Profesor Nowak i znikająca bitwa na jeziorze Pejpus
37 komentarzy Published 23 kwietnia 2022    |
Od wielu lat narzekam, że nikt nie podejmuje merytorycznej dyskusji na temat Mackiewicza, a jako substytut rozlega się tylko nieskładne gaworzenie na temat nie istniejącej tzw. sprawy Mackiewicza. Prawdę mówiąc, nie spodziewałem się wiele po sesji naukowej w Warszawie, więc merytoryczna dyskusja była pewnym zaskoczeniem, a jednak to, co usłyszałem, przeszło moje oczekiwania.*
Nie, nie piłowano ponownie sprawy. Włodzimierz Bolecki zadał w dyskusji trafne pytanie, na jakiej podstawie dr Balbus stwierdził z taką stanowczością w swym referacie, że „niewątpliwie wyrok na Mackiewicza został wydany” przez wileńską AK. Rzecz w tym, że wątpliwości jest co nie miara, toteż chętnie usłyszelibyśmy, jakie są podstawy takiej niezachwianej pewności, ale… nikt nie odpowiedział na pytanie Boleckiego. Właściwie, co za różnica? Pozostałem w rezultacie przy swoim przekonaniu, że żaden wyrok nigdy nie zapadł; że poszła tylko fama: skoro nie udało się doprowadzić do wydania wyroku, to jego wrogowie postanowili zabić pisarza przy pomocy plotki o wyroku.
Prawdziwie zdumiały mnie jednak wypowiedzi Andrzeja Nowaka. Dystyngowany, wyrafinowany i inteligentny profesor Uniwersytetu Jagiellońskiego, wydawał mi się zawsze interesujący, nawet gdy się z nim nie zgadzałem. Tym razem jednak, Nowak mnie zadziwił, bo to co zaprezentował, nie było merytoryczną dysputą z Mackiewiczem.
Rozpoczął swą wypowiedź od pytania: po czyjej stronie walczyłby Józef Mackiewicz w wojnie między Rosją a Ukrainą? Pytanie jest ciekawe jako ćwiczenie intelektualne. Nikt nie może wiedzieć z pewnością, jak postąpiłaby postać historyczna w hipotetycznych warunkach, ale próba zastosowania znanych wypowiedzi, czy choćby tylko sposobu myślenia, do nowej sytuacji jest płodna myślowo. Niestety, im dalej w las, tym więcej drzew – Nowak nie próbował niczego rozważać.
Temat jego referatu brzmiał: Antykomunizm Józefa Mackiewicza – odpowiedź na klęskę cywilizacji. Kryzys cywilizacji, z jakim borykało się pokolenie Mackiewicza, nie miał wprawdzie wiele wspólnego ze stoicyzmem Zenona ani z epikureizmem, jakkolwiek zgrabnie wyłożył to prelegent. Korzenie obu szkół filozoficznych są znacznie głębsze niż „odpowiedź na imperium Aleksandra”, ale doprawdy mniejsza o to, bo gdyby było to jedyne zastrzeżenie do tez Nowaka, to nie byłoby o czym mówić. Zawaliły się wspólnoty, mówił Nowak; najpierw Rzeczpospolita Obojga Narodów, a w niej Wielkie Księstwo Litewskie, na co Mackiewicz odpowiadał podniesieniem idei krajowej. Paradoksalnie, ostatnią linią obrony WXL była carska Rosja, zatem jej upadek był ostateczną klęską krajowości. Międzywojenna Polska nie spełniła nadziei Mackiewicza, ale gdy „rozpadła się jak domek z kart”, nastąpiła kolejna klęska cywilizacji i ani Epikur, ani stoicy niewiele tu mogli pomóc.
Wraz z upadkiem II RP, Mackiewicz określił swą postawę antykomunistyczną. Nowak podaje na dowód tej tezy cytaty, które wskazują raczej na wyostrzenie antynacjonalistycznej postawy pisarza. Wobec upadku Polski dostrzegł bowiem, że „nie ma polskiej ani litewskiej drogi do niepodległości”; że w obliczu nadrzędnego, uniwersalnego zagrożenia bolszewickiego, nacjonalizm nie może być odpowiedzią. Odnoszę raczej wrażenie, że zarówno antykomunizm jak antynacjonalizm pisarza, ukształtowały się podczas wojny z bolszewikami, a nie w 1939 roku.
Wedle Nowaka, Mackiewicz nie deliberował nad źródłami komunizmu; bez zastanowienia odrzucał koncepcje, które były dla niego niewygodne, np. wizję Zdziechowskiego. W rzeczywistości jednak, wysoko cenił wileńskiego myśliciela, a polemizował z nim w jednym artykule, przytoczonym przez Nowaka, ale pokiereszowanym przed publikacją przez Grydza (oryginał niestety nie zachował się). Nowak utrzymuje, że dla podtrzymania tezy jakoby komunizm przyszedł do Rosji z Zachodu, Mackiewicz odrzucał wszelką krytykę Rosji, gdyż miała w jego oczach burzyć sielankowy obraz stworzony w oczach małego chłopca, zapatrzonego w splendor upadającej monarchii. Celem filorosyjskiej tendencji Mackiewicza miało być odciążenie Rosji od odpowiedzialności za komunizm. „Mackiewicz w swej publicystyce był skrajnym redukcjonistą, wybierał tylko te fakty, które pasowały do jego tezy, inne odrzucał”, grzmiał z trybuny Nowak.
Przede wszystkim, to nie jest, ściśle mówiąc, redukcjonizm. Za redukcjonizm przyjęło się uważać wyjaśnianie zjawiska przez sprowadzenie go do innego zjawiska, np. twierdzenie, że miłość to gra gruczołów jest redukcją cnoty chrześcijańskiej do fizjologii. Podobnie redukcjonizmem jest sprowadzenie meandrów historii do tępych motywów walki klas. Natomiast dobór faktów dla potwierdzenia tez jest powszechnie stosowaną i głęboko nieprzyjemną metodą erystyczną, która obca była Mackiewiczowi, ale niestety aż zanadto wydaje się bliska Nowakowi, jeśli oceniać na podstawie jego wypowiedzi w tej sesji. W późniejszej dyskusji, Nowak (i popierający go na każdym kroku Suleja) dodawał, że Mackiewicz nie znał Rosji i nie chciał jej poznać. Nie chciał jej widzieć oczami Polaka. Przyjmował punkt widzenia rosyjski; odczuwał nostalgię za czymś, czego nie znał. A nawet „był denikinowcem honoris causa”. Jego interpretacja tajnych rozmów Piłsudskiego z bolszewią jest „transpozycją punktu widzenia Denikina” i wpisywać ma rzekomo Mackiewicza do klasycznej narracji propagandy sowieckiej i putinowskiej, jak twierdził Suleja.
Nasuwa mi się pytanie, czy bardziej obiektywny jest polski pisarz, przyjmujący rosyjski punkt widzenia, gdy mówi o Rosji, czy polski historyk, domagający się przyjęcia wyłącznie polskiego punktu widzenia? Gdyby rosyjski lub angielski, albo nawet australijski historyk pisał o Polsce, to czy nie domagalibyśmy się od niego, by, w imię obiektywizmu, wziął pod uwagę także polski punkt widzenia?
Włodzimierz Bolecki trafnie, moim zdaniem, wytknął w tym momencie dyskutantom, że dokonują niniejszym wznowienia haniebnej broszury pod prześmiewczym tytułem W obronie prawdy historycznej, w której emigranci zebrani wokół Instytutu Piłsudskiego podejmowali uchwały godne komsomolskiej jaczejki i na wyścigi potępiali autora Lewej wolnej.
