Dariusz Rohnka
20 comments Published 17 September 2011    |
- Cycles
- Składany komunizm
- Żuraw i landrynka
- Polski październik i okrągły stół
- Hmong znaczy wolny
- Antykomunizm którego nie ma
- Piszcie do mnie na Berdyczów
- Golicyn Nosenko i kilka drobiazgów
- Józef Mackiewicz i cenzura
- Operation Unthinkable
- Pisarz dla dorosłych w Pacanowie
- Bolo Liquidation Club
- Powstanie węgierskie
- Mackiewicz i Suworow
- Głód wiedzy o Hołodomorze
- Wszystko jest połączone
- Nasz człowiek – Gordijewski
- Niech biega w kukukrydzę…
- Lot nad kukułczym gniazdem
- Józef Mackiewicz idzie na wojnę
- Niektórzy nazywają to „upadkiem komunizmu”
- Benia Dniepropietrowski
- Za lub przeciw kontrrewolucji
- NOP czyli Nowa Ochrona Przyrody
- Listy z Niedorzecza
- „Niespodziewany koniec lata”
Nie do wiary! Zwracam honor Bagley’owi. Obraz jaki się wyłania z kart jego książki nie wymaga, zaprawdę, żadnego komentarza. Całkowita bezsilność wobec komunistów!
Tak… to jest nie do wiary. Na swój sposób straszne, ale co nam pozostaje oprócz mówienia prawdy i nadziei, że w przyszłości nie zostaną popełnione takie same błędy. Nikłej nadziei. Użyłem tu ostatnio metafory babrania mordki szczeniaka w jego własnych odchodach i wydaje mi się ona coraz bardziej trafna wobec postępowania sowietów w sprawie Nosenki i Oswalda.
Co do zestrzelenia Powersa. Wprawdzie sowieci już od 1957r. posiadali przeciwlotniczy zestaw rakietowy SA-75 siegający stratosfery (gorna strefa ognia: 30km) ale pewnym mankamentem, przy gigantycznych rozmiarach raju krat, był jego stosunkowo mały zasięg (dalsza strefa ognia 43km, dalsza pasywna 56km). Jak łatwo obliczyć w celu pokrycia całego obszaru zsrr potrzeba by było ok 3tys dywizjonów rakietowych!
Jak wiemy U2 Powersa leciał z Pakistanu ,a zestrzelony został dopiero nad Jekaterynsburgiem na Uralu, zresztą po wykonaniu swej podstawowej misji jaką było sfotografowanie wyrzutni rakiet balistycznych w Kazachstanie. Ciekawe, że akurat się “nadział” na dywizjon rakietowy w samym środku sowietstanu.
A Oswald ,operator śledzący “supertajne” loty U2, wędruje sobie po sowieciarni i po całym świecie jak turysta. Ciekawe…
O ile mi wiadomo, nie jest do końca jasne, w jaki sposób zestrzelono Powersa. Sowieci twierdzili, że dokonały tego siły rakietowe, ale Powers był poza ich zasięgiem, a po drugie, U2 trafiony przez pocisk rakietowy rozleciałby się na kawałki natychmiast, po czym fragmenty spadające z takiej wysokości nie byłyby takie, jak sowieci później pokazali. Nie tylko dostali cały sprzęt szpiegowski, ale nawet zdołali wywołać film w kamerze.
Co więcej, Powers się uratował, a twierdził wielokrotnie, że nie mógł katapultować się natychmiast, bo miał kłopoty z tlenem.
Jedna amerykańska wersja utrzymuje, że Powers obniżył lot z 65 tysięcy stóp do 34 tysięcy, gdzie mógł być zestrzelony. Alternwtywna wersja sowiecka jest taka, że pilot nieuzbrojonego (a więc lżejszego) Su-9 zdołał wzbić się ponad swój normalny sufit (55 tysięcy stóp) i przelatując pod U2 zakłócił jego lot na tyle, że Powers zszedł na niższy pułap.
W każdym razie, U2 – jak większość szpiegowskich urządzeń – było wyposażone w (nie wiem jak to powiedzieć po polsku) “self-destruct mechanism”, więc nie powinno dostać się w ręce sowieckie prawie w całości.
“[…]U2 trafiony przez pocisk rakietowy rozleciałby się na kawałki natychmiast,[…]” – Niekoniecznie. Dżwina czy Wołchow, a o takim zestawie sie tu mówiło, razi cel odłamkami z eksplodujacej (na komendę z SNR) głowicy, rozpadającej sie na tysiace odłamków – wszystko zależy od odległości w jakiej rakieta mija cel, rażenie do ok.250m(ponadto praktycznie zawsze strzelali do celu “trzema salwą”).
