Powstanie węgierskie i narodziny sowieckiej strategii
0 komentarzy Published 1 listopada 2016    |
Część III
Śmierć Stalina
Strajki zaczęły się na krótko po śmierci wielkiego Soso. W maju robotnicy z fabryki Skody zajęli ratusz w Pilznie, spalili sowieckie flagi i wyrzucili popiersie Lenina przez okno, dając znać wszem i wobec, że jest to aluzja do śmierci Masaryka. Strajki wybuchły nawet w Bułgarii, uważanej w Moskwie za ostoję sowietyzmu. Beria, który wraz z Malenkowem, wydawał się przejąć ster władzy w sowietach, wystąpił z propozycją „nowego kursu” i 2 czerwca przedstawił go enerdowcom. Nakazał im porzucić plan pełnego socjalizmu i już 11 czerwca enerdowskie gazety opublikowały pokajanie się przywództwa za błędy i wypaczenia.
Nowy kurs nie różnił się wiele od późniejszej odwilży i destalinizacji Chruszczowa czy też od pierestrojki i głasnosti Gorbaczowa. Józef Mackiewicz pisał: „Czy stary bolszewicki NEP nazwiemy ‘nowym kursem’, ‘odwilżą’, czy ‘gomułkizmem’, zmieniać może rzeczy tylko w czasie i w metodach, ale nie w zasadzie.” (Por. „Szabla i pałka gumowa”, Londyn 2015) W gruncie rzeczy, tego rodzaju zmiana jest zakodowana w komunizmie od samego początku (zupełnie niezależnie od taktycznych potrzeb chwili): trudności i walka bieżącego momentu (bój to jest nasz ostatni), kiedyś się skończą (krwawy skończy się trud) i nastąpi milenarystyczny ideał (gdy związek radziecki ogarnie brud i smród), w którym nie będzie już tortur i kazamatów, a ludzie w sposób wolny i z uśmiechem na ustach, robić będą dokładnie to, czego się od nich oczekuje. Czyli coś tak jak dzisiaj. Najlepsza znana mi antycypacja pierestrojki, znajduje się w Ciemności w południe Koestlera (zresztą węgierskiego komunisty), gdzie główny bohater, Rubaszow, mówi, że masy są zawsze zacofane i trzeba czekać, aż dorosną do nowej sytuacji. Terror i kontrola są konieczne, aż masy będą obiektywnie na tyle zsowietyzowane, że można będzie dać im liberalną demokrację, będzie można rozluźnić struktury partyjne i podzielić kompartię na przeciwstawne pozornie stronnictwa. W roku 1953 było na to za wcześnie.
To Beria wymyślił określenie „kult jednostki”. To on pierwszy twierdził, że Stalin nie wygrał wojny, ale zwycięstwo przyszło wbrew Stalinowi i jego błędom. Teraz planował autonomię dla narodów sowieckich, gospodarczą liberalizację, uwolnienie wschodnich Niemiec; chciał otworzyć gułag i ogłosić amnestię, obnażyć absurd stalinowskiego terroru. Nie miał wątpliwości, że jego inteligencja, energia i świeżość antybolszewickich przekonań przyniosą mu triumf. Przez prawie cztery miesiące wydawało się, że Beria rzeczywiście wygrał walkę o władzę, ale popełnił chyba ten sam błąd, który zgubił Trockiego, Zinowiewa, Kamieniewa i Bucharina w walce ze Stalinem: ufał w niewątpliwą wyższość swej inteligencji, przez co nie doceniał przeciwników. Za jego plecami Chruszczow zdołał przekonać innych potentatów, a zwłaszcza Malenkowa, że zamienią tylko jednego gruzińskiego mordercę na innego.
Tymczasem Beria planował serię spotkań z towarzyszami z demoludów. Po enerdowcach przyszła kolej na Węgrów. Oprócz kierowników kompartii zaproszono na Kreml także niskiej rangi aparatczyka, imieniem Imre Nagy. Beria zachowywał się wobec Rákosiego, jakby miał przed sobą ducha Stalina. Wyrzucał mu brutalne opresje i sadyzm (najwyraźniej bez poczucia ironii!), a także gospodarcze awanturnictwo i „kult jednostki”:
Słuchajcie, towarzyszu Rákosi, wiemy, że Węgrami rządzili habsburscy cesarze, tatarscy chanowie, polscy książęta i tureccy sułtani, ale nigdy żydowscy królowie, a do tego zmierzacie.
