III Ankieta Wydawnictwa Podziemnego

Dziecko w szkole uczy się fałszowanej historii od Piasta do równie sfałszowanego Września i dowie się, że obrońcą Warszawy był nie jakiś tam Starzyński, ale komunista Buczek, który wyłamał kraty „polskiego faszystowskiego” więzienia, by na czele ludu stolicy stanąć do walki z najeźdźcą. – Tak w roku 1952 Barbara Toporska opisywała ówczesny etap bolszewizacji Polski.

Przyjmijmy, na potrzeby niniejszej ankiety, że był to opis pierwszego etapu bolszewizacji, klasycznego w swoim prostolinijnym zakłamaniu. Kolejny etap nastąpił szybko, zaledwie kilka lat później, gdy – posługując się przykładem przytoczonym przez Barbarę Toporską – w kontekście obrony Warszawy wymieniano już nie tylko komunistę Buczka, ale także prezydenta Starzyńskiego (i to z największymi, bolszewickimi honorami). Przyszedł w końcu także moment, gdy komunista Buczek albo znikł z kart historii, albo też przestał być przedstawiany w najlepszym świetle – jeszcze jeden, mocno odmieniony okres.

Mamy tu zatem dynamiczne zjawisko bolszewizmu i szereg nasuwających się pytań. Ograniczmy się do najistotniejszych, opartych na tezie, że powyższe trzy etapy bolszewizacji rzeczywiście miały i mają miejsce:

1. Wedle „realistycznej” interpretacji historii najnowszej utarło się sądzić, że owe trzy etapy bolszewickiej strategii są w rzeczywistości nacechowane nieustającym oddawaniem politycznego pola przez bolszewików. Zgodnie z taką wykładnią, historię bolszewizmu można podzielić na zasadnicze okresy: klasyczny, ewoluujący, upadły. Na czym polega błąd takiego rozumowania?

2. Jak rozumieć kolejno następujące po sobie okresy? Jako etapy bolszewizacji? Jako zmiany wynikające z przyjętej strategii, czy ze zmiennej sytuacji ideowej i politycznej, czy może trzeba wziąć pod uwagę inne jeszcze, niewymienione tu czynniki?

3. Trzy etapy i co dalej? Czy trzecia faza spełnia wszystkie ideowe cele bolszewizmu, czy wręcz przeciwnie – jest od realizacji tych celów odległa? Czy należy spodziewać się powrotu do któregoś z wcześniejszych etapów, a może spektakularnego etapu czwartego lub kolejnych?

Zapraszamy do udziału w naszej Ankiecie.

II Ankieta Wydawnictwa Podziemnego

Dorobek pisarzy i publicystów mierzy się nie tyle ilością zapisanych arkuszy papieru, wielkością osiąganych nakładów, popularnością wśród współczesnych czy potomnych, poklaskiem i zaszczytami, doznawanymi za życia, ale wpływem jaki wywierali lub wywierają na życie i myślenie swoich czytelników. Wydaje się, że twórczość Józefa Mackiewicza, jak żadna inna, nadaje się do uzasadnienia powyższego stwierdzenia. Stąd pomysł, aby kolejną ankietę Wydawnictwa poświęcić zagadnieniu wpływu i znaczenia twórczości tego pisarza.

Chcielibyśmy zadać Państwu następujące pytania:

1. W jakich okolicznościach zetknął się Pan/Pani po raz pierwszy z Józefem Mackiewiczem?
Jakie były Pana/Pani refleksje związane z lekturą książek Mackiewicza?

2. Czy w ocenie Pana/Pani twórczość publicystyczna i literacka Józefa Mackiewicza miały realny wpływ na myślenie i poczynania jemu współczesnych? Jeśli tak, w jakim kontekście, w jakim okresie?

3. Czy formułowane przez Mackiewicza poglądy okazują się przydatne w zestawieniu z rzeczywistością polityczną nam współczesną, czy też wypada uznać go za pisarza historycznego, w którego przesłaniu trudno doszukać się aktualnego wydźwięku?

Serdecznie zapraszamy Państwa do udziału.

Ankieta Wydawnictwa Podziemnego

1. W tak zwanej obiegowej opinii egzystuje pogląd, że w 1989 roku w Polsce zainicjowany został historyczny przewrót polityczny, którego skutki miały zadecydować o nowym kształcie sytuacji globalnej. Jest wiele dowodów na to, że nie tylko w prlu, ale także innych krajach bloku komunistycznego, ta rzekomo antykomunistyczna rewolta była dziełem sowieckich służb specjalnych i służyła długofalowym celom pierestrojki. W przypadku prlu następstwa tajnego porozumienia zawartego pomiędzy komunistyczną władzą, koncesjonowaną opozycją oraz hierarchią kościelną, trwają nieprzerwanie do dziś. Jaka jest Pana ocena skutków rewolucji w Europie Wschodniej? Czy uprawniony jest pogląd, że w wyniku ówczesnych wydarzeń oraz ich następstw, wschodnia część Europy wywalczyła wolność?

2. Nie sposób w tym kontekście pominąć incydentu, który miał miejsce w sierpniu 1991 roku w Moskwie. Czy, biorąc pod uwagę ówczesne wydarzenia, kolejne rządy Jelcyna i Putina można nazwać polityczną kontynuacją sowieckiego bolszewizmu, czy należy raczej mówić o procesie demokratyzacji? W jaki sposób zmiany w Sowietach wpływają na ocenę współczesnej polityki międzynarodowej?

3. Czy wobec rewolucyjnych nastrojów panujących obecnie na kontynencie południowoamerykańskim należy mówić o zjawisku odradzania się ideologii marksistowskiej, czy jest to raczej rozwój i kontynuacja starych trendów, od dziesięcioleci obecnych na tym kontynencie? Czy mamy do czynienia z realizacją starej idei konwergencji, łączenia dwóch zantagonizowanych systemów, kapitalizmu i socjalizmu, w jeden nowy model funkcjonowania państwa i społeczeństwa, czy może ze zjawiskiem o zupełnie odmiennym charakterze?

4. Jakie będą konsekwencje rozwoju gospodarczego i wojskowego komunistycznych Chin?

5. Już wkrótce będzie miała miejsce 90 rocznica rewolucji bolszewickiej w Rosji. Niezależnie od oceny wpływu tamtych wydarzeń na losy świata w XX wieku, funkcjonują przynajmniej dwa przeciwstawne poglądy na temat idei bolszewickiej, jej teraźniejszości i przyszłości. Pierwszy z nich, zdecydowanie bardziej rozpowszechniony, stwierdza, że komunizm to przeżytek, zepchnięty do lamusa historii. Drugi stara się udowodnić, że rola komunizmu jako ideologii i jako praktyki politycznej jeszcze się nie zakończyła. Który z tych poglądów jest bardziej uprawniony?

6. Najwybitniejszy polski antykomunista, Józef Mackiewicz, pisał w 1962 roku:

Wielka jest zdolność rezygnacji i przystosowania do warunków, właściwa naturze ludzkiej. Ale żaden realizm nie powinien pozbawiać ludzi poczucia wyobraźni, gdyż przestanie być realizmem. Porównanie zaś obyczajów świata z roku 1912 z obyczajami dziś, daje nam dopiero niejaką możność, choć oczywiście nie w zarysach konkretnych, wyobrazić sobie do jakiego układu rzeczy ludzie będą mogli być jeszcze zmuszeni 'rozsądnie' się przystosować, w roku 2012!

Jaki jest Pana punkt widzenia na tak postawioną kwestię? Jaki kształt przybierze świat w roku 2012?




Michał Bąkowski


Masowe niecnotki

Piszę ten tekst z dwóch powodów. Przede wszystkim, ponieważ nie chcę zostawiać bez odpowiedzi pana Triariusa, którego komentarze pod moim poprzednim artykułem wywołały dyskusję. Ale także dlatego, że format internetowego komentarza jest zbyt wąski, że nie pozwala na pochylenie się nad ważniejszymi sprawami, na rozwinięcie pobocznych wątków, na konstrukcję wywodu – a w każdym razie mnie brak na to talentu. Komentarz jest dobrym miejscem, żeby w paru linijkach odeprzeć zarzut lub nawet uzasadnić odmienny pogląd, ale nie nadaje się do rozważenia problemu. A więc do rzeczy.

