III Ankieta Wydawnictwa Podziemnego

Dziecko w szkole uczy się fałszowanej historii od Piasta do równie sfałszowanego Września i dowie się, że obrońcą Warszawy był nie jakiś tam Starzyński, ale komunista Buczek, który wyłamał kraty „polskiego faszystowskiego” więzienia, by na czele ludu stolicy stanąć do walki z najeźdźcą. – Tak w roku 1952 Barbara Toporska opisywała ówczesny etap bolszewizacji Polski.

Przyjmijmy, na potrzeby niniejszej ankiety, że był to opis pierwszego etapu bolszewizacji, klasycznego w swoim prostolinijnym zakłamaniu. Kolejny etap nastąpił szybko, zaledwie kilka lat później, gdy – posługując się przykładem przytoczonym przez Barbarę Toporską – w kontekście obrony Warszawy wymieniano już nie tylko komunistę Buczka, ale także prezydenta Starzyńskiego (i to z największymi, bolszewickimi honorami). Przyszedł w końcu także moment, gdy komunista Buczek albo znikł z kart historii, albo też przestał być przedstawiany w najlepszym świetle – jeszcze jeden, mocno odmieniony okres.

Mamy tu zatem dynamiczne zjawisko bolszewizmu i szereg nasuwających się pytań. Ograniczmy się do najistotniejszych, opartych na tezie, że powyższe trzy etapy bolszewizacji rzeczywiście miały i mają miejsce:

1. Wedle „realistycznej” interpretacji historii najnowszej utarło się sądzić, że owe trzy etapy bolszewickiej strategii są w rzeczywistości nacechowane nieustającym oddawaniem politycznego pola przez bolszewików. Zgodnie z taką wykładnią, historię bolszewizmu można podzielić na zasadnicze okresy: klasyczny, ewoluujący, upadły. Na czym polega błąd takiego rozumowania?

2. Jak rozumieć kolejno następujące po sobie okresy? Jako etapy bolszewizacji? Jako zmiany wynikające z przyjętej strategii, czy ze zmiennej sytuacji ideowej i politycznej, czy może trzeba wziąć pod uwagę inne jeszcze, niewymienione tu czynniki?

3. Trzy etapy i co dalej? Czy trzecia faza spełnia wszystkie ideowe cele bolszewizmu, czy wręcz przeciwnie – jest od realizacji tych celów odległa? Czy należy spodziewać się powrotu do któregoś z wcześniejszych etapów, a może spektakularnego etapu czwartego lub kolejnych?

Zapraszamy do udziału w naszej Ankiecie.

II Ankieta Wydawnictwa Podziemnego

Dorobek pisarzy i publicystów mierzy się nie tyle ilością zapisanych arkuszy papieru, wielkością osiąganych nakładów, popularnością wśród współczesnych czy potomnych, poklaskiem i zaszczytami, doznawanymi za życia, ale wpływem jaki wywierali lub wywierają na życie i myślenie swoich czytelników. Wydaje się, że twórczość Józefa Mackiewicza, jak żadna inna, nadaje się do uzasadnienia powyższego stwierdzenia. Stąd pomysł, aby kolejną ankietę Wydawnictwa poświęcić zagadnieniu wpływu i znaczenia twórczości tego pisarza.

Chcielibyśmy zadać Państwu następujące pytania:

1. W jakich okolicznościach zetknął się Pan/Pani po raz pierwszy z Józefem Mackiewiczem?
Jakie były Pana/Pani refleksje związane z lekturą książek Mackiewicza?

2. Czy w ocenie Pana/Pani twórczość publicystyczna i literacka Józefa Mackiewicza miały realny wpływ na myślenie i poczynania jemu współczesnych? Jeśli tak, w jakim kontekście, w jakim okresie?

3. Czy formułowane przez Mackiewicza poglądy okazują się przydatne w zestawieniu z rzeczywistością polityczną nam współczesną, czy też wypada uznać go za pisarza historycznego, w którego przesłaniu trudno doszukać się aktualnego wydźwięku?

Serdecznie zapraszamy Państwa do udziału.

Ankieta Wydawnictwa Podziemnego

1. W tak zwanej obiegowej opinii egzystuje pogląd, że w 1989 roku w Polsce zainicjowany został historyczny przewrót polityczny, którego skutki miały zadecydować o nowym kształcie sytuacji globalnej. Jest wiele dowodów na to, że nie tylko w prlu, ale także innych krajach bloku komunistycznego, ta rzekomo antykomunistyczna rewolta była dziełem sowieckich służb specjalnych i służyła długofalowym celom pierestrojki. W przypadku prlu następstwa tajnego porozumienia zawartego pomiędzy komunistyczną władzą, koncesjonowaną opozycją oraz hierarchią kościelną, trwają nieprzerwanie do dziś. Jaka jest Pana ocena skutków rewolucji w Europie Wschodniej? Czy uprawniony jest pogląd, że w wyniku ówczesnych wydarzeń oraz ich następstw, wschodnia część Europy wywalczyła wolność?

2. Nie sposób w tym kontekście pominąć incydentu, który miał miejsce w sierpniu 1991 roku w Moskwie. Czy, biorąc pod uwagę ówczesne wydarzenia, kolejne rządy Jelcyna i Putina można nazwać polityczną kontynuacją sowieckiego bolszewizmu, czy należy raczej mówić o procesie demokratyzacji? W jaki sposób zmiany w Sowietach wpływają na ocenę współczesnej polityki międzynarodowej?

3. Czy wobec rewolucyjnych nastrojów panujących obecnie na kontynencie południowoamerykańskim należy mówić o zjawisku odradzania się ideologii marksistowskiej, czy jest to raczej rozwój i kontynuacja starych trendów, od dziesięcioleci obecnych na tym kontynencie? Czy mamy do czynienia z realizacją starej idei konwergencji, łączenia dwóch zantagonizowanych systemów, kapitalizmu i socjalizmu, w jeden nowy model funkcjonowania państwa i społeczeństwa, czy może ze zjawiskiem o zupełnie odmiennym charakterze?

4. Jakie będą konsekwencje rozwoju gospodarczego i wojskowego komunistycznych Chin?

5. Już wkrótce będzie miała miejsce 90 rocznica rewolucji bolszewickiej w Rosji. Niezależnie od oceny wpływu tamtych wydarzeń na losy świata w XX wieku, funkcjonują przynajmniej dwa przeciwstawne poglądy na temat idei bolszewickiej, jej teraźniejszości i przyszłości. Pierwszy z nich, zdecydowanie bardziej rozpowszechniony, stwierdza, że komunizm to przeżytek, zepchnięty do lamusa historii. Drugi stara się udowodnić, że rola komunizmu jako ideologii i jako praktyki politycznej jeszcze się nie zakończyła. Który z tych poglądów jest bardziej uprawniony?

6. Najwybitniejszy polski antykomunista, Józef Mackiewicz, pisał w 1962 roku:

Wielka jest zdolność rezygnacji i przystosowania do warunków, właściwa naturze ludzkiej. Ale żaden realizm nie powinien pozbawiać ludzi poczucia wyobraźni, gdyż przestanie być realizmem. Porównanie zaś obyczajów świata z roku 1912 z obyczajami dziś, daje nam dopiero niejaką możność, choć oczywiście nie w zarysach konkretnych, wyobrazić sobie do jakiego układu rzeczy ludzie będą mogli być jeszcze zmuszeni 'rozsądnie' się przystosować, w roku 2012!

Jaki jest Pana punkt widzenia na tak postawioną kwestię? Jaki kształt przybierze świat w roku 2012?




1. Błąd ten ma swoje źródło przede wszystkim w powszechnym niezrozumieniu istoty bolszewizmu/komunizmu pośród historyków, politologów, sowietologów, rosjoznawców i sinologów, zarówno tych o orientacji lewicowej (najczęściej prokomunistycznej), jak i prawicowej, konserwatywnej. Tyleż powszechnie, co błędnie sprowadza się istotę komunizmu do ideologii, rzekomo zakładającej cele „pozytywne” – najkrócej mówiąc, sprowadzające się do polepszenia losów danej grupy społecznej („proletariatu”, „klasy robotniczej” itp., itd.) albo mniej czy bardziej abstrakcyjnej „ludzkości”. Co za tym idzie, większość badaczy zjawiska bolszewizmu/komunizmu, nie pojąwszy samej jego istoty, błędnie postrzega także poszczególne etapy jego ewolucji, która z definicji jest dostosowywaniem systemu do zmieniających się warunków i wcale nie musi oznaczać jego upadku.

Badacze o orientacji prawicowej i konserwatywnej wskazują często na sekciarskie: gnostyckie, masońskie, okultystyczne czy wręcz satanistyczne korzenie bolszewizmu. Takie przedstawienie problemu nie jest fałszywe – związki bolszewików z okultystami, wolnomularzami czy satanistami są faktem. Ponadto, jak nauczał Carl Schmitt, „pojęcia polityczne są zeświecczonymi pojęciami teologicznymi” (ale jeśli iść tym właściwym tropem, to bez problemu zrozumiemy, że istotą okultyzmu i satanizmu jest niczym nieograniczona, totalna władza). Ale ten opis zdaje się wyczerpywać jedynie część aspektów zjawiska bolszewizmu/komunizmu, nie poruszając jego istoty, albo robiąc to z reguły dość powierzchownie.

Komunizm (bolszewizm) to metoda zdobycia, sprawowania, utrzymania i sukcesji władzy. Celem i istotą komunizmu jest totalitarna władza i sowietyzacja, czyli inżynieria społeczna mająca za cel wyhodowanie „nowego człowieka”. Najważniejszymi cechami bolszewizmu jako metody sprawowania władzy są: skrajny totalitaryzm – podporządkowanie wszystkiego interesom bolszewickich elit oraz skrajny relatywizm – „dobre” jest to, co im służy, „złe” jest to, co im nie służy i szkodzi, dopuszczalne jest każde działanie służące długofalowym i bieżącym interesom komunizmu. Ideologia komunistyczna, na czele z marksizmem, to przede wszystkim teoria i ideologia władzy. Służy ona określeniu celu komunizmu, którym faktycznie, jeśli dokładnie się przyjrzeć, jest właśnie władza oraz legitymizacji, propagandzie, trzymaniu w ryzach bolszewickich kadr i sowietyzacji. Wystarczy sięgnąć do klasyków – nie tylko Lenina i Stalina, ale przede wszystkim do „dzieł” Karola Marksa i Fryderyka Engelsa, na czele z „Manifestem komunistycznym”. Wyraźnie jest tam napisane, że faktycznym celem komunizmu jest władza komunistów (nie zaś „społeczeństwo bezklasowe”, „wolność”, „równość” itp.) i że w tym celu dozwolone jest użycie wszystkich koniecznych i skutecznych środków, które mogą być dowolnie zmieniane ze względu na dynamikę sytuacji. Jak stwierdził zresztą sam Marks, „ideologia jest kostiumem władzy”.

To, co określane jest w niniejszej ankiecie jako „etap upadły” bolszewizmu, a szerzej, w dyskursie politologicznym jako „postkomunizm”, to w istocie neobolszewizm, neokomunizm. Albo „komunizm ukryty”, jeśli przywołać śp. Christophera Story. Komunistyczne struktury władzy zamieniły władzę bezpośrednią na władzę pośrednią i kontrolę totalną na kontrolę strukturalną. Hierarchiczne i scentralizowane struktury partii komunistycznych i bezpieki zamieniono na policentryczne struktury sieciowe, po części ukryte i nieformalne. Kontrola totalna, czyli kontrola nad każdym aspektem życia politycznego, społecznego i jednostkowego została zastąpiona pośrednią i po części zakulisową kontrolą strukturalną, czyli kontrolowaniem jedynie najważniejszych, strategicznych dla funkcjonowania systemu odcinków życia politycznego, społecznego i gospodarczego oraz najważniejszych procesów.

Proces transformacji ustrojowej komunizmu w neokomunizm, proces pieriestrojki, czyli przebudowy komunizmu przebiegał i przebiega inaczej w byłym ZSRS (oraz na terenie wewnętrznego i zewnętrznego imperium sowieckiego), a inaczej w ChRL. Federacja Rosyjska, czyli współczesna inkarnacja i kontynuacja ZSRS reprezentuje typ „komunizmu ukrytego”, gdzie centrum władzy jest struktura sieciowa składająca się z przeobrażonych sowieckich specsłużb, komsomolskiej oligarchii i zdominowanej przez bezpiekę mafii. Ten sam model powiela się w krajach „byłego” sowieckiego imperium wewnętrznego i zewnętrznego, nadal zresztą uzależnionych od moskiewskiej centrali. Natomiast ChRL prowadzi, i to już od śmierci Mao i początków kadencji Denga, politykę bardzo przypominającą leninowski NEP. W komunistycznych krajach peryferyjnych, przedstawianych jako „skanseny” komunizmu (Kuba, Wietnam, Laos, Demokratyczna Republika Kongo, Kongo Brazzavile, Benin, Zimbabwe itd.) dopiero od 2000 roku wprowadza się albo model „pieriestrojki”, albo mniej lub bardziej zmodyfikowany model ChRL-owski.

2. Zgodna ze stanem faktycznym jest każda z prób odpowiedzi zawartych w pytaniu. Czy trzeba brać pod uwagę jeszcze inne czynniki? Na pewno dynamikę zmieniających się wydarzeń, która na szczęście znajduje się poza kontrolą czynników decyzyjnych na Kremlu, na Łubiance czy w „Nowym Zakazanym Mieście”. Nie powinno to być jednak powodem do optymizmu: istotą zarówno strategii, jak i taktyki jest ich zmienność i dostosowywanie do zmieniających się warunków.

Wróćmy jeszcze do powiązanego z powyższym pytaniem poprzedniego wątku. Modelowym przykładem splotu długofalowej strategii, bieżącej taktyki bolszewii oraz dynamiki wydarzeń był właśnie proces tzw. transformacji ustrojowej. Anatolij Golicyn czy np. autorzy podziemnej bibuły z czasów pierwszej komuny mylili się w pewnych kwestiach (np. nie utworzono „federacji sowieckiej”, w Polsce nie stacjonuje Armia Czerwona, nawrót totalitaryzmu ma miejsce dopiero teraz itp.), ale były to jedynie szczegóły techniczne. Związek Sowiecki formalnie się rozpadł, komunizm jako ideologia państwowa oficjalnie upadł, ale komuniści zachowali władzę i kontrolę. Zatem to, czy elita bolszewicka nosi nazwę WKP(b), KPZS, KPChL, KGB, FSB czy WSI, czy centrale komunizmu noszą nazwę ZSRS, ChRL czy może Federacja Rosyjska, czy dopuszczany jest (skądinąd ograniczony) pluralizm partyjny i medialny, to kwestie czysto techniczne. W świetle teorii i dotychczasowej praktyki komunizmu/bolszewizmu jest to dostosowanie do danej „mądrości etapu”, do zmieniającej się sytuacji na zewnątrz i wewnątrz. Bolszewickim elitom z różnych przyczyn po prostu przestały być potrzebne, albo „zgrały się”, zewnętrzne formy systemu władzy (w tym także ideologia), treść jednak pozostała taka sama. Jak pokazały ostatnie dwie dekady, przyjęcie przez komunizm demoliberalnych form i procedur, zamiana władzy bezpośredniej na pośrednią i kontroli totalnej na odcinkową czy też wolnego rynku w miejsce etatyzmu, okazało się być o wiele skuteczniejszym i wydajniejszym instrumentem rządzenia i ekspansji.

3. Najważniejszym ideowym celem bolszewizmu jest władza. Władza zarówno nad wszystkimi aspektami życia w danym państwie, jak i władza nad światem. Cel ten nie został jeszcze spełniony, ale bolszewicy są z każdym rokiem coraz bliżej jego realizacji. Od z górą trzydziestu lat spełniają się chyba wszystkie geopolityczne prognozy Anatolija Golicyna zawarte w dwóch ostatnich rozdziałach „Nowych kłamstw w miejsce starych”, jak i te dotyczące bolszewickiej agresji ideologicznej i sowietyzacji niejako od wewnątrz, przedstawione przez Jurija Bezmienowa.

Być może (mniej więcej od lat 2008-10) mamy do czynienia właśnie z przejściem z „etapu trzeciego” do „etapu czwartego”. Etap trzeci był etapem „komunizmu ukrytego”, cechującego się względnie małą represyjnością (pomijając zbrodnie Rosji Sowieckiej w Czeczenii i czerwonych Chin w Tybecie, Turkiestanie Wschodnim i na własnych, narodzonych i nienarodzonych poddanych) i chaosem w strukturach komunistycznych, jak się okazało z perspektywy czasu, chaosem pozornym. Od kilku lat, przetransformowany komunizm przechodzi do coraz ostrzejszej ofensywy, zarówno na terenach przez siebie opanowanych, jak i na zewnątrz.

Aktualną sytuację należy analizować na dwóch poziomach: pierwszy to poziom geopolityczny, a drugi to stopień, w jakim dane państwa, dane cywilizacje atakowane są rozkładane wewnętrznie przez bolszewizm i torujący mu drogę demoliberalizm (liberalizm realny).

