III Ankieta Wydawnictwa Podziemnego

Dziecko w szkole uczy się fałszowanej historii od Piasta do równie sfałszowanego Września i dowie się, że obrońcą Warszawy był nie jakiś tam Starzyński, ale komunista Buczek, który wyłamał kraty „polskiego faszystowskiego” więzienia, by na czele ludu stolicy stanąć do walki z najeźdźcą. – Tak w roku 1952 Barbara Toporska opisywała ówczesny etap bolszewizacji Polski.

Przyjmijmy, na potrzeby niniejszej ankiety, że był to opis pierwszego etapu bolszewizacji, klasycznego w swoim prostolinijnym zakłamaniu. Kolejny etap nastąpił szybko, zaledwie kilka lat później, gdy – posługując się przykładem przytoczonym przez Barbarę Toporską – w kontekście obrony Warszawy wymieniano już nie tylko komunistę Buczka, ale także prezydenta Starzyńskiego (i to z największymi, bolszewickimi honorami). Przyszedł w końcu także moment, gdy komunista Buczek albo znikł z kart historii, albo też przestał być przedstawiany w najlepszym świetle – jeszcze jeden, mocno odmieniony okres.

Mamy tu zatem dynamiczne zjawisko bolszewizmu i szereg nasuwających się pytań. Ograniczmy się do najistotniejszych, opartych na tezie, że powyższe trzy etapy bolszewizacji rzeczywiście miały i mają miejsce:

1. Wedle „realistycznej” interpretacji historii najnowszej utarło się sądzić, że owe trzy etapy bolszewickiej strategii są w rzeczywistości nacechowane nieustającym oddawaniem politycznego pola przez bolszewików. Zgodnie z taką wykładnią, historię bolszewizmu można podzielić na zasadnicze okresy: klasyczny, ewoluujący, upadły. Na czym polega błąd takiego rozumowania?

2. Jak rozumieć kolejno następujące po sobie okresy? Jako etapy bolszewizacji? Jako zmiany wynikające z przyjętej strategii, czy ze zmiennej sytuacji ideowej i politycznej, czy może trzeba wziąć pod uwagę inne jeszcze, niewymienione tu czynniki?

3. Trzy etapy i co dalej? Czy trzecia faza spełnia wszystkie ideowe cele bolszewizmu, czy wręcz przeciwnie – jest od realizacji tych celów odległa? Czy należy spodziewać się powrotu do któregoś z wcześniejszych etapów, a może spektakularnego etapu czwartego lub kolejnych?

Zapraszamy do udziału w naszej Ankiecie.

II Ankieta Wydawnictwa Podziemnego

Dorobek pisarzy i publicystów mierzy się nie tyle ilością zapisanych arkuszy papieru, wielkością osiąganych nakładów, popularnością wśród współczesnych czy potomnych, poklaskiem i zaszczytami, doznawanymi za życia, ale wpływem jaki wywierali lub wywierają na życie i myślenie swoich czytelników. Wydaje się, że twórczość Józefa Mackiewicza, jak żadna inna, nadaje się do uzasadnienia powyższego stwierdzenia. Stąd pomysł, aby kolejną ankietę Wydawnictwa poświęcić zagadnieniu wpływu i znaczenia twórczości tego pisarza.

Chcielibyśmy zadać Państwu następujące pytania:

1. W jakich okolicznościach zetknął się Pan/Pani po raz pierwszy z Józefem Mackiewiczem?
Jakie były Pana/Pani refleksje związane z lekturą książek Mackiewicza?

2. Czy w ocenie Pana/Pani twórczość publicystyczna i literacka Józefa Mackiewicza miały realny wpływ na myślenie i poczynania jemu współczesnych? Jeśli tak, w jakim kontekście, w jakim okresie?

3. Czy formułowane przez Mackiewicza poglądy okazują się przydatne w zestawieniu z rzeczywistością polityczną nam współczesną, czy też wypada uznać go za pisarza historycznego, w którego przesłaniu trudno doszukać się aktualnego wydźwięku?