Triarius w kilku komentarzach na naszej witrynie, a także w krótkim tekście pt. Masowanie cnotki (który to tytuł sprawił mu wyraźnie wiele przyjemności) opublikowanym na jego własnej stronie, wyłożył pogląd, który wydaje mi się wart rozważenia. Pokrótce, jeśli dobrze go rozumiem, wykłada nam stanowisko „twardego realizmu”; nie przypadkiem „realizm” (obok „spengleryzmu” pisanego dość ekscentrycznie) jest jego ulubionym słowem – realizm najchętniej wybity wielkimi literami. „Twardy realizm” jest stanowiskiem znanym od zawsze, trzeba go jednak koniecznie odróżnić od zwykłego realizmu, który jest wymogiem stawianym każdemu politycznemu przedsięwzięciu, i który pozostawimy na boku. Nie jest to wcale stanowisko polityczne, ale raczej postawa życiowa. W dawnym prlu przybierała ona postać „naszej małej stabilizacji”, co miało oznaczać, iż trzeba zaakceptować rzeczywistość taką, jaka jest, że dość już tych romantycznych mrzonek, że lepiej oszczędzać na malucha (tj. coś na kształt auta) lub temu podobne niedorzeczności. W dzisiejszym prlu reprezentuje je choćby zaprzysiężony wróg publicystów takich jak Triarius, prezes Wielomski, który przy pomocy myślowych łamańców godzi swój rzekomy monarchizm z padaniem na kolana przed każdym wcieleniem prlu i całowaniem każdej rzeczywistości w dupę (bez cudzysłowów i bez wykropkowań), po czym nazywa to robieniem polityki. Triarius wprowadził jednakże pewną drobną poprawkę do tej starej jak świat postawy. Naczelną cechą owej postawy była po prostu ugodowość wobec władzy – wobec wszelkiej władzy.

Otóż Triarius, ze swym ekscentrycznym stylem i ekstrawaganckim słownictwem, w żadnym wypadku nie jest ugodowcem. Mówi on nam coś w tym rodzaju (powtarzam jeszcze raz, jeśli go dobrze rozumiem): wszystkie te tyrady na temat prlu bis są prawdopodobnie słuszne, ale żyjąc w tym prlu, trzeba próbować go jakoś ulepszyć, choćby głosując na braci Kaczyńskich. Wymogi życia powodują, że on sam nie ma żadnych problemów „z pogodzeniem głosowania i jednocześnie odrzucania tego całego syfa”, że pozwolę sobie zacytować jego własne słowa.

W moich oczach jest to podstawowa i mordercza sprzeczność, bo jeśli odrzucam coś, to nie mogę tego jednocześnie ulepszać; jeśli odrzucam prl, to nie mogę jednocześnie głosować w prlowskich wyborach, ponieważ to jest oczywisty absurd. Na tym więc zakończyć by się musiała nasza dyskusja, skoro obaj w zasadzie uznajemy absurdalność takiej postawy, tylko Triarius, a wraz z nim wielu innych, potrafi z tym absurdem żyć. Na tym by się skończyło, gdyby nie przyszedł Triariusowi w sukurs jeden z komentatorów pod którąś z jego stron. Pan imieniem Max napisał oto w swym komentarzu, że w debacie pomiędzy niżej podpisanym a Fymem, Ściosem et al., mamy do czynienia z klasycznym „konfliktem pomiędzy doktryną działania i niedziałania… tym razem na płaszczyźnie politycznej.” Znowu, na ile potrafię to zrozumieć, „działaniem” byłoby tu głosowanie na Pis, a „niedziałaniem” odrzucanie prlu.

To jest interesująca hipoteza, choć być może przerzuca nas niechcący w XIX wiek, do pozytywistycznej idei pracy u podstaw jako najlepszej rzekomo odmiany patriotyzmu. Oczywiście wobec zaborców cesarskich i królewskich taka praca u podstaw miała głęboki sens, tylko że Polska nie znajduje się pod zaborami, Polacy nie są rusyfikowani ani germanizowani – zostali za to niezmiernie skutecznie zsowietyzowani – nie może więc organiczne działanie u podstaw osiągnąć tego samego rezultatu wobec międzynarodowego komunizmu. W tym wypadku o wiele bardziej realnym „działaniem” wydaje się obnażanie zakłamanej łżeczywistości dzisiejszego prlu, gdy właśnie „niedziałaniem” jest bierne głosowanie na partię, której liderzy budowali fundamenty tego pseudo państwa w Magdalence. Stąd właśnie mój zarzut wobec tych, co wprawdzie obnażają, ale jednocześnie nawołują do głosowania.

Widać tu po raz kolejny, jak bardzo aktualne jest pisarstwo Józefa Mackiewicza, który utrzymywał zawsze, że zrozumienie przeciwnika musi być podstawą antykomunizmu. Twierdził z uporem, że debata „Rosja czy sowiety” nie jest sporem semantycznym, ale sporem zupełnie zasadniczym. Uznanie sowietów za „Rosję” jest równoznaczne ze skazaniem pokoleń Polaków na kontynuację prlu, bo oczywiście w niczym nie może sowieciarzom zaszkodzić, jeśli Polacy walczyć będą z nieistniejącą rusyfikacją…

Stanowisko Triariusa przypomniało mi jeszcze inną koncepcję. Pisałem o niej w 1989 roku, kiedy przed oczami zdumionego świata rozgrywały się tzw. rewolucje wschodnioeuropejskie. Jest to pojęcie minimalnego poziomu sowietyzacji. W moich oczach zdefiniowali je Heller i Zinowiew, choć mówili oni raczej o samej istocie sowietyzacji. Ich zdaniem człowieka sowieckiego cechuje „głębokie przekonanie, mistyczna wiara, że niczego nie da się zmienić; że system jest wieczny i że skazana nań jest cała ludzkość. Mnie wydało się to raczej „poziomem minimum”, bo sowietyzacja bez wątpienia podlega stopniowaniu, zależnie od etapu. Uznanie nieodwracalności przemian wyznacza poziom minimum, który trzeba osiągnąć jak najprędzej, i do którego można się zniżyć tylko w pewnych sytuacjach, ponieważ jest to najniższy poziom bezpieczeństwa dla bolszewików.

Józef Mackiewicz opisał w Drodze donikąd scenę, w której ułomny kamieniarz przeplatał wyzwiska pod adresem bolszewików i ich rodzicieli z radosnymi okrzykami na cześć Stalina podczas manifestacji – i nie widział w tym żadnej sprzeczności, „nie miał problemów z pogodzeniem tych stanowisk”, jak by powiedział Triarius. Po manifestacji bolszewicka aktywistka odjeżdżała limuzyną:

Kulas odmachnął jej przyjaźnie ręką i odwracając twarz do idących obok, wycedził powoli:

Poszła ona w … mać, kurwa czerwona.

Zwolnili kroku, bo samochód obdał wszystkich kurzem. Dzień był gorący.

Taksówką, taka ich mać rozjeżdżają… – odsapnął kulas, któremu iść było ciężko.

A czego wrzeszczeliście hurra’, w takim razie? – niespodziewanie wtrącił Paweł.

No… A jakże inaczej?… – odpowiedział kulas i odwrócił do Pawła swą szeroką twarz, na której malował się wyraz szczerego zdziwienia.”

Zachodzi tu pełna analogia, choć przecież Triarius nie jest kulasem, ani nie macha przyjaźnie ręką bolszewickim aparatczykom w limuzynach. Ale czymże różni się krytyka prlu w ustach Ściosa od owego bezpłodnego przeklinania? Czym innym jest wyzywanie Fyma na „ruskich” i „Moskali”, jak nie bezsilnym przekleństwem ułomnego? Jakie to może mieć znaczenie, jeśli nie jest poparte choćby odmówieniem udziału w całej farsie? A wówczas, w 1940 roku w Wilnie, który z nich działał, a który nie działał? Czy Paweł ze swoim nieudacznym oporem wobec bolszewickiej okupacji jego kraju stał na równi z kulasem, który mruczał przekleństwa pod nosem, a głośno wrzeszczał „hurra!”? Czy nie jest aby tak, że ów kulas stał się świętym patronem prlowskiej opozycji?

Nie sądzę, żeby Paweł w Drodze donikąd masował swą cnotę. Przypuszczam w zamian, że mamy do czynienia z masową niecnotą tych, którzy bierne głosowanie na kogokolwiek wynoszą do miana „oporu”, którzy gotowi są zapłacić cenę przedłużania tej fikcji w nieskończoność, dla dość mglistych ideałów „działania”, którzy wreszcie potrafią zaakceptować każdą sprzeczność w imię twardego realizmu, „no, bo jakże inaczej?…”

Pozostajemy na tej samej drodze od lat z górą siedemdziesięciu. Jest to droga masowej niecnoty i to jest droga donikąd.



Prześlij znajomemu

46 Komentarz(e/y) do “Masowe niecnotki”

  1. 1 Marek

    Panie Michale,

    jaka analogia? Kulas nienawidził czerwonych, ale się po prostu bał. Triarusy natomiast nie mają się czego bać, a pieją na cześć Kaczyńskiego wychwalającego Gierka. Kulas strzelałby do czerwonych, gdyby mógł. Triarusy marzą jedynie o zmianie na stanowisku pierwszego sekretarza. Marzą o polskiej drodze do socjalizmu. „Masowa niecnota” – bardzo łagodnie określił Pan takie stanowisko, raczej nieadekwatnie.

  2. 2 michał

    Drogi Panie Marku,

    Czy rzeczywiście strzelałby do czerwonych, gdyby mógł? Przecież Ci sami ludzie w zaledwie parę lat później wyzwalali Wilno dla bolszewików. Kulas był pewnie u Kotwicza… pamięta Pan na pewno, jak trudno nam było dojść do porozumienia w tej sprawie.

