III Ankieta Wydawnictwa Podziemnego

Dziecko w szkole uczy się fałszowanej historii od Piasta do równie sfałszowanego Września i dowie się, że obrońcą Warszawy był nie jakiś tam Starzyński, ale komunista Buczek, który wyłamał kraty „polskiego faszystowskiego” więzienia, by na czele ludu stolicy stanąć do walki z najeźdźcą. – Tak w roku 1952 Barbara Toporska opisywała ówczesny etap bolszewizacji Polski.

Przyjmijmy, na potrzeby niniejszej ankiety, że był to opis pierwszego etapu bolszewizacji, klasycznego w swoim prostolinijnym zakłamaniu. Kolejny etap nastąpił szybko, zaledwie kilka lat później, gdy – posługując się przykładem przytoczonym przez Barbarę Toporską – w kontekście obrony Warszawy wymieniano już nie tylko komunistę Buczka, ale także prezydenta Starzyńskiego (i to z największymi, bolszewickimi honorami). Przyszedł w końcu także moment, gdy komunista Buczek albo znikł z kart historii, albo też przestał być przedstawiany w najlepszym świetle – jeszcze jeden, mocno odmieniony okres.

Mamy tu zatem dynamiczne zjawisko bolszewizmu i szereg nasuwających się pytań. Ograniczmy się do najistotniejszych, opartych na tezie, że powyższe trzy etapy bolszewizacji rzeczywiście miały i mają miejsce:

1. Wedle „realistycznej” interpretacji historii najnowszej utarło się sądzić, że owe trzy etapy bolszewickiej strategii są w rzeczywistości nacechowane nieustającym oddawaniem politycznego pola przez bolszewików. Zgodnie z taką wykładnią, historię bolszewizmu można podzielić na zasadnicze okresy: klasyczny, ewoluujący, upadły. Na czym polega błąd takiego rozumowania?

2. Jak rozumieć kolejno następujące po sobie okresy? Jako etapy bolszewizacji? Jako zmiany wynikające z przyjętej strategii, czy ze zmiennej sytuacji ideowej i politycznej, czy może trzeba wziąć pod uwagę inne jeszcze, niewymienione tu czynniki?

3. Trzy etapy i co dalej? Czy trzecia faza spełnia wszystkie ideowe cele bolszewizmu, czy wręcz przeciwnie – jest od realizacji tych celów odległa? Czy należy spodziewać się powrotu do któregoś z wcześniejszych etapów, a może spektakularnego etapu czwartego lub kolejnych?

Zapraszamy do udziału w naszej Ankiecie.

II Ankieta Wydawnictwa Podziemnego

Dorobek pisarzy i publicystów mierzy się nie tyle ilością zapisanych arkuszy papieru, wielkością osiąganych nakładów, popularnością wśród współczesnych czy potomnych, poklaskiem i zaszczytami, doznawanymi za życia, ale wpływem jaki wywierali lub wywierają na życie i myślenie swoich czytelników. Wydaje się, że twórczość Józefa Mackiewicza, jak żadna inna, nadaje się do uzasadnienia powyższego stwierdzenia. Stąd pomysł, aby kolejną ankietę Wydawnictwa poświęcić zagadnieniu wpływu i znaczenia twórczości tego pisarza.

Chcielibyśmy zadać Państwu następujące pytania:

1. W jakich okolicznościach zetknął się Pan/Pani po raz pierwszy z Józefem Mackiewiczem?
Jakie były Pana/Pani refleksje związane z lekturą książek Mackiewicza?

2. Czy w ocenie Pana/Pani twórczość publicystyczna i literacka Józefa Mackiewicza miały realny wpływ na myślenie i poczynania jemu współczesnych? Jeśli tak, w jakim kontekście, w jakim okresie?

3. Czy formułowane przez Mackiewicza poglądy okazują się przydatne w zestawieniu z rzeczywistością polityczną nam współczesną, czy też wypada uznać go za pisarza historycznego, w którego przesłaniu trudno doszukać się aktualnego wydźwięku?

