III Ankieta Wydawnictwa Podziemnego

Dziecko w szkole uczy się fałszowanej historii od Piasta do równie sfałszowanego Września i dowie się, że obrońcą Warszawy był nie jakiś tam Starzyński, ale komunista Buczek, który wyłamał kraty „polskiego faszystowskiego” więzienia, by na czele ludu stolicy stanąć do walki z najeźdźcą. – Tak w roku 1952 Barbara Toporska opisywała ówczesny etap bolszewizacji Polski.

Przyjmijmy, na potrzeby niniejszej ankiety, że był to opis pierwszego etapu bolszewizacji, klasycznego w swoim prostolinijnym zakłamaniu. Kolejny etap nastąpił szybko, zaledwie kilka lat później, gdy – posługując się przykładem przytoczonym przez Barbarę Toporską – w kontekście obrony Warszawy wymieniano już nie tylko komunistę Buczka, ale także prezydenta Starzyńskiego (i to z największymi, bolszewickimi honorami). Przyszedł w końcu także moment, gdy komunista Buczek albo znikł z kart historii, albo też przestał być przedstawiany w najlepszym świetle – jeszcze jeden, mocno odmieniony okres.

Mamy tu zatem dynamiczne zjawisko bolszewizmu i szereg nasuwających się pytań. Ograniczmy się do najistotniejszych, opartych na tezie, że powyższe trzy etapy bolszewizacji rzeczywiście miały i mają miejsce:

1. Wedle „realistycznej” interpretacji historii najnowszej utarło się sądzić, że owe trzy etapy bolszewickiej strategii są w rzeczywistości nacechowane nieustającym oddawaniem politycznego pola przez bolszewików. Zgodnie z taką wykładnią, historię bolszewizmu można podzielić na zasadnicze okresy: klasyczny, ewoluujący, upadły. Na czym polega błąd takiego rozumowania?

2. Jak rozumieć kolejno następujące po sobie okresy? Jako etapy bolszewizacji? Jako zmiany wynikające z przyjętej strategii, czy ze zmiennej sytuacji ideowej i politycznej, czy może trzeba wziąć pod uwagę inne jeszcze, niewymienione tu czynniki?

3. Trzy etapy i co dalej? Czy trzecia faza spełnia wszystkie ideowe cele bolszewizmu, czy wręcz przeciwnie – jest od realizacji tych celów odległa? Czy należy spodziewać się powrotu do któregoś z wcześniejszych etapów, a może spektakularnego etapu czwartego lub kolejnych?

Zapraszamy do udziału w naszej Ankiecie.

II Ankieta Wydawnictwa Podziemnego

Dorobek pisarzy i publicystów mierzy się nie tyle ilością zapisanych arkuszy papieru, wielkością osiąganych nakładów, popularnością wśród współczesnych czy potomnych, poklaskiem i zaszczytami, doznawanymi za życia, ale wpływem jaki wywierali lub wywierają na życie i myślenie swoich czytelników. Wydaje się, że twórczość Józefa Mackiewicza, jak żadna inna, nadaje się do uzasadnienia powyższego stwierdzenia. Stąd pomysł, aby kolejną ankietę Wydawnictwa poświęcić zagadnieniu wpływu i znaczenia twórczości tego pisarza.

Chcielibyśmy zadać Państwu następujące pytania:

1. W jakich okolicznościach zetknął się Pan/Pani po raz pierwszy z Józefem Mackiewiczem?
Jakie były Pana/Pani refleksje związane z lekturą książek Mackiewicza?

2. Czy w ocenie Pana/Pani twórczość publicystyczna i literacka Józefa Mackiewicza miały realny wpływ na myślenie i poczynania jemu współczesnych? Jeśli tak, w jakim kontekście, w jakim okresie?

3. Czy formułowane przez Mackiewicza poglądy okazują się przydatne w zestawieniu z rzeczywistością polityczną nam współczesną, czy też wypada uznać go za pisarza historycznego, w którego przesłaniu trudno doszukać się aktualnego wydźwięku?

Serdecznie zapraszamy Państwa do udziału.

Ankieta Wydawnictwa Podziemnego

1. W tak zwanej obiegowej opinii egzystuje pogląd, że w 1989 roku w Polsce zainicjowany został historyczny przewrót polityczny, którego skutki miały zadecydować o nowym kształcie sytuacji globalnej. Jest wiele dowodów na to, że nie tylko w prlu, ale także innych krajach bloku komunistycznego, ta rzekomo antykomunistyczna rewolta była dziełem sowieckich służb specjalnych i służyła długofalowym celom pierestrojki. W przypadku prlu następstwa tajnego porozumienia zawartego pomiędzy komunistyczną władzą, koncesjonowaną opozycją oraz hierarchią kościelną, trwają nieprzerwanie do dziś. Jaka jest Pana ocena skutków rewolucji w Europie Wschodniej? Czy uprawniony jest pogląd, że w wyniku ówczesnych wydarzeń oraz ich następstw, wschodnia część Europy wywalczyła wolność?

