Najnowsze komentarze

III Ankieta Wydawnictwa Podziemnego

Dziecko w szkole uczy się fałszowanej historii od Piasta do równie sfałszowanego Września i dowie się, że obrońcą Warszawy był nie jakiś tam Starzyński, ale komunista Buczek, który wyłamał kraty „polskiego faszystowskiego” więzienia, by na czele ludu stolicy stanąć do walki z najeźdźcą. – Tak w roku 1952 Barbara Toporska opisywała ówczesny etap bolszewizacji Polski.

Przyjmijmy, na potrzeby niniejszej ankiety, że był to opis pierwszego etapu bolszewizacji, klasycznego w swoim prostolinijnym zakłamaniu. Kolejny etap nastąpił szybko, zaledwie kilka lat później, gdy – posługując się przykładem przytoczonym przez Barbarę Toporską – w kontekście obrony Warszawy wymieniano już nie tylko komunistę Buczka, ale także prezydenta Starzyńskiego (i to z największymi, bolszewickimi honorami). Przyszedł w końcu także moment, gdy komunista Buczek albo znikł z kart historii, albo też przestał być przedstawiany w najlepszym świetle – jeszcze jeden, mocno odmieniony okres.

Mamy tu zatem dynamiczne zjawisko bolszewizmu i szereg nasuwających się pytań. Ograniczmy się do najistotniejszych, opartych na tezie, że powyższe trzy etapy bolszewizacji rzeczywiście miały i mają miejsce:

1. Wedle „realistycznej” interpretacji historii najnowszej utarło się sądzić, że owe trzy etapy bolszewickiej strategii są w rzeczywistości nacechowane nieustającym oddawaniem politycznego pola przez bolszewików. Zgodnie z taką wykładnią, historię bolszewizmu można podzielić na zasadnicze okresy: klasyczny, ewoluujący, upadły. Na czym polega błąd takiego rozumowania?

2. Jak rozumieć kolejno następujące po sobie okresy? Jako etapy bolszewizacji? Jako zmiany wynikające z przyjętej strategii, czy ze zmiennej sytuacji ideowej i politycznej, czy może trzeba wziąć pod uwagę inne jeszcze, niewymienione tu czynniki?

3. Trzy etapy i co dalej? Czy trzecia faza spełnia wszystkie ideowe cele bolszewizmu, czy wręcz przeciwnie – jest od realizacji tych celów odległa? Czy należy spodziewać się powrotu do któregoś z wcześniejszych etapów, a może spektakularnego etapu czwartego lub kolejnych?

Zapraszamy do udziału w naszej Ankiecie.

II Ankieta Wydawnictwa Podziemnego

Dorobek pisarzy i publicystów mierzy się nie tyle ilością zapisanych arkuszy papieru, wielkością osiąganych nakładów, popularnością wśród współczesnych czy potomnych, poklaskiem i zaszczytami, doznawanymi za życia, ale wpływem jaki wywierali lub wywierają na życie i myślenie swoich czytelników. Wydaje się, że twórczość Józefa Mackiewicza, jak żadna inna, nadaje się do uzasadnienia powyższego stwierdzenia. Stąd pomysł, aby kolejną ankietę Wydawnictwa poświęcić zagadnieniu wpływu i znaczenia twórczości tego pisarza.

Chcielibyśmy zadać Państwu następujące pytania:

1. W jakich okolicznościach zetknął się Pan/Pani po raz pierwszy z Józefem Mackiewiczem?
Jakie były Pana/Pani refleksje związane z lekturą książek Mackiewicza?

2. Czy w ocenie Pana/Pani twórczość publicystyczna i literacka Józefa Mackiewicza miały realny wpływ na myślenie i poczynania jemu współczesnych? Jeśli tak, w jakim kontekście, w jakim okresie?

3. Czy formułowane przez Mackiewicza poglądy okazują się przydatne w zestawieniu z rzeczywistością polityczną nam współczesną, czy też wypada uznać go za pisarza historycznego, w którego przesłaniu trudno doszukać się aktualnego wydźwięku?

Serdecznie zapraszamy Państwa do udziału.

Ankieta Wydawnictwa Podziemnego

1. W tak zwanej obiegowej opinii egzystuje pogląd, że w 1989 roku w Polsce zainicjowany został historyczny przewrót polityczny, którego skutki miały zadecydować o nowym kształcie sytuacji globalnej. Jest wiele dowodów na to, że nie tylko w prlu, ale także innych krajach bloku komunistycznego, ta rzekomo antykomunistyczna rewolta była dziełem sowieckich służb specjalnych i służyła długofalowym celom pierestrojki. W przypadku prlu następstwa tajnego porozumienia zawartego pomiędzy komunistyczną władzą, koncesjonowaną opozycją oraz hierarchią kościelną, trwają nieprzerwanie do dziś. Jaka jest Pana ocena skutków rewolucji w Europie Wschodniej? Czy uprawniony jest pogląd, że w wyniku ówczesnych wydarzeń oraz ich następstw, wschodnia część Europy wywalczyła wolność?

2. Nie sposób w tym kontekście pominąć incydentu, który miał miejsce w sierpniu 1991 roku w Moskwie. Czy, biorąc pod uwagę ówczesne wydarzenia, kolejne rządy Jelcyna i Putina można nazwać polityczną kontynuacją sowieckiego bolszewizmu, czy należy raczej mówić o procesie demokratyzacji? W jaki sposób zmiany w Sowietach wpływają na ocenę współczesnej polityki międzynarodowej?

3. Czy wobec rewolucyjnych nastrojów panujących obecnie na kontynencie południowoamerykańskim należy mówić o zjawisku odradzania się ideologii marksistowskiej, czy jest to raczej rozwój i kontynuacja starych trendów, od dziesięcioleci obecnych na tym kontynencie? Czy mamy do czynienia z realizacją starej idei konwergencji, łączenia dwóch zantagonizowanych systemów, kapitalizmu i socjalizmu, w jeden nowy model funkcjonowania państwa i społeczeństwa, czy może ze zjawiskiem o zupełnie odmiennym charakterze?

4. Jakie będą konsekwencje rozwoju gospodarczego i wojskowego komunistycznych Chin?

5. Już wkrótce będzie miała miejsce 90 rocznica rewolucji bolszewickiej w Rosji. Niezależnie od oceny wpływu tamtych wydarzeń na losy świata w XX wieku, funkcjonują przynajmniej dwa przeciwstawne poglądy na temat idei bolszewickiej, jej teraźniejszości i przyszłości. Pierwszy z nich, zdecydowanie bardziej rozpowszechniony, stwierdza, że komunizm to przeżytek, zepchnięty do lamusa historii. Drugi stara się udowodnić, że rola komunizmu jako ideologii i jako praktyki politycznej jeszcze się nie zakończyła. Który z tych poglądów jest bardziej uprawniony?