Serdecznie zapraszamy Państwa do udziału.

Ankieta Wydawnictwa Podziemnego

1. W tak zwanej obiegowej opinii egzystuje pogląd, że w 1989 roku w Polsce zainicjowany został historyczny przewrót polityczny, którego skutki miały zadecydować o nowym kształcie sytuacji globalnej. Jest wiele dowodów na to, że nie tylko w prlu, ale także innych krajach bloku komunistycznego, ta rzekomo antykomunistyczna rewolta była dziełem sowieckich służb specjalnych i służyła długofalowym celom pierestrojki. W przypadku prlu następstwa tajnego porozumienia zawartego pomiędzy komunistyczną władzą, koncesjonowaną opozycją oraz hierarchią kościelną, trwają nieprzerwanie do dziś. Jaka jest Pana ocena skutków rewolucji w Europie Wschodniej? Czy uprawniony jest pogląd, że w wyniku ówczesnych wydarzeń oraz ich następstw, wschodnia część Europy wywalczyła wolność?

2. Nie sposób w tym kontekście pominąć incydentu, który miał miejsce w sierpniu 1991 roku w Moskwie. Czy, biorąc pod uwagę ówczesne wydarzenia, kolejne rządy Jelcyna i Putina można nazwać polityczną kontynuacją sowieckiego bolszewizmu, czy należy raczej mówić o procesie demokratyzacji? W jaki sposób zmiany w Sowietach wpływają na ocenę współczesnej polityki międzynarodowej?

3. Czy wobec rewolucyjnych nastrojów panujących obecnie na kontynencie południowoamerykańskim należy mówić o zjawisku odradzania się ideologii marksistowskiej, czy jest to raczej rozwój i kontynuacja starych trendów, od dziesięcioleci obecnych na tym kontynencie? Czy mamy do czynienia z realizacją starej idei konwergencji, łączenia dwóch zantagonizowanych systemów, kapitalizmu i socjalizmu, w jeden nowy model funkcjonowania państwa i społeczeństwa, czy może ze zjawiskiem o zupełnie odmiennym charakterze?

4. Jakie będą konsekwencje rozwoju gospodarczego i wojskowego komunistycznych Chin?

5. Już wkrótce będzie miała miejsce 90 rocznica rewolucji bolszewickiej w Rosji. Niezależnie od oceny wpływu tamtych wydarzeń na losy świata w XX wieku, funkcjonują przynajmniej dwa przeciwstawne poglądy na temat idei bolszewickiej, jej teraźniejszości i przyszłości. Pierwszy z nich, zdecydowanie bardziej rozpowszechniony, stwierdza, że komunizm to przeżytek, zepchnięty do lamusa historii. Drugi stara się udowodnić, że rola komunizmu jako ideologii i jako praktyki politycznej jeszcze się nie zakończyła. Który z tych poglądów jest bardziej uprawniony?

6. Najwybitniejszy polski antykomunista, Józef Mackiewicz, pisał w 1962 roku:

Wielka jest zdolność rezygnacji i przystosowania do warunków, właściwa naturze ludzkiej. Ale żaden realizm nie powinien pozbawiać ludzi poczucia wyobraźni, gdyż przestanie być realizmem. Porównanie zaś obyczajów świata z roku 1912 z obyczajami dziś, daje nam dopiero niejaką możność, choć oczywiście nie w zarysach konkretnych, wyobrazić sobie do jakiego układu rzeczy ludzie będą mogli być jeszcze zmuszeni 'rozsądnie' się przystosować, w roku 2012!

Jaki jest Pana punkt widzenia na tak postawioną kwestię? Jaki kształt przybierze świat w roku 2012?




„A jak powodziło się Ukraińcom w wolnej Polsce?” – pyta Michał Bąkowski w swoim ostatnim artykule Piszcie do mnie na Berdyczów czyli „operacja polska” I. Pyta retorycznie, bo zaraz sam sobie odpowiada, jakby nie czekał od nikogo odpowiedzi, albo jakby taka odpowiedź musiała być raz na zawsze oczywista.  Ale oczywista – niestety – nie jest.