Serdecznie zapraszamy Państwa do udziału.

Ankieta Wydawnictwa Podziemnego

1. W tak zwanej obiegowej opinii egzystuje pogląd, że w 1989 roku w Polsce zainicjowany został historyczny przewrót polityczny, którego skutki miały zadecydować o nowym kształcie sytuacji globalnej. Jest wiele dowodów na to, że nie tylko w prlu, ale także innych krajach bloku komunistycznego, ta rzekomo antykomunistyczna rewolta była dziełem sowieckich służb specjalnych i służyła długofalowym celom pierestrojki. W przypadku prlu następstwa tajnego porozumienia zawartego pomiędzy komunistyczną władzą, koncesjonowaną opozycją oraz hierarchią kościelną, trwają nieprzerwanie do dziś. Jaka jest Pana ocena skutków rewolucji w Europie Wschodniej? Czy uprawniony jest pogląd, że w wyniku ówczesnych wydarzeń oraz ich następstw, wschodnia część Europy wywalczyła wolność?

2. Nie sposób w tym kontekście pominąć incydentu, który miał miejsce w sierpniu 1991 roku w Moskwie. Czy, biorąc pod uwagę ówczesne wydarzenia, kolejne rządy Jelcyna i Putina można nazwać polityczną kontynuacją sowieckiego bolszewizmu, czy należy raczej mówić o procesie demokratyzacji? W jaki sposób zmiany w Sowietach wpływają na ocenę współczesnej polityki międzynarodowej?

3. Czy wobec rewolucyjnych nastrojów panujących obecnie na kontynencie południowoamerykańskim należy mówić o zjawisku odradzania się ideologii marksistowskiej, czy jest to raczej rozwój i kontynuacja starych trendów, od dziesięcioleci obecnych na tym kontynencie? Czy mamy do czynienia z realizacją starej idei konwergencji, łączenia dwóch zantagonizowanych systemów, kapitalizmu i socjalizmu, w jeden nowy model funkcjonowania państwa i społeczeństwa, czy może ze zjawiskiem o zupełnie odmiennym charakterze?

4. Jakie będą konsekwencje rozwoju gospodarczego i wojskowego komunistycznych Chin?

5. Już wkrótce będzie miała miejsce 90 rocznica rewolucji bolszewickiej w Rosji. Niezależnie od oceny wpływu tamtych wydarzeń na losy świata w XX wieku, funkcjonują przynajmniej dwa przeciwstawne poglądy na temat idei bolszewickiej, jej teraźniejszości i przyszłości. Pierwszy z nich, zdecydowanie bardziej rozpowszechniony, stwierdza, że komunizm to przeżytek, zepchnięty do lamusa historii. Drugi stara się udowodnić, że rola komunizmu jako ideologii i jako praktyki politycznej jeszcze się nie zakończyła. Który z tych poglądów jest bardziej uprawniony?

6. Najwybitniejszy polski antykomunista, Józef Mackiewicz, pisał w 1962 roku:

Wielka jest zdolność rezygnacji i przystosowania do warunków, właściwa naturze ludzkiej. Ale żaden realizm nie powinien pozbawiać ludzi poczucia wyobraźni, gdyż przestanie być realizmem. Porównanie zaś obyczajów świata z roku 1912 z obyczajami dziś, daje nam dopiero niejaką możność, choć oczywiście nie w zarysach konkretnych, wyobrazić sobie do jakiego układu rzeczy ludzie będą mogli być jeszcze zmuszeni 'rozsądnie' się przystosować, w roku 2012!

Jaki jest Pana punkt widzenia na tak postawioną kwestię? Jaki kształt przybierze świat w roku 2012?




Michał Bąkowski


Mag w transie i Sokrates

Drogi Darku,

Bardzo mnie uradowała konkluzja Twej niedawnej polemiki pt. Bolszewizm logicznym zakończeniem?  Cieszę się, że nie chcesz popadać w fatalizm.  Fatalizm, to szatańska sztuczka, determinizm, Diderot i inne oświeceniowe swołocze.  Co ważniejsze, dostrzegłeś także, iż niezbadane są wyroki Boże, więc co jest niewyobrażalne dla nas, nie jest niemożliwe dla Pana.  Chwała bądź Bogu w wysokości, a ludziom pokój na niskości.

