11 Comments “(Polski) Peerelowska logika czyli „niebyt istnienia””

  1. 1 Przemek

    Panie Andrzeju,

    Po ciekawej lekturze pozwolę sobie zadać parę, zapewne naiwnych, pytań.
    Jakoś tak mam, że zawsze trafię na jakieś zdarzenie, czasami błahe, ktoś poprosi o pomoc, rowerzysta się przewróci … i nie potrafię przejść obojętnie. Wielu obok odwraca głowy i idzie w swoją stronę.
    To tak w związku z odrzuceniem udziału z zasady (proszę nie mylić z bojkotem). Zastanawia mnie Pana pogląd na demokrację. Z tekstu nie jest to jasne. W rozmowie z Darkiem przekazał to bardzo jasno. Ja mam z tym problem. Myślę, że taki np. wybór sołtysa we wsi to jasna sprawa, załatwią to w gospodzie, burmistrza małego miasteczka – tu już zaczynają się schody. Koligacje, układy, interesy. Prezydent miasta? No to już mamy politykę. Wyższe szczeble – parlament to już czysta polityka. Wybory do parlamentu europejskiego to już zupełnie odrębna sprawa. Myślę jeszcze o frekwencji wyborczej. Już tu kiedyś chyba o tym wspomniałem. Czy 50 procent nieuczestniczących robi to z przekonania? I jak tu się od nich odróżnić? Nie biorę udziału, bo odrzucam świadomie, czy mam wszystko w d… A może taka kratka do skreślenia „świadomie odrzucam udział w wyborach” tylko jak to potem liczyć, no i zapewne to nierealne. W swoim sumieniu jestem spokojny, ale w zasadzie traktowany na równi z ignorantami, których naprawdę obawiam się najbardziej, bo pójdą jak barany i nieważne czy założą tęczową koszulkę, czy z orłem.
    Napisał Pan:
    „W rezultacie tego wszystkiego, Polacy w ogromnej większości nie tylko zaakceptowali komunistyczną władzę i ustrój, ale też otwarcie je poparli. Manifestacją tego poparcia był tzw. polski październik w 1956 roku ….”
    Tu nie zgadzam się, niezależnie od motywów, czy tylko materialnych czy wyższych nie wydaje mi się, aby była to manifestacja poparcia.

  2. 2 Andrzej

    Panie Przemku,

    Czy chodzi Panu o to, jaki jest mój stosunek do demokracji? W jakim sensie demokracji? Jeśli chodzi o sens antyczny to raczej pozytywny (w sensie prawa do publicznego wypowiadania się i uzgadniania), choć bardzo sceptyczny co do efektów rządów ludu (ograniczonemu wszakże tylko do wolnych obywateli). Lud bowiem zwykle podlega swoim zachciankom, a nie kieruje się interesem wspólnym. Wybierano zwykle tego, kto się najbardziej podobał a nie tego, kto był najmądrzejszy. Jeśli chodzi o “demokrację szlachecką” (wersja polska wydaje mi się najbardziej rozwinięta) już mniej pozytywny, jako że opierała się ona zasadniczo na korupcji. Więc nie były to żadne rządy ludu (szlachty) tylko faktycznie rządy oligarchii, która szlachtę opłacała. Żadna demokracja tylko pieniądze i przywileje. Jeśli zaś chodzi o wersję współczesną, która okrzyknęła się fałszywie demokracją (nazwałbym ją modelem oświeceniowym) to zdecydowanie negatywny. To nie rządy ludu tylko rządy grup interesu albo rządy cwaniaczków (w ten sposób do władzy dochodzą wszelkiej maści bolszewicy). Prosiłbym jednak Pana o rozgraniczenie dwóch światów: demokracji tzw. Zachodu i “demokracji” peerelowskiej (umownie, bo odnosi się do wielu krajów). Nie mają one ze sobą wiele wspólnego, ta druga jest tylko “czekoladopodobną” atrapą. Rządy nad krajem de facto sprawuje ktoś inny, zza kulis, a nie wybrani przedstawiciele. Przyglądając się tutejszemu podwórku: wybór sołtysa przy piwie w gospodzie, o którym Pan wspomina, ma cechy już nie tyle interesu tej czy innej grupy, co zmowy. To nawet nie rządy głupoty (bo chyba zgodzi się Pan ze mną, że głupoty jest na świecie znacznie więcej niż mądrości, zatem ma więcej do powiedzenia) tylko rządy miejscowego “układu interesów”. Co do wyboru większych “szyszek” już sam Pan to podsumował. Większe “szyszki”, większe układy. Generalnie fikcja.