Od zakończenia II wojny światowej haniebną tradycją stało się oskarżanie Polski międzywojennej o realizowanie antyukraińskiej (a czasem drastycznie antyukraińskiej) polityki mniejszościowej w Małopolsce Wschodniej i województwie wołyńskim. W stawianiu polskiego państwa „pod ścianą” zarzutów systemowego antyukrainizmu przez dziesiątki lat solidarnie uczestniczyły (i dziś także uczestniczą) polskie instytuty historyczne, Polska Akademia Nauk, polskie wydawnictwa, ośrodki opiniotwórcze, twórcy polskich szkolnych programów nauczania, historycy, żurnaliści, wykreowane i zakłamane „autorytety moralne”, etc., etc. Próby podejmowania rzeczowej dyskusji z tym – niemalże zinstytucjonalizowanym – kłamstwem od dziesiątków lat nieodmiennie natrafiały na mur milczenia i narażały na zarzut „narodowego szaleństwa”, „nacjonalistycznego szału”. Wymyślono nawet specjalną inwektywę: „prawicowe oszołomstwo” i „prawicowe oszołomy”, jakby prawda była w tym względzie „szaleństwem” i jakby krytyka tego monstrualnego, wielopiętrowego kłamstwa musiała mieć „prawicowe” afiliacje. Albo – co jeszcze ciekawsze – musiała być rezultatem sowieckich inspiracji, bo do dziś inwektywa „prawicowego oszołomstwa” stosowana jest w tym względzie naprzemiennie z oskarżeniami o „bezmyślne uleganie sowieckiej propagandzie”, która „chce nas skłócić z Ukraińcami”, bowiem jeśli sowieci czegoś się śmiertelnie boją, to właśnie zgody polsko-ukraińskiej. A więc budowanie takiej „zgody” jest imperatywem polskim: niezależnie od wszystkiego.

Koncesje na pisanie o sprawach polsko-ukraińskich nieodmiennie otrzymywali od komunistycznego państwa głównie historycy pochodzenia ukraińskiego (np. Mirosława Papierzyńska-Turek, Stefan Kozak, Ryszard Torzecki, Stefan Zabrowarny, Rafał Wnuk, Grzegorz Motyka, Eugeniusz Misiło i legion innych), których zadaniem – jako „niekwestionowanych specjalistów od spraw polsko-ukraińskich” – było planowe wieloletnie, wielokierunkowe i wielopłaszczyznowe zakłamywanie tej sfery i budowanie zmistyfikowanej historii, w której skonstruowano zwłaszcza syndrom „oczywistych win Polski wobec Ukraińców”, dodatkowo wspierany otrzymywanymi w nagrodę stopniami i tytułami naukowymi. Ta celowa działalność miała (i ma nadal) jeden-jedyny cel. Tym skrywanym, niejawnym celem było i jest – rzecz jasna – amputowanie z polskiej pamięci historycznej holokaustu bezbronnej ludności polskiej Zachodniego Wołynia, Małopolski Wschodniej, Małego Podola i Południowego Podlasia, dokonanego przez ukraińskich nacjonalistów w latach II wojny światowej i po jej zakończeniu. Albo przynajmniej tego ludobójstwa „uzasadnienie” i „usprawiedliwienie” – właśnie owymi potwornymi, wstrząsającymi „przewinami II Rzeczypospolitej wobec Ukraińców”. W tym procederze uczestniczyli i uczestniczą (dla uniwersyteckich stopni, tytułów i posad, a także dla pieniędzy i udziału w strukturach władzy) także polscy fałszerze historii, których nazwiska są dobrze i powszechnie znane, bo są oni stałymi gośćmi w mediach, są profesorami uniwersytetów, dyrektorami w strukturach IPN-u, „autorytetami moralnymi” – lokajami władzy.

