Konserwatyzm a demokracja. Dokończenie.
0 komentarzy Published 22 listopada 2014    |
W lutym 1919 roku zebrał się w Warszawie Sejm. Naczelnik państwa składa w ręce jego swój urząd, a Sejm natychmiast uchwala prowizoryczną małą konstytucję, która ogranicza do ostateczności jego władzę, czyniąc go urzędnikiem odpowiedzialnym przed Sejmem, wykonawcą jego woli. Złożyły się na to oczywiście dążenia lewicy do ustalenia wszechwładzy Sejmu, ale także i nie w mniejszym stopniu nienawiść do Piłsudskiego tych, którzy się prawicą mienili. Sejmowładztwa, ugruntowanego przez małą konstytucję, nie ośmielają się później naruszyć twórcy konstytucji wielkiej. Sprawozdawca komisji konstytucyjnej, prof. Dubanowicz, ogłasza w r. 1920, że przedłożony przez nią projekt daje nam rękojmię stworzenia państwa wolnego, a potężnego, rękojmię, polegającą na tym, że „komisja przyjęła rozleglejsze prawo wyborcze, posunęła jak najdalej zasadę odpowiedzialności rządu wobec Sejmu, ograniczyła skład i kompetencję Senatu, jak żadne państwo”.
Czytając to, nie wierzymy oczom. Mogło socjalistę Niedziałkowskiego razić, że państwo polskie nie poszło śladem Sowietów i nie ogłosiło się „republiką ludową”, mógł straszyć, że projekt nie podoba się organizacjom robotniczym Zachodu, ale trudno zrozumieć zachwyt tych, co przez usta Głąbińskiego oświadczali, że nie mają czego się wstydzić, ani przed swoimi, ani przed obcymi, gdyż konstytucja, za którą głosują, jest najdemokratyczniejszą ze wszystkich jakie istnieją. To już fetyszyzm czci dla demokratycznego frazesu, to niezdolność oparcia się absurdowi, to upadek woli i zatrucie myśli przez mikroby, zapełniające atmosferę polityczną danej chwili.
Atmosferę tę stanowiło i stanowi do dziś dnia pod wpływem prądów, idących od Wschodu, od Sowietów wywłaszczenie – wywłaszczenie całkowite, bez odszkodowania właściciela, albo za odszkodowaniem jak najmniejszym. Daremnie polskie związki ziemiańskie uchwalały na cele parcelacji 1½ miliona morgów użytków rolnych. Po co? Skoro można było wszystko otrzymać darmo. Tymczasem pieniądze przechowywane w skrzyniach włościańskich, lub kasach oszczędności traciły wartość i reforma rolna, musząc liczyć się z tym, „zamiast iść z prawem – słowa Bobrzyńskiego – poszła obok prawa i przeciw prawu”… „była wskutek tego zamachem nie tylko na większą własność, ale i na państwo, nie brała pod uwagę finansowego położenia państwa”, była – dodam za J. Moszyńskim idąc – zamachem na duszę ludu, który demoralizowano, wmawiając, że zamiast pracą i oszczędnością można dojść do własności jałmużną i grabieżą; była wreszcie ciosem spadającym na polskość tak w kraju naszym, jak we wszystkich ziemiach Rzeczypospolitej z ludnością mieszaną.
I tu przypomnę, że ziemianie wszystkimi siłami, wszystkimi środkami materialnymi, wśród najtrudniejszych warunków materialnych, popierali przy wyborach w r. 1922 endecję, tzw. ósemkę [1] w niezachwianym do niej zaufaniu i przeświadczeniu, że tylko jej posłowie potrafią stanąć w obronie ich przeciw bolszewictwu Wyzwolenia i pokrewnych ugrupowań. Jakże srogi spotkał ich zawód! Panowie z ósemki za plecami ziemiaństwa, któremu mandaty zawdzięczali, zawarli z Witosem układ przeciw ziemiaństwu. Czy zawód ten otworzył im oczy? Nie; stwierdzili słuszność słów autora Wskrzeszenia, że „ziemiaństwo przestało być w budowie państwa polskiego czynnikiem samodzielnym, że w budowie tej historyczna tradycja polska i zasady konserwatywne nie znalazły odważnego obrońcy”.
I zarazem stwierdzić tu jeszcze należy absolutną nihilistyczną bezideowość tych, których wówczas ósemką nazywano. Ideę zastępowali roznamiętnieniem i podjudzaniem, albo przeciw niepolskim w państwie żywiołom, albo przeciw pojedynczym wybitnym jednostkom, które miały lub mogły mieć wpływ na życie publiczne, a do stronnictwa nie należały; wystarczy przypomnieć gwałtowną i ohydnie oszczerczą kampanię przeciw Al. Lednickiemu [2] prowadzoną.
