy polski antykomunista, Józef Mackiewicz, pisał w 1962 roku:

Wielka jest zdolność rezygnacji i przystosowania do warunków, właściwa naturze ludzkiej. Ale żaden realizm nie powinien pozbawiać ludzi poczucia wyobraźni, gdyż przestanie być realizmem. Porównanie zaś obyczajów świata z roku 1912 z obyczajami dziś, daje nam dopiero niejaką możność, choć oczywiście nie w zarysach konkretnych, wyobrazić sobie do jakiego układu rzeczy ludzie będą mogli być jeszcze zmuszeni 'rozsądnie' się przystosować, w roku 2012!

Jaki jest Pana punkt widzenia na tak postawioną kwestię? Jaki kształt przybierze świat w roku 2012?




Oczekiwaliśmy światła, a oto ciemność,
jasnych promieni, a kroczymy w mrokach.
Jak niewidomi macamy ścianę
i jakby bez oczu idziemy po omacku.
Potykamy się w samo południe jak w nocy,
w pełni sił jesteśmy jakby umarli.

Prorok Izajasz

Zaduma nad sensem rewolucji doprowadziła mnie do rozważań nad istotą państwa, a wszystko po to, by zastanowić się nad kontrrewolucją, nad możliwością odwrócenia rewolucyjnego stanu rzeczy, który zapanował na świecie.  Rewolucyjne zmiany nie muszą wcale być gwałtowne, wystarczy, że są wywrotowe.  Skąpane we krwi przewroty idą w parze z powolnym stawianiem życia ludzkiego na głowie, burzeniem, obalaniem, przewracaniem.  Długotrwały marsz przez instytucje jest równie wywrotowy, co wieszanie biełoruczkich na przydrożnych drzewach albo Madame La Guillotine; „kwestionowanie definicji kobiety” czy małżeństwa, równie burzycielskie, jak zburzenie Bastylii lub zajęcie Pałacu Zimowego.  Kiedy rozpoczął się proces podminowania?  Darek Rohnka i Jacek Szczyrba nie zgadzają się ze mną, ale pozostaję przy swoim, że zaczątkiem złego było wrzenie Renesansu, wstrząsy i burze, które zaowocowały wspaniałością dzieł sztuki, przepychem i świetnością dworów, i obdarzyły ludzkość trwałymi dobrami, stały się także początkiem uwiądu.

Moi polemiści roztrząsali również koncepcję kontrrewolucji.  W bardzo interesującej dyskusji na niniejszej stronie, między 7 i 12 kwietnia, pod artykułem „Ich czworo czyli tragedia ludzi głupich”, rozważali przykłady nieudanych kontrrewolucji.  W toku wymiany zdań, p. Jacek postawił pytanie: do którego etapu w historii cywilizacji wracać, walcząc z obecną odsłoną komunizmu?  Powrócę do treści samego pytania, bo wydaje mi się kluczowe, ale na razie chcę się zatrzymać nad odpowiedzią Darka.  Jego zdaniem, samo już stawianie tego pytania jest niebezpieczne.

[Problem status quo ante] przynajmniej już raz stał się odpowiedzialny za przetrwanie/zwycięstwo bolszewików.  Działo się to w czasach wojny czerwonych z białymi, gdy Judenicz, Denikin, Kołczak, wszyscy razem nie potrafili wyzbyć się idei jednej i niepodzielnej Rosji.  Zniweczyli szansę starcia bolszewizmu z powierzchni ziemi, zniechęcaj[ąc] do siebie na przykład kraje bałtyckie.

To jest co najmniej dyskusyjne, ale nie rozpraszajmy się.  Załóżmy przez chwilę, że generał Wrangel miał prawo – imperium? auctoritas? potestas? – odrzucić zasadę jedimoj niedielimoj dla doraźnych zysków politycznych.  Czy wszakże, dokonując takiego wyboru, nie stanąłby tym samym po stronie rewolucji?  Czym ma być kontrrewolucja, jeśli nie jest przywróceniem status quo ante?  Kontra musi być, z definicji, restauracją przedrewolucyjnego stanu rzeczy.  Benito Cereno musiał otrzymać w posiadanie swój statek i swoich niewolników, których rewolucja Babo mu odebrała – choć następnie mógł oczywiście, dobrowolnie się ich wyzbyć.  Jednak bez podstawowego aktu restytucji, rewolucyjny chaos zostałby zachowany.  Nie widzę innego wyjścia.

Józef Mackiewicz

Największy i najważniejszy polski antykomunista był jednoznaczny w tej kwestii: kontrrewolucja oznaczała dla niego obalenie sowdepii przemocą.  Sowiecki związek był, w jego oczach, zaczynem i źródłem wszelkiego zła, więc należy go obalić przy pomocy siły.

Świadomość tego, że obalić ustrój sowiecki można tylko przemocą, nie oznacza naturalnie, że dokonamy tego z dziś na jutro, rzucając się co tchu w kontrrewolucję; bez wyczekania na powstanie odpowiednich warunków w realnej sytuacji, i możliwości ku temu.  Ale oznacza podstawowe stanowisko, z którego nie wolno się cofnąć ani na krok, aby nie pominąć tych właśnie możliwości, które w zmienności politycznych i światowych konfiguracji zawsze się mogą wyłonić, zaistnieć, otwierając drogę do skutecznego przewrotu.  I jednocześnie oznacza niewzruszoną ideę przewodnią, narzucającą obowiązek przekonania opinii Wolnego Świata, że inne wyjście nie istnieje, nie było go i nie będzie w przyszłości. I że dalszy upór w oczekiwaniu na „pokojową ewolucję” stanowi podtrzymywanie Bloku Komunistycznego w czasie, a tym samym stabilizację dalszego i nieustannego zagrożenia kuli ziemskiej.

To w polemice z Sołżenicynem i jego pacyfistycznym antykomunizmem.  Mackiewicz był kontrrewolucjonistą par excellence.  Gdzież indziej szukać zrozumienia koncepcji kontrrewolucji?  Jeden z bohaterów Nie trzeba głośno mówić, wypowiada znamienne słowa:

Dałoj!  Won, to co jest!  Punkt.  Żadnych innych paragrafów.

