Najnowsze komentarze

III Ankieta Wydawnictwa Podziemnego

Dziecko w szkole uczy się fałszowanej historii od Piasta do równie sfałszowanego Września i dowie się, że obrońcą Warszawy był nie jakiś tam Starzyński, ale komunista Buczek, który wyłamał kraty „polskiego faszystowskiego” więzienia, by na czele ludu stolicy stanąć do walki z najeźdźcą. – Tak w roku 1952 Barbara Toporska opisywała ówczesny etap bolszewizacji Polski.

Przyjmijmy, na potrzeby niniejszej ankiety, że był to opis pierwszego etapu bolszewizacji, klasycznego w swoim prostolinijnym zakłamaniu. Kolejny etap nastąpił szybko, zaledwie kilka lat później, gdy – posługując się przykładem przytoczonym przez Barbarę Toporską – w kontekście obrony Warszawy wymieniano już nie tylko komunistę Buczka, ale także prezydenta Starzyńskiego (i to z największymi, bolszewickimi honorami). Przyszedł w końcu także moment, gdy komunista Buczek albo znikł z kart historii, albo też przestał być przedstawiany w najlepszym świetle – jeszcze jeden, mocno odmieniony okres.

Mamy tu zatem dynamiczne zjawisko bolszewizmu i szereg nasuwających się pytań. Ograniczmy się do najistotniejszych, opartych na tezie, że powyższe trzy etapy bolszewizacji rzeczywiście miały i mają miejsce:

1. Wedle „realistycznej” interpretacji historii najnowszej utarło się sądzić, że owe trzy etapy bolszewickiej strategii są w rzeczywistości nacechowane nieustającym oddawaniem politycznego pola przez bolszewików. Zgodnie z taką wykładnią, historię bolszewizmu można podzielić na zasadnicze okresy: klasyczny, ewoluujący, upadły. Na czym polega błąd takiego rozumowania?

2. Jak rozumieć kolejno następujące po sobie okresy? Jako etapy bolszewizacji? Jako zmiany wynikające z przyjętej strategii, czy ze zmiennej sytuacji ideowej i politycznej, czy może trzeba wziąć pod uwagę inne jeszcze, niewymienione tu czynniki?

3. Trzy etapy i co dalej? Czy trzecia faza spełnia wszystkie ideowe cele bolszewizmu, czy wręcz przeciwnie – jest od realizacji tych celów odległa? Czy należy spodziewać się powrotu do któregoś z wcześniejszych etapów, a może spektakularnego etapu czwartego lub kolejnych?

Zapraszamy do udziału w naszej Ankiecie.

II Ankieta Wydawnictwa Podziemnego

Dorobek pisarzy i publicystów mierzy się nie tyle ilością zapisanych arkuszy papieru, wielkością osiąganych nakładów, popularnością wśród współczesnych czy potomnych, poklaskiem i zaszczytami, doznawanymi za życia, ale wpływem jaki wywierali lub wywierają na życie i myślenie swoich czytelników. Wydaje się, że twórczość Józefa Mackiewicza, jak żadna inna, nadaje się do uzasadnienia powyższego stwierdzenia. Stąd pomysł, aby kolejną ankietę Wydawnictwa poświęcić zagadnieniu wpływu i znaczenia twórczości tego pisarza.

Chcielibyśmy zadać Państwu następujące pytania:

1. W jakich okolicznościach zetknął się Pan/Pani po raz pierwszy z Józefem Mackiewiczem?
Jakie były Pana/Pani refleksje związane z lekturą książek Mackiewicza?

2. Czy w ocenie Pana/Pani twórczość publicystyczna i literacka Józefa Mackiewicza miały realny wpływ na myślenie i poczynania jemu współczesnych? Jeśli tak, w jakim kontekście, w jakim okresie?

3. Czy formułowane przez Mackiewicza poglądy okazują się przydatne w zestawieniu z rzeczywistością polityczną nam współczesną, czy też wypada uznać go za pisarza historycznego, w którego przesłaniu trudno doszukać się aktualnego wydźwięku?

Serdecznie zapraszamy Państwa do udziału.