Współczesną kontynuacją bloku komunistycznego jest projekt geopolityczny, który w pewnym uproszczeniu można określić jako „blok eurazjatycki”. Jest to sieć sojuszy oplatająca już bez mała cały świat, którego centrum jest oś Moskwa-Pekin, a peryferiami sojusznicy i wasale Rosji Sowieckiej i ChRL. Organizacyjne formy bloku to polityczno-wojskowa Szanghajska Organizacja Współpracy, gospodarczy sojusz BRIC, Organizacja Układu Bezpieczeństwa Zbiorowego oraz tworząca się Unia Eurazjatycka mające zreintegrować przestrzeń byłego ZSRS wokół Rosji Sowieckiej. Moskwa i Pekin wykorzystują także do swoich celów grupę G-20 i forum Rady Bezpieczeństwa ONZ. Kolejnymi instrumentami światowej polityki Moskwy i Pekinu są organizacje skupiające neokomunistyczne kraje i ruchy Ameryki Południowej oraz orkiestrowanie grupy państw sponsorujących terroryzm (Iran, Syria, Korea Płn., Birma, Sudan), którą neokonserwatyści określają jako „oś zła”. Celem, a jednocześnie fundamentem projektu eurazjatyckiego jest realizacja mocarstwowych i globalistycznych ambicji Moskwy i Pekinu, a tym samym bolszewizacja świata.

Od lat ’90 decydenci z Moskwy i Pekinu otwarcie deklarują zamiar stworzenia „Nowego Porządku Świata” w oparciu o paradygmat „wielobiegunowości” i… „demokratyzacji stosunków międzynarodowych”. Powinno być oczywiste dla każdego zdrowego na umyśle, że za takimi deklaracjami w rzeczywistości kryje się właśnie zamiar zdominowania świata przez ChRL i Rosję Sowiecką. Kolejnymi przykładami są koncepcje Siergieja Karaganowa i Aleksandra Dugina – czołowych architektów sowieckiej/neosowieckiej geostrategii i polityki zagranicznej. Doktryna Karaganowa przewiduje zjednoczenie Federacji Rosyjskiej, przestrzeni sowieckiej oraz UE w twór o nazwie „Związek Europejski”, a następnie utworzenie „Dyrektoriatu” – światowego „rządu”, składającego się ze Związku Europejskiego, ChRL i USA. Aleksandr Dugin postuluje podział świata na „wielkie przestrzenie” („rosyjsko-eurazjatycką”, „chińską”, „arabo-islamską”, „europejską”, „latynoamerykańską”, „północnoamerykańską”), zredukowanie amerykańskiej aktywności w świecie do roli jednej z „wielkich przestrzeni”, a finalnie – globalną dominację „Uniwersalnego Imperium Eurazjatyckiego”, czyli sojuszu Moskwa-Pekin.

Strategia Rosji Sowieckiej przewiduje reintegrację dawnego imperium sowieckiego (w zasadzie powinno się mówić o utrzymaniu panowania lokalnych komunistyczno-bezpieczniackich elit, mających związki z moskiewską centralą), zarówno wewnętrznego, jak i zewnętrznego (które ma pełnić rolę „strefy buforowej” i „pasa transmisyjnego” na Zachód). To krok do celu, jakim jest finlandyzacja Europy Zachodniej, co oznacza uzyskanie przez Moskwę dostępu do Atlantyku. Celem Rosji Sowieckiej jest neutralizacja NATO i rozbicie jedności euroatlantyckiej, by kraje Zachodu były nastawione wobec Rosji Sowieckiej przyjaźnie, a przynajmniej neutralnie, będąc jednocześnie mniej lub bardziej antagonistyczne wobec USA. Utworzenie „neutralnej, socjalistycznej Europy” (pod przewodnictwem Niemiec), ma też umożliwić Rosji Sowieckiej transfer zachodnich technologii (w tym technologii wojskowych i takich, które mogą być używane przez bezpiekę), know-how i pieniędzy. Sowieciarze z Kremla realizują swoją strategię za pomocą całej gamy typowych dla KGB tzw. „środków aktywnych”: ekspansji gospodarczej, wojny ideologicznej, wojny psychologicznej, agentury wpływu, wykorzystywania podmiotów gospodarczych oraz polityków o wspólnych interesach i last but not least „klasycznego” szpiegostwa.

Głównym natomiast celem ekspansji czerwonych Chin jest Azja Południowo-Wschodnia, baseny Pacyfiku Zachodniego i Oceanu Indyjskiego oraz Afryka. Pekin także stosuje „środki aktywne”, jednak w odróżnieniu od sojusznika zza Amuru kładzie nacisk na wojnę ekonomiczną, gdzie głównymi instrumentami są merkantylizm, aspirowanie do roli światowego bankiera, stosowanie niewolniczej siły roboczej, czego konsekwencją jest postępująca dezindustrializacja krajów Zachodu poprzez drenaż kapitału i przenoszenie produkcji na teren ChRL. Ekspansja chrlowskiego biznesu na kraje Zachodu to oczywiście także doskonała metoda eksportu agentury: praktycznie cały chrlowski biznes jest prowadzony przez funkcjonariuszy KPCh, Guoanbu lub III i IV Departamentu ChALW.

Jeżeli zatem na mapie konturowej świata zaznaczymy na czerwono Rosję Sowiecką, ChRL oraz ich sojuszników i wasali, to zobaczymy, że wolny świat (w zasadzie jego resztki), na czele z USA, znajduje się w stanie oblężenia (o którego początkach pisał w poprzedniej ankiecie WP profesor de Carvalho). Zachód jest także podminowany przez struktury faktycznie działające wbrew jego interesom, a służące współczesnemu bolszewizmowi z centralą w Moskwie i Pekinie. Składają się one po pierwsze z regularnych komunistów, lewaków i agentury wpływu, a po drugie z podmiotów, które czerpią finansowy i ekonomiczny interes z paktowania z Sowietami i ChRL a także z demoliberalnych, użytecznych idiotów. Profesor Olavo de Carvalho wskazuje, iż jest to grupa mająca długofalową strategię władzy i współpracy z bolszewikami. Nie tylko na poziomie polityki zagranicznej, ale także realizując politykę konwergencji ze światem komunistycznym.

Jak pisałem wyżej, apogeum ekspansji neobolszewizmu i wycofywania się Zachodu ze swoich dominiów ma miejsce od roku 2008. Wcześniej, od zamachów z 11.09.2001 Moskwa (w pewnym stopniu też Pekin) rozgrywała Zachód kartą sterowanego terroryzmu islamskiego. Wiązanie sił amerykańskich i alianckich w wojnie w Iraku i Afganistanie umożliwiło Moskwie finlandyzację Europy za pomocą Gazpromu, reintegrację obszaru dawnego ZSRS i stawianie się w roli sojusznika Zachodu w walce z islamskim ekstremizmem. ChRL mogła z kolei położyć rękę na irackich złożach ropy naftowej. Kluczowe jednak są dwie kadencje Baracka Obamy, politycznie i genealogicznie związanego z amerykańskimi komunistami, kiedy to Stany Zjednoczone systematycznie wycofują się z własnego imperium zewnętrznego (Europa), oddając pole Moskwie i Pekinowi, a także rozbrajają się. NATO stała się w zasadzie klubem dyskusyjnym (do którego dostęp ma od jakiegoś czasu Moskwa), a według politologa George’a Friedmana, de facto już nie istnieje. Udowodniły to trzy operacje, w których bolszewicy przetestowali gotowość Zachodu na agresję: operacja smoleńska, operacja norweska, a ostatnio zamach w Bostonie (niezbyt spektakularny na tle poprzednich autorstwa islamskich ekstremistów), kolejny szantaż KRL-D i sprawa Edwarda Snowdena. Od 2008 roku, ChRL prowadzi coraz bardziej agresywną politykę w rejonie Oceanu Indyjskiego, Azji Południowej i Wschodniej oraz Pacyfiku.

Obserwujemy także „koincydencję” czasową takiej polityki światowej z wdrażaniem demoliberalnych, a wręcz demobolszewickich rozwiązań w polityce wewnętrznej USA i krajów Europy Zachodniej. „Normą” jest nie tylko dopuszczalność, ale i traktowanie jako „praw człowieka” zboczeń seksualnych (mówi się o legalizacji pedofilii czy zoofilii), mordowania dzieci nienarodzonych czy dobijania chorych i słabych (dopuszczalna jest już „aborcja poporodowa”). A także wtrącania się nie tylko organów państwa, ale i pomiotów pozapaństwowych (np. korporacji – niektóre z nich to de facto „prywatne” państwa bolszewickie) w coraz więcej aspektów życia społecznego i prywatnego ludzi. Ale praprzyczyną „upadku zachodu” i „czerwonego świtu” zdaje się być oświecenie wraz ze swym dziedzictwem, demoliberalizmem. Alexis Carrell stwierdził nie bez racji, że „liberalny burżuj jest starszym bratem bolszewika”. Istotą liberalizmu jest bowiem kompromis, poddawanie wszystkiego regułom demokracji i rynku, kontraktualizm, wieczne rozdyskutowanie i niechęć do podejmowania decyzji, pacyfizm, roszczeniowa koncepcja indywidualizmu i „praw do wszystkiego”. Gdy z drugiej strony, bolszewizm jest prostym jak konstrukcja karabinka AK i równie skutecznym systemem, którego istotą jest władza, z bezwzględnymi i zdeterminowanymi kadrami. Jak powiedział kiedyś Ernst Jünger, „po wegetarianach przychodzą kanibale”…

Wróćmy jednak do koncepcji Karaganowa i Dugina, których w żadnym wypadku nie można traktować jako czekistowskich dowcipów po spożyciu napojów wysokoenergetycznych: na chwilę obecną mamy do czynienia ze spełnianiem się tych właśnie koncepcji geostrategicznych. Obserwujemy kształtowanie się „nowego porządku świata” z podziałem na strefy: „rosyjsko-eurazjatycką” i „chińską” (złączone polityczno-wojskowo-gospodarczym sojuszem Moskwa-Pekin), „europejską” (sfinlandyzowaną przez Moskwę), „latynoamerykańską” (we władzy promoskiewskich i propekińskich komunistów), „afrykańską” (de facto kolonia ChRL) i „amerykańską”, ograniczoną terytorialnie do kontynentu północnoamerykańskiego. Koncepcja ta jest podzielana przez globalistyczne (lewackie, liberalne i bolszewickie) elity z Zachodu, np. koncepcje Henry’ego Kissingera czy Zbigniewa Brzezińskiego.

Jakie są perspektywy na przyszłość? Być może bolszewicki, sino-sowiecki „Nowy Porządek Światowy” z osią Moskwa-Pekin jako hegemonem i satelickimi „wielkimi przestrzeniami” (w tym – amerykańską i europejską, w różnym zakresie opanowanymi przez liberałów i bolszewików) to tendencja trwała. Być może bolszewicy z Kremla/Łubianki i Zhongnanhai będą utrzymywać ją tak, jak to czyniły dotychczas za pomocą kombinacji wojny ideologicznej, ekonomicznej, „Proxy Wars” i terroru na ograniczoną skalę.

Nie wolno jednak wykluczać scenariusza wojennego. Czekistowscy decydenci z Moskwy i partyjno-wojskowo-bezpieczniaccy aparatczycy z Pekinu mogą mieć zamiar „dobicia” upadającego i dogorywającego Zachodu. Można sobie wyobrazić scenariusz, w którym np. terroryści islamscy czy „prawicowi” dokonują zamachów w USA za pomocą broni masowego rażenia, na skutek których następuje chaos i bezhołowie. Następnie, Rada Bezpieczeństwa i Zgromadzenie Ogólne ONZ, zdominowane przez ChRL i Rosję Sowiecką, decydują o wprowadzeniu do pogrążonej w chaosie Ameryki wojsk ONZ. Można też sobie wyobrazić sytuację, w której konflikt lokalny (np. na Bliskim Wschodzie) przekształca się w konflikt o zasięgu światowym. Teatrem przyszłej wojny może okazać się Europa, podminowana przez coraz bardziej radykalną diasporę islamską, z zapleczem strategicznym na Bliskim Wschodzie. W sytuacji gwałtownych zamieszek, albo konfliktu zbrojnego, władze krajów europejskich (albo establishment unijny) raczej nie zwróci się o pomoc do odizolowanej i oblężonej Ameryki, tylko do Rosji Sowieckiej (wspomaganej przez ChRL).

Ani powyższa próba analizy, ani scenariusze nie napawają optymizmem. Ale jak pisał Oswald Spengler, […] tylko marzyciele wierzą, że istnieje wyjście. Optymizm jest tchórzostwem.



Prześlij znajomemu

70 Komentarz(e/y) do “Odpowiedź na III Ankietę Wydawnictwa Podziemnego”

  1. 1 studnia

    chłopie co Ty palisz? podaj namiary na dealera..

  2. 2 michał

    Nie ma to, jak komentarz ad rem! Studnia takich „myśli” jest tak zaiste głęboka, że zastanawialiśmy się nad strąceniem jej do czyśćca Kuriozów, ale przecież jest to komentarz znamienny dla ogromnej większości ludzi, którzy skonfrontowani z myślą odbiegającą od utartych szablonów, stają się zupełnie bezbronni i sięgać muszą po takie jak powyższy psuedo-sarkastyczne komentarze.

  3. 3 amalryk

    Że też Panu, Panie Michale chce się pochylać nad taką głęboką studnią mądrości? Czyż nie prościej i piękniej potraktować zabłąkanego tu kolegę naszym pięknym, staropolskim SPIERDALAJ!?

  4. 4 michał

    Tak, pewnie ma Pan rację. Mój towarzysz podziemnej niedoli też był tego zdania, choć chyba nie wyraził tego równie trafnie.

  5. 5 Orzeł

    Komentarz ze studni jest niestety dość typową reakcją na jakiekolwiek próby zwrócenia uwagi na kwestie zasadnicze. Zasadnicze również dla studni. Pozytywna wiadomość jest taka, że takie dość hermetyczne dyskusje, jak nasze tutaj, z czasem mimo wszystko odbijają się echem. Nawet w studni.

    Przy okazji, mam pytanie do autora powyższej odpowiedzi na ankietę. Pańska analiza jest bardzo interesująca i dotyczy zjawiska w skali makro, to chyba najbardziej wyczerpujący tekst. W związku z tym chciałbym zapytać, co Pan Jaszczur sądzi na temat stanowiska USA, w kontekście strategii sowiecko – chińskiej i projektu New World Order. Czy NWO jest aby na pewno inicjatywą Moskwy i Pekinu? Czy nie jest aby tak, że to właśnie ludzie pokroju Brzezińskiego i Kissingera od lat budują taką właśnie strategię, a sowieci próbują wykorzystać ją tylko dla własnych celów? Ciekawą kwestią jest w ogóle postawa amerykańskich elit władzy wobec zaistniałej sytuacji. Czy zjawisko pod tytułem Obama to tylko emanacja lewackiej gorączki, na którą cierpi Ameryka, czy też może narzędzie w rękach ludzi skupiających rzeczywistą władzę w państwie? Czy wycofanie się USA z aktywnej polityki w Europie to tylko głupota, czy część jakiejś przemyślanej strategii?

  6. 6 amalryk

    Jaszczur produkuje się w internie od bodaj 2007, na większość Pańskich pytań znajdzie Pan odpowiedź w witrynie „Na marginesie” wklepując w przeglądarkę – jaszczur09 – i już.

  7. 7 Orzeł

    Dziękuję, wobec tego poczytam jego wypowiedzi.

  8. 8 Jaszczur

    Szanowny Panie Orle!

    Trudno jest mi udzielić jednoznacznej odpowiedzi na Pańskie pytania. Ba! Spodziewałem się też, że to może Pan w szerszym zakresie poruszy wymienione przez Pana tematy, bo widzę, że dużo pisze o nich w komentarzach na WP.

    Mogę jedynie niejako wesprzeć się autorytetem osób, które zawodowo się tym zajmują, mianowicie Anatolijem Golicynem, prof. Olavo de Carvalho, Jeffrey’em Nyquistem, czy choćby próbami analiz czynionymi przez Autorów WP.

    Czy „New World Order” (domyślam się, że chodzi Panu o zachodnie projekty globalistyczne) to inicjatywa Moskwy i Pekinu? Z całą pewnością można stwierdzić jedynie to, że „NWO” prowadzi do realizacji strategii globalnej Moskwy i Pekinu. Nie posiadam wystarczającej wiedzy o zachodnim globalizmie, a do rewelacji Alexa Jonesa czy Davida Icke staram się podchodzić z rezerwą. Wiele na ten temat pisze choćby Olavo de Carvalho, polecam choćby debatę (a właściwie połajankę) z niejakim Aleksandrem Duginem: http://www.theinteramerican.org/blogs/olavo-de-carvalho/402-the-usa-and-the-new-world-order-a-debate.html

    Warto też zwrócić uwagę na to, co ujawnił o Kissinger’ze mało znany uciekinier z Departamentu II MSW, Michał Goleniewski – mianowicie, Henry Kissinger miał zostać zwerbowany przez GRU na terenie Niemiec. Polecam także, choć zapewne ta pozycja jest Panu znana, książkę Józefa Darskiego streszczającą poglądy Zbigniewa Brzezińskiego.