Taki jest w istocie program mackiewiczowskiej kontrrewolucji.  Zniszczyć bolszewię, a potem rozprawiać o jedimoj i niedielimoj, usunąć chorobę, a potem zastanawiać się, co dalej.  W jednym z najważniejszych swoich tekstów, który można traktować jako deklarację ideową, artykule pt. Miejmy nadzieję (dołączanym niezmiennie do Zwycięstwa prowokacji od czasów II wydania z 1983 roku) wyraził nadzieję, że manipulowana przez komunistów opozycja solidarnościowa „może się nagle przeistoczyć w …

wielki zbiorowy okrzyk: Dałoj sowietskuju włast’!  Precz z sowiecką władzą!  Dość tego bratania się z komunistami, tej zabawy we wzajemne porozumienia i partykularne solidarności narodowe w imię interesu „państwowego”!  Okrzyk, który zerwie się jak wicher, przeskoczy granice, obejmie wszystkich, nie dla „pojednania narodowego”, „pojednania społecznego”, ale dla wyrzucenia ze społeczeństwa zarazy komunistycznej.  Okrzyk, który przywróci rozsądek i uciemiężonym i wolnym jeszcze ludziom na świecie.

W rzeczywistości skończyło się to gargantuiczną prowokacją „upadku komunizmu”, ale przedmiotem mych rozważań jest tym razem sama koncepcja kontrrewolucji, a nie ten zdumiewający fakt, że niektórzy do dziś uważają, jakoby komunizm upadł.  W oczach Mackiewicza, kontrrewolucja wydaje się w zasadzie pozbawiona treści, jest wyłącznie negatywna.  Jej celem jest przywrócenie zdrowego rozsądku czyli powrót do stanu przedrewolucyjnego, do status quo ante.  Pisał:

Międzynarodowy komunizm w jego dzisiejszej postaci jest rodzajem psychologicznej ZARAZY niezależnie od narodowych czy ekonomicznych pobudek.  Wolność, wolność prawdziwą, może dać tylko obalenie komunizmu, zniszczenie tego ustroju, niezależnie od języka jakim się posługuje.  Zniszczenie to nie jest przepisem załatwienia jakichkolwiek spraw i problemów granicznych, narodowościowych, ekonomicznych czy innych w krajach opanowanych przez komunizm.  Jest to wyłącznie przepis na: przywrócenie wolności.

Zważywszy wszechświatowy sukces tzw. upadku komunizmu, negatywny plan Mackiewicza wydaje się nie mieć już dzisiaj racji bytu.  Nie wdając się w szczegóły, widzę dwie przyczyny tego stanu rzeczy.  Po pierwsze i najważniejsze, można policzyć na palcach dwóch rąk ilość ludzi, którzy nie przyjmują, że komunizm upadł, jakże więc nawoływać do obalenia czegoś, co w mniemaniu tzw. wszystkich – nie istnieje?  A po drugie, nie widać żadnej siły, która mogłaby wypełnić pustkę stworzoną przez teoretycznie czystą, negatywną kontrrewolucję – w sensie: „won, to co jest, kropka. żadnych innych planów” – głównie ze względu na ogromną przestrzeń w czasie od momentu rewolucji.  Innymi słowy, gdyby za dotknięciem magicznej różdżki zniknął nagle rewolucyjny chaos dzisiejszego świata, ludzie wytworzyliby zapewne coś bardzo podobnego, bez najmniejszego przymusu, w sposób wolny.

Żeby uporać się z tą drugą trudnością, przyjrzyjmy się innemu kontrrewolucjoniście.

Julius Evola

Włoski reakcjonista poświęcił wiele myśli naturze kontrrewolucji.  Jego zdaniem, wszelkie próby oporu wobec chaosu naszych czasów są skazane na niepowodzenie, gdyż nie identyfikują korzeni choroby: wywrotowego wpływu rewolucyj 1789 i 1848 na Europę.  Należy odrzucić ideologie, ruchy i partie, które wywodzą się z tych idej, od liberalizmu i demokracji począwszy, a na marksizmie i komunizmie skończywszy.

Ściśle rzecz biorąc, hasłem powinna być kontrrewolucja, ale rewolucja, przeciw której się buntujemy, jest tak odległa, odwrócenie (postawienie na głowie) na tyle zakorzenione, że sytuacja wydaje się wszystkim normalna; innymi słowy, stojąc na głowie, ludzie nie zdają już sobie z tego sprawy.  W takim razie, lepszym hasłem jest reakcja.  Nazwać siebie samego reakcjonistą jest oznaką odwagi.  Jest naturalne, że lewica używa tego terminu jako połajanki, ale nienaturalny jest wstyd i lęk, wywołany takim oskarżeniem wśród tych, którzy jeszcze sami nazywają się prawicą.  Jakże bardzo obawiają się etykietki reakcjonisty!  A przecież, czy nie szkoda, że nie było reakcji na zbrodnie rewolucji?  Należało zareagować i wypalić gniazda zarazy, oszczędzono by światu wielu cierpień.  Reakcja ma jednak negatywne konotacje, reagujemy na napaść, na coś, co się już stało.  Tymczasem kontrrewolucja nie może polegać na parowaniu ciosów.  W kontekście myśli Evoli, kontrrewolucja nie jest obaleniem istniejącego porządku, ale raczej akcją wymierzoną w istniejący nieporządek i próbą przywrócenia normalności, powrotem do źródeł.  Być może ludzie zaczną odrzucać instytucje, które ich zwiodły i szukać nowych idej.  Płynięcie pod prąd, ku źródłom, i rozpoczęcie budowy od nowa, wydaje się wówczas rozsądną opcją.  Przywrócenie normalności nie jest rewolucją, jest odpowiednikiem podniesienia się z podłogi.

Wydaje mi się to postawą klasycznie konserwatywną.  Niebezpieczeństwo, zdaniem Evoli, tkwi w przyjęciu rewolucyjnego stanowiska, w optyce marszu historii, w takim bowiem razie, konserwatywny kontrrewolucjonista akceptuje błąd lewicy, przyjmuje tezę postępu: oto nasza nowa idea jest lepsza niż poprzednia.  Tylko trzymanie się niezmiennych zasad i obiektywnych wartości, pozwoli ludzkości uniknąć rewolucyjnego błędu.  Postrewolucyjny porządek nie jest nigdy porządny, jest zaledwie znośnym, w wielu wypadkach sympatycznym, nieporządkiem.  Jeśli naszą ambicją jest zniszczenie, to może się okazać, że należymy do oddziału historycznych burzycieli – do rewolucjonistów, od których się odżegnujemy.

