Najnowsze komentarze

III Ankieta Wydawnictwa Podziemnego

Dziecko w szkole uczy się fałszowanej historii od Piasta do równie sfałszowanego Września i dowie się, że obrońcą Warszawy był nie jakiś tam Starzyński, ale komunista Buczek, który wyłamał kraty „polskiego faszystowskiego” więzienia, by na czele ludu stolicy stanąć do walki z najeźdźcą. – Tak w roku 1952 Barbara Toporska opisywała ówczesny etap bolszewizacji Polski.

Przyjmijmy, na potrzeby niniejszej ankiety, że był to opis pierwszego etapu bolszewizacji, klasycznego w swoim prostolinijnym zakłamaniu. Kolejny etap nastąpił szybko, zaledwie kilka lat później, gdy – posługując się przykładem przytoczonym przez Barbarę Toporską – w kontekście obrony Warszawy wymieniano już nie tylko komunistę Buczka, ale także prezydenta Starzyńskiego (i to z największymi, bolszewickimi honorami). Przyszedł w końcu także moment, gdy komunista Buczek albo znikł z kart historii, albo też przestał być przedstawiany w najlepszym świetle – jeszcze jeden, mocno odmieniony okres.

Mamy tu zatem dynamiczne zjawisko bolszewizmu i szereg nasuwających się pytań. Ograniczmy się do najistotniejszych, opartych na tezie, że powyższe trzy etapy bolszewizacji rzeczywiście miały i mają miejsce:

1. Wedle „realistycznej” interpretacji historii najnowszej utarło się sądzić, że owe trzy etapy bolszewickiej strategii są w rzeczywistości nacechowane nieustającym oddawaniem politycznego pola przez bolszewików. Zgodnie z taką wykładnią, historię bolszewizmu można podzielić na zasadnicze okresy: klasyczny, ewoluujący, upadły. Na czym polega błąd takiego rozumowania?

2. Jak rozumieć kolejno następujące po sobie okresy? Jako etapy bolszewizacji? Jako zmiany wynikające z przyjętej strategii, czy ze zmiennej sytuacji ideowej i politycznej, czy może trzeba wziąć pod uwagę inne jeszcze, niewymienione tu czynniki?

3. Trzy etapy i co dalej? Czy trzecia faza spełnia wszystkie ideowe cele bolszewizmu, czy wręcz przeciwnie – jest od realizacji tych celów odległa? Czy należy spodziewać się powrotu do któregoś z wcześniejszych etapów, a może spektakularnego etapu czwartego lub kolejnych?

Zapraszamy do udziału w naszej Ankiecie.

II Ankieta Wydawnictwa Podziemnego

Dorobek pisarzy i publicystów mierzy się nie tyle ilością zapisanych arkuszy papieru, wielkością osiąganych nakładów, popularnością wśród współczesnych czy potomnych, poklaskiem i zaszczytami, doznawanymi za życia, ale wpływem jaki wywierali lub wywierają na życie i myślenie swoich czytelników. Wydaje się, że twórczość Józefa Mackiewicza, jak żadna inna, nadaje się do uzasadnienia powyższego stwierdzenia. Stąd pomysł, aby kolejną ankietę Wydawnictwa poświęcić zagadnieniu wpływu i znaczenia twórczości tego pisarza.

Chcielibyśmy zadać Państwu następujące pytania:

1. W jakich okolicznościach zetknął się Pan/Pani po raz pierwszy z Józefem Mackiewiczem?
Jakie były Pana/Pani refleksje związane z lekturą książek Mackiewicza?

2. Czy w ocenie Pana/Pani twórczość publicystyczna i literacka Józefa Mackiewicza miały realny wpływ na myślenie i poczynania jemu współczesnych? Jeśli tak, w jakim kontekście, w jakim okresie?

3. Czy formułowane przez Mackiewicza poglądy okazują się przydatne w zestawieniu z rzeczywistością polityczną nam współczesną, czy też wypada uznać go za pisarza historycznego, w którego przesłaniu trudno doszukać się aktualnego wydźwięku?

Serdecznie zapraszamy Państwa do udziału.

Ankieta Wydawnictwa Podziemnego

1. W tak zwanej obiegowej opinii egzystuje pogląd, że w 1989 roku w Polsce zainicjowany został historyczny przewrót polityczny, którego skutki miały zadecydować o nowym kształcie sytuacji globalnej. Jest wiele dowodów na to, że nie tylko w prlu, ale także innych krajach bloku komunistycznego, ta rzekomo antykomunistyczna rewolta była dziełem sowieckich służb specjalnych i służyła długofalowym celom pierestrojki. W przypadku prlu następstwa tajnego porozumienia zawartego pomiędzy komunistyczną władzą, koncesjonowaną opozycją oraz hierarchią kościelną, trwają nieprzerwanie do dziś. Jaka jest Pana ocena skutków rewolucji w Europie Wschodniej? Czy uprawniony jest pogląd, że w wyniku ówczesnych wydarzeń oraz ich następstw, wschodnia część Europy wywalczyła wolność?

2. Nie sposób w tym kontekście pominąć incydentu, który miał miejsce w sierpniu 1991 roku w Moskwie. Czy, biorąc pod uwagę ówczesne wydarzenia, kolejne rządy Jelcyna i Putina można nazwać polityczną kontynuacją sowieckiego bolszewizmu, czy należy raczej mówić o procesie demokratyzacji? W jaki sposób zmiany w Sowietach wpływają na ocenę współczesnej polityki międzynarodowej?

