III Ankieta Wydawnictwa Podziemnego

Dziecko w szkole uczy się fałszowanej historii od Piasta do równie sfałszowanego Września i dowie się, że obrońcą Warszawy był nie jakiś tam Starzyński, ale komunista Buczek, który wyłamał kraty „polskiego faszystowskiego” więzienia, by na czele ludu stolicy stanąć do walki z najeźdźcą. – Tak w roku 1952 Barbara Toporska opisywała ówczesny etap bolszewizacji Polski.

Przyjmijmy, na potrzeby niniejszej ankiety, że był to opis pierwszego etapu bolszewizacji, klasycznego w swoim prostolinijnym zakłamaniu. Kolejny etap nastąpił szybko, zaledwie kilka lat później, gdy – posługując się przykładem przytoczonym przez Barbarę Toporską – w kontekście obrony Warszawy wymieniano już nie tylko komunistę Buczka, ale także prezydenta Starzyńskiego (i to z największymi, bolszewickimi honorami). Przyszedł w końcu także moment, gdy komunista Buczek albo znikł z kart historii, albo też przestał być przedstawiany w najlepszym świetle – jeszcze jeden, mocno odmieniony okres.

Mamy tu zatem dynamiczne zjawisko bolszewizmu i szereg nasuwających się pytań. Ograniczmy się do najistotniejszych, opartych na tezie, że powyższe trzy etapy bolszewizacji rzeczywiście miały i mają miejsce:

1. Wedle „realistycznej” interpretacji historii najnowszej utarło się sądzić, że owe trzy etapy bolszewickiej strategii są w rzeczywistości nacechowane nieustającym oddawaniem politycznego pola przez bolszewików. Zgodnie z taką wykładnią, historię bolszewizmu można podzielić na zasadnicze okresy: klasyczny, ewoluujący, upadły. Na czym polega błąd takiego rozumowania?

2. Jak rozumieć kolejno następujące po sobie okresy? Jako etapy bolszewizacji? Jako zmiany wynikające z przyjętej strategii, czy ze zmiennej sytuacji ideowej i politycznej, czy może trzeba wziąć pod uwagę inne jeszcze, niewymienione tu czynniki?

3. Trzy etapy i co dalej? Czy trzecia faza spełnia wszystkie ideowe cele bolszewizmu, czy wręcz przeciwnie – jest od realizacji tych celów odległa? Czy należy spodziewać się powrotu do któregoś z wcześniejszych etapów, a może spektakularnego etapu czwartego lub kolejnych?

Zapraszamy do udziału w naszej Ankiecie.

II Ankieta Wydawnictwa Podziemnego

Dorobek pisarzy i publicystów mierzy się nie tyle ilością zapisanych arkuszy papieru, wielkością osiąganych nakładów, popularnością wśród współczesnych czy potomnych, poklaskiem i zaszczytami, doznawanymi za życia, ale wpływem jaki wywierali lub wywierają na życie i myślenie swoich czytelników. Wydaje się, że twórczość Józefa Mackiewicza, jak żadna inna, nadaje się do uzasadnienia powyższego stwierdzenia. Stąd pomysł, aby kolejną ankietę Wydawnictwa poświęcić zagadnieniu wpływu i znaczenia twórczości tego pisarza.

Chcielibyśmy zadać Państwu następujące pytania:

1. W jakich okolicznościach zetknął się Pan/Pani po raz pierwszy z Józefem Mackiewiczem?
Jakie były Pana/Pani refleksje związane z lekturą książek Mackiewicza?

2. Czy w ocenie Pana/Pani twórczość publicystyczna i literacka Józefa Mackiewicza miały realny wpływ na myślenie i poczynania jemu współczesnych? Jeśli tak, w jakim kontekście, w jakim okresie?

3. Czy formułowane przez Mackiewicza poglądy okazują się przydatne w zestawieniu z rzeczywistością polityczną nam współczesną, czy też wypada uznać go za pisarza historycznego, w którego przesłaniu trudno doszukać się aktualnego wydźwięku?

Serdecznie zapraszamy Państwa do udziału.

Ankieta Wydawnictwa Podziemnego

1. W tak zwanej obiegowej opinii egzystuje pogląd, że w 1989 roku w Polsce zainicjowany został historyczny przewrót polityczny, którego skutki miały zadecydować o nowym kształcie sytuacji globalnej. Jest wiele dowodów na to, że nie tylko w prlu, ale także innych krajach bloku komunistycznego, ta rzekomo antykomunistyczna rewolta była dziełem sowieckich służb specjalnych i służyła długofalowym celom pierestrojki. W przypadku prlu następstwa tajnego porozumienia zawartego pomiędzy komunistyczną władzą, koncesjonowaną opozycją oraz hierarchią kościelną, trwają nieprzerwanie do dziś. Jaka jest Pana ocena skutków rewolucji w Europie Wschodniej? Czy uprawniony jest pogląd, że w wyniku ówczesnych wydarzeń oraz ich następstw, wschodnia część Europy wywalczyła wolność?

2. Nie sposób w tym kontekście pominąć incydentu, który miał miejsce w sierpniu 1991 roku w Moskwie. Czy, biorąc pod uwagę ówczesne wydarzenia, kolejne rządy Jelcyna i Putina można nazwać polityczną kontynuacją sowieckiego bolszewizmu, czy należy raczej mówić o procesie demokratyzacji? W jaki sposób zmiany w Sowietach wpływają na ocenę współczesnej polityki międzynarodowej?

3. Czy wobec rewolucyjnych nastrojów panujących obecnie na kontynencie południowoamerykańskim należy mówić o zjawisku odradzania się ideologii marksistowskiej, czy jest to raczej rozwój i kontynuacja starych trendów, od dziesięcioleci obecnych na tym kontynencie? Czy mamy do czynienia z realizacją starej idei konwergencji, łączenia dwóch zantagonizowanych systemów, kapitalizmu i socjalizmu, w jeden nowy model funkcjonowania państwa i społeczeństwa, czy może ze zjawiskiem o zupełnie odmiennym charakterze?

4. Jakie będą konsekwencje rozwoju gospodarczego i wojskowego komunistycznych Chin?

5. Już wkrótce będzie miała miejsce 90 rocznica rewolucji bolszewickiej w Rosji. Niezależnie od oceny wpływu tamtych wydarzeń na losy świata w XX wieku, funkcjonują przynajmniej dwa przeciwstawne poglądy na temat idei bolszewickiej, jej teraźniejszości i przyszłości. Pierwszy z nich, zdecydowanie bardziej rozpowszechniony, stwierdza, że komunizm to przeżytek, zepchnięty do lamusa historii. Drugi stara się udowodnić, że rola komunizmu jako ideologii i jako praktyki politycznej jeszcze się nie zakończyła. Który z tych poglądów jest bardziej uprawniony?

6. Najwybitniejszy polski antykomunista, Józef Mackiewicz, pisał w 1962 roku:

Wielka jest zdolność rezygnacji i przystosowania do warunków, właściwa naturze ludzkiej. Ale żaden realizm nie powinien pozbawiać ludzi poczucia wyobraźni, gdyż przestanie być realizmem. Porównanie zaś obyczajów świata z roku 1912 z obyczajami dziś, daje nam dopiero niejaką możność, choć oczywiście nie w zarysach konkretnych, wyobrazić sobie do jakiego układu rzeczy ludzie będą mogli być jeszcze zmuszeni 'rozsądnie' się przystosować, w roku 2012!

Jaki jest Pana punkt widzenia na tak postawioną kwestię? Jaki kształt przybierze świat w roku 2012?




Rozważaliśmy wielokrotnie na naszej stronie rzekomą „wolność prlu” czyli jego suwerenność albo podmiotowość. Darek Rohnka podniósł w swoim artykule O wolności inny problem „wolności w prlu”. Wyznaję, że nie chciałem się wypowiadać na ten temat z wielu powodów, ale przede wszystkim dlatego, że nie znam tego prlu, nie mam żadnych bezpośrednich doświadczeń i, choć obserwuję toto z dystansu (bez wielkiego zainteresowania), to nie czuję się uprawniony do głoszenia opinii na temat „jakości życia”. Skoro jednak napomknąłem coś nieśmiało na ten temat, to muszę teraz ponieść konsekwencje i udzielić wszelkiej satysfakcji memu towarzyszowi podziemnej niedoli.

Powiem zatem tak: na podstawie tego co słyszę, odnoszę wrażenie, że ludziom w prlu AD 2012 żyje się lepiej niż w roku 1985. Spróbujmy przełożyć tę dość nieokreśloną „jakość życia” na kategorie wolności. W roku 1985 miałem wybór: mogłem stać w kolejce po chleb i nie doczekać się upragnionego bochenka albo też nie stać w tejże kolejce z tym samym rezultatem. To jest jakiś wybór, przyznajmy, i wolność jednostki wybierającej to drugie rozwiązanie była całkiem niebagatelna. Była to wolność od nacisków społecznych i wolność od jedzenia do syta; była to wolność natury duchowej, bo przecież nie samym chlebem człowiek żyje. Stałem kiedyś wraz z moim nieocenionym przyjacielem Wojtkiem M, przez dwa dni i dwie noce po bilety na festiwal filmowy pt. Konfrontacje. Nie udało nam się nabyć takowych w drodze kupna, bo na wszystko trzeba było w prlu „mieć chody”, więc poszliśmy ze smutku zalać robaka i zobaczyliśmy ogromną kolejkę po chleb. Mój kochany Wojtek stanął na wprost smętnego szeregu i wrzasnął na całe gardło: Ludzie! Po co stoicie? Jutro te Konfrontacje i tak będą czerstwe! – i w tym też była wolność, choć nie jestem do końca pewien czy duchowej natury.

O ile mi wiadomo, w dzisiejszym prlu nie ma kolejek ani po chleb, ani do kina. To też jest jakaś wolność: wolność od stania w ogonkach. Wolność od bezustannych braków wszystkiego. Czy taka wolność zadowoliłaby ludzi wolnych? Zapewne nie. Ale czy należy się dziwić, że zadowoliła zsowietyzowaną ludność prlu? Darek ironizuje, że „nie dla wszystkich owe dobra obfite”, a jednak zgódźmy się, że nigdy nawet w najlepszym przypadku, nie mogły być dla wszystkich (tylko komunizm obiecuje „każdemu według jego potrzeb”), a z innego punktu widzenia, nawet tym, co klepią w dzisiejszym prlu biedę, też jest pewnie lepiej niż w roku 1985; wprawdzie niekoniecznie lepiej niż było wówczas im samym, ale lepiej niż było tym, co klepali biedę wtedy.