W innym momencie dyskusji, profesor Nowak stwierdził, że historyk powinien zapytać: jak to się stało, że nkwd tak „łaskawie potraktowało Józefa Mackiewicza, kiedy gościło go w swoich skromnych progach w 40 roku”. Czy tego rodzaju sarkazm jest na miejscu u historyka? W rzeczywistości było to raczej wiosną 41 roku, i trudno nazywać porwanie z ulicy, przesłuchiwanie przez cały dzień i noc, „goszczeniem”, ale to zależy od obiektywizmu historyka. Nowak zastrzegł się od razu, że w żadnym wypadku nie sugeruje, jakoby Mackiewicz poszedł na współpracę. Dostrzegł jednak w tej sytuacji coś niesmacznego. Jego zdaniem, Mackiewicz opisał aresztowanie jako przejaw swego bohaterstwa. Tymczasem w rzeczywistości, nie został zatrzymany na dłużej tylko dlatego, że nie identyfikował się z polskością, która była prześladowana; nie wywieziono go wraz z innymi Polakami, bo był indywidualistą. Przyjął inną perspektywę: perspektywę „człowieka wobec komunizmu”, podczas gdy wywożono i mordowano Polaków, a nie indywidualistów. Na uwagę Boleckiego, że sens tej krytyki nie jest jasny, Nowak uściślił: wyszedł z nkwd, w odróżnieniu od innych Polaków, którzy z tego nkwd nie wyszli. Następnie pochwalił się w pierwszym artykule napisanym w niemieckiej prasie gadzinowej, że bohatersko wytrzymał spotkanie z nkwd, nie mówiąc o brutalności tego spotkania. „Wydaje mi się to tematem dla literata”, dodał na zakończenie z groźbą w głosie, zapominając, że znakomity literat – jego zdaniem „najwybitniejszy pisarz XX wieku” – opisał to wydarzenie aż dwukrotnie.
Nie wiem doprawdy, jak można z czystym sumieniem obarczać aresztowanego i przesłuchiwanego człowieka odpowiedzialnością za postępowanie nkwd, a następnie nazwać opis tego aresztowania – niesmacznym. Równie dobrze można by winić Swianiewicza, że nie zginął w Katyniu. Nowak zdaje się zapominać, że nkwd nie tylko torturowało i mordowało, ale także celowo oddziaływało na tych, którzy pozostali na wolności. Jedni byli bici, a inni nie; jedni deportowani, a inni pozostawieni na miejscu. Czy należy winić tych pozostawionych, że ich nie wywieziono? Nowak przemilcza fakt, że Mackiewicz uniknął wywózki tylko dzięki ucieczce z domu w czerwcu 1941. Pomijam ten drobiazg, że nie tylko Polacy byli przesłuchiwani, katowani, zsyłani do gułagu, i że – doprawdy, aż wstyd to mówić! – nkwd nie było organizacją antypolską.
Ale powróćmy do wywodu przedstawionego w prelekcji Nowaka.
Mackiewicz był jego zdaniem tak zaślepiony, że zaprzeczał prawdzie prześladowań religii przez bolszewików, co prowadziło go aż do antykatolicyzmu i bezpodstawnych oskarżeń o „negatywny stosunek Kościoła do Wschodu i Prawosławia”. Każdy uważny czytelnik Mackiewicza wie, że pisał on wielokrotnie o potwornych prześladowaniach Cerkwi i Kościoła przez bolszewię, więc nie bardzo wiem, jak polemizować z takim twierdzeniem. Nowak konfunduje chyba krytykę współpracy hierarchów kościelnych z bezbożnikami, z twierdzeniem, że nie było prześladowań wiernych. Prześladowań nie było wówczas, gdy na danym etapie sowietyzacji, podejmowano decyzję o taktycznym powstrzymaniu akcji bezbożniczej, np. w 40 roku w Wilnie albo na krótko po wojnie w rdzennej Polsce, a także podczas wojny w samych sowietach. I Mackiewicz słusznie na to wskazywał.
W natłoku zarzutów tendencyjności, fałszowania historii, ślepego antykatolicyzmu i naiwnej, infantylnej rusofilii, wśród tej masy dziwacznych oskarżeń, Nowak przebił wszystko twierdzeniem, że Mackiewicz padł ofiarą stalinowskiej propagandy (na wszelki wypadek zacytuję dosłownie: „przyjmuje propagandę sowiecką, stalinowską, formułowaną już w duchu nacjonalistycznym, jako prawdziwą wizję historii”), gdy jako dowód wielowiekowej niechęci Kościoła Katolickiego do Prawosławia wskazał bitwę na jeziorze Pejpus… „Takiej bitwy po prostu nie było!” wołał prelegent. „Paradoks polega na tym, że tę bitwę wymyślił Józef Stalin” i na jego zamówienie Sergiusz Eisenstein nakręcił film o Aleksandrze Newskim, w którym – między nami mówiąc, w dość karykaturalny sposób – przedstawił, jak genialny Aleksander podstępnie zwabił zakutych w żelazo ciężkich rycerzy krzyżowych na lód jeziora, który się się pod ich ciężarem załamał. Nowak twierdzi, że „historycy dzisiaj zgadzają się, że takiej bitwy po prostu nie było”. Jest to wymysł Stalina, a dziś sztandarowy element propagandy Putina.
Nie zdołałem znaleźć żadnych śladów takich nowych odkryć, ani ustalić, jacy to „historycy dzisiaj” tak bardzo są zgodni w kwestii nie istniejącej bitwy wokół jeziora Pejpus. Nie wątpię, że wybitny profesor starożytnego uniwersytetu ma poważne argumenty na poparcie tak ciężkiego zarzutu pod adresem nieżyjącego pisarza. Jednak w oczekiwaniu na szczegóły, pozwolę sobie stwierdzić fakt – podkreślam: nie moją osobistą opinię, a niezaprzeczalny fakt – że wiele źródeł mówiło o bitwie w okolicy jeziora Pejpus (lub na zamarzniętej powierzchni jeziora) między wojskami nowogrodzkiej republiki pod wodzą Newskiego i Kawalerami Mieczowymi, na długo przed Stalinem i Eisensteinem, a zatem, nawet jeżeli taka bitwa nigdy się nie odbyła, to Stalin z pewnością jej nie wymyślił.
O bitwie wspominają kroniki nowogrodzkie i niemieckie kroniki liwońskie, np. Livländische Reimchronik („Rymowana Kronika Liwońska“). Późniejsi historycy rosyjscy byli raczej sceptyczni wobec możliwości stoczenia walki na lodzie jeziora, ale niemieckie źródła tak właśnie opisują klęskę rycerzy inflanckich. Na pierwszy rzut oka mogłoby się wydawać, że jest niezwykle mało prawdopodobne, by średniowieczni rycerze walczyli w śniegu i mrozie. Aprowizacja i logistyka średniowiecznej armii były bardzo skomplikowane nawet w lecie, trudno więc uwierzyć w zimową kampanię, która na tamtych ziemiach jest ciężka nawet w dzisiejszych czasach. Jednak okazuje się, że Krzyżacy nie tylko prowadzili wypady i kampanie zimowe, ale wręcz wyspecjalizowali się w nich. Nazywali je winter-reysa i rozpoczynali tradycyjnie w dzień Matki Boskiej Gromnicznej, 2 lutego. Rycerze zakuci w żelazo i okryci białymi płaszczami, powiewającymi w pędzie ciężkich koni wśród śnieżnej zadymki, musieli budzić zabobonny lęk wśród Prusów, Litwinów, Kurów, Letów, Estów i innych pogan zamieszkujących te ziemie. Najwyraźniej, nie budzili grozy w prawosławnych potomkach wikingów z Wielikowo Nowgoroda.
W 1242 roku, wiedząc o sukcesach mongolskich hord, które spaliły Kijów i pokonały wojska polskie, (sprzymierzone, nota bene, z Niemcami i wspomagane przez rycerzy trzech zakonów krzyżowych) w wielkiej bitwie pod Legnicą, zakon Kawalerów Mieczowych z Liwonii, przekroczył Narwę i ruszył wzdłuż brzegu jeziora Pejpus, w kierunku Pskowa. Siły Aleksandra zastąpiły drogę krzyżowcom 5 kwietnia. Powierzchnia jeziora mogła być nadal zamarznięta, ale wbrew legendom, bracia zakonni byli bardzo dobrze obeznani z miejscowymi warunkami i musieli wiedzieć, że kwietniowy lód może się załamać pod masą opancerzonych rycerzy i ich ciężkich koni. Jest zatem mało prawdopodobne, by zostali zmuszeni do walki na lodzie, ale nie można wykluczyć, że np. w odwrocie i rozsypce ratowali się ucieczką poprzez lodową powierzchnię.