3. Czy wobec rewolucyjnych nastrojów panujących obecnie na kontynencie południowoamerykańskim należy mówić o zjawisku odradzania się ideologii marksistowskiej, czy jest to raczej rozwój i kontynuacja starych trendów, od dziesięcioleci obecnych na tym kontynencie? Czy mamy do czynienia z realizacją starej idei konwergencji, łączenia dwóch zantagonizowanych systemów, kapitalizmu i socjalizmu, w jeden nowy model funkcjonowania państwa i społeczeństwa, czy może ze zjawiskiem o zupełnie odmiennym charakterze?

4. Jakie będą konsekwencje rozwoju gospodarczego i wojskowego komunistycznych Chin?

5. Już wkrótce będzie miała miejsce 90 rocznica rewolucji bolszewickiej w Rosji. Niezależnie od oceny wpływu tamtych wydarzeń na losy świata w XX wieku, funkcjonują przynajmniej dwa przeciwstawne poglądy na temat idei bolszewickiej, jej teraźniejszości i przyszłości. Pierwszy z nich, zdecydowanie bardziej rozpowszechniony, stwierdza, że komunizm to przeżytek, zepchnięty do lamusa historii. Drugi stara się udowodnić, że rola komunizmu jako ideologii i jako praktyki politycznej jeszcze się nie zakończyła. Który z tych poglądów jest bardziej uprawniony?

6. Najwybitniejszy polski antykomunista, Józef Mackiewicz, pisał w 1962 roku:

Wielka jest zdolność rezygnacji i przystosowania do warunków, właściwa naturze ludzkiej. Ale żaden realizm nie powinien pozbawiać ludzi poczucia wyobraźni, gdyż przestanie być realizmem. Porównanie zaś obyczajów świata z roku 1912 z obyczajami dziś, daje nam dopiero niejaką możność, choć oczywiście nie w zarysach konkretnych, wyobrazić sobie do jakiego układu rzeczy ludzie będą mogli być jeszcze zmuszeni 'rozsądnie' się przystosować, w roku 2012!

Jaki jest Pana punkt widzenia na tak postawioną kwestię? Jaki kształt przybierze świat w roku 2012?




Andrzej Dajewski, autor witryny – Jesień Demoludów, pokusił się o realizację projektu na pierwsze wrażenie nie szokującego oryginalnością. Co takiego zrobił? Ot, pozbierał fakty, mniej lub bardziej znane, ogólnie dostępne, ułożył i zaprezentował na szerszym planie epokowych jakoby wydarzeń w Europie Wschodniej i w świecie sprzed trzydziestu lat. A jednak, dokonał rzeczy niezwyczajnej – stworzył pierwsze wiarygodne kompendium wiedzy o wschodnioeuropejskiej pierestrojce, o wydarzeniach epoki, o jej mechanice, ludziach biorących w tym udział.

Imponujący rozmiarami materiał został ujęty w klamry dwóch rozdziałów: pierwszego, czyli kalendarium oraz swoistego epilogu à rebours, złożonego z uprzedzających opisywane wydarzenia prognoz Anatolija Golicyna. Kalendarium, poprzez pieczołowicie dobrane (niekiedy trudno dostępne) fakty, prezentuje symultaniczne postępy pierestrojkowej prowokacji na obszarze wszystkich wschodnioeuropejskich demoludów, począwszy od zmiany na stanowisku sowieckiego genseka w marcu 1985 roku, aż po listopadowe „wybory‟ prezydenckie w peerelu z roku 1990. Golicynowski epilog przybliża postać wysoko postawionego w hierarchii służb wywiadowczych sowieckiego dezertera i jednego z najwybitniejszych analityków sowieckiej rzeczywistości jednocześnie; przytacza także najbardziej zdumiewające prognozy autora „New Lies for Old‟, w tym i zapisaną w jednym z memorandum zapowiedź dojścia do władzy Gorbaczowa.

Pozostałe rozdziały są poświęcone wydarzeniom w poszczególnych krajach Europy Wschodniej: w peerelu, na ludowych Węgrzech, w socjalistycznej Czechosłowacji itd. W oparciu o bazę informacyjną skumulowaną w kolejnych artykułach możemy dowiedzieć się (albo co nieco sobie przypomnieć) jak w poszczególnych krajach tego obszaru rozgrywano niełatwe zadanie „upadku komunizmu‟ bez upadłościowych konsekwencji. Jak to przebiegało w bogatym w opozycyjne struktury peerelu, a jak na Węgrzech, gdzie partia komunistyczna „reformowała‟ się samoistnie; jak radzono sobie z niemrawością obalaczy komunizmu w Czechosłowacji; ile wysiłku kosztowała pierestrojka rumuńska, z nie całkiem lojalnym Ceausescu na czele.

Jesień Demoludów jest witryną przydatną w dwójnasób. Tym, którzy interesują się historią najnowszą daje możliwość autentycznego zajrzenia poza jej kulisy i poznania, jaka była prawdziwa istota wydarzeń okrzykniętych mianem „upadku komunizmu‟. Dla tych, którzy mieliby ochotę nieco dogłębniej przestudiować strategię pierestrojki ze wszystkim związanymi z nią konsekwencjami, jest dobrym punktem wyjścia do dalszych poszukiwań.