Z trudem i powoli zaczyna się jednak – od niedawna – przebijać gorzka prawda: w monografiach młodych historyków, w niezależnych badaniach, w zbiorach dokumentów.

Więc jeśli chcemy uczciwie i poważnie rozmawiać o trudnych sprawach polsko-ukraińskich, to zanim przedstawimy interpretacje – ustalmy fakty. Sine ira et studio. Mam wewnętrzne przekonanie, że niezależnie od obszarów tematycznych i kierunków panamichałowego cyklu, niezależnie także od tego, że – być może – ten wątek nie należy do mainstreamu tego cyklu, to jednak odpowiedź na zadane przezeń pytanie powinna koniecznie zostać obszernie udzielona. Nie jako polemika, ale jako faktograficzny fundament przyszłej/przyszłych dyskusji. Jednakże, nawet jeśli miałaby ona przybrać formę koniecznego skrótu, to i tak będzie obszerna, głównie dlatego, że historia prób podejmowanych w międzywojniu przez państwo polskie dla przekonania Ukraińców do zgodnej współpracy w ramach jednego państwa jest zdumiewająco (a dla wielu zapewne – nieoczekiwanie) długa.

***

Polskie ustawodawstwo mniejszościowe w II RP należało do najbardziej liberalnych w Europie. Ukraińcy korzystali (lub mogli korzystać) bez przeszkód z ochrony życia, wolności obywatelskich, tolerancji religijnej i kulturalnej, własnego szkolnictwa mniejszościowego elementarnego, średniego i zawodowego, z nieskrępowanej możliwości zakładania własnych organizacji politycznych, edukacyjnych, kulturalnych, finansowych, oświatowych, sportowych i gospodarczych, z możliwości tworzenia ukraińskojęzycznych mediów, wydawnictw, zakładów dobroczynnych i społecznych, z udziału w funduszach publicznych. W II Rzeczypospolitej zdarzało się nawet, iż działały ukraińskie organizacje oświatowe, polityczne i gospodarcze – finansowane z budżetu państwa i jednocześnie demonstrujące jawnie antypolskie programy i stanowiska. Bez przeszkód działały ukraińskie samorządy, reprezentacja parlamentarna, liczne ukraińskie organizacje młodzieżowe i paramilitarne.

Nie do wiary, prawda?

A więc, jak powodziło się Ukraińcom w wolnej Polsce? Jak wyglądało i jakie było ukraińskie życie w międzywojennej Polsce? Bo może jednak Polska krzywdziła Ukraińców? Może jednak traktowała ich jak obywateli drugiej kategorii? Może naprawdę była dla Ukraińców piekłem? Może jednak ta potworna polska opresja rzeczywiście usprawiedliwia morze krwi i festiwal barbarzyństwa?

Spójrzmy na fakty. Na stan posiadania mniejszości ukraińskiej.

***

W rezultacie wygranej wojny z 1918–1919 oraz odparcia najazdu bolszewickiego – w granicach państwa polskiego znalazła sie cała Małopolska Wschodnia i Zachodni Wołyń. Po odzyskaniu tych ziem władze niepodległej Polski dokonały tam ważnych zmian w podziale administracyjnym. Wprowadzono nowe struktury wojewódzkie, podzielone na powiaty i gminy. Na terytorium Galicji Wschodniej, będącej do niedawna częścią zaboru austriackiego powstały trzy województwa: lwowskie, tarnopolskie i stanisławowskie. Na terytorium byłego zaboru rosyjskiego utworzono województwo wołyńskie.

Tak więc, na północy rozciągał się równoleżnikowo prawosławny Wołyń z dużą przewagą żywiołu ukraińskiego. Małopolska Wschodnia była katolicka z dwoma obrządkami – łacińskim (rzymsko-katolickim) i wschodnim (uniackim, grecko-katolickim). Z narodowościowego punktu widzenia, podzielona była na dwie części: w południowej (karpackiej) przeważali zdecydowanie Rusini (Ukraińcy), podczas gdy w północnej (nizinnej)  przewaga etnosu rusińskiego nie była już tak duża i można by powiedzieć, że ten obszar miał charakter mieszany; także pod względem konfesyjnym.