Rewizjonistyczni historycy w XX wieku, sugerowali, że starcie było zaledwie potyczką, nie miało rangi wielkiej, decydującej bitwy, jaką nadano mu później, ale nie twierdzili, że bitwa taka nie miała miejsca. Nikt natomiast nie kwestionuje, że Landmeister liwońskiego bractwa Kawalerów Mieczowych (które wcielone zostało do zakonu krzyżackiego w 1236, ale zachowało autonomię) wyruszył do walki ze schizmatykami z papieskim błogosławieństwem. Papież Grzegorz IX popierał Krucjatę Północy, a w 1232 roku wystosował list do Bractwa Liwońskiego, prosząc o wsparcie na poły pogańskich Finów w walce z chrześcijańskimi siłami Republiki Wielkiego Nowogrodu. Papież wzywał do walki contra infideles ruthenos…
Kiedy więc Mackiewicz pisał:
Terytorialną granicę podziału, zbliżoną zresztą do obecnej, charakteryzowała nazwa „przedmurza chrześcijaństwa”. W istocie jednak przedmurze to nie leżało na granicy chrześcijaństwa, a jedynie na rubieżach Kościoła katolickiego. Kawalerowie Mieczowi największą swą bitwę stoczyli nad jeziorem Pejpus w roku 1242 nie z poganami, ale z Aleksandrem Newskim, późniejszym świętym Kościoła wschodniego.
…to wiedział co mówi i z całą pewnością nie padł ofiarą stalinowskiej propagandy. Jeżeli wszystkie rewelacje Nowaka są na takim poziomie, to nie wiem, czy warto temu poświęcać czas.
W konkluzji swego wystąpienia, Nowak postawił pytanie: czy Mackiewicz ocenił właściwie źródła zbrodni katyńskiej? Z jego punktu widzenia, z perspektywy, którą określiłbym jako endecką, Katyń był przejawem walki „imperium neo-rosyjskiego” z polskością „i o tym Józef Mackiewicz powinien był wiedzieć”. Zmiana polityki Stalina od 1934 roku była, zdaniem Nowaka, czytelna: było to przekształcenie bolszewickiej sowdepii w Imperium Rosyjskie. Rzecz jasna, mógłbym polemizować z tak postawioną tezą, wskazując, że Mackiewicz oczywiście dostrzegał te kosmetyczne zmiany (choć raczej nie zachodziły one od roku 1934) i przypisywał je formalnemu, taktycznemu przepoczwarzaniu się potwora, bez naruszania jego bolszewickiej treści, dla wcielenia w życie tezy wożda o budowie socjalizmu w jednym państwie. Jednak nie zamierzam tego czynić, ponieważ Nowak w żadnym momencie nie polemizuje z Mackiewiczem! On wyłącznie przytacza jego tezy, pomija wyniosłym milczeniem ich uzasadnienie, po czym liczy na rzekomą oczywistość uświęconych polrealizmem tez przeciwnych: „Skrajnie szowinistyczna, imperialna ideologia, która dzisiaj triumfuje w Rosji, została w pełni przywrócona przez Józefa Stalina.” Jej ofiarami padli Polacy, nie jako wrogowie klasowi, ale jako Polacy, jako wrogowie Rosji. Tako rzecze Nowak.
A zatem, po czyjej stronie walczyłby dziś Mackiewicz w wojnie na Ukrainie? Nowak przytacza z aprobatą Józefa Łobodowskiego, który w polemice z Mackiewiczem twierdził, że bolszewizm doprowadził do doskonałości metody rosyjskiego podboju, że sowietyzacja jest udoskonaloną formą rusyfikacji. Tylko azjatyckie zakorzenienie mogło wyjaśnić fenomen bolszewizmu; bez niego, komunizm jako ideologia, pozostaje w abstrakcyjnym zawieszeniu. Rosja nie jest niewinną ofiarą bolszewizmu. Zdaniem Nowaka, Mackiewicz odmawiał Ukraińcom prawa do walki o niepodległość, bo byłoby to uleganie nacjonalistycznym mrzonkom. Nowak pozostawia swoje wstępne pytanie bez odpowiedzi, ale timbre jego referatu wskazuje, że jego zdaniem Mackiewicz stanąłby po stronie Putina, jako najnowszego wcielenia wielkoruskiego, tępego stupajki i denikinowskich ideałów, a przeciw ukraińskim nacjonalistom.
Można i tak. Osobiście, mam raczej wrażenie, że Mackiewicz podkreślałby sowiecką, bolszewicką i czekistowską proweniencję obu antagonistów, nawet jeżeli jego naturalna sympatia byłaby po stronie Ukraińców, mimo ich oczywistego i niezaprzeczalnego nacjonalizmu, bo zawsze był po stronie tych, co gonili bolszewika. Oba narody są zsowietyzowane, ponieważ sowietyzacja nie jest ulepszoną wersją rusyfikacji, a jest rusyfikacji przeciwieństwem. Czy można sensownie powiedzieć, że Kubańczycy, Chińczycy, mieszkańcy Wenezueli, Albanii i Korei poddawani są udoskonalonej wersji rusyfikacji? Chyba nie. Czy komunizm Castro potrzebuje „azjatyckiego zakorzenienia”? Nie sądzę.
Andrzej Nowak słusznie protestował na wstępie swego referatu przeciwko wystawianiu Mackiewiczowi laurek, przeciw atmosferze „akademii na cześć”, która z pewnością nie podobałaby się pisarzowi. Ale czym innym jest rzeczowa i udokumentowana polemika, a czym innym chlastanie na lewo i prawo pozbawionymi uzasadnienia retorycznymi zamachami i niezasłużone przypinanie wielkiemu pisarzowi łatek w rodzaju tej o braniu stalinowskiej propagandy za wizję historii. Nowak powiedział między innymi, że wedle zasady „jedynie prawda jest ciekawa”, należałoby skompilować tom pt. „Pomijane fakty, pomijana przyroda czyli natura i pominięci ludzie w refleksji Józefa Mackiewicza”. Jestem pewien, że o wiele łatwiej byłoby stworzyć tomik „Zmyślone fakty i bezpodstawne zarzuty w refleksji Nowaka nad Józefem Mackiewiczem”.
_______
* Konferencji można wysłuchać w całości (włącznie z przerwami na obiad) tutaj: https://ipn.gov.pl/pl/aktualnosci/162055,Miedzynarodowa-konferencja-naukowa-Jedynie-prawda-jest-ciekawa-Dziedzictwo-Jozef.html
Prześlij znajomemu
Bajkopisarze zwykli dopasowywać wymyślone przez siebie „fakty” do swoich tez. Zadając retoryczne pytanie o wynik przesłuchania Mackiewicza przez czekistów, Andrzej Nowak chciał jak sądzę wskazać „prawdziwym polskim patriotom” na to, że NKWD to „nic tylko rosyjska opricznina” oraz na to, że Mackiewicz był „rusofilem”, a jak wiadomo sowiety to Rosja i sowieci to tylko i wyłącznie Rosjanie. Bzdury budowane na bzdurach. Szkoda nawet to komentować, bo to jest poziom przedszkola, w którym są tacy właśnie wychowawcy jak powyżej. Gdy się włączy przypadkiem tutejszą „telewizję państwową” i posłucha któregoś z programów (usilnie odradzam), to tego rodzaju „nauka” trwa w niej nieustannie. Nowy, wspaniały peerel to nieustanna zabawa dzieci w piaskownicy.
Gwoli prawdy, pomylił się Pan w nazwisku Panie Michale: nie Sulej tylko Suleja (z Wrocławia)
Bardzo dziękuję za korektę, Panie Andrzeju. Poprawiłem, bo to nazwisko, mimo że nie poprawiamy opublikowanych tekstów z zasady. Niniejszym, bardzo przepraszam profesora Suleję.