    Nie, wydaje mi się, że jest pełna analogia. Analogia tegoż „no, a jakże inaczej?” Tegoż minimalnego poziomu sowietyzacji, na którym nawet się nie wie, że jest się homo sovieticus. Czy myśli Pan, że kulas uważał się za zsowietyzowaną mrówkę? Nigdy. Przecież on widział wszystko i rozumiał, przecież on miał odwagę wyklinać. To tacy właśnie ludzie po 1989 roku zaczęli opowiadać, jak to całe życie walczyli z bolszewizmem, święcie w to wierząc; to oni właśnie podpierają prl w swym istnieniu.

    Analogia chyba polega na tym, że Ścios, Triarius i inni też widzą całą bolszewicką sromotę prlu, i wyklinają ją że ho, ho, ale poza tym kiedy trzeba maszerują do urn, no… bo jakże inaczej? Bo takie są twarde prawa „realu”.

    Jest to zjawisko masowe, i jest to zjawisko niecnotliwe, w tym sensie, że gotowi są zrobić coś, co uważają za niesłuszne, no… bo jakże inaczej? Jak zatem proponuje Pan to nazwać? Masowym rozluźnieniem obyczajów?

    Może lepiej trzymać się obrazu drogi, która prowadzi donikąd.

  3. 3 Marek

    Panie Michale,
    gdyby Kulas był u Kotwicza, to pewnie zginąłby wraz ze swoim dowódcą pod Surkontami w nierównej walce z sowietami. Warto przypomnieć, że polegli wówczas prawie wszyscy żołnierze z oddziału osłonowego majora Kalenkiewicza. Kulas mógł być także u Łupaszki, a wtedy również Wilna by nie zdobywał…
    Analogia jest chybiona, ponieważ komunizm w 1940 r. na sterroryzowanej przez bolszewików Wileńszczyźnie był ustrojem powszechnie znienawidzonym, czego świadkiem jest właśnie Mackiewicz. Obecnie nie ma żadnego terroru, Triarusy chodzą dobrowolnie na bolszewików głosować i na dodatek twierdzą, że w ten sposób zwalczają komunę. Zrezygnujmy więc z tego porównania, bo ono uwłacza pamięci ludziom Kotwicza.

  4. 4 michał

    Panie Marku,

    Na tym właśnie polega analogia. To nie jest sytuacja identyczna, ale analogiczna, a analogia tkwi w połączeniu nienawiści (też przesada, ale niech będzie) wyrażanej zazwyczaj w strumieniu przekleństw i poza to nie wychodzącej, z robieniem tego dokładnie, czego bolszewicy na danym etapie oczekują.

    Analogia ma sens tylko dlatego, że warunki są INNE, a zachowania pomimo zmienionych warunków są TE SAME. Wtedy był terror, a dziś nie ma, ale zachowania są analogiczne. Czy kulas musiał wrzeszczeć? Nie musiał. Proszę pamiętać, że ta sama scena jest opowiedziana nieco inaczej w tekście z 1947 roku pt. Zaczynamy gnić (w Faktach). Pawłem był sam Mackiewicz, on się nie darł „niech żyje!”, więc inni też mogli. Strach ma wielkie oczy. Mackiewiczowie nie wywiesili flagi na 1 maja, uciekli przed wywózką do lasu, a więc nawet w tamtej strasznej chwili można było inaczej – ale nikt tego nie widział. I dokładnie tak samo jest dziś, bez żadnego terroru, nikt nie chce dostrzec, że można inaczej.

    Nie zrezygnujemy więc z tej analogii, bo jest słuszna. Ale nie dyskutujmy znowu Kotwicza, bo nie miał Pan wtedy racji… oj, coś czuję, że pożałuję tych słów.

  5. 5 Marek

    … o ludziach

  6. 6 michał

    ??? pożałuję słów o ludziach?

  7. 7 Marek

    Panie Michale,
    nie nam wyrokować, co można było, a co nie w okresie terroru, bo go nie zaznaliśmy. W takich czasach lepiej dmuchać na zimne i uskoczyć w bok, jak walec jedzie. Myślę, że gdyby Paweł miał piątkę małych dzieci to może by i tą flagę wywiesił. I czy tylko on nawiewał do puszczy? Mackiewicz nie raz pisał o powszechnej nienawiści do komunizmu. Dzisiaj dylematy wyglądają zupełnie inaczej, jeżeli ludzie twierdzą, że zastąpiwszy jedną partię drugą obalą komunizm (który wg nich dawno już został obalony). Jak to bzdurnie brzmi, aż nie do wiary.

    Kotwicz był autorem Ostrej Bramy, utalentowanym sztabowcem i oficerem liniowym, synem ziemi nowogródzkiej, w obronie której oddał życie. Dla mnie bohaterem.

  8. 8 Marek

    Powyżej poprawiłem zdanie: „… uwłacza pamięci o ludziach Kotwicza.”

  9. 9 michał

    Dobry Boże! Czy jesteśmy skazani na powtarzanie tych samych argumentów? Ja nie kwestionuję bohaterstwa Kotwicza, ani innych uczestników wyzwalania Wilna dla bolszewików, ale kwestionuję polityczną mądrość takiej akcji. Jeżeli nie możemy tamtych wyborów oceniać, to nie możemy oceniać żadnych wyborów, bo nigdy nie znamy całości ludzkich motywów, ukrytych intencji i wszystkich okoliczności – taką wiedzę ma tylko Pan Bóg. Mackiewicz był na miejscu i znamy jego zdanie.

    Kotwicz zginął jak bohater z rąk bolszewików, którym wcześniej pomagał w okupacji Wilna. Nie ma sensu powtarzać za apologetami AK, że „bolszewicy zdradzili”. Zdradziliby dopiero, gdyby przeszli na stronę AK. Nadchodził wróg, nadchodziła potworna okupacja, a Kotwicz, utalentowany sztabowiec, przygotowywał plan … zdobycia Wilna dla okupanta… Przecież Pan to sam doskonale wie. O czym my w ogóle mówimy?

  10. 10 Marek

    Podgrzewamy starego kotleta.
    Kotwicz nie podejmował decyzji o realizacji Burzy, tylko spełnił swój żołnierski obowiązek planując Ostrą Bramę. Bór wydawał rozkazy, Wilk i Kotwicz je wykonywali. Śmiem przypuszczać, że Kotwicz (tak jak Łupaszka) nie miał złudzeń odnośnie bolszewików, ale po prostu wypełniał rozkazy i bronił swojej ziemi. W naszych oczach zdobywał Wilno dla bolszewików, ale w jego mniemaniu była to demonstracja polskości tych ziem, którą należało przeprowadzić bez względu na straty. Cóż, taki wybór, co oczywiście nie zmienia fakty, że odgórna polityka była błędna. Tylko, że Polacy o postanowieniach z Teheranu dowiedzieli się dużo później. I tak można bez końca.

  11. 11 michał

    Wypełniał rozkazy? Czy to się nie nazywa „obroną norymberską”? Bronił swej ziemi? Przed kim? Przecież Operacja Ostra Brama nie miała za zadanie obrony Wilna. To Niemcy bronili Wilna przed nadchodzącym okupantem. Jedynym zadaniem tej operacji była „demonstracja polskości tych ziem”, jak Pan słusznie zauważa. Gdzie tu jest miejsce na bronienie swej ziemi?

    Łupaszka bronił tej ziemi i walczył z okupantem, ale żeby móc to uczynić musiał odmówić udziału w Ostrej Bramie.

  12. 12 Amalryk

    Bardzo powszechnym błędem formalnym, popełnianym przy identyfikacji obecności (bądź nie) komunizmu, jest bezpośrednie wiązanie go z terrorem. Gdy w rzeczywistości jest on (terror) tylko i wyłącznie narzędziem, a dokładniej, jednym z wielu narzędzi sowietyzacji. Ba, można śmiało zaryzykować twierdzenie, że skala zastosowanego przez komunistów terroru jest odwrotnie proporcjonalna do skali zsowietyzowania społeczeństwa, a konieczność stosowania masowych represji, świadczyć może tylko o tym , iż komunizm w swym oddziaływaniu ideologicznym, poniósł w danej społeczności klęskę. I na odwrót.

    Z punktu widzenia interesów władzy ,konieczność stosowania terroru na wielką skalę jest ogromnym zagrożeniem, i może w krótkim czasie doprowadzić do tak głębokiego osłabienia struktur państwa, iż będzie ono zagrożone rozpadem. Dlatego też nie jest on zjawiskiem ani niezbędnym, ani pożądanym z punktu widzenia sowietyzacji. Myślę, że rozwiniętych demokracjach Zachodu, sowietyzacja być może obejdzie się już bez konieczności stosowania tego wynalazku…

  13. 13 michał

    Dobrze powiedziane. Mackiewicz twierdził, że postępy sowietyzacji należy obserwować na Zachodzie, z dala od pałek i więzień.

    Czyż zatem nie jest tak, że głosowanie w wyborach prlu, z własnej nieprzymuszonej woli, pomimo wyrażonej niedwuznacznie opinii na temat tegoż prlu, jest oznaką sowietyzacji?