III
Uzupełniając sądy i wywody znakomitego polityka i męża stanu, sięgnę do wspomnień osobistych. Przed trzema przeszło laty na Zjeździe Ziemian z całej Polski, tu w Wilnie, wygłosiłem, zaproszony przez prezesa Towarzystwa rolniczego, p. Karola Wagnera referat o mniejszościach narodowych w naszym kraju. Myśl referatu była pesymistyczna, rozumiałem, tak samo rozumiem dziś niesłychaną trudność jakiegokolwiek rozwiązania tej kwestii. Nie uprawnia to jednak do zamykania oczu na rzeczywistość, a motywy zarówno polityczne jak etyczne nakazują prowadzić politykę ugody; najłatwiej jest porozumieć się z narodami o wyrobionej i wysokiej kulturze, kultura bowiem oznacza przewagę pierwiastków ładu nad pierwiastkami niszczącymi, należałoby przeto wszelkie przedsięwziąć starania, aby na zachodzie pociągnąć ku sobie naszych współobywateli Niemców, na wschodzie – Rosjan. Trudniejsza jest sprawa z innymi mniejszościami, ale ponieważ dążenia ich skupiają się głównie w kierunku oświatowo-kulturalnym, więc w tym zakresie należy im dopomóc, przynajmniej nie przeszkadzać. Nie przywiąże ich to oczywiście do nas i dlatego, dowodziłem, powinien by Rząd szczególną opieką otoczyć tu, w tym kraju, jako główną ostoję polskości, żywioł ziemiański. Ale zrozumienia tego – piszemy w nawiasach – nie było nigdy w Warszawie, ani na lewicy, ani na prawicy; świadczy o tym Traktat Ryski, z którego, jak słychać, dotychczas się chełpi St. Grabski, choć akt ten obrócił w niwecz wielowiekową pracę polską na Wschodzie, a ludność polską, tameczną skazał na zagładę, oddając ją na pastwę Sowietom. Premierem w chwili zjazdu był gen. Sikorski. Konieczność naprawy reformy rolnej dla dobra państwa przede wszystkim, nie zaś ziemian, rozumiał, ale kogo miał wezwać do pomocy. Choć się nie zaznaczył, o ile wiem, nigdzie i niczym, jako zdecydowany przeciwnik panów z prawicy, do nich jednak nie należał, przysięgi posłuszeństwa przewodniczącej im klice czy mafii nie złożył, wskutek tego namiętnie był zwalczany. Chcąc nie chcąc, szukać musiał oparcia w zmyśle państwowym lewicy, dla której wszelka naprawa w rzeczach reformy rolnej była co najmniej niepożądana. O wszystkim, co dotyczyło stosunku prawicy do premiera, mówiłem bardzo oględnie, delikatnie. A jednak powstała w sali burza opozycyjna. W gazetach pisano później, że referat mój „przeszedł najgorsze oczekiwania”; minęły tygodnie, miesiące, a jeszcze Towarzystwu Rolniczemu Wileńskiemu wytykano w Warszawie gruby nietakt, jakiego się dopuściło, mnie polecając referat w tak drażliwej sprawie. Wśród zaś mówców, którzy wywody moje na Zjeździe zbijali, odznaczył się jeden z najgłośniejszych naszych posłów, a mówił w taki sposób, że obecni, choć nie było to wygłoszonym wyraźnie, wyciągnęli jednak ze słów jego, że premier został przekupiony przez Żydów. W dniach następnych mówiono już o tym w Wilnie, jako o rzeczy wiadomej wszystkim: „Skądże to wiadomo – pytałem – wszak posłowie żydowscy ostro w sejmie premiera atakują”. – „Właśnie to jest dowodem – odpowiadano – że go przekupili, premier jest człowiekiem przebiegłym i napaści żydowskie z góry zamówił, aby zamydlić komu trzeba, oczy.”
Wkrótce potem generał Sikorski musiał ustąpić miejsca ósemce i Witosowi – i ci sami, wśród ziemian, którzy góry na niego walili, gdy był premierem, musieli wyznać, że reforma rolna, którą on wspólnie z lewicą opracowywał, daleko dogodniejszą była dla nich, niż ta, z którą wystąpili prowadzeni przez Witosa owi mniemani ich obrońcy z ósemki, którzy z łaski ich ofiarności w Sejmie zasiedli. Ale czy miało to skutek? Znowu nie; w jesieni roku zeszłego odbył się wielki zjazd ziemian w Warszawie. Na narodową demokrację napadano jednogłośnie a tak gwałtownie, że przewodniczący musiał mówców do porządku przywoływać, ale zjazd się skończył i poczciwi ziemianie wykrzyczawszy się, posłusznie poszli na pasku grupy wydelegowanej do prowadzenia ich pod firmą chrześcijańsko-narodową.
