III Ankieta Wydawnictwa Podziemnego

Dziecko w szkole uczy się fałszowanej historii od Piasta do równie sfałszowanego Września i dowie się, że obrońcą Warszawy był nie jakiś tam Starzyński, ale komunista Buczek, który wyłamał kraty „polskiego faszystowskiego” więzienia, by na czele ludu stolicy stanąć do walki z najeźdźcą. – Tak w roku 1952 Barbara Toporska opisywała ówczesny etap bolszewizacji Polski.

Przyjmijmy, na potrzeby niniejszej ankiety, że był to opis pierwszego etapu bolszewizacji, klasycznego w swoim prostolinijnym zakłamaniu. Kolejny etap nastąpił szybko, zaledwie kilka lat później, gdy – posługując się przykładem przytoczonym przez Barbarę Toporską – w kontekście obrony Warszawy wymieniano już nie tylko komunistę Buczka, ale także prezydenta Starzyńskiego (i to z największymi, bolszewickimi honorami). Przyszedł w końcu także moment, gdy komunista Buczek albo znikł z kart historii, albo też przestał być przedstawiany w najlepszym świetle – jeszcze jeden, mocno odmieniony okres.

Mamy tu zatem dynamiczne zjawisko bolszewizmu i szereg nasuwających się pytań. Ograniczmy się do najistotniejszych, opartych na tezie, że powyższe trzy etapy bolszewizacji rzeczywiście miały i mają miejsce:

1. Wedle „realistycznej” interpretacji historii najnowszej utarło się sądzić, że owe trzy etapy bolszewickiej strategii są w rzeczywistości nacechowane nieustającym oddawaniem politycznego pola przez bolszewików. Zgodnie z taką wykładnią, historię bolszewizmu można podzielić na zasadnicze okresy: klasyczny, ewoluujący, upadły. Na czym polega błąd takiego rozumowania?

2. Jak rozumieć kolejno następujące po sobie okresy? Jako etapy bolszewizacji? Jako zmiany wynikające z przyjętej strategii, czy ze zmiennej sytuacji ideowej i politycznej, czy może trzeba wziąć pod uwagę inne jeszcze, niewymienione tu czynniki?

3. Trzy etapy i co dalej? Czy trzecia faza spełnia wszystkie ideowe cele bolszewizmu, czy wręcz przeciwnie – jest od realizacji tych celów odległa? Czy należy spodziewać się powrotu do któregoś z wcześniejszych etapów, a może spektakularnego etapu czwartego lub kolejnych?

Zapraszamy do udziału w naszej Ankiecie.

II Ankieta Wydawnictwa Podziemnego

Dorobek pisarzy i publicystów mierzy się nie tyle ilością zapisanych arkuszy papieru, wielkością osiąganych nakładów, popularnością wśród współczesnych czy potomnych, poklaskiem i zaszczytami, doznawanymi za życia, ale wpływem jaki wywierali lub wywierają na życie i myślenie swoich czytelników. Wydaje się, że twórczość Józefa Mackiewicza, jak żadna inna, nadaje się do uzasadnienia powyższego stwierdzenia. Stąd pomysł, aby kolejną ankietę Wydawnictwa poświęcić zagadnieniu wpływu i znaczenia twórczości tego pisarza.

Chcielibyśmy zadać Państwu następujące pytania:

1. W jakich okolicznościach zetknął się Pan/Pani po raz pierwszy z Józefem Mackiewiczem?
Jakie były Pana/Pani refleksje związane z lekturą książek Mackiewicza?

2. Czy w ocenie Pana/Pani twórczość publicystyczna i literacka Józefa Mackiewicza miały realny wpływ na myślenie i poczynania jemu współczesnych? Jeśli tak, w jakim kontekście, w jakim okresie?

3. Czy formułowane przez Mackiewicza poglądy okazują się przydatne w zestawieniu z rzeczywistością polityczną nam współczesną, czy też wypada uznać go za pisarza historycznego, w którego przesłaniu trudno doszukać się aktualnego wydźwięku?

Serdecznie zapraszamy Państwa do udziału.

Ankieta Wydawnictwa Podziemnego

1. W tak zwanej obiegowej opinii egzystuje pogląd, że w 1989 roku w Polsce zainicjowany został historyczny przewrót polityczny, którego skutki miały zadecydować o nowym kształcie sytuacji globalnej. Jest wiele dowodów na to, że nie tylko w prlu, ale także innych krajach bloku komunistycznego, ta rzekomo antykomunistyczna rewolta była dziełem sowieckich służb specjalnych i służyła długofalowym celom pierestrojki. W przypadku prlu następstwa tajnego porozumienia zawartego pomiędzy komunistyczną władzą, koncesjonowaną opozycją oraz hierarchią kościelną, trwają nieprzerwanie do dziś. Jaka jest Pana ocena skutków rewolucji w Europie Wschodniej? Czy uprawniony jest pogląd, że w wyniku ówczesnych wydarzeń oraz ich następstw, wschodnia część Europy wywalczyła wolność?

2. Nie sposób w tym kontekście pominąć incydentu, który miał miejsce w sierpniu 1991 roku w Moskwie. Czy, biorąc pod uwagę ówczesne wydarzenia, kolejne rządy Jelcyna i Putina można nazwać polityczną kontynuacją sowieckiego bolszewizmu, czy należy raczej mówić o procesie demokratyzacji? W jaki sposób zmiany w Sowietach wpływają na ocenę współczesnej polityki międzynarodowej?

3. Czy wobec rewolucyjnych nastrojów panujących obecnie na kontynencie południowoamerykańskim należy mówić o zjawisku odradzania się ideologii marksistowskiej, czy jest to raczej rozwój i kontynuacja starych trendów, od dziesięcioleci obecnych na tym kontynencie? Czy mamy do czynienia z realizacją starej idei konwergencji, łączenia dwóch zantagonizowanych systemów, kapitalizmu i socjalizmu, w jeden nowy model funkcjonowania państwa i społeczeństwa, czy może ze zjawiskiem o zupełnie odmiennym charakterze?

