Michał Bąkowski
16 comments Published 2 January 2019    |
(Polski) Nasz człowiek w Londynie czyli dziwne przypadki Olega Gordijewskiego. Część IV
16 comments Published 2 January 2019    | 
Panie Michale,
Podobno parę lat temu Gordijewski twierdził, że został otruty przez człowieka powiązanego z sowieckimi służbami. Jakoś tam się z tego wykaraskał, ale zdaje się, że przez pewien czas jeszcze niedomagał. Co Pan o tym sądzi? Czy to miała być próba uwiarygodnienia go w oczach Zachodu? Czy to w ogóle miałoby jakikolwiek sens po tylu latach od ucieczki? Czy może faktycznie ktoś na Kremlu postanowił pozbyć się niewygodnego człowieka? Ale tu znowu pojawiają się wątpliwości, takich fuszerek zawodowcy raczej by popełnili. Zwłaszcza, że dopiero co wykazali skuteczność w przypadku Litwinienki.
Drogi Panie Jacku,
Pamiętam tę historię. Miałem wówczas raczej wrażenie, że Gordijewski czuł się ciut zapomniany i po zabójstwie Litwinienki postanowił wskoczyć na tę platformę: me too!…
Było to raczej dziwne. Prawie 70-letni człowiek nagle zasłabł i zabrano go do szpitala, skąd go wypuszczono po paru tygodniach, a po pół roku zwrócił się do gazet, że to była próba zabójstwa. Miał rzekomo dostać pigułki od “przyjaciela z sowietów”.
Czy człowiek, który podkreśla na każdym kroku, że jego życie jest zagrożone, że żyje pod wyrokiem śmierci i jest “na liście do likwidacji” wśród “elementów z kgb”, czy taki człowiek przyjąłby nieznane pigłułki od “znajomego z sowietów”? Przede wszystkim, spotykanie się z nim byłoby niebezpieczne dla ludzi z sowietów, gdyby rzeczywiście był zdrajcą. Z drugiej strony, można zrozumieć, że się nudził i potrzebował pogaworzyć z rodakami, ale brać od nich lekarstwa?? I to na krótko po śmierci Litwinienki?
Policja nie znalazła niczego podejrzanego w całej sprawie – to niestety nic nie znaczy. Gordijewski oskarżył MI6 o próbę uciszenia sprawy, a tylko interwencja z MI5 rzekomo otworzyła rzecz na nowo. Ale dlaczego MI6 miałoby cokolwiek wyciszać? Dla ich pozycji, dla budżetu itd. tego rodzaju historie są bardzo dobre.
Zmierzam do tego, że nie mam żadnego zdania w tej sprawie. Może próbowali go uwiarygodnić, ale po co? Nikt nie kwestionuje jego pozycji. Może staruszek ma paranoję? Fuszerka jest akurat prawdopodobna, wystarczy przypomnieć Skrypala, ale jeżeli wziął doustnie pigułkę z trucizną, a tak twierdzi, to jaka fuszerka jest tu możliwa?
Jak wiele elementów w historii Gordijewskiego pozostanie to zapewne zagadką.
Panie Michale,
No tak, mam podobne zdanie. Chociaż przychodzi mi do głowy jeszcze jeden motyw. Być może chodziło o odstraszenie potencjalnych prawdziwych zdrajców na zasadzie: patrzcie, nigdy nie zaznacie już spokoju, będziemy was prześladować do końca życia. Nawet, gdyby to była inscenizacja, to pewnie jakiś tam skutek pedagogiczny wywarła.
Panie Jacku,
Ma Pan rację, nie można wykluczyć takiej możliwości. Ale w jego wypadku tak jest na kazdym zakręcie. Dlatego właśnie tak ważne wydaje mi się w tym kontekście przywołanie postaci Angletona. Ściśle rzecz biorąc, Angleton nie miał nic wspólnego ze sprawą Gordijewskiego, ale jego metodologia ma. Trudno pozbyć się odczucia, że gdyby tylko Brytyjczycy byli ciut bardziej sceptyczni, to inaczej by do tego podeszli, ale może przemawia przeze mnie “bezbożna nadzieja”.
Historia rzekomego zamachu wydaje się bardzo mało prawdopodobna. Gordijewski nawet nazwał swego “przyjaciela”, którego podejrzewał o zamach, ale nikt nazwiska nie opublikował, obawiając się sprawy sądowej, gdy nie ma żadnych dowodów na zamach.
Likwidowanie zdrajców ma wiele wymiarów – przestrogi, nauczki, demonstracji, zemsty – ale w tym wypadku? Oni nawet wypuścili jego żonę i córki, bo co on im może szkodzić?
