Zawodowy antybolszewizm — Głos Podziemia
0 komentarzy Published 28 maja 2025    | 
Tylko, broń Boże, nie strzelać do bolszewików!
Tylko, broń Boże, żadnej akcji antybolszewickiej!
Mackiewicz przytaczał rosyjskie przysłowie „jeden w polu to nie wojownik”:
Na trzydzieści z czymś milionów moich rodaków Polaków, łącznie z emigracją, znam tylko jednego, który się ośmiela głośno powiedzieć: jestem kontrrewolucjonistą. To ja, sam jeden… Ale pytają mnie ludzie: Czyż „jeden w polu to wojownik‟? – Podobno nie. Ale a nuż! A nuż, wbrew porzekadłu, zdarzy się cud… Zwłaszcza, jeżeli z pomocą Boską.
Jeden Mackiewicz wystarcza, żeby nieść sztandar idei; dla praktycznej jej realizacji przydałaby się garstka wojów. – Armia ludzi, gotowych w optymalnym momencie podjąć działania. Przed walką (niezależnie od dziejowej chwili, w której to nastąpi) nie uciekniemy; jeżeli – rzecz jasna – dozgonne poddaństwo nie jest naszym egzystencjalnym wyborem. Szaleństwo! – wyszepcze niejeden z czytelników, pocierając skronie opuszkami palców. Niesłusznie.
Nie sposób przewidzieć, jakie formy może owa walka przybrać jutro, za miesiąc, rok. Ba, może dopiero za stulecie. Przekonany jestem, że do niej dojdzie, prędzej czy później. Czy to wyłącznie mój, prywatny, fioł ideowy? Czy skłaniać warto do myślenia w podobnym kierunku? Jedno wiem na pewno: nie wypada przekonywać do antybolszewizmu propagandą. Jedyne co wolno, to przedstawiać swój zestaw argumentów. Można też przekazać pióro w godniejsze ręce.
Finowie, którzy strzelali do bolszewików z każdego gęstego świerku i w każdym lesie mieli zasadzki, napędzili Sowietom strachu. System bolszewicki czuje się tam pewny, gdzie go otacza śmiertelne milczenie. Niczego natomiast tak bardzo się nie obawia, jak huku strzałów.
…system sowiecki poza jego cechami ogólnie znanymi, jest przede wszystkim niezwykle sztuczny. Można go w każdej chwili wywrócić w sposób tak prosty, jak, powiedzmy, jajko Kolumba.
Tym środkiem dla Finów było najprostsze słowo „nie!”, wypowiedziane już dwukrotnie. Bolszewicy respektują je, bo się go – boją.
Czy dość przekonujące? Mackiewicz zapisał te słowa w artykule Wciąż nie odgadniona zagadka Finlandii opublikowanym przez Dziennik Polski w Dietroit w listopadzie 1953. Przypominał antybolszewickie wyczyny Finów sprzed lat, które skutecznie odstraszyły agresora. Czy wiedział, że podobne (choć na zdecydowanie mniejszą skalę) działania wciąż podejmowane są w ojczyźnie?
Zaledwie kilka lat wcześniej, na niewielkim skrawku starożytnych ziem WXL, Suwalszczyźnie, pojawiła się nowa, młoda, pełna wigoru antykomunistyczna konspiracja i partyzantka. Niektórzy z jej członków zapisali w swoich życiorysach niechlubne karty współpracy z komunistycznym okupantem, innych dosięgła rezygnacja roku 1947, jeszcze innych na konsekwentną drogę kontry skierowało bolszewickie bestialstwo. Gdy w 1949 podjęli na nowo walkę, zakładając imponującą – wziąwszy pod uwagę warunki – organizację, swoją odwagą, hartem, ideowością, zyskali sympatię mieszkańców ziemi, z której w większości wyrośli i której postanowili bronić. Wywołali to, co z Mackiewiczowskiego punktu widzenia jest najcenniejsze – trwogę wroga. Walczyli z powodzeniem przez niemal trzy lata. Nie przeprowadzali frontalnych ataków, ograniczając się głównie do karania bolszewickich kolaborantów oraz do ochrony miejscowej ludności. Nie mieli do swojej dyspozycji stosownych środków, dostatecznie licznych oddziałów. Potrafili w zamian sięgnąć po potężniejszy oręż – nieśmiertelne idee.