    Ciekaw jestem, co Pan z kolei rozumie przez demokrację? To co mamy teraz między Odrą i Bugiem? To mi się zdaje wynikać z Pańskiej wypowiedzi. dla mnie jak napisałem, nie jest to żadna demokracja tylko pozory. Za zasłoną tych pozorów jest dopiero realna władza, której źródeł szukać należy w Magdalence (umownie rzecz ujmując), czy też konkretniej w komunistycznej strategii. W takim sensie, jakakolwiek frekwencja nie ma znaczenia. Ma znaczenie udział w fikcji i zgoda na jej trwanie.

    To co napisałem w kwestii masowego poparcia polskich komunistów przez naród w październiku 1956 roku i później (początek lat 70., rządy Gierka i towarzyszy) jest dobrze udokumentowane. Milionowe uczestnictwo w komunistycznych wiecach i milionowe uczestnictwo w partii komunistycznej to nic innego jak manifestacja poparcia. Proszę sobie poszukać w Internecie pod stosownymi hasłami. Jeśli, jak Pan twierdzi, nie było to manifestacją poparcia władzy komunistycznej to czym to według Pana było? Wyrazem czego? Ja uważam, że było oczywistą manifestacją poglądów prokomunistycznych.

    Co Pan ma na myśli pisząc o “wyższych motywach”? Czy wiarę w rzekome “dobro komunizmu”? Wiara zwykle jest w jakiś sposób manifestowana, zgodzi się Pan?

  3. 3 Przemek

    Panie Andrzeju,

    Co października 56 to oczywiście ma Pan rację. Moje niezrozumienie. Jakoś tak 1956 kojarzy mi się odruchowo z czerwcem i stąd taka moja reakcja. Nieporozumienie, mój głupi błąd.

    Co do demokracji również w większej części się z Panem zgadzam. Ja odbieram na zasadzie jeden człowiek jeden głos. Bez wartościowania, o tej słabości była już tu rozmowa. Za wszystkim stoją interesy i pieniądze. W “mądrość ludu” przestałem już wierzyć. Jednak nie zgodzę się z Pana rozróżnieniem na “rozgraniczenie dwóch światów: demokracji tzw. Zachodu i „demokracji” peerelowskiej (umownie, bo odnosi się do wielu krajów)”. Ja nie widzę większych różnic. Zakładając oczywiście poprawne liczenie głosów. Inna sprawa, że nawet w US mają z tym problem, a dodatkowo tam większość oddanych głosów nie decyduje o wygranej. Dla mnie kłopotem jest bierność, nie chcę być identyfikowany z tłumem baranów których nic nie interesuje poza swoim dobrobytem, a z drugiej strony uczestnictwo daje legitymizację. Zejście do podziemia nie wchodzi w rachubę, w tym przypadku dla mnie jest zero jedynkowo, albo tam albo powierzchnia, a tej nie chcę porzucać mimo jej niedoskonałości.

  4. 4 Andrzej

    Panie Przemku,

    Poznańska rewolta czerwcowa, a konkretniej jej faza w której strzelano do komunistycznej władzy, to rzeczywiście inna kwestia. To był jednak zaledwie krótki błysk, niewielki ogień, który natychmiast ugaszono.

    Różnica pomiędzy demokracją zachodnią a “demokracją” peerelowską jest taka jak pomiędzy palmą na Majorce a “palmą” na rondzie De Gaulle’a w Warszawie. Tam jednak jest realna władza wybranych przedstawicieli, i realna za nią odpowiedzialność (nie twierdzę, że idealna) a tutaj jest martwa tkanka i jakieś “taśmy”, które regulują kwestie bynajmniej nie władzy, tylko jej pozorów. Może postrzega Pan to inaczej ale faktem jest to, że rzeczywista władza w peerelu nie należy do tych, którzy wygrywają “wybory”. Jedynie jej niewielka część, nie naruszająca ustalonego, okrągłostołowego status quo.

    Czy dobrze Pana rozumiem, że nie idąc na “wybory” podlega się tym samym groźbie klasyfikacji jako “baran, którego nic nie interesuje”? Szczerze mówiąc nie posądzałem Pana o takie poglądy. Sądziłem, że jeśli podejmuje Pan decyzję za samego siebie, nie ma Pan zamiaru kierować się interesem nieznanego Panu Ziutka. Czy kupując sobie pastę do zębów też kieruje się Pan opinią Ziutka, czy może kupuje tę, która Panu najbardziej odpowiada? Ja na to patrzę z przeciwnego bieguna. Nie idę na “wybory” bo uważam, że nie powinienem i że jest to słuszna decyzja. Zdanie pozostałych Polaków w tej kwestii nie ma dla mnie znaczenia, znaczenie ma moje przekonanie. To jest dla mnie postawa aktywna, mój wybór w kwestii, która mnie jak najbardziej interesuje. Inni mogą sobie mówić na ten temat co tylko chcą (i niejeden to mówi). Z innej strony, czy pragnie Pan poświęcić swoją suwerenność jednostki, swoje własne zdanie na rzecz stada, byle tylko ktoś nie nazwał Pana baranem albo nie posądził Pana o bierność, które to posądzenie nie ma przecież nic wspólnego z rzeczywistością? Jaka to bierność jeśli Pan podejmuje decyzję i wprowadza ją w czyn?