2. Nie sposób w tym kontekście pominąć incydentu, który miał miejsce w sierpniu 1991 roku w Moskwie. Czy, biorąc pod uwagę ówczesne wydarzenia, kolejne rządy Jelcyna i Putina można nazwać polityczną kontynuacją sowieckiego bolszewizmu, czy należy raczej mówić o procesie demokratyzacji? W jaki sposób zmiany w Sowietach wpływają na ocenę współczesnej polityki międzynarodowej?

3. Czy wobec rewolucyjnych nastrojów panujących obecnie na kontynencie południowoamerykańskim należy mówić o zjawisku odradzania się ideologii marksistowskiej, czy jest to raczej rozwój i kontynuacja starych trendów, od dziesięcioleci obecnych na tym kontynencie? Czy mamy do czynienia z realizacją starej idei konwergencji, łączenia dwóch zantagonizowanych systemów, kapitalizmu i socjalizmu, w jeden nowy model funkcjonowania państwa i społeczeństwa, czy może ze zjawiskiem o zupełnie odmiennym charakterze?

4. Jakie będą konsekwencje rozwoju gospodarczego i wojskowego komunistycznych Chin?

5. Już wkrótce będzie miała miejsce 90 rocznica rewolucji bolszewickiej w Rosji. Niezależnie od oceny wpływu tamtych wydarzeń na losy świata w XX wieku, funkcjonują przynajmniej dwa przeciwstawne poglądy na temat idei bolszewickiej, jej teraźniejszości i przyszłości. Pierwszy z nich, zdecydowanie bardziej rozpowszechniony, stwierdza, że komunizm to przeżytek, zepchnięty do lamusa historii. Drugi stara się udowodnić, że rola komunizmu jako ideologii i jako praktyki politycznej jeszcze się nie zakończyła. Który z tych poglądów jest bardziej uprawniony?

6. Najwybitniejszy polski antykomunista, Józef Mackiewicz, pisał w 1962 roku:

Wielka jest zdolność rezygnacji i przystosowania do warunków, właściwa naturze ludzkiej. Ale żaden realizm nie powinien pozbawiać ludzi poczucia wyobraźni, gdyż przestanie być realizmem. Porównanie zaś obyczajów świata z roku 1912 z obyczajami dziś, daje nam dopiero niejaką możność, choć oczywiście nie w zarysach konkretnych, wyobrazić sobie do jakiego układu rzeczy ludzie będą mogli być jeszcze zmuszeni 'rozsądnie' się przystosować, w roku 2012!

Jaki jest Pana punkt widzenia na tak postawioną kwestię? Jaki kształt przybierze świat w roku 2012?




Dariusz Rohnka


Ironia

Nos zakrzywiony starczy, by odnaleźć w Kiszocie Karola V-tego…

Zdaje się, że nie sposób stwierdzić z absolutną pewnością, czy szlachetny rycerz z La Manchy miał coś wspólnego z cesarską osobą (choć rzekomo sam Cervantes napisał traktat kojarzący ze sobą te dwie postacie, tyle że odnaleziony po trzydziestu latach od śmierci pisarza okazał się falsyfikatem). Karol zaś V-ty srogo karał czytelników opowieści rycerskich, ale nie wszystkich. W roku 1543 wydał dekret zabraniający nabywania i nawet czytania powieści rycerskich Hiszpanom, zamieszkałym w Ameryce. Miał nadto nosić się z zamiarem zupełnego wyrugowania tego gatunku utworów, ale bez efektu, bo… publiczną jakoby tajemnicą było, że w zaciszu własnej biblioteki onże sam rozkoszuje się „Don Belianisem de Grecia, może najbzdurniejszym z bzdurnych tych utworów” – jak pisał znawca przedmiotu, poznański profesor Michał Sobeski, a który podzielał w tym względzie estetyczne poglądy Edmunda Burke’a:

The admirer of Don Bellianis… is not shocked with the continual breaches of probability, the confusion of times, the offences against manners, the trampling upon geography; for he knows nothing of geography and chronology, and he has never examined the grounds of probability.