Ankieta Wydawnictwa Podziemnego

1. W tak zwanej obiegowej opinii egzystuje pogląd, że w 1989 roku w Polsce zainicjowany został historyczny przewrót polityczny, którego skutki miały zadecydować o nowym kształcie sytuacji globalnej. Jest wiele dowodów na to, że nie tylko w prlu, ale także innych krajach bloku komunistycznego, ta rzekomo antykomunistyczna rewolta była dziełem sowieckich służb specjalnych i służyła długofalowym celom pierestrojki. W przypadku prlu następstwa tajnego porozumienia zawartego pomiędzy komunistyczną władzą, koncesjonowaną opozycją oraz hierarchią kościelną, trwają nieprzerwanie do dziś. Jaka jest Pana ocena skutków rewolucji w Europie Wschodniej? Czy uprawniony jest pogląd, że w wyniku ówczesnych wydarzeń oraz ich następstw, wschodnia część Europy wywalczyła wolność?

2. Nie sposób w tym kontekście pominąć incydentu, który miał miejsce w sierpniu 1991 roku w Moskwie. Czy, biorąc pod uwagę ówczesne wydarzenia, kolejne rządy Jelcyna i Putina można nazwać polityczną kontynuacją sowieckiego bolszewizmu, czy należy raczej mówić o procesie demokratyzacji? W jaki sposób zmiany w Sowietach wpływają na ocenę współczesnej polityki międzynarodowej?

3. Czy wobec rewolucyjnych nastrojów panujących obecnie na kontynencie południowoamerykańskim należy mówić o zjawisku odradzania się ideologii marksistowskiej, czy jest to raczej rozwój i kontynuacja starych trendów, od dziesięcioleci obecnych na tym kontynencie? Czy mamy do czynienia z realizacją starej idei konwergencji, łączenia dwóch zantagonizowanych systemów, kapitalizmu i socjalizmu, w jeden nowy model funkcjonowania państwa i społeczeństwa, czy może ze zjawiskiem o zupełnie odmiennym charakterze?

4. Jakie będą konsekwencje rozwoju gospodarczego i wojskowego komunistycznych Chin?

5. Już wkrótce będzie miała miejsce 90 rocznica rewolucji bolszewickiej w Rosji. Niezależnie od oceny wpływu tamtych wydarzeń na losy świata w XX wieku, funkcjonują przynajmniej dwa przeciwstawne poglądy na temat idei bolszewickiej, jej teraźniejszości i przyszłości. Pierwszy z nich, zdecydowanie bardziej rozpowszechniony, stwierdza, że komunizm to przeżytek, zepchnięty do lamusa historii. Drugi stara się udowodnić, że rola komunizmu jako ideologii i jako praktyki politycznej jeszcze się nie zakończyła. Który z tych poglądów jest bardziej uprawniony?

6. Najwybitniejszy polski antykomunista, Józef Mackiewicz, pisał w 1962 roku:

Wielka jest zdolność rezygnacji i przystosowania do warunków, właściwa naturze ludzkiej. Ale żaden realizm nie powinien pozbawiać ludzi poczucia wyobraźni, gdyż przestanie być realizmem. Porównanie zaś obyczajów świata z roku 1912 z obyczajami dziś, daje nam dopiero niejaką możność, choć oczywiście nie w zarysach konkretnych, wyobrazić sobie do jakiego układu rzeczy ludzie będą mogli być jeszcze zmuszeni 'rozsądnie' się przystosować, w roku 2012!

Jaki jest Pana punkt widzenia na tak postawioną kwestię? Jaki kształt przybierze świat w roku 2012?




Adam Danek


Podstawy antyindywidualizmu

Indywidualizm zajmuje poczesne miejsce w panteonie bożków współczesnego świata. Jego pozycję najlepiej poświadcza wszechobecne brzęczenie o „prawach jednostki”. Wynika to z faktu, że świat współczesny – w sensie instytucji politycznych, społecznych, a ostatnimi czasy nawet i (o zgrozo!) religijnych – ufundowany jest na liberalizmie we wszelkich postaciach. Propaganda tego ostatniego osiągnęła przerażającą skuteczność: częściej jeszcze niż w formie wyartykułowanej myśli liberalizm występuje ostatnio jako pewna mentalność, uchodząca za normalną i oczywistą. Do propagandowych sukcesów liberałów należy rozpowszechnione szeroko przekonanie, iż alternatywą dla indywidualizmu byłby jedynie kolektywizm, tzn. socjalizm bądź komunizm; mamy tu do czynienia ze starym chwytem erystycznym znanym jako fałszywa alternatywa. Poniżej rozwinę kilka pojęć fundamentalnych dla naturalnego, czyli nie-indywidualistycznego porządku, przeciwstawnego sztucznemu indywidualizmowi liberałów.

