Najnowsze komentarze

III Ankieta Wydawnictwa Podziemnego

Dziecko w szkole uczy się fałszowanej historii od Piasta do równie sfałszowanego Września i dowie się, że obrońcą Warszawy był nie jakiś tam Starzyński, ale komunista Buczek, który wyłamał kraty „polskiego faszystowskiego” więzienia, by na czele ludu stolicy stanąć do walki z najeźdźcą. – Tak w roku 1952 Barbara Toporska opisywała ówczesny etap bolszewizacji Polski.

Przyjmijmy, na potrzeby niniejszej ankiety, że był to opis pierwszego etapu bolszewizacji, klasycznego w swoim prostolinijnym zakłamaniu. Kolejny etap nastąpił szybko, zaledwie kilka lat później, gdy – posługując się przykładem przytoczonym przez Barbarę Toporską – w kontekście obrony Warszawy wymieniano już nie tylko komunistę Buczka, ale także prezydenta Starzyńskiego (i to z największymi, bolszewickimi honorami). Przyszedł w końcu także moment, gdy komunista Buczek albo znikł z kart historii, albo też przestał być przedstawiany w najlepszym świetle – jeszcze jeden, mocno odmieniony okres.

Mamy tu zatem dynamiczne zjawisko bolszewizmu i szereg nasuwających się pytań. Ograniczmy się do najistotniejszych, opartych na tezie, że powyższe trzy etapy bolszewizacji rzeczywiście miały i mają miejsce:

1. Wedle „realistycznej” interpretacji historii najnowszej utarło się sądzić, że owe trzy etapy bolszewickiej strategii są w rzeczywistości nacechowane nieustającym oddawaniem politycznego pola przez bolszewików. Zgodnie z taką wykładnią, historię bolszewizmu można podzielić na zasadnicze okresy: klasyczny, ewoluujący, upadły. Na czym polega błąd takiego rozumowania?

2. Jak rozumieć kolejno następujące po sobie okresy? Jako etapy bolszewizacji? Jako zmiany wynikające z przyjętej strategii, czy ze zmiennej sytuacji ideowej i politycznej, czy może trzeba wziąć pod uwagę inne jeszcze, niewymienione tu czynniki?

3. Trzy etapy i co dalej? Czy trzecia faza spełnia wszystkie ideowe cele bolszewizmu, czy wręcz przeciwnie – jest od realizacji tych celów odległa? Czy należy spodziewać się powrotu do któregoś z wcześniejszych etapów, a może spektakularnego etapu czwartego lub kolejnych?

Zapraszamy do udziału w naszej Ankiecie.

II Ankieta Wydawnictwa Podziemnego

Dorobek pisarzy i publicystów mierzy się nie tyle ilością zapisanych arkuszy papieru, wielkością osiąganych nakładów, popularnością wśród współczesnych czy potomnych, poklaskiem i zaszczytami, doznawanymi za życia, ale wpływem jaki wywierali lub wywierają na życie i myślenie swoich czytelników. Wydaje się, że twórczość Józefa Mackiewicza, jak żadna inna, nadaje się do uzasadnienia powyższego stwierdzenia. Stąd pomysł, aby kolejną ankietę Wydawnictwa poświęcić zagadnieniu wpływu i znaczenia twórczości tego pisarza.

Chcielibyśmy zadać Państwu następujące pytania:

1. W jakich okolicznościach zetknął się Pan/Pani po raz pierwszy z Józefem Mackiewiczem?
Jakie były Pana/Pani refleksje związane z lekturą książek Mackiewicza?

2. Czy w ocenie Pana/Pani twórczość publicystyczna i literacka Józefa Mackiewicza miały realny wpływ na myślenie i poczynania jemu współczesnych? Jeśli tak, w jakim kontekście, w jakim okresie?

3. Czy formułowane przez Mackiewicza poglądy okazują się przydatne w zestawieniu z rzeczywistością polityczną nam współczesną, czy też wypada uznać go za pisarza historycznego, w którego przesłaniu trudno doszukać się aktualnego wydźwięku?

Serdecznie zapraszamy Państwa do udziału.

Ankieta Wydawnictwa Podziemnego

1. W tak zwanej obiegowej opinii egzystuje pogląd, że w 1989 roku w Polsce zainicjowany został historyczny przewrót polityczny, którego skutki miały zadecydować o nowym kształcie sytuacji globalnej. Jest wiele dowodów na to, że nie tylko w prlu, ale także innych krajach bloku komunistycznego, ta rzekomo antykomunistyczna rewolta była dziełem sowieckich służb specjalnych i służyła długofalowym celom pierestrojki. W przypadku prlu następstwa tajnego porozumienia zawartego pomiędzy komunistyczną władzą, koncesjonowaną opozycją oraz hierarchią kościelną, trwają nieprzerwanie do dziś. Jaka jest Pana ocena skutków rewolucji w Europie Wschodniej? Czy uprawniony jest pogląd, że w wyniku ówczesnych wydarzeń oraz ich następstw, wschodnia część Europy wywalczyła wolność?

2. Nie sposób w tym kontekście pominąć incydentu, który miał miejsce w sierpniu 1991 roku w Moskwie. Czy, biorąc pod uwagę ówczesne wydarzenia, kolejne rządy Jelcyna i Putina można nazwać polityczną kontynuacją sowieckiego bolszewizmu, czy należy raczej mówić o procesie demokratyzacji? W jaki sposób zmiany w Sowietach wpływają na ocenę współczesnej polityki międzynarodowej?

3. Czy wobec rewolucyjnych nastrojów panujących obecnie na kontynencie południowoamerykańskim należy mówić o zjawisku odradzania się ideologii marksistowskiej, czy jest to raczej rozwój i kontynuacja starych trendów, od dziesięcioleci obecnych na tym kontynencie? Czy mamy do czynienia z realizacją starej idei konwergencji, łączenia dwóch zantagonizowanych systemów, kapitalizmu i socjalizmu, w jeden nowy model funkcjonowania państwa i społeczeństwa, czy może ze zjawiskiem o zupełnie odmiennym charakterze?