[Wielbiciela Don Belianisa… nie zadziwiają bezustanne odstępstwa od reguł prawdopodobieństwa, pomieszanie czasów, wykroczenia przeciwko dobrym obyczajom, poniewieranie geografii; ponieważ nic nie wie na temat geografii i chronologii, nigdy także nie badał podstaw prawdopodobieństwa.]

Karol, zawzięty czytelnik przygód Don Belianisa, postawił świat przed łaskawym wyborem: konwersja lub ekspatriacja, dla poddanego, bliskich, dzieci, wnuków, późniejszych pokoleń.

Wolno, jeśli się komu podoba, naigrawać się z pierwotnych wierzeń. Nie zmieni to faktu, że wynikały z wiary w nadprzyrodzone pochodzenie uniwersum. Świadczą o tym nie wyłącznie dzikie, narkotyczne tańce wokół ogniska, które nam nie tak dawno zaprezentowano na tychże łamach Wydawnictwa Podziemnego, ale również kult pogrzebowy, będący wyrazem wiary w życie pozagrobowe. Najstarszy znany pochówek, sprzed 60 000 lat, odnaleziono w jaskini Szanidar w Iraku. W jednym z grobów odkryto resztki złożonych tam, podczas ceremonii pogrzebowej, kwiatów, coś w rodzaju kobierca z kwiatów. Pochowany był niesprawny fizycznie; zginął przywalony gruzem skalnym w wyniku trzęsienia ziemi. Był neandertalczykiem. Jako ułomny nie został odrzucony przez grupę, ale pochowany z czcią, zapewne nie tylko dla jego cielesnej powłoki, ale także dla uleciałej duszy.

Sokrates został umieszczony przez Dantego w piekielnym kręgu I, w miejscu przeznaczonym dla niechrzczonych: bohaterów, poetów, pogańskich filozofów.

Potem widziałem, podniósłszy me oczy,
Mistrza uczonych z powagą na czole.
Siedział w rodzinnym filozofów kole,
Powszechnej hołdem otoczony cześci.
Sokrates, Platon, poważni z wejrzenia,
Najbliższe przy nim zajęli siedzenia.
To liczne grono Demokryt pomnożył…

Gdzie umieściłby Dante ułomnego neandertalczyka, gdyby wiedział o jego istnieniu, tego nie będziemy tu dociekać. Ani także tego, czy Sokrates pochodził z gminu czy z zamożnej rodziny. Bogaty czy biedny, ubrany czy obdarty, dzięki właściwościom intelektu wzbudzał powszechną ciekawość. Byłby uczestnikiem biesiad i dyskusji nawet jako ostatni, z punktu zamożności, obywatel Aten, może nawet jako człowiek niewolny.

Czy Sokratesa zabiła demokracja czy inne licho nie wydaje mi się istotne z punktu dyskusji. Skoro już jednak o tym mowa, nie jest to teza w należyty sposób podbudowana. Niezależnie od predylekcji ustrojowych, był Sokrates przeciwnikiem nieuzasadnionej przemocy. Z tego powodu cieszył się szczerą nieprzychylnością zarówno demokratów jak i oligarchów. Z tymi ostatnimi miał zdecydowanie na pieńku. Kilka przykładów z okresu rządów Trzydziestu Tyranów: Sokrates został wezwany wraz z czterema innymi obywatelami do Tholos, gdzie dostali polecenie pojmania i sprowadzenia do Aten Leona z Salaminy, gdy ten jako demokrata opuścił niebezpieczne państwo. Sokrates zignorował rozkaz i udał się, w spokoju sumienia, do własnego domu. Nie zamierzał tam jednak przesiadywać z założonymi rękami. Był obecny przy kolejnym dramatycznym zdarzeniu. Kiedy Teramenes, jeden z Tyranów, zaprotestował wobec masowego skazywania demokratów, stanął przed sądem. Ponieważ zapadł wyrok zwalniający go z zarzutów, został zaatakowany przez przywódcę Trzydziestu, Kritiasa wraz z jego zwolennikami. Teramenes skoczył na ołtarz Hestii w Tholos, krzycząc, że chce, aby prześladowcy zabili go w tym miejscu, co wykaże ich lekceważenie dla bogini. Wówczas Sokrates z dwoma towarzyszami wskoczyli na ołtarz, żeby go chronić. Kolejny incydent dotyczył niewygodnej dla tyranii wielomówności filozofa. Przywódcy Trzydziestu, Kritias i Charikles, którzy w przeszłości byli uczniami Sokratesa, wezwali swojego nauczyciela do całkowitego zamilknięcia. Jego dni były policzone; na przeszkodzie w zamknięciu tego rachunku stanęły kolejne polityczne zawirowania.