  14. 14 Marek

    Panie Michale,
    to nieprawda, że wilnianie zdobywali Wilno, a warszawiacy Warszawę dla bolszewików. Sprowadzanie Burzy do prosowieckiej ruchawki świadczy o ignorancji i braku wiedzy historycznej. Powiedziałby Pan Pileckiemu i innym powstańcom, że nie brali udziału w bitwie warszawskiej o Polskę, tylko w akcji na rzecz polski bolszewickiej, siedemnastej republiki. Ja bym nie powiedział, bo to po prostu nie odpowiada prawdzie.

  15. 15 Amalryk

    Problem jak sądzę leży głębiej. Większość, i to nie tylko spośród mieszkańców peerelu, nie przyjmuje obowiązującej tutaj definicji komunizmu. Wszyscy, z uporem maniaka, będą powtarzali, aż do znudzenia, te ograne fanzolety; o uspołecznionej własności środków produkcji, o sprawiedliwości społecznej i inne podobne brednie, z rozlicznych bolszewickich „śpiewników” dla przygłupa, dla niepoznaki nazywanymi deklaracjami ideowymi, słusznie na tej podstawie dowodząc, iż już o żadnym komunizmie nie może dzisiaj być mowy!

    A nasi zagubieni prawicowcy, czując się „wydudkani” i to głownie za sprawą exopozycji, poszukują przyczyn obecnego stanu rzeczy w braku dostępu do finansów, a co za tym idzie i wyborczej publiki, czekając na globalne przebudzenie mas wyborczych (po kolejnym krachu ekonomicznym) i cud nad urną.

  16. 16 michał

    Drogi Panie Marku,

    Pozwolę sobie odpowiedzieć wyborem cytatów z Jóżefa Mackiewicza, które zresztą zna Pan na pewno lepiej ode mnie:

    „Gdy z perspektywy patrzę na to co się stało, dziś wstydzę się i żałuję, ale nie tego, że nie znalazłem się po stronie tych, którzy w roku 1944 Wilno dla bolszewików pomagali zdobywać, lecz tego, że nie znalazłem się po stronie tamtych, którzy go przed bolszewikami bronili. Tak, jak broniła swej ziemi przed bolszewikami w ostatniej wojnie cała wschodnia Europa, z wyłączeniem Polski i Czech. Jak bronili swej ziemi przed bolszewikami Finowie, Estończycy, Łotysze, Litwini, Białorusini, Ukraińcy, Kozacy i znaczna część Rosjan, z których ówczesnym stanowiskiem dziś wielokrotnie bardziej się solidaryzuję, niż z zarówno ówczesnym jak dzisiejszym ‘realizmem politycznym’ panów Kisielewskich.”

    „Strzelanie do agentów Gestapo, to akt samoobrony koniecznej. Wysadzanie pociągów z amunicją przeznaczoną do walki z bolszewikami, to świadectwo niedojrzałości politycznej.”

    „Niemców, moim zdaniem, trzeba było bić tam wszędzie i tak samo, jak oni nas bili. Ale nie znaczy przez to, że należało wygrywać Polskę dla – bolszewików.”

    Chciałem następnie wkleić tutaj zdjęcie, które także jest Panu z pewnością znane, niestety nie wiem, jak to zrobić. To jest fotografia patrolu złożonego z AKowców i czerwonoarmiejców na ulicy Wielkiej w Wilnie, zrobiona 13 lipca 1944 roku. Oczywiście jest to zdjęcie z sowieckiego archiwum, a tym ufać nie można, ale może bardziej znaczące, że relacje AKowców nie przeczą takiemu brataniu się.

    Niech mi Pan powie, z kim się bratali? Bo z mojego punktu widzenia, bratali się z okupantem.

  17. 17 michał

    Drogi Panie Amalryku,

    Teraz mnie Pan trochę skołował. Pańskie słowa są bez wątpienia słuszne, ale my to wiemy. Na tej stronie piszemy o tym od prawie czterech lat, a w druku od lat 20. Skoro się w tej kwestii zgadzamy, możemy odłożyć ją na bok. Z Panem Markiem np. zgadzamy się w bardzo wielu kwestiach, ale nie możemy od dawna dojść do ładu w sprawie Kotwicza, więc odgrzewamy te kotlety.

    Mam jednak wrażenie, że Pański komentarz był swego rodzaju odpowiedzią na moje pytanie: Czyż zatem nie jest tak, że głosowanie w wyborach prlu, z własnej nieprzymuszonej woli, pomimo wyrażonej niedwuznacznie opinii na temat tegoż prlu, jest oznaką sowietyzacji?

    Pan na to, że marksizm to śpiewnik dla półgłówków. To prawda, ale dlaczego Triarius czy Ścios są zsowietyzowani tak samo jak kulawy kamieniarz z Wilna? Ot co.

  18. 18 Amalryk

    Spróbuję nieco składniej.

    Jeżeli bohaterowie naszych rozważań ,używają określenia peerel czy peerel-bis ,w odniesieniu do naszej aktualnej, rachitycznej formy państwowości, to czynią tak głównie ze względu na rodowód jej ojców-założycieli , a nie ze względu na świadomą akceptację definicji komunizmu o jakiej tu mówimy.

    A więc posiadanie w miarę zgodnej opinii na temat neopeerelu, iż jest to bolszewicki klon, nie wyczerpuje różnic w rzeczywistym postrzeganiu tego tworu, będących tej opinii konsekwencjami. Ot klasyczny błąd ewiwokacji; my traktujemy neopeerel systemowo, oni czasowo – jako jeszcze „niewypaloną” remanencję kraju demokracji ludowej.

    Upływ czasu kontroluje wszelkie istnienie, więc i rycerze okrągłego stołu, nieuchronnie odejdą do przodków, wraz z pamięcią swych bohaterskich dokonań. Zaś dorastające nowe pokolenia, wkraczające w wiek wyborczy, mają w założeniu być nadzieją wolności. Zwłaszcza gdy konfrontacja ich rozbudzonych oczekiwań z nędzą codziennej rzeczywistości eksploduje w różnych formach politycznej aktywności. W efekcie, według wyobrażeń naszych oponentów jak sądzę, zmiatając ze sceny dziejowej dinozaury peerelowskiej epoki.

    Ale zaznaczam, to są tylko moje domysły.

  19. 19 michał

    Cóż innego nam pozostaje, jak nie domysły i spekulacje? Spekulacja zwłaszcza jest mile widziana, jako działalność z gruntu antykomunistyczna, bo już Lenin nakazywał spekulantów rozstrzeliwać na miejscu.

    Panie Amalryku, to jest znowu dobrze powiedziane i przekonujące. Czyli wychodzi na to, że błąd ekwiwokacji jest poziomem minimalnym sowietyzacji? Mnie chyba jednak bardziej niepokoi narzucająca się analogia między kulawym kamieniarzem a Triariusem, między „no, a jakże inaczej?” a „takie są dzisiejsze realia”. Analogia doprawdy przerażająca.

    Ale oczywiście jest jeszcze Świetlana Przyszłość dla Nowych Pokoleń i Nadzieja Wolności…

  20. 20 Marek

    Panie Michale,
    powyższe cytaty i wspomniane zdjęcie są mi oczywiście znane. Mackiewicz ma rację. To była polityka krótkowzroczna, naiwna i wręcz samobójcza. A Sosnkowskiego nikt nie chciał słuchać, choć, jak wyżej napisano, żołnierz rozkazy wodza powinien wypełniać. Na ile Komenda AK zinfiltrowana była przez sowietów? – to ważne pytanie dla badaczy…

    Odnośnie Kotwicza do ładu chyba nie dojdziemy. Mam do tej postaci dosyć emocjonalny stosunek. Znałem jego żonę śp. Irenę Kalenkiewicz, wiem co przeszła wraz z córkami w swoim niełatwym życiu „obywatelki drugiej kategorii”, życiu wypełnionym walką o godność, o pomięć po mężu, który zginął w walce z sowieckim okupantem. Kotwicz, Panie Michale, poległ w obronie swoich rannych żołnierzy, których pod ogniem nie mógł ewakuować. Mógł się wycofać, ale wtedy zostawiłby rannych na pastwę krasnoarmiejców. Oddał więc życie za przyjaciół swoich, a to, jak Pan wie, przejaw największej miłości.

  21. 21 michał

    Drogi Panie Marku,

    Pan wie doskonale, że nie odmawiam Kalenkiewiczowi czci bohatera, ale to nie znaczy, żebyśmy zamykali oczy na rzeczywistość. Im więcej ludzi takich jak Kotwicz, czy Pilecki, czy Szendzielarz, zginęło w tak straszny sposób, tym większa wina leży po stronie autorów polityki, która do tego doprowadziła. Tymczasem ci ludzie chodzili po wojnie w aureoli bohaterów i są do dziś czczeni, jak gdyby nie byli winni tej strasznej klęski.

  22. 22 Marek

    Czy bili się w pierś, czy nie, to druga sprawa. Najgorzej, że spoczęli na laurach lub zaprzedali się, np. Free Europe…

  23. 23 triarius

    Wycinamy więc komentarze, kiedy nam nie pasują?

    Nie da się ukryć – totalne rozczarowanie z mojej strony.