Można by zastanawiać się dlaczego Andrzej Dajewski jest pierwszy. Z jakiego powodu nikt przed nim nie podjął się wypełnienia jakże oczywistej luki. Dlaczego na przykład żaden z tryskających ambicjami współczesnych historyków nie wziął na profesjonalny warsztat tak, na oko, ciekawej tematyki? Czyżby obawiali się, że temat nikogo nie zainteresuje? A może uznali, że są granice, których przekraczać w żadnym razie nie wolno, bo… taka naukowa podróż może skończyć się nieprzyjemnie – ostracyzmem ze strony środowiska, mediów, wydawców?

Zdaje się, że są to już pytania dotykające fundamentów pseudo-rzeczywistości, w której tkwimy od trzech dziesięcioleci.



Prześlij znajomemu

15 Komentarz(e/y) do “Tryumf ześlizgu – rekapitulacja”

  1. 1 BaSz

    Gdyby człowiek wiedział, że się przewróci, to by się położył” – owo powiedzonko kojarzy mi się z tym, co zrobili sowieci (sowieci? Hm, powiedzmy, że używamy tego określenia dość rozciągliwie). Co zrobili, aby „się nie przewrócić”.

    Pani Prof. Jadwiga Staniszkis wiąże zainicjowaną przez Moskwę falę zmian, z czymś, co określa jako pokolenie Andropowa. Niestety nie wiem, gdzie może być dostępna w sieci jej analiza tego procesu, no szkoda. Tym niemniej rzeczą istotną jest fakt, iż do reformy systemu nie dążyła kom-partia, która wszak w coraz większym stopniu musiała się już składać głównie z karierowiczów, to choć czerwoną ideologię traktowali oni czysto instrumentalnie, ale jej krytyka nigdy im w głowie nie postała. Choć jej tezy powtarzali bez wiary, to tym głębiej ową nie-wiarę ukrywali.
    Tu warto wspomnieć bon mot pewnego sowieckiego generała, który, po zainicjowaniu przez Chruszczowa odwilży, tak podsumował okres wszechwładzy Stalina:
    – „U nas nie tylko był культ ли́чности, но тоже был культ двели́чности”. No cóż, dalsze czasy niczego w tym względzie nie zmieniły.
    Służby wywiadowcze miały pewną możliwość, której nie mieli członkowie siły przewodniej: otóż oni bywali на за́паде. Bywali tam, i dzięki temu mogli zauważyć, że taki zachodni robotnik ma lepiej, niż sowiecki dyrektor. Że od autentycznej (jednak) nędzy nizin społecznych, panującej u zarania kapitalizmu, w wieku XVIII czy nawet jeszcze w XIX — gospodarka tego wrażego ustroju zrobiła dla robotników więcej, niż „dyktatura proletariatu”. Dobrobyt stał się powszechny, zaś towary, będące w krajach obozu socjalistycznego dobrem luksusowym, były w wolnym świecie dostępne w ciągłej sprzedaży, i nabywali je również ludzie, którzy pracowali nawet jako robotnicy niskokwalifikowani.

    Trzeba pamiętać, że agenci wywiadu, wysyłani do wrogiego bloku, musieli umieć wtopić się w tło, w związku z czym o realiach tego bloku musiano ich uczyć od ребёнка. Uczyć musieli się tysięcy rzeczy ważnych, i dziesiątków tysięcy – mniej istotnych. Nie można było uważać, że zamiast tej wiedzy ochroni ich „pancerz dialektyki”, stąd też, prędzej czy później, musieli oni po-dochodzić do wniosku, że całą tą dialektykę to należy potłuc o przysłowiowy kant. Stąd też to właśnie te środowiska były naturalnym matecznikiem na ferment zmian. I dlatego to właśnie pokolenie Andropowa do tych zmian doprowadziło. Całą resztę, czyli mistyfikację okrągłego stołu, oraz proces kontrolowanego „przewracania się” najlepszego ustroju – już wielce kompetentnie omawiało wielu ludzi, którzy się na tym poznali szybciej ode mnie. Nie będę więc ich analiz nieudolnie naśladował, ale… Ale trzeba jednak zauważyć, że Imperium Zła nie tylko odeszło od doktrynalnego komunizmu, ale też poniosło straty terytorialne. Znacznie zmniejszyły się obszary pod okupacją bezpośrednią, jak i bardzo onegdaj szeroka strefa wpływów. To trzeba mocno zaakcentować. I postawić ową kwestię w szeregu rzeczy ważnych, zdecydowanie wartych solidnej analizy.
    Blok państw zwasalizowanych przez Moskwę skurczył się, choć przecież nie ulega wątpliwości, że przemiany w tych krajach, które z tego bloku odeszły, owe przemiany były inspirowane przez samą metropolię. Inspirowane, i całkowicie kontrolowane. I mamy tu pytanie: czy bywsza „Stolica Światowego Proletariatu” zachowała możliwość błyskawicznej (albo jednak rozciągniętej w czasie) odbudowy swojego poprzedniego stanu posiadania? Wojna z Ukrainą wydaje się temu przeczyć, ale… Ale muszę się po prostu przyznać: I’m not expert. Niech wypowiedzą się mądrzejsi. I niech to zrobią koniecznie, bo to kwestia jedna z najważniejszych dla bliskiej przyszłości świata.

  2. 2 Jacek

    Panie BaSzu,

    Z Pańskiej wypowiedzi wynika, że pierestrojka była swego rodzaju dywersją agentów KGB, którzy zobaczyli pełne półki zachodnich sklepów i postanowili odsunąć „partyjny beton” od władzy, żeby i w sojuzie wreszcie zapanował dobrobyt. Czy dobrze Pana rozumiem?

