Michał Bąkowski
10 comments Published 21 October 2009    |
(Polski) Smutno mi, Boże!
10 comments Published 21 October 2009    | 
Drogi Panie Michale,
podzielam Pański smutek. Dziękuję za niezwykle trafne i głębokie refleksje, które stanowią rozwinięcie myśli Mackiewicza, Miłosza, Szechtera i innych, którzy zrozumieli istotę komunizmu. Oj, Panie Michale, rzeczywiście tylko w podziemiu możemy dzisiaj o tych sprawach rozmawiać. Bo na powierzchni “nie trzeba o tym głośno mówić”.
Pozostaję z szacunkiem
A ja z kolei dziwię się, dlaczego komunizm postrzegany jest albo jako lewicowy, utopijny projekt ideologiczny, albo jako etatyzm gospodarczy. Wystarczyłoby przeczytać choćby Marksa i Engelsa by dojść do tego, że napisali oni ni mniej ni więcej, tylko “technics-manual” do stworzenia zinstytucjonalizowanej mafii.
Nieprzypadkowo przytoczyłem – jako komentarz pod poprzednim artykułem – fragment wiersza pierwszego z nich.
Panie Michale
w ferworze ustalania pojęciowego porozumienia stworzył pan piękny, pouczający tekst. Myślę że ze względu na swój przekrojowy, źródłowy charakter ten tekst jest bardzo pożyteczny, mimo że pewnie dla czytelników biegłych w prozie Mackiewicza niewiele odkrywa, a takich jest tu pewnie najwięcej. Jednak chciałbym wskazać, że dla niektórych, tak jak i dla mnie, może być punktem odniesienia, tekstem latarnią, zwięzłą egzegezą komunistycznej prakseologii.
z wyrazami wdzięczności za udaną próbe przybicia kiślu (mimo iz nie wisi)
Krzysztof
Wisieć ów kisiel będzie po dehydracji, względnie zamrożeniu.
Dziękuję Szanownym Panom za dobre słowo.
Panie Marku, smutek to rzecz piękna, ale jednak komu się weselić wypada, jak nie nam, starym kontrrewolucjonistom?
Panie Krzysztofie, nie mam aż tak wysokiego mniemania o mackiewiczologach, jak Pan. Ale może ma Pan rację! Może oni po prostu nie są biegli w prozie Mackiewicza?
Panie Ryszardzie, piękno i rozkosz są zawsze w szczególe. Kisiel odwodniony czy zamrożony, to jest “coś innego”. Niby kisiel, ale nie to samo. W takiej zmienionej postaci, przybijanie go do ściany, bądź wieszanie w jakikolwiek inny sposób, może wcale nie być zabawne.
Drogi Pani Michale,
Piękny tekst Pan napisał, ale nie przekonał mnie Pan. I nie jest to związane z niezrozumieniem Pana myśli.
Być może jestem naiwny w myśl zdania “Dla zsowietyzowania podbitych społeczeństw bolszewicy sformułowali doktrynę, którą do dziś naiwni biorą za istotę rzeczy – ze słownikiem języka polskiego w ręku, a nawet i bez niego – można i tak.”
Sam Pan jednak przyznał, że:
“Dla zdobycia władzy na świecie, trzeba zapewnić sobie bazę, a dla zabezpieczenia tej bazy należy wykuć nowego człowieka. Proces ten zwykło się nazywać sowietyzacją. Dla zsowietyzowania podbitych społeczeństw bolszewicy sformułowali doktrynę, którą do dziś naiwni biorą za istotę rzeczy – ze słownikiem języka polskiego w ręku, a nawet i bez niego – można i tak. Doktryna służy w pierwszym rzędzie do kontroli trzymanego w ryzach społeczeństwa, ale także do kontroli własnego aparatu, bo i po co miałby aparatczyk myśleć?”
Ja uważam, że doktryna ta stanowi wyróżnik komunizmu. Pan co prawda pisze, że:
“Doktryna jednakże nigdy nie wiązała komunistów i porzucali każdą rzekomo niepodważalną prawdę wiary prędzej niż można wymówić słowo Gułag.”