Czy zechcesz mi wybaczyć, że wolałbym się nie powtarzać?  Wolałbym uniknąć powtórki z rozrywki, a nie zdołam, jeżeli zmuszony byłbym odpowiedzieć na Twoje uwagi o kontrowersji Zdziechowski-Mackiewicz, gdyż artykuł Mackiewicza i kwestie z nim związane rozważałem szczegółowo w Votum separatum.  Jest oczywiście zupełnie zrozumiałe, jeżeli tego nie pamiętasz.  Co rzekłszy, jeśli masz jakieś zastrzeżenia do mojego wywodu sprzed lat 35, to poddaj go krytyce, a ja się z rozkoszą ustosunkuję.  To samo dotyczy zamieszania wokół liberalizmu.  Ponownie, wolałbym nie powtarzać artykułu z niniejszej strony, sprzed kilku zaledwie lat, pt. Antyliberalne credo https://wydawnictwopodziemne.com/2018/09/21/antyliberalne-credo/, w którym była mowa dokładnie o tych samych problemach, które teraz wspominasz (i w bardzo podobnym kontekście).  Jeżeli masz merytoryczne argumenty, pod adresem tamtego wywodu, to się do nich odniosę.  Inaczej, nie widzę powodu, by powtarzać te same zdania w odpowiedzi na „pogrzeb liberalizmu”.  Tak, należałoby go pogrzebać czem prędzej, i przestać kontynuować semantyczną konfuzję, ale jak dotąd liberalizm ma się dobrze i kwitnie.  Podobnie zresztą jak konfuzja, a skoro tyle tego na powierzchni, to po co jeszcze dodawać do liberalnej konfuzji tu, w Podziemiu?  Zatem proszę o wybaczenie, że unikam.  To wprawdzie unik, ale nie miganie się.

Tyle o liberalizmie, a teraz o państwie i religii.  Piszesz:

Obecność religii w konstrukcji oraz w życiu państwa narzucała na uczestnika wspólnoty konieczność afirmacji, a przynajmniej podporządkowania się jej dogmatom i doktrynie.  Wiarołomstwo bywało karane, niekiedy srogo. Przykładem jaki się nasuwa pierwszy z brzegu, jest los jednej z najsłynniejszych postaci antyku, Sokratesa.

Zastygłem w skupieniu i wyobraziłem sobie, tajemniczego maga, który skrobiąc się po łysym czerepie, wpadł nagle na pomysł, żeby „skonstruować państwo”, po czym niuchając wyziewy z grzybków, popijał rosołkiem z korzonków, aż doznał objawienia:

– Eureka! – zaczął wrzeszczeć, jak Archimedes z innej bajki. – Teraz już wieeeem!  Potrzebna nam będzie religia, by narzucić uczestnikom wspólnoty konieczność afirmacji, a przynajmniej podporządkowania się!  Uff! – odetchnął z ulgą, bo zagrażał mu grzech euforii. – Załatwione.

Zaczem, wesoło puszczając gazy, przekartkował propedeutyki, prolegomena, wstępy i wprowadzenia, aż psim swędem zajrzał wreszcie do Eliadego, a tam trafił na szamanizm, jako najlepszą metodę narzucania dogmatów i doktryn.

– Aha!  Tum go czekała, spragniona i drżąca! – zawył mag, popadłszy w szamański trans (z tego transu wywodzi się mania płci zmieniania, ale to dygresja).  Zaraz począł tłuc w bęben i wydawać gardłowy śpiew bez udziału strun głosowych.  Co to się działo!  Co to się działo!  Pół szamanizmu ze śmiechu się skręcało, drugie pół motało się w zwojach metafizycznej niepewności.  Ale do maga należało ostatnie słowo.  Demoniczny dreszcz przeszył członki jego ciała wycieńczonego ascezą.  W transie (nie miał najmniejszego pojęcia, czy jest niewiastą, czy hermafrodytem) wstąpił na działo, spojrzał na pole – o ja chromolę! – i oznajmił gromko:

– Strzelać nam nie kazano, ale wiarołomstwo karać?  I owszem.  A niekiedy srogo.

