12 Comments “(Polski) Niektórzy nazywają to „upadkiem komunizmu”. Część XIV”

  1. 1 amalryk

    “(…)Tak się historii koło kręci,
    że najpierw są inteligenci,
    co mają szczytne ideały
    i przeobrazić świat chcą cały.
    Miłością płonąc do abstraktów,
    najbardziej nienawidzą faktów,
    fakty teoriom bowiem przeczą,
    a to jest karygodną rzeczą.(…)”(J.Szpotański)

    Pomerantsev ,dysydenci… No cóż, można by tu zauważyć , że w NKWD nie ma żadnych przypadków, czy też nieprzewidzianych zbiegów okoliczności, gdy się opuszcza “raj krat” za jego błogosławieństwem.
    Bo czyż nie prościej w sytuacji uzasadnionych wątpliwości zastosować wypróbowany czekistowski modus operandi, jakże trafnie opisany przez cytowanego powyżej autora;

    “(…)Może mu na łeb spadła blacha?
    Może ktoś w bójce go zaciachał?
    A może, całkiem tak po prostu,
    po pijanemu zleciał z mostu?
    Dość, że słuch po nim gdzieś zaginął,
    lecz wierzcie, nie jest to mą winą.(…)”

    hę?

    Aleksander Juliewicz Daniel, nie bez racji, zauważył że: “(…) диссиденты как таковые – они не политики. Они могут сказать: «Вот так будет хорошо». Но никто никогда не учил их, как перейти от сущего к должному. Каковы алгоритмы этого перехода, каковы стадии этого перехода? Как пройти по этому пути, не поскользнувшись, не перейдя границы допустимого и недопустимого компромисса?(…)”
    Tylko czy z bolszewikami w ogóle istnieją jakieś relacje: “bez przekraczania granic akceptowalnego i niedopuszczalnego kompromisu?”

    Swoją drogą nie rozumiem jak, w latach dwudziestych XXI wieku, ktoś średnio inteligentny może mieć jeszcze jakiś problem z klasyczną, arystotelestowską, sformułowaną przez Awicennę, definicją prawdy; “veritas est adequatio rei et intellectus”???
    Wszak na gruncie logiki z antynomią kłamcy rozprawił się, już blisko sto lat temu, uczeń Leśniewskiego i Łukasiewicza, Alfred Tarski. Eublidesowskie; “to, co powiedziałem, jest kłamstwem” w świetle semantycznej, sformułowanej przez Tarskiego , definicji prawdy nie uderza w Arystotelesowską definicję , gdyż nie mówi ona o niczym: jest nonsensem.

  2. 2 amalryk

    Errata; ostatnie zdanie powinno brzmieć:
    Eublidesowskie zdanie; „to, co powiedziałem, jest kłamstwem” w świetle semantycznej, sformułowanej przez Tarskiego , definicji prawdy nie uderza w Arystotelesowską definicję , gdyż nie mówi ono o niczym: jest nonsensem.

  3. 3 michał

    Drogi Panie Amalryku,

    Pańskie pytanie jest oczywiście kluczowe: jak można odrzucić klasyczną teorię prawdy? Ale odrzucają, aż furczy. Rozmawiałem niedawno z młodym doktorantem, które zajmuje się sztuczną inteligencją. Inteligentny, nawet błyskotliwy człowiek, który nie jest w stanie zrozumieć, co to jest obiektywna rzeczywistość. W jego oczach, nie ma wolności – jest tylko złudzenie wyboru, wynikające z niepełnej wiedzy na temat przyczynowości (on nie używał takich terminów). Nie ma inherentnego dobra ani zła – jeśli nie gwałcimy i mordujemy, to tylko dlatego, że tak jesteśmy społecznie uwarunkowani. W odpowiedzi na pytanie, jaki sens ma jego wypowiedź, skoro był zdeterminowany ją wypowiedzieć, odparł klasycznie, że pytanie o sens jest bez sensu.

    Ci ludzie nie zadają sobie zasadniczych pytań. Linia kodu programowego, matematyczne równanie ma dla nich tę samą “rzeczywistość”, co padający śnieg, a są bardziej realne niż Męka Pańska czy perspektywa Zbawienia. A przecież w ich świecie właśnie, powstaje fundamentalne pytanie: skąd się bierze ta głęboka adekwatność matematycznego równania i świata? Jak to się dzieje, że matematyka, będąc akosmicznie formalna, opisuje świat? Jak to się dzieje, że nasz intelekt jest w stanie tę adekwatność objąć i drążyć? To jest cud Bożego Ładu, cud Stworzenia. Ale dla niech jest to pytanie bez sensu. Mogliby z łatwością znaleźć odpowiedż, dlaczego narzędzie jest adekwatne do swego zadania: dlaczego młotek wbija gwóźdź? Ale nie dlaczego intelekt jest adekwatny do poznania.

