…byle prlowska wieś spokojna
4 komentarzy Published 23 września 2008    | 
Kapitalizm jest w istocie swej systemem głęboko moralnym, ponieważ nagradza wysiłek przedsięwzięcia i wynagradza ciężką pracę. Istotą kapitalizmu nie jest „kontrola nad kapitałem” ani prywatna własność środków produkcji, ale wolna konkurencja, która pozwala na działanie „niewidzialnej ręki rynku”. Już w tym stwierdzeniu widać zalążek upadku, który tkwi w samym sercu kapitalizmu. Największymi wrogami wolnej konkurencji są oczywiście wielcy kapitaliści – oni nie chcą z nikim konkurować, oni chcą zbijać majątek. Jeśli pozostawić rzeczy ich naturalnemu biegowi, to pierwszą ofiarą kapitalizmu jest wolność konkurencji. I tak, kapitalizm zmierza do socjalizmu, ponieważ leży w naturze rzeczy, że ten kto odnosi sukces, chce go sobie zagwarantować na dłużej, a zatem w pierwszym rzędzie niszczy konkurencję i zmierza do stworzenia monopolu. A monopol to socjalizm. Dlatego właśnie oświecone państwo stać musi na straży wolności konkurencji i regulować rynki kapitału. Naturalnie, państwo strzec się powinno herezji etatyzmu, a skupić się raczej na gwarantowaniu wolności rynków poprzez system prawny; w najbardziej podstawowych przejawach, poprzez anty-monopolistyczne i anty-kartelowe ustawy. Tego rodzaju program legislacyjny jest klasycznym przykładem interwencji państwa w sytuacji, w której działania systemu zagrażają istocie systemu. Taka interwencja wydaje mi się ze wszech miar uzasadniona. I tak dochodzimy do „tygodnia, który wstrząsnął światem” – do najnowszego kryzysu finansowego.
Lewaccy krytycy widzą w wydarzeniach ubiegłego tygodnia wyłącznie nieodpowiedzialnych multimilionerów, zaślepionych chciwością finansistów, którzy dla zwiększenia swych dochodów, ekspotencjalnie pomnażali podejmowane ryzyko. Nie wolno dopuścić do takiej sytuacji w przyszłości – twierdzą dalej – trzeba zatem zakazać, obostrzyć, ukarać, zabronić, pogonić itd. aż do przywrócenia socjalizmu. Krytycy z prawa mówią, iż rynki muszą regulować się same. Jedyną sankcją złych inwestycji powinna być „strata”, to znaczy utrata majątku, statusu i dobrego imienia oraz sankcja prawna, jeśli prawo zostało złamane. Jeżeli rząd używać będzie pieniędzy podatników dla ratowania upadłych instytucji finansowych – dodają – to w przyszłości zachowywać się będą jeszcze bardziej nieodpowiedzialnie.
O dziwo, mam wrażenie, że obie strony w sporze mają częściowo rację. Przyczyny kryzysu tkwią częściowo w nieposkromionej chciwości, ale tym samym leżą w ludzkiej naturze, a zatem tylko ci, którzy wierzą w pierekowkę, w wykucie nowego człowieka, utrzymywać mogą, że można im zaradzić na dłuższą metę. Obrońcy wolnego rynku natomiast, zdają się nie dostrzegać, że kryzys zatoczył zbyt wielkie kręgi, żeby móc go pozostawić samemu sobie. Upadek instytucji takich, jak Freddie Mac i Fanny Mae (gigantyczne amerykańskie firmy gwarantujące kredyty hipoteczne) czy firmy ubezpieczeniowej AIG, miałby konsekwencje dla każdej transakcji finansowej podjętej na całym świecie, po prostu ze względu na rozmiary tych firm. System finansowy opiera się na zaufaniu: żaden bank na świecie nie przetrwałby, gdyby wszyscy depozytorzy zażądali pieniędzy w tym samym momencie. Jest to tzw. teoria run on the bank sformułowana w XIX wieku przez Waltera Bagehota, która doprowadziła do ustanowienia centralnych banków, jako „ostatecznego kredytodawcy”. Jednym z głównych zadań centralnego banku jest utrzymanie zaufania. W moim przekonaniu, Ben Bernanke, dzisiejszy szef Federal Reserve, amerykańskiego centralnego banku, postąpił w ubiegłym tygodniu zgodnie z duchem zaleceń, Bagehota. Gdyby pozwolił upaść AIG, to system finansowy mógł był rozpaść się jak domek z kart. A jednak konsekwencje jego szczodrości mogą być nie mniej straszne, niż byłyby konsekwencje natychmiastowego upadku AIG, Lehman Brothers i innych banków inwestycyjnych.
Największą zasługą Ronalda Reagana i Margaret Thatcher, nie było oczywiście „pokonanie komunizmu”, bo komunizm trzyma się znakomicie. Reagan i Thatcher zdołali razem wyrwać zachodnie gospodarki z kleszczy socjalistycznego sposobu myślenia. Zdołali powstrzymać postępy etatyzmu, zahamować państwowego behemota, który wdzierał się do każdego zakątka globu i każdego przejawu ludzkiego życia, bo rzekomo nie miał innego wyjścia. Konsekwencje współczesnego kryzysu na Wall Street mogą okazać się katastrofalne w tym głównie względzie, że państwo ponownie położy swą ciężką łapę na wszystkich aspektach życia. Podatki pójdą w górę, deficyt budżetowy będzie poza kontrolą – niezależnie od tego czy u władzy będą socjaliści tacy, jak Obama, czy tacy jak McCain. Kontrola nad finansowym systemem będzie zacieśniona niezależnie od tego czy u władzy pozostaną Lejburzyści, czy powrócą do steru rządów Torysi.
