Michał Bąkowski
23 comments Published 10 October 2007    |
(Polski) Nieświęte przymierze (*)
23 comments Published 10 October 2007    | 
To tak:
– ruchali nas
– ruchają
– i ruchać będą
To co robić jak się jest abstynentem? Odpowiedź:
– kupić domek w Chorwacji nad małą plażą.
Pewnie IM o to chodzi?
Mając na myśli powyższy wpis, proszę administratora witryny, aby usuwał wypowiedzi przekraczające granice dobrego smaku. Autor wyraźnie pomylił witryny.
Jestem pewien, że twórcy tej strony są otwarci na wszelkie poglądy i sposoby ich wyrażania. Wypowiedzi pana Jaśka są może nieco oryginalne i prowokacyjne, ale bez przesady. Proszę administratora witryny o pozostawienie wypowiedzi Jaśka.
Jakkolwiek Wydawnictwo Podziemne rezerwuje sobie prawo nieumieszczania niektóych wypowiedzi, to nie zamierzamy wprowadzać cenzury obyczajowej. Granice dobrego smaku są kwestią indywidualnych odczuć, czegoś co tradycyjnie nazywa się gustem, a de gustibus non disputandum est.
Niniejszym przepraszam pt Marka za paskudny język. To wstrząśnienie poprzeczytaniowe tak mi uczyniło. Gust też mam wredny .
Jasiu! Tylko się nie popłacz, paskudniku wstrząśnięty poprzeczytaniowo.
Panie Jasiu, rozumiem, mocne słowo bywa przydatne dla podkreślenia ekspresji wypowiedzi.
Jednak reakcja pana Michała trochę mnie zaniepokoiła. Widać, preferuje Pan życie “na luzie”. Jednak wywód dotyczący gustów, brzmiący dość oryginalnie, okrasił Pan na szczęście łaciną klasyczną, a nie “polską”. Pewnie Pan wie, że język świadczy o kulturze. W tym wypadku polski język, a więc świadczy o naszej, polskiej kulturze. Powinniśmy o nią dbać. Wobec zagrożeń naszej kultury przez wszechobecne chamstwo i przekleństwa nie powinniśmy relatywizować.
Niepokój, zwłaszcza ten moralny, to jest dobra rzecz; atoli nie bardzo rozumiem, co w mojej reakcji Pana zaniepokoiło. Że “preferuję życie na luzie”? Cokolwiek by to miało znaczyć, trzeba wrzucić bieg, żeby pojechać, na luzie nikt jeszcze nigdzie nie dojechał (chyba że z górki na pazurki, a mnie nie interesuje intelektualne zjeżdżanie z górek). Nie czuję się powołany do “świadczenia polskiej kulturze”. Na pewno znajdą się lepsi ode mnie, którzy zrobią to o wiele zgrabniej. Wydawałoby mi się jednak, że polskiej kulturze nie powinno zaszkodzić na dłuższą metę świadczenie prawdzie. Otóż jeżeli prawda domagać się będzie użycia słów potocznie uznanych za wulgarne, to nie zawaham się przed tym ani przez moment, dlatego że wypowiedź powinna być adekwatna, a nie oględna. Na przykład, “zwycięstwo wszechświatowej kurwy”, żeby zacytować z Józefa Mackiewicza, adekwatnie oddaje naturę klęski, która spotkała wolność ludzką i najważniejszy tej wolności produkt – kulturę.
Pozwoliłbym sobie zatem prosić Pana, by łaskawie odniósł się do treści powyższego artykułu, raczej niż do formy komentarza, bo cokolwiek myśleć o kometarzu Jaśka, to jest on ad rem…
Przecież napisałem, że “mocne słowo bywa przydatne dla podkreślenia ekspresji wypowiedzi”. Jednak stwierdzenie, że “prawda tego wymaga” brzmi mało wiarygodnie. Znam publicystykę Mackiewicza i wiem, że nie operował on wulgaryzmami. Przytoczonego cytatu nie przypominam sobie. Idąc Pańskim tropem myślenia można dojść do wniosku, że im więcej przekleństw, tym więcej prawdy adekwatnie oddanej, nie oględnej. W związku z powyższym największe prawdy głoszą panowie spod wiejskiego sklepu.
Do pojęcia wolność wypadałoby dodać pojęcie odpowiedzialność, m.in. za słowa. Sama wolność może zniszczyć kulturę podobnie jak komunizm.
Do artukułu odniosę się innym razem.
Panie Marku. Największe prawdy głoszą nie “panowie” lecz żule i nie spod “wiejskiego” lecz miejskiego sklepu. A co do wolności, to chyba nie istnieje nic bardziej nieodpowiedzialnego. Zrównanie kultury z komunizmem względem wolności jest bardzo karkołomnym pomysłem.
Panie Marku, reductio ad absurdum nie jest najlepszą metodą dyskusyjną.