Pojęcie konserwatyzmu zostało także obarczone przez lewicę lawiną fałszu.  Konserwatyzm ma rzekomo bronić interesów i klas, przywilejów i struktur, które uniemożliwiają postęp.  Liberałowie i komuniści są zgodni w tej kwestii.  Evola słusznie beszta konserwatystów za potulną obronę swych pozycji, w miejsce śmiałej obrony wyższego porządku, godności i bezosobowego dziedzictwa wartości, idej i zasad.  Nie wolno wiązać reakcjonizmu z konkretną kastą, a już w żadnym wypadku nie z burżuazją, która zastąpiła upadłą arystokrację.  Należy w zamian bronić poglądu na życie i państwo, opartego na wartościach i interesach, wyższych niż ekonomiczne.  Edmund Burke mógł trzymać się instytucji i opierać na nich swą zachowawczość.  Dzisiejszy konserwatyzm musi być wierny wartościom, a nie instytucjom; zasadom, z których wyszły dawne instytucje, a nie im samym, bo są bez reszty skompromitowane.  Kontynuacja dotyczyć musi wyższego planu i domaga się bezkompromisowego odrzucenia tego, co jest zbędne, zamiast usztywniać nas w panicznym poszukiwaniu nowych idej.  To jest istota ducha konserwatyzmu, zatem jest on jednorodny z duchem tradycji.

Tradycja

Tradycja nie jest ani służalczym konformizmem z przeszłością, ani niemrawym trzymaniem się utartych form.  Jest czymś ponad-historycznym i dynamicznym: jest nadrzędną siłą ładu w służbie zasad i wartości, które pełniły rolę krzyżma najwyższej legitymizacji.  Evola nazywa je zasadami nadanymi z góry.  Tradycja działa przez pokolenia jako inspiracja, poprzez prawa i instytucje, zwyczaje i związki, ale nie wolno utożsamiać tradycji z jej przejawami.

W takim ujęciu, tradycja nie może być anachronizmem lub regresją, gdyż to, co nie jest absolutne, nie powinno być nigdy absolutyzowane; kukły nie powinny być przemieniane w idole – tak postępuje lewica, podstawiając truchła pod wartości.  Substancja jest wewnątrz (zjawisk, instytucji itp.), a to co jest wieczne jest także zawsze aktualne (stąd wywodzi się polskie określenie „ponadczasowe”).

Jest aksjomatem mentalności rewolucyjnego konserwatysty i reakcjonisty, że najwyższe wartości i podstawowe zasady każdej zdrowej instytucji, są niezmienne i nie „stają się”.  Państwo, imperium, auctoritas, hierarchia, sprawiedliwość, wyższość elementu politycznego nad społecznym i gospodarczym.  W domenie tych wartości nie ma historii, jest więc niedorzecznością myśleć o nich w kategoriach historycznych.  Mają one istotowo normatywny charakter.

Są imperatywne, domagają się więc od nas uznania.

Rewolucyjna mentalność jest odwrotnością takiego podejścia.  Prawda jest względna i zmienna, stawanie się rządzi światem duchowym, wszystko jest uwarunkowane i ukształtowane przez czasy i okoliczności.  Nie ma stałych zasad ani obiektywnych wartości.  Evola stawia zasadnicze pytanie o wybór tradycji.

W jego opisie, Włochy bardzo przypominają Polskę.  Italia nie posiada jednej spuścizny ideowej.  Może odwołać się do wielkich tradycji Rzymu, ale próbował tak czynić Mussolini i wyszło to raczej groteskowo; do barbarzyńskich państw germańskich i niezwykle płodnej idei Świętego Cesarstwa Rzymskiego; do dziedzictwa państwa papieskiego i mozaiki skłóconych miast-państw; do dostojnych i głębokich intelektualnie (mimo nieprzystojnego handryczenia się) tradycji Gwelfów i Gibelinów.  Tymczasem Włochy zbudowane są na tradycji karbonariuszy, jakże więc zdołałyby się oprzeć ideom rewolucji francuskiej?  Ta sama destrukcyjna, rewolucyjna ideologia doprowadziła do zjednoczenia Włoch, podobnie jak do odrodzenia Polski.  Czy kontrrewolucja w Polsce odwoływać się ma do Konfederacji Barskiej?  Czy raczej do szlacheckiej wolności?  Do Batorego i Sobieskiego?  Czy może do wielkich Jagiellonów?  Do Kazimierza Wielkiego czy do Chrobrego?

Mam wątpliwości do takiego podejścia.  Ideologicznie zdeterminowany wybór tradycji zbytnio przypomina mi komunistyczne metody pociągania czerwoną farbą wybranych elementów z historii.  Stalin przyjmował Św. Aleksandra Newskiego jako propagandową figurę walki z germańskim najeźdźcą.  Kościuszko był na wszystkich prlowskich sztandarach, a z Mickiewicza zrobiono zetempowca (zresztą nie bez uzasadnienia).  Jednak Evola argumentuje przekonująco, że odrzucić należy historyczne formy, które doprowadziły do stanu dzisiejszego, choć wolno je przyjąć jako podstawy integracji.  Można by z tego wyciągnąć wniosek, że należy przywoływać ducha dawnej Polski, a nie jej instytucje, ideę wielkości Najjaśniejszej Rzeczpospolitej, a nie formy, jakie przyjęła.  Nie wolno sztucznie utrwalać form związanych z przeszłością, gdyż ich witalność została wyczerpana.

Jak więc ma wyglądać ta idealna kontrrewolucja?  Czy mamy zwrócić się do elektoratów o poparcie w demokratycznym głosowaniu?  Rozpocząć od kampanii propagandowej dla wykazania korzyści i pożytków kontrrewolucji?  A potem plebiscyt?  Kto za kontrrewolucją?  Ręka w górę!  A kto przeciw?  Co z tymi będzie?  Czy należy przemienić szkoły w obozy koncentracyjne dla inakomysliaszczych?  (Nawiasem mówiąc, tak właśnie czyniono w niejednym kraju Ameryki Łacińskiej dla obrony przed komunistyczną infiltracją.  Wszystkie te obmierzłe południowoamerykańskie junty były krytykowane w dokładnie taki sam sposób ze Stanów co z Kuby, z Watykanu jak z Moskwy, ale czy mają przez to otrzymać kontrrewolucyjne placet?  Jedno wydaje mi się pewne: zasługują na wnikliwe studium z punktu widzenia kontrrewolucji.)  Czy może lepiej rzucić w diabły przekonywanie, a niechętnych posłać do Berezy?  Albo pod stienku?  Jak wyrzucić komunistyczną zarazę, kiedy bez przymusu opanowuje coraz to nowe umysły?  Bez udziału pałek i kazamatów czeki, amerykańscy studenci dobrowolnie się sowietyzują na elitarnych uniwersytetach.  Jak przepędzić tę gębę – won!?  Zakazać?  Zabronić wszystkiego, co się nam nie podoba?  Już Św. Augustyn widział, że „zakaz tylko wzmaga pragnienie grzechu, gdy Ducha braknie” – a ducha w narodzie nie masz ni kuku.