Czy nie na tym właśnie polegała ta niesławnej pamięci „transformacja ustrojowa” z roku 1989? „Żeby Polska rosła w siłę, a ludzie żyli dostatniej” – brzmiało hasło z czasów Gierka; czy nie to właśnie hasło zostało skutecznie podjęte w roku 1989? Ludziom żyje się dostatniej i kiedy zechcą, to biorą sobie paszport, jadą sobie na Zachód (nawet im nie odmawiają wiz, jak to niegdyś bywało) i mogą popatrzeć przez szybę na okna wystawowe. Mogą nawet myć te okna albo ustawiać manekiny na wystawach i uciułane w ten sposób grosze wydać następnie na zakup domu w prlu, więc żyje im się dostatniej, nie? I Polska rośnie w siłę, czyż nie?

Jeśli tak, to musimy się chyba zgodzić, że to jest właśnie najlepszy z prlów, bo jest wolność kupienia bułki bez stania w ogonku i wyjazdu za chlebem – też bez potrzeby wystawania w kolejkach. Darek zapytuje wprost, „czy to dobrze, czy źle, że owo poczucie [wolności] w ogóle występuje?” Wolność – w każdym rozumieniu – jest zjawiskiem ambiwalentnym; musi z definicji umożliwiać postępowanie dobre i złe, bez tego nie byłaby wolnością. „Poczucie wolności” nie powinno być wcale funkcją zewnętrznej sytuacji, ale wewnętrznej konstytucji człowieka. Innymi słowy, wolnym można być także w więzieniu, tak jak wolnym bywał ten, kto nie stawał w ogonku po kawałek chleba. Dla człowieka wolnego, natura prlu była więc kwestią drugorzędną: w latach 40. i 50. zaprowadziłaby go pod stienku, w 60. na wykłady Kołakowskiego i Brusa, w latach 70. do Koru, a w 80. do podziemia, ale w każdej z tych zewnętrznych sytuacji pozostałby człowiekiem wolnym. Taka konstatacja na temat wolności prowadzi nas zgrabnie do pytania o naturę dzisiejszego prlu.

Pozwolę sobie w tym miejscu na dłuższą dygresję.

Pewien młody przybysz z prlu zacytował w rozmowie ze mną niejakiego Franza Maurera. „Kto taki?” pytam naiwnie. I w ten sposób zapoznałem się z fenomenem, zapewne znakomicie znanym wszystkim czytelnikom niniejszej strony, który jednak dla mnie był wielkim odkryciem. Odkryciem była dla mnie i postać fikcyjnego ubeka, i filmy pt. Psy, i najbardziej może zdumiewający fakt, że w prlu takie zjawiska zalicza się do gatunku „kulturowych”. Oglądałem oba filmy w stanie graniczącym z osłupieniem. I długo nie potrafiłem sobie zdać sprawy z powodów mego zdziwienia. Dialogi są rynsztokowe, krew się leje strumieniami, ubole są sympatyczni, a świat wokół nich niesympatyczny. Niby w czym miało tkwić zaskoczenie? Czy rzeczywiście jest aż tak szokujące, że w prlu kręci się TAKIE filmy? W prlu powinno kręcić się filmy z ducha, z formy i z treści prlowskie, i filmy pana Pasikowskiego czynią swą obywatelską powinność jak przystało: płyną przez morza i oceany, i rozsławiają imię Polski ludowej. Więc gdzie tu niespodzianka? Jakie powody mego zdumienia? Przecież od lat 23 utrzymuję, że nic się tam nie zmieniło, że rok 1989 był komunistyczną prowokacją, że żadne oddanie władzy nigdy nie miało miejsca, że… mój Boże, skąd więc to straszne uczucie przy oglądaniu ubeków palących akta, ubeków weryfikowanych? I nagle pojąłem: nawet nie musieli zachowywać pozorów.

Film Psy wszedł na ekrany w 1992 roku, wolno więc przypuszczać, że jego koncepcja powstała już w roku 1990; był ponoć wielkim sukcesem kasowym i stał się z czasem „filmem kultowym” (tfu! co za koszmar). Wynika z tego jasno, że od samego początku bolszewicy nie musieli nawet zachowywać pozorów. Niezwykłość filmu Pasikowskiego polega na jego ostatecznej zwykłości. Ubol bohaterem pozytywnym? Tak było w co drugim filmie prlowskim. Zamiast paskudnej gęby Filipskiego, przystojna twarz Lindy, który był nawet kiedyś dobrym aktorem. Ubek jest twardy, cyniczny, męski, jest indywidualistą, nie poddaje się autorytetom, ale jest jednocześnie idealistą, wierzy w coś ponad pieniądze, wierzy w przyjaźń, wierność, wierzy w miłość. Czyli znowu dokładnie tak samo jak było w filmach z Filipskim, rzec by można, nic w tym nowego, nic w tym dziwnego. Ubole są cool… A jednak jest w filmie Pasikowskiego scena, która nie mogłaby znaleźć się w produkcyjniakach Wajdy czy małżonków Petelskich.

Oto w ubeckiej stołówce, siedzą sobie ubecy i piją smętnie na służbie, jak to w prlu. Piją, bo muszą co noc palić akta, a dla rozgrzewki pić wódkę, a taka mieszanka – wódka plus palenie akt – nastraja ubeka melancholijnie, więc potrzebują pić wódkę także przez cały dzień – no, a jakże inaczej? Jeden z nich, spity w trupa zasypia na stole i wówczas sześciu towarzyszy, z Franzem Lindą Maurerem na czele, bierze pijanego w sztok na barki i wynoszą sztywne ciało ze stołówki, skandując rytmicznie opozycyjną pieśń „Janek Wiśniewski padł”.

Na pierwszy rzut oka zuchwałość autorów zapiera dech w piersiach, ale jak się temu uważniej przyjrzeć, to od razu widać, że oni doskonale wiedzieli, co robili. Tak wspominał swoje wrażenia Wajda:

Była pełna sala. I własnym oczom nie wierzyłem: pijane ‘psy’ wynoszą zamroczonego kolegę – granego przez człowieka, który wystąpił w Człowieku z żelaza – śpiewając ‘Janek Wiśniewski padł’. Pierwszy mój odruch był taki: albo wychodzę z kina, albo włażę pod krzesło. Ale słyszę, że na sali rozlega się zdrowy, żołnierski śmiech. Po paru miesiącach SLD objęło rządy w III RP. Pasikowski rzeczywiście wyczuł, co się w Polsce wyrabia, w którą stronę wychyla się społeczne wahadło.”

Tupet tej sceny polega na jej bezwzględnym sarkazmie, na cynicznym – Wajda nazywa to „zdrowiem” – wyśmianiu idiotycznie nieznośnego etosu Solidarności, tego ciągłego zawodzenia, martyrologii, obchodów, rocznic, „polskich miesiąców”, rzekomego bohaterstwa. Zuchwałe odwrócenie dokonane zostaje w sposób brutalny i dosadny, a przez to tym bardziej skuteczny, ale czy rzeczywiście domagało się wielkiej odwagi? Widz postawiony pomiędzy „chorym” jojczeniem solidarnościowym, a zdrowym, pijackim marszem ubeków, wybrać mógł tylko to drugie. Palący akta ubecy grani są przez dobrych aktorów jako zwykli ludzie, gdy nowy milicjant, który chce ich powstrzymać, przedstawiony jest jako donosiciel i do tego grany wyraźnie jako karykatura przez jakiegoś półgłówka z gębą kretyna. To są propagandowe chwyty stare jak mosfilm. Ale rzecz chyba nie w agit-prop, a raczej w niezaprzeczalnym fakcie, że ubecy należeli do prlu na równi z filmowcami i aktorami, na równi z całą widownią, więc Pasikowski nie tyle „wyczuł, co się w Polsce wyrabia”, co wiedział bez najmniejszych wątpliwości, że nic się nie zmieniło. Nie ma w jego filmie miejsca na niedomówienia, nie trzeba niczego ukrywać: palenie akt jest postępowaniem zupełnie zrozumiałym – „normalka” mówi się chyba w prlu – weryfikacja codziennym doświadczeniem, jasnym dla widzów, bo sale kinowe wypełnione są ludźmi z jakąś prlowską przeszłością, w której lepiej się nie grzebać. Każdy pochwala i wzdycha z wyrozumiałością.

Koniec dłuższej dygresji.

Czy w takiej „Polsce”, gdzie w kilka miesięcy po „ustrojowych przemianach” (niechże się udławią autorzy takiej terminologii) powstać mógł pomysł na scenariusz Psów, jest więcej wolności, niż bywało we wcześniejszych wersjach prlu? Ubecy mieli wolność palić akta, której to wolności nie mieli przed rokiem 1989; z drugiej jednak strony mieli rozkaz palić akta, a przed „przemianami” byli od takich zadań wolni. Mieli wolność śpiewać o Janku Wiśniewskim, filmowcy zaś mieli wolność kręcić takie sceny, a Wajda miał wolność schować się pod krzesło albo wyjść z sali kinowej, ale pozostał i obejrzał do końca. Też jakaś to wolność, jak sądzę.

Pora chyba dokonać semantycznych uściśleń.

Wolność od i wolność do są typowymi kategoriami marksistowskimi (choć, jak wszystko u nich, zapożyczone od scholastyków i nawet od Lutra). Marksiści użyli tych terminów, ponieważ nie potrafili sobie inaczej poradzić z kociokwikiem myślowym, do którego doprowadzić ich musiał dialektyczny determinizm. Punktem wyjścia jest dla nich zaprzeczenie wolności woli, gdyż człowiek jako byt materialny poddany jest deterministycznemu mechanizmowi praw rządzących światem naturalnym oraz rzekomych praw rządzących historią. Wolność ma więc dla nich sens wyłącznie społeczny: człowiek może być wolny od zewnętrznych warunków niezgodnych z jego naturą, np. od głodu (sic!), od terroru (sic!!), od przymusu (sic!!!) i wreszcie od strachu przed tymi warunkami (sic!!!!); albo człowiek może uświadomić sobie konieczność i, poprzez poznanie praw natury i historii, osiągnąć sprawczy wpływ na swoje własne akty czyli wolność do, która równa się przyłączeniu do rządzącej elity i przymuszaniu innych poprzez głód, terror i strach.

Wydaje się zatem, że w świetle marksistowskiej ortodoksji, w dzisiejszym prlu jest więcej wolności od wszystkich plag niesionych przez komunizm oraz więcej wolności do włączenia się do elity władzy, tak długo jak uznaje się konieczność, że bolszewicy będą tę władzę sprawować. Ale dość już o marksistowskim bełkocie, bo ich pojęcia nie opisują rzeczywistości ludzkiej, opisują jedynie bolszewicką łżeczywistość.

W rzeczywistości bowiem, człowiek nie jest zdeterminowany w swych działaniach, a będąc bytem racjonalnym jest w stanie określić warunki, w których jego wola opiera się silniejszym motywom, działając w sposób rozumny i wolny. Na przykład niewydanie sekretu wbrew naturalnej tendencji do mówienia prawdy i pomimo przymusu, głodu, terroru i strachu, jest niezwykle trudne, ale możliwe, ponieważ człowiek jest w stanie oprzeć się silniejszym bodźcom.

