Michał Bąkowski
45 comments Published 14 June 2012    |
(Polski) Wędzenia Europy ciąg dalszy
45 comments Published 14 June 2012    | 
Idzie chyba o to, że Europa stacza się sama, bez pomocy z zewnątrz, wprost do rąk bolszewików.
Panie Michale,
Czy jednak nie jest tak, że ta “pomoc z zewnątrz” była i jest obecna? Czy kąty nachylenia tej równi pochyłej nie są z zewnątrz kontrolowane? Oczywiście w dolnych partiach nie musi on być zbyt wielki. Chodzi przecież o to, aby ten “łosoś” był odpowiednio uwędzony (najlepiej smakuje wędzony “na zimno”).
Zmiana EWG na UE(b) to wszakże niewątpliwy owoc “pierestrojki”, zaś przystąpienie ponad tuzina peerelów z ich zastępami komisarzy i armią sowieckich “urzędników”, było “gwoździem do trumny” powojennej Europy Zachodniej (co trzeba przyznać od lat ciężko chorej, a więc bardzo na to podatnej). To tak, jakby do naczynia z wodą wpuścić fekalia. Z tego zrobi się tylko śmierdzący ściek.
“[…]W imię czego zatem mają się zachodnie społeczeństwa bronić przed potencjalnymi agresorami? W imię czego miałyby kiedykolwiek wyzwalać narody zniewolone?[…]
[…]Europa stacza się sama, bez pomocy z zewnątrz, wprost do rąk bolszewików.[…]”
Gdy runęła ostatnia linia obrony, w postaci Kościoła, a “katolicy” rozpoczęli paktowanie z bolszewickim diabłem – zasadniczo rozpoczęło się już wówczas “odliczanie końcowe”.
Gdy objawiona w historii wiara katolicka zaczęła być ochoczo przedstawiana jako dialektyczna teza, doktryna marksistowska jako jej antyteza, natomiast prowadzony „dialog” był w oczekiwaniu radosnej syntezy… – To cóż? Każdy w końcu dostał to czego tak bardzo pragnął; “katolicy” “upadek” bezbożnego komunizmu, komuniści rząd “dusz” w Europie.
A że Europa się stacza? Cóż, marksistowski bumerang powrócił do matecznika…
Drogi Panie Andrzeju,
UE(b) – to jest kapitalne! Niech Pan to obłoży Copyright!
Mam wrażenie, że przeceniamy tę “pomoc z zewnątrz”. W tym chyba sedno naszej klęski, że to robią często wolni ludzie, z własnej nieprzymuszonej woli. Niekiedy nawet inteligentni, wykształceni, ale ślepi.
Drogi Panie Amalryku,
Bumerang marskistowski wracający do matecznika, to jest pociągająca metafora. Ale zmuszony jestem oprzeć się jej atrakcyjności, bo mam wrażenie, że bumerang nigdy w tym wypadku nie opuścił matecznika.
Zakola naszej nieszczęsnej historii powodują, że widzimy Zachód jako naszego – tj. Polski, dodam dla ścisłości – sprzymierzeńca w walce z “Rosją”, bo ta “Rosja” jest komunistyczna, gdy Zachód kapitalistyczny. Ale Zachód od samego początku nie był przeciw bolszewikom i na domiar złego kupił polską optykę, że bolszewizm jest tylko przedłużeniem Rosji, “od białego do czerwonego caratu”, pisał Kucharzewski, a “The Court of the Red Tsar” pisze teraz Sebag Montefiore.
Znakomita jak zwykle analiza Jaszczurowa o kontekście “śnieżnej rewolucji” (http://jaszczur09.blogspot.co.uk/) grzeszy, w moim przekonaniu, taką właśnie zwichrowaną optyką, w której Zachód jawi się jako ofiara sowieckich, chińskich, bolszewickich manipulacji, gdy mnie się wydaje, że oni są raczej świadomymi uczestnikami.
Pańskie rozróżnienie między “katolikami” i Kościołem, wydaje mi się trafne. Powstaje pytanie: gdzie doszukiwać się początków upadku? Antyfrancuska rewolucja, to juz faza krańcowa, oświecenie, nie więcej niż przejściowa, więc co? Odrodzenie pogaństwa? Krucjaty? Gdzie był poczatek paktowania z bolszewickim diabłem?
Powstaje pytanie: gdzie doszukiwać się początków upadku?
————————————————————————————————
Moja licha erudycja to dość wątły instrument aby “prawomocnie” podejmować się zmagań z tak fundamentalnym pytaniem, ale pytanie wszak nie jest nowe… Jak dalece powinniśmy się cofnąć? Gdzie tkwią prapoczątki obecnego rozkładu?
Weaver (“Idee mają konsekwencje”) umieszczał ten moment w chwili rozstrzygnięcia sporu o uniwersalia de facto po myśli nominalistów. Samotnik z Bogoty cofnął się jeszcze dalej; „Prądy historyczne zmierzają w dobrym kierunku jedynie w okresie od V do XII wieku” i pewne uściślenie: „Słabość średniowiecznej scholastyki nie polega na byciu ancilla theologie, lecz ancilla Aristotelis”…
Co ciekawe te same “echa” pobrzmiewają w książeczce autora nie cieszącego się w podziemiu zbyt dobrą prasą, a którego (z tego co udało mi się wyczytać na tutejszych łamach) poznał Pan osobiście, mówię o “Jeśli Boga nie ma…” L.Kołakowskiego.
“[…]Arystotelizm,choć na pozór dobrze zasymilowany w granicach chrześcijańskich pojęć i zabezpieczony przed wygórowanymi aspiracjami coraz to zuchwalszego Rozumu nie omieszkał zrodzić tego samego niebezpieczeństwa,któremu miał właśnie zaradzić: miał stać się tym intelektualnym wehikułem chrześcijaństwa, który wywiódł je na drogę prowadzącą ku zeświecczeniu, a tym samym ku zapomnieniu.
Oglądana z tej perspektywy reformacja była gwałtowną próbą przywrócenia pierwotnej czystości chrześcijańskiemu orędziu i uwolnienia go od skażeń wartościami świeckimi (takie były przynajmniej jej pierwotne intencje, choć długofalowe skutki historyczne miały się obrócić przeciwko nim, jak to zazwyczaj by-wa z wielkimi ludzkimi przedsięwzięciami). We wczesnych stadiach reformacja powróciła do pierwotnej świadomości chrześcijańskiej, opartej na niezachwianej ufności w Boską obietnicę, i nie troszczyła się zgoła o to,co sądzi w tej sprawie mądrość szkół; szydziła z subtelności światowej dialektyki, a z filozofii uczyniła słowo nieprzyzwoite; niemieckim uniwersytetom przyniosła spustoszenie[…]”
Panie Amalryku i Panie Michale,
Gdzie tkwi źródło tej nieograniczonej chęci “paktowania z bolszewickim diabłem”? W naturze ludzkiej? W dobrej woli, w potrzebie nadziei wbrew rozsądkowi, czy też może w chęci “pozostawania na górze” za wszelką cenę i wbrew przyjętym wcześniej zasadom? Jedno i drugie?