    Jest to według mnie całkowicie błędne interpretowanie tamtych wydarzeń. Sowieci przygotowywali operację dezinformacji od końca lat 50-tych, a rozkaz inicjujący proces przyszedł z samej góry, czyli od genseka Chruszczowa. Nie może być mowy o żadnej oddolnej inicjatywie bezpieczniaków, niezależnej od KC. To była przemyślana, kolektywna decyzja.

    Pisze Pan, że sowieci odeszli od doktrynalnego komunizmu. A co jest tą doktryną? Czy Lenin wprowadzając NEP też odszedł od komunizmu i wprowadził liberalizm? Wielu poważnych polityków na Zachodzie tak właśnie wtedy twierdziło. Czy dziś można mówić, że Lenin obalił komunizm? To nie zdobycze terytorialne, gospodarka sterowana centralnie, czy system monopartyjny jest ich celem. Ich cel to władza absolutna w skali globalnej. Kreml, czy chińscy komuniści nie potrzebują dziś ekspansji terytorialnej, oni dążą do zapanowania nad umysłami społeczeństw. Proces destrukcji zachodu, w który zainwestowali tak wiele kilka dekad wcześniej właśnie teraz przynosi efekty. Nie muszą odbudowywać poprzedniego stanu posiadania. Po co im to? Oni swoją robotę już wykonali. Wystarczy im siedzieć na brzegu rzeki i czekać aż trup Zachodu sam spłynie z prądem.

  3. 3 Andrzej

    Ale trzeba jednak zauważyć, że Imperium Zła nie tylko odeszło od doktrynalnego komunizmu, ale też poniosło straty terytorialne.

    Warto się zastanowić chwilę nad tym zdaniem (właściwie dwoma w jednym).

    Co to znaczy doktrynalny komunizm? Czy ten od Makrksa, czy może ten od Lenina, Stalina i ich kontynuatorów? Czy może ten „klasyczny” (do jego „upadku”), który poznał na własnej skórze na przykład p. BaSz (jak mniemam mieszkał wówczas w kraju) albo ja?
    Komuniści sami określają swój system władzy jako „marksizm-leninizm”. Czyli biorą i z tego i z tego. Jak im pasuje. Marks zdefiniował cel, a Lenin zdefiniował Metodę. Dzierżyński zainicjował Trust, Lenin wprowadził NEP, a Stalin, Chruszczow i Gorbaczow zaadoptowali NEP. Czy te „sposoby” należały do cech charakteryzujących komunizm? Jak najbardziej. Należały do posunięć nie tyle taktycznych, co strategicznych. Wynikały z praktycznej „nauki” o tym, że każdy sposób jest odpowiedni, aby komunizm zwyciężył. Czy ta „nauka” należy do doktryny komunizmu? Moim zdaniem, bezdyskusyjnie należy. Czy komunizm z pozorami „wielopartyjności” i z „gospodarki rynkowej” jest doktrynalny? Moim zdaniem, taki „model”, wynika wprost z doktryny. Komunizm bowiem nie charakteryzuje forma lecz treść, którą z kolei określa nakaz realizacji celu.

    Straty terytorialne można rozpatrywać w sensie kolonialnym albo państwowym (wynik wojny, osłabienia, zależności, etc). Komunizm jako system ogólnoświatowy, przed swoim rzekomym upadkiem, poza tym, był w dużej części koordynowany z Moskwy, w żadnym wypadku nie był systemem kolonialnym. Ludziom pod komunizmem w Moskwie, żyło się dużo gorzej niż w „ludowym” Budapeszcie, „socjalistycznej” Pradze czy „demokratycznym” Berlinie. W Moskwie była centrala, a nie stolica imperium. To głupcy (na Zachodzie ale i wewnątrz komunistycznego „bloku”) postrzegali to w ten sposób, dzięki czemu sowieci mogli prowadzić z nimi grę, a „bratnie kraje” robiły swoje, aby tych głupców wykorzystać czy osłabić. W komunizmie nie ma pojęcia granic, aby można było mówić o „stratach terytorialnych”. Granice w nim widzą tylko mentalni „głuchoniemi ślepcy” – głupcy. To jest zaraza. Zaraza nie zna granic, tylko obszar na którym panuje. Czy komunistyczna zaraza poniosła straty terytorialne? Czy poniosła je, dajmy na to, w peerelu? Czy „państwo” komunistyczne to takie samo państwo jak inne? Czy może, państwo innego rodzaju – pseudopaństwo w ramach międzynarodowego komunizmu, który „ogarnia ludzki ród”? Jaki sens ma tu rozpatrywanie jego granic? Można jedynie mówić o wpływie komunizmu. Czy ten wpływ się kurczy, czy może przeciwnie: stale się powiększa?

    Na marginesie warto zauważyć, że bezpieka/czeka to z definicji „tarcza i miecz partii”. Przed „upadkiem komunizmu” to kompartia decydowała o zadaniach bezpieki i miała nad nią nadzór, zatem wszelkie dywagacje na temat jej „samodzielności” są bezzasadne.