Wedle Nowaka, Mackiewicz był rusofilem i germanofilem, a wynikało to z jego polonofobii. Prościej byłoby założyć, że był po prostu obiektywny i starał się zachować ten obiektywizm i bezstronność ocen w ogniu propagandowych nonsensów wokół, za co osobiście, jestem mu bardzo wdzięczny.
Andrzeju, Panie Michale,
Mnie w wystąpieniu profesora Nowaka najbardziej zdumiała tendencja do przypisywania bolszewikom misji kontynuowania budowy rosyjskiego imperium. To, że gawiedź widzi w Stalinie i Putinie carów, jestem w stanie zrozumieć. Proste skojarzenia prostych umysłów. Ale żeby profesor uniwersytecki…
To chyba nie jest tylko kwestia perspektywy narodowej, nie w jego przypadku. To raczej całkowite niezrozumienie istoty fenomenu komunizmu i mylenie zmiennej, giętkiej taktyki z niezmienną strategią. Paradoksem jest, że takie słowa padły na sesji naukowej poświęconej Józefowi Mackiewiczowi. Liczyłem na jakiś polemiczny komentarz. Wydaje mi się, że na przykład Cenckiewicz miałby coś do powiedzenia w tym kontekście. Ale niestety nikt z prelegentów nie widział powodu do polemiki na ten temat.
Jacku,
Na tym polega tutejszy „historyczny przekaz patriotyczny”. Jak dawniej tak i teraz nikt nie śmie głośno mówić – protestować „jedynie słusznych” tez. Obowiązuje „patriotyczna poprawność”. Obiektywizm, krytyczne podejście do tematu, konfrontacja z innymi źródłami są źle widziane i nie na miejscu. A w sumie chodzi o to aby utrzymywać „ciemny naród” w bajkowym stanie „sienkiewiczowskim”, aby przypadkiem nie powstały elity, które podważą „uświęcony” przez strażników „prawdziwego patriotyzmu” przekaz oparty na „moralności Kalego” i wyzwolą myśl ze sfery ich „rządów dusz”. To jest powód do nie-polemiki, a polemika jest zwalczana. Kto się wychyli zostanie wyrzucony z grona spijających śmietanę tutejszej władzy „wybrańców” i zniszczony.
Andrzej,
„Ciemny naród” jest już tak skołowany, że i bez tych zabiegów raczej nie byłby w stanie wydać z siebie jakichś prawdziwych elit. Masz rację, nie ma dyskusji, polemiki, przekaz głównego nurtu jest jednostronny i mdły intelektualnie. Szkoda, że nawet ludzie tak inteligentni, jak Nowak wpadają w te koleiny.
Drogi Panie Jacku,
Pańskie rozróżnienie między niezrozumieniem istoty komunizmu i nacjonalistyczną optyką, wydaje mi się słuszne. Czy nie zdaje się Panu jednak, że zwłaszcza w wypadku polskich nacjonalistów, to pierwsze wynika z drugiego? Nie w sensie logicznego wynikania, ale w sensie uwarunkowania. Nacjonalizm każe im dostrzegać tylko narodowe siły w politycznym świecie, a w rezultacie nie doceniają lub wręcz odrzucają każdą siłę, która się do nacjonalizmu nie da zredukować. Stąd to sławetne określenie sowietów: nic, tylko Rosja.
Nowak zawsze wydawał mi się wnikliwym, myślącym, a nawet mądrym człowiekiem. Tu nagle, jakby go giez ukąslił. Te słowa MUSIAŁY paść podczas konferencji o Mackiewiczu, ponieważ inaczej wyszłoby na to, że Mackiewicz miał rację, i co wtedy? Trzeba było go jakoś ściągnąć na niższy poziom, choćby nawet kłamstewkiem o bitwie na jeziorze Pejpus.
Cenckiewicz i Bolecki bronili Mackiewicza zgrabnie, ale proszę zwrócić uwagę, jak Suleja i Nowak bezpardonowo napadli na Cenkiewicza w kwestii spisku. Argumentacja Nowaka, że spisek zachodzi tylko wówczas, gdy dochodzi do porozumienia stron spiskujących, jest równie nielogiczna co komiczna. Tajne rozmowy między wysłannikami Piłsudskiego i Lenina doprowadziły do wycofania krasnoarmiejców z frontu wschodniego – ja bym to nazwał wystarczającym porozumieniem, jeśli chodzi o Marchlewskiego i Lenina. Zostawmy taki drobiazg, że nawet spisek nieudany pozostaje spiskiem.
Ale oczywiście ma Pan rację, że nikt nie podjął dyskusji na temat istoty komunizmu. Na ich usprawiedliwienie powiedziałbym, że nikt nie lubi przybijać kisielu do ściany…
Drogi Panie Andrzeju,
„A ja przeciwnie!…” Nie jestem przekonany, że ciemny naród jest stawką w tej grze (w sensie, że chodzi o to, by naród utrzymać itd.). Zawsze mnie zdumiewa, że tyle słów wypowiada się na temat „ogólnej opinii” lub mitycznej większości. Liczba nie rozstrzyga o znaczeniu. Jakie może mieć znaczenie dla kogokolwiek, co „myślą” ludzie, którzy nie myślą? Oni tylko powtarzają opinie innych, więc ich opinie są bez znaczenia. Dla przykładu, w 1988 roku ogromna większość ludności Europy Wschodniej była głęboko przekonana, że żyje w wolnych krajach, tylko bardzo źle zarządzanych przez ich kochaną władzuchnę (tak to zdaje się nazywał Kisiel; „zdaje się”, bo nigdy go nie czytałem). Uprośćmy obraz do prlu. W rok później zapowiedziano im, że przyszła wolność – i przełknęli to. Potem, że nowe państwo jest nowe, a nie jest kontynuacją poprzedniego i będzie się nazywać iiirp, bo ta poprzednia była ludowa, więc się nie liczy. I nikt nie oponował. Gdyby im powiedziano: „wasz premier, nasz prezydent” też by to przełknęli. Gdyby im powiedziano, że biały sufit jest czarny, to też nikt by się nie zająknął na ten temat.
Dlaczego więc nagle ma mieć znaczenie, co ci ludzie myślą o Mackiewiczu? Jego zajmowało klasyczne ludzkie pytanie, czy dany pogląd jest sam w sobie prawdziwy? To pytanie nie interesuje nikogo. Ich interesuje natomiast, ilu ludzi wyznaje taki pogląd? Liczba, która nie decyduje o niczym, dla nich decyduje o wszystkim.
To jest prawo, od którego nie ma ucieczki: ilość przemienia się w nijakość. Obyśmy zdołali ochronić Mackiewicza przed nijakością tłumu.
Panie Michale,
Oczywiście, że narodowcy widzą tylko narodowe interesy, narodowe siły polityczne i starcia narodów, nawet, jeśli mają do czynienia z intrnacjonalistycznymi bandytami. Co poradzić? To nie dotyczy chyba tylko polskich narodowców, pewnie tak samo jest we Francji, czy Włoszech. Taki urok tej przypadłości. U nas może jest to nieco bardziej zakorzenione, pewnie ze względu na bagaż zaborów i walkę z autentycznym wynarodowieniem, rusyfikacją i germanizacją. Zmieniło się zagrożenie, ale odruchy pozostały z poprzedniej epoki.
Nowak w sumie nie jest jeszcze jakoś bardzo oderwany od rzeczywistości (chociaż jednak ma to skrzywienie), ale czy zetknął się Pan z poglądami Leszka Żebrowskiego? To jest dopiero polrealizm. Nawet Zychowiczowi się oberwało za „Skazy na pancerzach”…
Panie Michale,
„Ciemny naród” faktycznie nie ma to nic do rzeczy. Słusznie Pan zauważył, że liczba nie rozstrzyga o znaczeniu. Teza odwrotna to wymysł komunistów. Masa z natury jest bezmyślna, głucha i ślepa. Chodziło mi raczej o zatrzaskiwanie drzwi przed tymi, którzy mogliby je otworzyć i zobaczyć szerszy horyzont.