Czy naprawdę? Czy od rewolucji październikowej do pierestrojki komunistom zdarzyło się odrzucić doktrynę ustrojową? Stało się tak dopiero wraz z upadkiem ZSRR. I dlatego dalszy sposób walki o władzę, od tego momentu stanowi nową jakość, coś co już komunizmem nie jest moim zdaniem.
Drogi Panie Danielu,
Naprawdę. Nigdy. Bucharin czy Kamieniew – z przykrością, choć bez złośliwości dodam: tak jak Pan – uważali, że Lenin odrzucał “doktrynę ustrojową”, a Lenin przekonywać ich musiał, że się bardzo mylą, że są naiwni, i że nie rozumieją istoty rewolucji. Z “upadkiem zsrS” nie zmieniło się absolutnie nic, ponieważ sowiety, które Pan życzy sobie nazywać “związkiem radzieckim”, nigdy nie upadły. Proszę mi wskazać choćby jedną “prawdę bolszewickiej wiary”, której bolszewicy nie zaprzeczyli taktycznie. Klasyczną odpowiedzią jest ich ateizm, ale Bierut mógł iść na czele procesji na Boże Ciało, nie przestając być ateistą, zupełnie tak samo jak Jelcyn mógł się podawać za prawosławnego. Obaj postępowali w czysto leninowski sposób: robili wszystko, czego domagała się sytuacja. Dlaczego? Bo coś było ważniejsze niż doktryna.
Na marginesie, Lenin musiał PRZEKONYWAĆ swych bolszewików, ponieważ potrzebował ich do działania. Ja ani przez moment nie próbuję przekonywać Pana (ani zresztą kogokolwiek innego), bo mnie nie interesuje działanie, ale prawda. Gdybym chciał, żeby Pan na najbliższych rozstajach dróg skręcił w prawo raczej niż w lewo, to zabrałbym się do przekonywania, ale mnie to ani ziębi, ani grzeje, dokąd Pan skręci, gdy tymczasem prawda nie jest mi obojętna.
Panie Michale,
Nie chodzi mi o to, aby brał Pan do siebie słowa o tym, iż mnie Pan nie przekonał. Wymieniamy się bowiem argumentami i moje słowa miały na celu tylko stwierdzenie, iż wg mnie Pana argumenty brzmią nieprzekonująco.
Uważam, że nie ważne jest co kto z rewolucjonistów bolszewickich , a owoce ich działalności. Faktem jest, że komunizm w rozumieniu ustroju i doktryny miał miejsce w krajach obozu wschodniego do upadku ZSRR, a później po prostu został zastąpiony innymi rozwiązaniami.
Jeśli zaś chodzi o Bieruta, to zachowywał się taktycznie. Walkę z kościołem partia zostawiła sobie po prostu na deser, po wykończeniu podziemia niepodległościowego. Czym było aresztowanie prymasa Wyszyńskiego, jak nie walką z religią? Czym było usunięcie religii ze szkół?
Takich działań taktycznych, jak udział w procesji Bożego Ciała Bieruta, było sporo i później. Ale czy to oznaczało odejście od doktryny komunistycznej?
Kolejny raz przepraszam. Tym razem zniknął jeden wyraz w moim komentarzu. W drugim akapicie po słowie bolszewickich powinno być “mówił”.
Być może dobrnęliśmy do sedna sporu. Mówi Pan, że komuniści to doktrynerzy, ale odchodzą taktycznie od doktryny, czy tak? A ja proponuję Panu – nie ja jeden, to samo proponował pan Zeppo pod Pańskim artykułem – inne spojrzenie. Mianowicie ujęcie “doktryny” i taktycznych od niej odstępstw, jako jednej całości. Pan zdaje się utrzymywać, że doktryna jest wszystkim, a odstępstwa są bez znaczenia. A ja twierdzę, że bezustanne, “systemowe” odstępstwa podważają ważność doktryny.