Przyjęło się sądzić, że sporo wiadomo na temat podziemia po 1944. Osobiście, nie podzielam tego zdania w pełni. Pomimo bardzo licznych w ostatnich dziesięcioleciach publikacji, ogromnego wysiłku historyków i badaczy, nasza wiedza o poczynaniach ludzi walczących ówcześnie z tym samym, co dzisiaj, bolszewickim wrogiem wciąż pozostaje… martwa. Pomimo bogatej literatury wspomnieniowej niewiele wiemy na temat ich codziennego życia, wzajemnych relacji, kłębiących się w głowie myśli, emocji, decydujących w dużej mierze o podejmowanych krokach. Możemy być pewni, że w poszczególnych grupach zbrojnych sytuacja przedstawiała się różnie, na ogół – bardzo źle. Szczególnie po demobilizującej (w sensie dosłownym i w przenośni) bolszewickiej „amnestii” z lutego 1947, do której wielu partyzantów przymuszonych zostało rozkazem dowództwa, sytuacja leśnych żołnierzy stała się krytyczna. Chęć walki wypierana była przez myśl o przetrwaniu.
Żołnierze grupy suwalskiej, rozpoczynający swoją działalność w połowie 1949 roku, tworzyli nową jakość. Nie liczyli na rychłe zakończenie walki, na zawarcie iluzorycznego kompromisu z wrogiem. Zdecydowani byli walczyć do samego końca, niezależnie od politycznych kalkulacji oraz ceny, którą wypadnie zapłacić. Ich postawa życiowa, podejmowane decyzje, modus operandi w walce z bolszewikami, eschatologiczny wymiar tej walki, są w znaczącym stopniu zbieżne ze światopoglądem Józefa Mackiewicza.
Mam przed sobą zeszyt, opatrzony tajemniczymi literami: „Wir”, odnaleziony w zadziwiającym miejscu (o czym napiszę przy innej okazji). Podczas pierwszej lektury, nie miałem pojęcia, co te trzy litery mogą oznaczać. Dzisiaj wiem, że należy je wiązać z żołnierzem zgrupowania suwalskiego, Ryszardem Dudanowiczem. Zeszyt składa się z kilku części, zapewne spisywanych na przestrzeni miesięcy lub lat, tym samym charakterem pisma, ale nie mam pewności, czy autorem całości jest jedna osoba.
Zaczyna się od czegoś na kształt czasopisma Komunizm A Głos Podziemia, ze starannie opracowanym układem graficznym. Tytuł pierwszego artykułu brzmi: Walka z katolicyzmem naczelnym hasłem bolszewizmu.
Walka z katolicyzmem jest naczelnym hasłem i jedną z najważniejszych racji stanu bolszewizmu. Do walki z Kościołem chrześcijańskim stworzono specjalną organizację bezbożników.
Dalej następuje opis organizacji założonej w Moskwie w połowie lat 20., mowa o globalnym zasięgu oddziaływania organizacji, o specjalnej szkole, w której nauki pobierają „działacze bezbożników” z całego świata. Autor opisuje sposób działania adeptów owej szkoły już po zakończeniu edukacji, o powrocie do rodzimych krajów i działalności pod różnymi przykrywkami.
Kierownicy sztabów komunistycznych doskonale rozumieją, że jedynym skutecznym środkiem do zwalczania komunizmu jest idea katolicka.
Mowa w tekście o wykorzystywaniu przez komunistów „niedociągnięć i błędów popełnianych przez duchowieństwo, czy to w dziedzinie moralnej czy kościelnej”. Cel tych działań w ujęciu autora jest… zdumiewająco współczesny:
…zohydzić Kościół i katolicyzm, wywołać i pogłębić nienawiść tłumu do religii i jej emblematów…
Autor wskazuje na walkę pomiędzy dwoma światami: „moralności i pożądań”, dochodząc do przekonania, że „jeden z nich musi zginąć”. Paradoksem jest, że swoje dociekania opiera na tekście Stanisława Grabskiego, odpowiedzialnego za „hańbę ryską” z 1921. Opublikowana w 1927 roku praca Grabskiego nosi tytuł Rzym czy Moskwa.
W walce tej nie ma pardonu… od tej walki zależy nie tylko przyszłość Polski, ale niemal przyszłość całego świata chrześcijańskiego.