  24. 24 michał

    ?????

    Żaden komentarz nie został stąd usunięty. Cóż to za nonsens nagle?

  25. 25 triarius

    Sorry, nie zostało wycięte. Po prostu to nie było tutaj, a w innym wpisie.

    Zrobiłem się nieco przewrażliwiony, bo faktycznie chwilę przedtem zobaczyłem, że Wyrus wyciął calutką gadkę, gdzie go wypunktowałem i obśmiałem.

    Dobra, to było chyba najistotniejsze. Inne sprawy, z których z wieloma się wciąż (i raczej na wieki) nie zgadzam, to już przy tym drobiazg.

    Pzdrwm

  26. 26 michał

    Te inne drobiazgi, to, jak rozumiem, (1) że komunizm nie istnieje, (2) że jest tylko Rosja, (3) że liberalizm to połowa drogi do komunizmu, który nie istnieje.

    Czy dobrze zrozumiałem Pańśkie podstawowe tezy?

  27. 27 triarius

    @ michał

    Nieco Pan raczy upraszczać, ale w zasadzie można tak to sformułować. Zakładam, że to jest akurat ten typ humoru, który Panu jest szczególnie bliski.

    Nie ma jakiegoś „komunizmu” w sensie całkiem odrębnej (metafizycznej) substancji. Są po prostu pewne sprawy, które wyglądają ponuro, obrzydliwie i totalitarnie.

    Zarówno są one w Rosji, jak i np. w liberaliźmie. Rosja to azjatycka barbaria, ale przecież co najmniej poważnie zarażona Zachodem -kimże byli w większości czołowi bolszewicy, że spytam? Mużykami? Raczej nie. Gdzie to się na dobre zaczęło? W praruskiej Moskwie? Nie, w wybudowanym przez europeizującego z całych sił zamordystę Petersburgu.

    Rosja to co najmniej dwa całkiem różne elementy, a komunizm to przecież zarówno rosyjski typ imperializmu i pogardy dla człowieka, jak i niezwykła wprost podatność Zachodu na te klimaty. Gdyby tak nie było, o bolszewikach dzisiaj pamiętaliby tylko specjaliści od historii tamtego okresu – czyż nie? Większa część „komunizmu” jako problemu wynika przecież właśnie z tego, że jest on, jak jakiś wyspecjalizowany wirus, idealnie dopasowany do Zachodu, który jest dla niego wprost cudownym żywicielem.

    Jak długo by pociągnęła bolszewicka Rosja, gdyby nie „amerykański traktor”, opiewany w sowieckich wierszach, o którym już dzisiaj nikt nie pamięta… A potem było już tylko gorzej i gorzej, n’est-ce pas?

    Nie chcę się wdawać w b. już zawikłane (jak sądzę, całkiem niegłupie, ba, głębokie, ale niełatwo tu kogoś przekonać) rozważania co to właściwie jest takie widzenie w kategoriach substancji… I skąd to się bierze. Mogę tu zresztą nie mieć racji, więc tylko zaznaczam, że są na ten temat interesujące hipotezy, które do mnie trafiają.

    Myślę, że zasygnalizowałem, o co mi w tej kwestii chodziło. Więc te dwa Pańskie punkty mielibyśmy chyba z głowy, tak? Było tam jeszcze nieco innych spraw, z którymi się absolutnie nie zgadzam, ale mniejsza z tym. Na razie mają Panowie to, do przerzucia i ew. odrzucenia.

    Pzdrwm

  28. 28 michał

    „Komunizm w sensie odrębnej (metafizycznej) substancji”??? To znaczy, przepraszam, co właściwie? To jest albo genialne albo absurdalne. Genialne, ponieważ „komunizm” jest rzecz jasna hispostazą i nie można czemuś takiemu przyznać statusu „bytu”, co rzekłszy, łaciński termiin „substantia” jest dosłownym tłumaczeniem greckiej „hypostasis”, tj. „coś co stoi pod”. Jeżeli to miał Pan rzeczywiście na myśli, to muszę Panu przyznać niepospolity geniusz, bo mnie by to nawet na myśl nie przyszło. Tyle tylko, że w dzisiejszej terminologii, hipostaza to jest przeciwieństwo substancji.

    Ale kontekst Pańskiego zdania zdaje się wskazywać, że to jest raczej absurd… Nikt przy zdrowych zmysłach nie będzie przypisywał jakiegokolwiek ontycznego statusu komunizmowi, jakkolwiek trudno byłoby to łajno zdefiniować. Brak definicji nie powinien jednak nigdy mącić naszego sumienia metodologicznego, jak słusznie rzekła pewna dama.

    Komunizm nie jest żadną substancją, ani też nie jest czymś aż tak nieokreślonym jak „pewne sprawy”. Nie jest centralnym zarządzaniem, nie jest terrorem, nie jest społeczną własnością środków produkcji, ani władzą partii, nie jest tożsamy z marksizmem, a już nigdy, przenigdy nie da się utożsamić z Rosją. Jest w zamian nieprawdopodobnie giętką metodą zdobycia i utrzymania władzy, poprzez „budowę nowego człowieka” czyli sowietyzację.

    Komunizm nie zaczął się oczywiście w Piotrogradzie, ale raczej… gdzie? Na Korkirze? W Sparcie? A może wśród Sumerów? Wszystkie jego składniki są stare jak świat, o czym pisałem tu obszernie (choćby w „Smutno mi, Boże…”), ale jest jednocześnie nową jakością i dlatego trzeba z nim walczyć inaczej. Jeśli widzi się tylko „Rosję”, to komunizm będzie nadal zwyciężał.

  29. 29 Amalryk

    Ooo! Drogi Tygrysie! Pozwól że Cię przyszpilę cytatami z blogu pewnego Triariusa:

    „[…]Istnieje jednak znacznie poważniejsza forma utopii – utopia, która istnieć by ew. mogła jedynie gdyby zapanowała na absolutnie całym świecie.

    Od razu przychodzi do głowy komunizm, zgoda? Niby fakt, ale z komunizmem sprawa jest bardziej skomplikowana, ponieważ nie wiadomo właściwie co to miałoby być.[…]

    […]Że Ojczyzna Robotników i Chłopów upadła? Po pierwsze zobaczymy, czy naprawdę upadła, czy tylko nieco zmieniła cętki. Po drugie zaś, co już wielokrotnie mówiłem, ZSRR „upadł”, ponieważ nie potrafił się bez przepoczwarzenia skomputeryzować w tempie porównywalnym z resztą świata. Totalitaryzm zaś bez komputeryzacji to tylko dziecinna wersja totalitaryzmu, którą by należało określić proto-totalitaryzmem (gdyby ta nazwa nie brzmiała tak śmiesznie).

    Teraz, z komputerami, mamy już sporo kandydatów do osiągnięcia statusu prawdziwego totalitaryzmu – Rosję właśnie, Chiny, no i przede wszystkim Unię Europejską.[…]”

    I dalej;

    „[…]Od dawna już twierdzę, że wszystkie dotychczasowe totalitaryzmy to była jedynie niewinna wstępna gra, ponieważ do prawdziwego totalitaryzmu niezbędna jest komputeryzacja. Czego mamy naoczny dowód w „integrującej się” obecnie, z całkowitym lekceważeniem głośno wciąż deklarowanych zasad demokracji i woli ludu, Europie.[…]
    „Żaden totalitaryzm, bo przecież niemal nikogo się nie skazuje, nie ma zsyłek, rozstrzeliwań, obozów koncentracyjnych”, powie ktoś. Zapewne powie tak dlatego, że mu za to płacą, w taki czy inny sposób. Na przykład dając mu tytuł „europejskiego profesora”. Ponieważ jednak bezinteresownych idiotów też nie brakuje, ten ktoś może w to nawet głęboko wierzyć. A co ma totalitaryzm do zsyłek i rozstrzeliwań, że spytam? A o Blitzkiregu słyszał? Jeśli nie ma niemal aktywnego oporu, to po co kogoś rozstrzeliwać? I jak rozróżnić tych, których w końcu trzeba będzie jakoś wyeliminować, od całej reszty, która w końcu jest potrzebna by tyrała na swych panów?[…]
    Tak jak celem wojny nie jest wcale, by kogokolwiek koniecznie zabijać, a to, by przeciwnika zmusić do uległości, tak samo celem totalitaryzmu nie jest wsadzanie ludzi do łagrów, czy strzelanie im w tył głowy w piwnicach Łubianki. To zawsze można będzie jeszcze zrobić, jeśli zajdzie taka potrzeba.[…]”

    I jeszcze to:

    „[…]A przecież ja miałem akurat wyjątkowo mało złudzeń co do istoty komunizmu i naszej z nim walki. Zawsze mówiłem kumplom z podziemia, że to „rewolucja much w butelce”, i że tylko od czyjejś niemal losowej decyzji zależy, żeby nas wszystkich wymordowali. Na szczęście, jak to celnie ostatnio zauważył Andrzej Gwiazda, Bolek był agentem, więc nie musieli. Słaba pociecha, ale jednak.[…]”

    I na zakończenie Twój koment do N.G.D.:

    „[…]Lud nie nawraca się na religię głoszoną przez bojową mniejszość, tylko na tę, którą narzuca mu mniejszość militarna. Chrześcijaństwo i islam o tym wiedziały, komunizm o tym wie.