4. Jakie będą konsekwencje rozwoju gospodarczego i wojskowego komunistycznych Chin?

5. Już wkrótce będzie miała miejsce 90 rocznica rewolucji bolszewickiej w Rosji. Niezależnie od oceny wpływu tamtych wydarzeń na losy świata w XX wieku, funkcjonują przynajmniej dwa przeciwstawne poglądy na temat idei bolszewickiej, jej teraźniejszości i przyszłości. Pierwszy z nich, zdecydowanie bardziej rozpowszechniony, stwierdza, że komunizm to przeżytek, zepchnięty do lamusa historii. Drugi stara się udowodnić, że rola komunizmu jako ideologii i jako praktyki politycznej jeszcze się nie zakończyła. Który z tych poglądów jest bardziej uprawniony?

6. Najwybitniejszy polski antykomunista, Józef Mackiewicz, pisał w 1962 roku:

Wielka jest zdolność rezygnacji i przystosowania do warunków, właściwa naturze ludzkiej. Ale żaden realizm nie powinien pozbawiać ludzi poczucia wyobraźni, gdyż przestanie być realizmem. Porównanie zaś obyczajów świata z roku 1912 z obyczajami dziś, daje nam dopiero niejaką możność, choć oczywiście nie w zarysach konkretnych, wyobrazić sobie do jakiego układu rzeczy ludzie będą mogli być jeszcze zmuszeni 'rozsądnie' się przystosować, w roku 2012!

Jaki jest Pana punkt widzenia na tak postawioną kwestię? Jaki kształt przybierze świat w roku 2012?




W związku z wczorajszym atakiem terrorystycznym w Leningradzie (zdaje się, że sowieci lubią teraz nazywać go starym imieniem Sankt Petersburga), postanowiliśmy przypomnieć artykuł, który ukazał się na naszej witrynie w marcu 2008 roku, o operacji pod kryptonimem „Burza w Moskwie”.  Poniżej publikujemy poprawioną i rozszerzoną wersję tego tekstu, którego przedmiotem były „ataki terrorystyczne” w Moskwie i innych miastach rosyjskich sprzed kilkunastu lat.

Burza w Moskwie

25 lipca 1998 roku, nieznany szerzej aparatczyk mianowany został szefem fsb czyli służby bezpieczeństwa „odrodzonego państwa rosyjskiego”.  Nominacja Putina widziana była wówczas jako triumf kliki Berezowskiego, który miał rzekomo zdołać osadzić swojego człowieka na stołku szefa czekistów, w obliczu ostrych sprzeciwów innych ludzi z otoczenia Jelcyna.  W kwietniu 99 roku, Putin wystąpił w telewizji jako krytyk filmowy; omawiał interesujące dzieło pokazujące orgię z udziałem człowieka podobnego do Prokuratora Generalnego, Skuratowa, który prowadził właśnie dochodzenie w sprawie $15 milionowej łapówki dla rodziny Jelcyna.  Skuratow podał się prędko do dymisji.  9 sierpnia Jelcyn mianował Putina premierem.  Nowo mianowany premier poszedł pożegnać się ze swymi czekistami, wzniósł toast za Stalina, po czym wypowiedział słowa, które do dziś wielu uważa za żart: – Agent oddelegowany do przejęcia władzy w Rosji melduje zakończenie pierwszej fazy operacji. – 19 grudnia Partia Jedności założona zaledwie dwa miesiące wcześniej zajęła drugie miejsce w wyborach do Dumy (za komunistami).  BBC komentowała: „to jest pokojowa rewolucja antykomunistyczna”.  31 grudnia 1999 roku Jelcyn ustąpił i tymczasowym prezydentem został Putin.

Wydawało się, że mało znany Putin będzie miał trudności z pokonaniem potężnych przeciwników w nadchodzących wyborach prezydenckich.  A jednak prędko okazało się, że ani Primakow, ani Łużkow, nie mieli szans podczas marcowych wyborów wobec zdumiewającej popularności młodego prezydenta.

Na pierwszy rzut oka, Putin miał po prostu szczęście.  Rosja była w stanie głębokiego kryzysu; chaos gospodarczy i polityczny spotęgowany był słabością Jelcyna i drugim krachem finansowym w ciągu siedmiu lat (Rosjanie utracili większość oszczędności w rublach, najpierw w 91 roku dzięki hiperinflacji, a potem w 98 roku dzięki niekompetencji rządu), ale na krótko przed nominacją Putina rozpoczęła się wojna w Dagestanie, a w parę dni po nominacji nastąpiła seria ataków terrorystycznych w Moskwie i innych miastach Rosji.  Kraj znalazł się na krawędzi przepaści, ale zdecydowana postawa nowego premiera uczyniła go ulubieńcem elektoratu w ciągu zaledwie paru tygodni, już bowiem 26 sierpnia wydał rozkaz otwartej ofensywy na Czeczenię.

To wszystko nie powinno nas wcale dziwić.  To nie jest sytuacja bez precedensu, takie rzeczy się zdarzają.  Pani Thatcher, na przykład, nie byłaby wygrała wyborów w 1983 roku, gdyby nie jej zdecydowana reakcja na inwazję Falklandów.  Argentyńskiej juncie zatem zawdzięczamy sukces thatcheryzmu.

Kiedy się jednak bliżej przyjrzeć wydarzeniom, to wyłania się trochę inny obraz.

Od czerwca 1999 roku, sowieci rozpoczęli koncentrację wojsk na granicy Czeczenii; w lipcu pełna dywizja uzbrojona w ciężkie katiusze (a więc nie do walki z partyzantami) stała w pogotowiu na granicy.  6 sierpnia grupa islamskich terrorystów (1200-1500 ludzi) pod wodzą czeczeńskiego watażki, Szamila Basajewa i arabskiego ekstremisty Ibn al-Chattaba, wkroczyła do sąsiedniego Dagestanu.  Po dwóch tygodniach, równie niespodziewanie, Basajew wycofał się do Czeczenii bez strat.  Rząd czeczeński potępił awanturę, a wojska rosyjskie zbombardowały kilka wiosek w Dagestanie (pozornie bez związku).  W odpowiedzi na to, Basajew ponownie wszedł do Dagestanu 4 września i po paru dniach ogłosił powstanie Islamskiej Republiki Dagestanu, która połączyć się miała przeciw Rosji z Czeczenią.

