NOP czyli Nowa Ochrona Przyrody część II
1 komentarz Published 7 kwietnia 2022    | 
Motto:
Natura sama sobie poradzi. Wystarczy jej nie przeszkadzać.
Zasłyszane
Zasadność powyższego twierdzenia nie podlega dyskusji. Należałoby jednak uzupełnić je o pytania: co to znaczy „sobie poradzi”, co będzie wynikiem owego „poradzenia sobie” i co to znaczy „nie przeszkadzać”. Można co prawda domniemywać, że w ideologii ekobolszewizmu owo „nieprzeszkadzanie” sprowadza się do wyeliminowania zarówno wszelkich działań i aktywności ludzkiej, jak i samego człowieka, a w następstwie – pozostawienie biegu spraw „odwiecznym prawom natury”, pojmowanym na wzór „odwiecznych praw historii” lub „praw postępu”, nie zaprzątając sobie głowy, tak utrudniającą akceptację rewolucyjnej żarliwości projekcją skutków. Ale może warto zatrzymać się w tym punkcie i postarać się odpowiedzieć na pytanie, dokąd wiedzie ideologizacja tej prostej przyrodniczej zasady – „nie przeszkadzać”. Otóż, rychło spostrzeżemy, że znaczenie skądinąd prawdziwego twierdzenia ulega radykalnej zmianie, podobnie jak nierówność społeczna po zawłaszczeniu tego pojęcia przez Marksa, jak pojęcie reformy rolnej podjęte przez bolszewików, czy prawa kobiet, poddane pro-aborcjonistycznej mutacji.
„Nie przeszkadzać” staje się po prostu hasłem-pałką propagandy, realizującej intencje odmienne od deklarowanych. Przeobraża się z nośnika prawdy w składową systemu destrukcji prawdy. Przestaje być sentencją kultury łacińskiej w procesie opisu rzeczywistości przy pomocy tezy, analizy faktów czy dowodu. Staje się wypadkową antykultury, gdzie fakty i dowody są zbędne lub wręcz wrogie, jeśli nie podtrzymują rewolucyjnej żarliwości, mogą ją podać w wątpliwość, a może nawet zniszczyć. Rewolucja musi więc odrzucić zarówno fakty jak i kulturę na nich się opierającą, łącznie z budującymi ją naukami. Ten mechanizm został użyty również w potyczce z cywilizacją łacińską na polu zwanym Ochroną Puszczy Białowieskiej.
Jako akt „radzenia sobie”, w którym nie należy naturze przeszkadzać, bo jest on naturalnie doskonały, wykorzystana została gradacja, czyli masowe występowanie kornika drukarza, skutkujące destrukcją ekosystemu na dużą skalę. W Puszczy Białowieskiej w ostatnich latach została przedstawiona jako coś zupełnie naturalnego, bez mała błogosławieństwo przywracające naturalny, pierwotny, czyli właściwy stan rzeczy. Gradacja stała się przyrodniczą wersją sprawiedliwości społecznej, osiąganej przy pomocy sentencji „rabuj zrabowane”. W roli płomienia rewolucji wystąpił Ips typographus, chrząszcz z podrodziny Scolytinae czyli kornikowate.