Europa zrodziła bolszewizm i nigdy się go nie wparła. Czy można być ofiarą wychowanego przez siebie dziecka? Można, o ile to dziecko zostało wychowane na potwora. Teraz ten potwór jest już w pełni dorosły, doświadczony i to on decyduje o naszym świecie. Koło się zamyka i w tym sensie można chyba mówić o “marksistowskim bumerangu”.
Panie Andrzeju!
“Człowiek” to zasadniczo brzmi dzisiaj szmatławo. (“Tylko dla Boga jesteśmy niezastąpieni.”) Czy zauważył Pan jak wielką popularnością cieszą się w dzisiejszych czasach opowieści o bandytach? Nie, nie o Robin Hood’zie czy Wilhelmie Tell’u, ale o zwykłych bandytach? Ten masowy zalewróżnych filmów czy opowieści ich gloryfikujących. Albo. czy czytał Pan może którąś z beletryzowanych “opowieści historycznych” Suworowa ; “Wybór” czy “Kontrola” – i pełne nieskrywanego entuzjazmu opisy tego, jak to “dobrzy” czekiści mordują masowo (w pamiętnych latach tzw. “wielkiego terroru”) tych złych czekistów? Bandyta mordujący bandytę, nadal pozostaje bandytą, a miejsce bandyty jest na szafocie, a nie w “pieśniach”, czy też przy konferencyjnym stole!
Człowiek zachwycony efektami swojej działalności, które sprowadzają się raptem do mniej lub bardziej udanego kontrolowania zjawisk naturalnych, z samozadowolenia zgłupiał. I mianował się prawodawcą ! Ale w swej ciemnocie nadal nie zauważa, iż ani o szerokość trawiego źdźbła nie przybliżył się do wyjaśnienia jedynej tajemnicy dla której warto poświęcić życie – tajemnicy bytu. Zaśmiecając świat kolejnymi klamotami próbuje pośród nich ukryć swą bolesną prawdę iż istnieje w porządku bytu na sposób przygodny.
Ale się rozmoralizowałem…
Panie Amalryku,
Ja się z Panem zgadzam, choć oprócz chęci do bycia ogłupianym dodałbym lenistwo (być może właśnie to ma Pan na myśli pisząc o samozadowoleniu w głupocie i o jego konsekwencjach).
Tym niemniej chodziło mi o konkretnych ludzi, którzy potencjalnie mają wpływ na to, w jakim kierunku podąża świat. Przede wszystkim o tych, którzy odpowiadają za “kierunek duchowy”.
Szanowni Panowie,
Otworzyli Panowie ogromne pola do dyskusji.
Nie znam Gomeza, więc nie mogę się wypowiadać, ale arystotelizm jako początek końca, to tyle co wskazanie palcem na Doktora Anielskiego jako pra-przyczyny wszystkich nieszczęść. To nie brzmi przekonująco, ale może coś w tym jest, trudno mi sformułować osąd. Pewien młody człowiek sformułował wobec mnie nawet tak daleko idącą tezę, że początkiem końca było stworzenie uniwersytetów… na pozór nonsens, ale o wiele mniej absurdalne, jeśli tę myśl rozważyć. Na pozór bowiem klasyczne uniwersytety są oazą z punktu widzenia dzisiejszego zglajchszaltowanego świata, oazą elitaryzmu i anty-utylitaryzmu, nauki dla niej samej, wolności od państwa, od pieniędzy, od wymogów życia. Jednak u podstaw wszelkich dociekań leży duch intelektualnego sprzeciwu, a jak to mówi nocny gość Iwana Karamazowa? “Przeznaczono mi przeczyć”. Uniwersytety otworzyły więc wrota hubris intelektu, co musiało doprowadzić do wolnomyślicielstwa.
Czy jest wszakże prawdą, że wynoszenie bandytów na piedestał jest znakiem naszych parszywych czasów? Chyba nie. Każde wielkie królestwo, ale i małe księstewka, powstałe na gruzach cesarstwa rzymskiego, miało całe tabuny bandytów do święcenia. Barbarzyńscy wodzowie byli bandytami i wykroili sobie mieczem i toporem sowje królestwa. Nie inaczej było na polach ukrainnych i w lasach Litwy. Założyciel Zaporoskiej Siczy, Bajda Wiśniowiecki, był człowiekiem wizji i bohaterem, ale zginął jako bandyta zamordowany przez Turków.
Ale do czego to zmierza? Czyżby czekistowski pomiot miał się równać potomkom Wiśniowieckich, wielkich Normanów i Franków?
Analogia pomiędzy upadkiem Rzymu i zrodzeniem się na jego gruzach barbarzyńskich państw zachodniej Europy, a upadkiem Rosji i powstaniu barbarzyństwa sowieckiego, wydaje mi się przekonująca, ale jakoś skóra mi cierpnie na myśl o porównaniu wielkich barbarzyńców do Woroszyłowa albo Malenkowa. Beria widział siebie jako założyciela nowej arystokracji, ale mnie na taką arystokrację plwać. Więc plwam!
Panie Michale,
Pisze Pan, że elity zachodu “są raczej świadomymi uczestnikami” komunistycznej polityki światowej. Pytanie tylko, na ile elity są tego świadome, na ile są świadome niekorzystnych (także dla siebie) tego długofalowych konsekwencji, i kto co chce na takiej polityce z Moskwą i Pekinem ugrać?
Co do pojmowania “Rosji” na zachodzie, to wydaje mi się – aczkolwiek Pan jest “Insiderem”, a ja jedynie czytam niektóre tytuły brytyjskie i amerykańskie – że szeroko pojęci intelektualiści patrzą na świat, w tym też na trwające oszustwo pieriestrojki, którego mogą jednak nie być w pełni świadomi przez pryzmat tezy Francisa Fukuyamy o “końcu historii” i światowym triumfie demoliberalizmu. Co jest o tyle dziwne, że sam Fukuyama swoją koncepcję zrewidował, by później całkowicie ją odrzucić, prognozując m.in., zagrożenie swojej idealnej, liberalnej demokracji eugeniką, a w dalszej konsekwencji – możliwość pojawienia się nowego totalitaryzmu, którego właśnie eugenika będzie jednym z głównych instrumentów.
