Michał Bąkowski
8 comments Published 10 April 2014    |
- Cycles
- Składany komunizm
- Żuraw i landrynka
- Polski październik i okrągły stół
- Hmong znaczy wolny
- Antykomunizm którego nie ma
- Piszcie do mnie na Berdyczów
- Golicyn Nosenko i kilka drobiazgów
- Józef Mackiewicz i cenzura
- Operation Unthinkable
- Pisarz dla dorosłych w Pacanowie
- Bolo Liquidation Club
- Powstanie węgierskie
- Mackiewicz i Suworow
- Głód wiedzy o Hołodomorze
- Wszystko jest połączone
- Nasz człowiek – Gordijewski
- Niech biega w kukukrydzę…
- Lot nad kukułczym gniazdem
- Józef Mackiewicz idzie na wojnę
- Niektórzy nazywają to „upadkiem komunizmu”
- Benia Dniepropietrowski
- Za lub przeciw kontrrewolucji
- NOP czyli Nowa Ochrona Przyrody
- Listy z Niedorzecza
- „Niespodziewany koniec lata”
- Benito Cereno
- Jacyś biali Rosjanie
Jeszcze w drugiej połowie lutego Churchill mówi Andersowi (jak on to przedstawia): “Mamy dzisiaj dosyć wojska i waszej pomocy nie potrzebujemy. Może pan swoje dywizje zabrać. Obejdziemy się bez nich.”
Można powiedzieć że był konsekwentny w odniesieniu do jałtańskich zapałek.
Zatem, co takiego stało się, że dwa miesiące później zakłada “pełne poparcie ze strony Polskich Sił Zbrojnych”? Skąd ta zmiana?
W połowie czerwca Churchill wysyła Mikołajczyka do Moskwy, celem jego przystąpienia do komunistycznego “rządu”, na który się przedtem formalnie zgadza.
Co takiego wydarzyło się od maja do czerwca?
Wygląda na to, że Churchill przebudził się (wyłącznie w kwestii polskiej) na nie więcej niż trzy miesiące i to tylko na tyle, aby nie zakładać za cel wyzwolenia Polski od sowietów a tylko ich przekonanie żeby sami zrezygnowali z jej zniewolenia. Historia powstania w Warszawie nic go nie nauczyła? Czy może uważał wtedy, że Polska nie jest już w niewoli (jest już dostatecznie wyzwolona)? A może miały ją potem samodzielnie wyzwalać Polskie Siły Zbrojne? I mnie się zdaje, że stał się zakładnikiem własnych decyzji i własnego postrzegania rzeczywistości. Jeśli to była zaraza to w tamtym momencie imitowała ona powrót do zdrowia, zalatując dobrze znanym, perfumowanym fetorem trustu-nepu.
Czy nie podobnie jest dzisiaj z naszymi byłymi antykomunistami w nowym, wspaniałym peerelu? Oczywiście, przy pełnym uwzględnieniu skali, możliwości i czasów (równia pochyła ma swoje prawa, im dalej tym gorzej dla tego kto się na niej znajdzie). Coś im się tylko zdaje, że coś działają (“Polskę trzeba odzyskać”), w istocie zaś wspierają. A inne podejście jest unthinkable – “bo jakże inaczej”.
Drogi Panie Andrzeju,
Dotknął Pan chyba innego problemu. A mianowicie, że w stosunkach między państwami nigdy nie ceni się bezwarunkowo lojalnych sojuszników. Polska była o wiele za bardzo lojalna podczas II wojny (nie, żeby odwrotne postępowanie mogło wiele zmienić…). Churchill mógł więc spokojnie powiedzieć swoje w lutym i nadal liczyć na Andersa w lipcu. Zapewniam Pana, że nie byłby sie omylił. Mój tekst nie traktuje jednak o stronie polskiej, więc mało zajmuję się krytyką postępowania polskich polityków.