Panie Przemku, wolność jest warunkiem i niczym więcej; warunkiem koniecznym zarówno kultury, jak moralności, odpowiedzialności. Wolność jest z natury swej ambiwalentna ku dobru i złu, ku pięknu i ohydzie. Samą wolnością nie sposób wypełnić niczego, bo jest pusta. Dlatego nb. komunizm w swej pierwszej fazie, tej zdobywczej, rozluźnia więzy moralności, relatywizuje kulturę, pozornie wyzwala, by móc potem tym łatwiej spętać i zniewolić.
Panie Michale. (Wciąż żywię nadzieję na przypadkowe spotkanie np. nad Nilem w towarzystwie krokodyli, wypicie kieliszka wódki i uproszczenie form grzecznościowych). Tymczasem Panie Michale bardzo ładnie Pan to napisał i trochę mnie skonfudował. Z jednym tylko sformułowaniem trudno jest mi się zgodzić: “wolność jest warunkiem i niczym więcej”.
Warunkiem sine qua non (skąd tyle tej łaciny?), warunkiem koniecznym, czymś nadzwyczaj ważnym, czymś niezwykle wartościowym – ale nie wartością samą przez się. Zatem jest “warunkiem, niczym więcej”, ale bez tego warunku nic wartościowego nie może zaistnieć.
Panie Przemku, napisałem o sklepie wiejskim, bo mieszkam na wsi.
Panie Michale, uchyla się Pan od odpowiedzi serwując sentencje w języku łacińskim, którego ja, mieszkaniec wsi, a nie żulik spod sklepu miejskiego, nie znam. Tym niemniej w pełni podzielam Pańskie zdanie na temat wolności.
Wróćmy jednak do artykułu. Otóż źródło Pańskiej frustracji jest mi dobrze znane, ale mam nadzieję, że tezy przewodnie artykułu mijają się z prawdą. Nie mają one poparcia w znanym mi materiale źródłowym, co nie oczywiście nie oznacza , że nie są interesujące i godne uwagi. Właściwie nurtują nas podobne pytania, tylko, że ja nie wyciągam tak kategorycznych wniosków jak Pan. Mówiąc wprost: mam nadzieję, że tak nie było i nie jest. Kategoryczny ton wynika być może ze wspomnianej frustracji. Przyznaję, że 1989 r. i cały ten okres “transformacji ustrojowej” stanowił potężny wstrząs, po którym trudno się odnaleźć i poukładać myśli, aby zrozumieć, co się właściwie wydarzyło. W moim przekonaniu Pan odpowiedzi już odnalazł. Ja szukam dalej, bo argumenty są niewystarczające. Troszeczkę drażni mnie styl Pana, ale o gustach, jak to Pan wspomniał, nie ma co rozmawiać.
Wybaczy Pan, że nie odniosłem się do meritum poszczególnych zagadnień, ale musiałbym napisać kolejny artykuł, a nie wiem, czy adminitrator witryny taką okoliczność przewidział.
Różnica pomiędzy nami polega najwyraźniej na tym, że ja żadnej “transformacji ustrojowej” w 1989 roku nie dostrzegłem.
Byłoby miło “mieć nadzieję, że tezy przewodnie artykułu mijają się z prawdą”, ale niemądrze jest nie patrzeć prawdzie w oczy, dlatego że nadzieja nam ją przesłania. Albo to jest prawda, albo nie jest – nadzieja nie ma z tym nic wspólnego.
Nie mam nic do dodania w kwestii tonu, stylu i gustów. Każdy czytelnik ma absolutne prawo po prostu nie czytać.
Panie Marku. Zawsze myślałem, że pod wiejskim sklepem stoją chłopi czy może obecnie rolnicy a nie panowie. Podobnie jak w mieście pod sklepem stoją też nie panowie, ale normalne żule. Lubią to stoją. Nic mi do tego.
Podobnie jak Pan nie podzielam w pełni poglądów, które są przesłaniem tej witryny. Ale szanuję wolność myśli i wypowiedzi i doceniam szczere, jak myślę, intencje autorów.
Pana stwierdzenia: “źródło Pańskiej frustracji jest mi dobrze znane” czy też “1989 r. i cały ten okres “transformacji ustrojowej” stanowił potężny wstrząs, po którym trudno się odnaleźć i poukładać myśli, aby zrozumieć, co się właściwie wydarzyło” są bardzo grzeczne i układne (niczym „panowie” pod sklepem) a biją mocno. Niestety nie treścią a samą tylko formą.
No i znowu manowce. Przypomniała mi się piosenka Jacka Kleyffa (wiem, wiem nie to miejsce).
“Lecz jak nazwać nas młodszych
w ciągu trzech lat dorosłych
od tej wiosny przedwczesnej do zimy
jaki termin wykuwać naprędce”
Panie Michale, przecież tzw. transformację ustrojową wyraźnie ująłem w cudzysłów.