    (Jeśli to prawda, a ja nie widzę powodu, by w to wątpić, to co z tego wynika dla nas, że spytam?)[…]”

    No właśnie! Co?

  30. 30 triarius

    @ michał

    Co do mojej genialności, to dzięki. Nie każdy jest w stanie to aż tak szybko zauważyć, ale jeśli, to z pewnością jest człekiem wyższej klasy.

    Że „hypostasis” to miałoby być dokładnie to samo, co „substancja” (a istnieją jakieś dosłownie takie same znaczenia w dwóch różnych językach? dla tak skomplikowanych pojęć? niech będzie, przyjmijmy), to niie wiedziałem. Moja przygoda z greką jest groteskowa, choć „Anabasis” i większą część „Apologii” Platona jakoś zmęczyłem i zaliczyłem, a moja eksternistyczna matura z łaciny też miała miejsce lat temu, nie tyle, co np. z polskiego, ale dawno.

    W filozofi jednak, tej zachodniej i standardowej, te pojęcia mają całkiem inne jednak znaczenie. „Hipostaza” to w sumie logiczny błąd i rodzaj gwałtu na „brzytwie Ockhama”, a „substancja” to… Taka metafizycznie podrasowana materia. No, chyba żebyśmy mieli jechać neoplatonizmem – wtedy hipostaza to znowu co innego, ale też nie to, co substgancja, w każdym razie nie całkiem.

    Sparta miałaby być podobna do komumizmu? A komumizm, to znaczy lewica? (Z czym się jakoś tam mogę zgodzić, choć liberalizm jest jakby nie mniej lewicowy, w mojej opinii.) Czyli Sparta to lewica? No, Sokrates tego poglądu by Panu nie darował! Jeśli Sparta to nie sama esencja (!) prawicowości, to ja już naprawdę nie wiem. Wszyscy ci prawicowcy, którzy do niej od 2,5 tys. lat wzdychali, to by była lewica?!

    Ja akurat uważam, że mówienie o prawicy – lewicy w odniesieniu do innych od naszej cywilizacji (a to była jednak NIE NASZA), jak i do czasów sprzed powiedzmy, XVIII w., to błaha i frywolna zabawa, niewarta poważnych intelektualistów. Ale jeśli już mamy się tak bawić, to sorry, ale Sparta lewicowa na pewno nie jest!

    Powtarzam, com już wcześniej rzekł, i pewnie mi się nie udało: nie ma żadnego „komumizmu”, który byłby jednoznacznie rozpoznawalny jako „komumizm”, który dałoby się jednoznacznie od nie-komunizmu odróżnić, którego masy aspektów nie byłoby w różnych miejscach, i to najdziwniejszych.

    No, chyba że jednak przejdziemy na grunt opinii, że komunizm to specyficzna forma rosyjskiego imperializmu, sprzężona ze specyficzną podatnością dzisiejszego Zachodu na totalitarne idee (o te mniejsza zresztą), rozwiązania, posunięcia i co tam kto sobie chce. Jakoś tak.

    No, chyba – tutaj wybiegam myślą do komętu wpisanego przez Amalryka – uznamy, że „komunizm” = „totalitaryzm”. Całkowcie, bez reszty, równość zupełna itd. Choć wtedy nie bardzo rozumiem, po co mówić akurat o „komuniźmie”, a nie o „totalitaryźmie”, skoro do jakiegokolwiek zrozumienia tego pierwszego trzeba sporo wiedzieć, a do zrozumienia, całkiem nieźle, tego drugiego, wystarczy zrozumieć od czego pochodzi to słowo i drobną chwile pomyśleć.

    Totalitaryzm – TAK, ZGODA, JEST PROBLEM! I, jeśli się ktoś uprze, może go uznać za substancję, choć raczej nie za hipostazę. (No, chyba, że ten ktoś jest uczniem Plotyna. Wtedy ewentualnie dałoby sie to nagiąć.)

    Mówimy więc o TOTALITARYŹMIE? Przyznam, że wolę tę nazwę dla tego tematu. Komunizm bez Rosji jakoś do mnie słabo przemawia i, mam nadzieję, jeszcze przez jakiś czas będzie słabo przemawiał. To coś, jak krowa bez wymion, albo żmija z wyrwanymi zębami jadowymi. Niby to samo, a jednak czegoś okrutnie brak.

    Pzdrwm

  31. 31 triarius

    @ Amalryk

    Dzięki za te cytaty! Genialne!

    Nie jestem, jak wiesz, zbyt bystry, więc pytam: Czy Ty mnie próbujesz pogrążyć, czy raczej bronisz? Skłaniałbym się do tego drugiego.

    Zgoda – totalitaryzm można by chyba potraktować jako jakiś specjalny byt, jakąś tam metafizyczną kategorię, oddzielną od wszystkiego innego i w miarę rozpoznawalną. W sensie praktyki, bo jest w tym i psychologia, i socjobiologia… W sensie, że tam są tego czegoś źródła. (Jak sądzę.)

    Jednak ten komunizm, który znał np. Mackiewicz, to nie był totalitaryzm komórkowych telefonów, meldujących Tuskowi i jego trzódce, czy ja akurat jestem na kąpie czy w kiblu. (Żeby mogli w razie czego mnie precyzyjnie i nie budząc sąsiadów rakietą przez okno.) Ino to był ten ruski komumizm, co ja go też znam.

    Z ew. przeszczepami na różne tam Chiny i inne fajne kraje. Ale to jednak było całkiem nie to samo! Chętnie uznam, że chiński liberalizm to syf i totalitaryzm, ale jednak z ruską chamską agresywnością ma na razie mało wspólnego. Castro ma wiele wad, ale też kubańska muzyka rozrywkowa jest na poziomie o lata świetlne wyższym o tej z PRL, więc i, tuszę, życie na Kubie musi być w miarę znośne – choćby dla tego właśnie.

    Nie cudowne, zgoda, w końcu mało tam różowych golarek na głowę (?), no i brak wolności (nie to co w III RP!), ale ja bym pewnie takich katuszy, jak w PRL z powodu Skaldów (tfu!), Seweryna Krajewskiego, czy Niemena nie cierpiał.

    Więc jak, że spytam?

    Pzdrwm

  32. 32 michał

    Drogi Panie,

    Chyba nie przeczytał Pan uważnie ani mojego komentarza, ani tego pana Amalryka.

    Nie, nie mówimy o totalitaryzmie; nie, Sparta to nie lewica (sic!); nie, nie utożsamiamy pojęcia ‚hipostaza’ z pojęciem ‚substancja’, ale przeciwstawiamy je.

    Amalryk natomiast, jak mi się zdaje, próbował Panu delikatnie zasugerować, że sam Pan sobie przeczy. Ale jak już wiemy z poprzednich Pańskich wypowiedzi, akceptuje Pan sprzeczności czy też „może Pan z nimi żyć”.

  33. 33 Amalryk

    @ Tygrys.

    Czy Ty nie powinieneś aby nieco częściej zaglądać do swych dawniejszych wpisów?

    „[…]miałem jednak całkowitą rację twierdząc jeszcze w otchłani tzw. „stanu wojennego”, że komunizm w Polsce skończy się z powieszeniem Urbana. Oczywiste było też dla mnie, że potem będą musiały nastąpić dalsze egzekucje i samosądy, które w końcu zostaną przez nową władzę jakoś wyhamowane i kilkadziesiąt tysięcy komuchów trafi do mamra czy jakichś obozów pracy z długoletnimi wyrokami. Reszta będzie szczęśliwa, że żyje i może zarabiać na chleb pracując na odpowiedzialnych stanowiskach ekspedientów czy obnośnych sprzedawców.

    To oczywiście nie nastąpiło i skutki są dokładnie takie, jakich się wtedy spodziewałem, a które to przekonanie – przyznam ze wstydem – nieco mi się w ostatnich latach zamazało. Nie odczuwam dumy, że miałem rację, jak zresztą w paru innych b. istotnych sprawach dotyczących polskiej i światowej polityki. Co z tego w końcu, że człowiek potrafi nieźle przewidywać, skoro i tak nie ma to żadnego przełożenia na opinie innych ludzi, o skutecznych działaniach już nie mówiąc.[…]

    Komu kibicuje Unia Europejska chyba wyraźnie widać, jeśli zaś ktoś – poniekąd słusznie – nie do końca dowierza tasiemkom informacyjnym TVN24 pokazującym stosunek „Europy” do lustracji, dekomunizacji, polskiej suwerenności i obecnego naszego rządu, to służę innego rodzaju informacją:

    Dwie piąte szwedzkiej młodzieży twierdzi, że komunizm przyniósł światu dobrobyt.
    Informacja ta pochodzi z liberalnego szwedzkiego dziennika „Dagens Nyheter”[…]

    Naprawdę wyznam, że nie widzę wyjścia z tego koszmaru. Żadnych marokańskich oddziałów kolonialnych nigdzie nie widać – ani w Hiszpanii, ani tym bardziej w Polsce. […]
    …to wszystko kiedyś się skończy – a skończy się z całą pewnością, […]Oczywiście, będzie to ogromna katastrofa dla całej naszej cywilizacji, z której zresztą i tak bardzo niewiele pozostało – Europa to galwanizowany trup; USA to niemal samo Oświecenie, które już zaczyna gonić w piętkę; […]”

    I co? I że niby mój udział w najbliższych peerelowskich wyborach, załatwi te wszystkie problemy?