Słuchacze wpadli w orgiastyczny szał, druga połowa szamanizmu zaprzestała motania i miotania, ogłosiła dogmat i doktrynę, a rozszalałe panienki ściągały majtki przez głowę.

Och, to była piękna wizja.  Zatrzymam ją pod powiekami, niech mnie nęci i ciągnie w krainę ułudy – ale tymczasem muszę wrócić na ziemię, bo mój mag nie ma nic wspólnego z pojęciem państwa organicznego, powstałego w sposób naturalny, wokół jakiejś oczywistej, samo-ewidentnej jedności.  Ta jedność nie musi być wcale unitarną religią, nie narzuca, nie zawiera w sobie konieczności afirmacji, nie ma w niej dogmatów (sic), ani doktryny (sic!).  Jest w niej wyłącznie praktyka, która przeradza się w państwo.  Praktyka np. charyzmatycznego przywódcy.  Praktyka, dla przykładu, bohatera lub poświęcenia, rycerskiego czynu, oddania, wierności.

Nota bene… wiarołomstwo bywa karane także dziś, nie tylko przez szamanistycznych magów, i to srogo, w sekularnym państwie, na przykład pod nazwą krzywoprzysięstwa, choć trudno doprawdy pojąć na jakiej podstawie.  Jak to znakomicie wywodził wspomniany w moim artykule (który taką wywołał w Tobie niechęć), Julius Evola.  Jakim cudem państwo domaga się przysięgi – np. na wierność lub od świadka w sądzie, że będzie mówił prawdę – skoro współczesne nam państwo oficjalnie jest nie-lub-anty-religijne, a prawda jest definiowana jako to, co akurat wygodne?  Przysięga wykracza całkowicie poza kategorie profanum, poza ramy sekularnego świata, odwołuje się wprost do czegoś ponad, do transcendentnych pojęć, obcych laickim autorytetom.  Ale to, znowu, tylko dygresja i manowce, których tak bardzo nie znosisz.

Organiczne państwo, organicznie – nomen omen – narasta wokół jednoczącej idei, choć przyznaję, że mag czytający Eliadego, był bardzo atrakcyjny.  Nadal go widzę, kiedy tylko przymknę powieki.  A kysz, magu.

Jeżeli religia aż tak bardzo narzucała konieczności uczestnikom, to jak to się stało – chciałem znowu powiedzieć „jakim cudem”, ale może właśnie tylko cudem? – że zachowały się pogańskie obyczaje w całej prawie Europie?  Jeśli podporządkowanie dogmatom i doktrynie było egzekwowane w cieniu stosu, to jakim cudem – och, znowu ten cud – powstało tyle rozłamów i sekt w każdej monoteistycznej religii?  Józef Mackiewicz bardzo skutecznie wyśmiewał ahistoryczne przypisywanie cech totalitaryzmu carskiej Rosji.  Czy aby nie jesteś winien podobnego ahistoryzmu w przypisywaniu efektywnego dogmatyzmu i doktrynerstwa Kościołowi powszechnemu?  Tak, pełno było w historii Kościoła ludzi niegodnych, zbrodniarzy, zabójców, złodziei i cudzołożników, oszustów, kupczyków, kłamców i zdeprawowanych łapowników.  Ponieważ Kościół jest jak człowiek.  Jest jednocześnie instytucją Boską i ludzką.