4. Jakie będą konsekwencje rozwoju gospodarczego i wojskowego komunistycznych Chin?

5. Już wkrótce będzie miała miejsce 90 rocznica rewolucji bolszewickiej w Rosji. Niezależnie od oceny wpływu tamtych wydarzeń na losy świata w XX wieku, funkcjonują przynajmniej dwa przeciwstawne poglądy na temat idei bolszewickiej, jej teraźniejszości i przyszłości. Pierwszy z nich, zdecydowanie bardziej rozpowszechniony, stwierdza, że komunizm to przeżytek, zepchnięty do lamusa historii. Drugi stara się udowodnić, że rola komunizmu jako ideologii i jako praktyki politycznej jeszcze się nie zakończyła. Który z tych poglądów jest bardziej uprawniony?

6. Najwybitniejszy polski antykomunista, Józef Mackiewicz, pisał w 1962 roku:

Wielka jest zdolność rezygnacji i przystosowania do warunków, właściwa naturze ludzkiej. Ale żaden realizm nie powinien pozbawiać ludzi poczucia wyobraźni, gdyż przestanie być realizmem. Porównanie zaś obyczajów świata z roku 1912 z obyczajami dziś, daje nam dopiero niejaką możność, choć oczywiście nie w zarysach konkretnych, wyobrazić sobie do jakiego układu rzeczy ludzie będą mogli być jeszcze zmuszeni 'rozsądnie' się przystosować, w roku 2012!

Jaki jest Pana punkt widzenia na tak postawioną kwestię? Jaki kształt przybierze świat w roku 2012?




Prospero:

Nasze przedstawienie jest skończone. Nasza trupa,
Jak uprzedziłem we wstępie, była sennymi marami,
i rozpływa się w powietrzu, ginie we mgle:
I jak nieistniejąca substancja tego przedstawienia,
Wieże zwieńczone chmurami, wspaniałe pałace
Dostojne świątynie, a nawet i sam Teatr
Zaprawdę, cokolwiek od tego pochodzi, zniknie,
I kiedy ten pochód mar się skończy,
Odejdź i ty bez śladu. Jesteśmy z tego tworzywa
Z którego marzenia są tkane; a nasze małe życie
Jest otulone snem. 

Szacowne Wydawnictwo Podziemne zaproponowało mi udział w uroczystych obchodach dwudziestopięciolecia PRL-u bis i wobec doniosłości tego jubileuszu nie wypadało przynajmniej nie spróbować wziąć się z tematem za bary. To już dwadzieścia pięć lat! Nie dziwota, że Władysław Frasyniuk, wraz z innymi uczestnikami porodu, świadkami i towarzyszami połogu, uroków wieku dziecięcego i nastoletniego oraz wejścia w dorosłość PRL-u bis, proponuje uznać domniemaną datę jego narodzin za datę najważniejszego polskiego święta państwowego. Dziwne byłoby natomiast, gdybym to ja się na to zgodził, bo nie mogę poczuć się ani do ojcostwa, ani pokrewieństwa, choćby tylko intelektualnego. Uważam ponadto, że dziecko jest niepełnosprawne z winy rodziców i opiekunów, dlatego to oni powinni płacić mu alimenty przez kolejne dwadzieścia pięć lat, jeśli samo dziecko dożyje, w co wątpię.

Historia PRL-u bis zaczyna się od wódki i skończy się jak to po wódce – wielkim kacem. Historia PRL-u bis to historia kilku rodów oprychów i ćwierćinteligentów, którzy za sprawą niedoskonałości Civitas Mundi i na mocy przypadku znaleźli się tam, gdzie trzeba w czasach światowego przełomu, a więc rozpadu sowieckiego ‘raju’ w Rosji. To oni, do czasu tego wydarzenia, wykonywali władzę nad Polską w zgodnie z tradycjami rodzinnymi ciągnącymi się od przełomu lat 1944/1945. Odgrywając przy tym a to rolę władzy a to rzekomej opozycji; zmieniając poglądy z marksizmu klasycznego na klasyczny neo-marksizm, bądź nawet neo-neo-marksizm, który dzisiaj nazywamy liberalizmem, jakby nieco obok tradycyjnej wykładni. W sekwencji picia wódki, brania za mordę prolów, odpoczywania w ciepłej celi w towarzystwie telewizora, książek i wypraw do Paryża w celu nawiązania bliskich kontaktów z tamtejszymi idiotami lub agentami (a mam tu przede wszystkim na myśli wizyty Pani Sekretarzowej Gierek u fryzjera) rodził się ten rodzaj więzi, która może powstawać jedynie pomiędzy złodziejami, oprychami, i inną hołotą. Każdy złodziej bezbłędnie rozpozna swego w zatłoczonym tramwaju, potrafiąc oddzielić współpolującego od nieświadomych ofiar.