  34. 34 triarius

    @ Amalryk

    Cytaty cudne. Gość jest ewidentnie genialny.

    Ale cholernie sobie ułatwiasz. Nie mówimy o wyborach w PRL, prawda?

    Tłumaczyłem już tutaj, choć oczywiście skrótowo, na czym istotna różnica polega. I – w odróżnieniu od tego, co sobie lubią wielbiciele masowania cnotek i gwałcenia brzytwy Occhama wmawiać – TO JEST JEDNAK ZUPEŁNIE INNA SYTUACJA!

    Realny liberalism – choć zgodzę się bez trudu, że równie denny, co realny socjalizm – jest jednak CZYMŚ INNYM! Wydaje się faktycznie, że szybciej nas do totalnego totalitaryzmu (który możemy sobie także nazwać komunizmem, czemu nie, choćby dlatego, że jest tam wielka rola przewidziana dla Ojczyzny Proletariatu, a bez tego oni są nieco jakby przyciency) ten liberalizm różowych golarek i Tańców z Gwiazdami dowiezie, niż by nas dowiozła siermiężna PRL, ale to niczego nie zmienia, bo my nie o tym.

    Tam po prostu nie było na kogo głosować – tutaj jest. Bo ten model nie polega (już) na tym, że jak się jakiś Pan Tygrys wychyli i powie kilka gorzkich słów o Unii, liberaliźmie, czy III RP, to się na niego koniecznie nieznanych sprawców, albo do mamra. Prawda? Chodzi o prostu o to, by Lud nadal tyrał na różowe golarki (tzw. „gospodarka rynkowa”), oglądał Tańc z Gwiazdami, słuchał autorytetów i… Głosował jak trzeba!

    Oczywiście – wybory można także zafałszować i to się robi. Ale to nie jest tak, że wszyscy wiedzą oficjalnie, że to jest ściema, i mają bumagę, że w sytuacji Rycho/Zdzicho/Kolejny-lewacki-przekręt vs. np. Pan Tygrys i Patrioci, on ma robić wszystko co się da, by to pierwsze wygrało, nawet jeśli FORMALNIE zgwałci wszystkie przepisy, konstytucje, ordynacje wyborcze i osobiście dorzuci 10 mln. kartek na Tuska. TO PO PROSTU NIE TAK W TYM SYSTEMIE DZIAŁA!

    Oczywiście, że Kaczyńscy i podobni (nieczęści niestety) ludzie, to „wypadek przy pracy”, ale właśnie o takie wypadki nam chodzi. Bo na nic więcej nas i tak – zgodzisz się chyba? – w tej chwili nie stać. (A zapewne już nigdy.)

    Spędzeniu całego życia na masowaniu sobie cnotki, drugą ręką sobie czyniąc gesty gratulacji, że się oto takim niezłomnym… Sorry, dla mnie żałosne do imętu!

    Jako rzekł Spengler – człek „Rasy” – może się albo na politykę kompletnie wypiąć, albo też być w nią zaangażowany cały sobą, tertium non datur. (To oczywiście moja parafraza i tłumaczenie z pamięci.) Masowanie sobie cnotki i/lub gwałcenie brzytwy jest, w najlepszym przypadku, tym tertium.

    Nie mówiąc już o tym, że u mnie na blogu się reklamy Gwybu nie pokazują, a u Niezłomnych jak najbardziej. I nawet nie daje im to do myślenia na temat ew. absurdalności cum śmiesnośco takiej „Niezłomności”! W realnym świecie znaczy – choćby TAK realnym, jak zwykły blog.

    Pzdrwm

  35. 35 triarius

    @ michał

    No, wreszcie ktoś zauważył i objawił tę prawdę – ja po prostu nie umiem czytać!

    Fakt, mam dysleksję, ale podleczoną. I raczej rozumiem, co kto pisze, tym bardziej, że to nie było nic przesadnie skomplikowanego.

    W sumie uważam, że na razie nikt mi wprost i do rzeczy odpowiedzieć nie raczył. Chyba po prostu mam rację!

    Pzdrwm

  36. 36 Amalryk

    Drogi Tygrysie!

    Szczerze mówiąc, a między sobą powinniśmy być szczerzy, to ja nie widzę żadnych widoków na jakąkolwiek istotną zmianę tego syfu, w którym tkwimy po szyję, drogą akceptacji reguł gry przez jego budowniczych, „online”, ustanawianych.(Zresztą , nie wiem czy Ci wspominałem, ale w ’91 osobiście uczestniczyłem w tym cyrku pn. „wolne wybory”. Spiritus movens, tego całego przedsięwzięcia u nas, był późniejszy jednodniowy (tuż przed lewym czerwcowym) rzecznik rządu Olszewskiego. Więc coś nie coś sobie tam obejrzałem od kuchni, a nie tylko sprzed ekranu telewizora – i powiedziałem no more, danke schoen und auf wiedersehen!)

    Jak to stwierdziłeś w swym argumentum ad verecundiam (którego, jak wiesz, bardzo cenię): „[…]– człek “Rasy” – może się albo na politykę kompletnie wypiąć, albo też być w nią zaangażowany cały sobą, tertium non datur.[…]” – więc ja się wypinam! I nie ma to nic wspólnego z masowaniem sobie czegokolwiek! A jak będziesz organizował jakiś marsz na Belweder, lub jeszcze lepiej, desant na Możajsk – to daj znać (nawet sobie giwerę skołuję). A te wszystkie straszliwe boje toczone za pomocą klawiatury czy kartki papieru to owszem przypominają mi właśnie masowanie, ale …przyrodzenia.

  37. 37 triarius

    @ Amalryk

    Masowanie przyrodzenia ma w końcu jakiś sens i człek se nie gratuluje: „jakż to ja, Matko Boża, niezłomny!” N’est-ce pas?

    Jeśli się wypinasz, to zgoda, tylko w takim razie CO CZYNISZ NA BLOGACH TAKICH JAK TEN? (Albo jak tego genialnego Tygrysa?)

    Co do reguł, to daruj, ale POTWORNIE SOBIE UŁATWIASZ! To nie są ICH reguły – te reguły są, mimo wszystko, jakąś wypadkową różnych, a nierzadko sprzecznych, dążeń, sił i pragnień. W tym ich i naszych.

    To wcale nie jest tak, że oni sobie te reguły całkiem po swojemu ułożyli i teraz są. Gdyby tak miało być, to parę razy dziennie z entuzjazmem dawalibyśmy dypy Biedroniowi i innemu Barroso, Tuska z Komórakiem całowali w dupę z 10 x dziennie, mówili po szkopsku z ruskim akcentem i nosili pejsy.

    Tak jednak nie jest, a przyznasz chyba, że dla niektórych to anatema.

    Więc? Wypinaj się, skoro lubisz. (Może niedługo jakiś Barroso mniejszego płazu skorzysta.) Jak będę robił desant, to zadzwonię, zgoda. No to 3m się!

  38. 38 michał

    Panie Triariusie,

    Jeśli to prawda, jeśli rzeczywiście nie umie Pan czytać, to bardzo, bardzo źle, ale zamiast się tym szczycić, lepiej byłoby się nauczyć. Tyle tylko, że ja wcale nie wierzę, że Pan nie umie czytać. Mam raczej wrażenie, że kiedy Panu wygodnie czyta Pan uważnie, ale w tym wypadku nie było wygodnie. Mówię to dlatego, że jeśli przeczyta Pan uważnie, to znajdzie Pan odpowiedzi na swoje pytania. ALe ja jestem zgodne bydlę, więc jeszcze raz: jakie są te pytania, na które nie raczono Panu odpowiedzieć wprost?

    Jeśli zechce Pan je wyłożyć, a najlepiej ponumerować, to ja się zobowiązuję odpowiedzieć na każdy punkt, jeżeli tylko zdołam to pojąć moim ‚wykutem w żelazie rozumem’. Ale nie zdołam tego uczynić przed następnym tygodniem.

  39. 39 triarius

    No to podejmijmy tę dyskusję po latach…

    Mniejsza już o to, że Pan T. jest tu przedstawiany jako urodzony kolaborant i wielbiciel PRLu, co jest idiotyzmem, bo (skoro już mamy się obnażać) trudno o bardziej anarchistyczną i buntowniczą naturę, co widać choćby w tym jego, tak tu podnoszonym, bez-Miodkowym, wielkopańskim sposobie pisania… A co do kolaboracji z PRL, to chcielibyście, by Wasi krewni i znajomi, tak mało z nią kolaborowali, jak ja! Nie jestem bohaterem, ale stanowczo nie kolaborowałem, a raczej przeciwnie. Ale mniejsza o to – powiedzcie mi tylko, Drogie Ludzie, czy chcielibyście, żeby teraz nadal miłościwie nam panowała Platforma?