Jeszcze w temacie tzw. “oburzonych” czy “ruchu Occupy”, którym poświęca Pan Michał sporo miejsca.
Otóż to przeciw czemu oni protestują, domagając się etatystycznych rozwiązań (sam etatyzm nie jest wyróżnikiem komunizmu, ale gdyby bardziej wgłębić się w m.in. w ich ideologię, co najmniej kilka takowych by się znalazło, a do tego niezbyt dobrze zakamuflowane powiązania z SWR, FSB czy duginistami) to… dość specyficzny inwariant neobolszewizmu, czy też demobolszewizmu. W którym rolę “partii” (czy też nieformalnych struktur władzy) pełnią korporacje czy banki, a zarówno ich szeregowi pracownicy, jak i zewnętrzne “grupy docelowe” sprowadzeni są do funkcji “proli”. Już choćby pojęcia takie jak “human resources” mówią same za siebie.
To byłoby, swoją drogą, potwierdzenie tego, że pojawienie się komunizmu (jako metody władzy) było i jest nieuniknioną konsekwencją tryumfu liberalizmu.
Panie Jaszczurze,
Przydaje Pan zachodnim politykom i elitom głębi, której nie posiadają i posiadać nie mogą. Ich horyzont jest ograniczony cyklem wyborczym i obchodzą ich wyłącznie następne wybory; nie ma żadnych “constans” w takiej polityce.
W innym miejscu pisze Pan, że Zachód przespał narodziny i wzrost chińskiego smoka. Raczy Pan żartować! To tak, jakby powiedzieć, że poskramiacz lwów przespał tresurę. Oni niczego nie przespali, oni to sami zrobili. Handlowali z chrlem i na każdym kroku byli witani przez gębę Mao, ale woleli jej nie widzieć, bo żeby poskromić lwa, trzeba nie zauważać jego strasznych kłów i wierzyć, że przemieni się w kotka, któremu można będzie spokojnie włożyć głowę do otwartej paszczy. A teraz lew okazuje się być nie kotkiem, ale strasznym smokiem…
Nic nowego pod słońcem: kapitaliści sami sprzedadzą nam sznur, na którym ich powiesimy.
Fukuyama oczywiście pieprzy w bambus i nie wie, co mówi, ale jest też całkowicie pozbawiony znaczenia. Poza prlem rzadko kto go chyba czytuje. A politycy nie byli i nie są pod jego wpływem, ale pod wpływem własnych życzeń. Mają to, czego chcieli, widzą, czego oczekiwali.
Nie wiem, czy mogę się zgodzić z Pańską interpretacją bełkotu wychodzącego od “occupy” (tfu! paszoł won!), ale też nie zamierzam się zagłębiać w to łajno. Trochę Pan jednak pokręcił ich przeciwieństwo, bo banki nie mają tam grać roli partii. To jest raczej dość organiczny rozwój opisany setki razy: kapitalizm nieposkromiony zmierza do swego przeciwieństwa, do socjalizmu. Wielkie korporacje i banki są więc jak gigantyczne socjalistyczne buirokracje, które pragną tylko jednego: zdławienia konkurencji i osiągnięcia monopolu. Ale to nie powinno nam zaciemniać obrazu, że te tłumy na ulicach, co nienawidzą banków – to są komuniści, a bankierzy to dla nich białoruczki, których należałoby rozstrzeliwać na miejscu.
Drogi Jaszczurze,
Czy nie precyzyjniejsze byłoby stwierdzenie, że “szeroko pojęci intelektualiści” z Zachodu (odrzucając ewidentnych demobolszewików oraz przyjmując bardzo optymistyczną średnią), w przytłaczającej większości, po prostu patrzą na świat przez pryzmat własnych życzeń?
Te życzenia to chronologicznie: 1. “komunizm nie jest taki zły, zbrodnie komunistyczne nie mogą być prawdą”, 2. “z komunistami można handlować i można się porozumieć”, 3. “komuniści popełniali zbrodnie ale to wina złego Stalina”, 4. “komunizm zmienił/zmienia się i w związku z tym porzuca/porzucił swoje pierwotne cele”, 5. “z komunistami należy rozmawiać i zawierać porozumienia bo są tacy jak my tylko mają inne poglądy” 6. ” komunizm został (w ogromnej mierze dzięki nam) zwyciężony i upadł”, 7. “komunizmu już nie ma, w byłych peerelach i sowietach nastała wolność polityczna i gospodarcza, zaś chińscy komuniści zmienili się i zmienili system a więc wolność i demokracja u nich jest kwestią czasu” 8. “komunizm istnieje już tylko w Korei Północnej (i ew. trochę na Kubie)”. itd. itp.
Czy nie są to czasem przeważające oczekiwana niebolszewickich elit Zachodu na przestrzeni ostatnich 100 lat?
Panie Michale,
Czy zbyt głębokie szukanie przyczyny “wszystkich nieszczęść” nie doprowadzi nas aby do korzeni cywilizacji?
Kiedy nasza cywilizacja (judeochrześcijańska) zdecydowała się porzucić zasady etyczne jakie ustaliła i zaczęła definiować inne zasady? Kiedy nastąpiło “zerwanie liny”? Jak sądzę, że takim “punktem krytycznym” było jednak Oświecenie – decydująca zmiana porządku w hierarchii człowiek-Bóg. I na mój rozum, to bym chętnie przyjął (w swojej błogiej niewiedzy) za tę przyczynę. Czy mógłby Pan mnie pouczyć (żeby nie powiedzieć “oświecić”) dlaczego to tylko faza przejściowa?
Tak jak Pan pisze, wynoszenie bandytów na piedestał jest znakiem każdych czasów. Pomijając kwestię odwiecznej fascynacji popełnioną zbrodnią i emocji jakie budzi osoba zbrodniarza, jak Pan trafnie zauważył, ktoś kto dla jednych jest zbrodniarzem, dla drugich bywa nierzadko bohaterem a przykładów tego w historii jest nieskończenie wiele. Można chyba powiedzieć że “tak toczy się świat”.
W naszych czasach, w użyciu są totalne środki rozpowszechniania “idei”, a więc i odbiór jest totalny i dzięki temu bolszewickie berie lansują się na ten sam poziom co bandyci-bohaterowie. Pan Amalryk ma tu rację o tyle, że w ramach tejże strategii totalnie promuje się zło ( także totalne) jako wzorzec moralny.
Drogi Panie Andrzeju,
Pańska “lista życzeń zachodnich elit” znakomita. Ale czy nie można by jej zastosować w całości do ogromnej większości Polaków?