Ten “odchudzony” Su-9 to mógłbyć uzyty co najwyżej jako kamikadze, a Powers był świadom że pułap to jego jedyna broń więc żadne schodzenie, jedyna droga ucieczki to tylko w górę.
A system autodestrukcji zawiódł? Ooo! To przyczyn trzebaby zacząć szukać w samej bazie w Peszwarze, czy skąd on tam wystartował!
Chylę czoła przed Pańską wiedzą. Wyczytałem gdzieś, że samolot trafiony rakietą nie wyglądałby tak, jak szczątki pokazywane do dziś w Moskwie.
Ale być może Pańska uwaga więcej wyjaśnia. Mianowicie łączy ona potencjalnie różne wersje wydarzenia. Możliwe, że jedna z rakiet eksplodując w pobliżu U2 naruszyła jego delikatną i lekką budowę (być może to o tym właśnie dowiedzieli się od Oswalda), co z kolei zmusiło Powersa do obniżenia lotu. Ale Powers nie miał wyjaśnienia, dlaczego znalazł się na zbyt niskim pułapie. Amerykańskie wyjaśnienia są trudne do przyjęcia: obserwatorzy rzekomo pomylili U2 z jednym z sowieckich MiGów i stąd tylko “oskarżanie” Powersa, że zszedł niżej niż powinien, co naprawdę nie miało miejsca.
To wszystko jednak nie wyjaśnia, dlaczego zawiodła autodestrukcja. Pańska sugestia, że przyczyn trzeba szukać w Peszawarze, byłaby słuszna tylko w jednym wypadku, gdyby system autodestrukcji nie miał żadnego elementu ludzkiego. Np. samolot automatycznie wylatuje w powietrze, jeśli znajdzie się nad terytorium wroga na zbyt niskim pułapie. Nikt jednak nie wie, jaki system autodestrukcji był na pokładzie U2, a sowieciarzom i tak ufać nie można.
Moja “zabójcza” wiedza bierze się po prostu stąd, iż trzy tygodnie po wybuchu wojny polsko-jaruzelskiej znalazłem się “w okopach”, gdzie po czteromiesięcznym przeszkoleniu w SPRz-e wylądowałem w baterii radiotechnicznej jednego z dywizjonów rakietowych gdyńskiej brygady WOPK (wyposażonego we Wołchowy właśnie, o którym to zestawie, najczęściej politrucy, do znudzenia “jechali z tą narracją” o 1 maju, trybunie na Pl. Czerwonym, U2 etc..) . Wchodziłem, a jakże, w skład tzw. Zmniejszonej Obsługi Bojowej pełniącej dyżury w strefie bojowej (na tzw. “górce” – teren ze sprzętem ogrodzony drutem kolczastym i oddalony od koszar, gdzie się siedziało, jadło, spało w ubraniu przez cały czas trwania dyżuru – czasami nawet do dwóch tygodni). A jako że mój “stołek” znajdował się w bunkrze zaraz obok ON-a (oficer naprowadzania rakiet) to wiem z autopsji jak się to wszystko odbywało.(Dywizjony nadmorskie miały czterominutowy czas gotowości, tzn. czas jaki mógł upłynąć od ogłoszenia alarmu do złożenia przez dowódcę ZOB na SD brygady meldunku o gotowości rakiet do zejścia z wyrzutni.)
Amerykański operator radaru, dopuszczony do dyżuru, mylący cele??? To chyba jakiś żart, a NRZ (czy jak się to u nich nazywało) “swój-obcy” to się był im “ziepsiuł”??? Rzeczywiście coś więcej tu pytań niż odpowiedzi.
Wie Pan, do dziś fascynuje mnie pytanie, co by się ze mna stało, gdybym w 1980 roku poszedł – jak narodzonemu w Polsce Ludowej przystało – do wojska. Byłem o włos od tego, byłem już pogodzony, żeby pójść do woja i zawdzięczam tylko przyjacielowi, że mnie od tego odwiódł – R jeśli tam jesteś, to jeszcze raz bardzo Ci dziękuję – przekonał mnie mianowicie, że trzeba złożyć podanie na kolejny uniwerek niezależnie od tego, że był już koniec czerwca. A gdybym go nie spotkał na schodach do przejścia podziemnego pod Marszałkowską, co wtedy? Czy byłbym składał przysięgę na wierność? Czy byłbym strzegł koksowiników? Pewnie tak.
A ten amerykąnski dureń nie pomylił nawet celów, ale miał rzekomo pomylić swój niebosiężny U2 z wrogim Su-9, który nie mógł się wzbić na ten sam pułap. To jest wszystko bardzo dziwne.