    W tym świetle niezwykle intrygujące jest Pańskie pytanie o Barracka Obamę, jego politykę „resetu” z Rosją Sowiecką i ChRL i de facto ograniczania imperium amerykańskiego do roli jednej z „karaganowsko-duginowskich” stref. Idiotyzm torujący drogę globalnej hegemonii Moskwy i Pekinu czy strategia? Jeżeli byłaby to strategia, to CZYJEGO autorstwa? I kto, według Pana, sprawuje rzeczywistą władzę w USA? Sowiecka i chińska agentura i lobby na pasku SWR i Guoanbu?

    I jeszcze jedno odnośnie Obamy, a właściwie środowisk, z których się on wywodzi, mianowicie czarnych rasistów powiązanych z CP USA. W filmie dokumentalnym Grzegorza Brauna „New Poland” jest wypowiedź amerykańskiego politologa (nie pamiętam niestety nazwiska, brzmi w każdym razie z żydowska), który mówi, że do dziś partia ta uznaje Moskwę za swoją centralę.

    W tym kontekście radzę też przyjrzeć się deklaracji, jaką Obama złożył prezydentowi Miedwiediewowi o „większej elastyczności” w sprawie amerykańskiego systemu obrony przeciwrakietowej w przypadku wygrania kolejnych wyborów. W szczególności radzę się przyjrzeć całej otoczce niewerbalnej: z jakiej pozycji występował Obama, a z jakiej Dmitrij Anatoliewicz.

    Moja robocza teza jest taka, choć mogę się mylić, że w kwestiach, o które Pan zapytuje występują wszystkie czynniki. To znaczy: i dążenie części zachodnich elit do totalitarnej władzy światowej, i lewactwo (czy to w wymiarze użytecznego idiotyzmu, czy to w wymiarze przemyślanej teorii władzy), a wszystko to wspierane za pomocą agentury bolszewickich globalistów z Pekinu i Moskwy. Kwestią sporną jest w zasadzie jedynie to, „kto jest kim” i „kto kogo”.

  9. 9 michał

    Szanowni Panowie,

    O jakim New World Order Panowie mówicie? Ja naiwnie myślałem, że jest to termin użyty przez George’a Busha ojca i wysunięty przez jego administrację jako projekt ułożenia stosunków międzynarodowych po tzw. „upadku komunizmu”. Skoro jednak komunizm nie upadł, to zdawałoby się – nie ma o czym mówić. Cały pomysł był tylko przedłużeniem tego, co Józef Mackiewicz nazywał Wielką Spółką. Największym zwycięstwem Stalina w II wojnie nie było bowiem pokonanie Hitlera, ale dopuszczenie go – Józia, nie Adzia – do podziału świata, dopuszczenie bolszewickiej kanalii do głosu przy stole obrad dotyczących całego świata. To była Wielka Spółka i ta Spółka trwała bezustannie, pomimo niesnasek, pomimo kłótni, jak to wśród partnerów. Czasami dochodziło do bójki, jak w Korei, a czasami bawiono się w podchody, jak podczas zimnej wojny. Zimna wojna skończyła się jednak nie za Gorbiego, ale krótko po śmierci Stalina i odtąd Spółka działała znakomicie.

    Nowy światowy porządek zaproponownay przez Busha był zaledwie kontynuacją starej spółki. Ku mojejmu wielkiemu zdziwieniu, dowiedziałem się dopiero przed chwilą, że NWO to jest wielka konspiracja, spisek masoński, jezuicki, Iluminaci i nawet „this is the dawning of the Age of Aquarius”!… To ostatnie miałem za niewinny cytat z musicalu Hair, ale okazuje się, że to też spisek.

    Powiedziałbym może tak: ludzie zawsze spiskowali. Tak było, jest i będzie. Tajne działania dla osiągnięcia celów są stare jak człowiek. Panująca w dzisiejszym świecie moda, że teorie spiskowe są zawsze śmieszne, jest prawdziwie komiczna. Co rzekłszy, wyobraźmy sobie, że bolszewicy osiągną podział świata wedle zasad naszkicowanych w 1984 Orwella, tj. trzy ogromne państwa, Eurazja moskiewska, Oceania amerykańska i Azja pekińska, co się wówczas stanie z tymi wszystkimi spiskowcami z Bilderbergu?

    Pod stienku.

    Rotszyld zrobił swoje, Rotszyld może odejść.

  10. 10 Orzeł

    Panowie!

    Hasło NWO pojawia się w wypowiedziach czasem tak ze sobą sprzecznych i opisujących niekiedy wzajemnie wykluczające się teorie, że trudno wyrobić sobie jakiś spójny pogląd. Wydaje się trafne stwierdzenie, że jest to strategia sprzyjająca celom sowietów. Ale czy wyszła one bezpośrednio od nich samych? Nie wiem..

    Teoria, że Bilderberg i podobne mu inicjatywy to narzędzia światowego komunizmu, realizujące pierwotne cele Lenina brzmi sensownie. Czy wśród spiskowców – pożytecznych idiotów znajdują się masoni, iluminaci, itp menażeria, nie mnie się wypowiadać, ale w sumie nie byłoby w tym nic dziwnego. Kierunki działania kręgów masońskich i wczesnych komunistów były w wielu punktach zbliżone, tyle, że ci ostatni okazali się dużo bardziej skuteczni w działaniu.

    To, że Obama ma komunistyczne korzenie nie jest niczym nowym, zastanawiam się tylko, czy w Stanach nie ma już żadnej siły politycznej, która mogłaby jego działania skontrować. Wydaje się, że są tam wpływowe środowiska, które na jego polityce dużo stracą, więc jakaś opozycja polityczna powinna go powstrzymywać kierując się instynktem samozachowawczym, a niczego takiego nie widać.

  11. 11 Andrzej

    Im więcej i głośniej o „spisku NWO”, rządzie światowym, Bilderbergu ,Trilateral Commision itp. tym lepiej dla bolszewików. Wszystko to im służy jak najlepiej, wszystko to znakomicie odwraca uwagę od istoty rzeczy. Na marginesie: wiele z tego powstało na ich usługi a dziś wszędzie mają „pakiety kontrolne”. Wszystko to im doskonale służy ale mało kto ich tam widzi.

    A w polrealistycznym peerelu te dyskusje są szczególnie głośne i pasjonujące. Masoni i Iluminaci (a wśród nich: patrzcie ilu tam Żydów!) znakomicie nadają się do wytłumaczenia ciągłych klęsk i zasypywania coraz większą górą kamieni grobu w którym spoczywa Polska.

  12. 12 amalryk

    Nie zapominajmy że bolszewicka zaraza przywędrowała z Zachodu, w Moskwie tylko została twórczo dopracowana. Przypominam zarazem, że całe USA jest ufundowane na „oświeceniu” – więc czego stamtąd wyglądamy, ratunku?

    Myślę, że sowieckie komuchy szybko skojarzyły iż czas nieuchronnie pracuje na ich korzyść, więc hajda w szelepinomironowiadę zamiast ryzykować ewentualne baty, bo to à la guerre comme à la guerre…

    A ci tam masoni, iluminaci, Bilderberg toż to komuna niezgorsza niż w Hollywood

  13. 13 michał

    Czy Panowie poważnie przywiązują wagę do tych Bilderbergów i temu podobnej hołoty? Takich „spisków” zawsze było multum, klubów, w których bogaci ludzie rozmawiają ze sobą i planują, jak urządzić świat. I cóż w tym dziwnego? A z kim mają rozmawiać? Ze mną? Bogaci ludzie czują się nieswojo wobec biednych ludzi, więc trzymają się od nich z dala. Tak jak zawodowi sportowcy na ogół obcują z innym zawodowymi sportowcami, a aktorzy z aktorami. To może nie jest dobre na długą metę, ale zrozumiałe. Zapewniam Panów, że wagę tych klubów można między bajki włożyć.

  14. 14 Jaszczur

    Tylko, że do Klubu Bilderberg, Komisji Trójstronnej, Rady ds. Stosunków Międzynarodowych czy też do rozmaitych lóż wolnomularskich należą wpływowe osoby, mające wpływ na najbardziej strategiczne odcinki polityki państw zachodnich.

    Owszem, waga tych klubów jest wyolbrzymiana w różnych teoriach zwanych spiskowymi i jako takimi wyśmiewanymi w medialnym, politycznie poprawnym, bolszewickim albo parabolszewickim wręcz mejnstrimie. Dzięki czemu bolszewia z Moskwy i Pekinu ma skuteczną zasłonę dymną, a nawet może budować narracje dezinformacyjne o „złych globalistach, masonach, banksterach i żydokomunie z zachodu” i „konserwatywnej, tradycjonalistycznej Rosji, która daje im odpór”. Ponadto, wielu zachodnich „konspirologów”, zwłaszcza medialnych, m.in. Alex Jones są częstymi gośćmi np. Russia Today. A przez umieszczanie obok siebie np. opracowań książek Golicyna, artykułów o Zakonie Illuminatów i masonach i teoriach o inwazji Reptilian czy planecie Nibiru, która ma zakłócić orbitę Ziemi, skutecznie kompromitowane są tezy o sfingowanym upadku komunizmu i aktywości Rosji Sowieckiej i ChRL.

    Ale to właśnie w tych środowiskach (dalej mówię o Bilderbergach, etc.) umiejscowieni są ludzie, którzy ze strony państw zachodnich realizują „wielką spółkę” z ZSRS/Rosją Sowiecką i ChRL, a w ostatnim czasie pogłębiają ją, albo „NWO” (jak kto woli).

    A co do scenariusza Orwellowskiego – właśnie o takim pisałem w komentowanym tutaj tekście. Taki właśnie scenariusz rysują sowieccy geostratedzy – Dugin i Karaganow i konkretnie ich autorstwa scenariusz zdaje się finalizować.

  15. 15 michał

    Nie! Wielka Spółka trwa nie ze względu na Bilderberg, ale z powodu politycznej woli w gabinetach władzy. Nie dzięki masonom, ale Białemu Domowi. Nie dzięki Trójstronnym Komisjom, ale wizji świata reprezentowanej przez ośrodki władzy.

    Bilderberg jest co najwyżej zasłoną dymną.

  16. 16 Lukasz Kolak

    Panie Michale,

    Ale wszak te gabinety władzy tworzą ludzie, którzy mogą być promowani w takich klubach jak bilderberg. To mogą być think tanki dla realizacji określonych działań, np. żeby wielka spółka trwała.
    A co sądzicie Panowie o książkach prof. A. Suttona?

  17. 17 michał

    Drogi Panie Łukaszu,

    Bilderberg może popierać, ale Wielka Spółka trwałaby i bez klubów. Bilderberg jest jak ten mądry król w Małym księciu, który nakazywał słońcu, by wschodziło rano i zachodziło wieczorem.

    Nic nie sądzę o Suttonie, bo nic o nim nie wiem. Czy warto wiedzieć? Ale może Pan ma na myśli Rogera Scrutona?! O nim na pewno warto wiedzieć.

  18. 18 Lukasz Kolak

    Roger Scrutton to swoją drogą ważna postać. A prof. Sutton pisał m.in. o finansowaniu bolszewików przez amerykańskich bankierów opierając się na dokumentach Instytutu Hoovera.

  19. 19 Orzeł

    Wspieranie sowieckiego przemysłu ciężkiego przez amerykańskie koncerny sięga czasów NEP-u i podobnie, jak umowa Lend-Lease było modelowym przykładem sprzedawania komunistom sznura, na którym chcieli potem powiesić wrednych imperialistów. Stosunek dzisiejszych środowisk typu Bilderberg do współczesnej Rosji sowieckiej ma w sobie coś z tamtych działań. Chyba nie jest tak, jak Pan Michał pisze, że ta działalność jest bez znaczenia. Może mieć znaczenie zasadnicze, ale dość trudno tu o jakąś rzeczową dyskusję, bo i owe środowiska i szczegóły ich działalności są bardzo mało znane.

  20. 20 foton

    Drogi Panie Michale, pozwolę się z Panem nie zgodzić :D, ja zmutowaną ideologię komunistyczną widzę w UE, w postaci tzw. praw mniejszości (‚gejowszczyzna) i polityki multikulti podniesionej do dogmatu, kto zakwestionuje dogmat gejowszczyzny jest eliminowany z życia publicznego, tak jak kiedyś za krytykę marksizmu-leninizmu czy CCCP. W krajach które Pan opisuje nie dostrzegam lansowania tych patologii a wręcz przeciwnie. A silna czy też totalitarna władza była we frankistowskiej Hiszpanii i wielu innych krajach które przecież powstały niejako w opozycji do komunizmu – w Hiszpanii lat 30tych została stoczona otwarta wojna z komunistami.

    Pozdrawiam.

  21. 21 Lukasz Kolak

    Wspieranie bolszewików przez Amerykanów sięga samych początków rewolucji, jak wykazał to właśnie Sutton.

  22. 22 Jaszczur

    Panie Foton,

    Jeśli nie zauważa Pan różnic pomiędzy autorytaryzmem, koncepcją silnego państwa a totalitaryzmem, pomiędzy Hiszpanią generała Franco a ZSRS czy współczesnymi jego mutacjami, to radzę uzupełnić braki w wykształceniu. I nie chodzi mi wcale o wykształcenie formalne.

  23. 23 foton

    Różnice dostrzegam i to zasadnicze ale nie zgadzam się z teza że dzisiejsza Rosja jest kontynuacją CCCP.

  24. 24 Jaszczur

    Tyle, że te dowody są tak samo oczywiste i – co najważniejsze – jawne i otwarcie artykułowane przez decydentów z Kremla i z Łubianki, jak różnice pomiędzy np. Franco a Hitlerem.

  25. 25 Andrzej

    Nie wiem czy się śmiać czy płakać nad tezami p. Fotona . Ciekaw jestem, czy w ogóle ma pojęcie o tym, że tzw. Federacja Rosyjska i reszta „republik” w pełni wywodzi z ZSRS (choćby tylko była formalnym spadkobiercą, względem tzw. prawa międzynarodowego). Może nie jest w stanie pamiętać tej historii bo jest zbyt młody, nie miał tego w „szkole” nowego, wspaniałego peerelu (albo miał coś nie tak opowiedziane) a uczyć się samodzielnie mu się nie chce? Czy ma pojęcie kto tam dziś rządzi, jakimi metodami, skąd się wziął, do czego się odwołuje itd. Może, chociaż sobie posłucha „hymnów” skoro sądzi, że „Rosja” to nie sowiety? A przede wszystkim to na jakiej zasadzie sprowadza rzecz tylko do „dyktatury proletariatu”? A czy p. Foton w ogóle wie co to jest marksizm-leninizm? Czy wie coś o leninowskiej „nauce” i o jej tzw. praktyce?
    Faktycznie, powinien się p. Foton dużo pouczyć na ten temat. Bez obrazy. Naprawdę mi go szkoda.

  26. 26 Jaszczur

    Warto też szukać u źródeł, o czym niedawno mówił prof. Chodakiewicz. Czytać samych „klasyków”, choć treść ich dzieł wymaga odmówienia egzorcyzmu prostego i wypicia sporej ilości czystej.

    Hymn „rosyjski”, kwestie prawnomiędzynarodowe, ale też pozostała część symboliki – czerwona gwiazda jako oznakowanie lotnictwa wojskowego, czy też komunikaty wielokrotnie formułowane wprost przez choćby Putina, że „Rosja to kontynuacja ZSRS” czy „wpieriod k’ pobiedie kommunizma” na odprawach oficerów FSB.

  27. 27 Jaszczur

    Jeszcze jedna taka enuncjacja mi się przypomniała – niedawne wystąpienie sowieciarza (niestety nie paiętam nazwiska) na „Polsko-Rosyjskiej Komisji ds. Trudnych” o tym, że „Katyń był przejawem sprawiedliwości dziejowej i zwycięstwem bolszewików w walce klas”.

  28. 28 Andrzej

    Obawiam się, że p. Foton będzie wolał pozostawać w niewiedzy. Tak jest przecież przyjemniej. A dla nowych pokoleń polrealistów jest to wręcz niezbędne. No bo „wolna Polska itd. A kiedy już się nie da to pomstowanie na Żydów, masonów etc.
    Można też się dalej bawić, ciągle jest coś nowego co temu służy. Można poszaleć z nowymi zabawkami. Po co więc jakaś tam wiedza? przecież jest „cool” a ona może się niestety okazać przykra, „dołująca”. Może nastrajać pesymizmem. Nie nadaje się do przyjemnego życia. W szczęśliwej niewoli, w peerelu. Wciąż tym samym a nawet coraz lepszym.

  29. 29 Jaszczur

    Chęć pozostania w niewiedzy? Mechanizm wyparcia? Swoją drogą, może to jest wspólny punkt komentarzy „Studni” i Fotona?