Nie wiem, czy można szukac zbyt głęboko, ale ma Pan rację, że czasami to zaciemnia obraz raczej niż wspomagać nasze rozumienie.
Oświecenie wydaje mi się zaledwie fazą przejściową, bo kontynuowało wątki rozpoczęte w epoce Renesansu. Postawienie człowieka w centrum, wywyższenie świeckiej władzy, wyniesienie władzy ponad zasady moralności, nawet banki zrodziły się podczas tzw. “Odrodzenia”, które rzecz jasna niczego nie odrodziło.
Drogi Panie Michale,
Dziękuję Panu bardzo za wyjaśnienie kwestii. Wobec tego, faktycznie to zło wylęgło się wcześniej ale ono chyba rozkwitło i zdemoralizowało świat w Oświeceniu. Wtedy chyba nastąpił rozpad porządku rzeczy. Mimo wszystko, jak mi się zdaje, Renesans to jeszcze istotna przewaga cywilizacji chrześcijańskiej a przynajmniej szala nie była jeszcze przeważona.
W pewnym momencie Europa przyjęła gremialnie tezę o wywyższeniu człowieka ponad wszystko i to chyba było to “szatańskie jabłko”, to był kluczowy moment kiedy przeważył kierunek który doprowadził do “wszystkich nieszczęść”. Tak mi się zdaje.
Ależ naturalnie, że wypunktowana przeze mnie “lista życzeń” odnosi się także do Polaków. Jest nawet jeszcze bardziej krytyczna, gdyż w przeciwieństwie do zachodnich elit, my Polacy doskonale poznaliśmy naturę komunizmu “na własnej skórze” i ponieśliśmy ogromną cenę a przede wszystkim doświadczyliśmy narodowej tragedii utraty wolności i niepodległości na rzecz komunizmu, które to zniewolenie trwa do dzisiaj.
Panie Andrzeju,
Nie mówmy o szalach, mówmy o równi pochyłej i szukajmy jej początku. Kościół też popełnił straszne błędy, wchodząc w kompromis z władzą, którą można z powodzeniem nazwac bezbożną na długo przed bolszewizmem i jakobinami. Absolutystyczne monarchie były chrześcijańskie tylko z nazwy. Papieże bywali niegodni, władza Dożów, Borgiów, Medyceuszy czy Tudorów odległa od chrześcijańskiego ideału. Machiavelli, który nb. był mniej diaboliczny niż mogłoby się wydawać, opisywał faktyczny stan polityki tamtych czasów. Oświeceniowi myśliciele w porównaniu mieli przynajmniej dobre intencje, czego nie można zarzucić żadnemu członkowi rodziny Borgiów.
A co do Polski i Polaków, jest tak, jak Pan mówi, więc siadajmy do okrągłych stołów i mówmy jak Polak z Polakiem, żeby Polska była Polską, ku chwale ludowej ojczyzny!
Panie Michale,
Pisząc “Polska” ma Pan chyba na myśli peerel (wersja dowolna ale istota ta sama): “żeby peerel był peerelem”. Dokładnie o to własnie przecież chodziło i chodzi wszystkim “okrągłostołowym” stronom (nie wierzę w żadną “taktykę” w porozumiewaniu się z sowieciarzami). I stało się i trwa i nigdy się nie skończy.
Droagi Panie Andrzeju,
Ma Pan rację, wyrażam się nieściśle. Powinienem był powiedzieć tak:
Pańska lista życzeń odnosi się do mieszkańców prlu, którzy stawiają swoje wnioski i zażalenia pod adresem bolszewików, nie dostrzegając, że tkwią w tym łajnie po uszy. Ukrywają prlowską sromotę pod nazwą “Polski”, po czym trzymając się za ręce, zawodzą o ojczyznie, przy okrągłym stole, przy wódce i przy każdej rzeczy, która jego jest.
Panie Andrzeju!
“[…]gdyż w przeciwieństwie do zachodnich elit, my Polacy doskonale poznaliśmy naturę komunizmu „na własnej skórze” i ponieśliśmy ogromną cenę a przede wszystkim doświadczyliśmy narodowej tragedii[…]”
Otóż, śmiem twierdzić, że nie poznaliśmy! Ani jego natury, bo skąd taka popularność, w powszechnym odbiorze, dyżurnego bełkotu o jego rzekomym upadku, ani też cena, czy raczej świadomość jej rzeczywistej wysokości, w momencie jego przyswajania nie wydawała się wcale tubylczej publice jakoś szczególnie wygórowaną.
Co gorsza (choć zabrzmi to być może dla tych co bardziej ogłupionych Polaków nawet dość obrazoburczo) cenę ogromną za bolszewicki “eksperyment” to jednak ponieśli, przede wszystkim, Rosjanie.
Jak to powiedział onegdaj o instalacji komunizmu w Polsce, cytowany na tutejszych łamach, Mieczysław Grydzewski; „Nie spodziewałem się, że to tak gładko pójdzie…”
Panie Amalryku,
Powinienem faktycznie zmienić słowo “poznaliśmy”, oznaczające uzyskanie wiedzy na dany temat, na słowo “doznaliśmy” w sensie takim, że można czegoś doznać nie będąc tego w pełni świadomym. Obiektywnie rzecz biorąc, doznaliśmy tragedii i chyba nie ma co tego stwierdzenia podpierać faktami (jednym z dowodów na tę tragedię jest “popularność dyżurnego bełkotu”). Inna sprawa to, czy tę prawdę zrozumieliśmy/rozumiemy i co w związku z tym zrobiliśmy/robimy.
Gładko poszło i w dalszym ciągu gładko idzie, pomimo nauki jaką “zafundowała” nam nasza historia, ponieważ tylko nieliczni chcą poznać i uświadomić sobie prawdę i wyciągnąć z tego wnioski.
Naturalnie że Rosjanie ponieśli cenę jeszcze wyższą ale czy poznali naturę komunizmu? Czy może także jej tylko doświadczyli? Sądzę, że “popularność dyżurnego bełkotu” jest wśród nich wcale nie mniejsza niż wśród innych zniewolonych komunizmem nacji.
Być może chodzi o to, że doświadczenia polskie POWINNY były dać Polakom lepsze rozumienie bolszewizmu, ale niezależnie od doświadczeń rzeczywistość zasłaniał polrealizm. Polacy zarówno doznawali jak i poznawali bolszewizm jako Polacy, a nie jako ludzie, i na tym polega nasz błąd.
Przytoczyłem tych nieszczęsnych Rosjan tylko dlatego, że w obiegowym, tubylczym oglądzie to oni są utożsamiani z bolszewizmem, w kontrapunkcie do tego rzekomego naszego legendarnego antykomunizmu, co to go wraz z mlekiem matki… etc.