Z Pana słów wnioskuję, że jest Pan wybrańcem losu (czyt. szamanem), któremu Wielki Duch odkrył prawdy wszelakie.
Drogi Panie Marku,
Czy byłby Pan łaskaw wskazać, z których dokładnie słów wyciąga Pan taki wniosek?
Mam zwyczaj wypowiadać swoje opinie, jeśli cytuję cudze, to staram się to jasno zaznaczyć. Najwyraźniej przeszkadza Panu mój ton, w związku z czym proponowałbym, żeby go Pan zignorował, odnosząc się w zamian do treści. Interesuje mnie Pana opinia, ponieważ moja opinia jest tylko hipotezą, a hiotezy (jak Pan na pewno wie lepiej ode mnie) należy bezwzględnie falsyfikować, by zbliżyć się do prawdy. Trzeba je zatem poddać krytycznej ocenie, do której od jakiegoś czasu, bezskutecznie Pana zapraszam.
Nie otrzymałem żadnej odpowiedzi na mój e-mail, więc domyślam się, że nie zamierza Pan wziąć udziału w naszej ankiecie.
Panie Michale, z Pańskich słów wynikało, że obcuje Pan z prawdą (“patrzy prawdzie w oczy”), a mi “nadzieja ją przesłania”. Wyjaśnił Pan jednak, że to “tylko hipotezy”. Powtarzam więc po raz kolejny, że zaprezentowane hipotezy nie znajdują potwierdzenia w znanym mi materiale źródłowym. Zresztą nie przedstawił Pan bazy źródłowej, na której oparł Pan swoje dociekania. Jeżeli więc brakuje podstaw do dyskusji, to nie ma sensu jej zaczynać, bo nic twórczego z niej nie wyniknie.
Drogi Panie,
Za moich czasów, określenie “patrzeć prawdzie w oczy”, znaczyło tyle, co “nie unikać prawdy”, “nie chować głowy w piasek”, jakkolwiek trudna byłaby ta prawda. Proszę mi wybaczyć, jeśli straciłem wyczucie języka polskiego i użyłem tej frazy błędnie. Najwyraźniej dla współczesnego Polaka oznacza ona obcowanie z prawdą bytu, do czego ja z pewnością nie pretenduję.
Popper wykładał, że należy stawiać jak najśmielsze hipotezy, a następnie falsyfikować je (raczej niż weryfikować) w najbardziej bezwzględny sposób. Taka właśnie metodologia, jeśli wolno mi tak górnolotnie nazwać sposób myślenia przedstawiony powyżej, przyświecała mi, kiedy przed 15 laty pisałem ten artykuł. Wyznaję, że do dziś uważam zarówno metodę, jak wnioski, za słuszne. Odrzucę je natychmiast, gdy ktoś wykaże mi ich fałszywość.
W Polsce od lat działają siły przeciwne ujawnienia wydarzeń sierpniowych 1980 i ich następstw. Do tej pory pojawiają się przeważnie tendencyjne przyczynki przygotowywane na zamówienie poszczególnych opcji politycznych. Niezależne opracowania mogą się ukazywać jedynie poza oficjalnymi mediami i wydawnictwami. Najwyższy czas by zabrać się do ujawniania prawdy, dopóki jeszcze istnieją w rękach prywatnych dokumenty i żyją aktywni działacze i świadkowie, znający dawne wydarzenia z autposji. Dlatego Wydawnictwo podziemne uważam za bardzo pożądane. Z pozdrowieniem – dr Leszek Skonka, b. dzialacz przedsierpniowej opozycji (ROPCiO i WZZ), przewodniczący Komitetu Pamięci Ofiar Stalinizmu w Polsce (tel. 691830350)
Drogi Panie Doktorze,
Przepraszam za opóźnienie. Proszę także wybaczyć, że nie byłem zaznajomiony z działalnością Komitetu Pamięci Ofiar Stalinizmu w Polsce. Jako usprawiedliwienie podałbym, że termin “stalinizm” zawsze wydawał mi się jakoś mylący, ponieważ kładzie nacisk na zbrodnie Stalina, tak jakby one były wypaczeniem jakiegoś komunistycznego ideału – a przecież nie były! Jedyny wyróżnik zbrodni “stalinizmu” był taki, że ich ofiarami padli w większości komuniści, podczas gdy ofiarami Lenina, Trockiego i spółki byli antykomuniści oraz nie-komuniści. Są dwie możliwości: albo “zbrodnie stalinizmu w Polsce” ustały w 1953 roku wraz ze śmiercią Stalina, albo były nadal kontynuowane, z czego z kolei wynikałoby, że ofiary komunizmu w Polsce były naprawdę ofiarami “stalinowskiego nurtu” w skądinąd sympatycznym ruchu. Nie sposób się z tym zgodzić!
Co do ujawniania prawdy, zawsze znajdzie Pan słuchaczy w Wydawnictwie Podziemnym.