6. Najwybitniejszy polski antykomunista, Józef Mackiewicz, pisał w 1962 roku:

Wielka jest zdolność rezygnacji i przystosowania do warunków, właściwa naturze ludzkiej. Ale żaden realizm nie powinien pozbawiać ludzi poczucia wyobraźni, gdyż przestanie być realizmem. Porównanie zaś obyczajów świata z roku 1912 z obyczajami dziś, daje nam dopiero niejaką możność, choć oczywiście nie w zarysach konkretnych, wyobrazić sobie do jakiego układu rzeczy ludzie będą mogli być jeszcze zmuszeni 'rozsądnie' się przystosować, w roku 2012!

Jaki jest Pana punkt widzenia na tak postawioną kwestię? Jaki kształt przybierze świat w roku 2012?




Głupi antykomunizm przynosi tyle samo strat,
co infiltracja komunistyczna.

Barbara Toporska

Kardynał Armand du Plessis de Richelieu ma złą prasę wśród demokratów i liberałów, choć swą złą sławę zawdzięcza raczej Aleksandrowi Dumas, który uczynił zeń przebiegłego oponenta dziarskiego d’Artagnana i trzech muszkieterów, niż rzetelnej historycznej analizie.  W dzisiejszych czasach widzi się w nim nie tylko podstępnego intryganta, ale także twardą ostoję absolutyzmu i okrutnego obrońcę autorytarnej kontroli nad społeczeństwem.  W swej niezwykłej mądrości, mylił się wszakże roztropny kardynał, gdy sądził, że sam sobie poradzi z wrogami.  Powinien był wiedzieć, że bez Bożej pomocy, nic nie jest możliwe.  A jednak jego bon mot przeszedł do historii ze względu na pierwszą część: Cave me, Domine, ab amico.  Chroń mnie, Boże, od przyjaciół…

Wielki francuski mąż stanu przyszedł mi na myśl, gdy czytałem artykuł Stanisława Michalkiewicza, ponoć wielkiej gwiazdy prlowskiej „prawicy”.  (Nie, sam autor nie jest w niczym podobny do „Szkarłatnej Eminencji”.)  Jego artykuł wprawił mnie w długotrwałe zdumienie.  Tekst pt. „’Mackiewiczówka’ w Czarnym Borze” ukazał się w czasopismie Najwyższy Czas!, nr 49-50, w grudniu ubiegłego roku.  Już na wstępie autor zadziwił mnie twierdzeniem, że Józef Mackiewicz był jednym z największych pisarzy polskich XX wieku.  Zdawałoby się, cóż w tym dziwnego?  I ja jestem tego zdania!  Jakąż kontrowersję można znaleźć w takiej wypowiedzi.  Ale Michalkiewicz zdołał to osiągnąć, pisząc:

Gdyby nie to, że w wieku XX żył jeszcze Henryk Sienkiewicz, to Józef Mackiewicz mógłby ubiegać się nawet o palmę pierwszeństwa, ale i tak umieszczam go w pierwszej trójce albo czwórce – obok Stefana Żeromskiego, Juliusza Kadena-Bandrowskiego i Stanisława Rembeka.

A Sienkiewicz?  Gdyby nie Sienkiewicz, to Mackiewicz byłby pierwszy na tej przedszkolnej liście p. Michalkiewicza, a bez Sienkiewicza jest w pierwszej trójce obok trzech innych?  Takich dwóch, jak ich trzech, to nie ma ani jednego.  Ale taka to jest logika (i arytmetyka) prlowskich antykomunistów.

Michalkiewicz poucza następnie, „po czym poznać wielkiego pisarza?”  Może po tym, że Wielki Michalkiewicz zaliczył go do pięciu z najlepszych trzech?  Okazuje się, że nie.  Wielkim pisarzem jest ten, kto „potrafi bezbłędnie wprowadzić czytelnika w nastrój”.  W rzeczywistości jednak, nastroje – a może nawet „nas troje z pierwszej piątki, gdzie pierwszy jest drugi w pierwszej czwórce” – nie są przedmiotem sztuki, nie mają doprawdy nic ze sztuką wspólnego.  Wiele dzieł sztuki bez wątpienia może wprowadzać odbiorców w jakiś nastrój, ale nie powinno to być nigdy ich celem i z pewnością nie przyświecało jako cel Józefowi Mackiewiczowi.  Jeżeli Michalkiewicz tak bardzo potrzebuje wprowadzenia w nastrój, to niech sobie wynajmie masażystkę, albo słucha muzyki lekkiej, łatwej i głęboko nieprzyjemnej, ale przy czym tu Mackiewicz?  Lektura Mackiewicza może go wprawić w nastrój posępny, bo oto stanie przed nim pytanie, które pisarz ponawiał wielokrotnie: jak to się stało?  Jak doszło do tego, że system tak groteskowy w swej potworności, jak komunizm, panuje nad ogromnymi połaciami świata?  W jaki sposób wolni ludzie przemieniają się w niewolników, jak gdyby za dotknięciem magicznej bolszewickiej różdżki?  Natomiast „wprowadzanie czytelnika w nastrój”, to nie jest znamię wielkości pisarskiej, a raczej przykład jak uprawiać krytykę literacką przy pomocy sierpa i młota.

Nie, nie o nastroje szło Mackiewiczowi, ale o intelektualną postawę, o postawę oporu wobec zwycięskiego bolszewizmu.  I tu właśnie nasunęła mi się przytoczona powyżej sentencja Barbary Toporskiej: „Głupi antykomunizm przynosi tyle samo strat, co infiltracja komunistyczna.”

„Głupi antykomunizm”, to nie jest w ogóle antykomunizm, to jest zaledwie pseudo-antykomunizm; zjawisko równie stare jak sama bolszewia, które polega na utożsamianiu czegoś innego z groźbą komunizmu, a tym samym na pomniejszaniu prawdziwego zagrożenia.  Już podczas nawały bolszewickiej w 1920 roku, polska propaganda mówiła o „wojnie z odwiecznym wrogiem”, gdy sowdepia powstała ledwie dwa lata wcześniej.  Innym przykładem mogą służyć ekscesy tzw. makkartyzmu, kiedy z najlepszymi intencjami zniszczono dobre imię krucjaty antykomunistycznej.  Najbardziej klasycznym przykładem „głupiego antykomunizmu” jest werbalny wyłącznie antykomunizm Hitlera (sam Fuehrer był w istocie bliższy leninowskiej ortodoksji, niż byłoby mu wygodnie przyznać) oraz centralne dla nazistowskiej ideologii pojęcie „żydokomuny”.  I tak powracamy do artykuliku Michalkiewicza, który w długich i zawiłych wywodach oskarża „żydowską gazetę dla Polaków, kierowaną przez Adama Michnika, potomka takiej stalinowskiej dynastii” o to, że przed laty nazwała Mackiewicza „antykomunistą zoologicznym”:

Najwyraźniej żydokomuna w kolejnych pokoleniach dziedziczy nienawiść do Polaków, którzy nie zapisali się do któregoś z ichnich chederów.  Bo Józef Mackiewicz pytany o narodowość odpowiadał, że jest „antykomunistą”, a to dla „lewicy laickiej”, czyli dawnych (?) stalinowców, co to nawet po przepoczwarzeniu się na demokrację serca mają po lewej stronie, uchodzi za największą zbrodnię.