A jeżeliby sowietoodporność społeczeństw mierzyć ilością trupów po których go , to domniemuję że lokowalibyśmy się raczej gdzieś na szarym końcu tuż przed Czechami – no i dojrzałymi demokracjami Zachodu…
Panie Amalryku,
Przytoczył Pan Rosjan i ich opór przeciw bolszewizmowi, jak najsłuszniej. Oni prawdziwie opierali się bolszewikom i zapłacili za to straszną cenę. Niestety ma Pan także rację w kwestii listy względnej sowietoodporności społeczeństw i miejsca na niej Polaków.
Ach, ten legendarny antykomunizm… W ubiegłym miesiącu Aleksadner Ścios zechciał “przypomnieć cykl tekstów zatytułowanych „Antykomunizm – broń utracona” z roku 2009, gdy polityka władz III RP zmierzała do smoleńskiego epilogu”, ponieważ “pytanie o postawę antykomunistyczną” wydaje mu się “coraz bardziej zasadne”. No, i co zrobić z takim? Śmiać się czy płakać?
“Popularność dyżurnego bełkotu”, zaiste! Tkwią po uszy w prlu i mówią o postawie antykomunistycznej, której apogeum ma być lot na uroczystości zorganizowane przez Putina.
Ech, to i splunąć nie warto.
Szanowny Panie Michale,
pytanie takie nie daje mi spokoju: czemu opisywane prze Pana wędzenie ma służyć? Cóż może znaczyć wypierdek Grecji w bolszewickich planach zaprowadzenia raju na całym Świecie? Przedłużeniu terminu przydatności niuni czy może podniesieniu walorów smakowych dania?
Lenin aż nogami przebierał co by rewolucję po Europie rozprzestrzenić a bolszewicy i tak musieli czekać dwadzieścia lat na okazję jaką dał im złamas hitler. Stalin w dwa lata podbił pól Europy (z wydatną jej pomocą). Kolektyw chruszczowowski przygotowywał tę połówkę Europy przez kolejne dwadzieścia lat na wielką mistyfikacę lat 89-91 zeszłego wieku i nagle co, zadyszki dostali? Ponad dwadzieścia lat i z jewropą sobie nie dają rady?
Może jednak mają rację Ci, którzy przyjmują, że można tak skutecznie naprawiać aż mimowolnie doporowadziło się do zepsucia raju krat, i to pomimo, że żaden z bolszewickich złamasów nigdy nie zawisł na żadnym przydrożnym drzewie a przytłaczająca wiekszość uznaje, że biały sufit jest czarny?
Panie Gniewoju,
A może o wiele większym wypiardkiem niż Grecja jest UE? Nawet, gdyby spełniła się jedna z dwóch wizji Pana Michała – tzn. skoordynowana na poziomie międzyrządowym integracja w superpaństwo, to jego dalsze losy, ze względu na brak zdeterminowanej armii i specsłużb, są bardzo niepewne.
Inna, bardziej realna i groźniejsza tym samym, sprawa to fakt osi Moskwa-Berlin (jako elementu większego “Bloku Eurazji”)…
I jeszcze jedno, o czym powinniśmy Panowie wiedzieć: praktycznie wszystkie partie nacjonalistyczne w Europie Zachodniej są prosowieckie (“prorosyjskie”). Ich liderzy i ideolodzy albo dali się zdezinformować, nabrać na oszustwo pieriestrojki, ale w odróżnieniu od demoliberałów i geszefciarzy uważają, że “biały car” Putin jest współczesnym Defensor Fidei i “bastionem przeciw zgniłemu liberalizmowi i amerykanizmowi” (FN Le Pen’ów, frankofońska Nowa Prawica), albo są bezpośrednio inspirowani przez KGB/FSB (niemieckie NPD, DVU, etc.)
Panie Gniewoju,
Wędzenie ma dwa cele: uchronienie ryby przed zepsuciem i nadanie jej smaku. Świeżo złowiona ryba miota się na haku, a uwędzoną bierze się gołymi rękami i wpycha do bolszewikciej gęby. Pan mówi 20 lat i nie dają sobie rady? Ale mnie się zdaje, że dają sobie radę nadzwyczaj dobrze, więc po co mają kogokolwiek straszyć? Zmieniając metaforę, jeśli można zdobyć twierdzę bez oblężenia, to po co ją oblegać?
Zupełnie natomiast nie widzę, jak naprawianie raju mogło doprowadzić do jego zepsucia. Raj krat ma się dobrze, trzyma się mocno i jest silniejszy niż za batiuszki Stalina.
Panie Jaszczurze,
A dlaczegóż to niby “skoordynowane na poziomie międzyrządowym, zintegrowane superpaństwo” miałoby mieć bardzo niepewne losy? Któż miałby mu zagrażać? Czyżby “skoordynowane na poziomie międzyrządowym, zintegrowane superpaństwo” pt. chrl? A może “skoordynowane na poziomie międzyrządowym, zintegrowane superpaństwo” pt. usa? Ejże?
Jedyne pytanie jakie mi pozostaje, to dokąd uciekać? Najmniej socjalizmu jest pewnie na Syberii.
Panie Michale,
Nie chodzi o ew. wrogów zewnętrznych (tym jest w sensie obiektywnym Sowrosja, której Europa włazi w dupę, bez przeproszenia, bo to opis sytuacji) ani wewnętrznych jako takich, tylko o to, czy ci, których władze superpaństwa Europa wyznaczą na egzekutorów swojej woli politycznej, będą chcieli ją wykonywać, a nie walczyć/działać w interesie np. Niemiec, Francji czy Danii.
I jeszcze uzupełnienie Panu Gniewojowi. Czy UE nastawiona jest na “walkę z komunizmem”, “walkę z neokomunizmem” czy choćby, od biedy “walkę z Rosją”? I czym stało się NATO na przestrzeni ostatnich dwóch dekad: rodzajem klubu dyskusyjnego, do którego co i rusz zapraszana jest Rosja Sowiecka.
Drogi Panie Jaszczurze,
Chciałbym Pana dobrze zrozumieć. Mówi Pan, że losy „skoordynowanego na poziomie międzyrządowym, zintegrowanego superpaństwa” są niepewne “ze względu na brak zdeterminowanej armii i specsłużb”, ale nie z powodu wrogów zewnętrznych ani wewnętrznych, tylko dlatego, że “ci, których władze superpaństwa Europa wyznaczą na egzekutorów swojej woli politycznej, będą chcieli ją wykonywać”. Posiłkuję się cytatami z powyższego, więc mam nadzieję, że przekazuję Pańską myśl dokładnie.