Ile było udanych kontrrewolucji w historii współczesnej?  (Restaurację Stuartów i Burbonów odrzucam z oczywistych powodów.)  Trzy?  Fehér Terror na Węgrzech, a potem Franco i Pinochet.  Osobiście, broniłbym wszystkich trzech, ale brać z nich wzór?  Wszystkie trzy nastąpiły natychmiast po rewolucji, były skuteczną reakcją, ale w każdym wypadku, niezależnie od oceny metod i osiągnięć zbudowanych tak reżymów, okazały się czymś mniej niż maleńkim pryszczem pod walcem rewolucyjnego postępu.  Określenie „udane kontrrewolucje” należy wziąć w cudzysłów.  Jak więc przeprowadzić wielbłąda państwa godnego, państwa zasługującego na to miano, przez ucho igielne kontrrewolucji?

Muszę z naciskiem podkreślić, że powyższa lista pytań nie jest ćwiczeniem w retoryce, to nie są kwestie postawione wyłącznie dla ich dramatycznego efektu.  Nie zadałem ich, by twierdzić w formie pytania, ale dlatego, że nie wiem, jaka jest na nie odpowiedź.  Obawiam się tylko, że przeprowadzenie wielbłąda przez sławetnie wąską bramę w murach Jerozolimy – było pestką w porównaniu (że nie wspomnę o drodze bogacza do Zbawienia).

Nasuwa się refleksja, że jeżeli to, co nazywamy dziś „Zachodem”, stworzone zostało przez sataniczny Renesans, mroki Oświecenia (z ukłonem pod adresem Darka R) i potworności rewolucji, od Lutra i Cromwella przez Robespierre’a i Garibaldiego, do Lenina i Mao, a teraz zmierza ku zagładzie, to dlaczego właściwie mielibyśmy płakać nad jego upadkiem?  Rzecz chyba w tym, że Zachód gnije, ale ten rozkład powoduje rozchodzenie się cudownej woni – a rewolucja głównie przeciw temu aromatowi jest skierowana.  Każda rewolucja, także ta kontr-, w praktyce usuwa przede wszystkim każdy, najmniejszy przejaw piękna życia.  Każda rewolucja jest procesem niszczenia – nie może być inaczej.

Potykamy się w samo południe jak w nocy, w pełni sił jesteśmy jakby umarli.  Stojąc pośród ruin, konserwatysta trzyma się tradycji i zachowuje zimną krew, by uratować to, co jest prawdziwie istotne.  Celem powinno być zachowanie niematerialnej ciągłości, a nie awanturnicze akcje.

Zdumiewająco zbieżne z poglądami Evoli były wymagania Józefa Mackiewicza.  Pisał w polemice z Kołakowskim:

Czy to prawda, że akurat w tej chwili nie istnieją warunki dla walki z komunistami?  W takim razie nie wykluczam nadziei, że mogą pojawić się jutro.  Dlatego najważniejszym zadaniem na dzień dzisiejszy wydaje mi się akumulowanie chcenia walki z komunizmem.  Nie w celu nadania mu „ludzkiej twarzy”, lecz w celu przepędzenia tej gęby – won!

Zachowanie duchowej ciągłości jest bliskie zachowania ducha oporu, pokrewne akumulowaniu chcenia walki z komunizmem, które pragnął kultywować Mackiewicz.  Doszliśmy w ten sposób do ostatniej kwestii postawionej z taką jasnością w powieści Melville’a: jak żyć wobec zalewu rewolucyjnego chamstwa?

Kamień, który odrzucili budowniczowie, ten stał się kamieniem węgielnym.



Prześlij znajomemu

26 Komentarz(e/y) do “Kontrrewolucja czyli ucho igielne”

  1. 1 Jacek

    Panie Michale,

    Zastanawiam się nad Pańskimi rozważaniami i przyszło mi do głowy, że skoro powrót do jakiegoś stanu z przeszłości jest w zasadzie niemożliwy, może trzeba spojrzeć w przyszłość i tam poszukać szansy na wyleczenie zarazy.

    Na naszych oczach (chociaż jest to sytuacja, kiedy ludzie patrzą, ale jeszcze mało kto widzi) rozpoczyna się zupełnie nowy etap rozwoju cywilizacji. Nie mam na myśli ani sztucznej inteligencji, ani rewolucji cyfrowej, tylko powrót człowieka do eksploracji przestrzeni kosmicznej. Z jednej strony sytuacja polityczna, z drugiej wynalazki techniczne doprowadziły do przesunięcia sfery aktywności militarnej, a za chwilę też przemysłowej, ekonomicznej, na orbitę ziemską i na Księżyc. Kolonizacja Marsa jest już osiągalna z technicznego punktu widzenia, kwestią czasu jest rozpoczęcie tego procesu w praktyce. To może być olbrzymi impuls rozwojowy, wymuszający odwrócenie i uporządkowanie chaosu, w którym grzęźnie Zachód. Przedsięwzięcia, które staną się ekonomicznie opłacalne, a wręcz mogą być źródłem gigantycznych zysków, być może, w naturalny sposób wyleczą chore mechanizmy społeczne i polityczne. To oczywiście tylko moje domniemania, takie ćwiczenie intelektualne. Być może mylę się całkowicie i degeneracja znana nam z dzisiejszych obserwacji rozprzestrzeni się po nowych koloniach, wydaje mi się jednak, że raczej tak się nie stanie. W każdym razie nie na tym pierwszym etapie.

    Skala ekspansji, jej zasięg jest tak olbrzymi, że konieczny będzie powrót przynajmniej do normalnej ekonomii i wydajnej, skutecznej gospodarki. Te wszystkie zielone łady, zrównoważone rozwoje, dławienie własności prywatnej, całe to szaleństwo zblednie w obliczu nowych możliwości bogacenia się społeczeństw, szans rozwoju ekonomicznego, naukowego, każdego innego. Być może perspektywy zdobywania nowych terytoriów, eksploracja praktycznie nieograniczonych surowców, rozwój technologii transportowych, niejako wymuszą kontrrewolucję, postawienie świata znów na nogi, odwrócenie śmiertelnej dla cywilizacji destrukcji społecznej.