Wolałbym raczyć się koktejlem „Łza komsomołki” albo wręcz szamponem „Sadko-bogaty kupiec”, niż czytać takie kawałki, ale też mamy tu na tacy podany przykład pseudo-antykomunizmu.  W moim przekonaniu, Józef Mackiewicz szczerze by się uśmiał z michnikowego epitetu, ale to marginalny drobiazg.  Bo z jednej strony, Michalkiewicz ma przecież rację, gdy mówi o bolszewickich dynastiach (nie używałbym tu określenia „stalinowskie”, bo jest mylące i nieścisłe, gdyż sugeruje, że takich dynastii nie było przed i po Stalinie) i o ich kurczowym (a skutecznym) trzymaniu się władzy w prlu.  Miałby w zupełności rację, gdyby wyśmiewał wybiórczą gazetkę jako organ komunistów, ale on woli nazwać ją „żydowską gazetą dla Polaków”.

Co gorsza, Michalkiewicz nie dostrzega sprzeczności własnej pozycji, gdyż przecież Mackiewicz podając w ankiecie swą narodowość jako „antykomunista”, wyrzekał się niniejszym narodowości polskiej, stawiając ją niejako na drugim miejscu wobec swego politycznego stanowiska.  Całość tej ankiety brzmiała przecież tak: „Zawód – pisarz.  Narodowość – antykomunista.  Przekonania – kontrrewolucjonista.  Kraj pochodzenia – Europa Wschodnia.”  Michalkiewicz pisze dalej o rękach komunistów „unurzanych we krwi polskich patriotów po łokcie”, co jest znowu jednoznacznie słuszne, ale w oczach Mackiewicza polskie ofiary komunizmu nie były w żadnym wypadku ważniejsze od milionów Rosjan i Kozaków, Ukraińców czy Litwinów, którzy padli ofiarami najgorszych zbrodniarzy, jakich ziemia nosiła.  Jego dewizą była walka z komunistami, niezależnie od tego, czy się ich nazywa stalinistami czy trockistami, dysydentami czy maoistami, lewicą laicką czy prawicą nieświeżą, a także niezależenie od ich narodowości, toteż takim samym wrogiem był mu Polak Dzierżyński, co Gruzin Stalin, jego powinowaty Romuś Pilar co Żyd Trocki.  Uznając Europę Wschodnią za swój kraj pochodzenia, Mackiewicz poczuwał się do wspólnoty z milionami Żydów, zamieszkujących naszą nieszczęsną część kontynentu, na równi z Polakami.

Michalkiewicz mówi w zamian o „rozjeżdżającym się po świecie potomstwie semickich czekistów”, czym całkowicie się kompromituje, gdyż rzecz jasna wynika z jego stwierdzenia, że nie miałby nic przeciwko aryjskim potomkom czekistów, którzy by obdarowywali się „nawzajem rozmaitymi tytułami i orderami, poubierani w garnitury, mówiący językami [sic! a jak niby mają mówić!?]” rozjeżdżaliby się po świecie.

Nie będę raz jeszcze przytaczał cytowanego tu wielokrotnie Tima Snydera, który przeanalizował perfidię użycia pojęcia „żydokomuny” w Europie Wschodniej (wraz z całą koncepcją judeo-bolszewizmu), dość powiedzieć, że utożsamienie wszystkich Żydów z komunizmem i wszystkich komunistów z żydostwem, usprawiedliwia nas…  Nas wszystkich, uwikłanych w komunizm.  Tak jak usprawiedliwiało wszystkie narody podbite najpierw przez sowiety, a potem przez Niemcy, z uprzedniej współpracy z bolszewikami.  Każdy Litwin i Rumun niechybnie zawikłany w komunizm, czuł się z nadejściem Niemców uwolniony od winy dzięki formule „każdy Żyd to komunista, wszyscy komuniści to Żydzi”.  Każdy mieszkaniec Europy Wschodniej, który nie był Żydem, a wyzwolony został z okupacji sowieckiej przez Wehrmacht, mógł zrzucić swą winę na drobną mniejszość – na Żydów-komunistów.  Nie wezwę na pomoc Snydera, powołam się tym razem na kogoś innego, na wielkiego polskiego pisarza, choć zdaje mi się, zupełnie obcego Michalkiewiczowi.  Pisarz ten jest niestety równie mu nieznany, jak zapoznanym pozostanie on czytelnikom i wydawcom wybiórczych gazetek.  Powołam się bowiem na Józefa Mackiewicza.

Już w swych wspomnieniach z Katynia, opublikowanych pierwotnie w styczniu 1947 roku w Orle Białym, a następnie włączonych do dwóch opracowanych przez niego książek katyńskich (Zbrodnia katyńska w świetle dokumentów oraz Sprawa mordu katyńskiego), zastanawiał się nad trudnością, jaką prezentowała dla Niemców wielka ilość nazwisk żydowskich wśród ofiar katyńskich.  Goebbelsowska propaganda jednoznacznie przypisywała winę za zbrodnię „żydowsko-bolszewickim katom”.  Spośród 50 nazwisk morderców z mińskiego nkwd, którzy dokonywali zabójstw, Niemcy wyłowili trzy o żydowskim brzmieniu i im przypisali czołową rolę w prowadzeniu egzekucji.  Na co Mackiewicz odpowiadał z ironią, wymieniając rozliczne nazwiska i imiona o typowo żydowskim brzmieniu wśród zamordowanych polskich oficerów, po czym konkludował:

Ci więc mieli paść ofiarą „wyłącznie” żydowskich katów?

Mackiewicz miał jasno określony pogląd na fałszywe i mylące pojęcie „żydokomuny”:

Kto poznał z bliska zaślepioną, wściekłą, można by ją określić jako z pianą na ustach antysemicką propagandę hitlerowską, która z absolutnym, nie dopuszczającym żadnego zastrzeżenia uporem, identyfikowała bolszewizm z żydostwem, ten dopiero wyobrazić sobie może, jak trudno było tejże hitlerowskiej propagandzie publikować dziesiątki nazwisk z imienia i nazwiska żydowskich, na liście właśnie ofiar katyńskich!