Jeśli tak, to pozwolę sobie zapytać, czy egzekutorzy sowieckiej woli w prlu, na Ukrainie, w Rumunii, walczą/działają i wlaczyli/działali w interesie swoich krajów, czy raczej nie? Czyżby uważał Pan, że Gomułka to w pierwszym rzędzie Polak? Że Jaruzelski bronił Polski przed rosyjską inwazją? Że Ceausescu czy Tito byli patriotami? Tak, ci wszyscy egzekutorzy będą walczyć w interesie Danii, Francji czy Niemiec zupełnie tak samo jak Honecker, Kadar czy Husak przed nimi.
Ależ panie Jaszczurze!!
Jeżeli tylko członkowie sowieckiego kolektywu nie przedłożyli kumulowania i korzystania z dóbr doczesnych nad swoje rewolucyjne cele zaprowadzenia raju krat na całym bożym świecie to los niuni nie jest niepewny wręcz jest bardzo pewny. Oczywiste, że nie chodzi tu o zsocjalizowaną Grecję, nie chodzi pewnie też i o niunię (podobnie do czasów międzywojennych kiedy to nie o Polskę bolszewikom się rozchodziło, przytaczany na łamach witryny Marian Zdziechowski pisał: “Zdobycie Warszawy jest pierwszym etapem w pochodzie bolszewików na Paryż i od tego celu sowiecka Rosja nie odstąpi.”).
Mój wpis miał wyrażać swego rodzaju niepokój o dalsze losy wszechświatowej rewolucji. Jakoś nie mogę przyjąć za stan normalny i długoterminowy obecną sytuację, kiedy to nikt nie wymaga ode mnie uczestnictwa w pochodach czy wiecach. Nie muszę należeć do żadnej partii czy też żadnego stronnictwa. Co więcej mogę swobodnie czytać Mackiewiczów, czynić wpisy na stronie WydPod.
Co do powstawania jakichkolwiek zagrożeń wynikających z powstawania jakichkolwiek osi to nie podzielam Pana obaw. W którejś z powieści Mackiewicza wytłumaczono, że władza ludowa nie potrzebuje pośredników żeby dotrzeć do mas. Podobnie teraz kolekty nie potrzebuje (o ile nadal istnieje), żadnych pomocników dla zdobycia nieograniczonej niczym władzy (przynajmniej tak mi się wydaje).
Panie Michale,
kiedyś próbowałem poprawić w domu hydraulikę i pech chciał, że przewierciłem rurę w sposób całkowicie nieplanowany i niezamierzony. Oczywiście instalacja wodna nie jest zbyt skomplikowana i ostatecznie udało mi się zarówno usunąć samodzielnie spowodowaną usterkę jak również zmodyfikować domową instalację zgodnie z pierwotnym zamierzeniem. Ale innym razem wziąłem się za naprawę bardziej skomplikowanego urządzenia. Tym razem był to laser w odtwarzaczu CD. Niestety całe urządzenie jako tako działające przed moją ingerencją stało się bezużytecznym szmelcem po niej. Więc jakoś nie mogę ostatecznie wykluczyć, że misterny plan mistyfikacji lat 89-91 nie przyniósł zamierzonych przez jego twórców celów.
Jakoś zbyt mało dostrzegam zmian rewolucyjnych, jakoś zbyt swobodnie żyje się w tym najlepszym ze znanych mi peerelów.
Drogi Panie Gniewoju,
Moje moce percepcji są najwyraźniej na wyczerpaniu. Najpierw nie rozumiałem p. Jaszczura, a teraz Pana.
Czemu służy metafora rury? Słyszę czasami: owszem, to prawda, sowieciarze wyraźnie mieli jakiś plan w 1989 orku; udział policji politycznej w tych wszystkich “rewolucjach” jest zbyt nachalny, zbyt jasny, ALE: przeliczyli się. Sprawy wymknęły się im spod kontroli i teraz jest wolność. Więc to tak jakby Pan powiedział, chciałem zreperować rurę, ale zrobiłem w niej dziurę, rura zwyciężyła i niech tak zostanie. Czy tak?
Pisze Pan: “mogę swobodnie czytać Mackiewiczów, czynić wpisy na stronie Wydawnictwa Podziemnego”. I co z tego? Jak im to szkodzi? To jest wielka nauka, którą wyciągnęli ze swego poletka doświadczalnego, prlu z lat 80.: miliony ludzi pozornie “anty”, ale naprawdę nie. Czytają nieocenzurowane książki w podziemiu, i co? Jedyne czego żądają, to żeby z nimi do stołu siadać i z nimi gadać. Na! niech se mają.
Homo sovieticus może mieć taką swobodę, gdy tego rodzaju wolność byłaby bardzo niebezpieczna dla bolszewików wśród ludzi wolnych.
nikt nie wymaga ode mnie uczestnictwa w pochodach czy wiecach. Nie muszę należeć do żadnej partii czy też żadnego stronnictwa. Co więcej mogę swobodnie czytać Mackiewiczów, czynić wpisy na stronie WydPod.
Panie Gniewoju,
Jak Pana rozumiem, w swojej ocenie twierdzi Pan, że w demopeeerleu istnieje przynajmniej pewien zakres wolności. Jednakże zakres to zakres, nie całość. Czyżby to Panu wystarczało? A może to tylko pozory, może o to właśnie bolszewikom chodzi? Czy nie dlatego jest to ten “najlepszy z peerelów”?
Z drugiej strony: czy nie sadzi Pan, że w bolszewizmie (komunizmie) znaczenie ma cel a nie sposoby jego osiągnięcia? Czy wymienione przez Pana elementy wolności mogą stanowić zagrożenie dla bolszewików w realizacji ich celu jeśli dysponują oni skutecznymi mechanizmami kontroli i potrafią je wykorzystywać? Jak wielkie?
Tak się składa, że ja również nie tak dawno próbowałem naprawić laser w odtwarzaczu CD w swoim zestawie tzw. wieży HiFi (ponad 10-letnie Sony ale o bardzo dobrym brzmieniu). Czyszczenie nic nie dawało, trzeba było wymienić moduł lasera. Ten moduł, wcześniej dwukrotnie już wymieniałem (widocznie to jego wada konstrukcyjna że ponownie się psuł). Ponieważ kupno i wymiana tego modułu były w tym momencie nieopłacalne, kupiłem tani odtwarzacz i jako zewnętrzny podłączyłem do wieży. Gra bez problemu choć sposób korzystania z wieży się zmienił. Stary odtwarzacz odłączyłem (wewnątrz wieży) a całość realizuje te same funkcje co przedtem.