  2. 2 michał

    Drogi Panie Jacku,

    Powrót do stanu z przeszłości wydaje mi się absolutnie możliwy, ale nie wówczas, gdy ten stan miał miejsce przed ponad stu laty. Udane kontrrewolucje były prawie natychmiastowe.

    Być może ma Pan rację, że kolonizacja Marsa jest osiągalna i jest tylko kwestią czasu. Nie znam się na tym, ale nie znając się, myślę sobie, że techniczna osiągalność jest niczym wobec woli. To z woli podboju wyłania się technika, a nie na odwrót. Za parę miesięcy upłynie 55 lat, odkąd człowiek stanął na Księżycu (lub w studio filmowym gdzieś na pustyni, przed kamerami Kubricka). Wówczas wydawało się, że podbój przestrzeni kosmicznej jest kwestią kilku lat. Tak jak wówczas nie było to impulsem do czegokolwiek, tak samo raczej nie będzie dziś. Ale, proszę pamiętać, że jestem egzystencjalnym pesymistą.

    Z mego pesymistycznego punktu widzenia, jest jeszcze jeden problem. Otóż, jeżeli Zachód ma być uratowany dzięki eksploracji kosmosu, to w żadnym wypadku nie można tego nazwać kontrrewolucją. Świat nie podniesienie się z ziemi, nie stanie na nogach, nie przestanie być w rewolucyjnych kleszczach, a zaledwie, kunktatorsko, odrzuci pewne niedorzeczności z powodów czysto pragmatycznych – dla zysku. Sądzę także, że totalitarne struktury sowiecko-chrlowskie o wiele lepiej są przystosowane do tego rodzaju ekspansji, niż to, co nazywamy z dziwnym sentymentalizmem „Zachodem”.

    Co oczywiście nie zmienia faktu, że podziwiam Pański optymizm.

  3. 3 Jacek

    Panie Michale,

    Zgadzam się, że w przypadku ewentualnego kolejnego wyścigu w ekspansji kosmosu, odrzucenie współczesnych idiotyzmów ideologicznych, byłoby wywołane pobudkami czysto praktycznymi. Chodziło mi jednak o to, że później, nowe perspektywy, możliwości pojawiające się w wyniku zdobyczy kolejnych terytoriów, mogą całkowicie zmienić obecną sytuację. Jedną z przyczyn gnicia zachodniej cywilizacji jest stan swoistej „sytości”, bogactwa, rozleniwienia, prowadzący do degeneracji. Brak nowych wyzwań, osiadanie na laurach dotychczasowych osiągnięć, jest demoralizujący, zniechęcający do samodoskonalenia, do rywalizacji z konkurencją. W jakimś stopniu to wywołało tę nieprawdopodobną podatność na kolejne odmiany marksizmu. Wydaje mi się, że nowe granice, nowe bariery, które trzeba będzie pokonać, mogą stać się lekarstwem na tę zarazę. Może ten proces nie zasłuży na miano kontrrewolucji, ale być może jego efekt będzie ostatecznie korzystny.

    Sądzę też, że obecne możliwości i ogólnie, sytuacja ekonomiczna, polityczna, militarna, są całkowicie odmienne od tych sprzed 55 lat. Wtedy jedynym impulsem do działania była chęć propagandowego pognębienia przeciwnika. Ze zdobycia Księżyca nie wynikały żadne praktyczne korzyści, bo ówczesna technologia nie pozwalała na tanie i mnogie wysyłanie na orbitę i dalej, ładunków, sprzętu, ludzi. NASA, jako agencja państwowa, była uzależniona od rządu federalnego, a ten od kapryśnej opinii wyborców i podatników. Teoria spiskowa, którą Pan przypomniał, ma chyba swoje korzenie w filmie „Koziorożec 1” Petera Hyamsa. Bardzo zgrabnie ujęto tam delikatną kwestię akceptacji kosztów kolejnych misji programu Apollo. Ostanie lądowanie przegrało medialnie z wyborami miss, czy czymś podobnym.
    Dziś Space X i jemu podobne firmy czerpią olbrzymie zyski z kolejnych osiągnięć technologicznych, a spodziewane korzyści z założenia stałej bazy na Księżycu, dodatkowo mobilizują ich do działania. W porównaniu do marazmu lat 70-tych, dziś jest olbrzymia wola do ekspansji. Obniżenie kosztów wyniesienia 1 kilograma ładunku na orbitę daje zupełnie nowe możliwości. Ktoś porównał Starshipa Elona Muska do Douglasa DC-3, który zrewolucjonizował transport lotniczy w latach 40-tych. Coś w tym jest.

    Ani sowieci, ani chińscy komuniści nie dysponują porównywalną technologią.

    Ten wyścig technologiczny otworzy drogę do kolejnych planet Układu Słonecznego, co siłą rzeczy przewartościuje wszystkie dotychczasowe osiągnięcia człowieka. Z pewnością będzie to miało wpływ również na sferę światopoglądową, filozoficzną, etyczną. Nie mam oczywiście pewności, jak te zmiany wpłyną na obecną degrengoladę ideologiczną, ale widzę przynajmniej szansę na zmiany na lepsze.

  4. 4 Andrzej

    Jacku,

    Jak widzę usilnie szukasz wyjścia z matni lewackiego labiryntu , w którym jest dziś tzw. Zachód.

    Nie wiem na ile zgłębiłeś temat, ale „wyścig w kosmosie” lat 60 i 70 bynajmniej nie zahamował wzrostu lewackich ideologii, lecz je znacznie wzmocnił. Efekt był niszczycielski na wielką skalę. Wówczas obowiązywał kurs na „pokój” oraz „współpracę” – do czego właśnie znakomicie przydała się eksploracja przestrzeni kosmicznej i Księżyca (były też stale obecne „antyfaszyzm”, „sprawiedliwość społeczna”, „antyrasizm”, i tym podobne bolszewickie hasła). Lewackie trendy uległy ogromnemu wzmocnieniu, czego rezultatem stało się „odprężenie” i współpraca Zachodu z blokiem komunistycznym na pełną skalę, tj. pomaganie komunistom w pokonaniu kryzysów wewnętrznych, wprowadzanie ich w struktury wolnej gospodarki, kredytowanie ich, a wreszcie pełne wsparcie pierestrojki.

  5. 5 Przemek

    Panie Andrzeju,
    nie mogę się z Panem zgodzić w określeniu antyrasizmu czy antyfaszyzmu jako bolszewickich haseł. Dla mnie to naturalne, no chyba że z natury jestem bolszewikiem.