    Czy ja dobrze rozumiem cytat z Daniela? Algorytm przejścia od tego co jest, do tego co być powinno? To brzmi ciut, jak mój młody rozmówca. Nie ma takiego przejścia. Z zachowania innych nie wynika norma postępowania. Z faktu powszechności rozwodu (dla przykładu), nie wynika, że rozwód jest dobry. To co jest, jest przedmiotem opisu, powinność należy do deontologii, do obiektywnego prawa moralnego “zapisanego we mnie”, jak to ładnie powiedział Immanuel z Królewca.

    Ale być może źle zroumiałem, co Daniel chciał powiedzieć.

    Natomiast, jak zwykle, bardzo dziękuję za cytaty z Szpotańskiego. On jest znakomity. Co z kolei prowadzi mnie do Nalwanego.

    Gdyby naprawdę chcieli się go pozbyć, to byłby “tak po prostu po pijanemu zleciał z mostu”. Tu jest coś innego na rzeczy. Moim zdaniem, oni go promują.

    Co Pan sądzi, Panie Amalryku?

  4. 4 amalryk

    Tak wiem, tak to jest , współczesna nauka wymaga norm uznawania a nie prawdziwości w sensie transcendentalnym o jakim my mówimy. Znamy te spostrzeżenia, że “pytanie o sens jest bez sensu” czy “nic nie jest prawdą” tylko one wcale nie zasługują na wiarę. Nie mamy żadnych bezwzględnie obowiązujących kryteriów sensowności, więc wszelkie ograniczenia narzucane potocznemu pojęciu sensu nie znajdują w moich oczach żadnego uzasadnienia. Podobnie jak wyrzucenie predykatu “prawdziwy” z naszego słownika tylko dlatego, że ateistycznie zadoktrynowanym jajogłowym psuje samopoczucie, gdyż w konsekwencji prowadzi do Tego w którym esse et verum convertuntur…

    Dobrze Pan zrozumiał, gilotyna Hume’a, nie ma takiego przejścia. Myślę, że prób odnalezienia norm moralnych poza religią po prostu nie ma.

    W “sprawie Nawalnego” myślimy tak samo.

    W ogóle coś ostatnio za bardzo się ze wszystkim z Panem zgadzam.

  5. 5 michał

    Tak, zagraża nam zgoda i wiolinowa nijakość. Podobno zgoda będzie naszą zgubą. Mam tu na myśli ludzkość.

    Pytanie o sens jest zupełnie zasadnicze dla naszej egzystencji. Kiedy to pytanie zanika – a zanika, gdy zaczyna być “pozbawione sensu” – świat jest sprowadzony do płaskich dekoracji, wśród których nie robi różnicy, jak się żyje, wręcz CZY się żyje, czy nie. To jest zwierzęca egzystencja, gdzie impuls decyduje, bo niby co innego ma zadecydować o naszych działaniach, skoro nic nie ma sensu? Nie chodzi tu wcale o odpowiedź, o sens, ale o samo pytanie. Już samo postawienie pytania odróżnia, bo leży w sercu samoświadomości.

    Innymi słowy, powiedziałbym, że nawet jeśli “nie mamy żadnych bezwzględnie obowiązujących kryteriów sensowności”, to nadal sens jest jak koń, jaki jest, każdy widzi. Albo jeszcze lepiej: widać czego braknie, kiedy go nie ma. Brak definicji nie powinien w tym wypadku mącić naszego metodologicznego sumienia.

    A co do Nawalnego, to czy Pan – lub ktokolwiek inny – zdołał obejrzeć ten jego film, który w ciągu kilku dni obejrzało rzekomo 82 miliony ludzi?

    https://www.youtube.com/watch?v=ipAnwilMncI

    Podobno ciekawy, ale nie podołałem.

  6. 6 Dariusz Rohnka

    Otóż to, czy ktoś oglądał ten film? Sam czytałem tylko komentarze, z których wynika jakoby to był odgrzewany kotlet o jakiejś ciut przestronniejszej, niż zwyczajna, daczy. Jeżeli tak, to skąd tak nagłe zainteresowanie i kto się tym filmem ekscytuje? Czy fakt, że ojciec narodu ma się lepiej od zwykłego szaraka może kogoś jeszcze podniecić w sowietach?

    Jeżeli tak jest (film ma dwie bite godziny), sugerowałoby to: niebywałą prowizorkę propagandową; absolutną niechęć sięgania po istotne tematy; konieczność, gwałtowną, odnalezienia nowego „Sidorczyka”.