Pomimo całego swego zaślepienia i zacietrzewienia, Goebbels był jednak w stanie dostrzec, że w tym jednym wypadku poddać należało ideologiczne skrzywienie jego propagandy – wymogom prawdy.  Nie dlatego, żeby uznał nagle prawdę za jakąkolwiek wartość, ale wyłącznie z powodu utylitarnej korzyści, jaką mu w tej sytuacji prawda przynosiła.  Niektórzy polscy publicyści nie są zdolni nawet do takich ustępstw ze swego ideologicznego skrzywienia.

I takie głodne kawałki wyszły spod pióra „wielbiciela Józefa Mackiewicza”, sekretarza „kapituły Nagrody Literackiej im. Józefa Mackiewicza”, Stanisława Michalkiewicza.  Trudno doprawdy oprzeć się wrażeniu, że p. Michalkiewicz Józefa Mackiewicza nigdy nie czytał.

Dobry Boże!  Broń Józefa Mackiewicza przed takimi przyjaciółmi.



Prześlij znajomemu

42 Komentarz(e/y) do “Boże, strzeż mnie od przyjaciół (z wrogami sam sobie poradzę)”

  1. 1 BaSz

    Niestety tekst p. Michalkiewicza ukazał się (chyba) tylko w papierówce, i w e-NCz! go nie ma. Trudno więc ocenić, co jak autor napisał jeszcze.

  2. 2 michał

    No, na to ja już nie doktor. Jeżeli ja mogę ten chłam przeczytać w Londynie, to Ty, BaSzu, możesz to chyba przeczytać w Warszawie, nie? Czy może już nie ma bibliotek ani czytelni w tym najlepszym z prlów?

  3. 3 Przemek

    Panie Michale,

    szkoda czasu na czytanie i tym bardziej pisanie o wypocinach tego Pana.
    Swego czasu, był bardzo dobrym polemistą i z przyjemnością można było poczytać. To jeszcze za UPR która była pewną odskocznią, nawet jeśli w dużej części NIE-Realną to dawała dużo do myślenia. Obecnie felietony w Radio M. i TV Tr. – zgroza. Może to też kwestia wieku, czasem sam to po sobie zauważam, to trochę tak jak z prowadzeniem samochodu. Piszę z punktu widzenia mieszkańca „najlepszego z prlów” nie do końca zaciekawionego tym co tu się dzieje i tylko z rzadka dociekliwego. Co do bibliotek to właśnie 300 metrów od mojego domu otworzono nową filię biblioteki Raczyńskich (tu oczywiście zacznie Pan spór o nazwę i prawo do kontynuacji w peerelu, ale nie zmienia to faktu, iż niezwykle miło jest tam bywać).

  4. 4 Andrzej

    Drogi Panie Przemku,

    Jakkolwiek nie do mnie skierował Pan powyższe słowa („szkoda czasu na czytanie i tym bardziej pisanie o wypocinach tego Pana” – Stanisława Michalkiewicza), pozwolę sobie wyrazić odmienne zdanie i podziękować Panu Michałowi za moim zdaniem, bardzo dobry artykuł. Uważam, że należy komentować opinie i oceny, jakie Michalkiewicz wyraża. Po to aby wykazać, że nie ma racji, że zakłamuje poglądy Mackiewicza i rzeczywistość, że nacjonalistyczna optyka i ideologia które stosuje i uprawia odbierają mu rozum. Po to, aby Mackiewicza i zdrowego rozsądku bronić. To jest nie tylko potrzebne ale jest konieczne.

  5. 5 Przemek

    Panie Andrzeju,

    zapewne z mojej niejasnej wypowiedzi wynika nieporozumienie.
    Niczego nie zarzucam artykułowi Pana Michała.
    Myślałem o tym, iż niektóre osoby należy ignorować, pozwolić im odejść w zapomnienie, mimo ich starań aby tak się nie stało – to o pisaniu.
    Jeśli chodzi o czytanie miałem na myśli wyłącznie tekst p. Michalkiewicza.
    Nieskromnie pozwolę się zaliczyć do grona tych których pisaninę można spokojnie zignorować. Każdemu wolno pisać, ale czy każdy tekst wart jest zastanowienia?

  6. 6 michał

    Panie Przemku,

    Starość nie radość. Stary chrzan może sobie pozwalać na polemiczne hopsztosy i stylistyczne arabeski, pomimo podeszłego wieku, a ja najwyraźniej nie powinienem. Cieszę się jednak, że kiedyś przynajmniej mógł Pan czytać z przyjemnością. Ale zaraz! Przecież Panu się właśnie zupełnie nie podobało w dawnych czasach. Więc jak to jest?

    Pisał Pan kiedyś:

    „Policzyłem: 17 wersów, 9 zdań, 4 cudzysłowy, bzdur co niemiara.
    Może jednak da się Pan przekonać do czytania całej polskiej (tłum: prlowskiej2) prasy, bo czytając tylko Korwina i Wielomskiego ma Pan bardzo zakłamany obraz sytuacji w Kraju. Ot, może taka i tradycja na emigracji.”

    Skoro aż tyle bzdur zdołałem pomieścić przed dziesięciu laty w zaledwie 17 wersach, aż dziw bierze, że nie porzucił Pan nas. Przypuszczam więc, że oficjalne podziemne podziękowania powinny być Panu przesłane jako wiernemu czytelnikowi, który pomimo obrzydzenia – nie mylić z „obżydzeniem”, co trzeba zaznaczyć, biorąc pod uwagę ideologiczne zboczenie Michalkiewicza – wczytuje się w zatarty druk podziemnych publikacji.

    Na domiar złego, wie Pan z góry, co ja powiem, co musi być dla Pana zupełnie nieznośne. Coś tak jak ten Zwiastun przyszłości.

  7. 7 Przemek

    Panie Michale,

    czytam nadal z przyjemnością i (choć może tego nie okazuję) mam wielką sympatię i szacunek dla Waszej witryny.
    Aż nie chce mi się wierzyć, że tak napisałem. Chyba łagodnieję z wiekiem. Jeśli może Pan wskazać przy którym artykule, archiwa są już dość przepastne i trudno mi odszukać.
    Zapewne słowo „bzdury” w odniesieniu do Pana wypowiedzi było przesadzone. Jeżeli poczuł się Pan urażony przepraszam.
    Tak ma Pan rację, sugerowanie Pana reakcji jest zupełnie niepotrzebne. Oduczę się.
    Uspokoję jednak iż moja „znośna lekkość bytu” pozwala mi spać spokojnie.
    Kilka razy obiecywałem sobie pozostać tylko przy czytelnictwie, co zapewne jest (biorąc pod uwagę jakość moich komentarzy) najlepszym rozwiązaniem, ale coś mnie zawsze pokorci. Zupełnie jednak nie rozumiem użycia przez Pana słowa obrzydzenie.