Konserwatyzm i monarchizm nie są synonimami, ale jedno z drugim łatwo się łączy. Powstał u nas ruch konserwatywno-monarchiczny, zrazu niemiłosiernie przez demokratów narodowych wyśmiewany. Ruch ten jednak się szerzył; widząc to, ci, co go wyśmiewali, poczęli do niego się przyłączać, aby nim zawładnąć. Dziś na czele monarchizmu stoi Stefan Dąbrowski, republikanin, według określenia red. Mackiewicza narodowy demokrata, zwolennik nieograniczonego sejmowładztwa i idącej za tem „sowietyzacji armii”.
Zachodzi obawa, aby ten sam los nie spotkał konserwatyzmu, aby powstające stronnictwo zachowawcze nie przeistoczyło się bezwiednie i mimowolnie w narzędzie do obcych jemu celów, do celów nawet zasadniczo przeciwnych jego zamierzeniom. Stronnictwo zachowawcze, stojąc w obronie podstaw moralnych społeczeństwa, religii, rodziny, własności, powinno mieć świadomość tego, że jest stronnictwem wielkiej idei i wielkiej chrześcijańskiej polityki, ratującej nie tylko byt polityczny Polski, ale i byt duchowy, jej duchową niepodległość przed niebezpieczeństwem najstraszniejszym, jakie kiedykolwiek groziło ludzkości, przed bolszewictwem wciskającym się w nasz organizm narodowy wszelkimi możliwymi drogami.
Niedawno miałem sposobność przytoczenia w Słowie zdania, które mię uderzyło głęboką trafnością, a słyszałem je tej wiosny z ust prof. Wł. Leop. Jaworskiego: „Polskę współczesną symbolizują trzy imiona: Witos, Piłsudski, Bryl [3]. Witos wkrótce zejdzie ze sceny, trzeba będzie wybierać między Brylem a Piłsudskim, między poddaniem się Sowietom, a walką z sowietyzmem; oczywiście pójdziemy wówczas wszyscy za Piłsudskim”. Sprawdziło się to dosłownie. Ale czy najsilniejszy obecnie człowiek w Polsce będzie dość silnym, aby stawić czoło Brylowi i pionierom Moskwy sowieckiej, mającym w niej potężne oparcie i pomoc? Mimo woli zakrada się wątpienie wobec tego, że nie skorzystano z pierwszej chwili, z paniki, która po zamachu ogarnęła posłów i senatorów – że od razu nie wymuszono od nich uchwał niezbędnych do sanacji kraju. Przywódcy bowiem partyjni już ochłonęli ze strachu i podnoszą głowy. Ci zaś z nich, co Moskwie służą, dotychczas nietykalni, bezkarni, przeciw państwu, choć kosztem państwa utrzymywani, przeciw państwu agitują, wzywają do niepłacenia podatków, do ostrzenia kos i wideł, do rabunków, a w sejmie przez usta posła Wojewódzkiego [4] zapowiadają nieubłaganą walkę, w której „nie przestraszą się ani bata, ani kul, ani więzień, ani armat”… Tym bardziej powinniśmy się organizować dla ratowania Ojczyzny i Państwa.
Wilno, 10 lipca 1926
Słowo(Wilno), nr 160, 13 lipca 1926
Od Petersburga do Leningrada, Wilno 1934
_____
-
Określenie „ósemka” ma związek z wyborami parlamentarnymi z roku 1922 i zawiązaną wówczas koalicją ugrupowań narodowych i chrześcijańskich: Związku Ludowo-Narodowego, Narodowo-Chrześcijańskiego Stronnictwa Ludowego oraz Chrześcijańskiej Demokracji. Koalicja utworzyła blok wyborczy pod nazwą Chrześcijański Związek Jedności Narodowej, przez zdeklarowanych przeciwników określany nieładnie mianem „Chjeny”. Ponieważ lista tego bloku otrzymała nr 8, wśród pozostałych uczestników i obserwatorów życia politycznego przyjęła się (stosowana przez kilka kolejnych lat) popularna nazwa „ósemki”. [przyp. wp]
-
Aleksander Lednicki – jeden z najgłośniejszych adwokatów w Imperium rosyjskim, polityk i działacz społeczny. Był ofiarą długoletniej nagonki ze strony endecji. Zamieszany w tzw. „aferę żyrardowską”, zginął w niewyjaśnionych okolicznościach. Por. m.in. Józef Mackiewicz, O wolnej Polsce – bez entuzjazmu, Wiadomości 1974 nr 1. [przyp. wp]
-
Jan Bryl – jeden z przywódców ruchu ludowego. Stał na czele komunizującej frakcji parlamentarnej, tzw. brylowców. [przyp. wp]
-
Sylwester Wojewódzki – działacz komunistyczny (i zapewne agent sowiecki). Członek PSL Wyzwolenie, następnie jeden z założycieli NPCh (zdelegalizowanej w roku 1927). Rozstrzelany w Moskwie w roku 1938. [przyp. wp]
Prześlij znajomemu
0 Komentarz(e/y) do “Konserwatyzm a demokracja. Dokończenie.”
Prosze czekac
Komentuj