Dopóki książki Mackiewicza są czytane, Mackiewicz broni się sam.
Panie Jacku,
To chyba nie jest konieczna przypadłość nacjonalizmu. Churchill był angielskim i brytyjskim nacjonalistą, a mimo to dostrzegał ponadnarodowe zagrożenie bolszewizmu. To on ochrzcił toto zarazą. Wielka szkoda, że kiedy dorwał się to władzy, to wspomógł Stalina i przyczynił się do przetrwania zarazy, ale to już inna historia.
Polski nacjonalizm ma wiele oblicz. Klasyczna endecja Dmowskiego, była zawsze prorosyjska i z łatwością pogodziła się z sowietami jako nowym wcieleniem Rosji. Symbolicznym tego przykładem jest Stanisław Grabski. Autor zdrady ryskiej, a potem członek komunistycznej krn. Czy Nowak należy do tego nurtu? Wątpię. Był też Studnicki – gwałtownie antyrosyjski i proniemiecki, ale bez swego stronnictwa, bo nikt za nim nie szedł.
Ale najbardziej zaciążył na polskim nacjonalizmie Piłsudski. Ten z kolei wydaje mi się zarówno antyrosyjski jak proniemiecki, ale za to „lewa wolna!” Może i wysiadł z czerwonego tramwaju na stacji Niepodległość, ale zamiast socjalistycznej drogi do Polski, zapoczątkował polską drogę do socjalizmu. Nie sądzę, żeby Nowak należał do tej tradycji. Więc jak to z nim jest?
Nie słyszałem nigdy o Leszku Żebrowskim. Czy warto o nim słyszeć?
Panie Andrzeju,
To oczywiście słuszne. Podczas warszawskiej sesji jeden z rozlicznych profesorów, chyba Wolsza, mówił o tym, że trzeba jakoś dotrzeć do młodzieży z Mackiewiczem. Na przykład dać im odpowiednio dobrane fragmenty do czytania… Jest w tym ironiczne echo prób wydania skrótu „Zwycięstwa prowokacji” w podziemiu (chyba przez Nową, ale nie pamiętam); skrótu, którego dokonać miała „córka Halunia”. Ta sama Halunia, która uważała za stosowne mówić swemu Ojcu, że nie rozumiał sytuacji w Polsce.
Dzięki Pani Ninie Karsov każdy może przeczytać Mackiewicza i każdy może sobie wyrobić swoje własne zdanie. Jak Pan słusznie mówi, to są drzwi, które oni woleliby zatrzasnąć.
Panie Michale,
Nowaka do końca jeszcze nie wyczułem. Jestem zdziwiony jego wypowiedzią i poglądami na temat współczesnych bolszewików. Myślę, że ciekawa byłaby jego konfrontacja z bardziej realistycznie patrzącym na sprawę rozmówcą.
Leszek Żebrowski specjalizuje się w historii NSZ i duchem i ciałem należy do nurtu narodowego. Ma sporą wiedzę, deklaruje sie jako antykomunista, tropi komunistyczne powiązania w peerelowskim światku, ale perspektywa narodowa wpływa dość silnie na jego ocenę hierarchii zagrożeń.
Panowie,
Wydaję mi się, że warto zwrócić uwagę na pewną kwestię, która chyba nie została w tej dyskusji poruszona. Nacjonalna krytyka Mackiewicza przez ludzi jak Nowak ma jeszcze jeden, zasadniczy aspekt na względzie – obronę obowiązującego mentalnie i medialnie status quo.
Spójrzmy na to zagadnienie przez pryzmat aktualnej wojny sowiecko-sowieckiej, toczonej na Ukrainie i padających obustronnie wyzwisk pod adresem przeciwnika? Czy któryś z Panów słyszał, aby zwyzywano się od bolszewików, komunistów? Wydaje mi się, że nie. Pośród przymiotników najcięższego kalibru króluje epitet „faszystowski”, który jest tradycyjnym i klasycznie mętnym wyzwiskiem stosowanym przez cały komunistyczny i prokomunistyczny internacjonał.
Dlaczego strona „ukrainna” nie nazywa antagonistów bolszewikami? Wedle mnie, nie robi tego dlatego, ponieważ naruszałaby w ten sposób absolutne tabu fikcyjności „upadłego komunizmu”, rzucając przy okazji dłuuuugi cień i na swój państwowy legitymizm.
Z tego powodu tak wyraźny nawrót do idei „nic tylko Rosja” w tutejszowie…, z prostej obawy naruszenia fundamentów istniejącego „porządku”. Stąd konieczność spostponowania Mackiewiczowskiej myśli, jaką zaprezentowali prelegenci.
Zmowa ma charakter globalny, trzydziestoletni. Czytałem w jakimś amerykańskim piśmie konserwatywnym niewielki artykuł, rzucający niejako nowe światło na ukraińskiego uczestnika tej wojny. Autor stwierdza m.in. , że „w najlepszym razie Ukraina jest skorumpowanym, quasi-demokratycznym bytem o niepokojąco represyjnej polityce.” Także i on jednak nie stawia kropki nad i.
Darek,
O którą dyskusję Ci chodzi? O tę w Warszawie, czy o tę tutaj, na naszej witrynie?
Wydaje mi się, że tutaj było to poruszane, a tam nie mogło być z rozmaitych powodów. Oprócz tych, które podałeś, jest jeszcze fakt, że większość wypowiedzi ze strony ukraińskiej skierowana jest do zachodnich słuchaczy, dla ich konsumpcji. Tu nikt nie rozumie, o czym mowa, kiedy nazywam kogoś bolszewikiem. Faszysta? Aaa, to jest jasne. Bolszewik? To znaczy kto? Ci wspaniali ludzie, którzy obalili carskie więzienie narodów? Stalin? Nasz wielki sojusznik w wojnie przeciw faszystom? Nie sugeruję wcale, że jakiś propagandysta w Kijowie podjął taką świadomą decyzję, by nazywać Putina faszystą a nie bolszewikiem. Tego nie trzeba nawet rozważać. Pamiętasz Sonię Belle? Ona zawsze utrzymywała, że Putin to nowe wcielenie Hitlera, a nie żaden bolszewik. To dość typowa optyka na Zachodzie. Na setną rocznicę bolszewickiego puczu, brytyjscy „akademicy” opowiadali o tym, że Putin jest spadkobiercą Denikina i jakie to smutne, że piękne dziedzictwo Lenina zostało zaprzepaszczone. Jaka różnica między nimi a Nowakiem i Suleją?
Kiedy piszesz, że nastąpił „wyraźny nawrót do idei „nic tylko Rosja””, to co dokładnie masz na myśli? Czyżby ta idea została kiedykolwiek porzucona? O ile wiem, nikt nigdzie (poza Podziemiem) nie kwestionuje państwowego legitymizmu, podobnie jak nikomu nie postałoby w głowie, że komunizm nie upadł.
Pisaliśmy tu wielokrotnie, że Ukraina jest drugim najbardziej skorumpowanym krajem w Europie (nie wiem, kto to mierzy i jak). Nie będzie nagród za odgadnięcie, jaki kraj jest ostatni na tej liście. O represyjnej polityce, o liście proskrypcyjnej wrogów Ukrainy też była mowa.
Michał,
Muszę stwierdzić, że nie miałem racji dziwiąc się, dlatego Ukraińcy nie nazywają rzeczy po imieniu. Ostatecznie, pewnie nigdy w sporach wewnątrz partyjnych nie wygadywano na siebie per „ty bolszewiku”, więc dlaczego mieliby to robić teraz? Z drugiej strony, byłby to jednak dla nich ciężki argument i wcale nie taki nieprawdopodobny do zastosowania… Kilka lat temu pewien bodaj rumuński politolog (na łamach Front Page Magazine) pisał o rekomunizacji Rosji (czy jakoś podobnie, ale w tym znaczeniu). Taki argument byłby dla ukraińskiej propagandy (świetnie działającej i łykanej ze smakiem przez cały świat) bardzo mocny, nadawałby zagrożeniu ze strony Kremla wyższą „zimnowojenną” rangę. A zatem mogliby liczyć na więcej sympatii, większe wsparcie materialne, militarne, większe zaangażowanie… które być może jest jednym z istotniejszych celów tej fazy wojny.