  8. 8 michał

    http://wydawnictwopodziemne.rohnka5.atthost24.pl/2008/10/05/zwiastun-przyszlosci/

    Ja się nie czuję dotknięty! Mnie się bardzo podoba. Każdy powinien mówić, co mu sumienie podpowiada. Po czym brać za to odpowiedzialność.

    I niech Pana korci, niech Pan nie ustaje w krytyce i testowaniu wyrażonych tu poglądów. Tylko w ścieraniu się myśli możemy zbliżyć sie do prawdy.

  9. 9 Dariusz Rohnka

    Przemek,

    Czytając ze zdumieniem taki o to passus: „…bo czytając tylko Korwina i Wielomskiego ma Pan bardzo zakłamany obraz sytuacji w Kraju”, który to fragment zdaje się być Twojego autorstwa, pomyślałem sobie – no nie, co za nieudaczniki z nas, podziemnych wydawców. Tyle talentów, tyla ciekawych artykułów, a my nic z tego nie czytalim.

    Nie może być inaczej (słowo się napisało), więc DAWAJ! ŚMIAŁO!, z kim by Michał Bąkowski miał sobie popolemizować… skoro w Twoim „Kraju” nie brakuje, bynajmniej, rzemieślników pióra mających coś do powiedzenia (i to jeszcze z sensem).

    Nazwiska, adresy, tytuły! – nie wolno nam w WP takiej okazji przepuścić!

  10. 10 Paweł

    Przepraszam że się wcinam w polemikę pana Dariusza z panem Przemkiem, ale apel „Nazwiska, adresy, tytuły!” można rozumieć jako wyzwanie nie tylko do jednej osoby. A zatem… Na przykład Piotr Zychowicz:
    https://dorzeczy.pl/profil/156/Piotr-Zychowicz.html

  11. 11 Dariusz Rohnka

    Panie Pawle,

    Skoro już się Pan „wcina” (co jest jak najbardziej na miejscu), to może „wciąłby” Pan się nieco konkretniej? Co ten pan ma do powiedzenia na temat współczesnego „Kraju” np.? Krótki biogram niczego nie podpowiada, a przecież, jak Pan pewnie wie, nie sposób czytać wszystkiego, co kto napisze. Czy np. ten pan pisze z perspektywy „Kraju” czy kraju, czy może tylko z punktu określonego miejsca na fizycznej mapie Europy? Czy żyje sobie w iii rp, może w x, albo też (jak my, w WP) w peerelu?

    Pytam i praktycznie, i profilaktycznie, pamiętając, że gdy czas jakiś temu pojawił się temat poputniczestwa Karola Wojtyły, Pan jakby nagle zamilkł (jeśli mnie pamięć nie zawodzi), a dobrze zapowiadająca się dyskusja najniespodziewaniej zamarła.

  12. 12 Paweł

    Panie Dariuszu,

    Nie potrafię odpowiedzieć na Pana pytania. Wydaje mi się że Zychowicz pisze ze swojej, osobnej perspektywy, ale każdy ma jakieś ograniczenia.

    Twierdzi on że:
    – komunizm jest gorszy niż nazizm
    – Sowiety to nie Rosja
    – akcja „Burza” była błędem
    – szacunek dla żołnierzy wyklętych nie może przesłaniać ich zbrodni
    – należało iść z Hitlerem przeciw Sowietom
    – ustawa o IPN ma w sobie „ducha postsowieckiego”
    – Hitler był lewakiem
    – zawarty w 1989 r. kompromis nie był zwycięstwem Polski, tylko ratunkiem dla komunistów

    Poza tym Zychowicza dobrze się czyta.

  13. 13 amalryk

    „(…)jak to się stało? Jak doszło do tego, że system tak groteskowy w swej potworności, jak komunizm, panuje nad ogromnymi połaciami świata? W jaki sposób wolni ludzie przemieniają się w niewolników, jak gdyby za dotknięciem magicznej bolszewickiej różdżki? (…)” – I to jest pytanie fundamentalne! A co do ‚wielkiej gwiazdy prlowskiej „prawicy” ‚ – cóż jaka prawica takie i jej gwiazdy!

    Nie ma Mackiewicz szczęścia w tym nowym ulepszonym peerelu do apologetów. Cóż, Armand du Plessis jednak dobrze wiedział co mówił ; inna sprawa, że ten kardynał z marmuru i spiżu ukazuje nam zarazem przerażającą nędzę naszych obecnych książąt kościoła…

  14. 14 michał

    Drogi Panie Pawle,

    Nie Pan pierwszy poleca Zychowicza, więc może rzeczywiście powinienem go przeczytać. Ale muszę najpierw skończyć cykl o p. Applebaum (tej, co w piętkę goni), dawno zaczęty o Mackiewiczu i cenzurze, muszę napisać obiecany artykuł o „Locie nad kuklułczym gniazdem”, a gdzie czas na obijanie się? Niby prawda, że nikt mi się obijać nie kazał.

    Ale może tymczasem niech Panowie napiszą o Zychowiczu?

  15. 15 michał

    Drogi Panie Amalryku,

    Jaka prawica, takie i te gwiazdy – dobrze powiedziane. Ale na tę chorobę cierpi cały świat. Kiedy za konserwatystę może uchodzić Cameron czy May, a bezkształtna góra łoju, jaką jest amerykański prezydent, ma być wcieleniem prawicy, to może nic dziwnego, że takie antysemickie popłuczyny brane są w prlu za „prawicowe stanowisko”.

    Mackiewicz nie miał nigdy szczęścia do wielbicieli. Bardzo często przyciągał „pęknięte garnki”, i trudno powiedzieć dlaczego, bo sam nie był nigdy oszołomionym świrem (choć mu to zarzucano).

    A wracając do Eminence Rouge, to czy nie jest jednak zdumiewająca potęga popularnej kultury? Dzieckiem będąc, kochałem się w d’Artagnanie, a kardynał Richelieu był dla mnie symbolem zła. Nieszczęście w tym, że inni z tego nigdy nie wyrastają.