1. Społeczeństwo.

Liberalni myśliciele i politycy lubią powtarzać, że nie istnieje coś takiego jak społeczeństwo – bo istnieją wyłącznie „jednostki”. Inaczej mówiąc, w porządku bytów nie występuje nic ponadjednostkowego: funkcjonują, co prawda, grupy czy powiązania świadomie tworzone przez poszczególne „jednostki”, ale nie mają one realnego bytu. Głosiciele tego poglądu albo się mylą, albo kłamią. Człowiek to istota o naturze społecznej, która żyje tylko w społeczeństwie, tzn. w uporządkowanej zbiorowości. Dywagacje nad tym, co jest wcześniejsze – człowiek czy społeczeństwo – są bezprzedmiotowe, ponieważ społeczeństwo istnieje dokładnie tak długo, jak człowiek. Nie istnieje zaś właśnie to, co liberałowie nazywają „jednostką”: istota ludzka pozbawiona kontekstu społecznego. Dokładnie to miał na myśli sabaudzki archaista Joseph hrabia de Maistre (1753-1821), gdy w epoce szumnego ogłaszania abstrakcyjnych „praw człowieka” napisał: „Konstytucja 1795 roku, tak jak wszystkie poprzednie, została zrobiona dla człowieka. Otóż, nie ma wcale człowieka na świecie. Widziałem w swoim życiu Francuzów, Włochów, Rosjan, etc. Wiem nawet, dzięki Montesquieu, że można być Persem; ale co do człowieka, oświadczam, że nie spotkałem go w życiu; jeśli istnieje, to nic o tym nie wiem.” Indywidualistyczny liberalizm neguje jednak społeczną naturę człowieka od swych początków – za przykład niech służą konstytutywne dla tej doktryny „Dwa traktaty o rządzie” Johna Locke’a. Co godne uwagi, wbrew swej nazwie społeczną naturę człowieka neguje także socjalizm, któremu liberałowie lubią głośno się przeciwstawiać. Socjaliści zakładają przecież, że rodzice z własnej woli nie zadbają o wykształcenie dzieci, więc trzeba wprowadzić ustawowy przymus szkolny, że pracodawca na pewno będzie wyzyskiwał pracowników, więc trzeba wprowadzić państwowe „prawo pracy”, że bliscy osób starszych i chorych bez skrupułów zostawią ich na pastwę losu, więc trzeba wprowadzić tzw. powszechne ubezpieczenia społeczne i tak dalej.

Warto tu przypomnieć ustalenia sławnego socjologa Émile’a Durkheima (1858-1917), zaliczanego niekiedy do konserwatystów rzecznika solidaryzmu społecznego. Durkheim poświęcił życie badaniu „faktów społecznych”, tworzonych w sposób niezamierzony przez ludzi, istniejących niezależnie od nich i wywierających na nich wpływ. Dowiódł istnienia „świadomości społecznej”, niesprowadzalnej do świadomości poszczególnych ludzi. Doszedł do wniosku, iż człowiek jest poniekąd wytworem swego „klanu”. Przy tym wszystkim trzymał się ściśle metodologii pozytywistycznej: ograniczał się do badań empirycznych i nigdy nie uprawiał spekulacji metafizycznej – co musiało złościć liberalnych indywidualistów spod znaku Herberta Spencera i Williama Grahama Sumnera, pewnych, że pozytywizm pracuje dla nich.