  4. 4 BaSz

    Panie Jacku
    – truizmem będzie stwierdzenie, że nie siedzimy w głowach innych ludzi, i nie możemy stwierdzić tego, co oni tak naprawdę myślą. Ani Pan, ani ja nie wiemy, jakie są plany moskiewskich szachistów (szachistów, bo planują na dziesięć ruchów wprzód). Ale zauważmy też, że nie oni jedyni dążą do panowania nad światem, wszak są jeszcze najróżniejsze grupy nacisku, o których można by stwierdzić z pewną dozą przesady, że każda z nich jest takim nieco niepełnym „Rządem Światowym”. Nie można tego pomijać, tego, że takich ośrodków jest kilka. A zaznaczam to, bo fakt, że nie-jeden ma swoje konsekwencje. Bowiem nieco (nieco!) poszerza to pole manewru dla nas, maluczkich. Wszak owe ośrodki mają swoje interesy, cele doraźne, i plany strategiczne. Bywa, że jest nam ganc egal, który plan weźmie górę, bo żaden nic dobrego nam nie niesie, lecz jednak warto dostrzegać możliwość lawirowania pomiędzy dżumą a cholerą. Ospą czarną, a ospą wietrzną.

    Przyznam, że jakoś nie dostrzegam, aby któryś z potencjalnie istniejących (no bo co więcej możemy o nich powiedzieć) „Rządów Światowych” mógł mieć kurs antygoszystowski. Wygląda na to (wygląda!), że wszystkie one hołdują metodom etatystycznym, i są wrogo nastawione do zasad Wolnego Rynku.

    Ale revenons à nos moutons, czyli moskiewskich szachistów. Jak Pan to, Jacku, postrzega: że w dążeniu do zapanowania nad całym światem oddali piona? Gambit czasem każe poświęcić nawet i figurę, ale lekką. A oni poświęcili (?) całe swoje, budowane jeszcze przez carów, przedmurze! NATO mają ante portas, i naprawdę, nie mogą się z tym czuć komfortowo.

    Oczywiście prawdą jest, że Zachód się lewaczy na potęgę, ale… Ale modeli państwa „przyszłości” (tfu!) są setki! Tak, nie zaprzeczę, goszyści wykazują się dużym instynktem stadnym, i zwierają szeregi, szczególnie wtedy, gdy widzą przed sobą wspólnego wroga. Ale gdy takiego zaczyna brakować, to zaczną gryźć się między sobą. Pamiętać warto, że najbardziej chroniczne są spory w rodzinie. Jak to między socjalistami narodowymi, a tymi spod znaku internacjonalizmu. Przecież ich programy były w 90% zbieżne, zaś różnice tak naprawdę drugorzędne.

    To ostatnie przypomina mi (pisałem już o tym onegdaj, jako BaSz, w 2 komentarzach do artykułów w e-NCz! – tu oraz tu ) wezwanie Mariana Miszalskiego, który skonstatował, że w warunkach postępującej (jak gościec przewlekle postępujący) „demokracji” – dryf w stronę coraz głębszego socjalizmu jest po prostu nieunikniony. A że nic nas przed tym nie uchroni, to pozostaje nam jedynie wybrać, pomiędzy dwoma, nieco jednak odmiennymi, realizacjami socjalizmu. I stwierdził:
    – Wybierzmy ten narodowy. Po prostu dlatego, że jest… tańszy!

  5. 5 Jacek

    Panie BaSzu,

    Jeśli chodzi o plany moskiewskich szachistów, to jednak trochę o nich wiemy, choćby dzięki Golicynowi. Z resztą te plany nigdy nie były jakąś niedostępną tajemnicą. Oni mówili o nich całkiem otwarcie od czasów Lenina. To Zachód pozostaje ślepy i głuchy na te oczywiste fakty.

    Co do koncepcji New World Order, to nie podejmuję się jakichś kategorycznych deklaracji. Po prostu za mało o tym procesie wiem. Pewnie można by dywagować o takich inicjatywach, jak Klub Bilderberg, Bohemian Grove, czy masoni, ale co tak na serio o tych środowiskach wiadomo? Krążą plotki, jak przypuszczam, w głównej mierze rozpowszechniane przez te właśnie wyżej wzmiankowane organizacje. Sadzi Pan, że oni grają w tej samej lidze, co komuniści? Osobiście wątpię, ale chętnie poznam Pańskie zdanie.

    Wracając do pierestrojki, to chyba trafił Pan w sedno mówiąc o gambicie. Nie rozumiem tylko, co ma Pan na myśli w kwestii przedmurza zbudowanego przez carów? Ja bym w to carów nie mieszał, oni należeli do całkiem innego świata. Ich świat się już skończył, teraz jest czas bolszewików.

    Mówi Pan, że mają NATO u wrót? Przepraszam, a co to jest dziś NATO? Ma Pan na myśli te bandę zniewieściałych kretynów z Zachodniej Europy? Jakie oni mają znaczenie? Dziś na scenie pozostały tylko Stany, a i one są w marnej kondycji.

    Zdarza mi się czytać Najwyższy Czas!, Michalkiewicza, Korwina i nie mogę pojąć, jak tacy inteligentni ludzie mogą nie zauważać potężnej sprzeczności we własnych poglądach. Weźmy chociażby Korwina, który deklarując się jako antysocjalista, wychwala Putina, jako zbawcę konserwatywnych wartości. Zgroza, zgroza…

  6. 6 gniewoj

    Panie Andrzeju,

    łza w oku mi się zakręciła. Przeglądać kalendarium młodość stanęła mi przed oczami. Jak z wypiekami na twarzy spijałem słowa z ust redaktorów Dziennika informujących o postępach w normalizacji, o przemianach, o rozmowach, no i o zagrożeniu ze strony nieodpowiedzialnych elemantów.