    Łącznie – nic nowego. Kreml nie potrzebuje wiele, co by wobec narodu uzasadniać zmianę. Wystarczy powiedzieć: od dziś towarzysze sikamy pod wiatr! – i będą szczać pod wiatr, a żaden nie mrugnie. Stąd może prowizorka (której się jedynie domyślam), która zresztą zdaje się nieodłącznym elementem bolszewickiej taktyki.

    Ale może chodzić też o eksport „idei” zmiany (którą całe to politykierstwo tak bardzo kocha, bo do niczego nie zobowiązuje): słuchajcie zachodni towarzysze – idzie nowe i wspaniałe. Zbudujemy wspólnie lepszy świat!

  7. 7 michał

    Darek,

    Dacza to jednak nie jest. To jest pałac, który kosztował miliard. “Ciut przestronniejsza dacza”, jest w tym wypadku ironią, której sens mi umyka. Nb. pisałem o tym pałacu niedawno w moim cyklu.

    Nawalny przedstawia się jako “krytyk korupcji”, więc to jest jego temat. Ale masz absolutnie rację, że to nie jest nowość i wiadomo o tym od dawna. Nawalny podtrzymuje także fikcję, jakoby Putin był carem i stworzył feudalny system. Ach, jak to zachwyca tych matołów z bbc.

    Kiedy umieściłem linkę do filmu Nawalnego, to licznik wskazywał poniżej 82 milionów widzów, teraz jest już ponad 83 miliony. Jakoś trudno mi w to uwierzyć, ale ja się nie znam na psychologii stadnej.

    Myślę, że “szukanie Sidorczyka”, to jest trafna analogia. Bardzo dobrze powiedziane!

  8. 8 amalryk

    Dwie godziny nawalania przez Nawalnego o niezmierzonym bogactwie aktualnego pachana w sowietach? To ponad moje siły! I to ma być ta jego wunderwaffe? W sowdepii to na nikim nie zrobi wrażenia, większość pewnie będzie raczej dumna że ich prezio jest w czołówce światowej a nie goły jak mysz kościelna. Korupcja? A to coś nowego! Koń by się uśmiał. Ale o konkretach ani mru mru.
    To chyba rzeczywiście jakaś politagitka pod tych zachodnich pożytecznych idiotów. Czy są to zręby jakiejś operacji długofalowej czy szklenie im oczu o “rodzeniu się w Rosji społeczeństwa obywatelskiego” nie wiem. Ale zapewne się dowiemy.

  9. 9 michał

    Pomyślałem, że muszę to jednak obejrzeć. Zmogłem mniej niż połowę, ale chyba się przymuszę, by dobrnąć do końca. To jest okropne. Politagitka, to jest dobre określenie na treść. Ale poziom? Nawalny mówi w pewnym momencie, że Putin jest chory psychicznie, bo ma obsesję na punkcie pieniędzy i w tym momencie pojawia się zdjęcie Putina w kaftanie bezpieczeństwa. Kiedyś bolszewicka propaganda była słynna ze swej grafiki, z artystycznej klasy, nawet jeżeli plwać na jej treść. Filmy Eisensteina (jeden z nich pojawia się nawet w produkcji Nawalnego) są chamską propagandą, ale są świetnie zrobione. A to? To jest dno na poziomie jakichś czeskich kreskówek z lat siedemdziesiątych.

    Nawalny opowiada w pierwszej części historię dojścia Putina do władzy. Było to przedmiotem pierwszych części mego cyklu, więc jest mi konkurentem, ale powiem nieskromnie, że Nawalny opowiada po łebkach i podporządkowuje wszystko jednej tezie: Putin jest złodziejem, a jego reżym jest kleptokracją.

    Część o pałacu jest w pewnym stopniu ciekawa, ale nie odkrywcza, bo już o tym słyszeliśmy. I, jak wcześniej, okraszona komentarzami tego gatunku, że lodowisko do gry w hokeja jest podziemne, bo Putin jest jak karzeł z “Władcy pierścieni” i lubi liczyć swoje złoto ukryty pod ziemią. Można i tak.

    A Eisenstien jest przywołany, gdy autor rozpoznaje w bramie do pałacu, zwieńczonej złotym, dwugłowym orłem, bramę do Pałacu Zimowego z filmu “Październik”. Ale Nawalny widzi w tym dowód, że Putin widzi siebie w roli Biełowo Caria.

    Putin jest zagrożeniem dla świata, między innymi dlatego, że się go uważa za wariata-kleptokratę. Jeżeli Nawalny, choćby z najlepszymi intencjami, podtrzymuje ten jeden tylko mit, to szkodzi sprawie.