A cóż ofiary? Pozbawione praktyki w przejmowaniu władzy, urządzaniu przejętego i zarządzaniu państwem przez ponad półwiecze, skrajnie naiwne w swoich poglądach politycznych i gospodarczych, sprawnie podzielone na zwalczające się grupy, były chyba jednak bezbronne, przynajmniej w latach przełomu. Do tego trzeba również dodać pewną cechę realnego socjalizmu, która w naturze nie występuje, a mianowicie rozleniwiające bezpieczeństwo socjalne. Gdyby (zupełnie hipotetycznie, bo raczej nie było na to szans) ‘Solidarność’ przejęła władzę w roku 1980/1981, to dopiero wtedy zobaczylibyśmy realny socjalizm pełną gębą, czyli ujmując rzecz inaczej: ‘z ludzką twarzą’. Inną cechą, już ogólnoludzką jest częsty brak umiejętności dostrzegania procesów, o ile one dokonują się w długim okresie czasu – większość miała wrażenie, że powstanie państwo socjalne na wzór szwedzki, czyli w (wyobrażeniach) PRL, ale z inscenizacjami znanymi publiczności z serialu ‘Dynastia’. Nieco później, kiedy pojawiły się pierwsze oznaki zniecierpliwienia i pierwsze wątpliwości, przykręcając jednocześnie do oporu poluzowaną ‘śrubę’ ekonomiczną z lat 1989- circa 1992, wystarczało wskazać kolejny ‘Wielki Cel’ to jest Unię Europejską, która zapewnia dobrobyt, a każdemu Polakowi najwięcej do gadania, bo Sierpień, Wrzesień, Grudzień, Gdybań, Złudzeń, i Jan Paweł II.

I tak stopniowo dochodziło do ogałacania Polaków z majątków (głównie nieruchomości), które przechodziły nie w ich ręce, ale w inne ręce. Z nieruchomościami wiążą się pojęcia renty i czynszu i ma to związek z zabezpieczeniem na starość. Oczywiście zlikwidowano wszystko, co mogło rokować rozwój technologiczny, nie z jakiejś małpiej złośliwości, ale z prostego faktu, że za likwidację i oddanie istniejących i potencjalnych rynków można było wziąć ‘wypłatę’ od zagranicznej konkurencji. A jak brakowało na wódkę, to się czasami przejmowało i sprzedawało majątek trwały na szybko, bez jakiegoś dalekosiężnego planu. Ostatnim aktem  dwudziestopięciolecia, uważam, że jednym z najbardziej strzelistych, było pozbycie się dwu i półmilionowej rzeszy młodych ludzi i ich przyszłych dzieci w procesie największego transferu genów od czasów wczesnośredniowiecznych wędrówek ludów.

Nie ma w historii Polski pokolenia, do którego lepiej pasowałby przymiotnik ‘stracone’. Z racji wykonywania zawodu tłumacza pracującego w Wielkiej Brytanii bywam i w szpitalach, i więzieniach, i fabrykach, przy czym te ostatnie wizyty są najgłębiej dojmujące. Bywam również w polskich szkołach udzielając się społecznie i mam okazję spotykać się i rozmawiać z brytyjskimi dziećmi polskich rodziców. ‘Ojczyzna-polszczyzna’ jak nas uczono, a co to za Ojczyzna, jeśli jest drugim językiem (nawet przy nakładzie pracy i dobrej woli rodziców jest to proces nieunikniony).

Aktem, który moim zdaniem rozpocznie kolejne lata PRL-u bis (oby były jak najkrótsze) będzie systematyczna, ale stopniowa i spokojna (żeby nie budzić emocji) druga fala emigracji, o zupełnie innym charakterze. To będzie ‘mała emigracja’, w której wezmą udział beneficjenci PRL-u bis. W oczekiwaniu na społeczne niechybne wstrząsy w związku z odwiecznym pytaniem ‘jak żyć?’, tym razem za sto pięćdziesiąt euro emerytury i przy europejskich cenach, beneficjenci upłynnią aktywa w Polsce i zainwestują je na rynkach wschodzących (najbardziej modna jest dzisiaj Afryka), a na końcu przeniosą się gdzieś pohemingwayować. Żony tradycyjnie wybiorą Londyn lub Dubaj.

Możliwy jest również proces uwłaszczania majątkiem zdewastowanych miast ludzi mających polskie korzenie, a wnioskuje to na przykład z faktu, że polska ambasada w Tel-Avivie wydaje paszporty w ilościach hurtowych i bez zbędnych ceregieli. Nie znam cennika, ale znam klasę i poziom polskiej dyplomacji, więc nie sądzę, żeby był wyśrubowany. Czy bracia zakorzenieni ‘rzucą’ się na mało warte place w centrach bankrutującej Łodzi? Tego nie byłbym taki pewien – tak wierzą niektórzy dobrze poinformowani w bankrutującej Łodzi – ale moim zdaniem Polska może stać się dla tych Wandervogel raczej przystankiem na drodze do stabilniejszych miejsc na świecie, choć i to prawda, że nigdzie nie będzie tak tanio (i jeśli chodzi o place, i jeśli chodzi o siłę roboczą), a rynek wspólny i takoż paszport UE (a na horyzoncie Atlantycki Obszar Wolnego Rynku).

Można również z dużym prawdopodobieństwem założyć proces przejmowania dużych obszarów ziemi rolnej, zwłaszcza w województwach północnych i zachodnich (on się już rozpoczął), przy czym może być i tak, że za jakiś moment natkniemy się no konkurencję ukraińskich czarnoziemów, więc na jakieś kolosalne zyski bym nie liczył. No i tak po krótkim omówieniu procesów wychodzi mi na to, że jednym trafnym prorokiem w sprawach przyszłości PRL-u był ten nieszczęśnik powtarzający jak mantrę, że: ‘będzie nic’. Zawsze można mieć nadzieję, że zostanie jakiś tam uproszczony fundament, i że nauczone na błędach kolejne pokolenia obmyślą sprytny plan, jak to zrobić, żeby znów było raczej coś niż nic. Moje doświadczenia w pracy społecznikowskiej z Polakami nie nastrajają optymistycznie, a już na pewno nie w jakiejś bliskiej perspektywie.

Na koniec rozważań wypadałoby zająć się postaciami beneficjentów PRL-u bis, którzy to właśnie szykują się do podróży. Kim byli? Byli albo bandytami i łachudrami zainstalowanymi w Polsce przez Stalina, albo też byli potomkami tych bandytów i łachudr. W każdym razie wszyscy dobrze się znali. Proces transformacji jest już dość dobrze opisany, postaram się jednak sprostować kilka często występujących w nim nieporozumień.