“[…]co by się ze mną stało[…]”- Najprawdopodobniej, nic. Z tym, że jeżeli wzięliby Pana na jesieni ’80r. to byłby Pan wśród tych “szczęśliwców”, którzy (mimo studiów) zamiast roku spędzili w koszarach półtora, klnąc swój los w żywe kamienie.(Ja to “załatwiłem” sobie odroczenie u samego kierownika Studium Wojskowego, ale… miałem niebawem okazję przekonać się, na własnej skórze, jak długie ręce miała wojskowa bezpieka. Muszę jednak uczciwie przyznać , iż mimo moich późniejszych dyscyplinarnych “wyczynów” w tym cyrku, to włos mi jednak z głowy nie spadł. Cóż, rodzina!)
“[…]amerykąński dureń nie pomylił nawet celów[…]” – W wojskowej nomenklaturze wszystko co wyświetla się na wskaźniku to cel. Tylko istniał taki przycisk (nie wiem jak u amerykańców, ale pewnie podobnie) NRZ, (naziemnyj radiolokacyjnyj zaproszczik) po wciśnięciu którego za wszystkimi “swoimi” celami pojawiało się drugie echo. Pewnie widział Pan gdzieś wskaźnik radaru, taki okrągły ekran telewizora z kręcącym się świecącym promieniem, ten promień to impulsy wysyłane przez antenę (dlatego ten świecący promień, nazywany podstawą czasu, kręci się z taką samą prędkością kątową jak antena).Środek ekranu to miejsce w którym znajduje się radar. Gdy podstawa czasu “oświetla” cel pojawia się na wskaźniku echo w kształcie gdzieś centymetrowego łuku ot taki kształt ) i im dalej się znajduje od środka ekranu tym dalej jest od nas (ekran jest wyskalowany). Gdy operator włączy zapytanie “swój-obcy” to zaraz za każdym “swoim” pojawia się drugie echo i na wskaźniku wygląda to mniej więcej tak )).
Hmm, chyba nie. Chyba musiałbym spędzić dwa lata w wojsku, bo to by było przed studiami.
Jeżeli dobrze rozumiem Pański opis działania takiego radaru – a jest zupełnie prawdopodobne, że radar używany przez Amrykanów w 1961 roku niewiele się różnił od tego, z którym Pan miał do czynienia – to było trudno pomylić swego z obcym, czy tak?
A jednak Amerykanie twierdzą, że operator, który oskarżył Powersa o zejście na zbyt niski pułap, mógł po prostu pomylić Su-9 z U2. Czy to wydaje się Panu prawdopodobne?
Z całym szacunkiem do radzieckiej myśli technicznej, zauważmy jednak iż: Amerykanie śledzili U2 odległy o kilka tysięcy (!) km od prowadzących go stacji, ba z ich informacji wynika, że śledzili go również w wysokości – co samo w sobie dowodzi o skali ich ówczesnego technologicznego zaawansowania. Na dodatek nie zapominajmy o tym, że U2 dawał bardzo nikłe echo na radarach, tak że przez pewien czas był dla sowietów w ogóle nie zauważalny. Gdy do tego wszystkiego przypomnimy, że U2 poruszał się z prędkością poddźwiękową (znacznie wolniej od ścigających go myśliwców) i z pewnością był wyposażony w jakiś system identyfikacji “swój -obcy”, to te opowieści o “mylącym się operatorze” możemy śmiało między bajki włożyć.
Czy w takim razie wydaje się Panu możliwe, że U2 został w jakiś sposób uszkodzony na swoim nieosiągalnie wysokim pułapie – mamy tu dwie hipotezy: bezbronny Su-9 wzlatujący z trudem w pobliże U2 z misją samobójczą oraz salwa rakiet Dźwińsk wybuchająca nieopodal amerykańskiego samolotu – co spowodowało, że zszedł na niższy pułap i tam dopiero zostła zestrzelony? Ma to dodatkową zaletę, że wyjaśnia opóźnienie, z jakim Powers katapultował się. Mógł początkowo próbować opanować samolot, a potem mając kłopoty z tlenem katapultować się, kiedy już było na wszystko za późno.
Problem z taką wersją jest oczywisty. Jeżeli tyle było czasu od momentu uszkodzenia do zestrzelenia, to dlaczego urządzenia szpiegowskie nie uległy autodestrukcji?
Sowieci dysponowali wówczas wersją SA-75 Dźwina o deklarowanej górnej strefie ognia 25km, czyli U2 leciał na granicy technicznych możliwości tego zestawu. Ale ponoć w swym “bitewnym zapale” odpalili aż czterynaście rakiet, rozwalając przy okazji swojego MiG-19, więc być może U2 którymś odłamkiem został zachaczony.Su-9 nawet jakby się tam wdrapał to i tak by był na progu sterowności, na dodatek bez uzbrojenia.
Mnie interesuje bardziej skąd sowieci znali trasę przelotu, bo rozkramarzenie się z tym całym rakietowym majdanem to nie było takie sobie hop-siup.