  30. 30 michał

    Szanowni Panowie!

    Widać, że powinienem wrócić ciupasem do mojej świętej szkoły Augustyna i zażądać zwrotu pieniędzy za moją nieudaną edukację. Nie nauczyli mnie pisać klarownie – Pinolu przybywaj (takie miał przezwisko nasz profesor od polskiego) i ratuj! – i w rezultacie nie potrafię przekazać najprostszej myśli. Nie chciałem wcale powiedzieć, że bez znaczenia są sitwy wielkich kapitalistów, układających się z wrogami ludzkości byleby im tylko móc sprzedać np. ołówki (jak to czynił Armand Hammer, swego czasu najbogatszy człowiek na świecie). Nie chciałem wcale lekce sobie ważyć wpływu wielkiego kapitału na losy świata. Ten wpływ jest stary i znany od dawna: kapitalizm zmierza do socjalizmu. Stąd też jedna z niewielu uzasadnionych ról współczesnego państwa, to właśnie niedopuszczanie do zbyt wielkiej akumulacji kapitału, poprzez ochronę konkurencji; i paradoks, że sojalistyczne rządy (Clinton czy Balir) bardziej popierają wielki kapitał niż pozornie przeciwstawne im rządy ekonomicznych liberałów. Ale to tylko na marginesie.

    Słusznie pisze p. Łukasz, że Ameryka wspierała sowiety od samego początku. Ale też Stany Zjednoczone są dzieckiem tego samego oświeceniowego poglądu, że można zbudować stosunki międzyludzkie na racjonalnej podstawie, przez odrzucenie tradycyjnych instytucji. Ameryka jest naturalnie od samego początku po tej samej stronie co sowiety. Społeczeństwo amerykańskie to społeczeństwo POST-rewolucyjne.

    Zatem zgadzamy się co do fatalnego wpływu kapitału na świat. Oponowałem jednak (i pozostaję przy tym zdaniu) przeciw wynoszeniu tych wszystkich klubów do roli jakiejś przeciwwagi czy konkurenta dla bolszewizmu.

    Bolszewizm nie jest – i nigdy nie był! – ideologią. Konieczne wydaje mi się podkreślenie, że NIGDY NIE BYŁ, bardzo bowiem często (vide np. debata z p. Paczkowskim na niniejszej stronie, która doprowadziła do „przybijania kisielu do ściany”). Bolszewizm utożsamiany jest z pewną prymitywną koncepcją ideologiczną, ale sam tą koncepcją nie był. Ideologia była bolszewikom niezbędna dla zmienienia mas, dla wpływu na człowieka, dla tzw. pierekowki. Była im jeszcze bardziej konieczna dla utrzymania własnej strony w ryzach, trzymania własnego aparatu za pysk, aparatu, który powinien być monolitem i był dzięki ideologii. Ale żadna ideologia nie wiązała nigdy bolszewików, bo sami Lenin, Trocki, Stalin, Mao, nie byli nigdy doktrynerami (jak się ich często przedstawia), nie trzymali się ideologii. Bolszewizm to nie ideologia, ale Metoda. Metoda zdobycia i utrzymania władzy.
    Zważywszy powyższe, nie wolno moim zdaniem wysuwać tych wszystkich klubów czy trendów globalizacyjnych do poziomu kontr-ideologii, czegoś na tym samym poziomie co bolszewizm, bo to są zaledwie zjawiska, które bolszewicy wygrywają dla swoich celów.

    Pani Amelka w swej odpowiedzi na naszą Ankietę pisze np. „Sowieci mają mocną konkurencję: światową finansjerę i globalistów wszelkiej maści. To one teraz – podobnie, jak bolszewizm w XX w. – wydają się nabierać rozpędu ideologicznego, podczas gdy bolszewizm rozpęd ten wytracił.”

    W moim przekonaniu jest w tej wizji zasadniczy błąd i paradoksalny dość optymizm. Gdyby rzeczywiście była jakakolwiek kontrpropozycja, to jeszcze nie byłoby tak źle! To jest optymizm podobny temu prezentowanemu przez p. Fotona, choć na pewno na innym poziomie. Skoro już o p. Fotonie mowa, to nie on jeden jest skołowany. W ogromnej większości ludzie myślący są skonfundowani (mniej więcej tak jak p. Foton), widząc w reżymach chrlowskim i sowieckim jakieś przebłyski czegoś dobrego: np. wreszcie ktoś opiera się nachalnej propagandzie homoseksualizmu, więc nie jest tak źle. Przypominam sobie, że Wielomski i Danek byli gotowi znaleźć wspólny język z Putinem. Itd.

    Ale wracając do tych klubów, to jestem przekonany, że nie odegrają wielkiej roli. Ale w tej chwili odgrywają bardzo ważną rolę! Kompromitują bowiem na przyszłość każdą rzeczową analizę postępowania sowieciarzy, kiedy to usłyszymy zniechęcone: och, jeszcze jedna spiskowa teoria, tyle tego już było…

  31. 31 amelka

    Panie Michale.
    „Bolszewizm ideologią nie jest i nigdy nie był… Bolszewizm to nie ideologia, ale Metoda. Metoda zdobycia i utrzymania władzy.”
    „Ideologia była bolszewikom niezbędna dla zmienienia mas, dla wpływu na człowieka, dla tzw. pierekowki. Była im jeszcze bardziej konieczna dla utrzymania własnej strony w ryzach, trzymania własnego aparatu za pysk, aparatu, który powinien być monolitem i był dzięki ideologii. Ale żadna ideologia nie wiązała nigdy bolszewików…”

    Jeśli by jednak przyjąć, że ideologia to zbiór poglądów/sądów, które w przekonaniu danej grupy społecznej wyrażają jej interesy i o tyle są akceptowane w ramach określonej ideologii, o ile pozostają w zgodzie z subiektywnym odczuciem interesu określonej grupy, to chyba nie ma między naszymi sądami żadnej opozycji. Jest tylko problem odmienności klasyfikacji i udzielania różnych odpowiedzi na pytanie, co ideologią jest, a co nią nie jest. Przywołany bowiem przeze mnie sposób rozumienia ideologii nie uszczegóławia „interesów danej grupy” i nie wskazuje na konieczność odrębnego traktowania formuły celu głównego i metod służących jego realizacji.
    W moim przekonaniu, całość bolszewickiej koncepcji przejęcia i utrzymania władzy mieści się w szerszym zespole przekonań wyartykułowanych przez ten nurt, które pozwalają mówić o istnieniu kategorii ideologii komunistów. Z tego „szerszego zestawu przekonań” leżących u jej podstaw – poza kwestią władzy – wskazałabym jeszcze na problem własności. Negatywny przez wiele dziesięcioleci stosunek komunistów do własności prywatnej przeorał i zmienił zasadniczo struktury gospodarcze i społeczne regionów opanowanych przez system komunistyczny. W oczywisty sposób te nowe struktury wspierały system sprawowania władzy przez bolszewików. Ba! były jednym z najważniejszych jego elementów. Niemniej, bezpośrednie konsekwencje tego stanu rzeczy (tj. zniszczenia własności prywatnej) warunkowały negatywnie całą sferę innych zjawisk – włącznie z całkowitą eliminacją wolności osobistej jednostki.

    Pozwoliłam sobie tutaj na zabranie głosu nie celem dania wyrazu swojemu uporowi w sposobie widzenia omawianego problemu. Odwrotnie: nie mam nic przeciwko „odczarowaniu” przez Panów mojego edukacyjnego balastu, w noszeniu którego – na co wskazuje dyskusja – nie jestem tak do końca odosobniona.

  32. 32 foton

    A więc co do takich rzeczy jak hymn, owszem muzyka ta sama ale zmieniono słowa, z gwiazdą to samo, był z dwa lata temu rodzaj przepychanki między ministrem obrony a generalicją, sprawa dotyczyła właśnie gwiazdy jako symbolu rosyjskiego lotnictwa wojskowego, minister a pewnie i za nim wierchuszka proponowały odejście od czerwonej na taka w barwach narodowych Rosji, opór generalicji i kadry był dość znaczny, stanęło na tym że pozostanie czerwona ale z obwódką w kolorach narodowych Rosji. O czym to świadczy?, moim zdaniem o tym że sporo kadry i zwykłych ludzi jakoś tam identyfikuje się z tym znakiem, pod takimi sztandarami odnieśli przecież zwycięstwa w największych bitwach w dziejach ludzkości, to jest Stalingrad, Kursk, Berlin, że wymienię te najważniejsze, o ile generalicja powinna sobie zdawać sprawę że prawdziwa armia Rosyjska walczyła z towarzystwem spod tego znaku o tyle tzw. prości ludzie traktują to jako znak pod którym w ich mniemani armia rosyjska odniosła wielkie zwycięstwa, i nawet pewnie nie wiedzą że w jej nazwie nie było nawet słowa Rosja. Nie twierdzę ze w Rosji nie ma tzw. sowieckiego myślenia, komunizm tam trwał ponad 70 lat i z dnia na dzień to nie zniknie, z tym że nie był cały czas taki sam, tak jak i w Polsce, niektórzy ludzie dobrze wspominają lata tak zwanej stabilizacji za Chruszczowa czy Breżniewa, w Polsce też jest różnica między PRL Bieruta i spółki a PRL Gomułki czy Gierka. Tego ostatniego sam pan prezes Jarosław Kaczyński nazwał patriotą na swój sposób.)

  33. 33 michał

    Droga Pani Amelko,

    Ach, jakże bym pragnął „odczarować edukacyjny balast”! Ale to nie jest w mojej mocy, tak jak nie jest w mojej mocy cofnąć zegar historii – a Bóg mi świadkiem, że bardzo bym chciał. Niechże Pani jednak „pozwala sobie” zabierać głos i jak najbardziej „daje wyraz”. Gdzie mamy dyskutować w sposób wolny, jak nie w Podziemiu?

    Spróbuję Pani odpowiedzieć bardziej szczegółowo dziś wieczorem – zwłaszcza koncepcja ideologii wydaje mi się warta zastanowienia – tymczasem jednak to ja „pozwolę sobie” skierować Panią ku debacie, która odbyła się tu przed laty. Pod naszą winietą u góry zobaczy Pani klawisz pt. Debaty, a pod nim m.in. debatę pt. Przybijanie kisielu do ściany. Dyskusja ta dotyczyła właśnie tego, co Pani nazywa „balastem edukacji”, a ja nazwałbym po prostu powszechnym, a błędnym w moim mniemaniu, rozumieniem czym jest komunizm.

    Och, gdyby komunizm był ideologią! Jakże by to było pięknie i łatwo. Jak łatwo wykazać, że kiedy socjalizm panuje na Saharze, to po krótkim czasie brakuje im piasku, że koncepcja własności środków produkcji, baza i nadbudowa, i cały ten bełkot, to jest tylko opium dla intelektualistów. Ale najpiękniejsze w tym wszystkim, że jeśli komunizm jest ideologią, to już upadł, nie ma go, znikł, jak na widmo krążące po Europie przystało.

    A więc jeśli jest ideologią, to o czym my mówimy?

  34. 34 michał

    Droga Pani Amelko,

    Zastanówmy się, proszę, nad Pani definicją ideologii, jako „zbioru poglądów, które w przekonaniu danej grupy społecznej wyrażają jej interesy i o tyle są akceptowane w ramach określonej ideologii, o ile pozostają w zgodzie z subiektywnym odczuciem interesu określonej grupy”.

    Czy zgodzi się Pani, że subiektywne odczucia może mieć tylko osoba, a nie grupa? Załóżmy, że się Pani zgodzi (zaraz jeszcze wrócę do tego) i spróbujmy zastosować Pani definicję do jednostki (bo przecież jednostka też ma prawo wyznawać ideologię). Mamy wtedy „światopogląd wyrażający subiektywne interesy”, czy tak? Kiedy jednak uzależniamy nasz światopogląd od naszych interesów, to uzależniamy nasz „ogląd świata” czyli to jak świat widzimy, czyli nasz obraz prawdy – od czegoś co jest zmienne. Taki pogląd nazywa się pragmatyzmem. Jest to w istocie skrajnie relatywistyczna postawa, która odmawia istnienia jakiejkolwiek prawdzie: „prawdą” jest tylko to, co jest nam w danym momencie wygodnie przyjąć jako prawdę. Tak by rzecz chyba wyglądała w wypadku pojedynczego człowieka. Ale jestem gotów się zgodzić, że sprowadziłem rzecz do absurdu. Uczyniłem to jednak tylko dla wykazania pewnego punktu: ideologia jest postawą relatywistyczną, a więc uznaje, że wszelkie wartości są wyłącznie funkcją sytuacji, są zmienne, są w konflikcie i wybierać trzeba je zawsze w zgodzie z interesem.

    Wróćmy teraz do grupy. W moim przekonaniu grupy nie istnieją jako takie, są tylko hipostazami, wygodnymi pojęciami do formułowania ogólnych sądów. Weźmy klasyczną naturalną społeczność, jaką jest rodzina. Istnieje ona na innym poziomie niż każdy z członków rodziny z osobna. Nawet kiedy każdy członek rodziny ma duszę anielską, to rodzina sama jest duszy pozbawiona. Nadajmy jej jednak dla posunięcia dyskusji pewien stopień istnienia. Rodzina może mieć wspólne interesy, np. zakup latyfundiów od sąsiada, dla zwiększenia majątku rodziny. Każdy członek tej rodziny może mieć subiektywne odczucie, że taki zakup leży w jej interesie. Czy muszą jednak wyznawać tę samą ideologię? Mogą nawet nie zgadzać się co do interesów i nadal działać wspólnie. Moga kłócić się na tysiąc tematów i kochać w tych samych kobietach – i nadal postępować zgodnie w interesie rodziny. Zmierzam do tego, że poglądy nie wyrażają chyba interesów ani na odwrót, interesy nie muszą (ja bym powiedział: nie powinny!) determinować poglądów.

    Czy zgadzamy się jak dotąd? Niech mi Pani koniecznie powie, w którym momencie nasze drogi się rozchodzą, to bardzo ułatwia porozumienie.

    Moje rozumienie ideologii jest takie, że jest to zastąpienie własnego poglądu narzuconym. Zastąpienie prawdy dobrem, jakimkolwiek dobrem: dobrem narodu, dobrem klasy robotniczej, dobrem klubu piłkarskiego. Odrzucenie obiektywizmu i dążenia do prawdy w zamian za przynależność do grupy. Oczywiście najciekawszą z ideologii jest nacjonalizm, ale na razie ciekw jestem czy się Pani zgodzi z moim tokiem rozumowania.

  35. 35 michał

    Panie Fotonie!

    Ech, te zwycięstwa w największych bitwach świata! Łza się w oku kręci. A ja, stary kontrrewolucjonista, wolałbym raczej walczyć po stronie von Paulusa, żeby zepchnąć bolszewicką zarazę do przepaści. Wolałbym raczej walczyć przeciw krasnoarmiejcom, którzy „wyzwalali” moją ojczyznę, za rodinu i za Stalinu. Byłbym po stronie tych tysięcy ludzi we wschodniej Europie, którzy woleli wdziać mundur Waffen SS, skoro tylko w tym mundurze mogli walczyć z wrogiem ludzkości. I tak jak Własow, może obróciłbym lufy karabinów przeciw Niemcom, żeby wyzwolić Pragę i oddać im Czechom, tj, wyzwolić naprawdę, bez cudzysłowów i bez bolszewickiej sromoty.

    Ale widzi Pan, ja uważam generała von Pannwitz za bohatera, a Pan za zbrodniarza. Ja uważam atamanów Krasnowa i Szkuro za bohaterów i modlę się za spokój ich dusz, a Pan ma ich za renegatów, którzy zdradzili bolszewickją ojczyznę.

    Jak to mówi Henryk do Raczenki, kiedy pod świętą ikoną wódkę piją? Ech, ty, bolszewicka twoja chrząstka….

  36. 36 Andrzej

    Panie Fotonie,

    W „Rosji” brak nie tylko sowieckiego myślenia ale nie brak też sowieckiej władzy. Na każdym szczeblu. Proszę zapoznać się bliżej z tym tematem (nie polecam Wikipedii).
    Z faktu, że dziś stosowane są inne metody niż 50. lat temu nie wynika, że zmienił się cel. I wtedy i dziś była nim władza nad całym światem. Lenin twierdził, że każdy sposób który prowadzi do celu jest właściwy. I zawsze tak to było realizowane przez niego i jego następców oraz naśladowców. To jest „ideologia” której Pan w ogóle nie dostrzega lub nie chce dostrzec. W związku z tym symbolika nie ma tu większego znaczenia. Jest przeznaczona na użytek własny i/lub służy dezinformacji.

    Czy kraj, rządzony jawnie przez bolszewików/komunistów, stojących na czele partii bolszewickiej/komunistycznej oraz realizujących wymieniony powyżej cel, jest krajem bolszewickim/komunistycznym, czy nie?