2. Wspólnoty.

Społeczeństwo nie stanowi bezładnej mieszaniny ludzi, gdzie każdy może robić wszystko, byle nie przeszkadzał innym. Nie stanowi też monolitycznej masy, jak utrzymuje kolektywizm. Podobnie jak organizm dzieli się na zrośnięte ze sobą, lecz różnorodne tkanki i narządy o określonych funkcjach, społeczeństwo składa się z mniejszych zbiorowości – wspólnot. Wspólnoty to grupy, do których człowiek nie zapisuje się na zasadzie kontraktu. Ich cele nie są wymyślane czy wybierane przez ich członków, ale ustanawiane odgórnie – przez Boga, działającego poprzez naturę ludzką (rodzina), historię (niegdysiejsze: stany, korporacje, prowincje), Objawienie (Kościół) bądź kombinację tych czynników (np. zadania elity politycznej określa częściowo Objawienie religijne, częściowo natura człowieka i częściowo tradycja historyczna). Pojedynczy człowiek nie ma wpływu na charakter owych wspólnot, choć udział w nich nakłada nań szereg obowiązków (co dla liberała zakrawa już na niesprawiedliwość). Z przynależności do wspólnot wynikają dlań wszelako także pewne przywileje. Nic w tym niezwykłego: wspólnoty mają podstawę w prawie naturalnym, a w porządku prawa naturalnego każde uprawnienie ściśle łączy się z powinnością, np. prawo do życia jest jednocześnie nakazem życia (zakazem samobójstwa), prawo własności to zarazem nakaz dysponowania własnością w określony sposób (m.in. zakaz marnotrawstwa) etc. Społeczeństwo można najkrócej zdefiniować jako wspólnotę wspólnot.

3. Naród.

Wspólnoty nie lokują się oczywiście na tym samym poziomie, obok siebie, ale splatają się i przenikają na podobieństwo poszczególnych układów wewnątrz organizmu. Jedną z nich jest naród. Tu i ówdzie spotyka się opinię, jakoby narody powstać miały dopiero w XIX wieku jako produkt rewolucji przemysłowej, Wielkiej Rewolucji Antyfrancuskiej, demokratyzacji etc. Ten błędny pogląd wynika z bezkrytycznego recypowania definicji tzw. narodu politycznego, charakterystycznej dla myśli anglosaskiej, która zakłada, że naród to po prostu ogół obywateli (posiadaczy praw politycznych) danego państwa. Jeśli przyjąć to założenie, to za moment narodzin narodów faktycznie wypadnie nam uznać epokę upowszechniania się praw wyborczych w drodze rewolucyjnej – ale absurdem byłoby upatrywać źródeł narodu w kartach do głosowania i nowoczesnym modelu obywatelstwa. Naturę narodu doskonale charakteryzował polski filozof i duchowny o. prof. Józef Maria Bocheński OP (1902-1995): „Naród to taka grupa ludzi, których łączy z jednej strony wspólna rasa psychiczna, wspólne cechy charakteru i obyczaj oparty na wspólnych przeżyciach i wspomnieniach historycznych, z drugiej zaś wspólny cel: praca nad rozbudową, kultywowaniem, obroną i rozpowszechnianiem wspólnych wartości duchowych, owej specyficznej kultury narodowej, która naród określa i dla której naród żyje. Podkreślam, że chodzi o wartości duchowe, nieśmiertelne, między którymi są także wartości religijne. W imię ich, rzecz jasna, wolno i trzeba zażądać od jednostki podporządkowania się narodowi, który dąży do celów wyższych niż wszystko, co doczesne w jednostce. Nie ma bodaj autora, który by tak kategorycznie żądał poświęcenia się dla społeczeństwa jak św. Tomasz.”

Naród stanowi dzieło Boże, nie ludzkie. Tak jak w przypadku innych wspólnot, przynależność do niego oznacza określone obowiązki i zarazem pewne przywileje. Człowiek nie ma wpływu na to, w jakim narodzie przychodzi na świat, lecz mimo to wiążą go z nim powinności. Zmiana narodowości jest możliwa, ale nader trudna, ponieważ wymaga ogromnego wysiłku ukierunkowanego na organiczne wrośnięcie w inną kulturę.

Błędne wyobrażenie o narodzie dało początek mrzonce, że naród jest lub powinien być podmiotem polityki. Naród jednak, jak każda zbiorowość, nie posiada własnego umysłu czy woli, nie ma zatem zdolności do podejmowania decyzji politycznych. Można jedynie stwierdzić, iż jego wola wyraża się poprzez tradycję i kulturę, a więc zawsze w długich procesach historycznych, nigdy zaś w bieżących rozstrzygnięciach. Tych dokonywać musi ktoś bardziej konkretny. Naród nie jest podmiotem, lecz przedmiotem rządów, sprawowanych przez względnie wąską grupę – elitę polityczną. W optymalnej sytuacji elita rządząca ma charakter arystokracji, tzn. wchodzą do niej najlepsi i najwybitniejsi członkowie narodu. Właściwy ład wspólnotowy powinien gwarantować, że elita narodowa zachowa charakter arystokratyczny, nie zaś demokratyczny, plutokratyczny etc.

3a. Nacjonalizm.