Co nam podpowiada przebieg samego procesu oraz towarzyszące mu osoby i zdarzenia? Jego bezpośredni oskarżyciel, Meletos, wysunął wobec filozofa zarzuty o charakterze religijnym. Ale Meletos, kiepski jakoby poeta, był figurantem. Oskarżenie wyszło od Anytosa, osobistości cenionej przez Ateńczyków. Był nie tylko zamożnym garbarzem, ale także jednym z demokratów, strategiem podczas wojny peloponeskiej. Podczas rządów Trzydziestu Tyranów zmuszony był emigrować, stracił część majątku, której nie udało mu się w całości odzyskać. Nie polityka była jednak źródłem żywionej niechęci do Sokratesa, ale sprawy rodzinne. Jego syn, Antemion, wzgardził prowadzeniem rodzinnego interesu i, rokując jak najlepiej, dołączył do grona uczniów Sokratesa. Ostatecznie Anytos zmusił syna do porzucenia nauki u filozofa, ale z marnym skutkiem, bowiem:

młodzieniec zasmakowawszy w winie nie przestawał pić w nocy i we dnie.

Nic więc dziwnego, że to od ojca ogarniętego melancholią Antemiona, wyszło oskarżenie o psucie młodzieży.

Był jeszcze trzeci oskarżyciel, Lykon orator. Reprezentował niezwykle wpływową profesję, której członkom Sokrates nie szczędził surowej krytyki, przynajmniej według platońskiego dialogu Gorgiasz. To Lykon miał być autorem, czy też redaktorem oskarżenia. Potwierdzone pod przysięgą, spisane w formie protokołu przez sekretarza Archonta Króla, zostało wydrapane pismem lustrzanym w wosku, posypane sproszkowanym węglem, odbite na drewnianą płytę, którą następnie wywieszono na Agorze, przy pomniku Eponyma Herosa. Te szczegóły są nie bardzo á propos, a jednak wydały mi się dlaczegoś godne uwagi.

Rolą Sokratesa było teraz odpowiedzieć na wstępne zarzuty oskarżenia w formie pisemnej apologii. Wedle źródeł, filozof dwukrotnie pochylał się nad tym zadaniem, i dwukrotnie wstrzymywał rękę. O mały włos, a dzieje filozofii byłyby wzbogacone o jedyne pismo Sokratesa. Przychodzi do głowy nierozwiązywalne pytanie o przyczyny tego zaniechania. Być może przeważył wstręt do pisania, uczucie, które nie było mu zapewne obce. Może zdecydowała niechęć do sformułowania swojego stanowiska na piśmie, co dałoby szansę drugiej stronie na przygotowanie kontrargumentów. Podczas procesu, w rozmowie z Meletosem, Sokrates zmienił w istocie treść sformułowanego wobec siebie oskarżenia.

Dlaczego poniósł porażkę? Przegrał nieznacznie w pierwszym, zdecydowanie w drugim głosowaniu. Rezultat drugiego jest zagadkę mniejszą: Sokrates zdołał z rozmysłem obrazić większość tępawych sędziów, sugerując, że w ramach przewidzianej kary, państwo winno zafundować mu dozgonnie darmowe obiady. W ten sposób powiększył istotnie grono swoich przeciwników. Dlaczego przegrał w pierwszym? Za sprawą demokratycznej trucizny? W hultajskim demokratycznym ustroju wszystko jest możliwe, to rzecz wiadoma. Czyżby jednak tak szybko zapomniano mu starań o ukrócenie terroru w czasie rządów Trzydziestu Tyranów? Czyżby zadecydował zarzut o psuciu młodzieży? Pośród pięciuset niesprawiedliwych było zapewne wielu ojców, podobnie jak Anytos, żywiących do Sokratesa szczery uraz o mącenie synom w głowach. Czy wystarczająco liczne, tego nie sposób dziś zmierzyć. Pozostaje trzecie oskarżenie, celne, o ile Sokrates rzeczywiście występował przeciwko tradycyjnym wyobrażeniom o bogach. Tyle, że w tym punkcie zasadność oskarżenia nie została podczas procesu udowodniona. Jeden ze znawców przedmiotu (Mark L. McPherran, The Religion of Socrates) zdaje się sugerować, że zgromadzeni w Heliaji sędziowie, mogli nie traktować religii państwowej z należnym rygorem, a przynajmniej dopuszczać pewne odstępstwa. Nie ma w tej kwestii zgody, co McPherran wyraźnie podkreśla. Sam skłania się jednak ku przekonaniu, że Grecy, w odniesieniu do zagadnień religii, wykazywali znaczącą tolerancję wobec heterodoksji. Nie dysponowali doktrynalnym zapisem religijnych reguł (Iliada nie odgrywała takiej roli), nie mieli zorganizowanej instytucji kościoła. Prywatne wierzenia ludzi mogły różnić się znacząco od wierzeń ich sąsiadów, bez istotnych następstw. Dlatego nauki Sokratesa, przekonujące, że bogowie nie powinni postępować amoralnie, mogły spotkać się z wrogością ledwie znikomej części jego sędziów.