We wszystkich rozważaniach na temat wolności, trzeba w pierwszym rzędzie określić swoje stanowisko: jeśli uznajemy powyższy scenariusz za słuszny – wolność woli to z definicji możność działania wbrew silniejszym motywom – to odrzucić musimy wszystkie wersje determinizmu (a marksizm nie jest wcale najbardziej niebezpieczną z nich). Człowiek jest bytem granicznym. Poddani jesteśmy zwierzęcym instynktom i materialnym koniecznościom, ale jednocześnie obdarzeni duszą, mamy pretensje do świata duchowego. Pan Bóg w swej Łasce przemawia do nas, zwraca się do nas bezpośrednio, poprzez Głos Boży w sumieniu, ale my czasami nie rozumiemy tego Głosu, czasami nie chcemy zrozumieć, a niekiedy w ogóle Go nie słyszymy. Skoro wolność polega na możliwości oparcia się silniejszemu bodźcowi, to człowiek został obdarzony najstraszniejszą wolnością: potrafi bowiem oprzeć się nawet Łasce, zatkać uszy na Głos Boga. Wilk nie jest wolny, bo nie potrafi się oprzeć swej naturze. Kiedy jest głodny i widzi sarnę, to ją goni i zabija, gdyż tak mu każe jego natura, a my możemy oprzeć się nie tylko naszej naturze, ale nawet nadprzyrodzonej Łasce.

A zatem rację ma Darek Rohnka, kiedy przywołuje Sokratesa i wolność woli, wolność duchową. Odrzuca deterministyczne, społeczne, materialistyczne interpretacje, i zapytuje:

Czy rzeczywiście jest tak, że wszyscy nagle, ni stąd ni zowąd, w tym ‘lepszym’ rzekomo peerelu zbaranieli, utracili bezpowrotnie zdolność rozumowania, umiejętność trafnego odczytywania rzeczywistości, ‘poczuli się wolni’ nagle i niespodziewanie, za to całkowicie szczerze, czy też kryje się za tymi deklaracjami jakaś całkiem jeszcze inna, smętna prawda? Czy, słowem, to zbiorowe zbęcwalnienie czy tylko grzeszne wyrachowanie, chęć przystosowania się, mimikra?”

Dokonam tu znowu pewnego uściślenia. Otóż mnie osobiście nie interesują „wszyscy”, masy. Ani nawet większość. Ani nawet elity Trzy pierwsze kategorie podatne są bardzo na „zbiorowe zbęcwalnienie”, więc dajmy im spokój, bo nie oni decydują o „poczuciu wolności w prlu”. O tym decydują prlowskie elity. Elity tzw. opiniotwórcze, zdolne podsuwać bezmyślnym masom, co i jak należy myśleć. Filmowiec, który z tupetem odwraca wektory społecznej sympatii przy pomocy jednej sceny w słabiutkim filmie, o wiele bardziej spełnia warunki „opiniotwórczości” niż nieznośne skryby z wybiórczych gazetek. Jednakże pamiętać chyba trzeba, że są to elity władzy. Nieszczęsna „transformacja ustrojowa” poszerzyła te elity z dawnej partyjnej nomenklatury do czegoś co na Ukrainie nazywają trafnie „demokraturą”, tj. do odrębnej klasy społecznej, w której interesie leży utrzymanie status quo.

I dlatego, drogi Darku, jest tak źle.



Prześlij znajomemu

62 Komentarz(e/y) do “Narodziłeś się w Polsce ludowej…”

  1. 1 Jaszczur

    Panie Michale,

    Pozwolę sobie kontynuować jeden z aktualnych wątków naszej dyskusji tutaj.

    Ma Pan absolutną rację co do Wajdy, w sumie można by przejść nad nim do porządku dziennego, ale jednak przyjrzyjmy mu się bliżej. Trybik w komunistycznej machinie manipulacji i kontroli świadomości. Pewnie i człowiek władzy, ale jej dokooptowanego, zewnętrznego kręgu i za pierwszej, i za drugiej komuny. Zawsze praktycznie bezbłędnie odgadywał aktualną „mądrość etapu”. A co Pan miałby do powiedzenia o Joannie Szczepkowskiej? Jakby Pan nie wiedział kto zacz (choć wątpię), oto i ona:

    http://www.youtube.com/watch?v=lgAiAKNfryg

    To jest równie dobry przykład – ex aequo z Wajdą i Michnikiem – kooptantów komunistów, przynajmniej tzw. intelektualistów i celebrytów, mających tworzyć socjotechniczny sztafaż nowego-starego systemu.

    „Psy” są popularne, ponieważ to jest prl. Nb. ubole w tym filmie sa przedstawieni jako ludzie honoru w ogóle […]

    Więcej, gorzej – „Psy” są popularne, tak samo jak… „Czterej pancerni i pies” i „Przygody psa Cywila”. W tym wszystkim to najbardziej chyba najbardziej psów mi żal. Prawdziwych psów.

    Ponadto to, że ubecy z tegoż nieszczęsnego, dwuczęściowego filmu są przedstawiani są „jako ludzie honoru w ogóle”, trzeba widzieć w kontekście propagandy i dezinformacji, której linia była jednym z czynników, które ukształtować miały i ukształtowały neopeerel, wedle której komuniści/bezpieczniacy to właśnie „ludzie honoru w ogóle”, a ci, którzy postulowali dekomunizację, zerwanie ciągłości z peerelem, pociągnięcie komunistów do odpowiedzialności prawnokarnej – to „oszołomy”, „nienawistnicy”, „zoologiczni antykomuniści” itp.

    A jednocześnie to właśnie wówczas trwało rozszerzenie elity władzy (tej faktycznej) o „demokraturę”, choć ja wolę orwellowskie określenie „partii zewnętrznej” (wewnętrzna to struktury partii i bezpieki, „cywilnej” i wojskowej). I – co najważniejsze – utwierdzenie ewentualnej kontr-elity (tzn. niebolszewików), że neopeerel to „III RP” państwo, choć niedoskonałe, to „wolne i nasze”.

  2. 2 michał

    Drogi Panie Jaszczurze,

    Stary chrzan pisał u nas chyba o kapitanie Klosie i jego czekistowskiej proweniencji – a to dopiero bohater prlu! Czterej pancerni i Joanna Szczepkowska? Tego filmu nie znam.

    Nie wiem, czy wyniósłbym Wajdę na aż tak wysoki poziom ważności, co Michnik. Poza tym Wajda, pomijając polityczne przesłanie, umiał robić filmy. Nakręcił mnóstwo szmiry, ale ogromna większość polskiego kina to szmira, a Wajda nakręcił także bardzo dobre filmy – podkreślam, jest to ocena z pominięciem politycznego kontekstu.

  3. 3 Jaszczur

    Przede wszystkim Wajda i Michnik działali i działają na nieco różnych odcinkach „frontu ideologicznego”. Ale nie uważam, by przez to pierwszy stał niżej w hierarchii od drugiego.

  4. 4 michał

    Może ma Pan rację. W końcu ręka rękę myje. Podobno wizyta Michnika na planie „Katynia” miała wpływ na zmianę scenariusza. Ale film byłby pewnie równie beznadziejny i bez jego ingerencji.

  5. 5 amalryk

    Ech! Cała nasza nędza w pigułce. Nie wiem co bardziej podziwiać; głębię obłudy sztandarowego twórcy tej „najważniejszej ze sztuk” w peerelu, czy też ideologiczną czujność ambitnego artysty kolejnej, młodszej, fali – jak to wyskoczył z tą płomienną elegią o wspaniałych czekistach!? (Swoją drogą nigdy tego produkcyjniaka, nr1 czy 2, nie miałem najmniejszej ochoty oglądać; w końcu, gdy się miało w rodzinie wychowanków smierszy z początków lat pięćdziesiątych, to te baśniowe, ubeckie klimaty wydają się ciągle jakoś mało porywające…)

    A co do „jakości życia” w tym naszym nowym, ulepszonym peerelu, to niech Pan Panie Michale nie daje się nabierać tym różnej maści, świadomym czy nie, propagandzistom! Szału nie ma! Albo raczej; jest jak było – nadal dziarsko ścigamy się z Bułgarią i Rumunią, bo te wszystkie inne demoludy legitymują się niestety średnimi zarobkami tambylców ciągle wyższymi – ba, nawet sowiecka Łotwa i Estonia zostawiła nasz siermiężny peerel, w tej dyscyplinie, dalekooo… w pobitym polu!

  6. 6 michał

    Panie Amalryku,

    Kiedy widzę, jak się powodzi (nie mówię o powodziach!) moim znajomym w prlu, to mam wrażenie, że to są opowieści z bajki, ale widzę to na własne oczy. Proszę jednak zwrócić uwagę, że nie ośmielam się porównywać poziomu życia w prlu dziś z jakimkolwiek miejscem na świecie dziś, a tylko z uprzednimi wcieleniami prlu. Czy mylę się sądząc, że to jest najlepszy z prlów? Przyjmę poprawki z pokorą.

    Nie znam dzisiejszego kina w Polsce i to o dziwo nie dlatego, że mnie nie obchodzi, ale ze względu na idiotyczny stosunek anglosaskich krajów do obcojęzycznych filmów: każdy film spoza anglojęzycznego obszaru to jest „film z napisami” i jako taki jest skazany z góry na porażkę w kasie, więc bardzo rzadko je pokazują. Nie mam zatem wielkich szans na śledzenie kina w ogóle. Nie wiem, czy Pasikowski jest sztandarowy, standardowy, ambitny, wybitny, komercyjny czy artystowski, ale w jednym Pana nie rozumiem: dlaczego podziwiać Pan chce głębię jego obłudy? On powiedział wprost, czego obłudnicy prlowscy właśnie nie chcieli mówić ani słyszeć, a mianowicie: to jest dlaszy ciąg prlu.

  7. 7 Orzeł

    Przepraszam, że się wtrącę…

    Być może nie wniosę niczego do dyskusji o wolności, ale chciałbym zwrócić uwagę Panów na pewną kwestię związaną z dziełem Władysława Pasikowskiego. Jako film propagandowy, „Psy” miały według mnie całkiem inny cel, niż przedstawienie ubeków jako „ludzi honoru”. Proszę pamiętać, że „ludźmi honoru” zostali mianowani (mianowali się sami?) funkcjonariusze konkurencyjnej służby wobec Ministerstwa Spraw Wewnętrznych, czyli oficerowie II Zarządu Głównego Sztabu Generalnego LWP, czy też szerzej rzecz ujmując MON. To do nich, do generałów Jaruzelskiego i Kiszczaka zwracał się redaktor Michnik w ten właśnie wyszukany sposób.