    Czy kraj, rządzony jawnie przez bolszewików/komunistów, którzy nie deklarują się otwarcie bolszewikami/komunistami lub deklarują się „byłymi komunistami” oraz realizują wymieniony powyżej cel, jest krajem bolszewickim/komunistycznym, czy nie?

    Czy kraj, rządzony niejawnie ale „de facto” (poprzez kontrolę strategicznych obszarów życia społecznego np. wybory, zarządzanie państwem) przez bolszewików/komunistów, realizujących wymieniony powyżej cel jest krajem bolszewickim/komunistycznym, czy nie?

  37. 37 Jaszczur

    Nie ma co przywoływać von Pannwitz’a, Krasnowa czy Własowa (ten ostatni zresztą nie powinien, przynajmniej moim zdaniem, być ikoną walki z komunizmem zarówno ze względu na popełniane zbrodnie wojenne, jak i na to, że jego antykomunizm nie wyglądał na szczery), by spróbować odpowiedzieć na pytania Pana Fotona. A nawiasem – lepszymi antykomunistami byli niewątpliwie Hiszpanie walczący w Błękitnej Dywizji Wehrmachtu, którzy nie splamili się zbrodniami przeciw Żydom i innym nacjom oraz odmawiali wykonania rozkazów, gdy Niemcy kazali im walczyć przeciwko AK.

    To, o czym pisze Pan Foton to paradoksalnie, dowody właśnie na to, że bolszewizm/komunizm w dalszym ciągu w Rosji istnieje, a twór polityczny pod nazwą „Federacja Rosyjska” to nic, tylko Sowiety. Nie mówiąc już o tym, że Putin i s-ka wielokrotnie deklarują się jako „czekiści” i „bolszewicy”, którzy dążą do władzy nad światem. To nie tylko propaganda wewnętrzna czy dezinformacja, ale przede wszystkim autoidentyfikacja – przyznanie się do swojego faktycznego charakteru i faktycznych politycznych celów.

  38. 38 michał

    Ależ Panie Jaszczurze!

    Pod ikoną pili Henryk i Raczenko – ja żadnych ikon nie promuję. Ani von Pannwitz, ani Krasnow nie byli ikonami, ale ludźmi z krwi i kości (a do tego jeszcze kawalerzyści…). Własow w ogóle antykomunistą nie był. Wolałbym jednak, żeby Pan nie spieszył się z oskarżaniem go o zbrodnie wojenne, bo niech Pan najpierw się zastanowi nad źródłami, skąd Pan czerpie wiedzę na temat tych „zbrodni”.

  39. 39 amelka

    Panie Michale,

    Próba zwięzłego przedstawienia sposobu rozumienia jakiegoś zjawiska może prowadzić do rozbieżności w sposobie jego interpretowania i my właśnie chyba rozmijamy się trochę.

    1.Nie przedstawiłam definicji. Nie lubię definicji. W swoim sposobie rozumienia pojęcia ideologii może powinnam jednak uwzględnić dodatkowe uściślenia. M.in. podkreślić, że ten zbiór poglądów jest i uporządkowany, i wewnętrznie spójny (a więc nie każdy zestaw jakichś tam poglądów możemy nazwać ideologią); że jego trzonem jest określona doktryna, a zbiór całości przekonań na niej opartych – możemy nazwać ideologią. Tak bym to teraz pełniej ujęła.

    2. Mój wpis był komentarzem do Pana wpisu, w którym raz Pan pisze, że „Bolszewizm ideologią nie jest i nigdy nie był”, by w innym, tuż obok, stwierdzić, że „Ideologia była bolszewikom niezbędna dla zmienienia mas…”. A więc potwierdza Pan, że jednak o czymś takim, jak ideologia komunistyczna można mówić, chociaż w Pana ujęciu jest to/był to jedynie środek do celu, którym posługiwali się bolszewicy. Stąd moje poprzednie wyeksponowanie kategorii interesu w odniesieniu do interesu bolszewickiego.

    3. „Czy zgodzi się Pani, że subiektywne odczucia może mieć tylko osoba, a nie grupa?”
    Obawiam się, że źle odczytał Pan moje słowa.
    Pisałam o subiektywnym odczuciu interesu określonej grupy (proszę o dokładne, łączne uwzględnienie każdego z tych wyrazów w relacji względem siebie), a więc subiektywizm odnosi się tutaj do odczucia, do takiego lub innego pojmowania, interpretowania własnego interesu, interesu grupy, co do sposobu rozumienia tegoż grupa jest zgodna, a nawet przyjmuje, że interes ten jest zjawiskiem obiektywnym.

    Przykłady.
    Słabość kapitału prywatnego II RP – zjawisko obiektywnie istniejące.
    Rzecznicy rozwijania gospodarki przez państwo i bezpośredniego tworzenia państwowych przedsiębiorstw tworzą środowisko etatystów i rozbudowują ideologię etatystyczną. Ich sposób rozumienia interesu gospodarczego państwa jest dość proste: im więcej państwa w gospodarce, tym stabilniejsze gwarancje jej rozwoju. Ich sposób rozumienia interesu własnego: rozwój sektora państwowego gwarantuje stałość ich etatów, a zwiększająca się liczba spółek Skarbu Państwa gwarantuje uzyskiwanie w nich lukratywnych dochodów całej elicie finansowej „białych kołnierzyków”.
    W tych samych warunkach – słabości kapitału prywatnego w II RP – funkcjonuje inne środowisko: przedsiębiorców prywatnych walczących (niestety, bez powodzenia) z ofensywą etatyzmu. Doktryna liberalizmu ekonomicznego, do którego się odwołują, potwierdzała przez całe dziesięciolecia trafność swojej oceny: im mniej państwa w gospodarce, tym lepiej, bo państwo nigdy nie powinno zastępować indywidualnego wytwórcy tam, gdzie on sam daje sobie radę. To, co ewentualnie skłonni byli zaakceptować, to umiarkowany i celowy protekcjonizm ze strony państwa. Nic więcej.

    Chcę przez przywołanie tych przykładów wskazać na bardzo konkretne rozumienie przeze mnie kategorii interesu. I tak – jak właśnie rozumie się pojęcie interesu ekonomicznego – ja odczytuję tę część pojęcia „interesu” w swoim poprzednim wpisie. Subiektywizm w tym wypadku oznacza takie a nie inne rozumienie owego interesu przez członków zbiorowości, którzy skłonni są podpisać się pod formułowanymi hasłami, żądaniami, postulatami wynikającymi z przyjmowanych przez tę zbiorowość systemów wartości.

    O żadnym więc relatywizmie tutaj nie ma mowy. Ani też o przyjmowaniu założenia, że „wszelkie wartości są wyłącznie funkcją sytuacji, są zmienne, są w konflikcie i wybierać trzeba je zawsze w zgodzie z interesem.”
    Podane przeze mnie przykłady odwołują się do pewnej bazy posiadanych przez wszystkie strony doświadczeń i empirycznie dających się potwierdzić w przeszłości zjawisk. Na tej podstawie budowały swoje systemy przekonań, budowały ideologie.

    Gdyby odwołać się do kategorii interesu narodowego Polaków w d. zaborze pruskim na przełomie XIX i XX w., to raczej dość jednoznacznie widzimy, że polska ideologia narodowa budowana jest w pełni na poczuciu zagrożenia bytu narodowego. I w tym wypadku mamy ścisłą zależność pomiędzy interesem (narodowym) Polaków i ideologią (narodową). A więc sytuację polemizującą z Pana zapisem: „Zmierzam do tego, że poglądy nie wyrażają chyba interesów ani na odwrót, interesy nie muszą (ja bym powiedział: nie powinny!) determinować poglądów.”

    4.Trudno mi ustosunkować się do ostatniego akapitu. Muszę dłużej pomyśleć nad postawionymi przez Pana parami przeciwieństw: prawda-inne dobro, pogląd własny-pogląd narzucony. No i „rezygnacja z dążenia do prawdy na rzecz przynależności do grupy”, która już przeciwieństwem nie jest, bo byłaby nim, gdyby osobniczą samotność przeciwstawiono przynależności do grupy.
    To trochę tak, jakby tylko jednostka w swoim wrażliwym indywidualizmie była zdolna do odkrywania prawdy i zdeterminowana do jej poszukiwania, a doświadczenia zbiorowe i pamięć wspólnotowa w ogóle nie istniały… Więc może pozwolę sobie na uzyskanie odrobiny pewności: czy mówimy o kontekstach przynajmniej europejskich, czy też o cywilizacjach wyspowych?

  40. 40 amelka

    Panie Michale,

    Wróćmy teraz może do tego najtrudniejszego dla mnie ostatniego akapitu:
    „Moje rozumienie ideologii jest takie, że jest to zastąpienie własnego poglądu narzuconym. Zastąpienie prawdy dobrem, jakimkolwiek dobrem: dobrem narodu, dobrem klasy robotniczej, dobrem klubu piłkarskiego. Odrzucenie obiektywizmu i dążenia do prawdy w zamian za przynależność do grupy. Oczywiście najciekawszą z ideologii jest nacjonalizm, ale na razie ciekaw jestem czy się Pani zgodzi z moim tokiem rozumowania.”

    Każdy z tych trzech elementów przeciwstawia ideologię prawdzie:
    – uwzględnienie czyjegokolwiek dobra/interesu (narodu, klasy, grupy) tę prawdę ma wykluczać (bo ma być „zamiast” prawdy)
    – ideologia jest wytworem grupowym/zbiorowym działającym na rzecz zdecydowanego odrzucenia sądów obiektywnych i dążenia do poznania prawdy, które to dwa przymioty (obiektywizm i prawda) najpełniej realizuje/ą jednostka/i nie podlegająca/e wpływom żadnej ideologii
    – moje własne poglądy (moja prawda) jest najcenniejsza i utracę ją poddając się oddziaływaniu cudzych poglądów, a na pewno tak się stanie, jeśli to będzie jakiś wytwór kolektywistyczny.

    Sytuuje to jednostkę poza jakimikolwiek trwalszymi relacjami społecznymi, w ramach których przenikanie się sposobów widzenia świata, określonych zjawisk, interesów, aspiracji itd., kształtuje pewne zbiorowe wyobrażenia o rzeczywistości, przeszłości i wizjach czasu przyszłego.
    Tej indywidualistycznej optyce widzenia programowo przyporządkowano atrybuty wyjątkowej zdolności jednostki do poznania prawdy i osiągnięcia obiektywnego spojrzenia na rzeczywistość, odmawiając ich równocześnie wszelkim zbiorowościom.

    Przyjęta konwencja nie tłumaczy i nie wyjaśnia zjawiska ideologii. Ona ją „na wejściu” dyskredytuje i odrzuca, jako zagrażającą swobodzie i wolności jednostki w dążeniu do poznania prawdy i uzyskania obiektywnego obrazu świata.
    Innymi słowy: tylko jednostka zdolna jest poznać prawdę, podczas gdy świat ideologii (wytworu wyobrażeń grupowych) jest z gruntu fałszywy.

    No nie wiem…
    Co bowiem zrobić w sytuacji, kiedy po jednej stronie mamy jednostkę, a po drugiej grupę astrofizyków wyznających ideę wielości światów zamieszkałych i zdobywających stopniowo mocne poszlaki na prawdziwość tej głoszonej od czasów atomizmu Demokryta wizji świata?

    Nie wiem również, co zrobić z prawdą i z subiektywizmem ludzkiego postrzegania zjawisk tego świata…

  41. 41 michał

    Wielce Droga i Szanowna Pani Amelko!

    Ach, jaka szkoda, że podjęliśmy tę dyskusję w komentarzach, zamiast wejść w szranki poważnej debaty. Bo oczywiście ma Pani rację, że „próba zwięzłego przedstawienia sposobu rozumienia jakiegoś zjawiska” może prowadzić do uproszczeń czyli po prostu nie zmieścimy się z tym wszystkim w ramach internetowego komentarza. No, ale stało się. Widziałem Pani pierwszy list w ciągu dnia i ostrzyłem sobie zęby na ciekawą dyskusję, aż tu zasiadam przed chwilą przed ekranem, a tu widzę drugi list i równie ciekawy, i teraz już nie wiem, co robić. Tyle w tym jest rzeczy, z którymi chciałbym polemizować i tyle z czym pragnąłbym się zgodzić, że obawiam się przyboru wód jak na Bugu w Miedonii, że aż będzie grozić to powodzią (ech, powodzi się ludziom w Miedonii…)

    Zaraz więc zabiorę się do rzeczy, a tymczasem pozwolę sobie tylko zwrócić uwagę na pewne nieporozumienie. Twierdzę mianowicie z uporem, że bolszewizm nie jest ideologią, ale się ideologią – a nawet różnymi ideologiami – posługuje. Sam nie jest nią nigdy związany, dokona każdej wolty, każdej taktycznej flinty, ale z chęcią użyje ideologii, jak zresztą każdego innego narzędzia. Nie ma więc sprzeczności, którą mi Pani wytyka w punkcie 2. pierwszego listu, a przynajmniej tak mi się zdaje. To co nazywamy ideologią komunizmu (centralne zarządzanie, środki produkcji… o przepraszam, zasnąłe z nudów nad tym bełkotem) to jest zabawa dla dzieci, piach w oczy wrogom, kij w szprychy imperialistom i bajki Ezopa (a może Kryłowa). Tę ideologię był gotów Lenin porzucić natycmiast po zwycięskiej rewolucji i stworzyć NEP, bo władza była ważniejsza dla niego niż ideologie. Niech Pani przeczyta Wołodii Ilicza, „O dziecięcej chorobie lewicowości w komunizmie”, jeśli mi Pani nie wierzy.

    Zaraz zabieram się do odpowiedzi, bo wszystko to nadzwyczaj ciekawe!

  42. 42 michał

    Droga Pani Amelko,

    Doskonale rozumiem i podzielam Pani niechęć do definicji, do suchego zawężania, gdy potrzeba szerokiego rozumienia, ale zastanawianie się nad sensem słów, których przyzwyczailiśmy się używać od lat, jest płodnym zajęciem. Co np. mam na myśli, chwaląc tolerancję? Co naprawdę mamy na myśli, mówiąc „demokracja”? Itd.

    Ideologia jest oczywiście jednym z tych wielu słów-wytrychów, które otwierają wiele drzwi, ale niekoniecznie te, do których pukaliśmy. Muszę się Pani przyznać, że ja zazwyczaj myślę dopiero wobec innej wyartykułowanej myśli, to znaczy jestem absolutnie i bez reszty wtórny w myśleniu. Dopiero artykulacja koncentruje moją myśl i stąd ludzie niekiedy widzą moje rozważania jako osobiste wycieczki, gdy w rzeczywistości są one tylko próbą zrozumienia. Proszé zatem, aby mia1)a Pani do mnie cierpliwość, na którą być może nie zasługuję.

    Ale do rzeczy. Przyjmuję Pani poprawkę co do subiektywnego odczucia interesu grupy, tzn. odczucie pozostaje indywidualne, a interes grupowy. Zgoda. Przypuszczam, że ten interes grupy, to jest to samo, co ja nazywam „jakimś dobrem”. Pani zawęża je do utylitarnego, praktycznego dobra nie bez pewnej słuszności, ale można sobie chyba wyobrazić albańskiego (to tylko przykład, celowo skrajny) nacjonalistę, który widzi dobro narodu albańskiego w walce o zjednoczenie Wielkiej Albanii – interes w tym niewielki, ale za to co za chwała! OK, specjalnie przesadzam, chociaż nacjonaliści Albańscy wystąpili z podobną koncepcją, gdzie Albania objąć miała nie tylko Kosowo, ale Korfu i Skopje. Janinę i Podgoricę. Chwała pewnie im wystarczyła jako dobro, ale na wszelki wypadek byliby zapewne gotowi mówić i o interesach. W końcu, każdy dziś mówi o interesach.

    Pisze Pani, że relatywizm nie jest konieczną konsekwencją ideologii, ponieważ (jeśli dobrze rozumiem) wynikać ona może z przyjętych przez zbiorowość systemów wartości. Tu chyba nie mogę się z Panią zgodzić, bo w moim głębokim przekonaniu, przyjęta ideologia musi z konieczności wyprzeć system wartości. Spróbuję to pokazać na przykładzie, choć można to chyba także uzasadnić teoretycznie.

    Niemieckie społeczeństwo XIX wieku było klasycznym społeczeństwem burżuazyjnym związanym tradycyjną moralnością, gdzieniegdzie katolicką, a u sąsiadów protestancką – dzięki zasadzie cuius regio eius religio. Generalnie rzecz biorąc (ach, te ciągłe uogólnienia!) wyznawało tradycyjną moralność wyrażaną w triadzie: Bóg – Honor – Ojczyzna. W tej właśnie kolejności i w żadnej innej. Najważniejsze są Przykazania Boże, wiara i pragnienie osobistego Zbawienia; potem nakazy honoru, tj. szacunku dla imienia, własności, trzymania się swego słowa (a nie idiotycznego kodu pojedynkowania się o nieistniejące zniewagi); a wreszcie ziemia, moja ziemia, moja ojcowizna. Nie na darmo istnieje w niemieckim rozróżnienie pomiędzy Heimat i Vaterland. To pierwsze jest właśnie bliższą ojczyzną, ziemią skąd pochodzę. A zatem Ojczyzną były dla tamtych Niemców najpierw ich wioska, potem okolica, potem Saksonia albo Bawaria, Anhalt-Dessau albo Peuss-Greiz, a nie „Niemcy”. Niemcy były pojęciem dość mglistym i abstrakcyjnym. Niemcy nie istniały realnie, a w tym sensie w jakim istniały, obejmowały ogólnie ziemie zamieszkałe przez plemiona germańskie, a więc zarówno Austrię jak i niemieckojęzyczne kantony Szwajcarii, Liechtenstein tak samo jak hanzeatyckie porty.