Podziału terytorialnego dokonano na mocy ustawy sejmowej z 26 września 1922, zaś pół roku później, 14 marca 1923 roku, Rada Ambasadorów, działająca z upoważnienia zamkniętej już Konferencji Pokojowej – w oparciu o 87 art. Traktatu Wersalskiego oraz 91 art. traktatu z Saint-Germain-en-Laye definitywnie zaakceptowała wschodnie granice państwowe Polski, zgodnie z literą Traktatu Ryskiego. Decyzja ta zamykała w sensie prawno-międzynarodowym kwestię Galicji Wschodniej, gdyż Polska zyskiwała pełną państwową suwerenność nad tym terytorium. Tym sposobem, granice wschodnie Polski otrzymywały gwarancje międzynarodowe, co miało także i ten skutek, iż polskie władze państwowe definitywnie odrzuciły wszelkie ukraińskie żądania utworzenia w Małopolsce Wschodniej ukraińskiej autonomicznej struktury.

Jaka była liczebność ukraińskiej mniejszości narodowej w Polsce międzywojennej? Wedle spisu powszechnego z 1921 roku, ogólna liczba Ukraińców zamieszkujących terytorium Polski wynosiła 3 miliony 950 tysięcy. W Małopolsce Wschodniej, której populacja liczyła ogółem 4 miliony 220 tysięcy, Ukraińcy stanowili ok. 60% (2 mln. 650 tys.), podczas gdy Polacy liczyli 1 mln. 73 tys., zaś Żydzi 467 tys. Na Wołyniu, na ogólną liczbę 1 mln. 775 tys. ludności, Ukraińcy stanowili 75% (1 mln. 300 tys.). W województwie wołyńskim żyło także 264 tys. Polaków i 181 tys. osób innych narodowości (Żydzi, Czesi, Niemcy i inni).

Charakterystycznym zjawiskiem polskiej polityki na Wołyniu Zachodnim (także zresztą w województwach poleskim, nowogródzkim i wileńskim) był państwowy program osadnictwa wojskowego, którego jednym z nieskrywanych celów była polonizacja tych ziem, realizowana przez poszerzanie polskiego stanu posiadania. Podstawą prawną osadnictwa były dwie ustawy sejmowe z 17 grudnia 1920 roku. Pierwsza z nich przejmowała na własność państwa polskiego wszystkie dobra należące do skarbu rosyjskiego, dynastii carskiej, Kościoła Prawosławnego, a także opuszczone dobra prywatne. Wszystkie one miały być przeznaczone na cele osadnictwa wojskowego i reformy rolnej. Druga ustawa – o nadawaniu ziemi żołnierzom – uprawniała do uzyskania ziemi bezpłatnie tych byłych żołnierzy, którzy odznaczyli się w wojnie, bądź byli ochotnikami i odbyli służbę frontową. Odpłatnie zaś prawo do zakupu ziemi otrzymywali ci byli żołnierze, którzy zadeklarowali chęć pracy na roli. Powstałych w taki sposób gospodarstw rolnych nie można było odstępować ani sprzedawać przed upływem 25 lat.

***

Przyjęty przez Polskę tzw. traktat o mniejszościach narodowych (zwany małym traktatem wersalskim) zobowiązywał polskie władze do zapewnienia swoim mniejszościom narodowym pełni praw obywatelskich, cywilnych i politycznych.

Zatrzymajmy się dłużej na kwestiach politycznych. Przypomnę, że mówimy o jawnym, legalnym życiu politycznym i organizacyjnym Ukraińców w Polsce międzywojennej.