Basajew miał za sobą długą historię awanturnika.  Już w 92 roku brał udział w konflikcie gruzińsko-abchazkim, w rezultacie którego gruzińska większość wysiedlona została z Abchazji.  Basajew walczył po stronie abchazkiej, silnie wspieranej przez Moskwę.  Jego Batalion Ochotniczy był tak dobrze uzbrojony i wyszkolony, a do tego poruszał się z taką swobodą na terytoriach kontrolowanych przez Rosję, że pojawiły się prędko uporczywe pogłoski, iż Basajew jest agentem gru, sowieckiego wywiadu wojskowego.  Pogłoski te jednak ustały podczas pierwszej wojny czeczeńskiej, w której odznaczył się bohaterstwem, między innymi podczas słynnej bitwy o Groznyj.  Pomimo to, Chechnya Weekly, wydawana przez Jamestown Foundation, utrzymuje do dziś, że Basajew był agentem gru, cytując m.in. innego sowieckiego agenta Abdurachmanowa oraz byłego prezydenta Inguszetii, Auszewa.  Anna Politkowska wskazywała także, iż po obu stronach konfliktu czeczeńskiego byli ludzie, pragnący jego podsycania.  Wewnętrzno-czeczeńskie rozgrywki były jej zdaniem oznaką sporu pomiędzy gru (reprezentowanego przez Basajewa) a fsb (przez Kadyrowa); sporu, z którego zwycięsko wyszła fsb.

Ale jak doszło do awantury w Dagestanie?  Trudno dociec szczegółów.  Borys Berezowski przyznaje, że prowadził rozmowy na temat inwazji Dagestanu z wicepremierem Czeczenii Udugowem w lutym-marcu 99 roku.  Wedle Berezowskiego Udugow i Basajew pragnęli dokonać inwazji Dagestanu, by sprowokować Rosję do interwencji, co z kolei umożliwiłoby im obalenie Maschadowa (ówczesnego prezydenta Czeczenii).  Berezowski był jednak zawsze zainteresowanym, a co za tym idzie, niepewnym źródłem.  Jakkolwiek trudno dać wiarę, że Basajew był gotów narażać z trudem wywalczoną de facto niepodległość Czeczenii, przez sprowokowanie Rosji, to jednak nie sposób tego wykluczyć, ponieważ znane są jego ogromne ambicje polityczne.  Pewniejsze są informacje francuskiego kontrwywiadu, który potwierdził spotkanie pomiędzy Basajewem i Aleksandrem Wołoszynem (szefem gabinetu Jelcyna, a później także Putina).  Miało ono miejsce w w pałacu Adnana Khashoggi na południu Francji, gdzie Wołoszyn wręczyć miał Basajewowi $10 milionów gotówką na zorganizowanie ekspedycji dagestańskiej.  [1]

6 czerwca 99 roku szwedzki dziennikarz Jan Blomgren, napisał w Svenska Dagbladet, że Kreml przygotowuje serię ataków terrorystycznych, za które będzie można zrzucić winę na Czeczeńców.  W lipcu Moskowskaja Prawda podała nawet kryptonim nadchodzącej operacji – „Burza w Moskwie”.

Przyjrzyjmy się zatem chronologii wydarzeń.

2 sierpnia Magomedow, dagestański watażka, ukrywający się w Czeczenii, zajmuje kilka wiosek dagestańskich w pobliżu granicy czeczeńskiej.

6 sierpnia Basajew wchodzi do Dagestanu z 1500 ludźmi.

9 sierpnia Putin zostaje premierem.

10 sierpnia Magomedow i Basajew łączą siły w Dagestanie.

23 sierpnia Czeczeńcy wycofują się z zajętych wiosek, rzekomo pod naporem rosyjskich bombardowań, ale Rosjanie bombardują inną część Dagestanu.

26 sierpnia Putin ogłasza inwazję Czeczenii, która rozpoczyna się od ciężkich bombardowań.

31 sierpnia wybucha bomba na stacji moskiewskiego metra.  Jedna osoba zabita i 40 rannych.

4 września w Dagestanie wylatuje w powietrze samochód wypełniony materiałami wybuchowymi.  Eksplozja niszczy 5-piętrowy blok, zamieszkany przez rodziny rosyjskich żołnierzy.  64 zabitych i 133 rannych.  Basajew wchodzi ponownie do Dagestanu i ogłasza powstanie Islamskiej Republiki Dagestanu.

9 września bomba rujnuje 9-piętrowy budynek mieszkalny w Moskwie.  94 zabitych, 249 rannych. [2] Fsb zidentyfikowało materiał wybuchowy jako hexogen.

13 września wybucha bomba w 8-piętrowym budynku w Moskwie.  118 zabitych, 200 rannych. [3] Dwie inne bomby hexogenowe zostały znalezione tego samego dnia w piwnicach dwóch bloków mieszkalnych w Moskwie.

16 września wybucha ciężarówka w Wołgodońsku.  17 zabitych, 69 rannych. [4]

Nowy premier oskarżył o ataki „republikę terrorystów” i w najostrzejszych słowach obiecał rodakom, że nie będzie łaski dla czeczeńskich morderców: – Jeśli znajdziemy ich w sraczu, to zabijemy ich w sraczu – tak im wyrąbał Prezes Rady Ministrów Federacyjnej Republiki Rosyjskiej.

Czeczeńcy, zarówno Basajew jak i prezydent Maschadow, utrzymywali, że nie są odpowiedzialni za zamachy – co nie jest zwyczajowym modus operandi terrorystów, którzy na ogół gotowi są przyjąć odpowiedzialność za czyny, których nie popełnili – ale kto by im wierzył?  Ataki były dobrze zorganizowane, a Czeczeńcy nie wykazywali dotąd wielkich zdolności organizacyjnych.  Czeczeńskie akty terroru ograniczały się dotychczas do porywania zakładników i żądań, by uwolniono więźniów.  Tym razem nie było żadnych żądań.  Ale przecież ludzie się zmieniają.  Nawet terroryści.  Nawet Czeczeńcy.

22 września o 8:30 wieczorem, obywatel Aleksiej Kartofelnikow, zamieszkały przy ulicy Nowosiołow w Riazaniu, zauważył białą furgonetkę zaparkowaną pod jego blokiem.  W całym kraju rosła panika i szerzyła się atmosfera strachu, więc przyjrzał się uważnie rejestracji i dostrzegł, że została nieudolnie zmieniona, by wyglądać jak lokalny numer riazański.  Kiedy po chwili zobaczył trzech osobników, przenoszących ciężkie worki z furgonetki do jego 12-piętrowego bloku, zachował się tak, jak przystało spadkobiercy Pawki Morozowa i zadzwonił na policję.

W piwnicy znaleziono wielką bombę hexogenową, z zapalnikiem nastawionym na 5:30 rano.  Prędko znaleziono porzuconą furgonetkę, która okazała się być kradzioną.  Ewakuowano 30.000 ludzi z pobliskich bloków.  Policja riazańska rozesłała szkice trojga podejrzanych terrorystów: dwóch mężczyzn i kobiety.