Rákosi ustąpił z funkcji premiera i na jego miejsce mianowany został Nagy. Nagy należał do moskiewskich komunistów i nie był żydowskiego pochodzenia, co w oczach Kremla było zaletą. Jak dobremu komuniście przystało, z miejsca wziął się do wprowadzania nowego kursu. W długim przemówieniu, cytując obficie Lenina i Stalina, Nagy obiecał porzucić forsowną industrializację i powstrzymać kolektywizację. Nowy kurs obowiązywał od razu w całej wschodniej Europie. Po rozmowach z Ulbrichtem i Rákosim miały nastąpić dalsze, ale tymczasem 17 czerwca wybuchły zamieszki w Berlinie.
Amerykańskie radio RIAS, którego słuchano w całych wschodnich Niemczech, nadawało plan strajku i listę żądań strajkujących kilka razy dziennie, aż amerykański kontroler zakazał powtarzania tych informacji: odpowiedzialność Ameryki kończyła się na linii demarkacyjnej. Gdy zaczęły się rozruchy na ulicach Berlina, wszyscy członkowie enerdowskiego politbiura zostali zamknięci w rezydencji ambasadora sowieckiego. Sowieciarze wprowadzili stan wojenny i wycofano z ulic niemiecką milicję. Sowieckie czołgi rozbiły demonstracje, zginęła nieznana liczba osób, setki zostały aresztowane. Bertold Brecht, wbrew sławnemu epigramowi (napisanemu później), rytualnie potępił imperialistów oraz zorganizowane elementy faszystowskie i wychwalał sprawną interwencję sowietów w zgnieceniu kontrrewolucji.
Sowieci wiedzieli o przygotowywanych strajkach i byli na nie gotowi, ale zaskoczyła ich skala i gwałtowność protestów. Najważniejszą ofiarą zamieszek był jednak nie kto inny, jak Ławrenti Beria i jego nowy kurs. 26 czerwca został aresztowany i obwiniony o „wypadki berlińskie”. Kluczową rolę w spisku przeciw Berii odegrał Malenkow, który był bliskim jego sojusznikiem i, jako jeden z nielicznych Rosjan w przywództwie partii, był desygnowany na lidera. To on dał umówiony sygnał dla ludzi Żukowa, żeby wtargnęli na posiedzenie politbiura i aresztowali Berię. Zgodnie z bolszewicką tradycją, aresztowano całą rodzinę potężnego szefa policji, po czym osądzono i skazano go za „zdradę”, której nigdy nie popełnił i zamordowano rozebranego do gaci, przykutego do haka w ścianie i z kneblem w ustach. Generał Baticki, który zabił go strzałem w twarz – czy można to uważać za postęp destalinizacji w porównaniu ze stalinowskim strzałem w tył głowy? – został w nagrodę awansowany do stopnia marszałka. Aresztowanie Berii obróciło się przeciw Nagy’owi jako proponentowi nowego kursu na Węgrzech. W grudniu 53 Światło zbiegł na Zachód, a w Moskwie rozgorzała autentyczna walka o władzę.
Wielu historyków twierdzi, że walka o władzę w sowietach była nowością, ponieważ „polityczna nawigacja za czasów Stalina była prosta: wykonywać bez szemrania jego rozkazy”. Nie jest to przekonujące. Przede wszystkim, walka o władzę – bezpardonowa walka o stołki, o pozycje i o wpływy – leżała od zawsze w naturze bolszewickiej partii; ale co ważniejsze, nie jest wcale prawdą, że polityczna nawigacja za Stalina była taka prosta. Czyżby Jeżow nie wykonał każdej zachcianki Koby? A jak skończył? Lawirowanie i kopanie dołków było zawsze sztuką wśród bolszewików i nic się w tym względzie nie zmieniło w roku 1953. Wykorzystywanie jednej frakcji przeciw innej w wewnątrzpartyjnej rozgrywce należało tak samo do arsenału Lenina, Stalina, jak Chruszczowa. Problem, jaki stał przed nowym kierownictwem był trudny: jak uniknąć śmiertelnego charakteru tej walki? Chruszczow znalazł z czasem rozwiązanie prawdziwie genialne.