1. Zmiany zostały zapoczątkowane w Sierpniu 1980 w związku z wielkim buntem społecznym.

Otóż możliwość zmian zakończyła się w 1980 roku w związku z procesem przejmowania władzy w Polsce przez służby wywiadowcze LWP kosztem PZPR.

2. Zamach wojskowy 1981 roku był ciosem dla narodu, któremu przetrącono kręgosłup.

Był ostatnim akordem przejmowania władzy przez ludzi Kiszczaka, który był oficerem prowadzącym konfidenta o nazwisku Jaruzelski (wykorzystywanego później jako słup w rożnych sytuacjach, na przykład w roli prezydenta PRL-u bis). Celem zamachu było pokazanie przeciętnemu Kowalskiemu, że co by nie robił, to ogon będzie z tyłu, więc trzeba leżeć. Był również okazją do przejęcia kontroli nad SB (Kiszczak na szefa Ministerstwa Spraw Wewnętrznych), wliczając w to najważniejszych i najzdolniejszych konfidentów. Dzięki zachowanym kartotekom Związku dokonano gruntownej analizy stanu kadr oraz determinacji ludzi Solidarności, ich zdolności przywódczych, potencjalnej medialności, podatności na szantaż, etc…

3. Okrutne morderstwo św. Jerzego Popiełuszki zostało zaplanowane i dokonane przez oficerów SB i stało się kolejnym impulsem społecznym, żeby po kilku latach w wyborach kontraktowych opowiedzieć się za przemalowaną ‘Solidarnością’ z nielegalnymi władzami kontraktowanymi przez Kiszczaka.

Celem operacji ‘Zabić Księdza’ było przerzucenie tej odpowiedzialności z rzeczywistych zleceniodawców i wykonawców (wojskówka) na służby cywilne. Chodziło o zapewnienie sobie strachem ich lojalności przed zbliżającymi się zmianami, oraz niedopuszczenie do sytuacji, w której część kadr MSW opowiedziałaby się za opozycją. Nic jeszcze wtedy nie było zdeterminowane, a późniejszy przykład Czechosłowacji pokazał, że sytuacja mogła wymknąć się z rąk. Palcem pogrożono tak wysokim oficerom jak Ciastoń czy Płatek. Tuż przed ‘przemianami’, w okolicznościach mogących wskazywać na służby wojskowe jako sprawców, zginęli księża Suchowolec, Niedzielak i Zych. Tych sprawców nie wykryto i w ten sposób pogrożono ubekom palcem drugi raz.

LWP było najbardziej zsowietyzowaną i najlepiej uzbrojoną siłą PRL-u. Po spacyfikowaniu MSW i rozbrojeniu kilku incydentalnych prób tworzenia w LWP oficerskich stowarzyszeń niepodległościowych, wojskówka przejęła kontrolę nad krajem i wykonywała ją niepodzielnie do czasu, kiedy na wewnętrzne sprawy polskie zaczęły wpływać silniej interesy mocarstw, a więc kiedy to podjęto w Berlinie decyzję o włączeniu Polski do UE, a Waszyngton zadecydował o przyjęciu Polski do NATO.

O tym, że służby wojskowe były największą organizacją przestępczą w latach dziewięćdziesiątych wspominał najbardziej znany świadek koronny dwudziestopięciolecia, pseud. Masa, określając przestępców z Wołomina, Pruszkowa, i innych regionów Polski mianem ‘mafii trzepakowej’, jeśli chcieć by porównać ją do tej rzeczywistej.

Głównymi interesami nowych władców Polski była grabież, wywóz, i – po wyczyszczeniu w bankach na Zachodzie – ponowny przywóz walut. Słowem: polskie oszczędności w realnych walutach zostały bezczelnie ukradzione z polskich kont bankowych, wywiezione do banków zachodnich, by powrócić w formie już prywatnego ‘zastrzyku kapitałowego’. Łatwemu powiększaniu kapitałów kosztem społeczeństwa służyło też zamrożenie na dwa lata (przy czym wiedza, że właśnie na dwa dostępna była nielicznym) kursu dolara przy jednoczesnym oprocentowaniu wkładów złotówkowych początkowo na poziomie 36% miesięcznie (sic!), co później zmniejszono, jednak wciąż średnie, roczne oprocentowanie wkładów w Polsce w latach 1990-1992 wyniosło 80%, przy średnim oprocentowaniu kredytu na Zachodzie w wysokości 10%. Przy różnicy 70% nic tylko ucztować, bo majątek rósł sam.

Ten majątek został zainwestowany w różne przedsięwzięcia. Nie będę zamęczał Czytelników dokładną analizą tego, jak przejmowano system bankowy czy medialny, wydaje się, że ta wiedza jest już dzisiaj ogólnie dostępna.

Obok rodzimych fachowców od zabójstw księży, handlu po-sowiecką bronią, a później organami ludzkimi (to ostatnie powtarzam za dziennikarzem śledczym Witoldem Gadowskim, który wie o interesach tych służb bardzo dużo) w Polsce zaczęli pojawiać się fachowcy zagraniczni. Uważam, że największą, obcą operację wywiadowczą przeprowadziła w Polsce BND, ale aktywni byli i Rosjanie i Mossad (kozacka operacja wywiezienia do Izraela kilkunastu ciężarówek papieru powstałego przy okazji afery ArtB). O ile jednak w czasach jelcynowskich służby rosyjskie chodziły trochę ‘samopas’ w związku z tym nie podejmowały szeroko zakrojonych akcji o strategicznym charakterze, ograniczając się raczej do wspólnych z polską wojskówką działań przestępczych, a wywiad izraelski też raczej pomagał miejscowym w jednorazowych ‘skokach na kasę’, o tyle służby niemieckie prowadziły strategicznie przygotowaną, długofalową operację przeciw Polsce.