Myślę, że warto przytoczyć, co na temat sprawy Gordijewskiego sądził Christopher Story. Posłużę się wyrywkiem z „Fatalnej fikcji‟:
Zdaniem brytyjskiego analityka polityki sowieckiej, Christophera Story, zdecydowano się na krok bardzo kosztowny. KGB poświęciło jednego ze swoich najlepszych ludzi […] Olega Gordijewskiego. Zdaniem Story Gordijewski uciekł w 1985 roku ze Związku Sowieckiego i przeszedł na stronę brytyjską wyłącznie po to, aby wyrobić u premier Thatcher korzystną opinię o Gorbaczowie. Według brytyjskiego analityka był to decydujący „przełom”, który pozwolił Moskwie rozpocząć światowy podstęp pierestrojki.
I jeszcze przypis: Soviet Analyst, vol. 23, 2, listopad 1994, s. 1. Story w następujący sposób określa swoje wątpliwości odnośnie motywów Gordijewskiego: „Gdyby Oleg Gordijewski był rzeczywistym dezerterem to: 1. Powinien być dzisiaj pod najściślejszą opieką — wbrew temu jest często „widoczny” w Londynie, pisuje listy do gazet, pojawia się na partyjnych koktajlach i prezentacjach książek. 2. Nie powinien dostarczać Brytyjczykom i później Amerykanom informacji na temat części działań Gorbaczowa, które służą dalszemu prowadzeniu strategii. 3. Powinien ostrzec oba rządy o istnieniu
długofalowej strategii podstępu, czego oczywiście nie zrobił. Wszyscy dezerterzy, którzy nie dostarczyli takich ostrzeżeń byli i są pod kontrolą.”
Tyle znalazłem w ff. W swoim artykule Story napisał jeszcze tak:
[Oleg Gordijewski] przybył do Wielkiej Brytanii w odpowiednim czasie, żeby przekonać panią Thatcher, na której wywarł wielkie wrażenie, że Gorbaczow to autentyczny wyzwoliciel, który zdolny jest dokonać całkowitego „zerwania z przeszłością‟. Naiwna pani Thatcher… etc. etc.
Biorąc pod uwagę okoliczności, na pewno nie był to krok „kosztowny‟ z punktu widzenia kgb czy innych literek, o ile Gordijewski (świadomie czy nieświadomie – zgadzam się, że nie ma to większego znaczenia) pracował (i pracuje wytrwale nadal) dla dobra sowieckiej strategii.
Darek,
Pan Story, Panie świeć nad jego duszą, zawsze wart przytoczenia. Jednak z ciężkim sercem, bo bardzo go lubiłem, muszę zwrócić uwagę, że p. Story mógłby (i może powinien) być dla nas przestrogą, jak łatwo zamknąć się w przekonaniu o własnej słuszności.
P. Story nie mógł oczywiście wiedzieć we wczesnych latach 90., że Gordijewski miał wpływ na Thatcher na długo przed swoją ucieczką, ale to jest drobiazg w porównaniu do logicznego błędu, jaki popełnia w punkcie trzecim.
Pan Amalryk na pewno wiedziałby, jak się ten logiczny błąd nazywa. Petitio principii? Powtórzenie wstępnego założenia, jako dowodu. Otóż twierdzenie, że każdy dezerter, który nie ostrzega przed długofalową strategią, jest fałszywym dezerterem, jest słuszne tylko, jeżeli przyjąć jako pewnik założenie, że taka strategia istnieje. Osobiście, jestem przekonany, że istnieje, ale to przekonanie jest odległe od logicznej pewności.
Druga, mniejsza trudność z tym punktem, jest również logiczna w swym rdzeniu. Wydaje mi się oczywiste, że nie każdy (dezerter czy nie) kto nie ostrzega przed długofalową strategią, musi być kontrolowany. Przykładów tu jest mnóstwo, ale zatrzymam się przy jednym, bo obaj go cenimy wysoko i przytoczyłem go ponownie powyżej.
Pete Bagley – główny proponent tezy, że Nosenko był fałszywym agentem, klasyczny “Angletonian”, zmuszony do odejścia z CIA, bo nie mógł zaakceptować kierunku, jaki przyjęła wobec sowietów – sam całkowicie i bez zastrzeżeń przyjmuje, że komunizm upadł w latach 1989-91. A przecież to nie deprecjonuje wszystkich jego wypowiedzi w naszych oczach.