23 września aresztowano podejrzanych.  Ich nazwiska nie zostały nigdy podane i ich los pozostaje do dziś nieznany.  Aresztowani okazali legitymacje fsb i zostali zwolnieni na rozkaz z Moskwy.

24 września, w dwa dni po nieudanym zamachu, minister Ruszajło pochwalił czujność ludzi sowieckich i zganił opieszałość policji.  Putin powtórzył dokładnie to samo w wieczornym przemówieniu telewizyjnym i zapowiedział zemstę na Czeczeńcach.  Ale już następnego dnia, szef fsb Patruszew, ogłosił, że nie było żadnej bomby, że w Riazaniu ćwiczono tylko czujność obywatelską ludności, a w workach był zwykły cukier.  Jurij Tkaczenko, riazański ekspert od materiałów wybuchowych, który rozbroił bombę, stanowczo odrzucił wersję fsb i potwierdził, że bomba była profesjonalnie zmontowana i wszystkie jej składniki były pochodzenia wojskowego.

Tymczasem wyszło na jaw, w jaki sposób schwytano terrorystów.  Obywatelka Juchanowa, operatorka centrali telefonicznej w Riazaniu, podsłuchała rzeczonej nocy następującą rozmowę: podejrzany stwierdził, że jego grupa została spostrzeżona i musi opuścić Riazań natychmiast; w odpowiedzi rozmówca nakazał mu podzielić grupę i wracać osobno.  Obywatelka Juchanowa czem prędzej doniosła przełożonym, którzy ustalili, iż rozmawiano z numerem należącym do moskiewskiej centrali fsb.

Nowaja Gazieta podała, że spadochroniarz nazwiskiem Piniajew próbował ukraść cukier z pilnowanego przez siebie magazynu wojskowego, ale w workach z napisem „cukier” znalazł żółtawą, gorzką substancję.  Doniósł zwierzchności i okazało się, że to hexogen.  Władze ogłosiły natychmiast, że Nowaja Gazieta zmyśliła całą historię.  Następny numer nie ukazał się w ogóle, ponieważ nieznani sprawcy zmazali całą jego zawartość z serwera redakcji.  Piniajew najpierw wycofał swoje oskarżenia, potem odsiedział w kozie za kradzież cukru, po czym posłano go ciupasem do Czeczenii.  Po pół roku, jednostka Piniajewa podała Gazietę do sądu o zniesławienie, przedstawiając dowody, że żaden Piniajew nigdy nie istniał.

Putin nie miał czasu zajmować się Riazaniem, bo 24 września nakazał jednostkom lądowym okrążenie „terrorystycznej republiki”, a 1 października ogłosił rząd Maschadowa nielegalnym i rozpoczął inwazję Czeczenii.

W marcu 2000 roku, na krótko przed wyborami prezydenckimi anonimowy oficer fsb opowiedział w telewizji, jak umieścił worki z cukrem w piwnicy w Riazaniu, dla sprawdzenia czujności obywatelskiej.  Nie podjął się tłumaczyć, dlaczego czujność obywatelską testuje się przy pomocy kradzionych furgonetek.  Eksperci fsb wyjaśnili, że cukier mógł się im wydać hexogenem, dzięki zanieczyszczeniu aparatury badawczej.  Nie wyjaśnili natomiast, po co badali cukier, który sami przecież podrzucili.  Nie trzeba nawet dodawać, że po fiasku riazańskiego zamachu, żadne bomby więcej nie wybuchły i nikt nie przyjął odpowiedzialności za poprzednie zamachy.

23 marca 2000, niezależny kanał telewizyjny NTV Rosja zapowiedział transmisję programu pt. „Riazański cukier”.  Program ten nie ukazał się nigdy, a 26 marca Putin został prezydentem Rosji.

Oskarżenia jednak nie ucichły.  Duma odrzuciła dwukrotnie wnioski o niezależne dochodzenie, po czym nakazała zamknięcie dostępu do jakichkolwiek dokumentów w sprawie „ćwiczeń anty-terrorystycznych w Riazaniu” na 75 lat.  Sam Putin odpowiedział furią na sugestie, że to on był odpowiedzialny za serię zamachów.  Dwaj posłowie, którzy domagali się dochodzenia w sprawie Riazania, nie przeżyli tej furii, zginęli w podejrzanych okolicznościach.  Rodzina jednego z nich, Szczekoczychina, zdołała przesłać próbkę skóry zmarłego do Londynu, gdzie badania toksykologiczne wykazały, że został otruty radioaktywnym talium.  Juszenkow zginął zamordowany strzałami zamachowca.  Niedobitki niezależnych dziennikarzy z epoki Jelcyna, także próbowały prowadzić dociekanie w aferze riazańskiej.  Lacis zginął w wypadku samochodowym.  Anna Politkowska została zamordowana.

***

Historia zamachów bombowych z 1999 roku, awantury dagestańskiej, drugiej wojny czeczeńskiej oraz dojścia Putina do władzy – jest świetnie znana, została opisana w wielu książkach i artykułach.  Nawet niektórzy politycy zachodni, którzy w większości postępują, jak leninowscy „głuchoniemi ślepcy”, zwrócili uwagę na ten raczej niepokojący ciąg wydarzeń, ale jak to zwykle bywa, wyłącznie ci, którzy nie są u władzy, jak np. John McCain.

Przywołałem tutaj szczegóły wydarzeń z drugiej połowy 99 roku w określonym celu.  Cała ta historia wydaje mi się bowiem znakomitą egzemplifikacją pozornej sprzeczności, z którą borykają się obserwatorzy sowietów od lat.  Z jednej strony niespotykana nieudolność, ale z drugiej, zapierająca dech w piersi arogancja, rozmach i bezwzględność samego zamierzenia.  Normalnym, zdrowym na umyśle ludziom, trudno sobie wręcz wyobrazić, jak wyglądać mogą rozmowy, spotkania, podczas których wykluwa się powoli plan wysadzenia w powietrze setek współobywateli, po to tylko, by móc oskarżyć o zamachy innych współobywateli (Czeczenia „należy” do Rosji), co z kolei pozwoli wymordować jeszcze większą liczbę współobywateli, tym razem na drodze działań wojennych.  A wszystko po to, by umocnić swą władzę.  Ale też nie mamy tu wcale do czynienia z „normalnymi ludźmi”, ale z bolszewikami, ze spadkobiercami Lenina, który pouczał, że tylko „władając wszystkimi środkami walki, zwyciężamy na pewno”.  Uczniowie Lenina nie wahają się ani przez moment przed użyciem jakichkolwiek środków, które zbliżyć ich mogą do celu.  Uczniowie Lenina nigdy nie zaniedbują długoterminowej strategii.