Echa tej operacji są oczywiste. Podpisanie niesymetrycznych umów handlowych, dzięki którym niemieckie produkty zostały zwolnione z cła, a polskie nie (przed wejściem do UE), próby wprowadzenia w życie koncepcji ‘euroregionów’, udane przejęcie dużej części polskiego rynku prasy, nieuregulowanie spraw prywatnych pozwów za ‘majątki utracone’ przez obywateli niemieckich w Polsce, a więc wszystko to (pomijam dalsze szczegóły), co miało doprowadzić Polskę do roli peryferium Berlina. Służalczość polskich ‘elit politycznych’ wobec Berlina była i ciągle jest wręcz porażająca.

Jest taki mit, ciągle odgrzewany w polskich mediach, a służący odwróceniu uwagi od rzeczywistych zagrożeń, o nieustającym konflikcie z Rosją, tymczasem rytm polityki polskiej w jej relacjach z Rosją był wyznaczany dokładnie w Berlinie, i jeśli w Berlinie się w stosunku do Rosji ocieplało, to ocieplało się i u nas, a jeśli się oziębiało, to i u nas robiło się marsowe miny. Nie twierdzę, że Rosja nie prowadzi wobec nas polityki z pozycji siły, zwłaszcza w sprawach surowcowych, ale jest również jasne, że decyzja o braku dywersyfikacji w Polsce została podjęta w Berlinie i w niemieckim interesie – w końcu Niemcy mają gaz o wiele taniej, bo my mamy ten gaz o wiele drożej. W Moskwie bilans się zgadza.

I tak było mniej więcej do roku 2011, kiedy to świat zaczął się zmieniać. Ostatnie cztery lata w polskiej polityce i jej położeniu geopolitycznym odstają od tego, do czego przywykliśmy wcześniej. Można powiedzieć, że rok 2010 był apogeum procesów, które zaczęły się jeszcze w roku 1989, a od 2011 rozpoczęła się nowa era. Nowe Rapallo podpisano w czasach Schroedera, a 10 kwietnia 2010 roku był jedynie powtórką umowy Ribbentrop-Mołotow. A w 2011 roku zaczął się D-Day, tyle że jego celem jest dziś Rosja, a Niemcy pośrednio, albo w drugiej kolejności. Amerykańska operacja strategicznego instalowania się w Polsce rozpoczęła się wraz z mianowaniem na nowego ambasadora USA Stephena D. Mulla (czerwiec 2012), człowieka nadzorującego operacje CIA w Polsce w latach osiemdziesiątych.

Wraz z pojawieniem się Pana Ambasadora lobby niemieckie słabnie i blednie, podobnie jak lobby rosyjskie. Dzisiaj geostrategiczne interesy Ameryki realizowane są w Odessie, Charkowie, Doniecku, gdzie kończy się pro-rosyjska ruchawka w obliczu wycofania się znad granicy rosyjskich dywizji (jak mówił mi osobiście Władimir Bukowski: zawszonych, zdemoralizowanych, źle wyszkolonych, i niechętnych do jakiejkolwiek inwazji). Próba ich użycia mogłaby się zakończyć ‘rozlezieniem’ się ich po Ukrainie w poszukiwaniu jakiegoś miejsca do pobiesiadowania. I w ten sposób inwazja mogłaby się zakończyć zwycięstwem ukraińskich ‘babuszek’ zwalczających wroga samogonem i słoniną (copyright Władimir Bukowski).

To wszystko ma szansę zakończyć się marginalizacją Rosji i odsunięciem jej od naszych granic do czasów niepamiętanych sprzed Perejasławia. To również (i to jest ważniejsze) oznacza słabnięcie lobby niemieckiego w Polsce. W to miejsce wejdzie zapewne lobby amerykańskie, i to dlatego Niemcy tak bronią się przed pomysłem zainstalowania w Polsce amerykańskich baz dla armii lądowych. O przyszłości Polski zadecydują dzisiaj stosunki niemiecko-amerykańskie, a więc odpowiedź na pytanie: na ile Niemcy są w stanie w drodze jakiejś współczesnej Canossy wrócić do stosunków z czasów Kohla i jego poprzedników i tym samym powrócić do roli największego amerykańskiego wasala na kontynencie? Jeśli nie są, to rola nie tylko wasala, ale również i hegemona w kontynentalnej Europie zostanie im zabrana i zastąpiona układem sojuszów państw otaczających Niemcy, a więc: sojuszu anglo-francuskiego, sojuszu państw wschodnioeuropejskich z dominującą pozycją osi: Polska-Węgry-Rumunia (amerykańska wersja Międzymorza), innych lokalnych sojuszy. Chyba, że Amerykanie coś sknocą, a wiemy z historii, że też potrafią.

Czy z takiej perspektywy należy się cieszyć? Przy klęsce demograficznej, przy braku elit, jest to zamiana pracy w Lidlu na pracę w Walmart’cie, więc ja się osobiście nie cieszę, bo uważam, że nie ma z czego – mam po prostu inne aspiracje. Obawiam się jednak, że moich (i – o czym jestem przekonany – Szanownej Redakcji) aspiracji nie podziela circa osiemdziesiąt procent polskiego społeczeństwa.