    Natomiast w „Psach” pokazano rozbitych, zgnębionych, nieszczęśliwych, czasem brutalnych, ale przecież w gruncie rzeczy sympatycznych, a nierzadko szlachetnych ubeków, co to mieli być złożeni na ołtarzu „transformacji ustrojowej”. Że niby, proszę bardzo, jaka to przemiana nastąpiła: nie ma już Służby Bezpieczeństwa, a jej oficerowie muszą się teraz całkiem odmienić, żeby służyć nowej, młodej demokracji. Czyli można było ich trochę nienawidzić, ale i wzruszyć ich ciężką dolą, a kto wie, może nawet zapłakać, jakie to niesprawiedliwe wyroki serwuje im walec dziejów.

    Taka była (i jest do dziś) oficjalna linia propagandy reżimowej, żeby, jeśli już koniecznie trzeba, to mówić wyłącznie o SB, służby wojskowe zostawiając w spokoju. Bo to przecież wojskówka ostatecznie wygrała walkę o władzę, marginalizując nawet towarzyszy z PZPR, więc, co tu mówić o zwykłych, cywilnych bezpieczniakach. Ale rzecz jasna całkiem zgnoić ich nie szło, bo to by godziło w sojusze. Stąd taki oto filmik propagandowy, jakich wiele było za pierwszego PRL-u.

    Może to tylko niuans, ale chyba jednak ma znaczenie dla ogólnej przejrzystości zagadnienia.

  8. 8 Jaszczur

    Panie Orle,

    Zgodzę się z podsumowaniem w ostatnim Pańskim akapicie, ale w mojej ocenie tego, co było, „wojskówka” (wraz z regularnym LWP) to nie tyle konkurent MSW, co w o wiele większym stopniu… nadzorca nie tylko ubecji, ale i całości struktur komunistycznych. Jak to ujął prof. Cenckiewicz – „Długie ramię Moskwy, które nigdy nie uschło”.

    Z tego, co Pan pisze, wynikałoby też, że zarówno kampania wybielania wronich „generałów” przez tzw. salon, jak i męczony tu przykład popkulturowego wybielania ubeków (którzy stali się, pozbawionymi stada, samotnymi wilkami) to dwie równoległe operacje tej samej kampanii wojny informacyjnej.

  9. 9 michał

    Drogi Panie Orle,

    Niechże się Pan wtrąca! Nie ma to jak dobre wtrącenie.

    Proszę wybaczyć, że takie niuanse są mi obce. Nie wątpię, że ma Pan rację. Słyszę jednak od znajomych, że ta sama spółka, Pasikowski-Linda, w podobny sposób przedstawiała prlowskich żołnierzy, a zwłaszcza służby specjalne, jako ludzi z gruntu uczciwych, honorowych, zasadniczych, a jednocześnie sympatycznych. „Pryncypialnych i skromnych” jak brzmiała klasyczna czekistowska laurka.

    Wróćmy jednak do „Psów”. Odniosłem wrażenie, że ubecy w tym filmie nie są „rozbici, zgnębieni, nieszczęśliwi” przez „przemiany ustrojowe”, ale niejako z powodów – wybaczy Pan – egzystencjalnych. Weltschmerz im doskwiera, a „przemiany” są tylko jego częścią, i to niewielką w porównaniu z tym, że kobiety to dziwki, że nie doceniają miłości twardego faceta („twardziela”, mówi się chyba w prlu), więc nic tylko pić wódkę trzeba i trzymać dobrą minę do złej gry, tj. zachować wierność „jakimś zasadom” – zasadom wyniesionym z dawnych czasów, dobrego prlu.

    Zmierzam do tego, że niezależnie od panamichnikowego mianowania, psy są tu ukazani jako najbardziej honorni i nawet ten urwany z choinki „nowy milicjant”, co na nich donosił, z czasem przekonuje się, co to za kryształowi ludzie.

  10. 10 michał

    Panie Jaszczurze,

    Proszę o wybaczenie, jeśli analiza przykładu wybielania ubeków Pana męczy. Na swoje usprawiedliwienie powiedziałbym, że wybielanie ubeków jako takie mało mnie obchodzi. Znaczące wydało mi się tylko, że taki film mógł tam powstać tak wcześnie. Dla Pana może to oczywistość, ale mnie od dwudziestukilku lat wmawiają, że nie mam racji, ze wszystko się zmieniło, że jest cacy, że powinienem przyjechać i przekonać się na własne oczy, a tymczasem „nowy Filipski” był komercjalnym sukcesem w roku 1992…

  11. 11 Jaszczur

    Panie Michale, nie ma czego wybaczać, bo i nie ma za co przepraszać!

    A dlaczego taki film mógł powstać właśnie w 1992? W 1989 roku komuna upadła… na cztery łapy, trzy lata później (i to dokładnie) upadł rząd, którego premier i minister spraw wewnętrznych był w neopeerelowskiej narracji uosobieniem wszelkiego zła.

    Mnie z kolei od jakiejś dekady wmawiają, że nie mam racji, ze wszystko się zmieniło, że jest cacy, i bywa, że kończy się znajomość z najlepszymi kumplami od wódki, kiedy większość ma mnie za świra.

  12. 12 michał

    Ten film nie powstał w 1992 roku. O ile się znam na sztuce filmowej, to zrobienie filmu – nawet takiego, który ze sztuką nie ma wiele wspólnego – zajmuje czas. Film wszedł na ekrany w roku 1992, kręcony był późną jesienią albo wczesną zimą, czyli najpóźniej listopad-grudzień 1991. Produkcja filmu w normalnych krajach wygląda mniej więcej tak: pomysł przedstawia się potencjalnym producentom, jeśli jest zaakceptowany, to pisze się wstępny scenariusz; kiedy znajdzie się wstępne fundusze, to pisze się dalsze wersje scenariusza; przy większych funduszach, które równają się szansie realizacji, pisze się scenopis, następnie, robi tzw. storyboards (chyba że zamierza się improwizować na planie, co jest rzadkością w komercjalnych filmach). Następnie zbiera się ekipę, obsadę i planuje miejsca. Film był wyraźnie kręcony w miejscach publicznych, więc trzeba mieć pozwolenia itp. Krótko mówiąc, na to wszystko potrzeba czasu, a to znaczy, że nawet jeśli w wyjątkowy sposób usunięto Pasikowskiemu wszystkie przeszkody i dano wielkie fundusze, to pomysł filmu musiał powstać już w roku 1990.

  13. 13 Orzeł

    Panie Jaszczurze, Panie Michale!

    Wojna pomiędzy wojskówką i bezpieką cywilną zakończyła się zwycięstwem tej pierwszej około połowy lat 80-tych przegnaniem z partii i służby generała Mirosława Milewskiego podobno pod zarzutem inspirowania tzw afery żelazo. Był to szczególny moment w dziejach najnowszych, bo wtedy właśnie z Moskwy zaczęły nadchodzić rozkazy dotyczące „przemian” i to właśnie wojskówka była głównym rozgrywającym i wykonawcą poleceń Kremla. A zatem, według mnie do czasu pogonienia Milewskiego, MSW i MON były służbami konkurencyjnymi (jak GRU i KGB, czy gestapo i abwehra), a później II Zarząd Główny faktycznie, tak jak Pan Jaszczur napisał stał się generalnym nadzorcą całego bałaganu. Stąd „Psy” wydają mi się takim rzuceniem ochłapu gawiedzi, ze oto coś tam jednak się zmienia i ubecy przechodzą bolesną transformację. Bo też i tylko ubecy (sb-becy) byli wtedy na widoku publicznym jako ci źli-dobrzy. Innych służb oficjalnie nie było, w każdym razie nie w kontekście aparatu ucisku.

    Co do wódki i dziwek, to, no cóż, taka stylistyka. Wygląda na to, że Pasikowski wychował się na filmach Melville’a, stąd tacy zgorzkniali, twardzi faceci, takie ujęcia, światło i plenery z wysypiskiem w tle (o ile to nie efekt po prostu niskiego budżetu). A smutne spojrzenie Lindy miało być pewnie nawiązaniem do kamiennej twarzy Delona beznamiętnie pociągającego spust czterdziestki piątki.

    Nie zauważyłem natomiast, żeby w tzw popkulturze po 1989 roku pojawiły się jakieś panegiryki dotyczące wywiadu wojskowego. Chyba, że za taki, trochę na wyrost uznać „Krolla”.

  14. 14 amalryk

    Panie Michale!
    Porównywanie „jakości życia” w obecnym peerelu do tego sprzed lat trzydziestu nie ma większego sensu – to tak jak w tej parodii przemówienia Gomułki; „[…]I tak na przykład, liczba traktorów na jeden hektar za cesarza Wilusia wynosiła 0,0 natomiast w roku bieżącym 0,003.[…]”

    I nie chodziło mi o obłudę Pasikowskiego (nie znam człowieka, ani żadnego z jego dzieł) tylko Wajdy – co to rzekomo miał, ze wstydu, wchodzić pod krzesło…

    Panie Orle!
    Nie jest to tutaj może jakoś szalenie ważne, ale gwoli ścisłości twierdzę, że Zarząd II Szt.Gen. nigdy nie posiadał jakiejś szczególnie mocnej pozycji (porównywalnej np. z sowieckim GRU) w hierarchii peerelowskiej bezpieki. Ba, po blamażu za szefostwa Oliwy, kolejni szefowie Zarz.II przyszli wprost z „kontrrazwiedki” kolejno Kiszczak i Poradko. (Dopiero ostatni szef, Misztal, wywodził się całkowicie z wywiadu.) Czasami znajdowali tam przystań ci z kontrwywiadu, którym się jakoś powinęła noga, jak Mrówczyński z szefostwa i Mochejski z zarządu WOPK po antyżydowskiej hucpie w ’67 (z resztą na zwolnione przez nich miejsca wskoczył odpowiednio wymieniony tu wcześniej duet). Ponadto, powszechnie obowiązującą zasadą było sprawowanie kontroli i nadzoru nad działalnością wywiadu, właśnie przez kontrwywiad. Za to bez wątpienia zabezpieczenie finansowe „transformacji ustrojowej” to jak najbardziej domena Zarz.II.

    Mam również szczere wątpliwości co do jakiś „krwawych wojen” pomiędzy wojskową a niewojskową czy też milicyjną (bo przecież nie cywilną!) bezpieką. Rywalizacja, ze względu na rozgraniczone kompetencje praktycznie nie istniała, owszem, ci z rodowodem z „wojskowych organów” uważali się zawsze za coś wartościowszego od „ubeków”, ale w zasadzie nie wychodziło to poza jakieś drobne złośliwości. Zaś gdy Jaruzelski objął pełnię władzy w peerelu i uczynił Kiszczaka szefem MSW, to takie harce stały się w ogóle niemożliwe, a w zasadzie dopiero wówczas się rozpoczął okres „owocnej współpracy” dwóch resortów. (Nie było też jakiegoś gigantycznego „desantu” bezpieczniaków wojskowych do MSW, choć nowy szef szybko wśród esbeków zyskał sobie może niezbyt imponującą ksywkę „kapral Kiszczak”.)