Tymczasem, kiedy sowieci zaprosili węgierską delegację do Moskwy, to wiedzieli doskonale, co robią, nastając na to, że jednym z jej członków ma być Imre Nagy.
Kim był Imre Nagy?
Józef Mackiewicz napisał w 1958 roku artykuł dla Ostatnich Wiadomości z Mannheim, pt. „Czy Imre Nagy brał udział w morderstwie rodziny carskiej” (nr 126, 16 listopada). Na marginesie 40 rocznicy zabójstwa w Jekaterynburgu, rozważał Mackiewicz różne mity związane z tym historycznym faktem, a między innymi także ten, że jednym z zabójców miał być węgierski szeregowy komunista nazwiskiem Imre Nagy. Po podaniu krążących plotek, Mackiewicz konkludował:
Toczący się spór nie jest naturalnie taki ważny. Raczej tylko ciekawy jako przyczynek historyczny. Jako przyczynek do prawdy, a prawda zawsze jest ciekawą. W danym wypadku jednak, jak się wydaje, ustalić jej z całą pewnością – nie podobna.
Tekst jest podpisany „Rot.” Mackiewicz używał tego podpisu rzadko, a poza Tygodnikiem Ilustrowanym użył go tylko dwukrotnie. Nie można wykluczyć, iż podpisał tak artykuł o Nagy’u, ponieważ miał wątpliwości co do wiarygodności źródeł.
Plotka o udziale Nagy’a w zabójstwie rodziny carskiej krążyła przez dziesiątki lat, aż została powtórzona przez Edwarda Radzinskiego w książce o ostatnim carze. Czego jednak nie zauważono, to że Radzinski napisał „wedle legendy jednym z zabójców był Imre Nagy”. O ile mi wiadomo, nie zaprezentowano nigdy żadnych dokumentów, dowodzących udziału Nagy’a w morderstwie, ale nawet gdyby się takie dokumenty znalazły, to czy wolno im ufać? Gati zdecydowanie twierdzi, że plotka była częścią kampanii sowieckiej oczerniania Nagy’a. Podaje on także inne przykłady tej samej kampanii, np. raport Kriuczkowa z 16 czerwca 1989, który oskarża Nagy’a o spowodowanie śmierci setek dobrych komunistów w latach 30.
Wydaje mi się, że sceptyczna postawa zademonstrowana przez Mackiewicza prawie 60 lat temu jest jedynie słuszna. Ale życiorys Imre Nagy’a wart jest bliższej uwagi.
Jest oczywiste, że kiedy Beria i Malenkow zażądali obecności Nagy’a na spotkaniu z Węgrami, to jedynym ich celem było umieszczenie swojego człowieka w Budapeszcie. Gati twierdzi, że „Nagy zawsze przekładał powolne postępy komunizmu poprzez współpracę z nie-komunistami, ponad przemoc, wolał konsolidację władzy poprzez wspólne cele raczej niż terror”. Innymi słowy, Nagy był czystym marksistą-leninistą. Ale Beria nie wybrał go ze względu na jego ideologiczną ortodoksję. Wybrał go, ponieważ Nagy był zaufanym czekistą.
Pochodził z rodziny chłopskiej, którą jego ukochana partia nazwałaby później kułacką. Powodziło im się na tyle dobrze, że posłali jedynego syna do gimnazjum. Niestety chłopiec nie wykazał żadnych zdolności i jego edukacja zakończyła się w wieku lat 12. Kiedy wybuchła Wielka Wojna miał 18 lat i znalazł się w c.k. piechocie. Ranny na froncie włoskim, po rekonwalescencji posłany został na front wschodni, gdzie prędko poszedł do niewoli. Rewolucja zastała go na Syberii i młody Nagy przyłączył się wnet do bolszewików, podobnie jak ogromna ilość węgierskich jeńców. Po kilku latach spędzonych na Węgrzech (m.in. w więzieniu), w 1929 roku znalazł się ponownie w sowietach i spędził tam następnych 15 lat jako sowiecki obywatel.