Sokrates stanął przed sądem oskarżony o bezbożność. Nie był pierwszy, tym bardziej jedyny. Z tego samego tytułu oraz z oskarżenia o szerzenie szkodliwych poglądów, w swojej obronie występowali także inni filozofowie: Anaksagoras z Klazomenaj, Protagoras z Abdery, Diagoras z Melos, Prodikos z Keos. Kilkadziesiąt lat po Sokratesie sądzono hołubionego przez Dantego „Mistrza uczonych”, Arystotelesa. Anaksagorasa podczas swojego procesu wspomina Sokrates:

Zdajesz się, drogi Meletosie, oskarżać Anaksagorasa i sądzisz, że sami sędziowie nie są na tyle światli w pismach, by nie wiedzieć, iż księgi Anaksagorasa, Klazomeńczyka, pełne są takich wywodów? Czyż młodzi ludzie uczą się tego ode mnie, co nabyć można wszędzie, na targu, za jedną drachmę, i wyśmiewać się później z Sokratesa, gdyby je sobie przypisał.

Anaksagoras oskarżony był o głoszenie bezbożnych i wywrotowych poglądów, mianowicie, że słońce jest głazem, a księżyc ziemią. Okazuje się zatem, że chronologicznie bliższy nam okres niechęci wobec nowatorskich poglądów przyrodniczych, nie był niczym w dziejach niezwykłym. Jest w tym rygorze wewnętrzna logika, nakazująca daleko posunięty sceptycyzm wobec szalonych hipotez i niczym nie podbudowanych twierdzeń. Patrząc na współczesny stan nauki, błąkającej się w oparach wariackich ideologii oraz dyktatury rzekomego postępu, trudno nie doszukiwać się w tych dawnych sposobach słusznego postępowania. Ale czy to nie droga prowadząca na manowce wyboru pomiędzy dwoma złami? Czy wybryki ludzkiego umysłu, od których nie jest wolny żaden z nas, koniecznie niweczyć muszą wszelki porządek? Czy nie sposób żyć inaczej jak pod rygorem bezwzględnego posłuszeństwa? Na tak postawione pytanie Marian Zdziechowski odpowiadał bolesnym wahaniem:

Z innego jestem pokolenia, z innego świata: wyznaję wzgardzony dziś i ośmieszany przez obydwie strony, przez chrześcijan i przez satanistów – liberalizm. lnkwizytorowie wszyscy – katoliccy, prawosławni, protestanccy, którzy myśląc, że służą Bogu, służyli szatanowi, są mi równie wstrętni, jak bolszewicy, jak Lenin, Trocki czy Stalin. Niestety, historia jest niezrozumiałą, przekraczającą granice myśli ludzkiej tragedią, którą daremnie usiłował przeniknąć Krasiński w Nieboskiej i w Irydionie. Owoce wysileń bohaterów wszystkich i świętych są małe w porównaniu z wszechpotęgą Księcia Ciemności i zdarzają się chwile, gdy idealizm odejść musi i z bólem wielkim wybierać trzeba z dwojga złego mniejsze…

Pod wrażeniem bezeceństw hiszpańskiej rewolucji, najokrutniejszych mordów, gwałtów, masowego terroru Profesor jakby zaniechał na moment głoszonych przez dziesięciolecia poglądów. Postulowana przez niego „chwila”, „gdy idealizm odejść musi i z bólem”… była jedynie złudzeniem. Nie z ulotnych chwil składają się dzieje. Nie na wahaniach buduje się światopogląd.

***

Michał Bąkowski w notatce pod swoim artykułem, pisanym w nieaprobowalnej formule listu otwartego do przyjaciela, raczył zapytać, czy pokpiwam sobie z tego co nadprzyrodzone. Widać, kiepski ze mnie autor, ale może i z niego interpretator nie najszczęśliwszy. Odpowiem zwięźle: jego prawo – pytać, moje — zmilczeć.