    Ze wspomnień pamiętam, ale to raczej impresja, głupią minę zaskoczonego Wałęsy. Zaskoczonego tempem wydarzeń. Tak liczył na to, ze finlandyzacja zostanie wprowadzona jedynie w PRL, że strumień dolarów będzie długo, szeroką rzeką płynął do kraju nad Wisłą a wszystkie pozostałe demoludy będą patrzyły na nasze poletko z zawiścią. Jak się oszukał, jak musiało go boleć kiedy zorientował się, że wystrychnięto go na dudka.

    Co do tempa wydarzeń do zawsze zastanawiało mnie skąd sowieciarze wytrzasnęli opozycjonistów na Litwie, Łotwie czy w Estonii. Musieli hodować ich w jakimś ekspresowym tempie w szklarniowych warunkach. Szkoda, że „przemiany” w tych krajach zostały pominięte w Pana zestawieniu.

    Wracając do wydarzeń w PRL brakuje mi Ustawy Wilczka, która na chwilę wprowadzała całkowitą wolność gospodarczą. Według mnie była ona o tyle istotna, że otworzyła drogę do szybkiego tworzenia firm, które dziś stanowią zaplecze finansowe sowieciarzy w prl-bis. I nie chodzi mi o głośne w tamtym okresie „uwłaszczanie nomenklatury”. Wiemy, że sowieciarze mają w głębokim poważaniu los swojej kadry. Jak potrzeba mogą zrobić kogoś multimilionerem (to wiemy dziś), jak nie potrzeba mogą tego kogoś pozbyć się dosłownie lub w przenośni (to wiemy od dawna). Dla komunistów najważniejsze jest zapewnienie środków do funkcjonowania ich władzy a nie ludzi którzy tę władze sprawują. Jak powiedział urban w czasie jednej ze swoich konferencji „władza się zawsze wyżywi”. Dokładnie tak nie ci którzy są u władzy ale właśnie władza.

  7. 7 Andrzej

    Panie Gniewoju,

    Chyba przecenia Pan Wałęsę. On i polityka…Raczej chodziło mu o to, aby się samemu, chytrze kombinując, ustawić, co też mu się udało osiągnąć. Jego priorytetem była też jego „teczka”. No ale ktoś tam mu doradzał, podpowiadał co ma robić. O finlandyzacji peerelu marzyli zapewne wówczas Kaczyńscy, bo Kuroń i Geremek marzyli o „komunizmie z ludzką maską”. A komuniści ich wszystkich wykołowali, robiąc to co zamierzali zrobić, czyli „transformację”.

    Moim zdaniem „ustawa Wilczka” faktycznie miała taki cel jak Pan pisze, z tym że nie nazywałbym tego „całkowitą wolnością gospodarczą”. Wydaje mi się, że to było tylko sformalizowaniem tego co już się toczyło. Komuniści mieli przez długi czas osłonę „rządu” Mazowieckiego, więc wydaje mi się, że nie musieli się spieszyć.

    Pierestrojka w sowieckich republikach bałtyckich, rozpatrywana powinna być jako część opisu „upadku komunizmu” w sowietach. To nie żadne demoludy tylko raj krat.
    Jak tam było? O ile pamiętam, to na bazie lokalnych oddziałów kompartii powstały tam „fronty narodowe”, które następnie stały się „opozycją”, która następnie wraz z komunistycznymi „reformatorami” przeprowadziła „liberalizację”, która następnie poskutkowała „upadkiem komunizmu”. Jeśli Litwa to dlaczego nie Ukraina czy Kazachstan? I tu i tam komuniści „uchwalili deklarację niepodległości”.

  8. 8 gniewoj

    Panie Andrzeju,

    Pewnie, że pies mu mordę lizał, temu Bolkowi znaczy się. A jednak jakoś to jego zdziwienie utkwiło mi w pamięci. To był jakiś z nim wywiad na okoliczność upadku berlińskiego muru. Pytano go czy się cieszy na co nie mógł odpowiedzieć nic innego niż, że tak ale widać było jak skręcała go wściekłość.

    Nie wiem dlaczego ale wydawało mi się, kraje Bałtyckie zrzuciły okowy komunizmu bardziej na wzór krajów satelickich, ale znowu to też już tylko historia. Z ciekawostek, o ile dobrze pamiętam, Bułgarzy bajdurzyli coś o przywróceniu monarchii. Mieli nawet w zanadrzu, na emigracji, jakiegoś pociotka ostatniego cara.

  9. 9 BaSz

    Hm, hm:
    – „o ile dobrze pamiętam, Bułgarzy bajdurzyli coś o przywróceniu monarchii” – a cóż takiego śmiesznego w tym widzisz, Gniewoj? Demokracja zawsze, zawsze – będzie się ześlizgiwać w socjalizm, siły na to nie ma, choć prędkość tego „gośćca przewlekle postępującego” może być różna. A jeszcze: ludzie ubrdali sobie, iż to, że następuje poszerzanie elity władzy, jest „dobrem samym w sobie”. G*wno prawda! Elita powinna być szczupła. Bowiem grupa trzymająca Władzię, wybrana, a jakże! – demokratycznie, ma w swych szeregach ludzi ambitnych w natężeniu po prostu chorobliwym. Wśród arystokracji też trafiają się takie osobniki, ale… duuużo rzadziej. Ci ludzie wychowywani są „do władzy” od dziecka, i ma to kolosalne znaczenie. Ma je m.in. obcowanie na co dzień ze służbą, dzięki czemu panicz uczy się, że nie należy poddanymi pomiatać, bo… po co? Wielu, wielu rzeczy trzeba się nauczyć, aby zostać w przyszłości umiłowanym wodzem, otoczonym posłuszeństwem, ale i prawdziwym, niezakłamanym szacunkiem. Politycy demokratycznie nie są w stanie tych lat młodości nadrobić, choć oczywiście bywają wyjątki, i wśród jednych, i drugich.