    I wtedy przyszła ideologia…

    Ideologia Narodu jako czegoś wyższego ponad jednostkę, a zatem ponad Boga, bo i Bóg stał się „narodowy”. Ideologia pochodziła skądinąd (od abbe Sieyésa), ale przyjęta została powszechnie w Europie przez wszystkie narody, bo w końcu Albańczycy też nie gęsi i swój język mają… Niemcy zresztą nie są żadnym wyjątkiem. Naród hiszpański też nie istnieje: Katalończycy są bardziej odlegli od Kastylijczyków czy Galicjan niż Portugalczycy, a bliżsi geograficznie, lingwistycznie i kulturowo Langwedocji. Naród włoski nie istnieje do dziś! Czy wie Pani, jaki procent mieszkańców półwyspu Apenińskiego mówił po włosku w czasach Risorgimento? Mniej niż 30%… Tymczasem ideologia nacjonalistyczna pozwoliła na postawienie ideału narodu i polityczne wykorzystanie go przez siły, którym było to na rękę. Niestety konsekwencje, nazwijmy to tak, kulturowe były chyba fatalne.

    Już podczas Wielkiej Wojny ludzie zchamieli do tego stopnia, że książę Battenberg musiał ustąpić z pozycji brytyjskiego Lorda Admiralicji, bo miał niemieckie nazwisko (jego potomkowie przetłumaczyli więc je na Mountbatten), w Rosji napadano na carycę jako „Niemrę”, co oczywiście nigdy wcześniej nie przyszłoby nikomu na myśl, bo władcy zawsze żenili się z księżniczkami z innych stron. Czy mam opowiadać, co było dalej? Jak z czasem i Bóg, i Honor, i Ojczyzna zostały wyparte przez demokratyczne pojęcie Narodu? A wracając do Niemiec, całe to poczciwe burżuazyjne społeczeństwo zostało tak łatwo przekabacone na przekonanie, że być nie-Niemcem to skandal, a być Żydem to zbrodnia, że doprawdy nie wiem, jak może Pani utrzymywać, iż ideologia nie wypiera systemu wartości. W nie-demokratycznych czasach, samodzierżców, książąt i królów, każdy poddany tych Pomazańców Bożych miał swoje prawa, których nie można było deptać tylko dlatego, że niektórzy z nich byli innego pochodzenia. Jednym z najpiękniejszych przykładów takiego społeczeństwa była Najjaśniejsza Rzeczpospolita, która była państwem wielonarodowym i Polacy nie mieli w nim zasadniczo uprzywilejowanej pozycji. W istocie rzeczy, większość potężnej polskiej arytokracji jest niepolskiego pochodzenia (głównie Rusini i Litwini); polska kultura była tak atrakcyjna, że przyciągała emigrantów, czemu zawdzięczamy i Chopina, i Herberta, i Wincentego Pola, i miliony Żydów, którzy byli w dawnej Rzeczypospolitej mile widziani, a nie zmuszani do emigracji. W Polsce zawężonej do ciasnych ram politycznego stronnictwa, nie byliby mile widziani i ani ojciec Chopina, ani praszczur Herberta nie wybrałby endeckiej Polski do osiedlenia.

    Haniebnie się już rozpisałem, więc skończę na tym, a chciałem w ogóle pisac o czym innym, o ideolgii, o prawdzie i jednostce, o wspólnotach i prawie mimikry, ale będzie musiało to wszystko poczekać, bo nie mogę publikować komentarzy, które powinny być osobnymi artykułami.

    Proszę wybaczyć tę raczej zaimprowizowaną i chaotyczną odpowiedź!

  43. 43 amelka

    Panie Michale,

    To ja dziękuję za cierpliwość okazaną moim „nieuczesanym” wywodom. Jeśli uzna Pan za konieczną zmianę formuły naszej rozmowy (z komentarzy na inną), zawsze spróbuję się dostosować.
    Temat, który podjęliśmy, wydaje się nie mieć dna, a szczegółowe rozpatrywanie poszczególnych elementów składowych sposobów rozumienia ideologii za każdym razem otwiera nowe pola dla analizy.

    Wskazane przez Pana obszary (kwestia prawdy i statusu jednostki, wspólnoty i prawa mimikry) zapowiadają się bardzo obiecująco i zgadzam się, że wymagają szerszej formuły prezentacji. Już teraz „wykupuję” abonament czytelniczy.

  44. 44 michał

    Pani Amelko,

    Abonament abonamentem, ale do dyskusji, jak do tanga, potrzeba dwóch osób.

    Wróćmy jeszcze do podjętej przez Panią kwestii widzenia ideologii wobec grupy i jednostki. Pisze Pani:

    „Przyjęta konwencja nie tłumaczy i nie wyjaśnia zjawiska ideologii. Ona ją „na wejściu” dyskredytuje i odrzuca, jako zagrażającą swobodzie i wolności jednostki w dążeniu do poznania prawdy i uzyskania obiektywnego obrazu świata. Innymi słowy: tylko jednostka zdolna jest poznać prawdę, podczas gdy świat ideologii (wytworu wyobrażeń grupowych) jest z gruntu fałszywy.”

    To jednak nie jest żadna konwencja, ale próba adekwatnego opisu rzeczywistości. Innymi słowy, mamy w świecie feneomen ideologii, zapytujemy zatem: co to? System myślenia, system wartości, pogląd na świat poddany jakiejś idei nadrzędnej. Jeżeli jednak patrzę na świat z jakąś uprzednio powziętą ideą, to niekoniecznie widzę świat, jakim on jest, a zatem nie zbliżam się do prawdy. Dlatego ideologie próbują poskramiać dostęp do rzeczywistości, nie lubią wolności słowa, lubią za to przemilczenia. Kiedy jakikolwiek fakt przeczy ich obrazowi świata, próbują go zreinterpretować, ale najlepiej przemilczeć. Klasycznym w tym względzie była słynna odpowiedź Hegla na zarzut, że fakty nie potwierdzają jego teorii: tym gorzej dla faktów, odparł duchowy ojciec Marksa.

    Świat ideologii jest zatem fałszywy niejako na mocy definicji, na mocy swej własnej natury: ponieważ NIE CHCE być prawdziwy, prawda go nie zajmuje. Prawda go nie obchodzi, obchodzi go tylko jego prawda ideologiczna. Dla przykładu: dla tureckiego nacjonalisty historyczny fakt rzezi Ormian nie jest żadnym faktem, ale „zamachem na Naród turecki”. W moim przekonaniu, cokolwiek każe nam zamykać oczy na prawdę jest od Złego.

    Pani natomiast zapytuje nie „co to?” ale „skąd to?”, i odpowiada, że ideologie biorą się ze wspólnot. Dobrze, ale skąd biorą je wspólnoty? Zdolne do poznania są tylko jednstki, ponieważ grupa nie ma żadnego aparatu poznawczego; wyobrażenie grupowe, to tylko tyle co wyobrażenie powtórzone przez wielu ludzi w grupie, to samo, nudne jak w koszarach, pod strychulec. Ta grupa niczego nie poznała, ale przyjęła wyobrażenie za swoje, a jeśli nawet któryś z członków grupy skonfrontował to wyobrażenie z rzeczywistością i zauważył, że rzeczywistość skrzeczy, to reszta tak długo go męczyła, aż do zgody przymusiła. To się nazywa prawem mimikry.

    Przeciwstawienie ideologii prawdzie w trzech punktach, tak jak Pani to podsumowała, wydaje mi się bez pudła. Z czym trudniej się zgodzić, to że ideologia jest spójnią, bo wprawdzie bywa, ale nie musi być. O tym właśnie mówiłem w moim niezgrabnym przykładzie bogatej rodziny i jej wielkiego majątku. Przykład ten był użyty po to, by naprawdę wskazać, że spoiwem wspólnoty nie musi być ani utylitarnie pojęty interes, ani ideologia, ani nawet wspólny język, ani pochodzenie, a wspólnie dzielone wartości.

    Oczywiście moja „rodzina” była wyłącznie obrazem dla innej hipostazy, dla „narodu”. Naród oczywiście także nie istnieje, bo co może w rzeczywistości ludzkiej łączyć mnie, który jestem Polakiem, z takim czymś jak Wałęsa, który także jest Polakiem? Nic. Nawet język, a może szczególnie język, bo staram się jak mogę mówić po polsku, w przeciwieństwie do tow. Wałęsy. Odkąd wszakże naród wypłynął na scenę polityczną – w okolicach rewolucji (anty)francuskiej – dla dyrygowania nim należało stworzyć system prostych pojęć-przycisków i wmówić wszystkim, że trzymanie się ich leży w interesie narodu. I odtąd poszło! Marchons, marchons…

    To dopiero jest ideologia. Ideologia to sprzedanie siebie, własnego sumienia, własnego suwerennego JA, sprzedanie Boga i honoru dla wyimaginownaego dobra narodu, dla ciepła mimikry. Przeciwstawić jednak trzeba chyba nie jednostkę ideologiom, ale indywiduum kolektywowi. Kolektywy potrzebują ideologij, żeby móc kontrolować nieuczesane jednostki, a jaka ideologia to już drugorzędna sprawa: w każdej człowiek jest sprowadzony do mrowiska. Nacjonaliści mówią tylko „moje mrowisko jest lepsze niż inne mrowiska!”, a socjaliści „mrowiska łączcie się!”

    Powtórzę za Józefem Mackiewiczem: „Nienawidzę pszczółek i mrówek. Wstrętne, gryzące, instynktem kolektywu i totalizmu przejęte owady.”

  45. 45 amelka

    Panie Michale,

    Przyglądający się tym „wstrętnym, okropnym mrówkom i pszczółkom” każdy higienista-indywidualista pomija jednak istotny dla badacza życia zbiorowego owadów fakt tworzenia przez nie własnych mini-cywilizacji, których żadna pojedyncza mrówka czy pszczółka nie zbudowałaby sama.
    Ale to zupełnie na marginesie, ponieważ to nie jest tak, że opowiadam się tutaj po stronie którejś z idei: indywidualistycznej czy też kolektywistycznej. Obie interesują mnie w równym stopniu.

    Wydaje mi się, że bardzo dobrze – na miarę swoich możliwości, oczywiście – zrozumiałam Pana wyjaśnienia. Są perfekcyjnie jednoznaczne. I nie mogę się nie zgodzić np. ze stwierdzeniem, iż „spoiwem wspólnoty nie musi być ani utylitarnie pojęty interes, ani ideologia, ani nawet wspólny język, ani pochodzenie, a wspólnie dzielone wartości.” Zgoda: może ale nie musi.
    Pozwolę sobie jedynie na drobne uwagi – istotne z mojego punku widzenia.

    Pan rozpatruje całe to zjawisko ideologii jakby funkcjonowało ono jedynie w stanie zamrożonym, constans, jakby świat społeczny nigdy nie przeżywał wojen i stanów wzmożenia mobilizacyjnego (obronnego lub agresywnego). Ponieważ stawiam sobie pytanie: jaką funkcję w życiu społecznym spełniają ideologie?, dostrzegam ich dynamiczny charakter i rozmaite cele, jakie za ich pomocą się osiągało i osiąga.

    Słusznie Pan podkreśla, że „Kolektywy potrzebują ideologij, żeby móc kontrolować nieuczesane jednostki…”. Pozwolę sobie pójść tym śladem dalej: kolektyw potrzebuje też ideologii, by podbić i podporządkować sobie inne kolektywy. Ideologia więc w tym wypadku stanowić ma coś w rodzaju znieczulenia stosowanego w operacjach chirurgicznych, a operacją tą najczęściej jest zwykły, ordynarny wyzysk i eksploatacja ekonomiczna podbitego terytorium.
    I tutaj chciałabym powrócić do bolszewików. I do wcześniejszych rozważań Pana o Metodzie: „Twierdzę mianowicie z uporem, że bolszewizm nie jest ideologią, ale się ideologią – a nawet różnymi ideologiami – posługuje. Sam nie jest nią nigdy związany, dokona każdej wolty, każdej taktycznej flinty, ale z chęcią użyje ideologii, jak zresztą każdego innego narzędzia. (…).” [post z 30 lipca 2013 o 9:34]

    Ten sąd wymaga pewnego ważnego uzupełnienia: przez mniej więcej pierwsze półwiecze (1917-1967) nie było mowy o dowolności doboru ideologii do realizacji celów, które bolszewicy chcieli osiągnąć. Ona musiała być właśnie taka. To musiał być ten – jak to Pan określa – „nudny bełkot o centralnym zarządzaniu, środkach produkcji…”. Ten „ideologiczny bełkot komunistów” nie był jednak żadnym fruwającym sobie w powietrzu fantazmatem, ale materializował się w postaci określonych struktur systemowych (system władzy, system gospodarczy, struktury i hierarchie społeczne). Stanowił świadomie wybraną, najbardziej efektywną metodę zniewolenia, wyzysku i przymusu niezbędnego do rozpoczęcia w wielu regionach Rosji (i potem w krajach skolonizowanych) procesu pierwotnej akumulacji kapitału, a więc finansowania budowy przemysłu, w tym głównie przemysłu ciężkiego. Forsowna industrializacja miała zapewnić bolszewikom podstawową bazę dla produkcji zbrojeniowej i wojennej, a ta miała im zapewnić realne możliwości zbrojnego podboju świata. To był i jest nadal cel główny.

    Budowa przemysłu ciężkiego zawsze jest kosztowna, a do tego forsowna – kosztuje krocie. Finansowana środkami wewnętrznymi musiała zapewnić sobie nieprzerwany i maksymalnie intensywny przepływ kapitału z rolnictwa i handlu. Musiano więc stworzyć system eliminujący całkowicie własność prywatną i wszystkie mechanizmy rynkowe, na których teraz swoją łapę położyło bolszewickie państwo. Nieuchronna więc była eliminacja wszystkich grup społecznych związanych z wolnym rynkiem; nieuchronny był rozrost partyjnej biurokracji pilnującej teraz każdego odcinka gospodarki państwowej.

    Gdzie te rezerwy finansowe tkwiły? Chłopu-kołchoźnikowi płaciło się nędzną dniówkę, a i to nie zawsze, a państwo zgarniało całość zysków ze sprzedaży płodów rolnych głodującym miastom. Robotnikowi też płaciło się nędznie, a leczący go czasami lekarz również otrzymywał grosze. Niezapłacona wartość ich pracy akumulowała się w dalszych inwestycjach.
    Dla bogatego chłopa z Ukrainy w tym systemie nie mogło być miejsca – więc albo „dobrowolnie” wchodził do kołchozu z całym swoim majątkiem, albo umierał latami: najpierw niszczony dostawami dla państwa i podatkami, a potem konał z głodu pod płotem. Te dziesiątki milionów ofiar kolektywizacji, to miliony trupów wydrenowanych wcześniej z posiadanych zasobów przemielonych przez bolszewicki przemysł zbrojeniowy; to te najbardziej prawdziwe filary bolszewickiej potęgi.

    I dopiero kiedy przemysł ciężki wszedł w etap samofinansowania (przełom lat 50/60 XX w.), można było trochę odpuścić. Także ideologicznie. Ale też nie za bardzo: koszty zbrojeń, a w tym przemysłu kosmicznego, utrzymywały w stanie niemal niezmienionym (choć w zmodyfikowanym) i sowiecki system, i jego ideologię (Metodę, zgoda!).
    Więc może nie przypadkiem właśnie J. Andropow zostaje w końcu lat 60. szefem KGB i inicjuje procesy, które zrealizuje dopiero Gorbaczow…
    I może od tego mniej więcej czasu uzasadnione zaczyna być stwierdzenie zakładające rzeczywistą swobodę w doborze metod/ideologii mających zapewnić bolszewikom realizację ich celu podstawowego: władzy w wymiarze globalnym.

  46. 46 Orzeł

    Pani Amelko!