I tu zaczyna się najbardziej kontrowersyjny okres kariery Nagy’a. Przeżył czystki i wielki terror lat 30. jako agent gpu i nkwd znany pod kryptonimem „Wołodia” [1]. Zwierzchnicy chwalili jego inicjatywę i „umiejętne podejście do ludzi”. Zważywszy, że ludzie, do których „podchodził”, kończyli na Kołymie lub byli likwidowani po torturach, jego „inicjatywa” nie jest zaiste chwalebna. Nawet najbardziej przyjaźnie nastawieni do Nagy’a apologeci (jak Gati) przyznają, że donosy Wołodii wyglądają na autentyczne. Tłumaczą jednak jego współpracę „brakiem wyboru” i strachem, zamiast dostrzec, że każdy ideowy komunista donosił z dumą, bo donosicielstwo należało do idei. Starają się także pomniejszyć wagę jego współpracy, nazywając go „niskiej rangi informatorem”, a nie agentem.
W marcu 1938 roku Nagy został aresztowany, ale wypuszczono go po czterech dniach na skutek interwencji wyższego oficera nkwd. Jego raporty zawierają m.in. nazwiska ponad 200 osób, które „podejrzewał o działalność antysowiecką”. Kiedy w 1941 roku zgłosił się na ochotnika do armii czerwonej, służył w specjalnej jednostce nkwd. W czerwcu tegoż roku, Malenkow zażądał od Mierkułowa teczki na temat Nagy’a. Nie wiadomo w jakim celu. Kontrowersje dotyczą autentyczności niektórych dokumentów oraz domniemanych intencji Nagy’a. Wyraziłem już swoją opinię na temat sowieckich dokumentów, a jednak nawet obrońcy Nagy’a nie potrafią odrzucić odręcznie pisanych donosów. Natomiast co do intencji, to w mrokach ludzkiej duszy, są one znane tylko Panu Bogu. Nie zamierzam potępiać Nagy’a, który postępował w zgodzie z bolszewicką pseudo-moralnością; twierdzę w zamian, że przywódca węgierskiego powstania był po prostu komunistą.
Wiele poszlak zdaje się wskazywać, że Nagy odgrywał konkretną rolę w węgierskim przywództwie. Krótko mówiąc, będąc „człowiekiem Berii”, najprawdopodobniej był jego oczami i uszami w Budapeszcie. Dodać muszę, że nie istnieją żadne „dokumenty” taką hipotezę potwierdzające, ale wiele jest pośrednich wskazówek, z których najdziwniejsza i najtrudniejsza do wyjaśnienia w jakikolwiek inny sposób, jest ta, że Nagy wiedział o aresztowaniu Biełkina, generała kgb i bezpośredniego zwierzchnika Gábora Pétera (szefa avo), zanim dowiedział się o tym Rákosi czy ktokolwiek inny w węgierskim kierownictwie. Ponieważ Nagy nie miał wówczas żadnej roli w rządzie węgierskim, wniosek, jaki musieli wyciągnąć z tego faktu jego wrogowie, był oczywisty: Nagy jest zaufanym człowiekiem Moskwy. Jak zwykle w archiwach sowieckich, trzeba być ostrożnym w wyciąganiu wniosków. O niewytłumaczalnej wiedzy Nagy’a wiemy z zeznań samego Pétera. Został on aresztowany w willi Rákosiego w dzień po rozmowie z Nagy’em (przypadkowym spotkaniu w operze w listopadzie 1952) i o szczegółach tej rozmowy wiemy z protokołu przesłuchania. Ponieważ w tym samym przesłuchaniu, Péter wyjawił tajny kryptonim Nagy’a (Wołodia), jest zupełnie możliwe, że były szef tajnej policji ostrzegał swoich katów – a ściślej, Rákosiego – żeby mieli się na baczności, bo ludzie tacy jak on i Nagy, są pod opieką Moskwy. Jako moskiewscy czekiści, byli obaj ludźmi Berii, ale czy Beria mógł sobie pozwolić na umieszczanie „śpiących agentów” w braterskich kompartiach?
Rzecz w tym, że Péter był bez wątpienia cennym agentem dla Berii, jako szef tajnej policji. Ale Nagy? Rákosi zapewne podejrzewał Nagy’a, więc odsuwał go od władzy, jak tylko mógł. We wczesnych latach powojennych, w rządzie koalicyjnym, Nagy zajmował pozycje ministra rolnictwa i spraw wewnętrznych – ale nawet wówczas wyłącznie dzięki osobistej interwencji Woroszyłowa. W tej drugiej roli prezydował m.in. nad forsowną deportacją Niemców z Węgier. Usunięty z rządu, zajmował mniej ważne pozycje, np. wiceministra odpowiedzialnego za aprowizację, tzn. wprowadzał w życie konfiskaty zboża od chłopów. Nawet dobrze nastawiony do niego Gati, nazywa Nagy’a typowym stalinowskim aparatczykiem, który bez szemrania wykonywał polecenia.