    Ciekawy jest w tym kontekście właśnie przypadek Milewskiego. Oczywiście powód „wyautowania” go za rzekome przewiny w związku z aferą „Żelazo” to można spokojnie między bajki włożyć popularna była inna „legenda” o jego straszliwych zakusach na władzę i sprawstwie kierowniczym w uprowadzeniu i zabójstwie bł.ks. Popiełuszki, ale tu to już jesteśmy skazani li tylko na domysły.

  15. 15 Orzeł

    Panie Amalryku!

    Zakrada nam się tutaj małe zamieszanie, zwłaszcza w kontekście GRU. II Zarząd Główny nigdy nie mógł się nawet w przybliżeniu porównywać do sowieckiego wywiadu wojskowego jeśli chodzi o profesjonalizm i skuteczność. Ba, nie mógł nawet konkurować z I Departamentem MSW, czyli „cywilnym” wywiadem zagranicznym, bo tak się jakoś złożyło, że wojskowi byli kompletnymi dyletantami na występach zagranicznych. Można by długo dyskutować, co było tego przyczyną, ja osobiście uważam, że wynikało to z nacisku kładzionego w armii przede wszystkim na lojalność wobec systemu, kwestie merytoryczne spychane były natomiast na dalszy plan. Zgadzam się, że mianowanie Kiszczaka szefem II Zarządu sytuację jeszcze pogorszyło, bo był to osobnik, o delikatnie mówiąc mało lotnym umyśle i nie był w stanie stworzyć służby, która choćby zbliżyła się do skuteczności GRU.

    Natomiast na krajowym podwórku II Zarząd był jak najbardziej skuteczny i podporządkował sobie całkowicie SB, przejmując praktycznie jej wszystkie aktywa. Oczywiście, że żadnych krwawych wojen nie było, ot, takie drobne kuksańce, jak choćby posadzenie Piotrowskiego i Pietruszki na ławie oskarżonych. Ale to też, rzecz jasna tylko domysły…

  16. 16 Jaszczur

    Ale może to, co formalnie nosiło nazwę wywyiadu wojskowego miało przeznaczenie głównie wewnętrzne; IIZG/WSW miał rolę sowietyzacji LWP, a dalej, wraz z całym LWP – sowietyzacji społeczeństwa. Co zresztą im się udało, vide: mit „zła milicja/esbecja”, „dobre, bo polskie wojsko”.

    A później, w l. 80 przejęcie kontroli nad peerelowskim odcinkiem operacji pieriestrojka.

  17. 17 kirasjer

    Pozwole sobie na mały wtręt co do stosunku MSW i MON w PRL. Otoż milicjant(sbek) ktory przechodził do wojska nie zachowywał swojego stopnia sluzbowego, natomiast stopnie wojskowe były honorowane w MSW od razu. Wynika z tego, że hierarchicznie MON stal wyżej niż MSW.

  18. 18 amalryk

    Nie było zadnej potrzebyaby aby poszczególne demoludy budowały zaawansowane (czy może jeszcze „konkurencyjne” wobec GRU!)struktury wojskowego wywiadu ofensywnego, były bo były, zasadniczo z opcją łatwiejszego pozyskiwania ew. agentury ze swych mniejszości narodowych na emigracji.

    No a żeby „pokojowa rewolucja solidarności” czy też przesławna „transformacja ustrojowa”, przynajmniej od picu jakoś wygladała, no trzeba było publice trochę drobniejszego esbeckiego płazu pośledniego gatunku rzucić na pożarcie (w końcu nikt nie dobierał się do dupy oficerom prowadzącym słynne „gry operacyjne” z naszymi opozycjonistycznymi bohaterami). A do tego SB nadawała się jak znalazł.

    No i fakt, skala sowietyzacji w wojskowej bezpiece była zaiste kosmiczna nie trfiał się ktoś na poziomie szefa zarządu WSW bez ukończonego kursu specjalnego w Wyższej Szkole KGB (tak, tak KGB nie GRU) w Moskwie.

  19. 19 Jaszczur

    O powyższym świadczy też choćby to, że ministrem bezpieki „cywilnej” (na Bogów! Kto wymyślił tak durne określenie, choćby i umowne!?) był oficer bezpieki wojskowej.

  20. 20 Orzeł

    No tak to jakoś chyba wyglądało, że armia była formacją nadrzędną wobec MSW, w każdym razie w latach 80-tych. Z resztą może i wcześniej też, trudno mi powiedzieć. Natomiast jakość usług świadczonych partii (a potem już chyba sobie samym) była w przypadku wywiadu wojskowego dużo niższa, niż I Departamentu MSW. Cenckiewicz pisał zdaje się nawet o jakichś upomnieniach ze strony GRU, żeby polscy towarzysze zaczęli wykazywać większą inicjatywę i skuteczność, bo aż wstyd…

  21. 21 Jaszczur

    Panie Orle,

    Tak, „zieloni” stali wyżej i to od początku peerelu (i nadal tak jest, żeby być precyzyjnym). Ale Cenckiewicz pisze też o tym, że – pomimo błędów, nieudolności i niedociągnięć – Centrala w Moskwie stawiała na te odcinki, na których peerelowska wojskowa CzeKa była skuteczna.

    Amalryku,

    Czy aby za pierwszego Sowieta GRU nie podlegały kontroli ze strony III ZG KGB? Natomiast co do stanu obecnego, można powiedzieć, że kontrola FSB (czyli KGB, tyle że pod inną nazwą) jest jeszcze silniejsza, biorąc pod uwagę choćby to, że wszyscy ministrowie obrony za kadencji Putina wywodzą się z KGB.

  22. 22 michał

    Drogi Panie Amalryku,

    Porównywanie poziomu życia pomiędzy różnymi okresami wydaje mi się jak najbardziej na miejscu. Zdaje się Pan sugerować, że to bez sensu, bo po drodze nastąpił postęp, tylko że poziom życia w Berdyczowie w roku 1830 był wyższy niż w 1930 i jest to porównanie zarówno ważne jak znaczące. Parodie Wiesława zostawmy na boku, bo wyśmiewały coś innego. Skoro jednak mówimy o jakości życia w najszerszym sensie, to tego rodzaju porównania pomiędzy epokami jak najbardziej mają sens.

    Co do obłudy Wajdy, proszę wybaczyć nieporozumienie. Tak, Wajda, autor znakomitych filmów, był, jest i zapewne pozostanie klasycznym prlowskim obłudnikiem.

  23. 23 michał

    Drogi Panie Orle,

    Nie wiem, skąd porównanie do Delona. Linda był za młodu lepszym aktorem niż Delon. Ja widziałbym w poetyce tych filmów raczej popłuczyny po Hłasce. Męska szlachetność, miękkie serce pod pokrywą twardego człowieka, doświadczenia życiowe, wódka już nie strumieniami, ale wręcz rzeka wódki, no i kobieta jako bogini-dziwka. Hłasko miał zdumiewająco mocny rząd dusz w pewnym pokoleniu prlu.

    Obejrzałem z rozpędu tego Krolla i oprócz tej samej pseudo-egzystencjalistycznej poetyki nic tam nie widzę. Natomiast później nakręcił tenże Pasikowski z tymże Lindą film o operacji prlowskiego wywiadu w Iraku w 1990 roku. To jest ni mniej ni więcej tylko gloryfikacja prlowskich służb wywiadowczych.

  24. 24 michał

    Szanowni Panowie Dyskutanci,

    Nie wiem, czy mam podziiwać Panów wiedzę na temat dintojry w bolszewickiej wierchuszce, czy też załamywać ręce nad nieszczęsną stratą czasu. Wydaje mi się nie ulegać najmniejszym wątpliwościom, że wśród bolszewików toczyły się i toczą podchody, gry w berka i nawet w chowanego, w których aż za często padają ofiary śmiertelne. Jest to przecież walka o władzę, najdziwniejszy i najpotężniejszy z narkotyków. Ale szczegóły tych przepychanek mają tyle znaczenia, co zabójstwo Nowotki przez Mołojca, a następnie zabójstwo Mołojca przez Krasickiego.

    Nie ma żadnej wagi czy Kiszczak jest z „wojska” – tfu! może polskiego wojska? a paszoł won ty, bolszewicka twoja chrząstka – czy z ubecji. Żadnego. Bolszewik, to jedyne co się liczy. Tak samo wywodzenie Putina z kgb – i skąd u Panów te wielkie litery dla tych wszystkich bolszewickich szumowin? – nie ma znaczenia. Bolszewik i tyle. Wojsko nadaje się lepiej do zachowania pewnego szacunku społecznego wśród Polaków. Nie umiem powiedzieć dlaczego. Czy ze względu na wszystkie klęski, które poniosło? Jak słusznie jednak Panowie zauważają to nie jest „wojsko polskie” tylko prlowskie czyli sowieckie.

    Równoległość i pozorne skłócenie najrozmaitszych bolszewikch instytucji jest częścią dezinformacji, jaką nas częstują od lat 90. Nie wpadajmy w ich sieci.

  25. 25 Andrzej (Pomorzanin)

    Szanowni Panowie,

    Pozwolę sobie na podobną uwagę.

    Mam wrażenie że kwestie „who is who” w peerelowskiej bezpiece odciągają nas od meritum sprawy jakim jest w tym przypadku postawa Polaków wobec rzeczywistości. Ta kwestia wydaje mi się niezależna od tego tematu i dużo w tej chwili ważniejsza.

    Źródeł tej postawy szukałbym przede wszystkim w nędzy i zakłamaniu lat 80. Problemem nie był „stan wojenny” (to była klasyczna wyprzedzająca reakcja komunistów na zagrożenie) jak się czasem wmawia (przede wszystkim robią to „politycy niepodległościowi”). Problemem była powszechna degrengolada społeczna i upadek moralny. Stąd, jak mi się zdaje, tak gremialne zaślepienie i potem pełna akceptacja peerelu. Film o którym Panowie wspominacie (i wiele podobnych jemu) a przede wszystkim jego gremialne przyjęcie, jest dla mnie tylko ucieleśnieniem tego faktu. Peerel koniec, końców wytworzył swój własny powszechny „patriotyzm”. Ten „patriotyzm” utrwala się z każdą chwilą i praktycznie nikomu nie przychodzi do głowy, że mogłoby być inaczej. Nazywają to „wolną Polską” bo jest ich, utożsamiają się z nią i bronią jej czynnie („wybierają” go). Widzą rzeczywistość tylko w jego perspektywie. Czy się mylę?