    Pozwolę sobie na małe wtrącenie. Pisze Pani o niezmienności sowieckiej ideologii w latach 1917 – 67. Czy aby na pewno była ona niezmienna? Wydaje mi się, że od samego początku, od pierwszych dni rządów Włodzimierza Ilicza bolszewicy posługiwali się taką ideologią, jaka była im akurat na rękę. Słynny NEP nie był niczym innym, jak właśnie całkowitą (choć chwilową) zmianą ideologii, przy pomocy której tumaniono nie tylko nieszczęsne masy w samym sojuzie, ale przede wszystkim intelektualistów na zachodzie. Lenin właśnie wtedy odszedł od „dogmatów” stanowiących ideologię w imię której jeszcze wczoraj mordowali kułaków i burżujów i oto nagle powiedział tym, którzy przeżyli: a teraz, kochani możecie znów uprawiać ziemię, prowadzić prywatne warsztaty, produkować i bogacić się. Tu puścił jednocześnie oko w stronę Ameryki, Anglii, Niemiec, patrzcie, my się właśnie liberalizujemy, już nie jesteśmy krwiożerczym terrorem, teraz pora na odnowę, przestańcie nas izolować, lepiej przyjeżdżajcie do nas, przywoźcie swoje pieniądze i technologie, róbcie z nami interesy. To wtedy właśnie, w latach dwudziestych XX wieku stworzono bazę sowieckiego przemysłu ciężkiego, bynajmniej nie z nierozliczonej pracy chłopa i robotnika, tylko z kiesy Kruppa, General Motors, Ford Motor Company i tym podobnych kapitalistów, którzy chcieli zarabiać na współpracy z tym nowym, może trochę dziwnym, ale przecież w sumie takim sympatycznym państwem.

    Podobna wolta miała miejsce w 1941 roku, kiedy to w obliczu groźby militarnej porażki, Stalin odwoływał się do rosyjskiego patriotyzmu, symboli religijnych i carskich tradycji, byle tylko zmobilizować apatyczne masy do wzmożonego wysiłku wojennego.

    Sowiecki przemysł nigdy nie przeszedł na etap samofinansowania, to znaczy nigdy nie był w stanie funkcjonować w warunkach wolnego rynku, bo był budowany w całkowitym oderwaniu od takich założeń. I jak każde socjalistyczne przedsięwzięcie stopniowo ale konsekwentnie rozpadał się i gnił. W związku z tym mówienie o bolszewickiej potędze opartej na przemyśle zbrojeniowym wydaje mi się zupełnie nie uzasadnione. Sowiecka machina militarna, z gigantycznym wspomaganiem Ameryki ledwo dała radę pokonać Hitlera, natomiast nigdy później nie była w stanie Ameryce zagrozić. Był to tylko blef i propaganda, tak jak podczas kryzysu kubańskiego. To właśnie słabość gospodarki i przemysłu skłoniła sowietów do porzucenia prób konfrontacji militarnej jako strategii do zdobycia światowego panowania i w zamian uruchomienia gigantycznej operacji ideologicznego przewrotu, która ostatecznie zakończyła się sukcesem.

    Z tej perspektywy patrząc przełom lat 50 i 60-tych był początkiem tej nowej ideologii, która tym razem przybrała oblicze „odprężenia”, ‚podziałów” wewnętrznych i tworzenia spontanicznych ruchów ‚dysydenckich”, które miały rozsadzić system od wewnątrz. Nie było więc to odpuszczenie ideologiczne, tylko wymiana starej ideologii na nową, takie, można by rzec nowe kłamstwa, zamiast starych.

  47. 47 michał

    Pani Amelko, Panie Orle,

    Mógłbym się podpisać pod większością tego, co napisał powyżej Pan Orzeł. Dodałbym tylko, że budowa przemysłu ciężkiego, wszystkie te idiotyczne projekty zmieniania biegu rzek, budowania kanałów, które odwadniały uprawne grunty i przemienniały je w pustynię, a same były za płytkie dla spławu, to wszystko było podejmowane nie dla konkretnych utylitarnych celów, jak w normalnym państwie, ale dla potrzeb kontroli populacji czyli dla sowietyzacji. Jak słusznie pisze Pan Orzeł, pomimo całej industrializacji krasnoarmiejcy byli nadal najgorszą armią w II wojnie i na pewno najgorzej uzbrojoną.

    Nie sądzę, żeby dało się określić zbrojny podbój świata jako ich cel. Kiedy Lenin kazał Tuchaczewskiemu iść na Berlin przez trupa Polski, to nie po to, żeby podbić Niemcy i Europę „rosyjskim orężem”, ale żeby nieść zarzewie rewolucji. Już Dostojewski 40 lat wcześniej uważał, że Europa zachodnia jest na progu rewolucji i zarówno Lenin jak wielu komunistów zachodnich oczekiwało wybuchu lada chwila.

    Oczywiście pan Orzeł ma rację co do Golicyna i przełomu taktycznego związanego z nazwiskami Mironowa i Szelepina (raczej niż Andropowa), ale warto zwrócić uwagę, że ten przełom był właśnie powrotem do wczesnej taktyki bolszewików z lat 20., do prowokacji Trustu, do misternej roboty, która zdołała zwabić nawet tak wytawnych wrogów bolszewizmu jak Sawinkow i Sidney Reilly.

  48. 48 amelka

    Panie Orle,

    W swoim poście starałam się „sprasować” argumenty ekonomiczne do minimum, by pokazać najbardziej charakterystyczne rysy tego pierwszego półwiecza systemu sowieckiego. Przepraszam więc za nadmierne uogólnienia.
    NEP pominęłam nie dlatego, że nie uwzględniam tego okresu, ale dlatego, że przywrócone wówczas chwilowo mechanizmy rynkowe nie stały się istotą gospodarki sowieckiej w następnych dziesięcioleciach. Zdecydowanie się na strategię przyciągnięcia do Rosji kapitału z zewnątrz – której rolę Pan podkreśla – było wynikiem, jak sądzę, właśnie zdania sobie sprawy przez komunistów z tego, że własne środki nie wystarczą do realizacji planów.

    Czy to w latach 20. rzeczywiście stworzono bazę sowieckiego przemysłu ciężkiego? Polemizowałabym. Infrastruktura przemysłowa została wówczas jedynie uzupełniona i obejmowała głównie okręg moskiewski i Ukrainę, właściwie bazując na ośrodkach istniejących do 1916 r. Nie dawała ona gwarancji rozbudowy przemysłu zbrojeniowego na skalę oczekiwaną przez bolszewików. Pierwsza 5-latka zaczyna się w 1928, druga w 1932/1933 i to na ten okres datuje się zbudowanie od podstaw przemysłu zbrojeniowego, w tym czołgowego. Główne inwestycje tego czasu lokalizowane były przy tym we wschodnich rejonach Rosji, a nie w okręgu zachodnim, co umożliwiało kontynuację produkcji po 22.06.1941.

    Pisząc o wejściu w fazę samofinansowania się przemysłu sowieckiego, nie łączyłam tego z mechanizmami rynkowymi, których nieistnienie w tym systemie słusznie Pan podkreśla. Posłużyłam się tu jedynie terminem ekonomicznym, chociaż może powinnam napisać inaczej: że do dalszego rozwoju przemysłu nie był już niezbędny drenaż środków z rolnictwa w skali takiej jak dotąd. Dalibóg nie wiem, jak to sowieccy biurokraci wyliczyli, ale ekonomiści i statystycy prawdopodobnie potrafią wskazać okresy czasowe, w których proces pierwotnej akumulacji się kończy w swojej podstawowej formie. I dla b. CCCP przypadł on właśnie na przełom lat 50./60.

    Nie chciałabym wchodzić w problem „zamiany starych kłamstw na nowe”. W swoim poprzednim wpisie chciałam jedynie zwrócić uwagę na niedoceniany na ogół aspekt ekonomiczny systemu sowieckiego, bez uwzględnienia którego piętro ideologiczne tego systemu nie może być wytłumaczone/objaśnione wystarczająco. Nie twierdzę, że mnie się to udało – z całościową i szeroką analizą tego zjawiska miałabym na pewno kłopot. Proszę więc potraktować mój wpis jedynie jako sygnalizację problemu.

  49. 49 Orzeł

    Pani Amelko!

    Kwestia ekonomii w systemie sowieckim wydaje mi się rzeczywiście kluczowa dla zrozumienia, jakie były główne motywy tych wszystkich zmian ideologii, tego kluczenia, odwracania biegunów i szukania mniej lub bardziej rozpaczliwych alternatyw. Gdyby komunistyczna ekonomia, a co za tym idzie gospodarka i przemysł zbrojeniowy były co najmniej konkurencyjne dla zachodu, to żadne „nowe kłamstwa” nie były by sowietom potrzebne. Gdyby armia czerwona miała odpowiedni potencjał w 1920 roku, to mimo braku sytuacji rewolucyjnej w Niemczech, Lenin przeprowadziłby tam komunistyczny przewrót wyłącznie bagnetami, podobnie jak zrobił to Stalin w środkowej Europie 25 lat później.

    Jeśli chodzi natomiast o sowiecki przemysł zbrojeniowy, to jest to problem tak obszerny, że trudno mi się tu zagłębić w szczegółową analizę. Można tylko z grubsza zarysować pewne tendencje. Wspomniane wcześniej zachodnie koncerny dały sowietom przede wszystkim know how, pewien przepis na industrializację, dlatego ten moment wydaje mi się kluczowy. Potem stosowano tę samą strategię zdobywania już opracowanych broni. Plany pięcioletnie niewiele tu wniosły, bo korzystały już z gotowych rozwiązań. Zmierzam do tego, że przechwycenie zachodnich planów, patentów, technologii było warunkiem koniecznym do podjęcia rywalizacji. Koniecznym, ale nie wystarczającym. Nawet mając takie środki aktywne, jak Rosenbergowie, Melita Norwood i cała masa pomniejszych idiotów, którzy z własnej woli, czy też za pieniądze podawali na tacy przepis na budowę bomby atomowej, komuniści nie byli w stanie dorównać zachodowi na polu militarnym.

    Zgadzam się z panem Michałem, że podbój na drodze wojennej nie był głównym celem bolszewików. Oni, z małymi wyjątkami, jak na przykład Chruszczow, potrafili obiektywnie ocenić różnicę pomiędzy potencjałem militarnym swoim i zachodnim i niezmiennie wychodziło im, że konfrontacja na tym polu, to dla nich samobójstwo.

    Natomiast wracając do NEP-u, to faktycznie nie stał się on dominującą ideologią w następnych dekadach, ale też dla dyskusji, którą Państwo toczyli wcześniej ma on kluczowe znaczenie, bo właśnie pokazuje, jak giętka i zmienna była i jest komunistyczna strategia. Z resztą nie tylko NEP. Referat Chruszczowa na XX zjeździe KPZR i to, co po nim nastąpiło wywołał nie mniejsze zamieszanie w głowach różnej maści zachodnich pacyfistów, komunistów i socjalistów, którzy z miejsca zaczęli wołać, że teraz to już na prawdę wszyscy będą równi, człowiek będzie człowiekowi bratem i wspólnie zbudujemy socjalistyczny raj bez błędów i wypaczeń.

  50. 50 Andrzej

    Czy utożsamienie ideologii z interesem grupowym nie pochodzi od Marksa i Engelsa? W ich ujęciu ideologia to filozofia.
    Lenin znacznie to rozszerzył, ustalając tym samym podstawę bolszewickiej „nauki”. Ideologia ma służyć bolszewikom a nie być ich interesem. Bolszewicka partia ma służyć celowi a nie być celem. Od początku są ponad ideologiami i stosują je zależnie od aktualnych potrzeb.

    Bolszewicy zawsze byli i są pragmatykami. Kiedy potrzeba być socjalistami – byli i są nimi, kiedy potrzeba być nacjonalistami – byli i są nimi, kiedy potrzeba być liberałami, byli i są nimi itd. A wszystko po to aby osiągnąć cel, którym przecież nie jest żadna „dyktatura klasy” ani „dyktatura narodu” czy też „dyktatura wolnego rynku”. Jest nim dyktatura bolszewików jako pełnia ich władzy nad ludzkością.

    Moim zdaniem, powszechnie popełniany błąd polega na tym, że objawy choroby bierze się za samą chorobę i na tej podstawie próbuje się zwalczać owe objawy a nie chorobę, która jest przecież śmiertelną zarazą. Czy nie bierze się to wprost z drugiej połowy XIX wieku, z tak właśnie rozumianej ideologii, z całkowitym pominięciem istotnej modyfikacji dokonanej przez bolszewików na samym początku ich zaistnienia?

  51. 51 amelka

    Panie Orle, Panie Michale

    Zgadzam się z wszystkimi ocenami dotyczącymi realnej niemożności konkurowania gospodarki (i technologii) sowieckiej z Zachodem; jest to dla mnie oczywiste.
    Ciągle jednak niejasna jest dla mnie interpretacja dążenia bolszewików do zdobycia dominacji nad światem, z której wyłącza się podbój drogą zbrojną.

    Chciałaby tutaj zaznaczyć, że „zbrojnego podboju” nie rozumiem li tylko dosłownie, tj. np. w postaci miliona żołnierzy sowieckich maszerujących przez Europę i inne kontynenty, chociaż dwukrotnie takie próby (terytorialnie jednak dość ograniczone) obserwowaliśmy: 1919/1920 i 1944/1945. Możliwości i form jest w tym zakresie znacznie więcej.

    Świetnie charakteryzuje tutaj ten problem Jaszczur w swoim tekście głównym: „Sowieciarze z Kremla realizują swoją strategię za pomocą całej gamy typowych dla KGB tzw. „środków aktywnych”: ekspansji gospodarczej, wojny ideologicznej, wojny psychologicznej, agentury wpływu, wykorzystywania podmiotów gospodarczych oraz polityków o wspólnych interesach i last but not least „klasycznego” szpiegostwa.”
    I chociaż Autor pisze o czasie najnowszym, duża część tych właśnie środków stosowana była przez bolszewię od początku. Stosowane metody pozwalały na poszerzanie ich bezpośredniej sfery oddziaływania politycznego, a co za tym idzie – zwiększały potencjalne możliwości wykorzystania zasobów wojennych regionów uzależnionych do własnych celów.

    Chcę przez to powiedzieć tylko, że w dzisiejszych bolszewikach dostrzegam nie tyle cynicznych graczy zasiadających przy zielonym stoliku i kochających przy tym wszelkie zabawy semantyczne, co raczej sztab generałów wyznaczających z zimną krwią strategię zasadniczą i główne cele do osiągnięcia w geopolityce bieżącej.

  52. 52 Orzeł

    Pani Amelko!

    Dobrym przykładem działania bolszewickiej strategii była wojna wietnamska. Komuniści nie mogli jej wygrać na polu militarnym. Mimo zaangażowania potężnych sił zarówno w postaci armii Wietnamu Północnego, jak i Viet Congu, regularnie brali po łbie. Dopiero podczas ofensywy Tet na chwilę przejęli inicjatywę, ale i tak ostatecznie cała operacja zakończyła się klęską Północy. Tu jednak do akcji wkroczyły środki aktywne, o których wspomniał Pan Jaszczur. Sowiecka agentura wpływu i pożyteczni idioci wywarli na administrację Johnsona tak silny wpływ, że ten zaczął się rakiem wycofywać, coś bełkotać o zawarciu honorowego pokoju, szukać kompromisu, a czerwoni tylko na to czekali. Nixon potem dokończył dzieła… Wszystko to, przypominam, przy całkowitej przewadze militarnej USA.

  53. 53 amelka

    Panie Orle,

    Zgadzam się – wietnamski przykład jest bardzo wyrazisty.

    Bardzo przepraszam, że wrócę jeszcze (tylko na moment) do rolniczej fazy NEP-u, w odniesieniu do której pisze Pan tak: „Lenin właśnie wtedy odszedł od „dogmatów” stanowiących ideologię w imię której jeszcze wczoraj mordowali kułaków i burżujów i oto nagle powiedział tym, którzy przeżyli: a teraz, kochani możecie znów uprawiać ziemię, prowadzić prywatne warsztaty, produkować i bogacić się.” Ocena ta pociąga za sobą następną: budowany w tym czasie w Rosji przemysł nie mógł więc być w żadnym stopniu oparty o krwawicę rosyjskiego chłopa.

    Problem tylko polega na tym, że to hasło „możecie znów uprawiać ziemię, prowadzić prywatne warsztaty, produkować i bogacić się”, pozostało jedynie hasłem. Chłopi nie uzyskali ponownie ziemi na własność – oni ją tylko użytkowali; zniesiono dostawy obowiązkowe płodów rolnych – ale zastąpiono je podatkiem progresywnym, liczonym od powierzchni gruntów; można było posiadać także większe gospodarstwo – ale wprowadzono zakaz zatrudnia pracowników najemnych, co ograniczało wielkość gospodarstwa do rozmiarów gosp. rodzinnego; stałe urzędowe obniżanie cen art. rolnych, które chłop sprzedawał na rynku, powodowało ruinę gospodarstw chłopskich – o żadnych zyskach i „bogaceniu się” nie było mowy; rozwarcie nożyc cenowych powodowało od 1923 do 1928, a więc do końca NEP, regularnie co roku kryzysy żywnościowe.
    Dokładnie ten sam model powielili komuniści potem w Polsce i w innych demoludach po 1945: nie skolektywizowano całego rolnictwa, ale los indywidualnych gospodarstw w tym czasie dobrze oddają chyba tylko pisane po latach pamiętniki chłopskie.

  54. 54 Orzeł

    Pani Amelko!