Prześlij znajomemu

5 Komentarz(e/y) do “Ironia”

  1. 1 michał

    Darek,

    „Musisz być bardzo chory, skoro odpowiadasz na żart kazaniem”, rzekła Matylda de la Mol do swego brata.

    Skąd Ci się wzięło, że naigrywam się z pierwotnych wierzeń? Ja wyłącznie przekomarzałem się z Tobą. Drwiłem, kpiłem, natrząsałem się. Błaznowałem, pajacowałem i figlowałem sobie na temat jednego akapitu, który dla porządku, przytoczyłem w całości. Czy mam go przytoczyć jeszcze raz? Prawdę mówiąc, bardziej mnie bawi mag z Eliadem pod pachą niż Twój akapit.

    „Nos zakrzywiony” – czy to jest nos starczy, czy też raczej wystarczy jako związek z cesarzem Carlosem? No, ale jeżeli to „poznański profesor” zakisił kiszota, to czapki z głów, bo to musi być wielki znawca. Pozwolę sobie sparafrazować słowa żyjącego klasyka (powyżej): „Te szczegóły są nie bardzo á propos, a jednak wydały mi się dlaczegoś NIEgodne uwagi”.

    Czy rzeczywiście pierwotne wierzenia „wynikały z wiary w nadprzyrodzone pochodzenie uniwersum”? Taka hipoteza domagałaby się uzasadnienia, bo są, rzecz jasna, inne możliwości, a hipotez ci u nas dostatek, choć i tę przyjmiemy na karki pysznych.

    „Niesprawny fizycznie Neandertalczyk, przywalony gruzem skalnym”, został pochowany „z czcią dla uleciałej duszy”. Nurtuje mnie pytanie, czy był niesprawny przed, czy po przywaleniu gruzem, a także jaka jest rola niesprawności w badaniach religioznawczych? Ale o wiele bardziej zdumiewa mnie pewność, z jaką suponujesz cześć dla uleciałej duszy. Czy napisano mu na płycie nagrobkowej, że powiększył grono aniołków?

    Sokratesie, Sokratesie, zapisz słówko se w notesie, kiedy siedzisz na sedesie!… Biedny Sokrates, czy aby na pewno „byłby uczestnikiem biesiad i dyskusji nawet jako ostatni, z punktu zamożności, obywatel Aten, może nawet jako człowiek niewolny”? Ejże? Tak dobrze nie bywało w Twoich ukochanych Atenach. Byle kto nie zasiadał do pijackich sympozjonów z Alkibiadesem i innymi krewnymi wielkiego demokraty, Peryklesa. I tak demokratom zostało do dziś.

    Skąd hipoteza, że był przeciwnikiem nieuzasadnionej przemocy? Co to w ogóle znaczy? Sokratesa zajmowało pojęcie sprawiedliwości. W imię czego tak zawężać tę myśl? „Nieuzasadniona przemoc” tak się ma do sprawiedliwości, jak pierdnięcie do balonu Gordona Bennetta.

    Nigdzie nie wspomniałem Chariklesa i nigdzie nie czytałem, jakoby był uczniem Sokratesa. Charmides natomiast, owszem, był uczniem, i zarzucano mu, że był jednym z tyranów, ale nie ma na to żadnego dowodu. Być może zarzut wziął się właśnie z niechęci do nauczyciela, tylko że to wskazywałoby na niewygodną hipotezę, że proces był polityczny.

    Niestety nie rozumiem, jak miał Sokrates nauczać i przekonywać, „że bogowie nie powinni postępować amoralnie”, skoro sam w ich istnienie nie wierzył. Jego argumentacja jest jednak ciut bardziej subtelna. Ale w końcu, nie rozumiem jeszcze wielu, wielu innych spraw, o których się nawet filozofom nie śniło.

    Słowo „nieaprobowalne” np. – jest dla mnie nie do przyjęcia. Czy mam wobec tego wyrzucić wszystkie zabawki z kołyski i rozedrzeć się w niebogłosy? Nawet bez tego dziwacznego słowa, ostatni akapit Twojego artykułu wydaje mi się nie na miejscu. Jeżeli mogłem pisać akademickie rozprawy, wydrwiwając styl Akwinaty, to mogę chyba pisać artykuł w podziemnej witrynie w formie listu do przyjaciela! Czy tego już nie wolno? Kiedy zakazali? Co dokładnie jest naganne w takiej formie? Czy nie widzisz doprawdy, że nadużyciem jest dopiero kwestionowanie mego prawa do użycia stylu, jakikolwiek mi się podoba? Nie opublikowałem przecież prywatnego listu bez wiedzy adresata. Nie wolno drwić, nie wolno kpić, nie wolno jeść, nie wolno pić, ani pisać artykułów w formie listów. To już nie jest antyliberalizm, to jest paranoja.