  6. 6 Przemek

    Panie Jacku,

    Pana wizja rozwoju napawa optymizmem. Czy to zapowiedź nowego opowiadania, książki? Nie wiem czy przykład Elona Muska jest właściwy (tesla np.), ale może tylko na taki rozwój należy liczyć. Podziwiać, czy raczej nie ufać. Podobnie trochę jak z Microsoft czy Apple. Czyli rewolucja technologiczna w miejsce kontrrewolucji. A tu na globie zostają ci niedowiarkowie którzy nie wyjadą. Odległa trochę przyszłość, pewnie nam się nie uda zobaczyć, ale dało dużo do myślenia. Trochę mam obawę co do nowego życia na odległych planetach, jak Pan to określił „postawienie świata znów na nogi, odwrócenie śmiertelnej dla cywilizacji destrukcji społecznej” , zapewne znajdą się nowi prorocy, nowe religie nowe rewolucje. No i zaczynamy od początku, tylko koło już zapewne mają, a może i coś więcej.

  7. 7 Jacek

    Andrzej,

    To wszystko prawda, co piszesz, ale program Apollo nie miał takiego potencjału, jak dzisiejsze projekty Space X. Przede wszystkim NASA była ( i jest) agencją rządową, co było skutecznych hamulcem prawdziwego rozwoju, a ponadto podlegała politycznym fanaberiom Białego Domu, jak idiotyczny pomysł detente, czego efektem był nieszczęsny program Sojuz-Apollo. Prawdziwy wyścig o panowanie na orbicie okołoziemskiej i o zagospodarowanie Księżyca, jako bazy wypadowej na Marsa, dopiero się zaczął. Jak ten proces będzie przebiegał, nie wiem, wydaje mi się tylko, że jest w tym pewien potencjał do pogonienia komunistów z zachodnich „elit”, bo stanowią oni potężny problem w realizacji nadchodzących zadań. Oczywiście, może cały ten potencjał zostać pogrzebany w bagnie bolszewickich intryg.

    Rzeczywiście szukam wyjścia z tego labiryntu, myślę, że jest to działanie warte zachodu.

  8. 8 Jacek

    Panie Przemku,

    Przestrzeń kosmiczna, ta okołoziemska i ta w głębokim kosmosie została już dogłębnie zeksplorowana przez literaturę SF. I film, rzecz jasna. Astronauci, którzy wyruszą na Marsa i gdziekolwiek dalej, spotkają się z problemami, które już ktoś, kiedyś opisał lub sfilmował. Wszystkie możliwe warianty zostały już przez kogoś wymyślone na przestrzeni ostatnich kilku dekad. Wielkie umysły dotarły do najodleglejszych krańców wszechświata. Artur C. Clark, Stanisław Lem, Ray Bradury, Herbert George Wells, Phillip K. Dick, Carl Sagan i wielu, wielu innych łamało sobie głowy, nad tym, co człowieka może czekać po opuszczeniu macierzystej planety. Gdzież mi do nich? Nie czuję się na siłach brać się za bary z takimi mocarzami.

    Ma Pan rację, że eksploracja nowych światów będzie się wiązała z rozpoczynaniem pewnych procesów na nowo, chociaż oczywiście z jakimś bagażem starej cywilizacji na starcie. Na pewno będą i nowi prorocy i nowe religie i nowe zagrożenia. Dlatego widzę w tym pewną szansę na odrzucenie zarazy, która rozkłada dziś naszą cywilizację. Ale rozumiem też wątpliwości Pańskie, Pana Michała i Andrzeja.

  9. 9 Andrzej

    Panie Przemku,

    Pan najwyraźniej utożsamia „antyfaszyzm” i „antyrasizm” w wydaniu bolszewickim (gdzie np. każdy przeciwnik komunizmu jest faszystą i rasistą) z antyfaszyzmem i antyrasizmem. Nie podejmuję się dyskusji z Panem. Proszę mi to łaskawie wybaczyć.

  10. 10 michał

    Panie Jacku,

    Jest Pan optymistą. Ja nie. Kładzie Pan np. nacisk na technikę, na dynamikę rozwoju technologicznego, którą sowieciarze (obojętne, czy prlowscy, czy chrlowscy) są tylko w stanie kopiować. To najprawdopodobniej słuszne, ale Niarchos też tylko kopiował Onassisa, dzięki czemu unikał jego pomyłek i osiągał lepsze rezultaty, nie wpadał w ślepe uliczki ewolucji technicznej. Rzecz nie w technice, ani nawet nie w pomyśle, w planie; bitwę wygrywa ten, która bierze na siebie wprowadzenie planu w życie, użycie techniki, zastosowanie pomysłu. Żyjemy w świecie, w którym robimy to, co jest technicznie możliwe, a nie to – co chcemy. Wola zanika wprost proporcjonalnie do rozwoju techniki. Nie brak techniki, ale brak woli jest winien, że nie ma samolotu porównywalnego z Concordem, że nie zbudowano baz na Księżycu, i z tego samego powodu jestem pesymistą.

    Czy nie przecenia Pan potencjału Space X i podobnych projektów? Czy to nie są zabawki bogatych ludzi, które zostaną porzucone na rzecz nowej, ładniejszej, zgrabniejszej zabawki, jak stara żona?

    Pan Andrzej ma rację, wskazując na ideologiczną otoczkę rzekomego „wyścigu zbrojeń w kosmosie”. Proszę sobie przypomnieć radosną współpracę w „Odysei kosmicznej” Kubricka i w różnych innych futurystycznych filmach. To wszystko idzie w parze z „napawaniem” i z optymizmem.

  11. 11 michał

    Drogi Panie Andrzeju,

    Jasne, że stawka na pokój, na pokojową współpracę, dla dobra ludzkości, dla postępu, a także, by Polska rosła w siłę, a ludzie żyli dostatniej – że wszystko to razem zaowocowało bełkotliwą propagandą antyimperializmu i antyrasizmu, antyfaszyzmu i całym tym strumieniem rzygowin, w jakim przyszło nam żyć. Na „wspólnych wartościach” – tfu, bolszewicka twoja chrząstka! -demokracji, odprężenia, współpracy i konwergencji zbudowano Świetlaną Przyszłość, która jest naszą teraźniejszością.

  12. 12 michał

    A ja, przeciwnie…, Panie Przemku. Przeciwnie, bo zgodzić się z Panem nie wypada, ale także przeciwnie niż Pan Andrzej, bo chętnie wysłucham, jak to się stało, że „antyrasizm”, „antyfaszyzm”, to nie są bolszewickie hasła. Są naturalne? Czyli co? Występują w naturze?