Nie musieli chybya znać trasy przelotu. Poprzedni lot U2 nad sowietami był śledzony przez sowieckie radary z wściekłą bezsilnością. U2 nie było poza zasięgiem ich radarów, tylko poza zasięgiem ich obrony przeciwlotniczej. Dlatego jest tak ciekawą zagadką, w jaki sposób go zestrzelili. W jaki sposób wrak nie uległ totalnej destrukcji?
A propos, pilot Su-9, który przyznawał się do “zniszczenia” U2 tak właśnie twierdził: kiedy wspiął się na pułap U2, to zatracił sterowność i zdołał tylko przelecieć pod nim, co z kolei miało tak wzburzyć powietrze wokół U2, że został jakoś uszkodzony.
U2 był kostrukcją delikatną i trudną w pilotażu, ale na miły Bóg, przecież nie był klejony z papieru, żeby byle jakieś tam turbulencje powodowały ropad kadłuba!
Predzej podejrzewałbym, że sowieci zdecydowali sie na inną elaborację, przynajmniej części, rakiet.(Obniżenie ciężąru głowicy bojowej i “podrasowanie” silnika marszowego.)
Piętą achillesową sowieckiego uzbrojenia zawsze była elektronika (toporna, kobylasta i z poprzedniej epoki).
Przyzna Pan, że tego wiedzieć nie możemy. Wiemy, że był delikatny i trudny w pilotażu, ale kto może wiedzieć, jak zachowałby się w takiej sytuacji?
Wszystkie te rozważania są czysto hipotetyczne. Co mnie zdumiewa, to że w pół wieku później nadal nie wiadomo z pewnością, jak został zestrzelony i że można nadal snuć takie rozważania.
“[…]Co mnie zdumiewa, to że w pół wieku później nadal nie wiadomo z pewnością, jak został zestrzelony i że można nadal snuć takie rozważania.[…]” – Akurat! Zdumiewa! Zdumiałby sie Pan, niewatpliwie, ale dopiero wówczas, gdyby czarno na białym, z całą niepodważalną dokumentacją i zeznaniami świadków, miałby Pan powszechnie dostępny materiał, iż było tak to a tak! A o tej dzisiejszej “pół wieku później” sytuacji może pan powiedzieć z czystym sumieniem wszystko – tylko na pewno nie to że Pana zdumiewa!! Bo mnie, niech Pan sobie wyobrazi, wcale a wcale.
Może. Może ma Pan rację. Może rzeczywiście nic już nas nie powinno dziwić. Ale jednak jest coś nieprzyzwoitego w fakcie, że w otwartym społeczeństwie, jakim z pewnością są Stany Zjednoczone, pomimo postępów bolszewizującego marszu przez amerykańskie instytucje, po upływie półwiecza nie można dojść do prostego wyjaśnienia, jak zestzrelony został samolot.
Wiemy już, że to jest bolszewicka metoda: zatopienie prawdy w powodzi pseudo-faktów, odkryć, rewelacji, hipotez itd. Próbowali tej metody wobec Katynia, ale natknęli się na jednego człowieka, który odpierał z cierpliwością i argumentował z jasnością. Zastosowali ją bezbłędnie wobec katastrofy w Smoleńsku i nie wiem już, czy się śmiać, czy płakać nad tym jak fym i spółka wpadają w ich sieci (zamiast uczyć się od Mackiewicza, to sami przykładają się do konfuzji przez mnożenie hipotez i pseudo-faktów). Widzimy z pracy Darka, że Amerykanie zastosowali tę samą metodę w kwestii zabójstwa Kennedy’ego: utopili każdą możliwość dojścia do prawdy w zalewie raportów, przesłuchań, dociekań, książek, filmów, na których temat każdy musi mieć zdanie.
Ale kto zastosował tę metodę w wypadku U2? Dlaczego nie ma jasnej odpowiedzi, jak samolot został zestrzelony? NIektóre dokumenty nie zostały opublikowane, co jest z pewnością normalne w sowietach, ale dziwne w Stanach.
Może ma Pan rację, może nie powinienem się zdumiewać.
“[…]jest coś nieprzyzwoitego w fakcie, że w otwartym społeczeństwie, jakim z pewnością są Stany Zjednoczone,[…]” – Ale to nie Amerykanie zestrzelili przecież U-2. (Inna sprawa, że z tą “otwartością” to też zaczyna tam być bardzo “różnie”.)
To Amerykanie nie ujawnili dokumentów na temat zestrzelenia. Nie ujawnili otwarcie. Z otwartością na pewno bywa różnie, ale można na Zachodzie nadal otwarcie (i bezskutecznie) protestować przeciw takim praktykom, gdy u sowieciarzy można tylko albo zamknąć gębę, albo ją człowiekowi zamkną.