Ale dlaczego nie padł ofiarą czystek? Dlaczego nie podzielił losu Rájka? Gati tłumaczy, że nie prześladowano wówczas moskiewskich komunistów, co jest absurdem, bo Slansky przybył z Moskwy, a jego „sprawa” leżała w samym sercu powojennych czystek. Nagy nie miał żadnych przyjaciół w węgierskiej wierchuszce, ale miał przyjaciół w Moskwie. Jeszcze przed śmiercią Stalina, bo już w 1952 roku, jego gwiazda ponownie szła w górę, gdy wybrany został na głównego mówcę podczas oficjalnych obchodów 35 rocznicy bolszewickiego puczu.
Kiedy sowieciarze uczynili go premierem rządu w 1953 roku, Nagy zajął się wprowadzaniem nowego kursu z entuzjazmem, pomimo że jego „opiekun” i autor nowego kursu był już w niełasce (albo już nie żył), a Rákosi stał się jego osobistym wrogiem. Nagy zamknął 700 z 5100 kołchozów i ogłosił częściową amnestię (zwolniono z więzień 748 tysięcy ludzi). Zesłańcy powracali z sowietów, więźniowie wychodzili z obozów, nawet z Recsk. Gati utrzymuje, że polityka Nagy’a miała na celu uratowanie socjalizmu na Węgrzech i że była odbiciem „autentycznie leninowskiej mentalności politycznej”. Do pewnego stopnia wypada się z tym zgodzić, z tą jednak różnicą, że z czasem Nagy uwierzył w nowy kurs i uznał go za ortodoksję, co nie było z pewnością postawą leninowską – prawdziwy leninista nie czułby się związany prowokacją nepu.
Podczas kolejnego spotkania w Moskwie w styczniu 55, były opiekun Nagy’a, Malenkow, przedzierzgnął się w głównego oskarżyciela. Nagy dostał ataku serca i w marcu 55 został usunięty z rządu, a w listopadzie wyrzucony z kompartii. Zarówno Gati, jak Sebestyen, są zdania, że był to krytyczny moment, który w konsekwencji doprowadził do wybuchu powstania. Mnie się to wydaje klasyczną bolszewicką przepychanką: Węgry były nadal w trudnej sytuacji ekonomicznej i politycznej, więc należało znaleźć winnych. „Nowość kursu” polegała tylko na tym, że Nagy’a nie rozstrzelano, a pozwolono mu spokojnie żyć w luksusowej willi w Budapeszcie.
A jednak zdyscyplinowany czekista, jakim niewątpliwie był Nagy, odbiegł w końcu od ortodoksji, ponieważ nie zaakceptował decyzji kompartii, nie złożył samokrytyki, a w zamian trzymał się odtąd przekonania, że „nowy kurs jest jedynym sposobem uratowania socjalizmu na Węgrzech”. Rákosi tymczasem porzucił z radością nowy kurs i rozkazał avo dokonać szerokich aresztowań. Ku jego wielkiemu zdziwieniu, Moskwa nie zezwoliła na aresztowanie komunistów, a tym samym usankcjonowała, chcąc nie chcąc, „opozycyjność” Imre Nagy’a. Rákosi przygotował długą listę pisarzy, których chciał poddać represjom, gdy został wezwany na XX zjazd sowieckiej kompartii do Moskwy. Osławione tajne przemówienie Chruszczowa postawiło ludzi pokroju Bieruta czy Rákosiego w trudnej sytuacji, ale nie z tych powodów, które się zazwyczaj wspomina.