    Grupa trzymająca Władzię musi nakarmić przede wszystkim… nie, nie elektorat! – lecz swych baronów, a i pomniejszych działaczenków takoż. Rozdać posady i synekury, zaś chodzi rzecz jasna o kasę, ale nie tylko! Trzeba też po-zaspokajać wybujałe ambicje co ważniejszych członków partii. Marzą oni o wysokich stołkach, a tych dla wszystkich w normalnym państwie by nie wystarczyło. Tedy są tworzone najróżniejsze Urzędy do Rozwiązania Palącego Problemu (dajmy na to) sznurka do snopowiązałek. Bo każdy, partyjny baron, musi mieć własne księstwo, taka jest ludzka natura, ludzi, którzy karierowiczostwo uczynili sportem wyczynowym. W arystokracji jest to naprawdę duża rzadkość. Dlatego jej władza jest po prostu… tańsza! Że o jakości już nie wspomnę.

    Dalej czytam:
    – „Mieli nawet w zanadrzu, na emigracji, jakiegoś pociotka ostatniego cara” – a przecież wystarczyło zerknąć do Wiki:
    W latach 2001-2005 premierem republiki był były car Symeon II. zajrzyj, i doczytaj dalej, koniecznie!

  10. 10 michał

    Używanie wikipedii jako źródła jest żenujące. Nie wątpię, że to jest au courant w Najniższym czasie albo w Łżeczypospolitej, ale nie w Podziemiu.

    http://wydawnictwopodziemne.rohnka5.atthost24.pl/2009/12/20/oswiadczenie-redakcji/

    Pan Gniewoj, rzecz jasna, odpowie sam za siebie, ale wydaje mi się oczywiste, że nie ma nic przeciwko monarchii, a wyłącznie wyśmiewał przypuszczenie, że autentyczne przywrócenie monarchii jest możliwe w sowieckiej strefie wpływów, stąd trafne użycie słowa „bajdurzenie”.

    Co rzekłszy, nie można wykluczyć, że potomkowie Putina, Kima czy Xi będą nosić korony i siedzieć na tronie.

    Tylko że nazywanie czegoś takiego „monarchią” zasługuje na miano bajdurzenia.

  11. 11 gniewoj

    Panie BaSza,

    Jałowość i dziecinada takich rozważań jest dla mnie śmieszna. Najpierw obalenie komunizmu a dopiero później dyskusja o granicach i ustrojach. Monarchia w cudownie przeobrażonej Bułgarskiej Republice Ludowej to jak przerabianie zwykłej osobówki na rajdówkę naklejaniem kalkomanii z płomieniami buchającymi spod maski i dumnym napisem RALLY na tyle. Może się to komuś podobać, komuś innemu nie, kwestia gustu. W przypadku komunizmu sprawa jest poważniejsza. Albo uznajemy, ze komunizm upadł i wtedy na poważnie traktujemy bułgarskie rozważania albo jesteśmy przekonani o ciągłości komunizmu i wtedy takie dywagacje nas śmieszą.

    Ciekaw jestem co według Pana przytoczony Pomazaniec Boży Car Symeon II zrobił dobrego swoim premierostwem dla swojej ojczyzny? Według mnie ześlizgnął się prosto w łapy komunistów, a miało to zapewne taki sam symboliczny wymiar jak przekazanie insygniów władzy prezydenckiej IIRP bolkowi w 1990 roku. Tyle w temacie bułgarskiej drogi do wyzwolenia.

    Za to spór monarchia czy demokracja ze wszech miar ciekawy. Sam, pod wpływem Toporskiej, skłaniałem się ku monarchii. Opisana przez nią konstrukcja władcy doskonałego bo podejmującego decyzje w poczuciu odpowiedzialności przed Bogiem przemawiała do mnie dość długo. Jednak, porównując na przykład Zygmunta II Wazę jak i Stanisława Augusta Poniatowskiego nie jestem już tego taki pewny. Obydwaj byli monarchami, co prawda elekcyjnymi ale monarchami. Panowanie pierwszego to lata świetności Rzeczpospolitej, panowanie drugiego to czas rozbiorów. Tak więc to bardziej chyba kwestia przypadku a nie sposobu wyboru przywódcy. Mówiąc o przypadku, spójrzmy na Zofię Fryderykę Augustę. W gruncie rzeczy w drodze przypadku stała się członkinią rodu Romanowów a jej rządy umocniły rosyjskie Imperium, ku nieszczęściu Rzeczpospolitej. Po co te przykłady? Po to, żeby wykazać, że przypadkowy wybór (patrz demokracja i powszechne wybory) nie muszą być złym rozwiązaniem.

    Pisze Pan o arystokracji wychowanej do władzy. Czy to ma obecnie znaczenie? Według mnie niewielkie. Spójrzmy na profesjonalnych, brytyjskich, parlamentarzystów. Przypatruję się ostatnio im chocholim tańcom wokół Brexitu. Gdybym na własne uszy tego nie słyszał to bym nie uwierzył, że tak zachowuje się profesjonalna klasa polityczna, z wielowiekową tradycją, w ugruntowanej demokracji, w kraju o nieprzerwanej państwowości. Obraz wypisz, wymaluj po-pisów z krajowego podwórka. Tak więc i nie tutaj pies pogrzebany.