  16. 16 Paweł

    Panie Michale, czy imputuje Pan Zychowiczowi antysemityzm? To jest nieprawda. Wiele razy czytałem sprawiedliwe sądy Zychowicza o narodzie żydowskim. Napisał nawet nawet całą książkę pt. „Żydzi”. Oczywiście, antysemici bez problemu wyłapią z tego dzieła fakty, które mają negatywnie świadczyć o Żydach. Antysemici potrafią powoływać się nawet na Jana Karskiego, który o Żydach pisał po prostu obiektywnie. Przy okazji – Karski w 1940 roku przewidział falę antyżydowskich pogromów, która przetoczyła się przez wschodnią Polskę w 1941.

  17. 17 michał

    W którym miejscu dokładnie imputuję rzekomo Zychowiczowi antysemityzm?? Nie czytałem ani słowa napisanego przez Zychowicza, więc nie mogłem się chyba wypowiadać na jego temat.

  18. 18 Paweł

    Panie Michale, kogo zatem dotyczyły słowa:
    „takie antysemickie popłuczyny brane są w prlu za „prawicowe stanowisko”.

  19. 19 michał

    Panie Pawle,

    A kogo mogły dotyczyć? Niechże Pan przeczyta kontekst. Kto jest (anty)bohaterem powyższego artykułu? O czym my w ogóle mówimy? Kogo miał na myśli p. Amalryk, mówiąc, że jaka prawica, takie gwiazdy?

  20. 20 Przemek

    Darek,

    sam dziwię się swojemu dawnemu wpisowi. Chyba dotyczył linku podanego w artykule, ale sprawdziłem i nic mi się nie zgadza (przynajmniej matematycznie). Zastanawia mnie to i w wolnej chwili może odszukam powód tego postu sprzed 10 lat.
    Co do polemiki, jeśli warto z p. Michalkiewiczem to zapewne jeszcze kilka osób się znajdzie. O zasadności i sensie napisałem już wcześniej.
    I jeszcze co do nazewnictwa. „Kraj”, „kraj”, „miejsce na fizycznej mapie Europy” (dlaczego w jednym przypadku Kraj z dużej, kraj z małej a Europa z dużej litery) – skoro wartościujemy w nazwach to „po wsiem”. Nie lubię tych nazw typu peerlbis, najlepszyzpeerelów itp. Ta uwaga również mnie dotyczy.
    Piszesz „w Twoim Kraju” tak jak byśmy żyli na przeciwnych biegunach (jeśli wolno wybieram południowy – jest wyżej, to tak w razie kolejnego potopu).
    Zamiast rzemieślników pióra wolę mistrzów. Większych i mniejszych, co kto lubi. Teraz takie stare zapomniane opowiadania Jaoslava Haska. Prasę ostatnimi czasy omijam szerokim łukiem.
    Przy okazji, sformułowanie „swego czasu” nie koniecznie musi dotyczyć 2008 roku, może sięgać dalej. Ale to już mój błąd niedokładności.

  21. 21 Paweł

    Panie Michale, oczywiście ma Pan rację. Chodzi o Michalkiewicza. Fatalne nieporozumienie i mój błąd.

    Czuję się dość dziwnie gdyż niedawno premier Morawiecki popełnił błąd i wywołał międzynarodowe zamieszanie. Co się dzieje!

  22. 22 Dariusz Rohnka

    Przemek,

    Cały problem w tym, że wegetując sobie tu, żyjemy w dwóch rzeczywistościach.

    Ty się w tym swoim Kraju czujesz jak ryba w wodzie, i pewnie, gdyby nie kontakt z WP, nie przeszkadzałaby Ci nawet znikoma owej wody przejrzystość.

    Dla mnie, to co tu się wyprawia w sferze pseudo-politycznej, ideowej (jak zwał tak zwał) to wielka, nieustająca krzywda wyrządzana mojej Ojczyźnie.

    To co ja nazywam peerelem (albo i czymś od tej politycznej padliny gorszym), Ty nazywasz swoim Krajem.

    Taka, mniej więcej, jest pomiędzy nami różnica.

    Nawiasowo, szalenie mnie interesuje, czy pisząc pospolite słowo kraj z dużej litery, wzorowałeś się na jakiejś tradycji stylistyczno-literackiej, czy to Twój osobisty wynalazek – rzecz, sama w sobie, niezmiernie interesująca.

  23. 23 Dariusz Rohnka

    Panie Pawle,

    Co to za premier Morawiecki? O kim Pan mówi? Miał Pan na myśli „premier”, czy dobrze zrozumiałem?

  24. 24 Andrzej

    Premier peerelu wywołał zamieszanie na świecie? A to ci dopiero! Cóż, parafrazując p. Amalryka, jaki „Kraj” taki „premier”…

    Zawsze mi się zdawało, że kraj to pojęcie obszaru lądu. Czy „ląd” zawsze pisze się z dużej litery? Zdaje mi się, że samo słowo „kraj” zwykle nie jest nazwą własną i w języku polskim powinno się je pisać z małej litery. Ale ja nie jestem wykształconym polonistą ani nawet humanistą.
    Mickiewicz pisał:
    „Znasz-li ten kraj,
    Gdzie cytryna dojrzewa,
    Pomarańcz blask
    Majowe złoci drzewa?”

    Jednak niektórzy Polacy, zamiast peerel notorycznie mówią „Kraj”. Czuma jakaś czy co?

  25. 25 Andrzej

    ps. miało być „piszą”. Przepraszam czytelników komentarza za ten błąd.

  26. 26 Paweł

    Panie Dariuszu,

    Jest premier. Oczywiście pytanie – premier czego? Możliwości są takie:
    – premier pisu
    – premier ujazdowski
    – premier prezesa (czy raczej odwrotnie)
    – premier Kraju
    – premier kraju
    – premier prlu
    – premier prlu bis
    – premier tych którzy nie wiedzą gdzie żyją
    – premier sprawców i pozostałych
    – premier wszystkich nosorożców
    – premier składu porcelany
    – premier tych którzy się czasem mylą

    Premier nie jest premierem tych którzy nie mylą się nigdy.

  27. 27 Przemek

    Panie Andrzeju,

    pomylił się Pan jeszcze w innym miejscu. Pisze pan „Polacy” a powinno być chyba „peerelczycy” (sam już nie wiem czy z dużej czy małej litery). Oj, brniemy w te niuanse.

  28. 28 Przemek

    Darek,

    niedawno Pan Michał wytknął mi, najzupełniej słusznie, przewidywanie jego reakcji, słów.
    Podobnie ja uważam, że Twoje sugerowanie moich odczuć, czy widzenia przezroczystości wody (jeśli ją dostrzegam) jest nieuzasadnione.
    Niektóre żyjątka czują się lepiej w błocie, choć odrobina choćby mętnej wody do życia (czy może jak piszesz wegetacji) jest niezbędna. Dlaczego jednak mnie do nich zaliczasz? Z tym błotem to celowa nadinterpretacja – uczę się.
    Co do Kraju, kraju czy może e-kraju, k-raju czy drastyczniej kurwa raju. Cytowałem już tu wiersz Zbigniewa Herberta „Kraj”. Ty nie mówisz Polska, ja nie lubię i nie używam peerel czy podobnych. Tak mi się chyba nasunęło jako pośrednie.
    Swoją drogą piszesz „Ojczyzna” z dużej litery i ja to chyba rozumiem, nie pytam o wynalazki, czy tradycje stylistyczno-literackie.