Dla Augustyna, Civitas Dei było idealną Jerozolimą, Świętym Miastem Bożym u krańca dziejów, przeciwieństwem miasta ludzkiego, którego wcielenia widział wielki Święty w każdym państwie.  Każdym, w chrześcijańskim, tak samo jak w pogańskim.  Nie bez powodu przecież cytował z aprobatą anegdotę o Aleksandrze i piracie!  Skąd więc Twoje niesprawiedliwe słowa o „instytucji państwa budowanej na podobieństwo Civitas Dei”?  Nie trzeba doprawdy rzucać oskarżeń tak zupełnie bezpodstawnych, na jednego z największych myślicieli, jakich ziemia nosiła.  Innymi słowy, nie budowano państwa na kształt Civitas Dei i nie zaczęło się ono chwiać w posadach za sprawą Erazma (którego chyba przeceniasz jako teologa).  Natomiast państwo zachowało sakralny wymiar jeszcze przez wieki – renesansowy humanizm stworzył tylko pierwszą wyrwę.

Równie niesprawiedliwie potraktowałeś jednego z największych cesarzy, króla Hiszpanii, władcę Nowego Świata, Karola V.  Carlos był jednym z najciekawszych monarchów w historii, stał się nawet czymś w rodzaju prawzoru dla Cervantesa i jego Don Quixote.  Zasada przyjęta w Augsburgu była zasadą pragmatyczną, by zakończyć niesłychany przelew krwi i zdumiewającą brutalność obu stron w wojnach religijnych.  Karolowi także nie podobała się zasada cuius regio, eius religio – choć raczej nie nazwałby jej pochopnie „obrzydliwą” – ponieważ sankcjonowała podział chrześcijaństwa (nie podobała mu się tak dalece, że wkrótce abdykował).  Zgodził się jednak uznać luterańskie (choć nie kalwińskie) wyznanie wewnątrz cesarstwa, bo nie widział innego sposobu na zakończenie wojen.  Ale nie masz chyba racji, mówiąc o pętaniu wolności sumienia.  Poddanym dano czas na emigrację do kraju zgodnego z ich wyznaniem.  Cesarstwo było już wówczas mozaiką dwóch wyznań, więc było to praktycznie dobre rozwiązanie.  Zabroniono prześladowań tych, którzy zdecydowali się opuścić regio i trzymać się religio.  W porównaniu z XX wiekiem, to jest szczyt tolerancji, nie wydaje Ci się?

Sugerujesz, że coś gnije w chrześcijaństwie i być może masz rację.  Ale skąd Ci się wzięło, że „islam, równie zamknięty na wpływy innych religii, nie przeżywał podobnego regresu”?  Jeśli nie przyżył regresu, to gdzie się podział kalifat?  Czy monarchia osmańska nie jest najbardziej jaskrawym przykładem długotrwałej degradacji?  Można na to spojrzeć jeszcze inaczej.  Cały Stary Testament jest opowieścią o regresie, o odejściu narodu wybranego od jednego Boga.  Pan podał Izraelowi sakralne państwo na złotej tacy, ustanowił sędziów nad nimi, ale oni woleli być jak inne narody i zapragnęli mieć króla.

A Pan rzekł do Samuela: Wysłuchaj głosu ludu we wszystkim, co mówią do ciebie, gdyż nie tobą wzgardzili, lecz mną wzgardzili, bym nie był królem nad nimi.

Cóż to jest innego, jak nie odejście, zaprzaństwo, odpadnięcie i uwiąd?

Ale wszystko to pestka, drobiazg, wobec problemu zasadniczego. Sokrates – to nie jest hetka-pętelka.

Darku drogi!  Jesteś jedyną znaną mi osobą, dla której Sokrates jest pierwszy z brzegu.  Cokolwiek by o nim mówić – a wielu mówi o nim źle – to w żadnym wypadku nie był pierwszym z brzegu, nie był kimś przypadkowym, nie był reprezentantem.  Był zawsze Sokratesem, jedynym i wyjątkowym, toteż warto się nim zająć, ale nie jako przykładem czegokolwiek.