Dlaczego w ogóle zajmuję się kryzysem finansowym na witrynie Wydawnictwa Podziemnego? Czy upadek Lehman Brothers albo de facto nacjonalizacja AIG, mogą mieć cokolwiek wspólnego z polityczną – podkreślam, polityczną, a nie gospodarczą bądź finansową – sytuacją Polski? Rola Wydawnictwa Podziemnego jest w moim mniemaniu bardzo prosta: tu można wypowiadać poglądy i opinie, których nikt nie wypowiada gdzie indziej. Dlaczegóż w takim razie, piszę o doraźnym kryzysie finansowym, który równie dobrze, a najprawdopodobniej o wiele lepiej, zanalizowany być może, nie przymierzając, w wybiórczej gazetce?
Otóż dlatego, że jak już mówiliśmy kilkakrotnie, Polska nie leży dziś między Niemcami a Rosją, ale współczesny prl bis, jest funkcją globalnej gry strategicznej prowadzonej przez sowiety. Polska myśl polityczna – choć trudno znaleźć wiele wypowiedzi, zasługujących na aż tak wzniosłą nazwę – stara się na wyścigi zamazać wyraźne kontury sytuacji politycznej. Dominująca debatę lewica, widzi alianta Wolnej Polski na przemian w €uroniuni bądź w Ameryce. Znacznie bardziej dociekliwa prawica, słusznie postrzega €uroniunię jako zagrożenie, choć zdaje się nie rozumieć źródeł tego zagrożenia; obawia się Ameryki z jej antykulturą i całym jej przesadnym naciskiem na wolność; ale z chęcią „budowałaby kraj autentycznie konserwatywny pod skrzydłami Moskwy”. Ach, jaka szkoda, że Moskwa nie jest zainteresowana budowaniem czegokolwiek pod jej skrzydłami! Mówiąc ściśle, ze strategicznego punktu widzenia, Moskwa nie jest zainteresowana Warszawą w ogóle, chyba że jako szczeblem prowadzącym wyżej.
Poważny kryzys finansowy, którego jesteśmy świadkami, ma ważkie konsekwencje strategiczne i musiał być przyjęty z wielkim zainteresowaniem na Kremlu. Pozornie, sowiety są zintegrowane w światowym systemie, więc ich gospodarka nie może uniknąć głębokiej recesji, jeżeli nie uniknie jej świat zachodni. W ubiegłym tygodniu, giełda moskiewska wielokrotnie zawiesiła notowania i, jakkolwiek indeksy wzrosły gwałtownie w piątek, to są nadal o wiele niżej niż rok temu. Tyle tylko, że sowieciarze nie są zainteresowani dobrobytem poddanych i niewiele ich obchodzi, kto ile stracił na giełdzie. Kiedy Zachód będzie liczył koszty ostatniego kryzysu, sowiety znajdą środki na wszystko, niezależnie od sytuacji wewnętrznej, dokładnie tak samo, jak znalazły je wtedy, gdy na Ukrainie miliony ludzi ginęło z głodu, a na Zachodzie panowała Wielka Depresja. Dlatego właśnie tak poważne osłabienie najbogatszego kraju świata ma kolosalne znaczenie. Większość chińskich i sowieckich rezerw walutowych, trzymana jest w amerykańskich obligacjach rządowych. W rezultacie, rząd Stanów Zjednoczonych jest efektywnie dłużnikiem dwóch najpotężniejszych rządów komunistycznych, co jest sytuacją bez precedensu.
Ale co to wszystko może obchodzić mieszkańców prlu bis? Żyje się możliwie, sklepy pełne, jest chleb i są igrzyska. A kapłani prlowskiej prawicy? Cieszą się, że „w Chinach i w Rosji zapanował kapitalizm” i że nie muszą nikomu tłumaczyć szczegółów „krótkiej sprzedaży akcji”. A że chiński system gospodarczy jest fundamentalnym zaprzeczeniem kapitalizmu, ponieważ nie pozwala na wolną grę sił rynkowych? No, to i co? Nie trzeba rozdzielać włosa na czworo. A jeśli Putin zechce rozstrzelać odpowiedzialnych za krótką sprzedaż akcji „banków rosyjskich”, to będzie miał do tego pełne prawo.
Kryzys finansowy jeszcze się nie zakończył. Nie jest wykluczone, choć mało prawdopodobne, że gigantyczny plan Paulsona i Bernanke nie uchroni światowego systemu finansowego przed upadkiem, co doprowadziłoby do krachu na skalę Wielkiej Depresji z lat trzydziestych. Ale co to może obchodzić prlowskich monarchistów? Niech na całym świecie wojna…
Prześlij znajomemu
Oj nieśmiało pan coś zaczął pisać panie Michale…;-) Czytam analizy Nyquista (o ile można to nazwać czytaniem, przy tak kulawym angielskim, jak mój) i jestem raczej pesymistą. Jeszcze dochodzą do tego buńczuczne pokrzykiwania z Wenezueli, Iranu…
Tak, zawsze byłem nieśmiały.
Chavez, wracając z Moskwy wygadał się przypadkiem, że zaoferował sowieciarzom bazy, po czym musiał to odwoływać, jako nieporozumienie. Buńczuczne pohukiwania są na ogół mniej niepokojące, niż to co się dzieje za kulisami.
Ale to nieważne. …byle prlowska wieś zaciszna, byle prlowska wieś spokojna.
A swoją drogą, nie przetłumaczyłby Pan i opublikował na stronach WP ostatnich artykułów Nyquista? Np dzisiejsze „False Values, False Economy,
and the Devil to Pay”
Prawdę mówiąc, nie mam serca do Nyquista. Von Mises jest oczywiście bardzo ciekawy (trzeba uszanować lwowianina!), więc może ktoś przełoży ostatni tekst Nyquista.