    Niby gdzie zasugerowałem, że „pokpiwasz sobie” z Nadprzyrodzonego? Stwierdziłem otwarcie – twierdzenie i sugestia, to dwie różne rzeczy – że treść Twego artykułu stoi w sprzeczności z cytatem z Chestertona. Stąd pytanie o ironię – o ironio!

    Milczenie, nie tylko w tym wypadku, byłoby złotem Chyba jednak na nie za późno.

    Józef Mackiewicz pisał gdzieś, że nic tak ludzi nie dzieli, jak poczucie humoru (lub jego brak).

  2. 2 Dariusz Rohnka

    Pogruchotane kości bywa, że się zrastają, rzecz jasna Michale, pod warunkiem, że nieszczęśnik nie został pokiereszowany śmiertelnie. Archeolodzy miewają zdumiewająco nieprawdopodobne wyobrażenie o badanych przedmiotach i szczątkach osób zmarłych w zamierzchłej przeszłości, niekiedy jednak opowiadają przekonująco. W przypadku nieszczęśnika sprzed 60 000 lat, zmarłego w wyniku trzęsienia ziemi, połamane wcześniej kości zrosły się, co dowodzi, że pomiędzy wypadkiem a śmiercią minął jakiś czas. Pochowany został z czcią, co podpowiada kwietny kobierzec… Zaś sam pochówek zdaje się sugerować wiarę w nadprzyrodzone życie pozagrobowe. Nie jestem w mocy stwierdzić, co zapisano na płycie nagrobnej onego nieboszczyka, bo zdaje się, nie uchowała się do naszych czasów. Zatem, wygrałeś! – nie dysponuję dowodami rzeczowymi.

    Skąd hipoteza, że był Sokrates przeciwnikiem nieuzasadnionej przemocy?! Z przytoczonych zdarzeń zaczerpnięta. Powinienem pewnie wykazać, że nie mają nic wspólnego z gniewnymi gazami Gordona B., niestety moje grubo ciosane poczucie humoru na to nie pozwala.

    Cóż z tego, że nigdzie nie wspomniałeś Chariklesa syna Apollodorusa. Może i nawet nie czytałeś, że był uczniem Sokratesa. Tak czy siak chciał wymusić na Sokratesie, aby ten powstrzymał się od rozmów z ludźmi poniżej 30 roku życia. Wspominają o nim Ksenofont i Arystoteles. Miał być wyjątkowo zawzięty i okrutny.

    Na czym jakoby polega ironia, o której piszesz z takim przekonaniem?

    „Musisz być bardzo chory….?!” – Po co to? Aaa, to pewnie z poczucia humoru, niebywałego…, doprawdy.

  3. 3 michał

    Zapytaj Mademoiselle de la Mole po co, a siebie samego zapytaj, dlaczego odpowiadasz na żart kazaniem. Skąd ja mogę wiedzieć po co? Czy ja wygłaszam homilie na temat pochówku w odpowiedzi na facecje?

    Związek wynikania logicznego, w przeciwieństwie do poczucia humoru, nie jest kwestią subiektywnego odczucia, nie należy do sfery gustu (zdaję sobie wprawdzie sprawę, że nie uznajesz zasady de gustibus non est disputandum, ale Twoje odrzucenie tej starożytnej reguły wydaje się dość frywolne, jest raczej kaprysem, żeby nie powiedzieć subiektywnym osądem, podyktowanym wyłącznie smakiem). Otóż tego logicznego wynikania braknie mi ciągle w Twoich odpowiedziach. Bo przy czym tu Charikles? Przy czym syn Apollodora? Ni przypiął, ni przyłatał go do poprzedniego wywodu, choć znakomicie demonstruje rozmach i oddech Twojej wiedzy. Stosując zasadę, sformułowaną przez Ciebie powyżej – „te szczegóły są nie bardzo á propos, a jednak…” – wyrzucamy związek wynikania na śmietnik. Pozwolisz więc, że nie będę stosował Twej zasady, bo wydaje mi się zgubna, gdy nieśmiało podejmujemy próby konsekwentnego myślenia.