    Niechże mnie Pan oświeci w kwestii tych zbożnych haseł. Czy mają charakter nakazów? Czy może kryją się za nimi wartości? Umieram z ciekawości.

  13. 13 Przemek

    Panie Michale,
    dla porządku i jasności przytoczę za SJP:

    naturalny
    1. «właściwy naturze, przyrodzie, zgodny z jej prawami»
    2. «zrobiony z surowców występujących w naturze»
    3. «stanowiący właściwość czyjejś natury, wrodzony»
    4. «zgodny ze zwykłym porządkiem rzeczy, zrozumiały sam przez się»
    5. «wynikający z czyjejś natury, szczery, niewymuszony»
    6. «uiszczany w towarach, w naturze»

    Myślę, że tym razem jednak zgodzi się Pan, że to co naturalne wcale nie musi rosnąć na drzewach.

    Nieporozumienie wynika chyba z użycia bądź nie, znaku cudzysłowu. Pan i Pan Andrzej użyliście a ja nie. Zresztą chyba wyjaśnił to p. Andrzej jednoznacznie.

  14. 14 michał

    Panie Przemku,

    Czy antyfaszyzm, w cudzysłowie lub bez, jest właściwy naturze? Zrobiony z surowców? Stanowiący właściwość Pańskiej natury? Zgodny ze zwykłym porzadkiem rzeczy? Szczery i niewymuszony przez Stalina? Czy też uiszczany w towarach?

    Nie sądzę, by nieporozumienie wynikało z użycia cudzysłowów.

  15. 15 Przemek

    Panie Michale,
    przytoczyłem całą definicję, aby nie było, że wybieram coś z kontekstu. Jakoś nie przypominam sobie żeby tam było coś o Stalinie. Ale szczery i niewymuszony to tak, tu się zgodzę. No mamy jeszcze, zgodny ze zwykłym porządkiem rzeczy, zrozumiały sam przez się.

    Panie Andrzeju,
    rozumiejąc Pana niechęć do dyskusji ze mną proszę jednak o komentarz, jak Pan napisał „Pan najwyraźniej utożsamia „antyfaszyzm” i „antyrasizm” w wydaniu bolszewickim (gdzie np. każdy przeciwnik komunizmu jest faszystą i rasistą) z antyfaszyzmem i antyrasizmem.”
    No może jednak wyjaśni się kwestia nieistotnych cudzysłowów.

  16. 16 michał

    Szczery i niewymuszony antyfaszyzm, czy tak? Czy dobrze Pana rozumiem? Czy do tego się Pan przyznaje, czy też okaże się zaraz, że coś źle zrozumiałem i trzeba, jak to Pan kiedyś powiedział, „szukać po słownmikach”?

  17. 17 Przemek

    Panie Michale,
    dobrze Pan zrozumiał, jestem antyfaszystą i antyrasistą. Nie czuję się w żadnym stopniu bolszewikiem, i nie przypominam sobie abym kiedykolwiek tą bandę wspierał, wręcz przeciwnie. Co do przyznawania się, to chyba nie przesłuchanie jeszcze.

  18. 18 michał

    Czy zechce Pan wyjaśnić, bo to nie jest dla mnie oczywiste, co Pan rozumie pod tym „antyfaszyzmem”? Oczywiście, antyrasizm też mnie interesuje, ale nie rozpraszajmy się.

  19. 19 Przemek

    Panie Michale,
    być może faszyzm jako antykomunistyczny jest dla Pana dopuszczalny, ale jest też antyliberalny (no i znowu to „anty”) nacjonalistyczny (tu też możemy się spierać o granice nacjonalizmu) i z zapędami totalitarnymi no i chyba potrafi ograniczać wolność słowa (a to jak myślę ceni Pan sobie bardzo). Nie jestem rasistą ani faszystą. Czy to od razu oznacza że jestem anty? No właśnie, tak myślę, że trzeba jakoś ten przedrostek określić. Czy trzeba walczyć czy wystarczy tylko własna niezgoda. Ha, podobnie można się zastanowić nad słowem antykomunista czy może „antykomunista”.
    Do pomyślenia trochę.

  20. 20 michał

    Drogi, Szanowny Panie Przemku!

    Musiałem wypić więcej niż jeden kufel piwa, i nadal nie rozumiem. Wydaje mi się, ale proszę mnie poprawić, jeśli nie mam racji, że podsuwa mi Pan do zastanowienia, co oznacza antykomunizm, czy tak? Być może Pan nie zauważył – a w żadnym wypadku nie winię Pana za to, bo niby dlaczego? – roztrząsaliśmy to tutaj wielokrotnie. Proponuję więc zostawić anytkomunizm, a zatrzymać się jednak przy Pańskim antyfaszyzmie.

    Proszę mi łaskawie powiedzieć, co precyzyjnie ma Pan na myśli, nazywając się antyfaszystą, jeśli to tylko możliwe.

    Jeżeli Panu tak wygodniej, to proszę koniecznie mówić także o antyrasizmie. W pierwszym rzędzie, chciałbym pojąć, o czym Pan mówi, a potem zajmiemy się rozróżnieniami.

    Z góry dziękuję.

  21. 21 Przemek

    Panie Michale,
    chyba już jaśniej nie potrafię (widocznie pewne ograniczenia mojego rozumu).
    Nie śmiałbym pytać Pana o znaczenie antykomunizmu, wiele się tutaj dowiedziałem.
    To trochę ewaluacja języka, czy określenie antyfaszysta dzisiaj jest tożsame z antyfaszystą z początku 20 wieku? Może więc czasem lepiej mówić o niezgodzie na faszyzm, rasizm, nacjonalizm.
    Trudno jest mówiąc o faszyzmie nie wspomnieć rasizmu czy nacjonalizmu, kolejność przypadkowa można zapewne inaczej. Niepotrzebnie zapewne, może to nie właściwe miejsce ku temu, pisałem o wymaganiach do nazywania siebie „anty”. O konieczności, bądź nie, konkretnego działania. Choć jeśli dobrze pamiętam była już tu kiedyś dyskusja na ten temat.

    Nazywanie mnie Drogim i Szanownym trochę mnie konfuduje, nie chcę być mniej uprzejmy, ale dokąd to zaprowadzi. Pozwolę sobie w tych (rozumiem, że trudnych przypadkach) kiedy się do Pana zwracam pozostać przy standardowej formie.