Czy nie było to prostsze i skuteczniejsze rozwiązanie?
Panie Michale,
Czemu służy metafora rury? Słyszę czasami: owszem, to prawda, sowieciarze wyraźnie mieli jakiś plan w 1989 orku; udział policji politycznej w tych wszystkich „rewolucjach” jest zbyt nachalny, zbyt jasny, ALE: przeliczyli się. Sprawy wymknęły się im spod kontroli i teraz jest wolność. Więc to tak jakby Pan powiedział, chciałem zreperować rurę, ale zrobiłem w niej dziurę, rura zwyciężyła i niech tak zostanie. Czy tak?
————————————————————————————————
TAK, dlatego, że nie umiem wykluczyć w swoich rachubach opcji według, której po zakończonej sukcesem mistyfikacji lat 89-91, z jakichś przyczyn kolektyw porzucił swoje cele zapanowania nad całym bożym światem. Bo skoro nadal dąży do pełnego przejęcia władzy to czemu nie stawia kropki nad i?
Niunia całkowicie już uwędzona, Stany Zjednoczone w kieszeni komunistycznych chin. Wystarczy wywołać dwa, trzy kryzysy i ani jedna rakieta nie musi zostać odpalona, ani jeden czołg nie musi opuszczać koszar. Nawet chyba nie byłby potrzebne ani masowy terror ani żadne ludobójstwo.
Skoro więc wszytko gotowe, czemu i na co jeszcze czekają?
I NIE, bo z powyższego nie otrzymuję w żaden sposób, że mam Wolność. Zastanawia mnie jedynie długotrwałość (te ponad dwadzieścia lat od rozpoczęcia mistyfikacji) względnej swobody danej przez komunistów ujarzmionym przez siebie ludziom.
————————————————————————————————
Pisze Pan: „mogę swobodnie czytać Mackiewiczów, czynić wpisy na stronie Wydawnictwa Podziemnego”. I co z tego? Jak im to szkodzi? To jest wielka nauka, którą wyciągnęli ze swego poletka doświadczalnego, prlu z lat 80.: miliony ludzi pozornie „anty”, ale naprawdę nie. Czytają nieocenzurowane książki w podziemiu, i co? Jedyne czego żądają, to żeby z nimi do stołu siadać i z nimi gadać. Na! niech se mają.
————————————————————————————————
A co im Panie Michale szkodzi? Pewnie jedynie, jak stwierdził swego czasu pan Amalryk, powystrzeliwanie, powywieszanie ich na przydrożnych latarniach ewentualnie drzewach zaszkodziłoby im. Tyle, że nawet nie wiemy gdzie są ani kim są. I jeszcze, kto miałby się tego podjąć: ja, Pan, Pan Dariusz czy może któryś z pozostałych czytelników Wydawnictwa?
————————————————————————————————
Homo sovieticus może mieć taką swobodę, gdy tego rodzaju wolność byłaby bardzo niebezpieczna dla bolszewików wśród ludzi wolnych.
————————————————————————————————
Tego akurat nie rozumiem, albo szybciej: i tak niczego nie rozumiem.
Panie Andrzeju,
Jak Pana rozumiem, w swojej ocenie twierdzi Pan, że w demopeeerleu istnieje przynajmniej pewien zakres wolności. Jednakże zakres to zakres, nie całość. Czyżby to Panu wystarczało? A może to tylko pozory, może o to właśnie bolszewikom chodzi? Czy nie dlatego jest to ten „najlepszy z peerelów”?
————————————————————————————————–
Zapewne wystarcza mi ten stan bo nigdy nie dane mi było żyć jako wolny człowiek w wolnym społeczeństwie w wolnym kraju. Swoje oceny buduję na porównaniu z doświadczeniem moich rodziców. Pamiętam, że dla nich dostanie skierowania na wczasy organizowane przez fwp, przydziału na mieszkanie spółdzielcze, talonu na samochód było szczytem marzeń a jednocześnie musiało być okupione współpracą z komunistami (choćby był to tylko udział w pochodzie).
Ja to wszystko mogę mieć bez zapisywania się gdziekolwiek. W mojej pracy nie ma pop. Przed wyjazdem nie są prowadzone ze mną żadne rozmowy. Ani ja na nikogo ani nikt na mnie nie musi składać żadnych donosów.
Że nie ma Polski?! Wystarczy, że wiem o tym i mogę wiedzę tę przekazywać swoim dzieciom.
Co do odtwarzacza to zrobiłem dokładnie tak samo jak Pan, tyle, że z czasem ten budżetowy został zastąpione BluRay’em. Technika, nie świat, idzie do przodu.
Panie Gniewoju,
Zacznijmy od końca. Czym jest sowietyzacja? Czy nie polega właśnie na akceptacji nieodwracalności zmian wprowadzonych przez komunizm? Po co Lenin i Stalin pragnęli kontroli produkcji i sprzedaży każdej główki kapusty? Nie byli przecież durniami, wiedzieli doskonale, że to nie nakarmi nikogo – robili to dla samej kontroli, ponieważ wolny człowiek może poprzez proudkcję i handel wykroić sobie świat bez ich kontroli, co z kolei zagraża ich władzy. Natomiast gdy zbudowanie nowego człowieka zostało osiągnięte, gdy każdy ich władzę akceptuje, to wtedy można udawać, że komunizmu nie ma, nie trzeba kontrolować tych główek kapusty (to tylko symbol centralnej kontroli wszystkiego: mediów, twórczości, a nie tylko kapusty), można pozwolić ludziom wyjeżdżać, bo i tak wrócą. Niech Pan sobie wyobrazi, co by było, gdyby Stalin pozwolił wyjeżdżać!
Co im w takim razie może zaszkodzić? Prawdę mówiąc, nie wiem! Powszechna świadomość, że to nie jest żadna Wolna Polska? Tak, do pewnego stopnia, ale przecież prl nie istnieje w próżni, więc musiałoby zaistnieć powszechne uznanie, że niunia jest bolszewicką kreacją, że nie ma żadnej Rosji, a tylko przedłużenie sowietów (na co, między nami mówiąc, się nie zanosi, ale niech Pan nikomu nie mówi!).
Dalej kwestionuje Pan zyski bolszewickie z ostatnich 20 lat. Jest jeden zysk: nikt nie widzi, że to oni na każdym kroku zyskują, bo przecie komunizm upadł. Niech Pan spróbuje wytłumaczyć średnio inteligentnemu człowiekowi, że w chrl jest komunizm, to popuka się w głowę i powie: “nie, tam jest kapitalizm”, a że jedno nie jest przeciwstawne drugiemu, to już semantyka, więc tylko wzruszy ramionami.