    Moim zdaniem, uczestnictwo w peerelowskich “wyborach”, daje legitymację jedynie do przynależności do peerelowskiego mrowiska. Dla mnie jest ono uzewnętrznieniem kolektywizmu na którym opiera się bolszewizm.

  5. 5 Przemek

    Panie Andrzeju,

    Dawniej mówiło się o różnicy między demokracją a “demokracją socjalistyczną”, że jest taka jak między krzesłem a krzesłem elektrycznym. Dzisiaj nie widzę wielkiej różnicy między demokracją “zachodnią” a demokracją w Polsce czy jak Pan woli peerelu.
    Można ją zaakceptować lub w pełni odrzucić – to akurat jestem skłonny zrozumieć. Lud wybiera co mu się podoba. Przykład – ostatnie włoskie wybory. Inna sprawa to moje obawy o rosnące przyzwolenie na coraz bardziej ekstremalne ruchy narodowościowe (i tu nie myślę, że jest to głęboki plan).
    Jakieś tam taśmy zupełnie mnie nie interesują. To tylko gra interesów. Zresztą żenująca.
    Jeśli chodzi o bierność, to cóż to za czyn który niczego nie powoduje. I daje się sklasyfikować ze stadem baranów, przynajmniej statystycznie. Stąd moja myśl o “kratce” świadomie nie biorę udziału w wyborach. Tak, wiem to mrzonka.
    Czytam teraz książkę o masie (w znaczeniu fizycznym) od greckich atomistów aż do pól kwantowych. Przypomniałem sobie właśnie prawa Newtona. Zwłaszcza pierwsze jest tu chyba adekwatne “Jeżeli na ciało nie działa żadna siła lub siły działającwe równoważą sie to ciało to pozostaje w spoczynku lub porusza się ruchem jednostajnym prostoliniowym”

  6. 6 Dariusz Rohnka

    Przemek,

    Od dłuższej chwili wczytuję się w Twoją ostatnią wypowiedź i dochodzę do ostrożnego wniosku, że w gruncie rzeczy Tobie jest zasadniczo wszystko jedno. Powiadasz tak: stając wobec alternatywy podziemie albo powierzchnia, wybieram powierzchnię z jej niedoskonałością.

    Wybacz prostolinijność, ale to nie jest szczere. Stąpając po świecie jakiś czas, dysponując sprawnymi pięcioma zmysłami, nie gorzej od innych potrafisz odróżnić płytką kałużę od bezdennego bagna. Przy czym tu nagle eufemizm „niedoskonałości‟? Bo wójt (a nie sołtys, jak mylnie pisałeś onegdaj) przygarnie mniej, jest nieco mniejszą polityczną świnią?

    I cóż miałoby z tego wynikać z perspektywy peerelowskich „wyborów‟? Że niby wójt zatruje powietrze w mniejszym stopniu niż „prezydent‟ metropolii? Hm. Czy krocząc do urny zamierzasz głosować tylko na wójtów? Czy dlatego że, parafrazując klasyka: oni prostacy, cóż wiedzą nieboracy?

    Czy Ty poważnie, chcesz całe to łajdactwo (pomieszane z głupotą) legitymować własnym imieniem?

    I dlaczego? Bo to jedyna możliwa droga? Zejść do podziemia to zbyt niewygodne, stać z boku bezczynnie nie wypada?

    Nie wypada, bo co? Bo to kwestia towarzyskiej ogłady, sznytu, spodni zaprasowanych w kant, krawata i poszetki, odpowiednio dobranych? Czy skórka warta wyprawki? Wyłącznie dla zachowania pozoru, że niby sprawy tzw. publiczne nie są ci obojętne? Ależ są!… i tego się trzymajmy.

  7. 7 Przemek

    Darek,

    To trochę nie tak jak napisałeś. Powiedziałem wyraźnie albo podziemie albo powierzchnia. Co nie oznacza zgody na nie tak wcale piękne “okoliczności przyrody”.
    Inna sprawa, że takie wychylanie się z dołu na powietrze, lub choćby zerkanie w dół, a może i wykopanie małego dołka (no tu już poszalałem) jest chyba pożądane.
    Co do towarzyskiej ogłady itd. to nie rozumiem. Krawata już dawno nie zakładałem, spodnie owszem zdarza mi się, ale z tym Kantem to faktycznie mam problem.