Mowa Chruszczowa nie miała wcale na celu „destalinizacji” sowietów i międzynarodowego ruchu komunistycznego. Gdyby Chruszczow chciał rzeczywiście obnażyć zbrodnie Stalina, to musiałby zacząć od samokrytyki, gdyż sam był chętnym wykonawcą rozkazów swego szefa. Chruszczow nie wspomniał jednak o masowych morderstwach, o głodzie, o wywózce, o strzałach w tył głowy, bo zbrodnie te dokonane zostały na nie-komunistach. Jedyne „zbrodnie Stalina”, jakie znalazły się na wokandzie, to „zbrodnie” wobec komunistów. Żadna destalinizacja nie postała nawet w głowie genseka, a jedyny sens jego mowy był taki: odtąd nie będziemy się wzajemnie mordować. Chruszczow wprowadził koncepcję kolektywnego kierownictwa, w którym mogą być tarcia, i nawet walka o władzę, ale nie będzie więcej tortur i egzekucji, nie będzie pokazowych procesów zakończonych strzałem w potylicę.
Konsekwencje dla zabójców Rajka i Slansky’ego były oczywiste: potępienie czystek i terroru skierowanego wobec komunistów przyszło z Moskwy i było jasnym zakazem stosowania metod policyjnych wobec towarzyszy partyjnych. Niektórzy biedni mordercy umarli ze strachu, np. Bierut; niektóre ofiary zrehabilitowano, np. współoskarżeni w procesie Slansky’ego otrzymali pośmiertnie ordery Gottwalda, który był odpowiedzialny za ich śmierć. Rákosi nie zdołał się utrzymać i został zastąpiony przez Ernő Gerő, swego zastępcę.
Tymczasem w Budapeszcie wrzało. Studenci organizowali spotkania i dyskusje. Sebestyen i Gati twierdzą, że tzw. koło Petőfiego było instytucją bez precedensu w bloku komunistycznym. Osobiście, nie jestem zainteresowany bolszewickimi kółkami dyskusyjnymi, ale na podstawie opisu działalności koła, nie widzę żadnej różnicy między warszawskim klubem krzywego koła, a jego budapeszteńskim odpowiednikiem. Tę samą atmosferę lekko anarchizującej, niczym nie ograniczonej debaty, znamy z praskiej wiosny, z czasów Solidarności, i z każdej rewolty pod komunistami. W swej książce o klubie krzywego koła, Witold Jedlicki pisał o poważnych powodach, żeby przypuszczać, że klub „był powołany do życia w r. 1955 nie tylko nie wbrew władzom i to władzom policyjnym – ale raczej za ich wyraźną zachętą”. Węgierskie władze potrzebowały dokładnie tego samego wentyla bezpieczeństwa i koło Petőfiego dostarczyło go z naddatkiem, debatując, jak uratować socjalizm na Węgrzech.
Odsunięty Nagy stał się symbolem oporu, mimo że pozostał wiernym komunistą. Przechadzał się dobrodusznie po ulicach miasta i stał się z czasem dobrotliwym „wujaszkiem Imre”. Po mowie Chruszczowa ferment w całym bloku komunistycznym wzrastał, aż w czerwcu nastąpił wybuch w postaci poważnych zamieszek w Poznaniu. Na dzień wcześniej, 27 czerwca, w Klubie Oficerskim w Budapeszcie wystąpiła Júlia Rájk, wdowa po zamordowanym aparatczyku, wypuszczona z więzienia zaledwie parę miesięcy wcześniej. Powiedziała między innymi, że więzienia Horthy’ego były lepsze dla komunistów niż więzienia Rákosiego; że ludzie odpowiedzialni za śmierć jej męża powinni ponieść karę, bo „zrujnowali kraj i skorumpowali partię”.
Oficjalny pogrzeb Rájka, który miał miejsce trzy miesiące później, był kolejnym kamieniem milowym węgierskiego powstania. Tymczasem porzucimy jednak chwilowo Węgry i powrócimy do Poznania, by zastanowić się nad mechanizmami podsowieckiej rewolty.
_______
- Szczegóły na temat agenta Wołodii można znaleźć w znakomitym eseju J Granville, pt. „Imre Nagy ‘Wołodia’ – wyszczerbiona aureola męczennika” wraz z przekładem kilku dokumentów: https://www.scribd.com/document/13988893/Imre-Nagy-aka-Volodya-A-Dent-in-the-Martyr-s-Halo-by-Johanna-Granville
Prześlij znajomemu
0 Komentarz(e/y) do “Powstanie węgierskie i narodziny sowieckiej strategii”
Prosze czekac
Komentuj