25 lat w poszukiwaniu przyszłości
7 komentarzy Published 20 maja 2014    | 
Wielkie były pokłady naiwności w 1989. O roku ów! Uff…
A sprawa była prosta: trzeba wiedzieć o co naprawdę chodzi. Niektórzy wiedzieli.
Żeby to wiedzieć, trzeba sięgać do istoty zjawisk. A większość zadowoliła się pozorami.
W końcu to był świat telewizji; czego nie ma na ekranie, to nie istnieje.
A jaka była prawda?
Mimo, że tomy napisano na ten temat, rzecz najlepiej ujął satyryk Zenon Laskowik. Powiedział tak: „U nas wszystko się nazywa, a nie jest!” Bez żartów, jest w tym powiedzeniu metafizyczna prawda. A chodzi o to, że od jakiegoś czasu istnieją dwa światy: realny i wirtualny.
Wygrywa ten, kto lepiej wykorzystuje świat wirtualny (oczywiście tak, aby odbiorcy sądzili, że to świat realny).
Komuniści rzadko mówią o co naprawdę chodzi, ale Pol Pot powiedział, że najważniejszą zasadą ich polityki jest tajność. Oczywiście wypowiedź ta odnosiła się do świata realnego. O świecie wirtualnym Czerwonych Khmerów wypowiedziała się pewna Amerykanka, która odwiedziła Kambodżę w czasie rządów Pol Pota. Powiedziała, że nie zauważyła niczego szczególnego.
Do obozu Auschwitz w czasie wojny przyjechali kiedyś Szwedzi z Czerwonego Krzyża; zapytali co to są te dymiące kominy; usłyszeli, że tam się pali starą odzież.
Podstawowy problem najlepiej wypowiedział Gombrowicz: jeśli naginam swoje poglądy do innych, to już przepadłem. Ale można się w porę wycofać. Bardzo wcześnie zrobił to Józef Mackiewicz; opowieść o łące pełnej kwiatów.
W 1989 przepadło wielu, ilu z nich dzisiaj zgrzyta zębami?
Czy jednak nie są gorsi ci klaszczący jak w Drodze donikąd: „a jakże inaczej?”
Już Giedroyc pisał, że miękki jest Polak, miękki.
Czym było te 25 lat? Coraz dokładniej widziałem mechanizmy władzy: wzmacnianie własnej struktury i finezyjne piruety w tworzeniu świata wirtualnego. Oczywiście pozostaje pytanie, jaki jest związek między ową strukturą władzy w Polsce a strukturami ościennymi.
Jemioła mogłaby powiedzieć: jestem bytem odrębnym, niezależnym (a skąd czerpiesz energię?).
To są rozważania o tym, co jest na zewnątrz mnie. A ja sam? Przez te 25 lat próbowałem utrzymać się na powierzchni, co nie było łatwe. Rzeczywistość stała się jakaś fragmentaryczna, śliska, niejasna, wieloznaczna, migotliwa, uciekająca, zmienna, cyfrowa, przeładowana, wymykająca się, kwantowa, nieoznaczona, względna (czasem bezwzględna), metafizyczna, opcjonalna, bitowa (a kiedyś była bigbitowa, kiedyś…), terabajtowa, szokowa, monetarna (a nawet monetarystyczna), nietranscendentna (a nawet nietranscendentalna), przejaskrawiona i zbanalizowana, mobilna i omnikontentna (i omnipotentna), hiphopowa i konsolowa, wieloblogowa, wielokrotna, pozornie dotykowa, faktycznie ukryta, wielovicowa (spirala G. Vico), zjadająca własny ogon, transgraniczna, głupia i mądra, przyjazna i odpychająca, znana i nieznana, sprzedajna i dziewicza, moja i niemoja, clipartowa i obiektowa, wielodostępna i zamknięta, wielokrotnie wywłaszczona i pozornie przezroczysta. Krótko mówiąc, wirtualna.
Matrix? A jeśli Matrix to kto go stworzył? Pytanie retoryczne.
Dokąd ucieka Józio w Ferdydurke? Ucieka przed własną gębą w inną gębę. Tak i ja (a także we the people) uciekam przed Matrixem w inny Matrix. Wolność jest tylko w snach. Matrixy różnią sie stopniem subtelności. Największy Matrix jest tam, gdzie najgłośniej krzyczy się o wolności (ZSRS 1937).
Nie sądźcie abyście nie byli sądzeni. Cóż z tego że to na Zachodzie powstał film Matrix. Niby science-fiction.
Kto ma informację ten ma władzę. Pozornie ja też mam informację ale to są ochłapy. Prawda jest ukryta.
No tak, a więc konsumujemy rzeczywistość wirtualną. A jaka jest ta rzeczywistość realna? Jaka jest prawda?
Myślę, że problem jest w różnicach szybkości. Podobno podstawową sprawą w świecie jest zmiana. Problem w tym, że drastyczne są różnice w szybkości tych zmian. Władza odkryła (dla siebie) prawdę: być zawsze daleko z przodu i rzucać za siebie ochłapy. Gdy władzy zabraknie ochłapów, przyjdą następni. Ale struktura pozostanie.
A co z tą przyszłością?
Bo ciągle mi się wydawało, że będzie tak jak się wydawało że będzie. Jednak było inaczej. Po każdej zmianie rozglądałem się wkoło i widziałem nie to co nowe, ale to co stare. To co nowe to był tylko polot. Tak można by określić 25 lat: błyszczący polot, w środku miazga (ta sama, ta sama?).