„Ani geniusze, ani nadludzie” mówił o bolszewikach Józef Mackiewicz.  Tak, widać to jak na dłoni w historii riazańskiego zamachu i w nieudolnych próbach zatarcia śladów, podjętych przez fsb.  Ale Mackiewicz dostrzegał także zawsze drugą stronę medalu; co więcej, poświęcił tej drugiej stronie trzy książki, kilka broszur i wiele artykułów, ponieważ obok tępoty wykonawców, mamy do czynienia ze „zwycięstwem prowokacji”.  Plan – zawsze wprowadzany z żelazną konsekwencją – nie opiera się wcale na precyzyjnym wykonaniu, ale raczej na samej konsekwencji.

Zastanówmy się zatem nad wnioskami płynącymi z tej konkretnej prowokacji.  Po pierwsze, plan dojścia Putina do władzy został najwyraźniej sformułowany przez ekipę Jelcyna.  Wolno zatem przypuszczać, że wbrew powszechnemu przekonaniu, jedna i ta sama grupa ludzi była u władzy w latach dziewięćdziesiątych i w ciągu ostatnich ośmiu lat.  Przeciwstawienie dzisiejszego „porządku i dobrobytu”, latom „chaosu i biedy” pod rządami Jelcyna, wydaje się raczej taktycznym manewrem niż rzeczywistością.  Chaos i bieda były koniecznym warunkiem triumfu putinowskiego porządku.  Już na początku lat dziewięćdziesiątych było jasne, że wybór postawiony przed Rosją był prosty: anarchia albo kgb.  Z tym tylko zastrzeżeniem, że kgb podsycało anarchię.

Po drugie, Putin jest wyłącznie członkiem kolektywnego kierownictwa, a nie jego szefem.  Wysunięty został do swej roli jako szary aparatczyk i jego władza jest ograniczona.  Innymi słowy, Putin czy Miedwiediew, to nie robi żadnej różnicy.

Po trzecie, plan dojścia Putina do władzy jest lustrzanym odbiciem poprzedniej podobnej operacji, która doprowadziła do władzy Jelcyna w 1991 roku.  Stworzono mianowicie serię dramatycznych wydarzeń, która wysunąć miała określoną jednostkę na pierwszy plan.  Różnica polega chyba na tym, że plan moskiewskiego puczu był nader subtelny w porównaniu z dość prymitywnym planem zamachów bombowych.  Atoli, tak samo jak wówczas, ważną częścią planu było wzbudzenie sympatii na Zachodzie, współczucia dla narodu poddanego nieubłaganej kampanii terroru, ze strony bezlitosnych muzułmańskich barbarzyńców.

Czwarty punkt jest najbardziej oczywisty.  Jeśli ktokolwiek mógł mieć wątpliwości, z jak bezwzględnym wrogiem mamy do czynienia, to chyba wysadzanie w powietrze bloków mieszkalnych (nad ranem, żeby zwiększyć liczbę ofiar wśród swych własnych ziomków), nie licząc setek ofiar w Dagestanie i niezliczonych tysięcy w Czeczenii, musi rozwiać resztki sceptycyzmu w tym względzie.

Jeżeli istnieć może nadal choćby cień nadziei na pokonanie komunizmu, to bierze się on z tej zdumiewającej, niesłychanej głupoty, jaką bolszewicy wykazują się na każdym kroku i którą w krystalicznie czystej postaci zademonstrowali w Riazaniu.  Ale nie będzie można nigdy ich pokonać, jeśli nie przyjmiemy do wiadomości równie zdumiewającej, a czasami wręcz niewiarygodnej skali, śmiałości i rozmachu ich politycznych przedsięwzięć.

Ich prawdziwa siła nie leży jednak w śmiałości planów, ani nawet nie w gotowości wprowadzenia ich w życie bez względu na konsekwencje czy na ofiary w ludziach, bez oglądania się na opinię publiczną, czy na opinię Zachodu.  Ich siła tkwi w słabości przeciwników, którzy nie chcą dopuścić możliwości, że mogą być nabierani przez głupków.

Burze w Rosji

Po potwornościach lata’99 mieliśmy jeszcze oblężenie Teatru na Dubrowce w Moskwie w październiku 2002 roku i wreszcie masakrę w Biesłan we wrześniu 2004. [5] David Satter dowodzi przekonująco, że w obu wypadkach, mamy do czynienia z prowokacją: czeczeńscy terroryści biorą ogromną ilość zakładników, władze odmawiają negocjacji, wkraczają w sposób najbardziej brutalny, w rezultacie czego giną terroryści i setki zakładników.  W obu wypadkach istnieje wiele dowodów na oficjalne zaangażowanie władz, a szczególnie fsb, w planowaniu i w przeprowadzeniu ataków, a następnie w usilnym zacieraniu śladów.  Zarówno budynki wysadzone w powietrze w roku 1999, jak i budynek szkoły w Biesłan, zostały zrównane z ziemią przy pomocy ciężkich buldożerów zanim jakichkolwiek ekspertów dopuszczono na miejsce zbrodni.  Wszystkie te prowokacje prezentowały tę samą mieszankę niekompetencji i arogancji, szczegółowego planowania i niesłychanego niechlujstwa.