  29. 29 Andrzej

    Panie Przemku,

    Polacy, Polacy. Zresztą pisałem o niektórych, co mam nadzieję Pan zauważył i nie tylko o tych w peerelu. Zdaje mi się, że pisać o peerelu „Kraj” zaczęto powszechnie na emigracji, kilka lat po wojnie, chociaż ci którzy tak robili z peerelu nie pochodzili, lecz z wolnej Polski. Sam uważam się za Polaka chociaż urodziłem się i jak dotychczas żyję w peerelu. Peerelczycy to zdaje mi się termin obiegowy w „III RP”, określający nie tyle zsowietyzowanych co „niepatriotycznych” (nie „naszych”) Polaków, co to tęsknią i wzdychają do „starych czasów” siermiężnego, „pierwszego” peerelu albo „nie głosują na PiS”. A jednak Polaków, bo świadomości narodowej jeszcze im się nie odbiera. Tu i ówdzie słyszy się i czyta, że Jaruzelski był narodowym zdrajcą, w szczególności w ocenie tzw. środowisk patriotycznych. Więc jak był Polakiem czy nie był? Jak Pan sądzi? Bo ja uważam, że był polskim bolszewikiem. Więc ta szpilka wydaje mi się wbita nie w tym miejscu.

  30. 30 Dariusz Rohnka

    Przemek,

    Z tymi Polakami w cudzysłowie tośmy się chyba jednak ździebko zakałapućkali, czy nie?

  31. 31 Dariusz Rohnka

    Panie Pawle,

    W literaturze światowej ugruntowane zostało pojęcie ezopowego języka, co oznacza pośrednie dochodzenie do meritum poruszanej kwestii przy zastosowaniu takich środków wyrazu jak metafora, parabola itp.

    Pan raczył udoskonalić tę literacką metodę, w możliwie zawoalowany sposób odchodząc od meritum.

    Brawa i ukłony!

  32. 32 Dariusz Rohnka

    Andrzeju,

    Nie jest przekonany, czy należy mówić o Jaruzelskim jako o polskim bolszewiku. Był bolszewikiem, koniec, kropka. Inna całkiem sprawa, że z urodzenia, języka, rodzinnej pewnie tradycji był po prostu polskiego pochodzenia.

    Nie należy wedle mnie zapominać, że jeśli już bolszewik sięga po nacjonalizm, poczucie narodowe, patriotyzm, nie robi tego przez narodowy sentymentalizm, a wyłącznie z bolszewickiego wyrachowania.

    Niedawno pewien peerelowski historyk, niejaki bodaj Cenckiewicz, nazwał Jaruzelskiego zdrajcą narodu. Ciekawe cóż też miał na myśli. Czyżby odkrył nowy rodzaj narodowości? Narodowość bolszewicką?

  33. 33 michał

    Panie Przemku,

    Gwoli ścisłości i w szczerej nadziei, że nie uzna Pan mego uściślenia za „czepianie się” (albo „czepiactwo”, jak mawiał śp. Eberhardt), ja nie prowadziłem polemiki z Michalkiewiczem. Polemikę mogę prowadzić z Panem albo z p. Pawłem. Polemika musi się opierać na jakiejś wspólnocie podstawowych pojęć, choćby rudymentarnej. Z Michalkiewiczem polemizować chyba nie można. „Chyba”, ponieważ nie czytałem wiele z tego, co napisał, i stosując zasadę kotła z zupą, nie zamierzam czytać. W każdym razie w artykule o Mackiewiczu nie było z czym polemizować, bo to był bełkot. Zresztą jak polemizować z facetem, który nie potrafi zliczyć do trzech? – To nie jest metafora! On naprawdę zaliczył Mackiewicza do pierwszej trójki obok czterech innych…

    A! Kraj pisze się po polsku z małej litery, bo to rzeczownik pospolity, a Europa z wielkiej, nie z szacunku dla wielkiej europejskiej kultury, na który Europa z całą pewnością zasługuje, ale ze względu na zasadę, że imiona własne pisze się po polsku z dużej litery. Pisownia „Kraj” przyjęła się podczas wojny, bo „Kraj walczył”, a więc z szacunku. Ale przetrwała na emigracji po wojnie, pomimo że kraj już nie walczył i dlatego Mackiewicz z kolei WALCZYŁ z narzucaniem mu takiej pisowni. Stąd żarty Darka i moje, czy ten „Kraj” to taka tradycja…

    Słowa „Polacy” czy „Polak” natomiast nie mogą być pisane inaczej jak z wielkiej litery, niezależnie od tego czy są w prlu czy nie, bo to nie może być kwestia szacunku. Czy miałbym np. pisać „Wałęsa| z amłej litery?

    Komentował tu kiedyś jakiś antysemita, który w skomplikowany sposób próbował mnie przekonać, że należy pisać „żydzi”, bo to nie naród tylko religia, ale jeżeli naród, to nadal „żydzi”, bo on ich nie lubi… Można i tak, ale logiczne to to nie jest. Wedle takiej zasady, każdy Żyd, który nie lubi Polaków powinien pisać o nas z małej litery.

    Ktoś mi ostatnio wytknął, że niejaki Ziemkiewicz jest z 63 rocznika, więc nazwanie go prlowcem jest „kompletnie od czapy”. Nie zdołałem się wywiedzieć, który rok w historii prlu jest cezurą. Od którego roku rodzili się w prlu Wolni Polacy?

    Ale chętnie się dowiem!

  34. 34 michał

    Darek,

    To prawda, ale zwróć uwagę, że Mackiewicz wielokrotnie podkreślał, że bolszewicy z własnego narodu powinni być naszymi największymi wrogami. Polscy bolszewicy są bardziej niebezpieczni dla Polski. Tak jak dla przeciętnego Wenezuelczyka, Maduro jest zapewne większy wrogiem niż Kim Jong Un.

    A że Jaruzelski nie był żadnym zdrajcą, to insza inszość. Służył wiernie bolszewizmowi, gdzie tu zdrada?