Pamiętam oczywiście, że pisałeś o korupcji na Ukrainie. Wskazałem na ten artykuł, bo wedle mnie podobnych głosów po prostu nie ma (nie licząc wp) obecnie. Zjawisko korupcji ustalają i oceniają jakieś zachodnie instytucji, ale aktualnie raczej nikt o tym nie wspomina.
„Nic tylko Rosja” w kontekście uroczystej akademii związanej z JM w polskim szejmie jest jednak czymś ekstraordynaryjnym. Wychodzę z założenia (o czym pisałem niedawno), że upamiętnianie JM ma mieć w intencji charakter „państwowotwórczy”. Jeśli tak, skąd pomysł postponowania jednej z jego zasadniczych historiozoficznych tez, w dodatku… nieudolnie. Nie widzę w tym logiki.
Darek,
O tym ostatnim punkcie pisał tu chyba p. Andrzej (Panie Andrzeju, proszę wybaczyć, jeżeli przypisuję Panu cudzą myśl!): ci, którzy wystąpili z pomysłem roku mackiewiczowskiego, nie mieli pojęcia, co robią. Nie znali Mackiewicza, nie czytali go, wiedzieli, że dzwoni, i wydało im się, że to na ich nutę dzwoni. Nowak z pewnością także był zdziwiony, że wybrano akurat Mackiewicza z tą, jak to trafnie nazywasz „intencją państwowotwórczą”. Doszukujesz się logiki tam, gdzie jej być nie mogło. Gdyby zapytali Nowaka, to by im powiedział, że rok mackiewiczowski to jest pole minowe. Ale zapewne nikt go nie pytał, więc na konferencji robił, co mógł, by zminimalizować szkody.
Natomiast co do pierwszego punktu, to musiałbym zajrzeć do książki pani Sikorskiej o Hołodomorze, ale o ile pamiętam, to ona przytacza ukraińskie głosy, które widzą w zagłodzeniu milionów ludzi na Ukrainie przejaw „rosyjskiego imperializmu”. To jest precyzyjnie ta sama metoda, która kazała Nowakowi mówić o tym, że nkwd było organizacją antypolską.
Drogi Panie Andrzeju,
PS do powyższego komentarza 24 kwietnia 2022 o 4:24
Pomyliłem się. To nie była Nowa, która raczej nie zamierzała wydawać Mackiewicza. To był Krąg. Pisałem o tym tutaj: http://wydawnictwopodziemne.com/2015/06/05/koziolek-matolek-i-femme-fatale-czyli-film-noir-o-pisarzu-dla-doroslych-w-pacanowie/ przy okazji bzdur, których tyle wyszło spod pióra Eberhardta. Otóż niechcący podał on jeden z powodów, dla których panna Mackiewiczówna nie otrzymała od Ojca praw autorskich do jego pism, przytaczając próbę „wydania” „Zwycięstwa prowokacji”.
„W roku 1982, niejaka M Marczak zwróciła się do Mackiewicza z pismem, występując w imieniu Mackiewiczówny. Twierdziła (a wiadomo to także z innych źródeł), że Krąg „zwrócił się do Haliny” w sprawie wydania powieści.
Halina i Kazio [Orłoś] zaproponowali wydanie publicystyki Pana. Tytuł uleciał mi z pamięci, ale jest w nim słowo „prowokacja”.
Redakcja Kręgu chciałaby wprowadzić pewne niewielkie skróty (zrobiłaby to Halina i Kazio) w niczym nie zmieniające wywodów i oblicza piszącego.”
To dokładnie chcą zrobić z Mackiewiczem dzisiejsi prlowscy popularyzatorzy.
Michał,
O „państwowotwórczych” celach „roku” pisałem przy okazji pewnego „nieudanego cudu”. Andrzeju, może Ty pamiętasz, czy pisałeś na ten temat wcześniej? Słusznie zapewne twierdzisz Michale, że Nowak nigdy by nie przystał na celebrację JM. Problem wydaje mi się jednak szerszy. Zdaje mi się, że zdecydowana większość (jeśli nie wszyscy) peerelowcy mackiewiczolodzy (zajmujący się jego publicystyką) mają poważny problem z jego postawą światopoglądową i stanowiskiem politycznym w odniesieniu do zjawisk około okrągłostołowych. Wynikałoby z tego, że szejm nie konsultował swojej decyzji z nikim. W takim razie, kto za tą decyzją stoi?
Nie mam jakoś przekonania nie tyle do rzetelności, co do kompetencji p. Sikorskiej. Zdaje mi się (tylko na podstawie Twoich tekstach o jej książkach), że zdolna jest przyjąć jako wiarygodną każdą podsuniętą relację. Trochę jak niejaki W. Taubman, który za swoją biografię Chruszczowa dostał nagrodę Pulitzera (choć nie był szczególnie wybredny jeśli chodzi o źródła informacji z pierwszej ręki… jednym z nich był np. A. Szelepin).
Darku i Panie Michale,
Nie pamiętam czy pisałem o tym wprost, ale nieraz wyrażałem zdanie, że celem tutejszych „elit patriotycznych” jest wykorzystanie JM do podpierania ścian nowego, wspaniałego peerelu i ich własnej w nim pozycji.
Nie jestem przekonany co do tego, że Andrzej Nowak nie był jednym z inicjatorów „roku Józefa Mackiewicza” i nie zgodziłby się na to. Był jednym z pierwszych animatorów, a kilka lat temu został „laureatem nagrody literackiej im. JM”. Jakby to wyglądało gdyby nagle zaprotestował?. Cechą charakteryzującą „popularność” JM w nowym, wspaniałym peerelu jest naginanie jego rzeczywistych poglądów do potrzeb bieżących wspomnianych „elit patriotycznych”.
ps. Dodałbym jeszcze tę uwagę, że dzięki wydawaniu Mackiewicza przez londyńską „Kontrę”, można zapoznać się z pełnym, nie wypaczonym przekazem jego poglądów. W związku z tym na drodze do całkowitego wykorzystania tego przekazu przez tutejsze „elity” jest sporo min. Profesorowie Nowak i Suleja, zdaje mi się postanowili te największe zawczasu rozbroić. Nie wyszło to zbyt zgrabnie, ale chorągiewki ku przestrodze zostały wbite. Teraz będzie: Tak, ale pewne kwestie należy omijać, bo są „niepoczytalne” (powołano się już na zdanie paryskiej „Kultury” jako wskazówkę).
Drogi Panie Andrzeju,
Chylę czoła przed Pańską znajomością prlowskiej sceny naukowej (na wszelki wypadek dodam, że mówię to bez ironii). Jeżeli Pan uważa, że Nowak był wręcz inicjatorem roku mackiewiczowskiego, to z pewnością ma Pan rację. Opierałem wcześniej wyrażoną opinię na wrażeniu – nie przekonaniu, a zaledwie odczuciu – że Nowak na wstępie swojego referatu miał wątpliwości, dlaczego w ogóle taki rok. Ale jak mówię, przyjmuję Pańskie argumenty.
To „podpieranie ścian nowego, wspaniałego peerelu i ich własnej w nim pozycji” poprzez Mackiewicza, z użyciem Mackiewicza, jest stare jak pojawienie się jego pism w prlu. Tak było już w latach 80., gdy odbywał się podziemny „festiwal JM”. Napisałem wówczas sążnisty artykuł do Bazy, który nazywał się „Józef i Mackiewicz i zmurszała przydrożna kapliczka”, i był o tym właśnie, jak jacyś anonimowi autorzy, pełni dobrych intencji, próbują ugłaskać Mackiewicza i wetknąć go jakoś do zmurszałej kapliczki „polskości”, a on ją rozsadza. Artykuł chyba raczej się nie ukazał. To się najwyraźniej nie zmieniło.