  26. 26 Orzeł

    Panie Michale!

    Przyznaję Panu rację w tym, że dla efektu końcowego nie ma większego znaczenia, czy gnębi nas bezpieka zielona, czy niebieska, skoro obydwie czerwone. Jestem jednak zdania, że warto mimo wszystko orientować się w niuansach walk frakcyjnych, bo całkowite ignorowanie tych kwestii może prowadzić do szumu informacyjnego i w efekcie do dezinformacji.

    Jeszcze krótko o skojarzeniach filmowo – literackich. Hłasko? Być może. Nie jestem jego fanem, więc trudno mi się do tego porównania jakoś bliżej odnieść. Dla mnie zawsze był on socrealistycznym wyrobnikiem i jako taki mało mnie zachwycał. Pamiętam, że ciężko mi było przebrnąć np przez „Bazę Sokołowską”. To już, przepraszam za wyrażenie, Borisa Polewoja czytało się przyjemniej. Dopiero „Baza ludzi umarłych” była w miarę strawna z artystycznego punktu widzenia, chociaż wymowa pozostała taka sama, jak w literackim pierwowzorze.

    Natomiast Delon i Melville jako ikony czarnego kryminału wydają się być jakimś wzorcem dla Pasikowskiego. U Melville’a jest wszystko to, o czym Pan pisał. Weźmy chociażby „W kręgu zła”. Bogini – dziwka? Proszę bardzo, pojawia się już w jednej z pierwszych scen. Alkohol? Czym jest pijacka libacja ubeków, przy jaszczurczo – pajęczej delirce Yves’a Montanda? Męska szlachetna przyjaźń? Podarowanie Lindzie kluczyków do wartburga nie może się równać scenie, w której Delon rzuca Gianowi – Maria Volonte zapalniczkę. Wszystko już było, tylko w lepszym wydaniu.

  27. 27 amalryk

    Drogi Jaszczurze!

    Ależ oczywiście; w sowieckim bezpieczniackim modus operandi kontrwywiad (to określenie też jest tu bardzo mylące) i „cywilny” i wojskowy”, z wyjątkiem wojennego epizodu pn smiersz, zawsze pozostawał w ramach jednej struktury, i zawsze był nadrzędnym wobec instytucji programowo zajmujących się wywiadem (bo wywiad był i jest, ze względu na swą specyfikę „pracy”, szczególnie podejrzanym i niebezpiecznym miejscem, więc z konieczności podlega równie szczególnie starannemu „nadzorowi” – a i tak zawsze się ktoś bolszewikom „urwał”).

    Ale rzeczywiście, może dajmy już sobie spokój z tymi ubeckimi „klimatami”.

    Panie Michale!

    Nie muszę się wybierać aż pod Berdyczów, wystarczy że porównam sobie plany zabudowy podkrakowskiego Kazimierza z końca w.XVI i pierwszych lat w. XIX (tak na oko ubytek z 40 do 50% zabudowy) ale równocześnie wiem jakie kataklizmy się nad tym miejscem, w tym czasie przetoczyły. Muszę równocześnie stanowczo zaprotestować przeciwko rzekomemu, nawet w domyśle, używaniu przeze mnie kategorii „postępu” (jest to jedna ze szczególnie mi obrzydłych oświeceniowych „hipostaz”).
    Jest jeszcze jeden aspekt „jakości życia”, przy założeniu swobody przemieszczania się ludzi – właśnie ruchy migracyjne, a peerel od dwudziestu lat się stale, konsekwentnie wyludnia.

  28. 28 michał

    Drogi Panie Andrzeju,

    Ciekawi mnie dlaczego szuka Pan źródeł sytuacji w latach 80.? Ta dekada wydaje mi się w porównaniu z degrengoladą poprzednich pozytywnie wypełniona „nadzieją”. Nadzieję niosła nie zsowietyzowana Solidarność, ale podziemie, które było wielką i na zawsze utraconą szansą. Ze względów oczywistych, podziemie było trudniej kontrolować niż cokolwiek innego. Ubecja dokonała wielkiego wysiłku infiltracji i prowokacji i nadal nie mogła kontrolować wszystkiego. Z tego jak mi się zdaje wynikła desperacka – i udana – próba przejęcia inicjatywy poprzez zabójstwo ks. Popiełuszki. Pisałem tu o tym obszernie w tekście pt. „NIeświęte przymierze” http://wydawnictwopodziemne.rohnka5.atthost24.pl/2007/10/10/nieswiete-przymierze/

    A że prl wytworzył swój własny patriotyzm, to oczywiste, ale dlaczego akceptują go prawdziwi patrioci polscy? Oto jest pytanie.

  29. 29 michał

    Drogi Panie Orle,

    Szum informacyjny i dezinformacja grożą nam w ogóle, ale tylko tym bardziej są niebezpieczne, im bardziej zagłębiamy się w rozważania typu „kremlinologicznego”. To wydaje mi się dopiero szumem i hałasem. Nie odmawiam tym rozważaniom pewnej (ograniczonej) wartości, ale wydają mi się zawsze odwodzić od meritum, co zresztą sam Pan potwierdza.

    Jeśli zaś chodzi o Hłaskę, to miałem na myśli późniejszą fazę jego twórczości, nie socrealistyczne produkcyjniaki. Chylę jednak czoła przed Pańską znajomością francuskiego kina popularnego. Bardzo możliwe, że ma Pan rację, i że to tego rodzaju wzory najbardziej zainspirowały poetykę tych filmów.

    Mnie tylko szkoda Bogusława Lindy, bo pamiętam go jako dobrego aktora, np. w inscenizacji „Pożądania w cieniu wiązów” O’Neilla.

  30. 30 michał

    Drogi Panie Amalryku,

    Ani mi na myśl nie przyszło, żeby Panu zarzucać czapkowanie bożkowi postępu. Po prostu przytoczona przez Pana parodia wyśmiewa idiotyzmy Wiesława wobec oczywistego postępu technicznego: dziś są smart phones (niestety nie wiem, jak to po polsku), a 20 lat temu nie było. Ani 10. Ani 5.

  31. 31 Andrzej (Pomorzanin)

    Drogi Panie Michale,

    W moim odczuciu lata 80. to skokowa zmiana postaw społecznych Polaków wobec komunizmu. Po przyzwoleniu (1945-48), nastąpiło coraz większe zaangażowanie (lata 50. to także wielki entuzjazm milionów Polaków w budowie peerelu) a potem gremialna akceptacja (1989). Pomimo że przed powstaniem „S” , wiele milionów ludzi angażowało się (mniej lub bardziej czynnie) po stronie komuny, to jednak generalnie ciągle istniał dystans pomiędzy reżimem a społeczeństwem, generalnie było „my” i „oni”. Od 1984-5 roku ten dystans zaczął zanikać, nastąpiła pełna identyfikacja z peerelem (już pierestrojkowanym a więc coraz lepszym).

    Z perspektywy podziemia wydawniczego (wg mnie innego praktycznie nie było, abstrahując od Maleszek, Karkoszów i głośnego ostatnio przypadku esbeka Pękalskiego (vel Kotarskiego) co każe zmienić poglądy o braku kontroli bezpieki) sprawa mogła jawić się inaczej, ale dla mnie który w podziemiu nie byłem lecz tylko obserwowałem rzeczy z powierzchni, coraz większe przystosowanie i w efekcie generalna już akceptacja peerelu przez Polaków była ewidentna. Stąd moje spostrzeżenie. To była zmiana jakościowa, choć rzecz jasna, równia pochyła zaczęła się już w 1945 roku.

    Długo zastanawiałem się po co czerwonym było zabójstwo ks. Popiełuszki i w końcu doszedłem do wniosku że był to test na zachowanie się Polaków. Podobne testy to zabójstwa z 1989r. Nie chodziło bynajmniej o test na „opozycji”, chodziło o test na narodzie. Czy już można bezpiecznie realizować to co realizować planowano. A naród tylko jęczał: Ojczyzno ma… i nic więcej nie był w stanie zrobić.

    Nie bardzo chyba rozumiem Pana kiedy pisze Pan „prawdziwi patrioci polscy”. Czy chodzi Panu o tych którzy nimi byli czy też o tych którzy się nimi ogłosili? Jeśli to pierwsze to wg mnie można mówić o zdradzie i o sprzedawczykach. Władza i pieniądze to narkotyki którym niewielu się potrafi oprzeć, szczególnie wtedy gdy do tego się zawsze dążyło.

  32. 32 amalryk

    Decyzja o wyniesieniu czerwonej scenografii na zaplecze zapadła w Moskwie, poszczególnym peerelom pozostało tylko wybrać odpowiedni wariant nowej inscenizacji. W Polsce impreza udała się od strony widowiskowej stosunkowo jeszcze najlepiej, gdzie indziej, wobec braku jakichkolwiek, choćby deklaratywnych, przeciwników reżimu trzeba było kadrowych funkcjonariuszy bezpieki przebierać za opozycjonistów, nie mówiąc już o takiej Rumunii, gdzie towarzysze komuniści musieli wręcz prać z kałachów sami do siebie…

    Podziemie było jest i będzie jedyną alternatywą. Bolszewicy po latach krwawych prześladowań, przymusowej edukacji całych pokoleń i medialnego ogłupiania, w końcu uzyskali to swoje большинство, więc teraz to jest poważny problem. Udzielanie się w peerelowskim „życiu politycznym” na zasadzie wyrywania jakiś tam przyczółków, typu weryfikacja trzeciego garnituru ubeków czy ta karykaturalna lustracja i takie tam inne „spektakularne sukcesy” – to przysłowiowe leczenie syfa plastrem. Jak komuś wydaje się za mało dwudziestolecia na osiągnięcie efektów, to już na dalsze oczekiwanie może mu zabraknąć życia.

    Osobiście jestem głęboko przekonany że u nas był inny problem. Cały ten polski pobolszewicki bardak można było rozwalić jednym solidnym kopnięciem, gdyby tylko Kościół był po naszej stronie…

  33. 33 michał

    Drogi Panie Andrzeju,

    Ma Pan oczywiście rację i niniejszym dziękuję za zwrócenie mi uwagi. „Prawdziwi polscy patrioci”?!? To brzmi jak Moczar skrzyżowany z Wałęsą… brrr! Sam nie wiem, skąd mi się coś takiego mogło wziąć. Gdzie oni są? Ci wszyscy moi patrioci (oci, oci, oci)? Zabrakło ich! Zostali tylko prlowscy idioci (oci, oci, oci).

