„Dziś jedyną autentyczną rewolucją jest kontrrewolucja.”
Józef Mackiewicz
Kiedy kilka miesięcy temu Trybunał Konstytucyjny wydał pamiętne orzeczenie w sprawie ustawy lustracyjnej, w biurach partii politycznych, redakcjach mediów, na uniwersytetach oraz w ośrodkach towarzyskich zwanych salonami rozległo się chóralne „Uff…”. Po ciężkiej próbie nerwów przyszła ulga; wróciły święty spokój i poczucie bezpieczeństwa. „L’ordre regne á Varsovie.”
Orzeczenie oparł Trybunał głównie na art. 2 „konstytucji wielkanocnej” Republiki Okrągłego Stołu. Przytoczmy go w całości: „Rzeczpospolita Polska jest demokratycznym państwem prawnym, urzeczywistniającym zasady sprawiedliwości społecznej.” Jak to się niby ma do treści i przedmiotu ustawy zakwestionowanej na podstawie owego zdania? Nijak. No, chyba, że lustracja w nakazanej przez nią formie nie godziłaby z „zasadami sprawiedliwości społecznej”, którymi z uwagi na mętność samego sformułowania można uzasadnić cokolwiek, w zależności od zapotrzebowania ideologicznego. Czyżby wykładni przepisów konstytucji dokonał Trybunał w oparciu o komentarze takich wybitnych konstytucjonalistów, jak B. Geremek, A. Michnik, T. Mazowiecki czy J. Żakowski? Przypuszczenie to wydaje się potwierdzać wypowiedź prezesa Trybunału, tłumacząca uchylenie ustawy tym, iż „prawo nie może być narzędziem zemsty”. Stanowi ona dosłowne powtórzenie głównego pseudo-argumentu, powtarzanego od lat przez wzmiankowanych autorów oraz chmarę ich pomniejszych naśladowców, służących swymi piórami anty-lustracyjnemu lobby w Polsce.
Dekomunizacja to zemsta, a zemsta jest niemoralna, więc dekomunizacja jest niemoralna – oto naczelna teza artykułowana niezmiennie przez środowiska przeciwne lustracji. Zacznijmy od zwrócenia uwagi na słabość pozornie najmocniejszego członu owego, pożal się, Boże, rozumowania. Mówiąc krótko, zemsta wcale nie jest z zasady niemoralna – często stanowi właśnie wyraz moralności. Gdyby sprawy miały się inaczej, żadne państwo nie mogłoby posiadać kodeksu karnego, ponieważ prawo karne składa się z procedur urzędowego mszczenia niegodziwych uczynków i ma na celu wyłącznie wywarcie represji na winowajcy, nie jego pouczenie czy poprawienie. Angielski konserwatysta Roger Scruton (ur. 1944) w swej sztandarowej pracy „Czym jest konserwatyzm” wywodzi: „Kara nie służy zadośćuczynieniu za krzywdę (to jest bowiem sfera prawa cywilnego, a nie karnego), lecz wyrażeniu i rozładowaniu powszechnego oburzenia.” I dalej: „Kara to odwet, zinstytucjonalizowana zemsta, prawo ofiary, ale również coś, na co przestępca sobie zasłużył.” Jak widać, zemsta należy do filarów każdego normalnego systemu prawa i spełnia zasadniczą rolę w życiu społecznym.
Tymczasem przeciwnicy dekomunizacji przedstawiają jej zwolenników jako tępych, mściwych pieniaczy, pragnących prześladować schorowanych, budzących litość staruszków tylko dlatego, że ci… Tylko dlatego, że ci, będąc jeszcze zdrowymi, silnymi chłopami, strzelali komuś w tył głowy, przepuszczali przez kogoś prąd, albo łamali czyjeś palce drzwiami o futrynę (po opisy peerelowskich tortur i egzekucji odsyłam do naukowej i wspomnieniowej literatury przedmiotu, która wręcz się od nich roi). No, kto by się dziś przejmował tego typu dawnymi zaszłościami? A fe, wstydziłby się pan wspominać o takich okropnościach, lepiej nie rozgrzebywać… I oczywiście nic tu nie ma do rzeczy fakt, iż czołowi anty-lustracyjni aktywiści są dziećmi lub kolegami biednych, starych ubeków, a inni ich byłymi agentami – czysty przypadek. Co ciekawe, oponenci lustracji, jako mniej lub bardziej lewicowcy, dużo gardłują o tzw. prawach człowieka i z tej pozycji potępiają ex post totalitarny system, który ich ukochane prawa człowieka miał za nic, lecz dość wskazać konkretne osoby, które trudniły się tym, co oni nazywają „łamaniem praw człowieka”, a natychmiast zaczynają relatywizować, że to nie takie proste, że trzeba spojrzeć w szerszym kontekście, że to był drobny trybik w machinie systemu etc. Choć to nie bezosobowy system wyrywał paznokcie i łamał kręgosłupy (dosłownie, nie w przenośni), bo do tego fizycznie trzeba pary rąk – lecz poszczególni jego siepacze (co nie neguje zła systemu jako takiego, bo nie brak i usprawiedliwień w rodzaju: ustrój normalny, tylko niektórzy ludzie okazali się źli). Wrogowie dekomunizacji posuwają się nierzadko do stwierdzeń w stylu: „Oni też byli ofiarami systemu, który ich wykorzystał.” Jasne, więc nie odpowiadają za to, co wtedy robili… Trudno o większą bezczelność niż wmawianie świadkom zbrodni, iż zbrodniarz też padł jej ofiarą (czyli swoją własną?), zatem nikt nie ma prawa go sądzić. Tu dobrze pasuje inny cytat ze wspomnianego eseju Scrutona: „Nie ulega jednak wątpliwości, że należy przywrócić jedną zasadniczą cechę kary, a mianowicie poczucie, że u jej źródeł kryje się ludzka podmiotowość, nie zaś ponadludzki mechanizm (…).” Co prawda, polityczni adwokaci peerelowskich zbrodniarzy przyznają niekiedy, iż na ich klientach ciąży ogrom winy, lecz dodają, że należy im automatycznie „przebaczyć” (czyli odpuścić), bo kto nie chce przebaczać, ten zawistnik i furiat. Tym samym uzurpują sobie cudzy przywilej przebaczania, będący w posiadaniu ofiar poszczególnych sprawców, tym zaś nikt nie ma prawa kazać, by postąpiły tak a nie inaczej. Ponadto, jeśli rodzina ofiary mordu wybaczy mordercy, czy sąd ma odstąpić od wymierzenia kary? Oczywiście nie.