W tym miejscu pozwolimy sobie na dygresję dotyczącą nacjonalizmu. Geneza jego niewątpliwie wiąże się z Wielką Rewolucją Antyfrancuską, ale to właściwie wszystko, co można ogólnie o nim powiedzieć. Nacjonalizm nie tworzy własnej doktryny (ani tym bardziej filozofii) politycznej, lecz jedynie formułę wpisującą właściwą doktrynę lub filozofię w kontekst wspólnoty narodowej. Nie istnieje nic takiego jak czysty nacjonalizm; zawsze przejawia się on jako: narodowy konserwatyzm, narodowy liberalizm, narodowy demokratyzm, narodowy socjalizm, narodowy komunizm (ostatnio wymyślono nawet narodowy anarchizm). Dlatego nie da się ocenić nacjonalizmu en bloc – trzeba się za to odnosić do konkretnych jego rodzajów. Nacjonalizm oskarża się współcześnie o rozniecanie wrogości do innych narodów, co w przypadku części jego odmian, zwłaszcza tych o podłożu materialistycznym (biologistycznym) bądź pogańskim, odpowiadało prawdzie. Znacznie rzadziej – bo kto by się dzisiaj tym przejmował – przypisuje mu się niezgodność z nauką Kościoła. Ten zarzut znajdował potwierdzenie w faktach w przypadku większości nacjonalizmów dziewiętnastowiecznych, wyrosłych bezpośrednio z płodów Rewolucji Antyfrancuskiej i dlatego nacechowanych laicyzmem, antyklerykalizmem czy materializmem. Ale pod koniec XIX wieku pojawiły się nacjonalizmy innej generacji, pojmujące naród na sposób spirytualistyczny, i upowszechniały się coraz bardziej, by osiągnąć szczyt popularności w latach trzydziestych XX wieku. Należały do nich między innymi: hiszpański nacional catolicismo, niemiecki „nowy nacjonalizm” związany z Rewolucją Konserwatywną, polski narodowy radykalizm, portugalski „integralizm luzytański”, rumuński narodowy legionizm. W związku z tą transformacją nacjonalizmu oba zarzuty straciły aktualność. Nacjonalizm nie implikuje wrogości do innych narodów; przeciwnie – nacjonalista, który podziwia swój naród, z łatwością zrozumie obcoplemiennych nacjonalistów, którzy podziwiają swoje. Najlepszych na to dowodów dostarcza zresztą działalność nacjonalistycznych międzynarodówek, takich jak Europejski Front Narodowy czy Międzynarodowa Trzecia Pozycja. Jeśli zaś idzie o domniemaną sprzeczność nacjonalizmu z chrześcijaństwem, zacytujemy obszerniej przywoływanego już o. prof. Bocheńskiego: „Proszę zwrócić uwagę jeszcze na jedno: nacjonalizm katolicki nie jest zaprzeczeniem katolickiego uniwersalizmu, ale on właśnie umożliwia ten uniwersalizm. Tradycja katolicka nie pojmuje mianowicie wcale kultury ogólnoludzkiej jako czegoś jednolitego we wszystkich szczegółach, ale jako harmonię różnych odcieni kultury reprezentowanych przez poszczególne grupy, na wspólnym podłożu ogólnoludzkim i ogólnochrześcijańskim. I dlatego ci, co przerażeni błędami niektórych nacjonalizmów, wolą przenieść się od razu do obozu skrajnych internacjonalistów, są w błędzie. Katolicyzm, jak zawsze, tak i tutaj, zajmuje stanowisko syntetyczne, wyższe nad obie skrajności; ale św. Tomasz uczył, że jeśli każda cnota przeciwstawia się dwóm skrajnie różnym błędom, to jednak zawsze stoi bliżej któregoś z nich. Podobnie jest i tutaj: bardziej obcy duchowi katolicyzmu, niż najgorszy choćby nacjonalizm, jest – o wiele niebezpieczniejszy od niego – internacjonalizm masoński, czy sowiecki. Nie mówiąc już o tym, że nacjonalizmy współczesne, prócz oczywistych błędów w niektórych przypadkach, zawierają myśli zdrowe, bez porównania bliższe organicznej koncepcji społecznej katolicyzmu i jego pojęciu bonum commune, niż mechanizmy liberalny i socjalistyczny. A już naprawdę niepodobna zrozumieć tych katolików, którzy w imię jakiegoś urojonego ideału uniwersalistycznego potępiają nawet te nacjonalizmy, które – jak polski – stoją zdecydowanie na gruncie katolickim i świadome są swojej roli cząstkowej w obrębie kultury ogólnej.” *