“Cui bono?” czy też “Poznacie ich po ich owocach.” Z jedynego sprawiedliwego w Sodomie zrobili wariata, a gdy tryumfalny pochód “pokonanej” komuny na naszych oczach wręcz “ogarnia ludzki ród”, to pokracznym katechonem zdychającego Zachodu ma być kto , dziadygowaty Johnny Bravo?
Marnie to wszystko wygląda!
Drogi Panie Amalryku,
Jak miło Pana powitać. Musiałem aż sprawdzić, kto zacz, ten Johnny Bravo. Sprawdziwszy, przyznaję Panu rację: Johnny Bravo jako ostatnia reduta kultury zachodniej. Stary chrzan pisał kiedyś o schyłku tej kultury: od Platona do psa Pluto.
Czy zechce mi Pan wyjawić, jaki błąd logiczny zawiera się w punkcie trzecim argumentacji p. Story (przytoczonej w komentarzu Darka, powyżej)? Prawdę mówiąc, nie jestem pewien.
Bardzo dobrze ujęte Almaryku. Johny Bravo (nie tylko dziadygowaty ale i szemrany) to ostatnia reduta, także dla tutejszych “antykomunistów” (jest ich legion). Za nim już tylko towarzysze Xi i Putin. Złapał Kozak, Tatarzyna itd.
“Cui bono?” zdaje mi się być właściwym kryterium w omawianej kwestii.
Czy Story nie był czasem doradcą Thatcher w czasie “upadku komunizmu” w ZSSR? Ciekawi mnie dlaczego dopiero potem dokonał tak wiele dla zdemaskowania oszustwa pierestrojki? Znał wcześniejszą książkę Golicyna i jego wiedza o sowietach była ogromna.
Czuję się nieco zażenowany, Panie Michale, będąc awansowanym do roli eksperta w obszarze logiki formalnej – ale podzielam tu Pana zdanie to petitio principi.
Długofalowa strategia jest czytelna i niezmienna – zrobić wszystko dla utrzymania władzy; nawet, o zgrozo!, można rozwiązać partię komunistyczną.
Panie Andrzeju brednie tubylczych “antykomunistów” nieodmiennie zwalają z nóg. Pomijając Putina jako Katechona (taki sam on dobry w tej roli jak i ten waszyngtoński pajac) to słyszałem też na własne uszy z ust innej “prawicowej gwiazdy” , że chrl nie są państwem komunistycznym gdyż istnieje tam gospodarka rynkowa!
Drogi Panie Andrzeju,
Nie słyszałem nigdy, żeby p. Story był doradcą Thatcher. Skąd to? Jeżeli z wiki, to nie ufałbym temu do końca. Rzecz jasna, nie wykluczam tego wcale, a tylko zwyczajnie: nie wiem. Jeżeli jednak był jej doradcą, to na pewno nie od stosunku do sowietów. Jego wiedza na temat sowietów niestety nie była ogromna, wręcz przeciwnie, była raczej nikła.
Trochę to niesympatycznie mówić niepochlebnie o człowieku nieżyjącym, którego bardzo lubiłem i szanowałem, ale jego poglądy były, jak to często bywa niestety, podyktowane bardziej nacjonalizmem niż konserwatyzmem. Odrzucał niunię europejską, bo był skrajnie antyniemiecki. Nie dostrzegał żadnej sprzeczności między swym bezkrytycznym uwielbieniem dla Churchilla i katastrofalnym rezultatem II wojny. I tak dalej.
Dokonał wiele, gdy przekonał go Golicyn. Wcześniej, tj. przed końcem lat 80., o ile wiem, nie wypowiadał się na ten temat. Podkreślam: o ile mi wiadomo, ale znowu, chętnie wysłucham i zmienię zdanie, jeżeli się mylę. Natomiast po zapoznaniu się z Golicynem, popierał go zaiste z gorliwością neofity.
Panie Amalryku,
Na pewno jest Pan większym ekspertem ode mnie w kwestii logiki formalnej. W tym wypadku chodziło mi raczej o potoczne zastosowanie zasady: nie można używać wstępnego założenia jako ostatecznego dowodu.
Nie znam żadnych publikacji Christophera Story sprzed 1993 roku, dlatego nie mogę się wypowiadać na temat jego poglądów z tamtego okresu.