Ale! Adam Fitas przytoczył na tamtej sesji słowa prof. Sławińskiej z lat 90., że czas Mackiewicza nadejdzie w przyszłości, kiedy zamrą spory wokół niego. To samo mówiła p. Nina Karsov od lat 80. A mianowicie, że spory ucihcną i w przyszłości nikt nie będzie rozumiał, o co chodziło, i jak jest możliwe, że tak wielki pisarz tak został potraktowany przez swoich rodaków. A Nowak (Jan), Korboński, nawet Cat, będą zaledwie przypisami do twórczości pisarza.
I mnie się tak wydaje. Czas na Mackiewicza nadchodzi. Czas na tę jasność, na nazywanie rzeczy po imieniu i na wielką sztukę.
Darek,
Nie mam pojęcia, kto za tą decyzją stoi. Ale też nie wiem, czy to jest ważne.
Co do p. Sikorskiej, to zupełnie się z Tobą nie zgadzam. Anne Applebaum przesunęła się na lewo, to prawda. Sam mam wątpliwości do jej dociekliwości, o czym pisałem. Jednak czym innym jest przyjęcie jej relacji jako źródła z drugiej ręki, że ukraińscy nacjonaliści uważają Hołodomor za akt wielkoruskiego imperializmu. Ta relacja wydaje się przekonująca z dwóch względów. Primo, bo najwyraźniej sami jej to powiedzieli, gdy to ona pozostała podejrzliwa; a po wtóre, ponieważ to doskonale wpisuje się w normalny sposób myślenia nacjonalistów w ogóle, a do tego tak skrajnych nacjonalistów, jak ukraińscy narodowcy.
Panie Michale,
Moje zdanie wynika z tego co powiedział Nowak jesienią 2015 roku (podałem linkę), gdy zachwycał się nacjonalistycznym marszem przez Aleje Jerozolimskie i Most Poniatowskiego, jednocześnie mówiąc o „tak prestiżowej nagrodzie”. Gdyby nie zgadzał się z Mackiewiczem nie przyjął by jej, o ile jest szczerym naukowcem. Tymczasem on jest dumny z tego, że współtworzył pierwsze edycje „nagrody literackiej im. Józefa Mackiewicza”. Przypisywanie Mackiewicza do polskiego nacjonalizmu to kompletna bzdura, a ja podejrzewam, że coś ponadto – próba wciśnięcia go w ten gorset, aby go „rozbroić”. Tak też widzę udział Andrzeja Nowaka w tej konferencji na ulicy Wiejskiej (proszę zwrócić uwagę na to, że był jednym z jej prowadzących).
Panowie,
Jeśli mnie pamięć nie myli, jakieś mamrotania na temat szarości w narożnikach sufitu, białego przemienionego w czarne, czarnego w białe, padały w okolicach 2005 ze strony któregoś z Kaczyńskich (nie mam pojęcia którego). Może Ty, Andrzeju, sobie przypomnisz? A może kto inny?
Cel tego bełkotu był od początku jasny – wzmocnienie poprzez autorytet JM antykomunistycznej retoryki, w oparciu o którą chciano rozgrywać „społeczne oparcie”. To, oczywiście, było bardziej niż karkołomne, biorąc pod uwagę okrągłostołową proweniencję tej części „elity”.
Ale próby zdyskontowania dorobku JM przez nacjonalistów, jak Nowak, to już tylko groteska.
Z takiej czy jeszcze innej perspektywy, pozyskanie informacji kto stoi za „rokiem” byłaby moim zdaniem bardzo ciekawa.
Darku,
Nie przypominam sobie tego dokładnie. Sądzę, że to mógł być Lech Kaczyński, który z racji funkcji w nowym, wspaniałym peerelu mógł powoływać się na Józefa Mackiewicza w kontekście np. obchodów rocznicy zbrodni katyńskiej.
Zaraz! To chyba w ogóle nie jest tak. Mackiewicz był wspominany przez opozycję w prlu, gdy u władzy był jakiś Tusk, czy jak mu tam było. Wtedy też nazywano toto prlem bis, ale takie kawałki się skończyły, kiedy oni doszli do władzy, z powodów, które wydają się zbyt oczywiste, by o nich mówić.
Natomiast teraz, w jaki niby sposób „Nowak próbuje zdyskontować dorobek Mackiewicza”??? Czy któryś z Panów może mi wskazać, co w jego wypowiedzi na sesji, można uznać za „próbę zdyskontowania”? Właściwie, p. Andrzej mówi, o próbach „rozbrojenia Mackiewicza”, co jest raczej przeciwieństwem dyskontowania, więc pytanie musi być zwrócone do Darka.
Drugie pytanie do Darka: z jakiej (czy innej) perspektywy ciekawym byłoby dowiedzieć się „kto za tym stoi”? Poza akademicką satysfakcją oczywiściel; próżną (choć mile łechczącą [przynajmniej dla mnie]) satysfakcją, w rodzaju, że to Trocki a nie Lenin był pierwszym pomysłodawcą nepu, co za różnica? Ta sama bolszewicka swołocz. Czy za długoterminowym planem sowieciarzy stał Szelepin czy Mironow, Chruszczow czy Andropow? Co za różnica, tak naprawdę? Ta sama bolszewicka ich chrząstka. Załóżmy, że dowiemy się nagle, kto „stoi za rokiem mackiewiczowskim” – co to zmieni? Mnie w każdym razie nie robi żadnej różnicy. Ja się i tak nie wyznaję na prlowskich tuzach. Pani Z, pan Y albo panna X. I co z tego?
PS. Panie Andrzeju, czy trzeba się zgadzać z Noblem, żeby przyjąć nagordę jego imienia? Mackiewicz nie ma przecież nic wspólnego z tą nagrodą, dlaczego należy się z nim zgadzać, by ją przyjąć? Zaryzykowałbym twierdzenie, że wielu z nominowanych autorów nie znało w ogóle Mackiewicza.
Moim zdaniem, nie ma watpliwosci ze Mackiewicz stanal by po stronie Ukrainy w tym konflikcie. Jego Rosja nie byla Rosja Putina. Byl wrogiem wszystkich nacjonalizmow, wlacznie z rosyjskim. Tu trzeba zaznaczyc ze Zelenski mial najnizsze poparcie w zachodniej, nacjonalistycznej czesci Ukrainy, a najwyzsze wsrod Ukraincow mowiacych tylko po rosyjsku i wsrod Rosjan na wschodzie Ukrainy. Wiem ze kiedys porownalam Putina z Hitlerem. To bylo bardzo niesprawiedliwe dla Hitlera. Hitler nigdy nie mordowal etnicznych Niemcow mieszkajacych w Polsce. Putin masowo morduje obywateli Ukrainy ktorych jezykiem ojczystym jest rosyjski. Ale najbardziej przekonywujacy dowod, ze Rosja Putina to czerwona Bolszewia, a obecna Ukraina to czysta antykomunistyczna Kontra wolnych kozakow ktorych Mackiewicz kochal i szanowal, jest nastepujacy: w putinowskiej Rosja panuje taki sam balagan jak w stalinowskiej Sowdepii poczas wojny zimowej z Finlandia, takie same zaklamanie i taka sama glupota. I czeka ich o wiele wieksza kleska, poniewaz Ukraina jest duzo bardziej potezna niz Finlandia w 1940 roku. A dowod na to ze obecna Ukraina z komunizmem nie ma juz nic wspolnego jest prosty: nikt tak bohatersko za komunizm nigdy nie walczyl, nawet Wietnamczycy z Amerykanami. Oni walcza o wolnosc, a nie o komunizm.
To się nazywa wywołać Sonię z lasu!
Droga Soniu,
Jest tak jak mówisz: Zelenski był wybrany z nadzieją „dogadania się”. Niektórzy do dziś uważają, że był człowiekiem Moskwy. (Jest ich coraz mniej.) Ale skąd wziął ten komik miliony ukryte „w ofszory”? Słyszałem niedawno, że najbardziej „prorosyjskim” miastem w Ukrainie nie był ani Donieck, ani Charków, a … Mariupol. W nagrodę został zrównany z ziemią. Jak to u bolszewików.