Nie wydaje mi się, byś miał rację, oskarżając go o sofistykę, naciąganie argumentów, a nawet ekwilibrystykę i bezbronność wobec oskarżycieli, i wreszcie, o zgrozo, o nieuczciwość w argumentacji, ale to w końcu tylko kwestia opinii.  Czy rzeczywiście nie można stwierdzić, jakie motywy kierowały jego przyjęciem wyroku śmierci?  Z jednej strony, motywacja pozostaje często nieznana nawet dla działającego podmiotu, cóż więc możemy powiedzieć o motywach człowieka skazanego 24 wieki temu?  Ale w tym wypadku, nie mówimy o historycznym Sokratesie, a o Sokratesie wykreowanym przez Platona w Obronie.  Tak się nieszczęśliwie składa, że ten Sokrates wyłożył jasno powody, dla których odmówił udania się na banicję i przyjął cykutę.

Proces Sokratesa był w istocie procesem politycznym.  Sprawa nie szła o państwową religię i, wbrew Twej sugestii, można sensownie ją „skwitować refleksją, że demokracja zabiła największego filozofa”.  Nad percepcją Sokratesa wśród polskich czytelników ciąży postać jego tłumacza, Władysława Witwickiego.  Witwicki przyjął styl przekładu, który Elzenberg nazwał „jaskrawą dosadnością” i przesadnym familiaryzmem.  Styl ten wziął się z przekonania, wyrażanego m.in. przez Nietzschego, że Sokrates pochodził z gminu.  Jego ojciec określany bywa jako kamieniarz, ale słowo tak przekładane może także oznaczać, że miał firmę, zajmującą się obróbką kamieni, co w Atenach Peryklesa było dochodowym zajęciem.  Na jego wyższy status wskazuje służba w wojsku: Sokrates brał udział w wojnach jako hoplita, tzn. był członkiem zaciężnej piechoty ateńskiej, gdzie każdy obywatel musiał sam się wyposażyć osobiście, na własny koszt, w drogą, ciężką zbroję.

Sokrates był doświadczonym żołnierzem, musiał brać udział w wielu kampaniach, choć nie o wszystkich wiemy.  Walczył po raz ostatni, mając 47 lat!  Armand D’Angour spekuluje w książce pt. Socrates in Love, że pierwszą bitwą, w jakiej zapewne brał udział, była klęska Ateńczyków pod Koroneą, w 447 Ante Christum Natum.  Miała ona stworzyć kluczowe elementy okoliczności, które zaważyły następnie na jego życiu i śmierci.  Zaledwie kilkuset Ateńczyków przeżyło porażkę, cofając się w szyku bojowym, przed nacierającymi Tebańczykami.  Dla 20 letniego Sokratesa była to nauka żelaznej dyscypliny i znoszenia niedoli, co stanie się z czasem ważnym aspektem jego postawy.  W bitwie zginął wódz ateński Tolmides, ale co ważniejsze, zginął młody kuzyn Peryklesa, Kleinias, ojciec Alkibiadesa.  4-letni Alkibiades stał się w ten sposób podopiecznym Peryklesa, a w 15 lat później wyruszył na wojnę ze swym opiekunem, Sokratesem.  A zatem Sokrates musiał obracać się w elitarnym środowisku wielkiego wodza Aten.

Innymi słowy, filozof, który w oczach Nietzschego, był brzydkim człowiekiem z gminu, winnym zbudowania etyki słabości, dla obrony ludzi jemu podobnych, tj. słabych i brzydkich, przed „blond bestią” czyli wcieleniem piękna i potęgi, był w rzeczywistości raczej dzielnym i doświadczonym wojakiem, obracającym się w kręgu najwyższej arystokracji Aten, a na dodatek, osobiście roztoczył opiekę nad niemal archetypicznym przykładem blond bestii, w postaci Alkibiadesa.  Sokrates bronił swego podopiecznego nie tylko przed napaściami ateńskiego motłochu, ale także zupełnie dosłownie, bo na polu bitwy.