    No oczywiście, że NEP był liberalizacją tylko na niby, takim teatrzykiem dla zachodnich elit, które miały się zachwycić i rzucić do budowania sowieckiej potęgi. Jasne, że ani chłopi, ani robotnicy nie mogli się wzbogacić, bo nie to było celem NEP-u. Podobnie, z resztą, jak celem „transformacji ustrojowej” w PRL-u nie było oddanie władzy Kuroniowi, Mazowieckiemu, czy Bolkowi, tylko zapewnienie komunistom możliwości spokojnej konsumpcji tego, co nakradli w drugiej połowie lat 80-tych, znaczy, żeby im po prostu nikt nie przeszkadzał. I to, podobnie jak leninowski NEP również się udało. Stąd też mogą tylko dziwić narzekania naszych rodaków, że coś w tej niepodległej ojczyźnie ciężko się żyje, że pracy nie ma, że mieszkania drogie i kredytu spłacać nie idzie. A niby jak ma być?! Przecież działania tych wszystkich malowanych kukiełek na przełomie lat 80 i 90-tych miały za cel właśnie takie spreparowanie gospodarki, żeby wyeliminować potencjalną konkurencję, więc jak ktoś nie był pezetpeerowskim kacykiem, oficerem bezpieki, albo kapusiem, a uwierzył w wizję świetlanej przyszłości, to dziś zadaje naiwne pytania.

    Podobnie z NEP-em, jak który chłop uwierzył, że to wszystko naprawdę, to potem się srogo zawiódł. Słusznie Pani pisze o tych wszystkich obostrzeniach i regulacjach zaprojektowanych właśnie po to, żeby tylko nikt się czasem faktycznie nie wzbogacił.

    Co prowadzi nas do kolejnej analogii z naszego podwórka: jak ktoś uwierzył, że może się dorobić dużych pieniędzy nie należąc do czerwonej mafii, to kończył jak Kluska, albo Olewnik.

    Ciekawe tylko, czym się skończy ten nasz obecny NEP… bo jak by tak dalej ciągnąć te analogie, to nic, tylko się napić…

    No cóż, pasmotrim, uwidim, skazał sliepyj…

  55. 55 amelka

    Panie Orle,

    mogę tylko podziękować za tę rozmowę i za zmobilizowanie do większej precyzji słowa.

    Pozdrawiam

  56. 56 Orzeł

    Pani Amelko!

    Cała przyjemność po mojej stronie. Właśnie czytałem Pani blog na salonie24.To i jeszcze parę innych czynników natchnęło mnie to do wyartykułowania pewnych przemyśleń natury, nie bójmy się tego słowa kontrrewolucyjnej. Jeśli redaktorzy Wydawnictwa Podziemnego nie będą mieli nic przeciwko, spróbuję to w przyszłości jakoś ubrać w słowa i opublikować.

  57. 57 michał

    Droga Pani Anielko,

    Słusznie Pani zwraca uwagę, że ja się jednoznacznie opowiadam po jednej stronie, a odmawiam beznamiętnej obserwacji. Beznamiętna obserwacja jest moim zdaniem, nieszczęściem współczesności. Trzeba próbować być obiektywnym, ale nie wolno odrzucać wartościowania w obiektywnej ocenie. Żeby nie być gołosłownym, antykomuniści widzieli jasno zbrodnicze zło komunizmu, ale z czasem zostali potępieni jako „nieobiektywni” i powodujący się „emotywnymi przesłankami”, bo nie mogli (rzekomo) się wznieść ponad swoją własną ocenę. Największym błędem sowietologów jest właśnie odrzucenie obiektywnego zła komunizmu, jako nienaukowej koncepcji. Nie inaczej jest z moim patrzeniem na kolektywizm.

    W przeciwieństwie do obojga Państwa, nie widzę ekonomii jako istotnego czynnika komunizmu. Polityczna wola jest o wiele ważniejsza. „You can’t buck the market”, mawiała pani Thatcher, ale to jest prawdą tylko w systemach wolnych. Nie jest prawdą ani w Niuni Europejskiej, ani w sowietach. Ekonomia ma swoje prawa, ale jeśli zagłodzenie publiczności nie jest wielkim problemem, to prawa ekonomii raptem jawią się jako mało ważne. Pan Andrzej ma absolutnie rację, mówiąc, że nie ma wielkiej różnicy między dyktaturą proletariatu, a dyktaturą rynku, gdy u władzy pozostaje ta sama wąska grupa.

    Pyta Pani o militarny podbój jako realistyczny cel. Odpowiedź pana Orła wydaje mi się trafna, ale rozwińmy ten punkt. Bolszewicy decydują się na militarne akcje niechętnie i z oporami, zazwyczaj w odpowiedzi na akcję militarną. Wyjątkami są atak na Polskę w 1939 roku (ale nie w 1920, kiedy zostali zaatakowni), napaść na Finlandię i Koreę; czyli w większości wypadków decydowali się na ofensywne akcje militarne, gdy mieli bardzo poważne powody sądzić, że wygrają. Afganistan jest tu wyjątkiem, ale tam wyraźnie chcieli przegrać. Wedle Golicyna jednym z fundamentów sowieckiej strategii jest Sun Tzu i jego doktryna podboju bez walki. Wydaje mi się, że opisuje on tę strategię precyzyjnie. A w takim razie Niunia europejska jest lepszą metodą podboju niż stawianie tanków na trawniku Buckingham Palace.

  58. 58 amelka

    Panie Michale,

    Jestem wdzięczna za zaproszenie mnie do tej niezwykłej debaty.
    Poznanie argumentów każdej ze stron biorącej udział w dyskusji (co trwało trochę, przyznaję!) uzmysłowiło mi, jak szerokie spektrum problemów znalazło się w centrum uwagi autorów pytań III Ankiety i jak one są ważne dla zrozumienia istoty tego co nazywamy bolszewią. Poznając dokładniej stanowisko Panów, sama musiałam przemyśleć na nowo myślowe stereotypy, którymi nawykowo się posługuję. To cenna lekcja.

    Pozdrawiam

  59. 59 michał

    Droga Pani Amelko,

    Przede wszystkim muszę Panią przeprosić za przekręcenie Pani imienia, za tę nieszczęsną „Anielkę”! Co też alkohol (wraz z patriotycznym wychowaniem) robi z człowieka.

    Podziękowania rzecz jasna należą się Pani, bo nie każdy potrafi podjąć dyskusję z tak szaleńczymi poglądami, pogrzebanymi na Śmietniku Historii, wykopanymi z Podziemia albo schowanymi w Lamusie (tym z dużej litery). Wszelka więc wdzięczność należy się Pani!

    Mam nadal nadzieję, że zgodzi się Pani podjąć dyskusję na temat roli nacjonalizmu w walce z bolszewizmem. Kiedykolwiek Pani zechce, proszę tylko kiwnąć łaskawie palcem, a my będziemy na usługi Łaskawej Pani

    Ścieląc się do nóżek

    m

  60. 60 amelka

    Panie Michale,

    Dziękuję za miłe słowa.
    Propozycja tematu jest pociągająca, a on sam wcale nie jest prosty {znowu coś nie jest proste :)}.
    Myślę, że jesienią, kiedy wykończę swoje obecne zobowiązania, będę do Panów dyspozycji.

    Raz jeszcze dziękuję i pozdrawiam serdecznie

  61. 61 foton

    Drogi Panie Michale.)

    Te wszystkie osoby które Pan wymienił nie uważam za zdrajców, była okazja walczyć z bolszewikami to ją wykorzystali, i dobrze zrobili, z tym że np. Własow był wcześniej generałem w RKKA, no ale może ruszyło go sumienie.

  62. 62 michał

    Cha, cha! A to mnie Pan ubawił! rkka?! Musiałem sprawdzić, co to było. Widzi Pan, wśród nas anty-bolszewików, nazywa się rzeczy po imieniu: czerwona armia, czubaryki, a „robotniczo-chłopska” zostawia się dla fanatyków. Tak, Własow był nie tylko krasnoarmiejcem, ale też zaznaczyłem powyżej, że w ogóle nie był antykomunistą w przeciwieństwie do Krasnowa, von Pannwitza i wielu, wielu innych bohaterów tamtej wojny zamordowanych najpewniej po ciężkich torturach w Moskwie.

    Ale mniejsza o to, to są drobiazgi. Interesuje mnie co innego. Pisze Pan: „była okazja walczyć z bolszewikami to ją wykorzystali, i dobrze zrobili”. Ale w innym miejscu: „pod takimi sztandarami odnieśli przecież zwycięstwa w największych bitwach w dziejach ludzkości, to jest Stalingrad, Kursk, Berlin, że wymienię te najważniejsze, o ile generalicja powinna sobie zdawać sprawę że prawdziwa armia Rosyjska walczyła z towarzystwem spod tego znaku o tyle tzw. prości ludzie traktują to jako znak pod którym w ich mniemani armia rosyjska odniosła wielkie zwycięstwa, i nawet pewnie nie wiedzą że w jej nazwie nie było nawet słowa Rosja.”

    Więc jak to jest? Świętujemy zwycięstwa nad faszyzmem czy dobrze zrobili ci, którzy usiłowali do tych zwycięstw nad faszyzmem nie dopuścić?

  63. 63 foton

    Panie Andrzeju,

    Jaką niby dzisiaj rozsiewa ideologię niby „bolszewicka” Rosja?. kapitalizmu państwowego…dogmatem dzisiejszej międzynarodówki jest lansowanie tzw. praw mniejszości, w szczególności homoseksualnych, a w Rosji jest to akurat zakazane. Jaki ma cel w tym dzisiejsza międzynarodówka?, jest nim: demoralizacja i rozkład moralny całych społeczeństw, by zdolności organizacyjno-obronne tychże społeczeństw sprowadzić do zera, z rządów zrobić bandę zastraszonych marionetek poprzez silny nacisk medialny w wypadku jakiegokolwiek sprzeciwu w zasadniczych sprawach. Społeczeństwo sprowadzić do roli zdemoralizowanego motłochu, któremu to media dają strawę żerując na najniższych instynktach ludzkich, w postaci głupich telenoweli, z których oczywiści na okrągło sączy się propaganda w poetyce że: w każdym głupim serialu musi być światły, godny szacunku homoseksualista, murzyn, arab, itd., i miejscowa ciemna hołota która nie rozumie kierowniczej roli partii., społeczeństwa zadłużyć, i stworzyć takie nowoczesne niewolnictwo na miarę XXI wieku.

  64. 64 foton

    Drogi Panie Michale.)

    Ta część mojej wypowiedzi którą Pan zacytował odnosiła się do chęci zrozumienia tych niby a może i faktycznie sowieciarzy, jak oni z tą pewną schizofrenią sobie tam radzą, nie wiem czy dobrze to zinterpretowałem? Taki przeciętny gość sobie myśli: „ot nasi wygrali, zuchy”, nie musi nawet wiedzieć i pewnie nie wie o ogromie zbrodni bolszewickich, bo w programach nauczania za sajuza z oczywistych względów się o tym nie mówiło, a z tego co wiem to i dzisiaj temat ten jest w szkołach traktowany po łebkach.

  65. 65 michał

    Panie Fotonie, mniejsza o to, co Pan myśli, że oni myślą. Niech mi Pan lepiej powie, co Pan myśli. Na ten temat nie musi Pan spekulować, ale może wypowiedzieć się z pełnym autorytetem.

  66. 66 Andrzej

    Panie Fotonie,

    Sprowadza Pan kwestię bolszewicką tylko i wyłącznie do „postępowej ideologii” bez uwzględnienia innych metod stosowanych przez komunistów a mianowicie zwyczajnych podbojów, agentury i jej zadań, przewrotów, dezinformacji i tak dalej. Tego właśnie zdaje się Pan w ogóle nie dostrzegać. Warto się zapoznać z tą tematyką.

    Stalin nie zniewolił połowy Europy „ideologią socjalistyczną” tylko zwyczajnie czerwoną armią. Kiedy już zainstalował swoją gdzieś swoją władzę wtedy owszem: namiestnicy obalali stary porządek do cna i tworzyli „człowieka sowieckiego”. Z bardzo dobrym zresztą skutkiem co świetnie widać dzisiaj, gdy tak wielu wielbi owe czasy pierekowki i osiągnięte nią rezultaty. Chruszczow nie szerzył na zewnątrz „ideologii” tylko walił butem w stół, groził rakietami nuklearnymi a cały niemal świat kulił się przed nim i jego następcami. A wszyscy oni wysyłali agentów celem podminowania władzy wolnych krajów, przejmowania jej elit itd.
    Zawsze też stosowali dezinformację aby oszukać przeciwnika. Szczytem jej były pozorowane: „chińska liberalizacja” i „sowiecki koniec komunizmu”, przekonanie świata, że komunizm się skończył a komuniści przestali istnieć, choć wszystkim od początku do końca kierowali, zapewniwszy sobie wszędzie jeśli nie samą władzę to „pakiety kontrolne”.
    Teraz, nawet wyszkolony czekista, wierny uczeń Lenina i Stalina, jawnie się odwołujący do tzw. spuścizny i metod nie jest postrzegany jako ich kontynuator a wręcz przeciwnie, jako „demokrata z wolnego kraju”, wszem i wobec uważanego za „wolną Rosję”. Chińska partia komunistyczna rządzi sobie jak chce, rzekomy wolny rynek jest w istocie przez nią w pełni sterowany. Na czele wielu instytucji finansowych działających na całym świecie stoją komunistyczni „biznesmeni” a wszyscy twierdzą że bolszewizmu nie ma bo „zmieniła się ideologia”. To nic, że Lenin już prawie wiek temu zapowiadał „kapitaliści sami ukręcą sznur na którym ich powiesimy”. To nic, że przez te długie lata bolszewicy opanowali technikę kręcenia tego sznura w stopniu doskonałym. To nic, że dziś trzęsą światową gospodarką, są uzbrojeni jak nigdy dotąd, otwarcie współdziałają między sobą i z bolszewikami „zachodnimi” i równie otwarcie grożą wolnemu światu jaki jeszcze pozostał.

    Czy Panu naprawdę tylko „ideologia” kojarzy się z bolszewizmem? Jeśli tak, to powinien Pan więcej na ten temat poczytać.

    Tam gdzie potrzeba, tam bolszewicy stosują opcję „kulturową”, której celem jest zniszczenie podstaw społeczeństwa tradycyjnego i utworzenie społeczeństwa bolszewickiego. Tam gdzie potrzeba, tam stosuję też, od zawsze, nacisk militarny, podbój, agenturę i dezinformację (kolejność nazw tych środków jest przypadkowa, dezinformacja jest tu może nawet najważniejsza) .

  67. 67 Andrzej

    ps. zapomniałem napisać:
    Dzisiejsza bolszewicka „Rosja” rozsiewa dzisiaj „ideologię” władzy nad całym światem, Ta „ideologia” od samego początku leży u podstaw istnienia bolszewizmu.

  68. 68 michał

    Drogi Panie Andrzeju,

    To wszystko prawda, ale p. Foton mówi chyba o czymś innym. Dla uniknięcia semantycznej konfuzji proponowałbym nie nazywać bolszewizmu ideologią, a zatem nie rozsiewali oni „ideologii władzy”, bo to jest Metoda. Bolszewizm jest Metodą, a ideologie, które skutecznie rozsiewają to są dowolne idee rozkładające społeczeństwo. Takich idej nie propagowali u siebie, pod własną władzą, poza pierwszymi latami po objęciu władzy, kiedy musieli nadal rozłożyć istniejące społeczeństwo. Inne społeczeństwa podbite były zawsze uprzednio rozłożone korozyjnym działaniem lewackiej ideologii. To rzecz jasna przybierało różne postacie i inaczej była rozkładana Polska przedwojenna, a inaczej jest rozkładany dzisiejszy Zachód.

  69. 69 Andrzej

    Panie Michale,

    Dziękuje Panu za ten komentarz, bowiem poprawia, popełniony w ferworze dyskusji mój poważny błąd. Dopiero co, kilka dni temu, zgodziłem się z Panem, że bolszewizm to nie żadna ideologia a metoda posługiwania się ideologiami.

    Pan Foton, jak sądzę, posługuje się pojęciem ideologii w znaczeniu interesu, wedle pojęcia jakie narzucili i narzucają innym bolszewicy aby ukryć istotę tego co naprawdę robią. Odpowiadając mu, starałem się przyjąć jego sposób rozumowania i to doprowadziło mnie do fałszywej konkluzji. Bez wątpienia, zjawiska powinny być opisywane precyzyjnie aby „nie mącić czystej wody” i przybliżać nas do prawdy. Nic nie ma takiej siły jak słowo, które ją w pełni oddaje.

  70. 70 Andrzej

    ps. Ostatnie zdanie powinno brzmieć: Nic nie ma takiej siły, jak słowo które w pełni oddaje prawdę.

Komentuj





Language

Książki Wydawnictwa Podziemnego:


Zamów tutaj.

Jacek Szczyrba

Czerwoni na szóstej!.

Jacek Szczyrba

Punkt Langrange`a. Powieść.

H
1946. Powieść.