  8. 8 Dariusz Rohnka

    Ależ Przemek,

    Mnie chodzi jedynie o to, że my tu, w podziemiu nie gramy w warcaby, ani też w pokera na zapałki. Stawka jest rodem z Hamleta: być albo nie być.

    Jeżeli wolisz „nie być‟ to, doprawdy, jedyna a krótka dziś okazja. Żarty wkrótce się skończą, a w miejsce „wolnego internetu‟ przyjdzie krwawa jatka.

    Więc jeżeli korzystać z wolności od polityki, to tylko teraz.

    Sam, równie chętnie jak Ty, zająłbym się poglądami Leukipposa czy Demokryta, czy innymi sprawami godnymi uwagi ludzi cywilizowanych, niestety – najpierw obowiązki, od których uciec mi nie wypada.

  9. 9 Andrzej

    Panie Przemku,

    W moim mniemaniu bierność to obojętność. SJP dodaje jeszcze brak zaangażowania czy inicjatywy. Ja nie jestem obojętny, gdy świadomie nie uczestniczę w “wyborach”, odrzucając je jako prowokację i dezinformację. Przyznaję się do braku zaangażowania w peerelowskie “życie polityczne”. Ale robię to świadomie, z wyboru. Więc jest w tym chyba jakieś zaangażowanie, czy może raczej ustosunkowanie się. Dla Pana zdaje mi się, jest to czyn nic nie znaczący, bowiem “nic nie powoduje”. Dla mnie znaczący wiele, bo zachowuję się zgodnie z moim przekonaniem i sumieniem. To właśnie powoduje. I to także, że nie wspieram spreparowanej przez komunistów fikcji, nie podpisuję się pod nią, odrzucam ją. Czy to mało? Być może uważa Pan, że to czyn nic nie znaczący dla polskiego mrowiska, do którego jak sądzę, chciałby mnie Pan przypisać. Ale mnie to nie interesuje. Nie interesuje mnie udział w kolektywie. Czy uważa Pan, że znaczenie mają tylko czyny kolektywne?

  10. 10 Przemek

    Panie Andrzeju,

    Ani mi głowie przypisywanie Pana do mrowiska. Wydaje mi się, że niejednokrotnie przedstawił tu Pan swoje podejście do nadrzędności jednostki i postępowania zgodnie ze swoim sumieniem nad, jak to Pan określił, „kolektywizmem”. No właśnie, nigdy nie pisałem o decyzjach kolektywnych, a tylko o własnych jednostkowych, choć rzeczywiście, jeśli nie odrzucamy demokracji samej w sobie, nasze jednostkowe decyzje stają się siłą rzeczy kolektywne.
    Myślę, że jest Panu trochę łatwiej, będąc w pełni przekonanym o „wielkim planie”, którego nie neguję, zapewne był, choć uważam, że trochę się rozmył za wielkimi interesami, żądzą władzy a i jak niejednokrotnie tu stwierdzono nie jest wykonywany perfekcyjnie. Tu pokładam nadzieję.
    Co do czynów. Może np. spacer do lokalu wyborczego i niezagłosowanie. Czyn był, zdrowie zyskuje a legitymizacji nie ma. Tylko statystyki nie obejmują, ale pal je licho. Na razie na poziomie samorządów, pozostanę jednak przy swoim. Może to wrodzony konformizm, który każe mi zadbać o swoje najbliższe otoczenie, choć nie znaczy to wcale, iż bagna nie dostrzegam.
    Była tu kiedyś dyskusja o sensie rozmowy bez możliwości przekonanie do swych racji oponenta. To chyba inaczej, wprost jest to niezwykle trudne, ale jednak ziarna zostają rzucone. W głowie myśli pozostają i nakłaniają do zastanowienia, poznania (Poznania?) różnorodnych poglądów. Tu bardzo dziękuję wszystkim za takie podejście, cierpliwość, chęć przekonania i przekazywaną wiedzę.

  11. 11 Andrzej

    Drogi Panie Przemku,

    Szczerze mówiąc, dla zdrowia wolę przejść się po Kampinosie z kolegą Jackiem. Zdecydowanie też wolę lokal gastronomiczny od wyborczego. Czy chodzi Panu o czyn partyjny czy też peerel(o)-twórczy? Żartowniś z Pana Panie Przemku.

    Do Poznania i poznania chętnie daję się nakłonić. Moje myśli krążą wokół tych dwóch rzeczy bardzo często. Wzajemnie Panu dziękuję.

Comment





Language

Books Published by The Underground

Order here:



Jacek Szczyrba

Punkt Langrange`a

H
1946
 
J.R. Nyquist
Koń trojański
 
Dariusz Rohnka
Wielkie arrangement

Dariusz Rohnka
Fatalna Fikcja