We wczorajszym ataku terrorystycznym na kolejkę podziemną w Petersburgu zginęło co najmniej 14 osób.  Podano nawet nazwisko samobójczego zamachowca: jest nim Akbarżon Dżaliłow, urodzony w Kirgizji obywatel rosyjski.  Nie można wykluczyć, że był to „autentyczny” atak terrorystów, a nie prowokacja obliczona na jakiś kolejny cel, od którego w głowie się kręci ludziom zdrowym na umyśle i duszy.  Jakkolwiek mało prawdopodobne, by w kraju tak ściśle kontrolowanym przez czekistów, mogło dojść do autentycznego ataku (choć zamachy samobójcze dokonane przez „samotne wilki” są niezwykle trudne do wykrycia), przyjmijmy przez chwilę, że Putin nie maczał tym razem palców w zbrodni.  Pamiętać wówczas należy, że sowieci – od Lenina począwszy, a na Putinie najprawdopodobniej nie skończywszy – byli zawsze odpowiedzialni za terroryzm wszelkiej maści.  Za ataki terrorystyczne na Petlurę i Konowalca, za porwania białych emigrantów, za zabójstwa Bandery i Litwinienki.  Co więcej, sowieci popierali zawsze organizacje terrorystyczne, od IRA i Basków, do Czerwonych Brygad we Włoszech i bandy Baader-Meinhoff w Niemczech.  Popierali „Szakala” Ramireza i działalność terrorystyczną Kadaffiego, Saddama i obu Assadów, popierali Bractwo Muzułmańskie i Arafata, Hamas i Hizbollah, Sendero Luminoso i al-Qaidę, tak samo jak w istocie rzeczy sponsorują do dziś rzekomy terroryzm Czeczeńców i tzw. państwo islamskie.

Jak pisał Andriej Nawrozow, muzułmańskie zagrożenie „jest plotką rozpuszczaną przez rosyjskie służby specjalne, a także – na ile ich cele przystają do siebie wzajem – przez CIA”. [6]  Czy bomba w kolejce petersburskiej była prowokacją czy aktem terroryzmu muzułmańskiego, tylko jedna siła na tym akcie skorzysta.

_____

  1. David Satter, w książce pt. „The Less You Know, the Better You Sleep, Russia’s Road to Terror and Dictatorship under Yeltsin and Putin”, Yale University Press, New Haven & London 2016, przytacza np. opinię gen. Owczynnikowa, że bez pomocy z Rosji, operacja Basajewa nie miała szans powodzenia, a także innego dowódcy wojskowego, który miał całą kolumnę zbrojną Basajewa na swym celowniku, gdy wydano mu rozkaz wstrzymania ognia.
  2. Satter podaje 100 zabitych i 690 rannych
  3. Wg Sattera 124 zabitych, ale tylko 7 rannych, co wydaje się mało wiarygodne.  Tego rodzaju dysproporcja – ilość zabitych miałyby być 17 razy wyższa niż liczba rannych – statystycznie się nie zdarza, ale wydaje się także niemożliwa w praktyce.
  4. Satter: 18 zabitych, 89 rannych; bomba pozostawiła krater głębokości 3.5 metra, a części furgonetki znalezione zostały w promieniu półtora kilometra.
  5. Pisaliśmy o obu wydarzeniach w artykule „Wołodia Putin – aparatczyk z gutaperki, część II” http://wydawnictwopodziemne.com/2012/09/12/wolodia-putin-aparatczyk-z-gutaperki-ii/
  6. Hitler Putina http://wydawnictwopodziemne.com/2015/10/21/hitler-putina/


Prześlij znajomemu

11 Komentarz(e/y) do “„Burza w Moskwie” i burza w Petersburgu”

  1. 1 amalryk

    Jak pisał Andriej Nawrozow, muzułmańskie zagrożenie „jest plotką rozpuszczaną przez rosyjskie służby specjalne, a także – na ile ich cele przystają do siebie wzajem – przez CIA”.
    —————————————————————————————————–
    Rzecz niby tak oczywista jak to że po nocy przychodzi dzień, a niemal cały świat wierzy w tę baśń z 1001 nocy, iż kilkudziesięciu szahidów opętanych TNT rozwali w proch i pył ten zgniły Zachód – ech!

  2. 2 michał

    Drogi Panie Amalryku,

    Głuchoniemi ślepcy nie chcą widzieć, ani słyszeć. Tak jak nie chcieli widzieć, czym jest bolszewizm, jak nie chcieli słyszeć o tym, że ich wywiad i kontrwywiad przesycone są sowieckimi kretami. Jak nie chcieli widzieć, że komunizm nie upadł, ani sowiety się nie rozpadły, tak teraz nie chcą dostrzec, co stoi za muzułmańskim terroryzmem.

    Głuche milczenie z Kremla na temat wybuchu w metrze, wydaje się wskazywać, że był to autentyczny atak, że tym razem kgb nie miało z nim nic wspólnego. Ale w końcu, Bóg jeden raczy wiedzieć. Jak to mówił Józef Mackiewicz, kiedy będzie im tak wygodnie, to każdy strzał przeciw nim włożą w kieszeń i pominą milczeniem, a kiedy im będzie potrzeba, to rozdmuchają.

    W tej chwili najwyraźniej nie potrzeba Putinowi odwrócenia uwagi od Syrii, od Korei i od ich głównego atutu w Białym Domu. To zabawne, że „trump card” to po angielsku „atutowa karta”.

  3. 3 gniewoj

    Panie Michale,

    to, że kiedy bolszewicy potrzebują to rzecz przemilczą a kiedy im potrzeba to ją rozdmuchają jest oczywiste jednak zastanawiają mnie liczne, opisane przez Pana jakby niekontrolowane przecieki informacji czasu zmiany warty.

    Nie mam na myśli ustaleń francuskiego kontrwywiadu czy doniesień Svenska Dagbladet, te wydają się być ewidentnymi elementami gry bolszewików.

    Mam na myśli nawet nie to, że jakiś Aleksiej Kartofelnikow coś zauważył i o tym doniósł ale to, że jego denuncjacja zostaje upubliczniona i trzeba ją potem tuszować.

    Zastanawia mnie nie to, że w sowietach znajduje się ekspert od materiałów wybuchowych taki jak Jurij Tkaczenko, ale to, że jego wiedza okazuje się być na tyle niewygodna, że trzeba odwracać kota ogonem.

    Zastanawia mnie nie to, że obywatelka Juchanowa złożyła raport z tego co podsłuchała ale to, że informacja wypływa na światło dzienne i kolejną sprawę trzeba zamiatać pod dywan.

    Zastanawia mnie, że w kraju gdzie grzebano zwłoki bez informowania rodzin o miejscach pochówku udaje się rodzinie Szczekoczychina nie tylko pozyskać fragment skóry nieboszczyka ale jeszcze wysłać próbkę do ekspertyzy poza sowietami.

    Zastanawia mnie w obawie przed jakimi ekspertami zrównano z ziemią tak budynki wysadzone w powietrze w roku 1999 jak i ten szkolny w Biesłan? W obawie przed ekspertami typu Tatjany Anodiny z Międzypaństowego Komitetu Lotniczego? Przecież w sowietach, po blisko stu latach pieriekowki, nie ma miejsca dla ekspertów innych niż ta pani. A dla rzeczywiście niezależnych ekspertów spoza raju krat sowiety są hermetycznie zamknięte.