Rzeczywiście, gradacja owadzia, w tym oczywiście gradacja kornika drukarza, jest zjawiskiem ze wszech miar naturalnym, pojawiającym się w określonych warunkach, w określonych ekosystemach. Jej występowaniu mogą sprzyjać (lub je ograniczać) pewne lokalne lub ponadlokalne czynniki dodatkowe, zarówno antropogeniczne (zanieczyszczenie środowiska, zmiana stosunków wodnych, spowodowana osuszaniem bądź spiętrzaniem wody), jak i od człowieka niezależne lub zależne w stopniu bardzo ograniczonym (zjawiska pogodowe, korelacja z zachwianiem dotychczasowej równowagi między pozostającymi w niej wcześniej innymi gatunkami zwierząt i roślin). Jest czymś równie naturalnym jak pożar czy powódź lub huragan i może mieć równie naturalny i dramatyczny skutek: zupełne zniszczenie dotychczas istniejącego ekosystemu, bez jakiejkolwiek możliwości określenia, w jakim czasie i z jakim skutkiem końcowym zakończy się budowa w jego miejsce nowego. Gradacja zawsze prowadzi bowiem do poważnych zniszczeń, a niekiedy do totalnej zagłady zaatakowanego systemu. Na skutek tego uwolnione zostają siły i zjawiska dotychczas spętane istniejącym stanem równowagi, po którego zniszczeniu odtworzenie przez naturę stanu pierwotnego będzie trwało setki lat lub może być zgoła niemożliwe. Doskonałym przykładem takiej sytuacji jest zagłada 60 000 ha Puszczy Noteckiej w latach 20-tych ubiegłego wieku, która była wynikiem gradacji innego owada – strzygoni choinówki. Istniejące na tym terenie drzewostany po prostu przestały istnieć.
Poniższe zdjęcie przedstawia ich stan po zakończeniu gradacji.
Następne zdjęcie ilustruje rozpaczliwe, podejmowane przez służby próby przerwania gradacji poprzez zgarnianie w stosy ściółki wraz z poczwarkami owada i w efekcie ich niszczenia, co miało prowadzić do przerwania cyklu rozwoju, a w konsekwencji załamania się populacji szkodnika. Niestety okazały się one bezskuteczne. Gdyby puścić wodze fantazji, nietrudno byłoby sobie wyobrazić, że obecnie stosy byłyby rozrzucane przez hordy ekobolszewików w akcie ochrony naturalnego procesu, który dotknął Puszczę.
Puszcza Notecka zajmuje bardzo ubogie siedliska moreny polodowcowej, czyli po prostu bardzo piaszczyste i ubogie w wodę grunty. Pozostawienie martwych drzew groziło pożarami na niespotykaną skalę i w konsekwencji pogłębienie stanu katastrofy również dla okolic Puszczy. Usunięcie drzew zaś, które nota bene nastąpiłoby i tak w drodze pożarów i naturalnego rozpadu, odsłoniło piaszczyste podłoże.
Puszcza wyglądała jak na poniższym zdjęciu. (Odnowiona powierzchnia leśna, okolice Bucharzewa 1930 r.)
Naturalnym skutkiem odsłonięcia tak wielkich obszarów suchych i piaszczystych jest proces uruchamiania i tworzenia się lotnych piasków i wydm, a w konsekwencji radykalna zmiana charakteru przyrodniczego terenu, z równie radykalną zmianą stosunków wodnych, tzn. pustynnienie terenu.
Powrót na te obszary lasu z jego błogosławionymi dla życia zdolnościami retencji wody i bioróżnorodności potrwałby setki lat, o ile w ogóle byłby możliwy. W tym wypadku natura doskonale poradziłaby sobie oczywiście sama, tworząc w tym miejscu zupełnie nowy ekosystem tzn. ekosystem piaszczystych wydm, bez dotychczasowych gatunków roślin i zwierząt lub z ich ograniczoną ilością.
Pozwoliłem sobie na przytoczenie tego przykładu w odniesieniu do Puszczy Białowieskiej nie dlatego, że można tu znaleźć podobne zagrożenia. Te mają inny charakter. Puszcza Białowieska znajduje się na terenach wilgotnych. Obumarcie lasu, do którego wiedzie gradacja kornika, poskutkuje podtopieniem znacznych jej obszarów; a naturalne lub sztuczne usunięcie martwych drzew – do odsłonięcia i prześwietlenia terenu, a w konsekwencji pojawienia się zupełnie innych form roślinności i co za tym idzie – również innych gatunków fauny. Natura z całą pewnością poradzi sobie sama i uformuje odmienny od obecnego ekosystem, który będzie ewoluował w ciągu następnych setek lat i ze zwykłego porośniętego brzozą i osiką turzycowiska, jakich tysiące w całej Polsce i Euroazji nizinnej, przekształci się w piękny ekosystem o charakterze pierwotnym. Jaki? A któż to może wiedzieć? W Puszczy Noteckiej sprawa była dość oczywista – w lotne wydmy. W Puszczy Białowieskiej proces jest odmienny i z całą pewnością bardziej złożony. Kiedy powstanie ten piękny, naturalny las o bliżej niewiadomym kształcie? Biorąc pod uwagę, że cykl życia drzew to rzadko mniej niż 100 lat, a potrzebne jest kilka takich cykli to… Mam nadzieję, że czytelnicy kończyli edukację z przymusową nauką tabliczki mnożenia i potrafią to sobie sami wyliczyć.