  10. 10 michał

    Obejrzawszy film Nawalnego do końca, zmieniłem zdanie. Nie, nie na temat jego jakości, podtrzymuję opinię, że jest denna. Byłem jednak początkowo do tego stopnia zbulwersowany poziomem (czy raczej jego brakiem) dziełka Nawalnego, że nie zauważyłem od razu pewnej zasadniczej cechy tego filmu. Tej mianowicie, że to są bezlitosne kpiny z wielkiego Putina.

    Zważywszy obraz siłowika, mocnego człowieka, pewnej ręki, autorytetu i kompetencji, jaki bardzo skutecznie zbudowano w ciągu ostatnich kilkunastu lat (bo w pierwszej fazie jego prezydentury wprawdzie próbowano, ale robiono to bardzo nieskutecznie), to ten film nagle wydaje mi się mieć większe znaczenie, niż mu pierwotnie przypisywałem.

    Obaj Panowie – Darek i p. Amalryk – macie rację, że w końcu nie ma w tym nic nowego, wot, dobrze im się powodzi, to wszystko. Ale ton jest nowością.

    Można się wyśmiewać bezkarnie z pewnego typu władców, nazwijmy ich tak, z „Klaudiuszów”. Jako cesarz, Klaudiusz był bezlitośnie karykaturowany w Rzymie, jako zasmarkana pokraka i zafajdany półgłówek, co nie przeszkadzało mu być bezpardonowym manipulatorem, gdy szło o jego władzę; Klaudiusze kryją się za maską głupca. Ale nikt nie ośmieliłby się tak samo nabijać z jego poprzednika, Kaliguli, lub następcy, Nerona. Nazwijmy ten drugi typ „Ubu”. Wyśmiewanie króla Ubu niweczy jego mistykę. I do tego właśnie typu należy chyba Putin.

    Film Nawalnego lży go i poniewiera, naigrywa się z prezydenta i pomstuje na niego, wykpiwa „czernomorskije Las Viegas”, ośmiesza tor dla elektrycznych samochodzików, gdzie Putin może ograć siebie samego, drwi z pałacowych „pokojów do odpoczynku po odpoczynku”. Stolik do kawy, który kosztuje tyle co dwupokojowe mieszkanie, szczotka do klozetu za 62 tysięcy rubli, uchwyt do papieru toaletowego za 92 tysiące rubli. Własna winnica, która sprzedaje wino na oficjalne przyjęcia na Kremlu. Kochanki, które stają się multimilionerkami; Gazprom, kupujący luksusowe apartamenty dla „teściowej” – nie jednej, ale trzech – to byłyby wszystko żenujące i ambarasujące rzeczy dla normalnych ludzi, ale dla Putina kolektywny wybuch śmiechu może być fatalny. Nic dziwnego, że czuł się zobowiązany otwarcie zaprzeczyć, jakoby pałac należał do niego.

    A zatem albo Nawalny jest herosem bez skazy, nadczłowiekiem, który nie boi się strasznej zemsty wyśmianego tyrana, tylko śmiało rzuca prawdę prosto w twarz despocie, albo stoi za nim niebagatelna siła wewnątrz rządzącego kolektywu.

    Wydaje mi się coraz bardziej prawdopodobne, że przygotowują grunt pod deputinizację. Obojętne, czy Nawalny jest tego świadomym narzędziem czy nie. Ale niestety ważniejsze, że odwraca swoją pracą uwagę od autentycznego celu obszczaka. Bo reżym Putina nie jest kleptokracją. Jest znacznie niebezpieczniejszy.

  11. 11 amalryk

    No, Panie Michale teraz zadał nam Pan (jak to mawiał Stirlitz) materiał do przemyślenia… Przyznaję przewinąłem niechlujnie dwugodzinny film Nawalnego w 10 min ale ja podświadomie szukałem w nim haseł typu; Promień, Burza w Moskwie, Riazański cukier, Kursk, Teatr na Dubrowce, Biesłan, a nie znalazłszy ich machnąłem nań ręką.
    Teraz zaczynam poważniej spoglądać na Nawalnego, poważniej czyli zastanawiać się kto za nim stoi? Kiedyś Rosja miała dwóch sojuszników ;Armię i Flotę, sowdepia teraz FSB i GUGSz czy jak tam się te ich, obecnie, akronimy prezentują…

  12. 12 michał

    Aż musiałem sprawdzić, kto zacz ten GUGSz. A to czekisty. Czyżby więc im zaczęło nagle przeszkadzać, że aż takie pieniądze – miliardy i miliardy dolarów, a nie rubli – idą prosto do kieszeni kochanek i przyjaciół-judoków?

Comment





Language

Books Published by The Underground

Order here:



Jacek Szczyrba

Punkt Langrange`a

H
1946
 
J.R. Nyquist
Koń trojański
 
Dariusz Rohnka
Wielkie arrangement

Dariusz Rohnka
Fatalna Fikcja