Na prawej stronie ukraińskiego politycznego spektrum działały legalnie ugrupowania i partie, które w latach 1918-1919 nie tylko otwarcie wspierały ukraińską irredentę, ale nawet stanowiły polityczno-ideologiczny fundament tzw. Zachodnio-Ukraińskiej Republiki Ludowej (ZURL). Spośród nich Ukraińska Chrześcijańsko-Społeczna Partia i (od 1925 roku) jej kontynuatorka – Ukraińska Chrześcijańska Organizacja, skupiały środowiska zbliżone do Kościoła Grecko-Katolickiego i stanowiące bezpośrednie zaplecze polityczne Prowincji Greckokatolickiej. Najważniejszą partią polityczną ukraińskiej prawicy narodowej była jednak utworzona w 1899 roku Ukraińska Ludowa Partia Pracy (UNTP), która w istocie kierowała strukturą ZURL, zaś działając w państwie polskim, nadal uznawała emigracyjny „rząd” Petruszewycza za legalny, wspierała jego działania w swojej prasie wydawanej legalnie w Małopolsce Wschodniej, wzywała ukraińską mniejszość do nieposłuszeństwa wobec polskiej administracji, jawnie nawoływała do secesji Małopolski Wschodniej i utworzenia „państwa ukraińskiego”. Można bez zbytniej przesady powiedzieć, że UNTP (Ukrajinśka Narodno-Trudowa Partija) realizowała politykę emigracyjnego „rządu ZURL” wobec władz polskich. Ta polityka miała zresztą dwa etapy: do marcowej decyzji Rady Ambasadorów (1923) jawnie antypolska, traktująca polskie władze jako okupantów, zaś ich decyzje za nielegalne. W tym czasie UNTP wymusiła na małopolskich Ukraińcach bojkot spisu powszechnego, wyborów parlamentarnych w 1922 roku, poboru do wojska, etc. Po marcowej decyzji w/s wschodnich polskich granic nastąpił w partii rozłam: na „nieprzejednanych” i „autonomistów”, którzy dopuszczali działalność w ramach państwa polskiego. Ugodowcy, orientowali się na polski program prometejski (Saczynśkyj) albo jak Dmytro Doncow (tak, tak – legalnie prowadzący polityczną działalność w Polsce) propagowali hasło „z Polską przeciwko Rosji bolszewickiej”. Ostatecznie, na zjeździe w 1924 roku ugodowcy przegrali z kretesem, a partia przyjęła zdecydowanie wrogi kurs wobec państwa polskiego.

Naturalnym sojusznikiem UNTP była zbudowana w 1924 roku Ukraińska Partia Pracy Narodowej (UPNR), znana także jako „Zahrawa” (Zarzewie) od nazwy periodyku wydawanego we Lwowie. Ideologiem partii i jednocześnie redaktorem naczelnym „Zahrawy” był właśnie Dmytro Doncow, a inni liderzy, to Roman Suszko, Dmytro Lewyćkyj, Ostap Łućkyj, Iwan Kedryn-Rudnyćkyj, Milena Rudnyćka, Dmytro Palijiw. UPNR skupiała różnorodne środowiska nacjonalistyczne, które łączyła zwłaszcza doktryna „dwóch wrogów”, czyli idea sobornej (zjednoczonej) Ukrainy, odrzucająca kategorycznie możliwość jakiegokolwiek porozumienia zarówno z Polakami, jak i z Rosjanami, sowietami i Ukrainą Sowiecką. Głównym programowym celem partii było „wyzwolenie ziem ukraińskich od politycznego panowania obcych i od socjalizmu”. Oparciem dla działań UPNR były struktury Kościoła Greckokatolickiego, zaś „Zahrawa” traktowana była jako swego rodzaju laboratorium myśli nacjonalistycznej. Tym bardziej, że UPNR ukierunkowała swój polityczny program na realizowanie „idei czynnego nacjonalizmu” (czyli po prostu – ukraińskiego wariantu faszyzmu) przy ścisłej współpracy z ośrodkami zagranicznymi (głównie z UWO w Berlinie, której twórca i komendant Jewhen Konowalec był „zagranicznym reprezentantem” UPNR).

Dosyć marginalnym ugrupowaniem na ukraińskiej politycznej prawicy była Ukraińska Organizacja Monarchistyczna, której nieformalnym liderem-patronem był Pawło Skoropadśkyj.