  35. 35 Andrzej

    Darku,

    Dla mnie bolszewik to bolszewik i tyle. Nie ma znaczenia jakim mówi językiem, i czy nosi rogatywkę czy też magierkę. Zgadzam się z Tobą. Lecz zdaje mi się też, że należy w jakiś sposób podkreślić to, że nie wziął się on z księżyca, że lokalny bolszewik jest bolszewikiem „konkretnym” (np. „własnym”) a nie „obcym”, znikąd. To, że on nie ma już nic wspólnego ze swoją narodowością, że nią gardzi nie powinno chyba przekreślać tego, jaka kultura go wychowała gdy nie był jeszcze bolszewikiem.

    W optyce narodowej obowiązuje nakaz przypisywania każdego człowieka do narodu, więc i bolszewika także. Przy czym zasadnicze znaczenie ma tu właśnie narodowość. Stąd chyba ten „zdrajca narodowy”, bo jaki inny mógłby być, żeby to miało pozory sensu? Ale to tylko pozory więc owemu historykowi wyszło jak wyszło.

  36. 36 Paweł

    Panie Dariuszu,

    Pana komentarz to wysokiej klasy persyflaż.

  37. 37 Dariusz Rohnka

    Panie Pawle,

    Po co cokolwiek komentować, skoro zwykle kończy się rejteradą z głównego wątku? Nie żebym Pana zniechęcał do komentowania; pytam jedynie ku zastanowieniu.

  38. 38 Przemek

    Darek,

    użyłeś mojego ulubionego słowa – zakałapućkać. No chyba rzeczywiście. Użyłem w jednym zdaniu dwukrotnie cudzysłowów, raz dla oznaczenia cytatu a drugi dla podkreślenia nowomowy – to zapewne było błędem.
    Chciałem stanąć tu w Twojej obronie (rozumiem niezgodę, ale zwracanie się, nawet jeśli tylko do komentarza, formie per syflaż ?), na szczęście użyłem słownika i uniknąłem jeszcze większej kompromitacji.
    Kupiłem dzisiaj chusteczki higieniczne (jakie one tam higieniczne – tylko do pierwszego użycia, a my w Wielkopolsce jesteśmy oszczędni) i niestety w domu zauważyłem, że są zapachowe. Znowu mój błąd, nie byłem dociekliwy, nie przeczytałem, nie zastanowiłem się jak brałem. I co teraz z nimi zrobić. Najlepiej wyrzucić do kosza, zgnieść i zapomnieć.
    Poniosłem stratę, ale problem jest rozwiązany a i nauczka na przyszłość, jak długo pamięć pozwoli. A może jednak mimo smrodku, zamiast obiecywanego pięknego zapachu, zostawić i wykorzystać a następnym razem kupić normalne. Oby tylko producent nie doszedł do wniosku, że skoro te smrodliwe się sprzedają to tylko te będą dostępne i następnym razem wyboru może już nie być.

  39. 39 michał

    „Persyflaż” – piękne słowo i w kontekście bardzo adekwatne. Ja jestem po stronie p. Pawła.

  40. 40 Dariusz Rohnka

    Przemek,

    Skoro mowa o zapachach (choć nie wiem z jakiego powodu), bywają rzeczywiście paskudne, dlaczegoś najbardziej te z nich, które mają jakoby ulepszać atmosferę: wszelkie choinki, air-wucety, wody kolońskie, perfuuuumy… aż po zapachowe worki na śmieci.

    Dobrze, że zajrzałeś w porę do słownika, bo jeśli pomyślałeś sobie, że p. Paweł wyraził się w jaki niestosowny sposób, to pozostawałbyś był w wielkim błędzie – i w istocie – mielibyśmy małą kompromitację. Jest, jak już wiesz, odmiennie. P. Paweł błysnął elegancją oraz erudycją.

  41. 41 BaSz

    Michal-e, atakujesz Michal-kiewicza (taka gra słów) ;-)
    – acz jestem przekonany że głównie dlatego, że jego wypowiedzi znasz baaardzo mało!
    On sam nie cierpi różnych szaleńczych antysemitów, natomiast wykazuje po tysiąckroć to, ile złego uczynił „naród wybrany”, czy raczej wykorzenione z niego szumowiny. Głównie… Żydom!

    Jak znajdę coś „w temacie” to wrzucę linkę, a chwilowo z nieco innej beczki:

    http://wolnosc24.pl/2018/02/21/zagiew-czyli-jak-zydzi-wydawali-zydow/

  42. 42 michał

    Drogi BaSzu,

    Po pierwsze, ja nikogo nie atakuję. To jakieś nieporozumienie. Mój artykuł nie jest wprawdzie w żadnym wypadku polemiką, bo polemizować można tylko z sensownym zestawem słów, które składają się na zdania połączone związkiem wynikania logicznego. Niczego takiego nie wykryłem u Michalkiewicza. Jak mawiał ojciec Bocheński, poza logiką jest tylko bełkot…

    Ale nie jest także żadnym „atakiem”. Czy powiedziałbyś, że św. Augustyn „atakował” manichejczyków? Nie. On po prostu krytykował ich wypowiedzi i odrzucał ich stanowisko. Jeśli chcesz to nazywać „atakiem”, to nadajesz temu określeniu nowego znaczenia, bo w takim razie atakiem jest każda krytyka. Tak bywało tylko na posiedzeniach komsomołu.

    Po drugie, jak już wspominałem powyżej w odpowiedzi komuś innemu, znam SM (nie: sado-masochizm, tylko S Michalkiewicza) bardzo mało, ale nie zamierzam poznawać go lepiej, gdyż stosuje się tu zasada kotła z zupą: wystarczy spróbować jedną łyżkę zupy, żeby wiedzieć, jak smakuje, nie warto pochłonąć całego kotła, by orzec, że to paskudna zupka.

    Po trzecie, kogo on cierpi, a kogo nie cierpi, jest mi osobiście obojętne, ale jest także obiektywnie obojętne. Ja np. nie cierpię Rafaela Nadala – i co z tego? Obiektywnie jest natomiast nam dana jego wypowiedź z Najwyższych Wczasów i tę wypowiedź poddaję analizie. Innymi słowy, mamy do czynienia z „tekstem” i ten tekst interpretujemy. Moja interpretacja jest powyżej. A jaka jest Twoja interpretacja tego bełkotu?

    „Żagiew czyli jak Żydzi wydawali Żydów”? A cóż to za absurd? A może „ubecja czyli jak Polacy mordowali Polaków”? A kto Twoim zdaniem wydał Andruszkiewicza gestapo? Żydzi? Ale Ty pewnie nie wiesz, kto to był Zygmunt Andruszkiewicz…

Komentuj





Language

Książki Wydawnictwa Podziemnego:


Zamów tutaj.

Jacek Szczyrba

Czerwoni na szóstej!.

Jacek Szczyrba

Punkt Langrange`a. Powieść.

H
1946. Powieść.