Co się zmieniło? Oto jest pytanie. Czyżby naprawdę nie wiedział, co robi w lutym? A w Jałcie? Co się zmieniło?
Mało tego, połowa książki Walkera poświęcona jest wydarzeniom po sformułowaniu planu Nie-do-pomyślenia. I to jest dopiero zagwozdka, bo o ile do kwietnia możemy zapytywać: jak to? Sam Churchill był ślepy i nie widział, co się święci? To po wydaniu rozkazu sformułowania planu, nie możemy już stawiac tych pytań. Wiemy z całą pewnością, że widział całą grę. Dlaczego więc postępował tak, a nie inaczej?
Może ma Pan rację: no… a to jakże inaczej?
Mogło być też tak Panie Michale, że Churchill zlecił opracowanie “Operation Untinkable” nie tyle po to aby cokolwiek odwojować ile udowodnić, że przeprowadzenie takiego planu jest możliwe tylko przy spełnieniu konkretnych warunków. Przede wszystkim zakładał on domyślnie, że plan musi uzyskać bezwarunkowe poparcie od Amerykanów. Roosevelt zmarł 12. kwietnia i może ten fakt stał się dla Churchilla impulsem do podjęcia tematu. Postawa Trumana w tej mierze była jednak kontynuacją linii poprzednika wobec sowietów i dlatego plan okazał się nie tyle nie do pomyślenia co nie do wykonania.
Nie odniosłem wrażenia, że śmierć Roosevelta mogła mieć taki wpływ na Churchilla. Ekipa się nie zmieniła, to byli nadal ci sami ludzie. Dwaj wysłannicy Trumana – Hopkins do Stalina i Davies do Churchilla – są tego najlepszym przykładem. Obaj prosowieccy do stopnia takiego, że wydają się agentami obcego mocarstwa. Churchill był początkowo mile zaskoczony twardszą retoryką Trumana pod adresem Stalina, ale prędko się rozczarował. To całkiem zabawne, że Truman ma reputację antykomunisty.
Czy Operacja Nie-do-pomyślenia była nie do wykonania? W moim głębokim przekonaniu była do wykonania, ale rzecz jasna należałoby zmieniać wektory polityki, albo “przebiegunować”, jak to mówi p. Jaszczur, politykę wobec sowietów o wiele wcześniej. Dlatego mówię powyżej, że uprzednia niepohamowana propaganda prosowiecka była największą przeszkodą w ataku na sowiety. Wielka Brytania w roku 1945, pomimo wielu ograniczeń indywidulanej wolności, pomimo wkraczania państwa w sfery, w które wkraczać nie powinno, nie była państwem totalitarnym. Rząd musiał się jednak liczyć z opinią publiczną, a skoro urabiał ją na rzecz Stalina przez cztery lata, to nie mógł tego odwrócić w ciągu miesiąca i to właśnie w momencie upragnionego zwycięstwa. Taki był ich problem.
Natomiast mój problem jest taki: skoro Churchill widział w końcu naturę sowietów, to dlaczego postępował nadal tak, jakby jej nie widział?
Cóż, najwyraźniej, jak ukazują nam to bezlitośnie fakty, Churchill był marnym politykiem! Pierwszą rzeczą jaką należało uczynić 22.06.1941 r. to doprowadzić do nieformalnego zawieszenia broni z Niemcami; a nie wychodzić z portek aby maksymalnie napychać wszelkimi wartościowymi dostawami bolszewickich degeneratów i jeszcze służalczo im nadskakiwać na każdym kroku (wraz z tym obrzydliwym, medialnym lansem pewnego gruzińskiego, bolszewickiego śmiecia).
IIwś stała się (co było do przewidzenia) w o wiele większym stopniu niż I-sza “wojną wielkich liczb” i technologii, a w tym zakresie nawet ktoś słabo rozgarnięty raczej powinien orientować się, iż o jej wyniku zadecydują USA. (Zresztą o ile dobrze kojarzę, amerykańscy planiści całkiem serio brali pod uwagę samodzielne pokonanie Hitlera i jego akolitów, po klęśce sowietów i Albionu, szacując niezbędne do tego siły na ok. 300 dywizji.)