Tekst nie jest datowany. Mógł powstać pomiędzy połową 1949 a wiosną 1952. Spisany został zatem wcześniej aniżeli artykuł Mackiewicza Czy mogę poruszyć drażliwą kwestię?, wydrukowany w Dzienniku Polskim (Detroit) w październiku 1953. Spostrzeżenia i refleksje Mackiewicza korespondują z przemyśleniami obecnymi w Głosie Podziemia.
Kościół katolicki w Polsce musi i będzie zniszczony, jeśli wojna nie wybuchnie przedtem. W każdym razie zniszczony w jego poprzedniej, dotychczasowej postaci… Bo bolszewicy tego nie ścierpią na dłuższą metę.
Mackiewicz przeszedł następnie do opisania „kompromisów” zawieranych przez Episkopat ze stroną komunistyczną, przyglądając się ich naturze
…chodziło o podkopanie tego, co słusznie zowiemy Opoką Kościoła, to znaczy jego nieugiętość nie tylko w sprawach religijnych, ale również moralno-społecznych. Otóż w kilku wypadkach Episkopat dał się „nagiąć” do postulatów reżymu komunistycznego i, w moim przekonaniu, uczynił źle.
Zbieżność poglądów Mackiewicza z autorem Głosu Podziemia jest wyraźna. Z tonu obu wypowiedzi przebija obawa nie tylko o los duchownych, o kondycję Kościoła, ale także o zgubne rezultaty, jakie mogą przynieść prześladowania
…musimy się liczyć nie tylko ze słabością katowanych, ale ze słabością ludzką w ogóle.
***
Być może, zapatruję się zbyt pesymistycznie. Inni patrzą w przyszłość z większym optymizmem. Nie będę na ten temat wytaczał tu polemiki. Przyznać jednak musimy, że wróg bolszewicki jest wrogiem potencjalnie najniebezpieczniejszym ze wszystkich dotychczas znanych. Dla tych oczywiście, którzy pojęcie narodu rozumieją nie jako biologiczną masę, ale przede wszystkim jako zespół duchowych wartości i właściwości.
Jestem być może większym pesymistą w odniesieniu do współczesności, aniżeli w 1953 był nim Mackiewicz, który mógł mieć jeszcze lichą, ale nadzieję, na zwycięską wojnę kogokolwiek bądź z sowietami; ja tej nadziei nie mam w dającej się przewidzieć perspektywie. Co więcej, sam tylko fakt, że AD 2025 nie siedzimy w łagrach lub też, że nasze doczesne szczątki nie gniją wraz z innymi w zbiorowych mogiłach, zdaje mi się być trudnym do ogarnięcia fenomenem. W mojej ocenie nie ma dziś na świecie jednego liczącego się podmiotu, zdolnego stawić czoła zarazie. Czyżbym tkwił w błędzie? Czyżby bolszewicy z Pekinu, Moskwy, Kijowa bali się potęgi skomunizowanej Ameryki? Bo przecie nie eurokołchozu, militarnego pośmiewiska.
Każdy rozumie, że organizowanie w tej chwili jakiegoś powstania w Polsce zarówno pod względem strategicznym, jak i taktycznym, jest wykluczone. Nikt o tym nie myśli. Nie myślą ani w Europie Zachodniej, ani w Ameryce, ani w kraju. Nie myślą ani starzy, ani młodzież.
Ale:
Nie można wpadać w drugą skrajność. Lata idą. Niepodobna przecież wychować całego pokolenia narodu polskiego w ten sposób, aby od dziecka pamiętało, że największą „zbrodnią” narodową jest… strzelanie do bolszewików! Gdyby jeszcze, powtarzam, zachodziła tego obawa. Ale nie zachodzi.
Nie mogę się z tym poglądem Józefa Mackiewicza zgodzić. U progu lat 50. nie wszyscy zarzucili myśl o strzelaniu do bolszewików. Koncepcja walki, budowania form organizacyjnych, była szczególnie popularna w środowiskach młodzieżowych. W pierwszych dwunastu latach rządów bolszewickich powstało około tysiąca grup i organizacji o takim charakterze (przynajmniej taka liczba została utrwalona aw archiwach ub). W Suwałkach istniała założona w 1949 Harcerska Grupa Pogromców Komunizmu przemianowana następnie na Konspiracyjną Organizację Młodzieżową. Część uczestników tej konspiracji trafiła do oddziału zgrupowania suwalskiego. Myśl o
usunięciu organów władzy zwierzchniej Narodu, zagarnięciu ich władzy i zmianie ustroju demokratycznego Państwa Polskiego
że powołam się na załganą formułę, wytaczaną przez „ludowe” „sądy” wobec, na przykład, kobiety, która szyła partyzantom bieliznę, nie była – wbrew ówczesnemu przekonaniu Józefa Mackiewicz – martwa.