    Pytanie brzmiało: jaka jest rola niesprawności w badaniach religioznawczych? Być może jestem niesprawny umysłowo, ale nie widzę nadal jaką rolę odgrywają zrośnięte kości w religioznawstwie. Co więcej, nie widzę także związku logicznego wynikania między pochówkiem na wyścielonym kwiatami kobiercu (czy te kwiaty też przetrwały 60 tysięcy lat?) i „wiarą w nadprzyrodzone życie pozagrobowe”. Czyżby ateusze nie mieli pogrzebów? A materialiści? Mało tego, ludzie wierzący często nie przywiązują najmniejszej wagi do tego, co tak ładnie nazywasz „pochówkiem”. Na przykład Św. Monika, żeby nie być gołosłownym. Jakie znaczenie może mieć ten kwietny kobierzec dla doczesnych szczątków? Żydzi w Starym Testamencie nie mieli pojęcia duszy ani pojęcia „życia pozagrobowego” (zawsze wydaje mi się to określenie komicznym, bo wynikałoby z niego, że jest życie w grobie, skoro trzeba podkreślać, że jest i poza grobem, ale wiem, wiem, to tylko „niebywałe poczucie humoru”), a przecież grzebali swych zmarłych z czcią i wierzyli w jednego Boga. Zatem raz jeszcze: jaki jest związek między pokiereszowanym Neandertalczykiem, a „wiarą w nadprzyrodzone pochodzenie uniwersum”. Neandertalczyk, nawet w pełni sił fizycznych i umysłowych, w promieniach swej wysokiej kultury i zaawansowanej cywilizacji, nie miał koncepcji wszechświata, przyrodzenia, tudzież Nadprzyrodzonego.

    Kiedy trzeba wykładać żarty, to przestają być śmieszne. Kiedy trzeba tłumaczyć ironię, to można mieć pewność, że nasze ironiczne strzały minęły cel i przestrzeń klapła jak przekłuty balon.

    Lecz myśl ta czyja? Samo się nie myśli, tak jak grzmi samo i samo się błyska. Punkt się rozprzężył w n-wymiarów przestrzeń i przestrzeń klapła jak przekłuty balon. Dech wyszedł cały. Tak nicość dyszy sama własną pustką i każde coś gnębi w czasie, który stanął. Hop! Szklankę piwa!

  4. 4 Dariusz Rohnka

    Michał,

    Nie wiem jaka jest rola niesprawności w badaniach religioznawczych. Zadałeś pytanie: skąd wiadomo, że nieboszczyk nie połamał kości w chwili zejścia? Odpowiedziałem, tylko tyle.

    Nie przekonuje mnie twierdzenie, że Żydzi w Starym Testamencie nie znali pojęcia życia pozagrobowego. Jest miejsce, do którego mieli trafiać po śmierci. Szeol.

    Idea nadprzyrodzoności zdaje mi się bardziej naturalnym kierunkiem kulturowego rozwoju ludzkości aniżeli ateizm. Rzecz jasna, żadnych dowodów na to, że w cywilizacji neandertalskiej nie kwitł był ten ostatni nie mam. Neandertalczyk został ułożony na kwiatach, ale to oczywiście nie jest dowód wiary w życie po śmierci. Poza tym jednak, prehistoria obfituje w przypadki wyposażania zmarłych w jadło i napitek, to zaś zdaje się taką wiarę podpowiadać.

    Zgoda. „Życie pozagrobowe” nie jest terminem szczęśliwszym.

  5. 5 michał

    Nie, Darku drogi. (Oj, czy to już łamie zakaz pisania w stylu epistolograficznym?) Chodzi cały czas o związek wynikania logicznego. Nie pytałem też skąd wiadomo, bo nic mnie to nie obchodziło, ale teraz już wiem, więc pozostanę dozgonnie wdzięczny. Niesprawni Neandertalczycy nie mącili dotąd mego czoła, a teraz, kiedy już je zmącili, nadal nie mam pojęcia, jaka była rola neandertalskiej niesprawności w omawianej kwestii; albo, jak to mawiał rezydent prlu, „w tym pakecie tematów”.

    Jestem pod wrażeniem Twej erudycji, ale proponowałbym trzymać się pakietu, bo wiem, pamiętam, jak bardzo nie lubisz manowców. Zastanowienie nad sensem słów „pojęcie życia pozagrobowego”, stawia mnie w kropce. Otóż ewaluacja tego określenia może się przyczynić do rozwoju poczucia humoru, ale z drugiej strony, na pewno nie przysporzy nikomu szczęśliwszości.

    Czy nie ma sprzeczności w twierdzeniu, że jest coś naturalnego w tym co Nadprzyrodzone?

Komentuj





Language

Książki Wydawnictwa Podziemnego:


Zamów tutaj.

Jacek Szczyrba

Czerwoni na szóstej!.

Jacek Szczyrba

Punkt Langrange`a. Powieść.

H
1946. Powieść.