„Utrwalaczy władzy ludowej” nie ratuje ani zasada lex retro non agit, ani możliwość przedawnienia – w polskim prawie funkcjonują przepisy dotyczące przestępstw, które w epoce PRL nie mogły być osądzone z przyczyn politycznych. Przeciwnicy dekomunizacji wytykają jednak jej rzecznikom, iż chcą osądzić nie tylko sprawców poszczególnych zbrodni, ale cały system czy okres historyczny, co ich zdaniem po pierwsze urąga rzeczywistości, a po drugie świadczy o „paranoi”. Tymczasem pozostaje to jak najbardziej możliwe – przez przygotowanie ustawy dekomunizacyjnej. Ustawę taką jeszcze na początku lat dziewięćdziesiątych wprowadzili w życie Czesi, cieszący się w Polsce opinią narodu safandułów, i nic nie pomogły tandetne chwyty defensorów komuny w stylu biadolenia o „nowych ustawach norymberskich” albo „hitlerowskiej zasadzie odpowiedzialności zbiorowej”. Dlaczego więc ich śladem nie mogliby pójść Polacy? Ale do tego trzeba woli, a do niej – przekonania, że drogę tę cechuje moralna słuszność.
Jednego natomiast argumentu „kościoła antylustracyjnego” (określenie p. Macieja Rybińskiego) odeprzeć nie sposób. Postkomunizm, mówi on, nie stanowi bagażu nierozliczonych historycznych zbrodni ani formacji politycznej, lecz stan społeczeństwa – a nawet strukturę społeczną. Polacy są społeczeństwem postkomunistycznym, toteż ich elity kulturalne, polityczne i biznesowe oraz kadry służb państwowych czy uniwersytetów rekrutują się z takich a nie innych środowisk. Jeśli, ciągnie dalej, upubliczni się całą wiedzę o przeszłości wyżej wymienionych, „zaprzepaszczony zostanie cały dorobek ostatnich osiemnastu lat”. Obywatele stracą zaufanie do czołowych polityków. Giełda zwariuje, skoro właściciele wielkich polskich firm okażą się byłymi t.w., a ich doradcy – byłymi aparatczykami i oficerami służb. Znani twórcy zaczną się załamywać psychicznie czy wręcz targać na swoje życie, jeśli nagłośnione zostanie, na kogo donosili oraz co i gdzie pisali w latach stalinizmu. I tak dalej… Cóż, wcale mnie nie odstręcza to ich widmo zagłady. Przeciwnie, potwierdza moje przekonanie, iż by upadł polityczno-biznesowo-towarzyski zlep zwany III RP, musi nastąpić Rewolucja Antykomunistyczna.
Ta nie nastąpi jednak nigdy, jeśli naród nie nabierze silnego przekonania o jej potrzebie i słuszności, co wymaga upowszechnienia antykomunizmu jako postawy kulturowej, zgodnie z ideałem jego największego w Polsce głosiciela – Józefa Mackiewicza (1902-1985). Szczególna odpowiedzialność spoczywa tu na pisarzach, dziennikarzach, historykach etc. – tych młodszych, którzy nową, radosną rzeczywistość przywiezioną na sowieckich czołgach ledwo pamiętają, i tych spośród starszych, którzy nigdy nie dali się jej skorumpować ani zmusić do jakichkolwiek ustępstw. Wszelako, misja nowej elity kulturalnej, zdolnej wyprzeć tę gospodarującą Republiką Okrągłego Stołu, dostarczyłaby tematu na książkę, a nie na krótki artykuł.
Inne teksty autora – www.haggard.w.interia.pl/danek.html
Prześlij znajomemu
0 Komentarz(e/y) do “Apologia zemsty”
Prosze czekac
Komentuj