Na łamach Głosu Podziemia padają niekiedy słowa naiwne, nieskładne próby uplasowania własnego miejsca w świecie, wskazania tego miejsca czytelnikom:
Kto jest Polakiem?
Ten który kocha Polskę i Boga.
Ten który walczy z komunizmem i całym proletariatem świata.
Ten który nie chwieje się jak trzcina tylko walczy zahartowany w żelazny duch zwycięstwa.
Ten który nie pisze się do partii i związków komunistycznych…
Chaotyczne poszukiwanie tożsamości jest wyrazem przekonania, że w obliczu totalnej klęski, wobec obojętności świata, wypada radzić sobie samemu.
System bolszewicki wytworzył taki koszmar, jakiego nie znały dzieje ludzkości. Próżno by też porównywać go do systemu hitlerowskiego. Porównany mógłby być tylko wtedy, gdyby na przykład Żydzi, pędzeni do gazu w obozach koncentracyjnych – dziękowali SS-mańskim oprawcom za sprawiedliwość… Gdyby dziękowali Hitlerowi, iż stworzył taki rozumny system rządzenia! Ale tego nie robili ani Żydzi, ani inne narody prześladowane przez hitlerowców. Bronili się lub padali ofiarą przemocy, ale z nienawiścią i w duszach, i słowach… System, w którym skazańcy dziękują oprawcom za los, który ich spotyka i zwracają się publicznie z przemówieniami wychwalającymi ten los – stworzył dopiero system bolszewicki. Najbardziej szatański z ludzkich systemów na globie.
Słowo Mackiewicza wydrukowane w Dietroit nie docierało nad Wigry, nie płynęło do umęczonych bolszewizmem ludzi z nurtem Czarnej Hańczy. Wielka szkoda. Bo mieszkańcy suwalskiego skrawka Wielkiego Księstwa Litewskiego lepiej niż którykolwiek z emigracyjnych towarzyszy losu Józefa Mackiewicza rozumieliby jego słowa. W zamian, mieli swój własny, lokalny głos, mniej sprawny, ale także przenikliwy. Mieli też małą armię, waleczną i ambitną.
W kolejnej części Głosu Podziemia pojawia się próba zdefiniowania tego, co najważniejsze, przedstawienia własnego potencjału, szacowanego niestety mocno na wyrost. Nosi ten fragment tytuł Walka Podziemia.
Interesujące nas zjawisko – to walka podziemia. Prowadzą ją poszczególne osoby i niewielkie grupy ludzi, którzy nie uznają rządów komunistycznych.
Ludzie, którzy wstąpili do szeregów podziemia mają zadanie likwidować działaczy komunistycznych, stać w obronie narodu uciśnionego przez rząd komunistyczny. Jeszcze jedną formą walki podziemia jest obrona wiary i kościoła rzymsko-katolickiego. Każdy człowiek, który jest wtajemniczony w skład P.Z.P. nie może lekceważyć swego zaszczytnego stanowiska na jakie powołał go Bóg i Ojczyzna. Formę walki podziemia powinien każdy Polak uważać za główną, ponieważ tylko walka podziemia prowadzona przeciw rządom komunistycznym, decyduje wolność narodu polskiego… Przy gwałtownej walce podziemia, zahamowana została w swym postępie P.Z.P.R. Walką podziemia zostało zahamowane rozszerzanie się po wsiach komunistycznych związków gospodarczych i młodzieżowych, przy czym dochodzi do użycia po wsiach wielkiej siły wojska, wysyłanie ekspedycji karnych, wzmacnianie posterunków M.O. itp. Takie jest podstawowe tło obrazu walki podziemia z komunizmem. Na tym tle podziemie maluje obraz wyzwolenia spod jarzma komunistycznego…
Niestety, wbrew intencji autora powyższych słów, ówczesne podziemie nie malowało swoimi działaniami obrazu wyzwolenia. Z oczywistego powodu – nie dysponowało potencjałem adekwatnym do okoliczności.