Podstawowy element polskiego etosu brzmi tak: liczy się to co negatywne, ale ważne są też kwiatki u kożucha. No to na koniec jeden kwiatek: grafen. Co? No, grafen, wynalazek bardzo pozytywny. Rozglądam się niepewnie wkoło. Jak to, pisać poważnie o czymś realnym i pozytywnym? Jaki despekt, jakie ups…? Ale w ten sposób przynajmniej poprawię sobie samopoczucie. Matrix i tak pożre grafen. Ale póki co… Trochę wirtualnej przyszłości (jest inna?) dobrze robi na czynności kognitywne.
I to już jest koniec. W przyszłości będzie się liczyć przede wszystkim kognitywistyka. A te 25 lat to tylko chwila w tworzeniu Związku Matrixowych Państw Niepodległych. A centrala wcale niekoniecznie będzie w Moskwie.
Prześlij znajomemu
Drogi Panie Pawle,
Niechże Pan wyjawi, co miał Pan na myśli, mówiąc o łące pełnej kwiatów w związku z Mackiewiczem?
Stawiam na „Wycieczkę do Europy”:
Tak, tak pozostawić za sobą nudę politycznego Londynu i jechać, kierując się dolinami rzek, w sam rozkwit łąk, wśród łanów żółtego dmuchawca, żółtych jaskrów i żółtych kaczeńców, a wszystkich na zielonym tle!
Fragment ten pochodzi z tekstu Józefa Mackiewicza – „Talizmany i wróżby” („Wiadomości” 1965, nr 1002 z 30 maja). Cytuję za autorem książki o Mackiewiczu z 1997 roku (oficyna KONTRA, str. 8-9):
„…zapytał mnie mój kuzyn (on miał wtedy lat 11, ja 9) z grymasem pogardy:
– lubisz takie opisy przyrody: łąka pokryta była masą różnokolorowych kwiatów?”
Mackiewicz dalej pisze, że choć ten obraz mu się spodobał, a nawet nim się zachwycił, jednak dostosował się do kuzyna i powiedział, że nie lubi (trochę skróciłem cytat).
Ale później zaczął odczuwać – „nawet przesadną” – awersję do narzuconej opinii.
I tak ukształtował się bezkompromisowy pisarz – Józef Mackiewicz.
Panie Pawle,
Rzeczywiście, doskonały fragment Mackiewiczowskiej prozy.
Drogi Panie Pawle,
Świetnie zauważone. Pełen cytat brzmi tak:
„Kiedyś zapytał mnie mój kuzyn (on miał wtedy lat jedenaście, a ja dziewięć) z grymasem pogardy: ‚Czy ty lubisz takie książki, gdzie są opisy przyrody?’ – ‚Jakie?’ – zapytałem. – ‚No takie, wiesz, różne: łąka pokryta była masą różnokolorowych kwiatów’… I ja tę łąkę w tamtej chwili zobaczyłem nagle oczami wyobraźni, i zachwyciłem się nią i do dziś dnia ją pamiętam. I do dziś dnia pamiętam, że przystosowując się do grymasu starszego kuzyna, odpowiedziałem z przykrością: ‚Nie, nie lubię.’ – Od tego czasu stawała mi ona w oczach zawsze, ilekroć w życiu wypadało się, kiedykolwiek, przystosowywać do narzuconej opinii. Począwszy od ‚przez starszych’, a skończywszy na ‚młodych’. Może dlatego zacząłem odczuwać w końcu, nawet przesadną, awersję do każdej narzuconej opinii. I doprawdy nie rozumiem, dlaczego starzejący się ludzie tak przeważnie wykazują skłonność do kompromisów, a tracą ochotę do tzw. ‚buntu’. Zostaje kilka lat życia, co już tam ubiegać się o jakieś przystosowanie! Wszystko jedno, do grobu korzyści z tego się nie weźmie; lepiej już zabrać własne przekonanie. Niech z tym zasypią, czort z nimi!”
Zawsze, w „chłopięcości”, pomijałem (nawet w książkach ulubionych autorów) wszelkie rozbudowane opisy przyrody! Co zresztą, w niczym nie zmienia faktu, iż akurat najwcześniejszym wspomnieniem jaki przechowuję w pamięci z dzieciństwa jest właśnie obraz ogromnej łąki… na dodatek „pokrytej masą różnokolorowych kwiatów” z olśniewającą dominacją złocistej żółci w upalnym, dusznawym ociężałością zapachów dojrzałych kwiatów kuszących owady w jaskrawym świetle słońca póżnej wiosny, czy też wczesnego lata.,,
Nie wiem jak to zwykle jest, ale u siebie akurat spostrzegam, iż z nieuchronnie nadchodzącą starością równocześnie coraz silniej tracę skłonność do jakichkolwiek kompromisów – jak ten wyliniały kocur z bajki La Fontaine’a „Stary kot i młoda myszka” :
[…]”A oto mej bajki maksyma
Do jej treści stosowana:
Młodość się chełpi, że wszystko otrzyma,
Starość jest nieubłagana.[…]
Ale przyzna Pan, Panie Amalryku, że to jest bardzo rzadka postawa. Z jakiegoś powodu, na starość się ludziom nie chce, wola kompromisy i święty spokój niż prawdę. Barbara Toporska pisała o swoim mężu:
„Ja dla Józefa nie boję się osądu historii, a za gruba szyszka, żeby się historycy literatury nim nie zajęli. My już musimy mieć nos skierowany ku wieczności. Ale nie tylko my, i – wydaje mi się – że emigracja też powinna dbać o swoją opinię.”
Ale emigracja dbała o swoją opinię nie „u wieczności”, ale wśród ówczesnego ducha czasu, wśród „młodych”, i to głównie tych z prlu.