    PiS nie jest ideałem, nikt wyraźniej ode mnie nie powie, że dzisiejsza Polska to wciąż ponury bantustan, ale w tej chwili jakoś wciąż fikamy i czasem mamy jakiś promyk nadziei, a bez mojego (i paru innych) udziału w wyborach, byłoby to już tylko sprzątanie po Polsce.

    NO WIĘC JAK, KOCHANE NIEZŁOMNE LUDZIEŃKI? PROSZĘ SIĘ ŁASKAWIE WYPOWIEDZIEĆ W POWYŻSZEJ KWESTII. NO…?

    Pzdrwm

  40. 40 michał

    Panie Triariusie,

    Niechże Pan przeczyta uważniej, co jest powiedziane powyżej. Cóż mnie może obchodzić, czy w prlu nr 2 u władzy jest jedna jaczejka czy inna? Jakie to może mieć znaczenie? i co za platforma? Buty na platformach, to nawet ja, stary dziad, wiem, że nie są w modzie. Ja w ogóle nie wiem o czym Pan mówi.

  41. 41 Andrzej

    Panie Tiarusie,

    A niech sobie, jak zechciał Pan to określić, panuje (ja bym raczej rzekł że co najwyżej zarządza) kto chce: może i nieszczęsny Korwin czy inny Kukiz, może i .N albo nie-.N albo .Z albo .X albo .Q albo .Rwa itd, itp. To w niczym nie zmieni istoty rzeczy, bo i nikomu z wyżej wymienionych, czy nie wymienionych, na takiej zmianie nie zależy i – dam sobie w twarz napluć jeśli się mylę – nigdy nie będzie zależało. Dlatego, że każdy kto zechce zarządzać („panować” nad) „nowym, wspaniałym” peerelem MUSI uznać „okrągłostołowy” system i przystąpić do niego. Zależeć więc im wszystkim może tylko na zarządzaniu tym zatrutym owocem pojednania peerelowskiej opozycji wewnętrznej, hierarchów Kościoła no i last but not least zdecydowanej większości narodu – z komunistami. Moim zdaniem, jedyne co powinien zrobić uczciwy człowiek w tej sytuacji to ten „ustrój” zdecydowanie odrzucić jako prowokację i dezinformację jednocześnie, a przynajmniej odrzucić udział w jego instytucjach, ponieważ uczestnicząc w nich wspiera i utrwala tę fikcję. Dopiero wtedy można dyskutować przyszłość tego kraju. Platforma czy PiS to nie jest żadna alternatywa dla wolnej Polski, to tylko, jak Pan raczył się wyrazić, fikanie z promykiem nadziei, wciąż i wciąż poza zasięgiem, wieczne gonienie króliczka. Bez końca, a raczej do kiedy bolszewicy nie zechcą zamknąć tego cyrku.
    Lecz coś mi się zdaje, że Pan ma na końcu języka niewypowiedziane jeszcze słowo: „nierealne”, że Pan by chciał „realnie”, „w ramach systemu”, „konstruktywnie”. Czy dobrze Pana rozumiem?

  42. 42 triarius

    1. Szanowni Panowie chcą rzec, że jak siedzę w pierdlu i absolutnie się z tym wyrokiem nie zgadzam, to nawet wylewając wiadomy kubeł, przyznaję rację swym prześladowcom? A jak mnie gówna zaleją, to będę czysty jak lelija – po prostu mokry sen Mackiewicza?

    2. Czy też, że Polska nie byłaby w gorszym stanie, gdyby przez ostatnie 4 lata, zamiasi PiS, rządziły tu Platfąsy?

    No proszę – konkretnie: Pytanie 1 – Y czy N? Pytanie 2 – Y czy N?

  43. 43 Andrzej

    Panie Tiariusie,

    Nie rozumiem Pana pytań, ponieważ jak mi się zdaje zasadniczo różnimy się w postrzeganiu rzeczywistości. Rzecz w tym, czy Pan się godzi z pozostawaniem w pierdlu, czy nie. Udając przed sobą, że to nie jest pierdel godzi się Pan z pozostawaniem w nim. Dla Pana to nie jest pierdel tylko Polska, identyfikuje się Pan z nim. Ja przeciwnie.

    A gówno już dawno nas obu zalało.

  44. 44 Dariusz Rohnka

    Andrzeju,

    Nie bardzo mogę się zgodzić z metodyką Twojej wypowiedzi.

    Z jednej strony sygnalizujesz brak zrozumienia dla p. Tiariusowej (nie dość przejrzystej wypowiedzi). I to mi się wydaje ok. Dlaczegoś jednak – równolegle – decydujesz się na interpretację jego słów.

    Czy nie zdaje Ci się, że jedno eliminuje drugie?

  45. 45 Andrzej

    Dziękuję Darku. Próbowałem uzasadnić swoje zdanie, ale zrobiłem to na tyle nieudolnie, że istotnie wpadłem w pułapkę braku logiki w mojej wypowiedzi.

  46. 46 michał

    Drogi Panie Andrzeju (i Darku też, a także Panie Triariusie),

    Nie mogę się zgodzić z zasadą – jeżeli to jest zasada? – że nie można odpowiadać na pytania, które są niejasne. Nie ma sprzeczności w twierdzeniu, że „pytanie nie jest do końca zrozumiałe, ale…” Gdyby tak być miało, rzadko kiedy odpowiadałbym na jakiekolwiek pytanie, bo ogromna większość naszych interlokutorów nie jest do końca ścisła. Mało tego, weźmy nas trzech. Ile razy zdarzyło się, że moje pytanie nie wydało się jasne obu Panom? I vice versa. Nie ma nic zdrożnego – ani metodologicznie, ani logicznie, ani towarzysko, ani na rżysku – w sformułowaniu: nie bardzo rozumiem, ale… Zawiera ono bowiem w sobie próbę zrozumienia – przynajmniej próbę.

    Pan Andrzej, jeżeli pozwolę sobie zinterpretować, powiedział coś w tym rodzaju: nie rozumiem, o co Pan pyta, ale różnica między nami jest taka, że mogę ją określić niezależnie od treści Pańskich pytań. A merytorycznie: prl jest szaradą, wewnątrz której mogę się poruszać i nawet żyć, ale ja ją odrzucam, a pan nie. Wydaje mi się, że niezależnie od niejasności pytań i ich arabeskowej natury, odpowiedź jest jasna.

    Pokuszę się o moją własną odpowiedź na pytania p. Triariusa.

    Ad 1. Siedzieć w pierdlu niewinnie jest lepiej niż być winnym, choćby nawet nie siedzieć za to w ciupie. Sokrates wykazał to najlepiej. Ale Panu chodzi o coś innego. Chodzi Panu chyba o to, że siedząc w więzieniu przyjmujemy system tego więzienia. To jest chyba słuszne. Jest wiele raportów na temat religijnych więźniów w gułagu, którzy odrzucali sowiecką włast’ jako dzieło szatana, odmawiali udziału w bezbożnych sowieckich czastuszkach, ale przecież wylewali łajno z kubła. Nie widzę w tym żadnej sprzeczności, mówiąc prawdę. Osobiście, żyjąc w prlu, nie uznawałem tego państwa tak dalece, że na przykład nie płaciłem za przejazd państwowym tramwajem. W nieunikniony sposób, czasami wlepiano mi za to mandaty, których uiszczenia nadal odmawiałem. Taki byłem zadzierzysty w moich młodych latach. Ale czy to było słuszne? Szczerze wątpię. Pragnąłem istotnie, jak sugeruje p. Triarius, być czysty jak lilija, ale czy mogło mi się to udać? Mowy nie ma. Co rzekłszy, robiłem to, nie znając jeszcze Mackiewicza. Słów o śnie mokrym nie rozumiem i, jak by powiedziała moja córka, rozumieć nie ścem.

    Ad 2. Pytanie w jakim stanie byłby prl bis, bez pis, bez po czy kogokolwiek, wydaje mi się horrendalną bzdurą. Za Giera było lepiej niż za Gomuły – i co z tego? Za Gomuły było lepiej niż za Bieruta – i tak dalej. Naprawdę? Poważnie mówi mi Pan, że to miałby być decydujący czynnik w akceptacji prlu? W takim razie jest Pan szokująco i zdumiewająco bliski „prezesa” Wielomskiego i całego tego prlowskiegoo konserwatyzmu, który utrzymuje, że każda państwowość jest dobra byle choćby odrobinę, choćby powierzchownie, chociażby tylko ciut polska. Można i tak. Mnie to nie wciąga.

    „Ojczyzna ujarzmiona pozostaje ojczyzną. Ale ojczyzna akceptująca rabstwo, to dla mnie nie ojczyzna, a zagroda dla bydła.”

Komentuj





Language

Książki Wydawnictwa Podziemnego:


Zamów tutaj.

Jacek Szczyrba

Czerwoni na szóstej!.

Jacek Szczyrba

Punkt Langrange`a. Powieść.

H
1946. Powieść.