Niejednemu się zdaje, że walka podziemia, że Związek Podziemia nie jest może tak bardzo uchwytny, jeśli idzie o całą Polskę, ale on istnieje i rząd komunistyczny ma twardy orzech do zgryzienia, bo walka podziemia zadaje rządowi klina do rozszerzenia komuny w Polsce.
Rozpowszechnienie się walki podziemia właśnie po wkroczeniu czerwonych żołdaków do naszej Ojczyzny zaostrzyło się politycznie i ekonomicznie. Walkę podziemia prowadzi z reguły każdy Polak – bo jawnie, każdy katolik-partyzant, lub po prostu każdy jeden obywatel polski, bogaty czy biedny, rzemieślnik czy robotnik, kobieta czy mężczyzna, ten który jest prawdziwy miłośnik i syn Ojczyzny.
Antykomunizm jest zjawiskiem uniwersalnym, pozostającym w zgodzie z naturalnym dążeniem do wewnętrznej integralności – przekonuje autor. To potencjał wypływający z antykomunistycznej idei, wedle której wszyscy winniśmy skłaniać się ku walce. Niestety, to tylko jedna strona ludzkiej natury. Wyrazem drugiej, przeciwstawnej, jest spolegliwość, chęć dostosowania się do najpodlejszych warunków.
W 1951, roku publikacji Zawodowego antybolszewizmu, sytuacja nie przedstawiała się wiele lepiej niż współcześnie. Mackiewicz pisał o bolszewickim oddziaływaniu na ludzką psychikę, o tym, że „bryzgi, lecące spod koła sowieckiego kłamstwa dotarły dziś do najbardziej odległych zakątków kuli ziemskiej” i że „nadszedł czas by wyjść z błędnego koła”.
Charakteryzując zatem „zawód” antybolszewika jako jeden z najbardziej na świecie sprzyjających człowiekowi i prawdzie, wskazane byłoby dodać do jego zalet odwagę realizacji… mniej bać się tłumu politycznych frantów…
Od wypowiedzianych wówczas słów minęły trzy ćwiartki wieku, ale zgłoszone przez Mackiewicza zapotrzebowanie na kreację „zawodu” antybolszewika ani przez moment nie przestało być aktualne. Tyle że nie sposób uprawiać tego zawodu jedną nogą tkwiąc w peerelu, drugą symulując antykomunistyczne wygrażanie pięścią.
Emigracja nie miała klarownego wyobrażenia o rzeczywistej sytuacji. Kontakty z krajem były mniej niż mizerne. Nie zadbano o zabezpieczenie stosownych środków ani kanałów łączności. Pozwolono ponadto na rozwiązanie ogromnej armii, nie dostając w zamian niczego. Pułkownik Stanisław Pstrokoński w opublikowanej w 1948 roku broszurze Kapitulacja polskich sił zbrojnych pisał:
Obrońcy Warszawy, kapitulując w cieniu Gestapo, mieli odwagę stawiać Niemcom warunki. A dowódcy emigracyjni nie odważyli się odezwać po męsku choćby do ministra Bevina. Bevin wie zaś dobrze, jaki mus nieustępliwości i walki obciąża ministrów i generałów brytyjskich. Toteż — po rozmowie kapitulacyjnej, którą odbył z generałami polskimi — może sobie pomyślał: „Wygodni partnerzy, ale niech Bóg uchroni Wielką Brytanię od takich obrońców!”
Rozegrano ich jak murzyńskich kacyków, którym tombakowe kółko w nos, sznur świecidełek i krajkę barwnego jedwabiu, a oddadzą bryłę złota.
I oddali „bryłę złota”: siłę Wojska, oraz realną możność zdobycia dla uchodźstwa uprawnień międzynarodowych, które wzmocniłyby jego byt własny i jego dalszą walkę o byt narodu.
„Murzyńscy kacykowie” nie mieli czasu ni ochoty, aby interesować się militarnymi inicjatywami w kraju. Nigdy nie słyszeli o Polskim Związku Podziemnym, działającym na terenie Suwalszczyzny. Zajmowało ich co innego, na przykład tępienie przejawów niesubordynacji, czy też walka o iluzoryczną władzę i majątek w postaci… tombakowych kółek.