Czas na podsumowania. Dwudziestopięciolecie PRL-u bis to okres przejściowy pomiędzy końcem świata dwubiegunowego i rozpoczęciem się ery świata jednobiegunowego. W tym okresie Polska była obszarem niczyim, nieposiadającym elit, zarządzanym przez lokalne mafie wśród których szczególną rolę odegrali oficerowie Informacji Wojskowej LWP (celowo: Informacji Wojskowej). Całkowity brak etosu, post-sowieckie niezrozumienie pojęcia honoru, doprowadziło do niemożności zawierania jakichkolwiek poważnych sojuszy, a jedynie sojuszy pozornych, w których Polska stawała się tych sojuszy peryferium i ‘frajerem’. Pierwsza szansa na opuszczenie trzeciej ligi (wasal mojego wasala) i szansa na późniejsze podjęcie aspiracji niepodległościowych została ostatecznie zaprzepaszczona w latach 2007-2010. Drugiej moim zdaniem nie będzie, to znaczy będzie szansa na wejście do drugiej ligi, ale bez możliwości wejścia do ekstraklasy (za ekstraklasę uważam w dzisiejszych warunkach pozycję Izraela, Turcji, UK, Niemiec. USA to PZPN). Obecnym polskim elitom nikt już nie zaufa, wykształcenie nowych jeszcze się nie rozpoczęło, a jak się rozpocznie, to znów trzeba będzie czekać ćwierć wieku. Winę za taki stan rzeczy trzeba jednak podzielić sprawiedliwie po równo. Połowa spada na łajzy z LWP, niemniej druga połowa odpowiedzialności na nas wszystkich. W 1989 roku miałem dwadzieścia lat… Takich jak ja były miliony. Gdybyśmy wtedy mieli choć połowę determinacji dzisiejszych Ukraińców albo choćby rozsądek Czechów bylibyśmy gdzie indziej.

PRL-bis zakończy się poetycko. Wybrałem jako motto cytat z Szekspira, bo wydał mi się najbardziej odpowiedni. Nie mogłem wygrzebać żadnego sensownego tłumaczenia, więc zrobiłem własne – mam nadzieję, że akceptowalne.



Prześlij znajomemu

14 Komentarz(e/y) do “Najdłuższy sen nowożytnej Europy”

  1. 1 michał

    Drogi Panie Rolexie,

    To bardzo ciekawy punkt widzenia i oczywiście dostrzegam Pańską frustrację z dzisiejszą Polską, tylko nie do końca widzę, dlaczego w takim razie nazywa Pan toto prlem bis.

    Jesteśmy w Podziemiu z jednego powodu. Ponieważ uważamy, że komunizm nie upadł, sowiety się nie rozpadły, a co za tym idzie, nie ma żadnej Polski ani Rosji, ani nawet Ukrainy, a są tylko kaprawe sowiety ze swym zwiędłym wianuszkiem demoludów. To coś co powstało 25 lat temu na obszarze między Odrą a Bugiem jest zaledwie kontynuacją sowieckiego tworu stworzonego przez okupację sowiecką w latach 1944-45. Mój wspólnik podziemnej niedoli zżyma się nawet na określenie prl BIS, bo to nie jest żaden drugi prl, tylko jeden i ten sam. Już samo określenie BIS jest jakoś mylące, wprowadza w błąd, bo sugeruje istotną przemianę. Prawdę mówiąc zgadzam się z tym stanowiskiem. Używam pomimo to nazwy prl bis po prostu dla odróżnienia, kiedykolwiek bowiem używam określenia prl, to słuchacze myślą, że mam na myśli nieistniejącą już (rzekomo) Polskę ludową. Dla uniknięcia więc nieporozumień mówię: prl bis albo prl nr 2. Pomysł uhonorowania tego wiekopomnego wydarzenia wziął się z tej właśnie ironii: wystawić laurkę przemianie, której nie było.

    Konsekwentnie – dodam znowu: z mojego punktu widzenia – nie istnieje „polityka polska” ani „władza w Polsce”, ani nie może być o mowy o jakimś „u nas”. Ale ja się mogę mylić. To mi się już zdarzało w życiu. Nie wątpię, że zdarzy mi się ponownie. Proszę więc o wyjaśnienia. To jest dla mnie bardzo ważne, bo jeśli Pan ma rację, to ja pakuję manatki i wracam do tego „prlu bis” (tym razem celowo w cudzysłowie).
    Twierdzi Pan, że „rytm polityki polskiej w jej relacjach z Rosją był wyznaczany dokładnie w Berlinie”. Berlin wydaje mi się mniej zależny od Moskwy niż Warszawa, więc jeśli w Polsce robi się politykę wolnych Niemiec, a nie sowieckiej centrali w Moskwie, to Polska jest niezależna. Wiem, wiem, że to brzmi absurdalnie, bo jeśli robi się obcą politykę, to jak można mówić o niezależności? Ale przyzna Pan chyba, że satelici Hitlera mieli jakiś wybór. Antonescu czy Horthy nie byli urzędnikami Reichu, ale politykami, którzy w trudnych warunkach wybrali pewną opcję polityczną, podczas gdy gensek polskiej kompartii był co najwyżej agentem sowieckim. Jeśli więc dzisiejsi politycy prlowscy mają swobodę manewru choćby taką, jaką mieli podczas wojny sojusznicy Hitlera, to nie jest tak źle. W takim razie powinienem wracać. Tym bardziej, że teraz Amerykanie instalują się w prlu, więc to jeszcze lepiej. Rzecz jasna przyjmuję Pańską uwagę o Wal-Mart, ale przyzna Pan, że Ameryka – nawet w moich nie rozkochanych w niej oczach – to coś więcej niż tylko „pile it high & sell it cheap”.

    Czy prlowska informacja wojskowa jest ciałem (nie wiem, cholera, jak się na takie rzeczy mówi!) niezależnym? Prowadzi własną politykę? Sprzedaje się Niemcom, Amerykanom i „kto da więcej”? Czy też jest częścią innej, większej i kwitnącej organizacji?

    Czy mam pakować manatki?