Ktoś – na przykład liberał – mógłby co prawda kręcić nosem: no tak, ale on to napisał przed II wojną światową, zanim świat przekonał się, do czego może doprowadzić nacjonalizm. Odwołajmy się zatem do Urzędu Nauczycielskiego Kościoła. Ojciec Święty Pius XI w encyklice „Caritate Christi compulsi” (1932) napisał: „Prawy porządek chrześcijańskiego miłosierdzia nie zabrania prawdziwej miłości Ojczyzny, ani nacjonalizmu; przeciwnie, kontroluje on go, uświęca i ożywia.” Tak nauczał Papież, który dopiero co potępił faszyzm w encyklice „Non abbiamo bisogno” (1931), a kilka lat później miał potępić nazizm w encyklice „Mit brennender Sorge” (1937).]

4. Ojczyzna.

Encyklika Piusa XI przywołuje pojęcie ojczyzny. Posiada ją każdy naród – jako wspólnota terytorialna. Najlepszy i najkrótszą definicję ojczyzny sformułował francuski nacjonalista Maurice Barrès (1862-1923): „Ojczyzna to ziemia i groby.” Ziemia, czyli określone terytorium geograficzne, i groby, czyli konstytutywne dla danego narodu wydarzenia historyczne, które rozegrały się na owym terytorium. Ojczyzna nie jest więc czymś wyobrażonym – istnieje realnie, i to w sposób materialny: murów Zamku Królewskiego na wawelskim wzgórzu można dotknąć – i nie mogłyby się one znajdować nigdzie indziej, gdyż tak jak narody, ojczyzny stanowią część Bożego planu. Ojczyzna to miejsce, ale związane organicznie z konkretną wspólnotą ludzką, miejsce, którego zamieszkiwanie pociąga za sobą obowiązek pielęgnowania go z miłością i chronienia. Inaczej mówiąc, ojczyzna tym jest dla narodu, czym Dom dla rodziny.

5. Państwo.

Państwo to porządek instytucji politycznych, który powinien wyrastać wprost z tradycji oraz ducha narodu lub narodów (państwo może obejmować ojczyzny więcej niż jednego narodu) je zamieszkujących i wyrażać je. Celem istnienia państwa jest ochrona organicznego ładu na wszystkich jego poziomach, od poziomu poszczególnych osób, poprzez wszystkie rodzaje wspólnot, po poziom narodów – dlatego struktura państwa musi ów ład odzwierciedlać. Instytucje państwowe tworzyć powinna przy tym nie sama tylko tradycja jego narodów – potrzebuje ono także uniwersalnego fundamentu normatywnego, którego dostarcza mu chrześcijańska ortodoksja.

* * *

A indywidualizm? Indywidualizm chce w imię abstrakcyjnie pojmowanej wolności wyemancypować „jednostkę” ze wszystkich poziomów opisanego powyżej ładu. Chce takiego ukształtowania stosunków politycznych i prawnych, aby ignorowały one istnienie wspólnot i uniemożliwiały im wywieranie na „jednostkę” jakiegokolwiek wpływu. Ale, jak wspomnieliśmy, nic takiego jak „jednostka” nie istnieje. W praktyce indywidualizm oznacza dążenie do rozbicia wspólnot, a ponieważ przynależność do nich funduje tożsamość osoby, indywidualizm dąży również pośrednio do dezintegracji tożsamości poszczególnych osób. Dlatego restauracja dobrego ładu zniszczonego przez siły przewrotu polegać będzie m.in. na przezwyciężeniu indywidualistycznej choroby rodzaju ludzkiego.

* Cytaty pochodzą z: Józef Maria Bocheński „Szkice o nacjonalizmie i katolicyzmie polskim” [1938] Komorów 2006, s.29-30.



Prześlij znajomemu

0 Komentarz(e/y) do “Podstawy antyindywidualizmu”

  1. Brak Komentarzy

Komentuj





Language

Książki Wydawnictwa Podziemnego:


Zamów tutaj.

Jacek Szczyrba

Czerwoni na szóstej!.

Jacek Szczyrba

Punkt Langrange`a. Powieść.

H
1946. Powieść.