P.Z.P. – czytamy w zeszycie – rozpoczął swą walkę z komuną w roku 1949. Przez członków P.Z.P. zostały zlikwidowane placówki O.R.M.O., likwidowano agentów U.B. i działaczy partii politycznych, działaczy związków gospodarczych i młodzieżowych. Prowadzono zaciekłe działania przeciw agitatorom i zausznikom moskiewskim, którzy mieli za zadanie skolektywizować wieś polską na system rosyjski. Likwidowano wszelkimi środkami grabieżców polskich gospodarzy. P.Z.P. nie patrzył na to, że setki ludzi z KBWu, milicja i UBe prowadzą generalne obławy, dziesiątki szpiegów i agentów tajnego wywiadu rozesłano po terenie, by wyczuć, gdzie wschodzi i wzrasta w siły odrodzony młody P.Z.P. Dzięki Opatrzności Bożej nie udało się komunistom wykryć i zlikwidować naszego związku. Przeciwnie, co godzina wzmacniał się i wzmacnia swe siły i prowadzi zaciekłą walkę ze zdrajcami Narodu Polskiego, z wrogami Kościoła i wiary katolickiej oraz z kolosem komuny i Związkiem Radzieckim. P.Z.P. swą propagandą i agitacją wychowywa młodzież w duchu polskości, wychowywa na podstawach wiary i nauki Kościoła rzymsko-katolickiego. P.Z.P. zabrania pisać się do związków i partii komunistycznych, zabrania wychowania młodzieży w duchu komunistycznym.
Na emigracji antybolszewizm przez kolejne dziesięciolecia pozostawał na ustach wielu. Na ogół były to wyłącznie słowa. Wrogość wobec bolszewickiego zła stawała się alibi uzasadniającym szarą polityczną egzystencję. Nie mogło być wielkim zaskoczeniem, że dobrodziejstwa pierestrojkowej prowokacji 1989 zostały przyjęte z ulgą, a przy Eaton Place zapanował peerel, nazywany iii rp.
Paweł Chojnacki przytoczył słowa Mackiewicza z 1953 roku:
Nie ma w tej chwili żadnej „Polski” w znaczeniu politycznym, żadnego „państwa” polskiego ani „ludowego”, ani „pojałtańskiego”, ani „bierutowego”, ani innego, poza praworządną reprezentacją Rzeczypospolitej na emigracji w Londynie.
Trafnie. Tyle, że ten sam rząd nie podejmował żadnych istotnych kroków dla podtrzymania wciąż jeszcze bardzo silnych, antybolszewickich nastrojów w kraju. Jego reprezentanci nie zdawali sobie zapewne sprawy z trwającej walki.
Wir wraz z czterema podkomendnymi otoczony został przez ogromne siły wroga we wsi Łumbie, 8 kwietnia 1952 roku. Ukrywali się w schronie wybudowanym w chlewie, w gospodarstwie Jana Kruszyłowicza. Wir szybko zdał sobie sprawę z powagi sytuacji. Zanim wydał rozkaz do ataku, poprosił kolegów, aby nie oddawali się żywcem w ręce wroga. Otworzył właz, rzucił granat, pod osłoną wybuchu wybiegł na zewnątrz. Jako jedyny zdołał wydostać się na łąkę. Poległ od licznych ran, nieopodal lasu.
W zeszycie zapisano dwanaście wierszy. Jeden z nich nosi tytuł Partyzancka mogiła:
Może tylko wiatr z pola Ojczyzny, jak sierota nad matką mogiłą zapłacze.
Będzie żałował twoich młodych dni, twojej młodości, twego uśmiechu.
Już sady ozdabiają się białemi kwiatami
Jak młode panny w białych welonach
A kto ozdobi twoją mogiłę zaginiony partyzancie?
Kto na twojej mogile gorzkie łzy wyleje?
Kto twoje trudy policzy?
A kto twoją honorową śmierć opłacze?
Kto twoje imię wspomni?
To wiersz Anonima, w tłumaczeniu z litewskiego na polski, także bezimiennym.
Prześlij znajomemu
0 Komentarz(e/y) do “Zawodowy antybolszewizm — Głos Podziemia”
Prosze czekac
Komentuj