    Czy te, na pierwszy rzut oka, niedociągnięcia, przesadne dmuchanie na zimne były elementami piętrowej prowokacji czy może efektem zastosowania taktyki NEPu w sowieckich mediach i życiu publicznym czasu zmiany warty?

  4. 4 michał

    Drogi Panie Gniewoju,

    Czuję się zawsze zobowiązany używać tzw. brzytwy Ockhama. Przydaje się ona nie tylko dla zgolenia długiej brody. Jest przydatna także, gdy chcemy mnożyć byty dla wyjaśnienia fenomenu, bo tak właśnie używał jej wielki fraciszkański mnich. Dziś natomiast najczęściej używa się tej średniowiecznej brzytwy dla uproszczenia argumentacji. Innymi słowy, jakie jest najprostsze wyjaśnienie fenomenu? Jeżeli jest ono satysfakcjonujące, to najprawdopodobniej, choć nie na pewno, jest prawdziwe.

    W tym wypadku najprostszym wyjaśnieniem jest, że z bolszewików „ani geniusze, ani nadludzie”, że pozwolę sobie zacytować z Józefa Mackiewicza.

    Wydaje się nieuniknione, że w procesie przeprowadzania złożonej prowokacji popełnia się błędy. Ludzie nie są doskonali, a co dopiero „ludzie radzieccy”? Homo sovieticus prześcignął homo sapiens nawet w swej niedoścignionej niedoskonałości. Wszystkich śladów nie da się zatrzeć nigdy i nigdzie – nawet w raju krat, a co dopiero w kraju pogrążonym w chaosie. Proszę zwrócić uwagę na paradoks: ci sami ludzie, którzy wysadzali w powietrze budynki we wrześniu 1999 roku, przez poprzednie 10 lat całkiem skutecznie tworzyli obraz anarchii i słabej władzy. A zatem w tym przełomowym momencie musieli się uporać z fałszywymi wrażeniami, które sami wytworzyli.

    Kartofelnikow i Juchanowa to po prostu dobrzy obywatele, którzy się wychylili. Żołnierz, który kradł cukier, eksperci, wszyscy wzięli dekadę Jelcyna za dobrą monetę. Wszyscy uwierzyli, że taak właśnie postapić należy w tej nowej „Rosji”. Takie pomyłki mogą się zdarzyć w najlepszym raju, nawet u Stalina i Mao.

    A po co zrównywać z ziemią ruiny szkoły w Biesłan i wszystkich budynków wysadzonych w powietrze? Właśnie po to, żeby uniknąć przypadku, że jakiś zdesperowany członek rodziny zdoła coś wykraść albo choćby będzie się domagał dalszych badań. A tak, nie ma czego badać i sprawa jest zamknięta.

  5. 5 gniewoj

    Ciągle się tym wszystkim gubię Panie Michale.
    Ilekroć próbuję choć trochę bardziej szczegółowo analizować ich poczynania zawsze wpadam w jakąś pułapkę. Chyba lepiej dla mnie postrzegać bolszewickie zło jako las bo nigdy nie mogę rozpoznać które z drzew w tym lesie to samosiejka a które z drzew zostało zasadzone przez nich dla zamazania obrazu.
    Może przykład Anny Politkowskiej pozwala zachować nadzieję. Jeżeli pojawia się, nie gdzie indziej ale właśnie w raju krat, ktoś tak niezależny jak ona i to po tylu latach pierekowki to może cały czas jest nadzieja na wolny od komunizmu Świat?! Ale tu znów niepewność. Czy była ona antykomunistką czy może jedynie naprawiaczem „odrodzonej Rosji” a jej śmierć z takich czy innych powodów była przydatna komunistom?

  6. 6 michał

    Drogi Panie Gniewoju!

    Wszyscy się gubimy. I nie może być inaczej. Sama hipoteza, że zrobiono przedstawienie z upadku „największego państwa na świecie”, jest już w założeniu czymś szalonym. Hipoteza, że udało im się nabrać cały świat – przecież to jest niemożliwe. Jakże się nie gubić w czymś takim?

    Najważniejsze wydaje mi się w tej sytuacji, że trzeba zawsze kwestionować nasze własne założenia. Skoro krytykujemy wszystkich wokół, skoro oskarżamy ich o łatwowierność, to nie wolno nam popadać w łatwowierność, nie wolno dać się zaślepić własnymi założeniami.

    Pańska metafora – które drzewo jest samosiejką, a które zostało celowo posadzone tu właśnie – jest bardzo trafna. Ale z drugiej strony, ich celem nie jest przecież kontrola każdego drzewa w lesie. Jest nim chyba raczej wprowadzenie w życie warunków, w których ludzie zachowywaliby się w sposób przewidywalny, w których życie rozwijałoby się na kopyto – las, gdzie i samosiejka, i drzewko przesadzone z komsomolskiej szkółki, i nawet każdy żuczek, gdzie wszyscy spełnią swoje zadanie.

    Platon miał się kiedyś wyrazić, że najtrudniej nadać prawa ludziom szczęśliwym i zasobnym we wszystko, a najłatwiej wziąć w karby praw tych, którzy poniżeni zostali niepowodzeniami. Mówił to 2400 lat temu o bajecznie bogatej Cyrenajce. Dziś rzadko kto wie, że była to potężna grecka kolonia w Libii. Ale mniejsza o zmienne koleje losu, chodzi mi raczej o przewidywalność: w pewnych warunkach ludzie zachowają się w sposób przewidywalny, bo taka jest ludzka natura.

    A czy Anna Politkowska była naprawiaczem, czy antykomunistką? Prawdę mówiąc, nie wiem. Ale wiem, że była wolną osobą. A to jest bardzo dużo.

  7. 7 gniewoj

    Panie Michale,

    Gubimy się próbując analizować ich poczynania a to dlatego, że nie możemy być pewni co do źródeł na których się opieramy. Jak wynika z Pana analizy węgierskiej rewolty Zachód oddał sowietom pół Europy więc dlaczegóż maiłby być zainteresowany w pozyskiwaniu rzetelnych informacji na temat tego co wyprawiają. Informacje z samych sowietów zawsze budziły wątpliwości. Konia z rzędem temu kto wyłuska ziarno z plew przez nich serwowanych. A to, że mamy do czynienia z wielką hucpą jest według mnie oczywiste o tyle o ile jawnie istnieją kraje komunistyczne takie jak dawne Chiny, Korea czy Kuba i może drobny symbol ale jednak… choć upudrowana to jednak gwiazda na sowieckich tankach.