    Natomiast co do Popiełuszki, to obstawałbym raczej przy mojej interpretacji sprzed lat ponad 20. To nie był test „opozycji”, bo ani to opozycja, ani nie było czego testować. To był klasyczny manewr stworzenia „dramatycznych wydarzeń”, żeby użyć golicynowskiego sformułowania, w celu wytworzenia pozornej, ale jaskrawej cezury. Wedle prlowskiej myszy politycznej podczas procesu zabójców księdza Popiełuszki, „społeczeństwo i władza znaleźli się po raz pierwszy po tej samej stronie”. O to im chodziło. O gest, o fałszywe wrażenie. (zresztą, czy ja wiem, czy fałszywe? To społeczeństwo BYŁO i JEST po tej samej stronie.) Gdyby ta „opozycja” była w najmniejszym stopniu antykomunistyczna, to odrzuciłaby jako niedorzeczność prlowski „sąd” szafujący bolszewicką sprawiedliwością.

  34. 34 Jaszczur

    Amalryku,

    Cały ten polski pobolszewicki bardak można było rozwalić jednym solidnym kopnięciem, gdyby tylko Kościół był po naszej stronie…

    Pobolszewicki? Chyba (i to wręcz „chyba napewno”) neobolszewicki bardak rozpadłby się za jednym kopem, gdyby albo Ameryka, albo Niemcy uznały, że warto zainwestować w „naszego skurwysyna” nad Wisłą, który miałby wolę polityczną i tejże moc. Taki polski Hajj Mohamad Suharto…

  35. 35 michał

    Drogi Panie Amalryku,

    Nie ma żadnych wątpliwości, że wszystkie przemiany – „ustrojowe” i inne – zostały zadekretowane w Moskwie.

    Ale Kościół… tu dopiero nasuwa się wątpliwość. Czy aby nie ma pewnej sprzeczności pomiędzy pierwszym i ostatnim akapitem Pańskiego komentarza? Moskwa nigdy nie zdecydowałaby się na zmianę dekoracji, gdyby „Kościół był po naszej stronie”.

  36. 36 michał

    Panie Jaszczurze,

    „Gdyby albo Ameryka, albo Niemcy uznały, że warto zainwestować w „naszego skurwysyna” nad Wisłą, który miałby wolę polityczną i tejże moc.”

    Ejże? Czy to nie jest surrealizm polityczny?

  37. 37 amalryk

    Jaszczurze!

    Ooo! Skurwysynów ci u nas był dostatek! Tylko, niestety, raczej w stylu bardziej Babraka niż Suharto.

    Panie Michale!

    Moskwa nigdy nie zdecydowałaby się na zmianę dekoracji, gdyby „Kościół był po naszej stronie”.
    —————————————————————————————————-
    Tak! Zapewne tak.

  38. 38 Jaszczur

    Surrealizm polityczny? Nie zaprzeczę. Taki sam, jak „alternatywna historia”, którą tu kiedyś przytaczałem, pt. bodaj „Studnicki zostaje premierem”.

    Ale i podobnym surrealizmem jest (Amalryku, no offense!) mniemanie, że KR-K, który już czas jakiś przed V-2 zmienił się stachniukowską „wspakulturę”, mógłby być po naszej stronie…

    Poza tym, chodziło mi o siły, mające REALNĄ suwerenność polityczną. USA ma US Army, CIA, DIA. Niemcy – Bundeswehrę i BND. Watykan ma jedynie Cohors pedestris Helvetiorum…

  39. 39 Jaszczur

    Amalryku – P.S.

    Skurwysynów jest Ci u nas dostatek! Żeby tylko naszych było tak z dziesięć tysięcy (skojarzenia ze sprosnymi Szkopami jak najbardziej uprawnione;))

  40. 40 michał

    Drogi Panie Jaszczurze,

    To chyba nie jest tak. Rozważanie alternatywnych wątków historycznych – tzw. co by było gdyby – bierze się zazwyczaj z jakiegoś punktu, na którym były dwa mniej więcej równoważne wyjścia; wybrano jedno – taka jest natura rzeczy – więc pojawia się pytanie, co by było, gdyby wybrano inaczej. To wydaje mi się uprawnionym rozważaniem i – gdy przeprowadzone jest konsekwentnie i z myślową dyscypliną – może być bardzo ciekawe, a nawet pouczające. Jest to oczywiście wielka rzadkość. Zwłaszcza na internecie. Takie rozmyślania nie mają jednak nic wspólnego z surrealizmem.

    Jeśli rozumieć surrealizm – a przyznajmy, można go rozumieć różnie – jako nadrealizm samej myśli, oderwanej od wszelkich skrępowań rzeczywistością, logiką, konwenansami itp., to alternatywna historia może łatwo popaść w „surrealizm polityczny”, ale nie musi. Twierdzenie natomiast, że Ameryka zechciałaby inwestować w swojego człowieka w prlu, który miałby nietzscheańską wolę mocy, to… wybaczy Pan.

  41. 41 Jaszczur

    Chodziło o hipotetyczną sytuację, gdyby np. administracja Reagana wpsierała i zbroiła np. Solidarność Walczącą albo LDP”N” w taki sposób, jak nikaraguańskich „Contras”.

  42. 42 michał

    Panie Jaszczurze,

    Ja tak właśnie zrozumiałem Pańską wypowiedź. No, bo niby jak inaczej ją rozumieć? Czy Clinton miał kogoś zbroić albo kanclerz Kkohl wspierać? Co rzekłaszy, nadal twierdzę, że liczenie na Reagana i jego wspieranie kogokolwiek w prlu leży w strefie surrealizmu politycznego.

    Proszę mnie źle nie zrozumieć: ja wysoko cenię Ronalda Reagana. Uważam go wręcz za najwybitniejszego Prezydenta Stanów Zjednoczonych w XX wieku. Tylko że po pierwsze, konkurencja jest na bardzo niskim poziomie, a po drugie, Reagan poparł pierestrojkę, czym przyczynił się do jej zwycięstwa zakończonego tryumfem „upadku komunizmu”. Nie przypisujmy mu więc cech, których nie posiadał, chyba że w równoległej nadrzeczywistości.

  43. 43 amalryk

    Jaszczurze!

    Ale i podobnym surrealizmem jest (Amalryku, no offense!) mniemanie, że KR-K, który już czas jakiś przed V-2 zmienił się stachniukowską „wspakulturę”, mógłby być po naszej stronie…
    =========================================================

    Nie wiem ? Może się mylę! Wychowałem się rodzinie wojskowej bezpieki (tylko brat dziadka, po kądzieli, był z mbp (z-ca dyr,dep.)). I z własnych obserwacji zauważyłem, że jedyną organizacją której zawsze się obawiali był KK. O ich zdaniu na temat tzw.demokratycznej opozycji, przez grzeczność, zamilczę,

  44. 44 Jaszczur

    Amalryku,

    To bardzo ciekawe (i znamienne), co piszesz. Czy mógłbyś szerzej o tej katofobii polskojęzycznej smierszy?

  45. 45 Jaszczur

    Panie Michale,

    Reagan i Bush jr. to w zasadzie jedyni wybitni prezydenci USA.

    A gdyby uznali, że w ich światowej strategii, czy w amerykańskiej światowej strategii Polska ma takie samo znaczenie jak np. Ameryka Środkowa (dojście do kontynentalnych USA od południa) czy Bliski Wschód (Izrael, Arabia Saudyjska, Turcja)…

  46. 46 Jaszczur

    A swoją drogą, bardzo mnie intryguje, dlaczego „Ronnie” kupił oszustwo pieriestrojki. Osobiście wydaje mi się, że… nie był w stanie pojąć stopnia adaptatywności komunizmu i jego możliwości trwania w demoliberalnej (w zasadzie w „demoliberalnej”) formie.

    Pomijając już np. to, że amerykańskie służby specjalne były w latach ’80 bardzo osłabione przez długoletnich sowieckich agentów i przez konieczność ich ścigania.

  47. 47 amalryk

    Jaszczurze!

    Och! Tu nie ma niczego nadzwyczajnego.Powszechną była, nawet choćby z lekka nieskrywana, nienawiść, ze szczególnym umiłowaniem do teatralnego eksponowania, mniej czy bardziej wiarygodnych zdarzeń z obszru ludzkiej seksualności (oczywiście informacji o tych zdarzeniach pozyskanych z szalenie tajnego i równie szalenie wiarygodnego kontaktu operacyjnego, któregp z „oczywistych” wzgledów nie można było przecież ot tak ujawnić) z udziałem osób konsekrowanych, plus stała narracja o przysłowiowych mrokach średniowiecza, w które, na swoje nieszczęście, jest przez ten będący na obcych usługach (i żołdzie) kler, wpędzny biedny polski naród. I to co chyba ich bolało najbardziej; niech już sobie tam będzie to iluś tam milionowe modlitewne zgromadzenie idiotów,niech tam sobie wznoszą te swoje zaklęcia wraz z innymi szamanami z tego typu podobnych organizacji, ale niech przynajmniej będą naszymi „patriotami”! Jak, będąc prawdziwym Polakiem, można mieć centralę w jakimś cholernym (przecież jak wszycy wykształceni historycznie Polacy wiedzą, że antypolskim) Watykanie!
    Będąc skrajnymi wyznawcami kulawej religii materialistycznej bali sią szalenie, przede wszystkim, (jak sądzę) wszechświatowej i ponadnarodowej struktury organizacyjnej Kościoła, wraz z jego zdyscyplinowanymi a (nie daj Bożemoże jeszcze fanatycznymi „funkcjonariuszmi”), jego sprawnej struktury hierachicznei i na dodatek jeszcze niezależności materialnej.

  48. 48 Jaszczur

    Czyli w sumie klasyczny, komunistyczny antykatolicyzm, wsparty wiedzą operacyjną i przewidywaniami politycznymi, mniej lub bardziej realnymi? A w jakim to okresie?

  49. 49 amalryk

    To się nie zmienia nigdy! To jest ich kanon! Wszystkie inne opowieści to stare, niezmienne bolszeiwcke łgarstwo!

  50. 50 michał

    Drogi Panie Jaszczurze,

    Przypuszczam, że jesteśmy po tej samej stronie, tj. stanęlibyśmy w obronie prezydentury George’a W Busha, ale jednak coś mnie powstrzymuje przed nazwaniem go wybitnym politykiem. Wymaganie od polityka, żeby był w stanie sformułować swoje własne cele, nie jest przecież funkcją naszego demokratycznego wieku, ale wymaganiem racjonalnym. Tymczasem George W nie był w stanie sklecić dwóch zdań.

    Aaa… gdyby uznali, że Polska ma takie samo znaczenie w polityce amerykańskiej jak Meksyk – nie mogli tak uznać z powodów, o których dyskutowaliśmy gdzie indziej – to wtedy właściwie co? Niechże Pan dopowie swą myśl, bo albo moje własne domysły bardzo mnie niepokoją.