  2. 2 Andrzej

    Drogi Panie Michale,

    W żadnym wypadku! Niech Pan nawet o tym nie myśli! Nie w tę stronę!
    W tej stronie jest tylko nędza, nędza, nedza. Peerelowska, ulepszona bo odnowiona, zdemokratyzowana, kolorowa (po czarno-białej scenografii nawet blade kolory wyjają się kusić barwami) i słodkawa (czekoladopodobna) ale wciąż ta sama w swoim rdzeniu – bolszewicka. Umysłowa przede wszystkim. Tutaj jest życie w coraz bardziej fantastycznych wyobrażeniach a nie w rzeczywistości. Szmat i Jaćwok przeciw Hujbackiemu i Cipsowi, Moskwistan przeciw Fikcjojczyźnie. Chamy i Żydy. To jest jedyna dopuszczalna dyskusja. Jeśli Pan się nie dostosuje, zostanie Pan odrzucony. Tutaj nie szkodzi ten, kto wspiera peerelowski nowo-twór a ten kto próbuje mu to wytknąć i nawołuje do zmiany postawy. Jeśli nie chce się być pożytecznym idiotą, to jest się wrogiem „w imieniu Rzeczypospolitej”. Jeśli ma się inny pogląd na „sprawę polską” niż tzw. elity niepodległosciowe (na przykład. widzi się u niej błędy i krytykuje je) to jest się wrogiem. Tutaj kolektywizm narodowy doprowadzony jest do szczytu. Tutaj chce się tylko odwrócić od tego wszystkiego i odejść. Jestem na miesjcu i przestrzegam.

  3. 3 michał

    Jestem wdzięczny za przestrogę, Panie Andrzeju.

    Nie w tę stronę, mówi Pan. Ale dokąd uciekać? Chętnie bym czmychnął od tych „konserwatystów”, tylko dokąd? Świat jest na haku i pod kluczem. Gdzie się obejrzeć, wszędzie triumfuje rewolucja. A marzą tylko o dalszej rewolucji.

    Ech, zapłakałby człowiek, tylko skąd ich wziąć, łez tych?…

  4. 4 Tomek 'Rolex'

    Panie Michale

    Prosze wstrzymać pakowanie. Zalecam wstrzemięźliwość powrotową. Bardziej przydamy się Ojczyźnie na obczyźnie – póki co.

    Pańskie pytania sa zasadne, ale szukając odpowiedzi docieram albo do absurdu albo do eschatologii, a wiec do zagadnień dobra i zła.

    Mołojcy z Bierutem, Gomułka, et consortes nie mogli stworzyć nic trwałego, bo niby w jaki sposób prole maja coś stwarzać?

    Stalin nie mógłby stworzyć nic trwałego, bo jak człowiek o fizjognomii konia Przewalskiego i intelekcie portowego żula mógłby stworzyć coś, co przeżyje sowiety?

    Za tym kryje się wiec jakaś niedostępna nam siła – inaczej rozbroilibysmy ja w miesiąc.

    Widać, ze trzeba się do tego wszystkiego bardzo dobrze przygotować…

    Zadanie wydaje się być z gatunku niewykonanych, dlatego zgłaszam się na ochotnika ;)

  5. 5 michał

    Wstrzemięźliwość jest cnotą, której mi Pan Bóg w swej łaskawości poskąpił, ale w wypadku prlu przychodzi mi podejrzanie łatwo.

    Mołojcy i Nowotko, Gomułka czy Bierut, to w pierwszym rzędzie agenci, a dopiero potem wysocy urzędnicy międzynarodowego komunizmu, więc ma Pan rację, że nie są zdatni do tworzenia, ale co do intelektu Stalina, to miałbym ochotę zaprotestować. Nie był to na pewno geniusz; co więcej był zapewne mniej uzdolniony od ludzi, których wykończył, ale to tylko dowód, że w polityce nie trzeba być inteligentnym. Chruszczow był na pewno mniej bystry niż JFK, ale to on wykiwał błyskotliwego amerykańskiego prezydenta. Nie postponujmy więc Stalina, bo jak my sami wówczas wyglądamy?

    Dostrzegam intelektualną pułapkę w Pańskim określeniu „mógłby stworzyć coś, co przeżyje sowiety”. Z jednej strony bowiem, stworzenie czegoś trwałego, co przerasta doraźną strukturę bolszewickiego państwa, wskazywać by mogło na wartość – bo tylko wartość może zapewnić trwałość. Ale z drugiej strony, bezwartościowe sowiety istnieją nieprzerwanie od prawie 100 lat! Dzisiejsza „Rosja” nie przetrwała sowietów, ale jest ich kontynuacją. To SĄ sowiety. Czy tak trudno przyjąć, że Ukraina czy Białoruś nie jest niezależnym państwem? A czy Mongolia była 50 lat temu? Ukraina i Białoruś miały swą odrębną reprezentację w onz – od początku – ale nikomu nie przyszłoby wówczas na myśl twierdzić, że są „niezawisłe”. prl też miał swoją reprezentację, ale przecież niewielu twierdziłoby, że „prezydent” Ochab reprezentował Polskę! (to zrestzą nie do końca prawda, bardzo wielu tak twierdziło…)

    Z mojego punktu widzenia sowiety trwają i mają się dobrze, być może więc należy szukać wyjaśnień naszej dziwnej sytuacji bliżej? Nie w eschatologii, absurdzie, dobru i złu, ale w prostym opisie rzeczywistości?

  6. 6 Andrzej

    Sądzę, że wyjaśnień (nie tyle naszej co powszechnej) dziwnej sytuacji należy szukać w tworzeniu fikcji na własny użytek, w myśleniu życzeniowym, w wyniku czego to co jest tylko pozorne brane jest za rzeczywistość. Przy takim podejściu, już nie tylko sowieci zniknęli jak kamfora ale w ogóle ich nie było bowiem jak czytam i słyszę wokół siebie od zawsze była to tylko Rosja, Rosja, Rosja…Słyszę to na przykład u Besançona (http://www.nowakonfederacja.pl/cyryl-putin-i-ich-metody/), który kiedyś wydawał mi się człowiekiem nauki mającym pojęcie o tym co mówi i pisze. Na niego z kolei powołują się inni i propagują tę fałszywą tezę. Mniej krytycznym odbiorcom to zupełnie wystarcza do uznania tego za pewnik. A takich jest zdecydowana większość.