Nie wydaje mi się także, żeby kiedykolwiek pełnił funkcję stałego doradcy politycznego premier Thatcher. Jedyne, co mam pod ręką, w jakiś sposób z tą kwestią związane, to fragment jego przedmowy, jako wydawcy, do drugiej książki Anatolija Golicyna, The Perestroika Deception. Przytoczę ten fragment, który zresztą można znaleźć także w internecie:
In July 1991, I was asked by the former British Prime Minister, Mrs (now Lady) Thatcher, to see her at her room in the Palace of Westminster. The subject to be discussed was the network of bilateral treaties, declarations and accords which the Soviet Union had been signing with leading Western countries. By then, the list of such signatories already included Germany, France and Italy, while a treaty had been negotiated between the USSR and Spain, and a Political Declaration had been signed inter alia by the Soviet Union and Finland. Germany had in fact signed two bilateral treaties with Moscow. I had carried out a preliminary analysis of these treaties and accords, and had published translations of the texts, and some early findings, in several documents issued by my serials publishing firm in London, placing the treaties in the context of the implications of the Joint Declaration of Twenty-Two States and the Charter of Paris which Mrs Thatcher had signed on 19th November 1990 amid the disruption and anxieties surrounding the challenge to her leadership.
At the meeting, the former Prime Minister expressed great interest in the texts of the treaties and in my explanation of their significance. After admitting that her officials had not, during her final weeks in office, informed her about them, our conversation broadened to include my developing assessment of Soviet strategy in general, and the Soviet agenda for Europe, in particular. When I had finished explaining, as best I could, that Soviet behaviour and what I understood of Moscow’s strategy bore familiar Leninist dialectical hallmarks, Mrs Thatcher remarked: ‘I don’t think Gorbachev is a Leninist any more’. Later in the interview, after she had become aware of my acquaintance with Anatoliy Golitsyn’s work ‘New Lies for Old’, and after hinting that she did not share Golitsyn’s analysis, the former Prime Minister pronounced: ‘I don’t think we have been deceived – at least, I hope we haven’t’.
Darek,
Mam przed sobą pamflet p. Story z czerwca 1991 roku, o którym pisze powyżej. Broszura ma 43 strony i jest zatytułowana: The Soviet Agenda for Europe. Przedmowę napisał Michael Spicer, MP. Jest to analiza wymienionych w Twoim cytacie bilateralnych układów sowieciarzy z państwami europejskimi.
Warto chyba zaznaczyć, że najbardziej alarmistyczne przepowiednie p. Story się nie spełniły. Zamiast ostatniej fazy, zdobycia szańców i jednoznacznej dominacji sowietów, mamy raczej powolne, ale bezustanne nadwyrężanie jedynych instytucji zachodnich (“Zachód” jest tu rzecz jasna, skrótem myślowym), które mogły się oprzeć sowietom.
Dziękuję Darku. To mi się gdzieś kołatało po głowie ale nie byłem w stanie odtworzyć gdzie i co dokładnie. Za to, w podpisie pod jednym z filmów z wypowiedziami Christophera Story na YouTube, wyczytałem słowa “były doradca Thatcher” (zapewne wzięte właśnie z Wikipedii, Panie Michale).
Wedle relacji Story’ego wygląda więc to tak, że Thatcher była na tyle przekonana do sowieckiej dezinformacji (Gordijewski miał w tym niewątpliwie swój spory udział), że jego antysowieckie argumenty odrzucała “a priori”. Łatwość z jaką sowieci osiągnęli swój cel w przypadku najważniejszych przywódców Zachodu jest nie tyle zdumiewająca co szokująca. Narzuca się pytanie o stan wywiadów tych państw, albo też o to, czy dane wywiadowcze zostały zignorowane. Jeśli tak się właśnie stało, to dlaczego? Na czym polegała perfidia sowieckiej prowokacji?
Panie Andrzeju,
Powiada Pan, stan wywiadów? O tym chyba właśnie pisał Darek w swoim cyklu o Golicynie, Nosence i innych. O tym jest chyba cykl o Gordijewskim. Stąd właśnie bierze się wypowiadana przeze mnie od wielu lat teza, że CIA nie istnieje, że jest to tylko ramię kgb. Wiem, że wielu bierze to za żart, ale dla mnie to nie jest śmieszne.
Pytanie o istotę sukcesu, czy też o perfidię, jeśli Pan woli, sowieckiej prowokacji, jest bardzo ważne. Nie mam na nie żadnej odpowiedzi. Ale spójrzmy na pierwszą wielką prowokację Dzierżyńskiego – Trust. Wyobraźmy sobie, że Biali emigranci całkowicie zignorowali legendę o monarchistycznej organizacji – co wtedy? Wielu obawiało się prowokacji, ale jeszcze bardziej obawiali się, że zmarnują szansę na pokonanie bolszewików. A więc zwycięstwo dla sowieciarzy było gwarantowane, niezależnie od tego, jak postąpiłaby emigracja.
Może na tym polega ta perfidia? Na diaboliczności samego zamysłu?