Z punktu widzenia mitycznej Natury powyższe procesy mają charakter lokalnych, mało znaczących epizodów o nieistotnych skutkach. Z punktu widzenia ochrony przyrody prowadzonej dla obecnych i przyszłych pokoleń, obrona kornika w Puszczy Białowieskiej przypomina wyburzanie przez komunistów starówek miejskich w celu budowy nowych, lepszych miast. W miejsce istniejących i zrównoważonych przy udziale człowieka ekosystemów wejdą nowe, tyle tylko, że bezwartościowe pod względem przyrodniczej wyjątkowości. Co do tego, jak będzie „potem” – trudno wyrokować, bo tego nikt nie wie. Tym bardziej, że według ideologów Nowej Ochrony Przyrody prawdziwa ochrona to taka, w której nie istnieje jakakolwiek ingerencja człowieka. Dla Człowieka bowiem w Naturze miejsca nie ma. No, może chwilowo z pominięciem właścicieli nowych daczy w Białowieży.
Biednych Irokezów będę się starał oswoić z cywilizacją europejską.
Ideologia, jakakolwiek by ona nie była, nie jest bezcelowym wytworem ludzkiego umysłu. Przeciwnie, ma służyć osiągnięciu określonych w niej celów, przy pomocy lub z udziałem wskazanych w niej środków. Idea rewolucji we Francji wyznaczała jako cel zburzenie starego, zniewalającego ładu i stworzenie nowego. Aby ten cel osiągnąć gen. Westermann był zmuszony eksterminować nie tylko dorosłą populację Wandei, ale również przerwać ciągłość pokoleniową, mordując systemowo i z rozmachem oczywistych w jego oczach wrogów, tzn. wandejskie bandycięta, jak określono dzieci tamtego regionu.
Podobnie leninowskie „rabuj zrabowane” było jasną instrukcją, mającą doprowadzić do budowy kraju równości i sprawiedliwości.
W obydwu tych makabrycznych wypadkach zarówno sama ideologia, jak i jej aktorzy byli jednak w pierwszej odsłonie tylko narzędziami do osiągnięcia zgoła odmiennych od założeń rewolucyjnych celów. Wrogowie Francji w pierwszym okresie rewolucji nie patrzyli z przerażeniem na jej przebieg. Owszem, znaczące osłabienie politycznego rywala czy wręcz doprowadzenie go na skraj katastrofy było stanem przez nich pożądanym. Podobnie Lenin, został wysłany przez Niemców, w zaplombowanym wagonie do Rosji, bynajmniej nie w celu wybudowania tam bolszewickiego państwa. Miał ją tylko osłabić i w efekcie skłonić do kapitulacji. Ideologia bolszewicka była tylko instrumentem osiągania doraźnych, zgoła nierewolucyjnych celów, przez politycznych macherów tamtych czasów. Z rozmysłem używam tego określenia, bowiem trudno mi znaleźć termin lepiej opisujący ich zdolności przewidywania i horyzonty intelektualne.