  22. 22 michał

    Panie Przemku,

    Terminem „faszyzm” zwykło się określać socjalistyczną ideologię Benito Mussoliniego. Kropka. Od mniej więcej początków lat 30 propaganda stalinowska, przyjęła ten zgrzytliwe i obco brzmiące słowo na określenie każdego „wroga ludu” z byłymi bolszewikami włącznie. Faszystą był więc nie tylko Mussolini, ale także antysocjalista Franco i narodowy socjalista – Hitler. Faszystowski był reżym Piłsudskiego i sanacji. W czasie wojny faszystami byli czetnicy i akowcy, a po wojnie, Churchill, Truman i Adenauer. Ciekawe, że Trocki na emigracji przejął tę stalinowską terminologię i koncentrował się na dwóch zagrożeniach dla komunizmu: na stalinizmie i faszyzmie. To jest oczywiście nic nie znaczący bełkot, którym nie należy się przejmować (nie wolno nigdy liczyć się z tym, co mówią ludzie głupi). Od 80 lat w prlu nie mówi się inaczej niż „faszystowskie Niemcy”, co jest historycznym absurdem – to określenie nie ma żadnego desygnatu.

    Niestety tę stalinowską terminologię przejęli ludzie wolni. Mianem faszystów określa się rutynowo tzw. prawicę, która, jak mi podpowiada Darek, w ogóle nie istnieje. W rezultacie, Bogu ducha winnej Giorgii Meloni, lewicowo-centrycznej demokratce, wyzywa się od faszystów. Zasada jest ta sama, co za Stalina: faszystą jest ten, który się nie podoba. Z dowolnych powodów.

    Bolszewicka jaczejka w Stanach Zjednoczonych nie na darmo nazywa się Antifa (Anti Fascist Action). Występują otwarcie przeciw policji (faszyści!), Trumpowi (faszysta!), faszystowskiemu chrześcijaństwu i faszystowskiemu kapitalizmowi (z tym zastrzeżeniem, że nie ma innego kapitalizmu niż faszystowski, ani innego chrześcijaństwa), przeciw faszystowskiej armii izraelskiej i faszystowskiej eksploracji ropy naftowej, przeciw faszystowskiej instytucji małżeństwa i skrajnie faszystowskiemu pojęciu rodziny. Ale najlepsze, że udowodniony zarzut plagiaryzmu postawiony czarnej szefowej uniwersytetu w Harvard, był przejawem rasistowskiego faszyzmu.

    Stąd było moje nieśmiałe pytanie pod Pana adresem: co Pan ma na myśli, nazywając się z dumą antyfaszystą? Bo przecież nie, wrogość wobec Il Duce?

  23. 23 amalryk

    „Restauracja jest niemożliwa nie dlatego, że istnieją „przezwyciężone” epoki, ale dlatego, że wszystko jest śmiertelne. Syn jest następcą nie przezwyciężonego, lecz martwego ojca.” (N.G.D.)

    A ja pamiętam, przecież ze szkół jeszcze, jak to zostały przezwyciężone; mroki średniowiecza przez renesans owo cudowne odrodzenie, po czem pojawił się wsteczny barok, przezwyciężony przez świetlane oświecenie, i znów po owym siecle des lumieres mamy ciemnawy romantyzm przezwyciężony przez racjonalizm pozytywizmu etc, etc. I tak miała przebiegać ta nieustannie wznosząca się sinusoida postępu aż nas wzniosła do współczesności… Tylko co my tu mamy ? Komunizujący się na potęgę Zachód (tylko postępowo z tymi wszelkiej maści dewiacjami seksualnymi i środowiskowymi) a po drugiej stronie barykady komunistyczna Azja nieco bardziej siermiężna (z nowością – szyickim bolszewizmem religijnym). Podobno czekamy na wojnę między nimi. Może się i doczekamy, w końcu bolszewicy wielkoruscy leją się już na całego z bolszewikami małoruskimi. Tylko diabli wiedzą co się z tego wyłoni?

    „Jak więc przeprowadzić wielbłąda państwa godnego, państwa zasługującego na to miano, przez ucho igielne kontrrewolucji?” No cóż Panie Michale wydaje się, że nijak. Ale to akurat nie powinno nas zniechęcać, nic nie jest wieczne na tym lichym świecie.

  24. 24 michał

    Drogi Panie Amalryku,

    Ach, gdzież się podziało piękno dialektyki materialistycznej? Kwiat zaprzecza pąkowi, a owoc zaprzecza kwiatu, taż ta, panie, poezja, czyż nie? Tylko Stalin nie zaprzeczał Leninowi, ani Lenin Marksowi.

    Osobiście, czuję się ciut zniechęcony, że nie można przeprowadzić wielbłąda zdrowego państwa przez ucho igielne kontrrewolucji, ale może na wzór polskich pozytywistów przezwyciężę wsteczny romantyzm i ruszę z posad bryłę świata, co mi tam? A potem ramię do ramienia, wspólnymi łańcuchy, opaszmy ziemskie kolisko – by gówno równomiernie rozpełzło się wszędzie.

    Cytat z Gomeza, jak zwykle, cudownie trafny.

  25. 25 amalryk

    Panie Michale!

    Teza, antyteza, synteza, prawo jedności i walki przeciwieństw – ach! Te mantry diamatu, owej urokliwej kompilacji; banałów, nieweryfikowalnych hipotez i bredni – zaiste poezji! Ale niestety: „poezji nikt nie zji”, więc do czynu, niech przeszłości ślad dłoń nasza zmiata a w miejsce jej gówno rozlewa się równo!

    No tak, ale mieliśmy przeprowadzać tego wielbłąda… cholera! Znów nie wyszło.

  26. 26 michał

    Diamat, diamat, taka ich mat’… W ich wykonaniu to była walka jedności i prawo przeciwieństw, jedność przeciwieństw i prawo walki, tudzież odwrotnie, bo w tym bełkocie można wszystko powiedzieć, niczego nie wypowiedziawszy. A skoro tej poezji nikt nie zji, to nic dziwnego, że kołchoźnicy sadzili kartofle w dzień, a wykopywali je w nocy, bo jeść trzeba.

    Tylko wielbłąd, jak stał, tak stoi, przeżuwa surowe ziarna kawy i kontempluje ucho igielne.

Komentuj





Language

Książki Wydawnictwa Podziemnego:


Zamów tutaj.

Jacek Szczyrba

Czerwoni na szóstej!.

Jacek Szczyrba

Punkt Langrange`a. Powieść.

H
1946. Powieść.