Sokrates był zapewne mocno zbudowanym, silnym, młodym człowiekiem – jak Platon, był atletą, był szeroki w barach (bo to właśnie oznacza przydomek Πλάτων).  Nie pochodził z motłochu, nigdy nie należał do ateńskiego demos.  W Atenach Peryklesa, przy ogromie i rozmachu publicznych budowli, właściciel firmy kamieniarskiej był nie tylko majętny, ale także dobrze powiązany.  Matka Sokratesa miała być położną, ale nie musi to wcale oznaczać, że była położną z zawodu; Sokrates mógł mieć na myśli, że wydała tak wspaniałego syna…  Ten akurat argument D’Angoura wydaje mi się mało przekonujący, ale jest przecież inna możliwość, której autor nie wspomina: w dawnych czasach, dobrze sytuowane i doświadczone kobiety najzwyczajniej pomagały innym kobietom w połogu.  Jeżeli się pomogło jednej, to było się natychmiast wzywanym do innych – stąd być może określenie „położna”.  Wiemy, że matka Sokratesa była z dobrej rodziny, a on sam miał szerokie, klasyczne wychowanie, kalos kagathos, z naciskiem na mousike, które nie oznaczało muzyki, a raczej kombinację tańca, poezji i grania na instrumentach (co z kolei było widziane jako niezbędne elementy wojskowej dyscypliny!), dzięki czemu miał znajomości wśród najpierwszych rodzin ateńskich.  Jak inaczej mogło było dojść do tego, że opiekował się młodym Alkibiadesem?  Jak inaczej mógł być zapraszany na bibki takie, jak te opisane w dwóch sympozjach, Platona i Ksenofonta?  On po prostu należał do tego towarzystwa.  Z pewnego punktu widzenia, Alkibiades może być widziany jako alter ego młodego Sokratesa, ale z czasem, heroiczny ideał zapewne zbladł w oczach mędrca i dzielny wojak przemienił się w filozofa.  Sokrates z dialogów platońskich jest bardzo krytyczny pod adresem Peryklesa, co wskazuje na rozejście się ich dróg: w oczach Peryklesa, Ateńczyk miał obowiązek brać udział w życiu publicznym Aten, a Sokrates zdecydowanie odmawiał udziału.  Natomiast w oczach Sokratesa (i zapewne Platona), Perykles nie trzymał się drogi arete czyli cnoty.

Arystofanes wydrwiwał w Ptakach zarówno modę na Spartę wśród Ateńczyków, jak i samego Sokratesa – długie włosy, ascetyzm i posty, wymachiwanie laską – choć w polskim przekładzie Sandauera wygląda to blado:

Dawniej spartańskiej hołdowali modzie:
Żyli, nie myci, o chlebie i wodzie,
Brodaci, wsparci na kiju sękatym
I każdy sobie zdawał się Sokratem.

Jego związek z wygnanym Alkibiadesem był wystarczająco kompromitujący w oczach demokratów, a tu jeszcze Kritias i Charmides, przywódcy 30 Tyranów, antydemokratycznej, oligarchicznej, pro-spartańskiej władzy Aten, należeli do jego uczniów.  I tak to, Darku drogi, wątek psucia młodzieży i podważania państwowej religii, był tylko listkiem figowym dla najbardziej przyziemnych porachunków politycznych.

(Tymczasem mag, wraz z tomami Eliadego pod pachą, ciągle mi się wpycha pod powieki, chcąc narzucić ludowi szamańskie doktryny, dyktować im dogmaty od siedmiu boleści.  Magu!  Czy widzisz Pański Krzyż?  A kysz!  A kysz!)

Szczerze Ci oddany

m

PS. Byłbym zapomniał! Tak mi się podobało motto zaczerpnięte z Chestertona, że dopiero po jakimś czasie zdałem sobie sprawę, iż właściwie treść Twojego artykułu stoi w sprzeczności ze znakomitym dictum Chestertona. Czy motto miało być w zamierzeniu ironiczne?



Prześlij znajomemu

0 Komentarz(e/y) do “Mag w transie i Sokrates”

  1. Brak Komentarzy

Komentuj





Language

Książki Wydawnictwa Podziemnego:


Zamów tutaj.

Jacek Szczyrba

Czerwoni na szóstej!.

Jacek Szczyrba

Punkt Langrange`a. Powieść.

H
1946. Powieść.