A po jaką cholerę sir Winston wyskoczył z tą „Operation Unthinkable” ? Może chciał się nieco wybielić przed historią… W sumie, mówiąc szczerze – jakież to miało ostatecznie znaczenie?
Tak, drogi Panie Amalryku, tylko że skądinąd wiemy, że Churchill był właśnie znakomitym politykiem. Zagadka tej sytuacji – oczywiście tylko z mojego punktu widzenia, bo nikt inny nie widzi w tym niczego zagadkowego – leży w nieprzystawalności jego zachowania wobec sowietów z “całą resztą”.
Czy może Pan wskazać na źródło planu pokonania Hitlera po tym, jak rozprawił się ze Stalinem? Bardzo by mnie to interesowało.
Natomiast co do Unthinkable, to Pański wniosek jest bardzo bliski mojemu, co wyłożę w następnej części. A jakie to miało znaczenie? Rzecz jasna z perspektywy eschatologicznej nic nie ma znaczenia, psy szczekają – karawana jedzie dalej. Mnie jednak interesuje Unthinkable z kilku powodów. Po pierwsze, bo ciekawi mnie, jak do tego doszło, że parciany komunizm NIE został zepchnięty na śmietnik historii. Po drugie, ponieważ sowiety trzeba zniszczyć w w zbrojnym konflikcie, więc plany takiego konfliktu są zajmujące. Po trzecie, istnieją pewne analogie między Unthinkable a inną sytuacją, które zamierzam eksplorować. Po czwarte wreszcie, lubię myślenie typu “co by było gdyby…” Zawsze mnie dziwi, kiedy ludzie nazywają takie rozważania bezpłodnymi. Wręcz przeciwnie, widzę w tym ćwiczenie myślowe, które pozwala spojrzeć na rzeczy z innej, często zaskakującej strony.
Co do pierwszego;nadmiar skromności, to Pana nie tylko że interesuje – Pan to zasadniczo wie!
Co do drugiego; to wyciąganie fałszywuych wniosków z słusznych założeń – plany tworzone w myśl zasady: “sztuka dla sztuki”(?) nie są, sensu stricto, w ogóle zajmujące.
Co do trzeciego; nie wiem.
Co do czwartego; zawsze uważałem, że nieusuwalna kruchość sądów przeciwfaktycznych wyrażanych w trybie przypuszczającym czasu niedokonanego (?)w żaden sposób nie unieważniają ich intelektualnej wartości!
Panie Amalryku!
Po pierwsze, skromność i pryncypialność jest zaletą czekistów, a antykomunistom nie jest dana.
Po drugie, ma Pan rację, że planiści wyciągnęli jak najbardziej niesłuszne wnioski, ale to samo przez się jest ciekawe, nie sądzi Pan?
Trzeciemu punktowi jest prawie w całości poświęcona ostatnia część mego artykułu, na co w ogóle nikt nie zwrócił uwagi (płakać się chce, ale mama mi mówiła, żebym nie płakał publicznie, bo to wstyd). Wydaje mi się, że analogia między Jałtą i Rygą jest pełna, a zupełnie odkrywcza analogia między Unthinkable a planami Piłsudskiego.
W czwartym punkcie jesteśmy w zgodzie, co prowadzi mnie do faktu, że Pan nie odpowiedział na moje pytanie: skąd pochodzi wieść, że “amerykańscy planiści całkiem serio brali pod uwagę samodzielne pokonanie Hitlera i jego akolitów, po klęsce sowietów i Albionu”? To mi się wydaje bardzo ciekawe. Nigdy o tym nie słyszałem i chętnie dowiedziałbym się więcej.