    Reagan kupił pierestrojkę właśnie z powodu infiltracji jego własnych służb! Niech Pan zajrzy do Golicyna. Infiltracja nie była potrzebna dla zdobycia danych wywiadowczych, jak się do dziś wydaje Amerykanom, ale do wpływu na zasadnicze decyzje. Reagan akurat pewnie „był w stanie pojąć”, ale gdyby Panu jutro wręczono nagrodę Nobla, to czy odrzuciłby ją Pan, bo cały ten komitet to banda sowieckich sługusów? Ach, pewnie by Pan odrzucił, ale niewielu jest takich jak Pan… A Reaganowi bili brawo – i do dziś biją w prlu – bo obalił komunizm, więc czemu się dziwić, że się dał nabrać? „Kto wie, gdyby nas lepiej i piękniej kuszono?…” – jego właśnie lepiej kuszono.

  51. 51 michał

    Panowie,

    Jeżeli bolszewicy rzeczywiście „boją się” Kościoła, to tylko tego, czym mógłby być, a nie tego czym jest. Kościół może i powinien być ostoją przeciw niemiłościwie nam panującemu pogaństwu, mógł i powinien być opoka w walce z bezbożnym bolszewizmem. Ale nie jest.

    Pan Amalryk ma rację w swej liście przyczyn, dla których bolszewicy podziwiali zawsze i obawiali się Kościoła. Tak, bali się organizacji, wewnętrznej dyscypliny, czyli tego wszystkiego czego współcześni katolicy nie lubią w swoim własnym Kościele. Dlatego właśnie Kościół nie jest już tym, czym był i mógł być, ale też Kościół nie jest tylko instytucją ludzką. Jest także ciałem nadprzyrodzonym, więc jak zwykle wszystko jest w ręku Boga.

  52. 52 anton_pl

    Czy taki kraj jak np. Holandia jest wolny?

  53. 53 michał

    Czy Pan przeczytał powyższy artykuł?

  54. 54 anton_pl

    Tak.

  55. 55 michał

    Hmm, jeżeli Pan przeczytał, to zapewne Pan zauważył, że powyższy tekst nie dotyczy „wolności kraju”, którą zazwyczaj określa się mianem suwerenności państwowej, ale „wolności w kraju” czyli trudnego do zmierzenia „poczucia” osobistej swobody. Poczucie to jest tak trudne do określenia, że stąd właśnie wzięły się dwa na ten temat artykuły i dwie, równolegle odbywające się pod nimi dyskusje.

    Żeby jednak odpowiedzieć na pańskie pytanie: Holandia nie jest krajem suwerennym, ale na skali suwerenności bardziej niezawisłym niż prl.

  56. 56 Sonia Belle

    Wracajac do „Psow”, niezupelnie sie zgadzam z wasza interpretacja tego filmu. Moim zdaniem, „Psy” w 1992 (2 lata po dojsciu do wladzy Walesy) mialy dokladnie taki sam sens jak „Popiol i diament” w 1958 (2 lata po dojsciu do wladzy Gomulki). A sens byl taki: nie ma wrogow wewnetrznych, sa tylko szlachetni ludzie, ktorzy sluzyli wprawdzie „zlej sprawie”, ale to nie byla ich wina, oni sie dali manipulowac obcym prowokatorom. Franz Mauer sluzyl Moskwie, Maciek Chelmicki sluzyl Londynowi. Ale obaj do szlachetni rodacy. I tak jak „Popiol i diament” prowadzil do ZBOWiD-u i pojednaniu AL i AK pod patronatem Moczara, tak „Psy” prowadzily to „polityki grubej kreski” i pojednaniu PZPR i Solidarnosci pod patronatem Michnika.

  57. 57 michał

    „Waszą interpretacją”, droga Soniu? To była tylko moja interpretacja…

    Analogia jak zwykle błyskotliwa, ale czy trafna? Zastanówmy się.

    Maciek Chełmicki w filmie Wajdy – bo ciut inaczej to wygląda w powieści – jest postacią tragiczną i zagubioną po przeżyciu hekatomby; pragnie po prostu żyć, ale został sprowadzony na manowce przez fałszywą (w oczach Wajdy) ideologię. Chełmicki walczy z wiatrakami.

    Franz Maurer w porównaniu „przeżył” służbę w ubecji, zasługując sobie na tyleż oficjlanych nagan co pochwał, co sugeruje jednoznacznie, że był dobrym oficerem bezpieki, ale niepokornym. Jak Chełmicki, Maurer pragnie po prostu żyć, ale nikt mu nie każe zabijać. Mało tego, Maurer i towarzysze, bez oporów – wręcz przeciwnie, bardzo chętnie – palą akta, co jest chyba jasnym aktem buntu wobec nadchodzącej (wedle przyjętego schematu) „władzy opozycji”. No i wreszcie najważniejsza scena w filmie, skandowana sarkastycznie pieśń o Janku Wiśniewskim, jest najważniejszym gestem oporu wobec tego, co nadchodzi.

    Wydaje mi się, że Twoja interpretacja byłaby trafna, gdyby nie te dwa elementy: rutynowe palenie akt, pokazane nie jako jakiś despercaki akt, ale zupełnie naturalna i oczywista sprawa; oraz drastyczna scena z pijanym w trupa ubekiem niesionym na ramionach do taktu pieśni opozycyjnej. W jaki sposób, Twoim zdaniem, te dwie rzeczy miały prowadzić do „pojednania pod patronatem Michnika”?

    Mnie się zdaje raczje, że one pokazywały palec Michnikowi: my się śmiejemy z Waszego płaczliwego etosu.

    Dodam tylko na wszelki wypadek, że powyższa analiza, opiera się na przyjęciu zasadniczych elementów Twojej interpretacji tzw. tranformacji ustrojowej, z którą to inetrpretacją, jak wiesz, zupełnie się nie zgadzam.

  58. 58 Sonia Belle

    Michal,

    „Płaczliwy etos” to nie Michnik. „Płaczliwy etos” (reprezentowany w „Psach” przez „Nowego” granego przez Cezarego Pazure i senatora Wencla – członka komisji lustracyjnej zagranego przez Zbigniewa Zapasiewicza) to Olszowski, ROP-uchy i inne sily „lustracyjne”. To im „Psy” pokazywaly palec, a nie Michnikowi. Tak jak „Popiol i diament” pokazywal palec Konstantemu Rokossowskiemu i Wandzie Wasilewskiej.

    Scena z „Jankiem Wiśniewskim” to w kontekscie filmu naigrywanie sie wlasnie z owego „płaczliwego etosu”.

    A palenie akt to bunt przeciw lustracji. Gdyby ubecy spalili wszystkie akta, to by nie bylo zadnych teczek, ani na Bolka, ani na Lolka.

  59. 59 michał

    Nie, Soniu. Płaczliwy był naprawdę etos Solidarności. Tu nie musiał niczego upiększać p. Pasikowski, tak naprawdę było. Z tego autentycznego etosu właśnie nabija się owa scena. W mojej interpretacji jest ona istotna dlatego tylko, że już tak wcześnie mogli sobie na nią pozwolić. Niczego nie ukrywali, ale wprost naigrywali się z „Janków Wiśniewskich”.

    Palenie akt nie było żadnym buntem przeciw czemukolwiek, chyba teraz Ty naigrywasz się ze mnie. Wszystkie ważne akta zostały wywiezione. Wiadomo, że Jelcyn przywiózł Bolkowi jego własną teczkę. Paliło się tylko drobiazgi. Tak jak przy przeprowdzce niszczy się mnóstwo nagromadzonych dokumentów, ale ważne bierze się ze sobą.

    Nie bardzo rozumiem, co ma „Popiół i diament” wspólnego z Rokossowskim i Wasilewską? Rokossowski był takim samym Polakiem jak Gomułka, tylko spędził więcej czasu w bolszewickich kazamatach, więc jego polszczyzna była kiepska. Ale czy polszczyzna Gomułki albo Wałęsy była dobra? Jeśli o mnie chodzi, wszsytko to taka sama bolszewicka swołocz.

  60. 60 Sonia Belle

    Michal,

    wszsytko to taka sama bolszewicka swołocz.
    ——————————————————-

    „Swolocz”, owszem, ale nie „taka sama”. Bolszewizm, od samego poczatku, opieral swa wladze na ustawicznych czystkach – ucinal glowy kolejnym „kozlom ofiarnym”, by utrzymac mit, ze idzie „ku lepszemu”. Terror bolszewicki w Rosji lat 1917-1922 to byla wina Trotskiego, terror stalinowski w Rosji lat 30-tych to byla wina Jagody, a terror stalinowski w Polsce lat 1945-56 to wina Bermana i Rokossowskiego, itd. itd.

    Podobna czystka miala nastapic w latach 1990-1995. Olszowski ze swoimi bolszewickimi ropuchami mial „zlustrowac” kolejnych „kozlow ofiarnych”. Kto wie, moze nawet Kiszczak i Rakowski zawisli by na latarniach. Ale cos sie im nie udalo. Moze sami ubecy zorientowali sie ze cale te bolszewickie czystki i lustracje sa bez sensu. W kazdym razie cos w tym systemie „peklo”. Krew sie nie polala, z wyjatkiem Jaroszewicza. A przeciez w tym samym czasie w Moskwie parlament byl ostrzeliwany przez czolgi, a w Jugoslawii i na Kaukazie byly rzezie.

    „Swolocz” ktora zabija Trotskiego w 1940 roku to nie „taka sama” swolocz, ktora „kulturalnie” usuwa od wladzy Chruszczowa w 1964 roku.

    Postep niewatpliwie jest.

  61. 61 amalryk

    Oj Soniu, najwyraźniej nie znasz jednego z podstawowych czekistowskich powiedzeń; „Akta nie płoną! Nigdy!” Swoją drogą dzięki wam upewniłem się, że instynkt mnie jednak nie zawiódł odnośnie tych Pasikowskiego opowieści z mchu i paproci, o szlachetnych polskich czekistach i takie tam popierdułki – koń by się uśmiał!

  62. 62 michał

    Soniu,

    „Świetlana przyszłość” bolszewizmu, punkt dojścia pierekowki, cel i raj nowego człowieka, to dzisiejsze prle, dzisiejsza tzw. „Rosja”. Nie trzeba już terroru, zakazów, zamkniętych granic, kontroli na każdym kroku, bo nowy człowiek sowiecki kontroluje się sam.

    Lustracja to oczywiście nonsens, ale widzieć lustrację jako kolejną czystkę, to wydaje mi się odkrywcze. Czystka, której chcieli „opozycjoniści”, a której przeciwstawiała się ogromna większość zsowietyzowanej ludności. Genialne.

Komentuj





Language

Książki Wydawnictwa Podziemnego:


Zamów tutaj.

Jacek Szczyrba

Czerwoni na szóstej!.

Jacek Szczyrba

Punkt Langrange`a. Powieść.

H
1946. Powieść.