Z tym samym, choć zupełnie bezkrwawym i prowadzonym łagodnie, schematem mamy do czynienia dzisiaj. Nowa Ochrona Przyrody jest takim leninizmem, implementowanym nam przez dzisiejszych politycznych macherów, wspierających jej destrukcyjne działanie u nas, a bezwzględnie zwalczających podobne zjawiska we własnych krajach, o ile tylko prowadzić może to do ich osłabienia. Gromkie nawoływania do przyjęcia przez Polskę europejskich standardów i troski o przyrodę jako wspólnego dobra, padające z ust polityków i instytucji z krajów, gdzie przyroda właściwie nie ma żadnych praw w zetknięciu z lobby gospodarczym, jest równie groteskowe jak bajania Starego Fryca o cywilizacji europejskiej. Należy nam tylko życzyć, aby historia Czerwonej Rewolucji nie powtórzyła się w formie Zielonej Rewolucji. Podobnie jak łatwo można było stłumić bolszewickie ruchawki w 1917 roku, wciąż można ją łatwo zgasić, nie pozwalając zielonym rewolucjonistom zawłaszczyć pojęć, podgrzewać emocji i formatować umysłów na użytek ideologii. Nie byliby oni w stanie tego wszystkiego zrobić, gdyby pozbawić ich wsparcia owych wspomnianych wcześniej macherów.
Co dalej z Puszczą?
Doprawdy trudno mi odpowiedzieć na to pytanie. Proces rozpadu istniejących drzewostanów jest już faktem, więc cofnąć go się nie da. W tej sytuacji możliwe są 2 scenariusze:
W pierwszym w odstawkę pójdą opinie, egzaltacje i manipulacje wszelkiego typu tzw. działaczy ekologicznych, tzw. NGO-sów i reszty probolszewickiej hałastry i nastąpi pracochłonna, paszochłonna i długotrwała odbudowa lasu prowadzona przez administrację leśną zgodnie z olbrzymią wiedzą przyrodniczą i ekologiczną zawartą zresztą w obowiązujących przepisach hodowli lasu, rozszerzonych o dane związane ze specyfiką miejsca. W tym wypadku już za około 80-100 lat lasy białowieskie znów będą podziwiane jako „ostatnia na Niżu Europejskim pierwotna puszcza” itd.
W drugim, górę weźmie ideologia i jej świadomi, nieświadomi i wszelacy inni wyznawcy. Wówczas natura „sama sobie poradzi” i w ciągu wielokrotności tego okresu zbuduje nowy ekosystem. Jaki? A któż to wie. Kiedy? Jestem optymistą. Jeśli tym ekosystemem będzie las, to za jakieś 300 lat.
Prześlij znajomemu
Drogi Panie Bogusławie,
Wielkie dzięki za ten ciekawy artykuł. Kto by pomyślał, że nawet ochrona przyrody nie umknie kleszczom zaciskającym się na ludzkiej myśli.
Jak Pan zapewne wie, Józef Mackiewicz był blisko związany z Puszczą Białowieską i pisał o tej niezwykłej krainie przez całe życie. Znalazł się tam jako młodziutki żołnierz, co później wykorzystał w powieści „Karierowicz”. Potem jako student i asystent profesora Janickiego zorganizowa muzeum ornitologiczne w Białowieży. Do dziś ponoć, znajdują się w tam ptaki przez niego kolekcjonowane i wypchane przez orenburskiego Kozaka nazwiskiem Bajko, który walczył w oddziale Bułak-Bałachowicza. „Przebiegałem wtedy Puszczę z dubeltówką na ramieniu. – Później już tylko latałem nad nią z pilotem aeroklubu Wileńskiego, Rymkiewiczem, bratem tego poety z Wilna”, pisał po wielu latach.
Zafascynowany Puszczą pisał o niej całe życie, począwszy od debiutu „Z ostępów leśnych Białowieży”, poprzez rozmaite wspomnienia w „Słowie” wileńskim i na emigracji, poprzez „Karierowicza”, aż do arcyciekawych tekstów opublikowanych w emigracyjnej „Russkiej Mysli”, które ukazały się po raz pierwszy po polsku kilka lat temu w przekładzie Niny Karsov.
Jakże wielką radość sprawiłby Pan wielkiemu pisarzowi swoim interesującym esejem! To właściwy prezent na jego 120 urodziny.