I wreszcie ta rura… Nic im się w żadnym momencie nie wymknęło z rąk. Kiedyś myślałem, że może pucz Wałęsy był bliski poślizgu, ale teraz myślę, że to była jego osobista decyzja, a bolszewikom bardziej byłaby na rękę natychmiastowa ekspozycja Bolka, więc do tego zmierzali. To trochę tak, jakby wziąć mordkę szczeniaka i wytarzać mu ją w jego własnych odchodach.
Dlaczego mają cokolwiek przyspieszać, kiedy mają wszyskie nici w ręku, a kukiełki i tak same robią, co trzeba i jeszcze protestują na każdym kroku, że nie są kukiełkami? Najbardziej mnie przekonywa metafora użyta przez Andrieja Nawrozowa: ogromnego półmiska, który jest lekko przechylony w jedną stronę i cała jego zawartość powolutku, niepostrzeżenie przesuwa się w pożądanym kierunku. Po jaką cholerę brać łychę do ręki i pomagać? Trzeba tylko cierpliwości.
Panie Michale,
nie pozostaje mi nic innego jak podziękować za Pana cierpliwość i wyrozumiałość ale nie jestem w stanie pojąć całści zgadnienia. Widzę jakieś ułamki a nie umiem ich ułożyć w logiczną dla mnie calość.
Położę to na karb swoich ograniczeń. Po pierwsze, raz nabytego homo sovieticuosostwa widać nie można się wyzbyć. Po drugie, moją percepcję ogranicza organiczna obojętność na coś takiego jak żądza władzy. Nie jest dla mnie pojęte jak chęć żądzenia może motywować czyjekolwiek działania a tym bardziej kolektywne i do tego długofalowe.
Panie Gniewoju,
Gdybyśmy mieli taką samą cierpliwość jak bolszewicy!… Ba, a gdyby nas lepiej i piękniej kuszono…
Ma Pan rację, że tu jest trudność. Można zrozumieć żądzę władzy – ona powoduje każdym demokratycznym politykiem i każdym tyranem. Można zrozumieć długofalową strategię tyranów, tj. tych co mają władzę i mogą sobie pozwolić na długoterminowy plan. Nawiasem mówiąc, to nie jest typowe tylko dla bolszewików, tak samo działały wielkie dynastie ze swymi wiekowymi interesami. Ale zostawienie władzy “na później”, to się wydaje absurdalne.
Być może paradoks wywodzi się stąd, że im jest przecież pod każdym względem lepiej teraz niż powiedzmy w roku 1985. Mają lepsze samochody, większe domy, sami też mogą wyjeżdżać za granicę, ich dzieci mogą się uczyć na Zachodzie (nb. takie marzenia snuł Beria!), więc dlaczego mają swoją władzę poddawać ograniczeniom ideologii – zsowietyzowanej masie jest lepiej i im samym też. Czego jeszcze trzeba?
Nic, tylko przyłączyć się do nich, zamiast myszkować po podziemiach.
Panie Gniewoju i Panie Michale,
Doprawdy nie rozumiem dywagacji na temat “wolności w demopeerelu”. Dla mnie sprawa jest prosta. To ze nigdy nie dane mi było być wolnym w wolnym kraju nie oznacza abym wyzbył się takich dążeń. Nie można się wyzbyć?
Czy (pozorne) wybrane atrybuty wolności stanowią wolność? Czy wolność można stopniować? A czy półprawda jest prawdą?
Ja upraszczam sprawę radykalnie ale czy da się inaczej? Do czego doprowadzi intelektualne ważenie? Moim zdaniem, do wstąpienia na równię pochyłą.
Panie Andrzeju,
Jestem zdumiony! Rozważania prowadzą nas na równię pochyłą? A skąd to się wzięło?! Jeśli tak, to powinniśmy natychmiast zamknąć niniejszą stronę, bo naszym celem nie jest z pewnością wkraczanie na równię pochyłą. Tak się jednak składa, że w moim mniemaniu do równi pochyłej doprowadza bezmyślność, a nie “intelektualne ważenie”, jak był to Pan łaskaw określić.
Czy wolność można stopniować, pyta Pan. A czyż nie można? – zapytam ja. Wolność jest z natury ambiwalentna, morderca jest wolny, czy zatem nie należy wolności stopniować? Ograniczać jej? Czy nie jest to absolutną koniecznością? Tak na marginesie, dlatego właśnie nie jestem liberałem, ponieważ nie wierzę w magiczną moc wolności. Co to znaczy “absolutna wolność”? Coś takiego nie istnieje. Wolność nie jest bowiem wartością, ale jednym z warunków działania; ważnym warunkiem, warunkiem niezbędnym dla moralności, dla twórczości, dla odpowiedzialności itd., ale nadal tylko warunkiem. Nie rozumiem co mają do tego półprawdy, ale mogę Pana zapewnić, że półprawda nie jest prawdą.
Drogi Panie Michale,
Ja także nie jestem liberałem, “wyznawcą wolności”. Raczej umiarkowanym tradycjonalistą. Moje uwagi jednakże dotyczyły konkretnej sytuacji: ogarniającego nas bolszewickiego potopu. Uważam, że aby mu się nie poddać i przetrwać należy postawić solidną zaporę.
Zdaję sobie sprawę że kwestia wolności to tylko warunek ale w takiej sytuacji, dla mnie to warunek podstawowy, to podstawa do suwerenności myśli i wyboru. “wolność w peerelu” stanowi dla mnie tylko “szufladę na zawsze wskazaną”.
PS. Cytat na końcu powinien brzmieć: “szufladę dokładnie wskazaną”. Bardzo przepraszam za pomyłkę.
Drogi Panie Andrzeju,
Zasypiam w szufladzie dokładnie wskazanej. Nie wyrwę się. Teraz już wiem.
Ale to są zewnętrzne przejawy wolności, a przecież wolnym można być także w więzieniu. Powyższy tekst wywołał dyskusję, która zaowocowała dwoma osobnymi tekstami “O wolności” i “Narodziłeś się w Polsce ludowej…” Te artykuły zajmują się głębiej kwestią przez Pana poruszaną.
Moje przekonanie, wyrażone we wspomnianym tekście, jest takie, że niektóre zewnętrzne przejawy wolności – a może lepiej swobody – w dzisiejszym prlu, sprawiają, iż jest to “najlepszy z prlów”, że ludziom żyje się “lepiej”. Ale ta zewnętrzna swoboda, nie jest wiele warta, nic z niej nie wynika i dlatego właśnie została darowana z łaski niemiłościwie nam panujących bolszewików.