    Nie będę się spierał o Politkowską. Nie powinienem wydawać bez podstawnie krzywdzącej opinii. Czytałem z jej tylko jedną książkę i miałem wrażenie, że jej krytyka skierowana była przeciw putinowi a nie komunizmowi jako takiemu. Ale szczegóły mi uleciały zostało jedynie wrażenie więc nie pozostaje mi nic innego jak wycofać swój zarzut pod jej adresem.

  8. 8 michał

    Drogi Panie Gniewoju,

    Zachód oczywiście powinien być zainteresowany w jakości informacji na temat sowietów, ze względu na własne bezpieczeństwo. Ale faktem jest, że nie jest zainteresowany.

    Natomiast co do szukania ziaren prawdy wśród plew dezinformacji, to w pewnym sensie, niczym innym się tu nie zajmujemy. Józef Mackiewicz i Barbara Toporska zajmowali się tym całe życie. To JEST możliwe, więc kiedy Pan dostarcza konia z rzędem?

    Proszę zwrócić uwagę, że dociekliwi ludzie dotarli do prawdy o Burzy w Moskwie, pomimo wszystko. Pomimo skrzętnego zacierania śladów, wiemy o Katyniu, wiemy o rozlicznych miejscach kaźni. Być może największą naszą siłą w poszukiwaniu prawdy, jest ten drobiazg, że z komunistów ani geniusze, ani nadludzie; że mimo tej wszechobejmującej kontroli, popełniają błędy.

    Nie spieraliśmy się nigdy o Politkowską, bo ja w przeciwieństwie do Pana, nie czytałem jej nigdy. Szczerze wierzę, że antykomunistką nie była, po prostu dlatego, że niewielu nas na świecie. Ale to nie umniejsza mego podziwu dla jej odwagi.

  9. 9 gniewoj

    Panie Michale,

    Czy nie zauważa Pan punktu granicznego po przekroczeniu którego nawet bywalcy Podziemia stają się bezradni w poszukiwaniu prawdy? Ja widzę taki punkt. Wszystko co dzieje się po cudownym upadku komunizmu w sowieckiej rosji jest jakby czarną dziurą, z której nie wydostają się żadne informacje. Jeszcze zmianie warty analizowanej przez Pana w „Burzy w Moskwie” towarzyszyły informację stamtąd a potem kompletna cisza. Nie bardzo wiadomo co sowieci planują, co robią. Podpieramy się teoriami elastyczności systemu, jego ciągłego i nieustającego ewoluowania po to by zapanować nad całym Światem, teorią kisielu przybijanego do ściany. Wszystko prawda ale ich taktyka, ich działania do początku lat dziewięćdziesiątych zeszłego wieku wydają się być klarowne. Analizowane przez Mackiewicza titoizmy, gomułkowszczyzny, rozłamy w bloku, wszelkie ruchy dysydenckie obliczone były na oślepienie i tak ślepego Zachodu. Wszelkie dialogi, platformy współpracy, wymiany kulturalne były obliczone na ugruntowanie ich pozycji. Wszelkie ruchy narodowo-wyzwoleńcze miały na celu podbicie nowych terytoriów. A co po „upadku” komunizmu w sowietach? Tak naprawdę nie wiemy (przynajmniej ja się pogubiłem) co robią, co planują. Nie wiemy czy zatonięcie łodzi podwodnej Kursk to był wypadek czy prowokacja. Nie wiemy czy niunia europejska to twór który ich zadowala w pełni, czy Brexit jest ich intrygą. Nie wiemy o co tak naprawdę chodziło w wydarzeniach na Ukrainie czy teraz w Syrii. Skala ich dotychczasowych zdobyczy jest tak wielka, że wywoływanie konfliktu z sowiecką ukrainą czy podchody w rzeczonej Syrii budzą moje prawdziwe zdziwienie. Po co to? Skoro Zachód leży na łopatkach, ewentualnie w kieszeni chrlu to jaki jest sens w prowadzeniu tak lokalnych konfliktów? Czyżby miałby to być rodzaj ćwiczeń poligonowych dla podtrzymania czujności rewolucyjnej w szeregach? Wszystko to pozostaje w sferze naszych domysłów z tej prostej przyczyny, że żadne plewa nie są przez nich rozsiewane. Wydarzenie na, według mnie, naprawdę wielką skalę czyli sowiecki agent w Białym Domu i znowu kompletna cisza. Żadni niezależni eksperci, żadne niezależne media, żadni uciekinierzy stamtąd nie biją na alarm: Wolny Świecie obudź się bo to już ostatni dzwonek. Kompletna cisza!

    A skoro mają już na widelcu całą uwędzoną niunię, mają swojego człowieka w USA to czy to już koniec? Kto z nas jest w stanie się w tym rozeznać?

  10. 10 gniewoj

    PS

    zaczynam fasować konia z rzędem

  11. 11 michał

    Hmmm, nie wiem, czy mogę się z tym zgodzić.

    Jedynym realnym ograniczeniem w poszukiwaniu prawdy jest niedoskonałość ludzkiego poznania. Całość Bożego Stworzenia jest poznawalna, choćby tylko potencjalnie. A ludzkie czyny? Nie mogą one z definicji leżeć poza granicą poznawalności.

    Niewiedza w kwestiach takich jak historia Kurska czy Arctic Sea, czy niunia jest prowokacją czy Syria, Korea czy Ukraina – prawdę mówiąc nie mącą mego metodologicznego sumienia. Hipotez jest wystarczająco wiele i żadne z tych zjawisk nie wychodzi poza normalne ramy sowieckiej strategii. Nie pamiętam już, czy określenie „Death by a Thousand Cuts”, to jest angielskie powiedzenie czy chińska tortura, ale to jest to, co nam szykują.

    A co do Trumpka, to doprawdy nie sądzę, żeby to był „ich człowiek w Białym Domu”. To jest raczej Idiota w Białym Domu, co nie zmienia faktu, że jest im to na rękę.

Komentuj





Language

Książki Wydawnictwa Podziemnego:


Zamów tutaj.

Jacek Szczyrba

Czerwoni na szóstej!.

Jacek Szczyrba

Punkt Langrange`a. Powieść.

H
1946. Powieść.