    Pisze Pan, że monarchia jest tańsza. Tak może było kiedyś, kiedy władza żyła swoim życiem a ludzie żyli swoim. Dziś, każdy z nas oczekuje od państwa osłon socjalnych, bezpieczeństwa, dróg, mostów, prądu, Internetu i tych wszystkich udogodnień. Dostajemy to, ale rachunek za to jest bardzo wysoki, płacony na dwa sposoby. Raz, coraz wyższymi podatkami. Dwa, coraz większą ingerencją państwa w nasze prywatne, życie. I temu procesowi, według mnie nie jest winna demokracja jak również monarchia nie byłaby w stanie zatrzymać tego procesu. Według mnie jesteśmy skazani na demokrację z jej wszystkimi wadami i zaletami.

  12. 12 BaSz

    Czytam:
    Używanie wikipedii jako źródła jest żenujące

    Hm, czy aby wszyscy w domu?

  13. 13 michał

    Bartek,

    Która część tego zdania wydaje Ci się niejasna? Która jego część Cię niepokoi na tyle, że zmusza Cię aż do wytłuszczenia znaku zapytania, który już napisałeś byłeś kursywą? Musi to być stan niepokoju w rejonie stanów wyższych, jak, nie przymierzając, na Bugu we Włodawie. Ale czy nie warto zachować tego moralnego niepokoju na tropienie ludzi o obco brzmiących nazwiskach, bo może wywodzą się z wrażych hord?

    Mniejsza. Pozostańmy przy zdaniu, które tak Cię niepokoi. Wikipedia jest kompendium informacji zebranych przez dowolnych autorów i bezustannie redagowanych przez innych autorów. Jednym z „pięciu filarów” wikipedii jest, że należy unikać konfliktów i poszukiwać konsensusu. Wikipedia jest znakomitym punktem wyjścia, kiedy się nie zna przedmiotu, ale spróbuj zajrzeć do hasła, opisującego przedmiot, który znasz, a zobaczysz łatwo, jak bardzo nie do utrzymania są ich pretensje do bezstronnego obiektywizmu. Jeżeli chodzi o proste fakty, jak data czy miejsce urodzenia, wiki jest źródłem wystarczającym, ale są inne i lepsze.

    Jednak o faktach się nie dyskutuje w ogóle, a na wp rzadko dyskutujemy sprawy niekontrowersyjne. Hasła wiki w takich wypadkach są bezwartościowe, bo otwarte na manipulację, a polityczna interpretacja wydarzeń na wiki pozostawia wiele do życzenia, co jest zresztą w zgodzie z ich zadeklarowaną polityką redakcyjną. W takiej sytuacji, użycie wiki jako źródła w politycznym duskursie kompromituje argument i jego proponenta. A zatem, nie dopuszczając do powoływania się na wiki na naszej witrynie, dbamy tylko o poziom dyskusji.

    Ponawiam pytanie: co Cię niepokoi w dbałości o poziom? Czyżbyś był zdania, że poziom może być za wysoki? Chyba nie. I dlatego, jeżeli pozwolisz, pozostaniemy przy opinii, że używanie wiki jako źródła w politycznym dyskursie jest kompromitujące.

    Aha, żeby odpowiedzieć wprost na Twoje pytanie: tak, dziękuję, wszyscy w domu. A u Ciebie?

  14. 14 BaSz

    W żadnym bądź razie nie mogę sądzić, że brakuje Ci, Michale, inteligencji, no może chyba dobrej woli. Ale że pobiegłeś w maliny, to zapewne i dlatego, iż najwyraźniej czytałeś… nieuważnie. Stąd rada: jeśli zabierasz się do tego, aby komuś dopieprzyć, to, na wszelki wypadek, przeczytaj całość po raz drugi, zaś by nabrać pewność pięciodziewiątkowej ( 99,999% ) to jeszcze raz trzeci.
    No nie mam tyle czasu, aby wskazać wszystko to, co żeś przeinaczył, mam teraz na głowie sporo spraw ważniejszych.
    że byłem – tomów dwunastu na dowód
    pisać – sił nie mam
    i myśl mnie udławia
    jestem zmęczony, wolę jechać do wód
    nie na odjezdnem o piekle się mawia!

  15. 15 michał

    Co robić. Oprócz mnie, wszystkim brak czasu.

    Pozwól sobie zwrócić uwagę, że mój komentarz nie mógł przeinaczyć Twojej wypowiedzi, bo wyłącznie bronił sensu mojego własnego komentarza. Poza tym, jak można przeinaczyć komentarz, który składa się z cytatu oraz słów „czy aby wszyscy w domu?”? Jednak mogę Cię zapewnić, że przeczytałem tych kilka słów więcej niż raz, i chyba je rozumiem.

    Co rzekłszy, dziękuję za piękny cytat. Odpowiem nań następną zwrotką tego samego wiersza:

    Wolę gdzieś je­chać, w pil­nym in­te­re­sie,
    Pa­trząc przed sie­bie z obłę­du wy­ra­zem,
    Wie­ki po­trą­cać, jako grzy­by w le­sie,
    Lu­dzi, epo­ki, mie­szać wszyst­ko ra­zem —

    Bo widzisz, „wieki potrącać”, to jest dokładnie to, co Ci niedawno proponowałem.

Komentuj





Language

Książki Wydawnictwa Podziemnego:


Zamów tutaj.

Jacek Szczyrba

Czerwoni na szóstej!.

Jacek Szczyrba

Punkt Langrange`a. Powieść.

H
1946. Powieść.