    Jaki inny może być rezultat takiego podejścia do rzeczywistości niż życie tylko w świecie złudzeń w którym oparte na fałszywych tezach, nierealne zdarzenia, analizy i plany na przyszłość tworzą układ wspólrzędnych dla myślenia o świecie nas otaczającym i do podejmowania decyzji?

  7. 7 michał

    Panie Andrzeju,

    Niestety ma Pan rację. Besançon głupstwa gada, że aż słuchać przykro.

    Więc co robić? Zamilknąć po prostu? W końcu, jeśli ludzie rzeczywiście chcą żyć złudzeniami i dobrze im z tym, to kim ja jestem, żeby ich wyprowadzać z błędu? Może lepiej przyłączyć się do wszystkich i w szczęściu powszechnym walczyć o pokój na świecie?

  8. 8 Andrzej

    Panie Michale,

    Już ja znam tę walkę o pokój na świecie. Nigdy w życiu.

    Jeśli rzeczywistością ma się stać to co większości się wydaje to ja odwacam się i wychodzę. Wolę być sam pod ziemią ale przy zdrowych zmysłach. Przyłaczanie się do tłumu? To nie dla mnie. Już nie odczuwam potrzeby aby kogokolwiek wyprowadzać z błędu. Mogę co najwyżej przedstawić komuś swój punkt widzenia a co on o tym pomyśli i co z tym zrobi to już jego sprawa.

  9. 9 michał

    Drogi i Wielce Szanowny Panie Andrzeju!

    Jesteśmy jak Maklakiewicz w Rejsie. I tak samo jak on, chcemy wyjść – i nawet wychodzimy – z planu filmowego, pod ziemię, na emigrację, ku zdrowym zmysłom. Ale tak samo jak uczestnicy Rejsu pozostajemy na statku, w „rejsie donikąd”, jak to kiedyś nazwał tu Stary chrzan (http://wydawnictwopodziemne.rohnka5.atthost24.pl/2008/06/01/rejs-donikad/ ).

    Ja jestem chętny do wyjścia – tylko dokąd? Dokąd uciekać?

    A może jesteśmy po prostu „więźniowie z Colditz”? Nieważne dokąd, nieważne, że nas złapią i wsadzą znowu za kratki tej samej łżeczywistości. Ważny jest tylko sam proces uciekania, sama chęć ucieczki?

  10. 10 Andrzej

    Drogi Panie Michale,

    Świetny tekst Staego chrzana! Nie mam nic na swoje usprawiedliwienie, że go dotychczas nie przeczytałem. Jakże aktualny! Ten rejs trwa w najlepsze. Można powiedzieć, że statek płynie już sam tylko od czasu do czasu sternik poprawi kurs aby ominąć mieliznę. Do tego jest to podróż z prądem ku morzu bolszewickiej szczęśliwości w którym pozostaje tylko dryfować i akceptować każdy kierunek. Już nie tak daleko do ujścia.

    Jak wiadomo jednemu z więźniów Colditz udała się ucieczka. Dotarł do ambasady amerykańskiej w Wiedniu gdzie odmówiono mu udzielenia azylu. Wrócił dobrowolnie do obozu…

    Pozwolę sobie na profanację znanej sentencji: refugium neccese est vivere non est necesse

  11. 11 michał

    Panie Andrzeju,

    Jak wiadomo z prądem płyną tylko śmiecie.

    Nie słyszałem o takim uciekinierze z Colditz! Czy zna Pan nazwisko? Niezwykle interesujący sa także ci, którym udało się uciec z zamku. Airey Neave na przykład. Niezwykła postać. Moim zdaniem zamordowany przez irlandzkich bandytów z rozkazu Moskwy.

  12. 12 Andrzej

    Nazywał się Peter Allen i uciekł z Cloditz pod koniec 1940 roku, zanim jeszcze USA przystąpiły do wojny i były neutralne. Przeczytałem o tym na stronie http://enc.slider.com/Enc/Colditz_Castle . Trudno mi powiedzieć na ile jest to wiarygodne źródło w kwestii szczegółów (zasadnicza cześć opisu ucieczki potwierdza się w innych źródłach w internecie).

    Sowieci bez wątpienia sterowali terrorystami z IRA więc nawet jeśli w jakimś przypadku nie zlecili im bezpośrednio zabicia kogoś i tak mieli w tym swój udział i swój interes. Wrogowie IRA byli też najczęściej wrogami sowietów.

  13. 13 Andrzej

    ps. Neave zamordowała inna irlandzka organizacja terrorystyczna niż IRA (wywodząca się z niej INLA) ale za to jawnie komunistyczna zatem udział sowietów w tym czynie wydaje mi się pewny.

  14. 14 michał

    Zabójstwo Neave’a odbyło się podczas jednostronnego zawieszenia broni ze strony IRA. Ważniejsze jednak wydaje mi się, że Neave był jedynym w otoczeniu Margaret Thatcher, który miał jakiekolwiek rozeznanie w polityce międzynarodowej. Wszyscy inni Torysi z międzynarodowym doświadczeniem, choćby Lord Carrington, który został jej ministrem spraw zagranicznych, nie należeli do „jej” skrzydła w partii. Airey Neave miał rzekomo propagować antykomunistyczną politykę. W praktyce, po jego zabójstwie, została tylko antykomunistyczna retoryka, zakończona niesławnej pamięci deklaracją „I like Mr Gorbachev”…

Komentuj





Language

Książki Wydawnictwa Podziemnego:


Zamów tutaj.

Jacek Szczyrba

Czerwoni na szóstej!.

Jacek Szczyrba

Punkt Langrange`a. Powieść.

H
1946. Powieść.