Ale kiedy dochodzi do określenia Ukrainy jako czystej antykomunistycznej Kontry wolnych Kozaków, to nasze drogi się rozchodzą. Historycznie, to oni nawiązują do Kozaków Zaporoskich i Bajdy Wiśniowieckiego, a nie do Kozaków Dońskich i tych wszystkich, o których pisał Mackiewicz. Ale ważniejsze, że nie mają ani z jednymi, ani z drugimi nic wspólnego. Walczą o wolność, to prawda, ale o wolność od czołgów, bombardowań i rakiet Putina. Cóż w tym dziwnego? To nie czyni z nich antykomunistów i bojowników o wolność. Walczą z hajdamacką odwagą, jak zawsze myślałem, że będą walczyć. Ale bojownicy o wolność? Poczytaj o czarnej liście ukraińskiej Myrotworiec (Myrotvorets) stworzonej na długo przed wojną i potem mi powiedz, że to jest walka o wolność.
Michał,
Nigdy nie słyszałem, żeby jakiś Tusk coś powiedział o JM, ale któryś z Kaczyńskich na pewno to zrobił, co wydawało mi się wówczas komiczne.
Pomiędzy zdyskontowaniem a „próbą rozbrojenia” jest bardzo ścisły związek. Po to się rozbraja, żeby zdyskontować, a w konsekwencji opowiadać, że „Słowacki wielkim poetą był” i – rzecz jasna – naszym poetą.
Może faktycznie nie jest istotne kto stoi za nepem czy pierestrojką, natomiast w jaki sposób doszło do jednogłośnego uchwalenia „roku” mnie osobiście interesuje. W czyjej głowie narodził się ten dziwaczny pomysł, przy użyciu jakiej argumentacji doprowadzono do międzyklubowego porozumienia, na jakiej podstawie uzyskano konsensus, to jest ciekawe.
Jeśli zaś chodzi o Ukrainę, Mackiewicz z całą pewnością nie stanąłby po żadnej z dwóch walczących ze sobą sowieckich stron konfliktu. Miałby bardzo wiele współczucia dla rujnowanej, grabionej, mordowanej ludności Ukrainy (niezależnie od tożsamości narodowej), ale z polityką nie ma to żadnego związku. Antykomunizm był obecny na tych ziemiach wraz z pojawieniem się bolszewizmu, w l. 20, 30, 40, śladowo w l. 50, ale pisać o nim w odniesieniu do współczesności wydaje mi się anachronizmem.
Drogi Darku!
Z pewnością nie słyszałeś, żeby Tusk tak mówił, ale także nie czytałeś, żebym ja tak napisał. Ech, przy wszystkich tych zajęciach, człowieczeństwo nie czyta uważnie. Napisałem, że opozycja mówiła o Mackiewiczu, gdy Tusk był u władzy, ergo…
Rozumiem i przyjmuję Twoją wykładnię co do niejakiej bliskości między dyskontowaniem i próbą rozbrojenia. Przyznasz jednak, że to jest pomieszanie metafor. Dyskontować może oznaczać tyle co „obniżać cenę”, ale sądzę, że miałeś na myśli bardziej staroświeckie znaczenie „realizować należności wekslowe przed terminem ich płatności, ale po odliczeniu procentu”. To znaczy czerpać jakąś natychmiastową, mierzalną korzyść, zamiast czekać na oprotestowanie (metaforycznie „na odpowiedni czas”), a zatem wykorzystać jak się da i odrzucić. Tymczasem robraja się coś, co może wybuchnąć czyli jest z definicji niebezpieczne. Zdyskonotwanie bomby albo granatu, to chyba ciut nie brzmi, a gorzej, że to poplątanie pojęć.
To o czym piszesz, nazwałbym raczej upupianiem, ugłaskiwaniem Mackiewicza i, jak wspomniałem powyżej w odpowiedzi p. Andrzejowi, jest tak od lat 80. To nie jest nowość. Czy można nazwać wypowiedź Nowaka upupianiem? Raczej nie. Dyskontowaniem? Też nie. Ale rozbrajaniem, owszem.
Wyznaję, że mnie się wydaje ciekawsze, kto stał za nepem, niż kto stał za rokiem mackiewiczowskim, ale przecież nie ma nic złego w tym, że się różnimy. W takim razie, zajmij się tym. Prześledź, kto, dlaczego, gdzie i w jaki sposób. Że pozwolę sobie użyć słów samego Mackiewicza, „przebrnij zielone lasy i łąki” problemu, poznaj go i zapoznaj nas wszystkich z rezultatami swoich dociekań. Ja z pewnością przeczytam to z zainteresowaniem.
Co do ostatniego punktu, to wiesz, że jestem tego samego zdania. Unikałbym wszakże słów takich jak „z całą pewnością”. Dlatego, że po prostu nie wiemy i wiedzieć nie możemy, jak by postąpił. I ja także używałem w przeszłości takich określeń, np. „cokolwiek by myślał w roku 89, to z pewnością nie poszedłby z Michnikiem, Mazowieckim czy Wałęsą”. Nadal tak sądzę, ale nie użyłbym dziś słowa „pewność”.
Drogi Michale,
A zatem nie możemy mieć pewności, co by pomyślał Mackiewicz. Zgoda.
Twoja propozycja z przedostatniego akapitu jest kusząca, ale nie skorzystam. Życie zdaje mi się zbyt krótkie na tego typu poszukiwania. Może rzecz wyniknie przy okazji, kiedyś.
Dyskontować, a więc wykorzystywać na swoją korzyść. Rozbrajanie nie jest tu metaforycznie niespójne, ale potencjalnie współgrające. W tym przypadku: rozbroić Mackiewiczowski antykomunizm, aby go zaprząc w polrealistyczny kierat. Brzmi paskudnie, prawda?
Tusk i opozycja to przecie monolit. Co tu rozcinać zapałkę na czworo?
Zagraża nam odrętwienie w zgodzie, bo przecież, skoro życie jest zbyt krótkie na poszukiwanie, kto stoi za rokiem, to znaczy, że aż tak interesujące to nie jest.
Znajdę jednak jakiś przedmiot niezgody w semantyce. Wykorzystywać na swoją korzyść, to ma wszelkie cechy maślanego masła. Natomiast dyskontować, to dać komuś rabat, więc to jest raczej na korzyść kogoś innego, choć daje natychmiastowy handełes, bez czekania. To jest raczej niespójne z robrajaniem. Jeżeli przyjdę do Ciebie uzbrojony po zęby, a Ty mnie rozbroisz swoim urokiem i osobistym wdziękiem, to w jakim sensie „udzielasz mi rabatu”?
Dyskontować to równie dobrze spijać śmietankę, cokolwiek to nie znaczy. Jeśli zaś chodzi o mój urok osobisty, zdaje się oczywiste, że dla mnie samego niewiele z niego wynika, korzyści czerpią inni.
Zatem irenizm nijak nam nie zagraża.
Skoro tak, będę odtąd dyskontował śmietankę i udzielał rabatu rozbrajając. Niestety brak mi Twojego uroku, więc korzyści będą nikłe.
Michal,
Myrotvorets to wspolczesny McCarthyizm. Ale lepsze to od metod senatora z Wisconsin, ani gorsze. Dla mnie to czysty antykomunizm. Bez bialych rekawiczek, ale efektowny. Mackiewicz mowil ze do komunistow nalezy strzelac. Myrotvorets pomagaja tym co chca strzelac ujawniajac dane osobiste czerwonej swoloczy.
Droga Soniu,
Jeżeli to jest antykomunizm, to ja wymiękam. Oni nie dokonują proskrypcji komunistów, tylko ludzi, którzy im się nie podobają. Ale nawet gdyby to była proskrypcja komunistów, to ja nie widzę w czym tu miałby być wielki pic.
Paradoksalnie, sądzę, że Myrotworiec wciągnąłby na listę zarówno mnie, jak i Ciebie.