O tym wszystkim polski kontrwywiad miał szczegółowe informacje. Dlaczego nie interweniowano? No, zapewne w obawie przed zarzutem „haniebnej antyukraińskości”.

Tak, czy inaczej – zainteresowanie polskich specsłużb przyspieszyło konsolidację ukraińskich środowisk nacjonalistycznych i antypolskich, działających legalnie na polskiej scenie politycznej: 11 lipca 1925 na lwowskim zjeździe z połączenia UNTP i UPNR powstało Ukraińskie Zjednoczenie Narodowo-Demokratyczne (UNDO) – najważniejsza i najbardziej wpływowa partia mniejszości narodowej w międzywojennej Polsce. Zresztą, UNDO uważało się za jedynego przedstawiciela ukraińskiej mniejszości w Polsce. Oryginalnym jednak powodem stworzenia UNDO był projekt ukrycia ideologii nacjonalizmu czynnego pod kamuflażem partii „politycznego legalizmu”. Program polityczny UNDO tak stawiał problem „dwóch wrogów”:

„Na ziemiach zachodnioukraińskich (tzn. w Polsce – mój dopisek) UNDO będzie realizować swoje cele, stosując wszystkie możliwe środki, aby zwłaszcza nie dopuścić do zaakceptowania przez Ukraińców legalności polskiego panowania”;

„Aczkolwiek obecny ustrój Ukrainy Sowieckiej nie odpowiada ideologii UNDO, to jednak traktujemy tę strukturę jako etap do osiągnięcia zjednoczonego państwa ukraińskiego”

Jak widać, podstawowe cele polityczne i metody ich realizacji formułowane były świadomie niejasno, dając możliwość niemal dowolnej interpretacji.

Wkrótce UNDO stanęło na politycznym rozdrożu, przed strategicznym wyborem pomiędzy: ugodą z państwem polskim, co mogło oznaczać zjednoczenie wszystkich tych ukraińskich środowisk emigracyjnych, które w Polsce i przy polskiej pomocy działały w Ukraińskim Centrum Politycznym na Wygnaniu. A także mogło oznaczać podjęcie w nowych warunkach, prawdziwego legalizmu – negocjacji z polskimi władzami na temat ukraińskiej autonomii gospodarczej i kulturalnej w Polsce.

Alternatywą była opcja antypolska, szukająca oparcia w niemieckim wywiadzie wojskowym, reprezentowana przez Ukraińską Organizację Wojskową, założoną we Lwowie i Pradze przez Jewhena Konowalca i od 1922 przeniesioną do Berlina, zaś od 1926 roku przejętą pod pełną kontrolę Abwehry.

Ostatecznie, UNDO dokonało taktycznego wyboru, przyjmując opcję propolską, zaś prawdopodobną przyczyną tego propolskiego zwrotu tej partii było zagrożenie (w konkurowaniu o wpływy i „rząd dusz” nad mniejszością ukraińską w Polsce) ze strony środowisk emigracji naddnieprzańskiej (petlurowskiej), całkowicie i bezalternatywnie propolskich. Liderzy UNDO zdecydowali się wykorzystać wszystkie możliwości, jakie dawało polskie państwo prawa do legalnej walki o zwiększenie praw mniejszości ukraińskiej, o rozbudowę szkolnictwa mniejszościowego, oświaty i struktur gospodarczych. UNDO nie było zresztą partią polityczną w ścisłym sensie, ale raczej ruchem politycznym, bez rozbudowanych struktur organizacyjnych. Kontrolowało rozbudowaną sieć niemal wszystkich ważniejszych instytucji ukraińskich w Polsce: kulturalno-oświatowych, takich jak np. Proswita i Ridna Szkoła.

Oprócz UNDO, działało w Polsce ponad dwadzieścia ukraińskich partii politycznych, przy czym dwie – nielegalnie: Organizacja Ukraińskich Nacjonalistów (od 1929) i Komunistyczna Partia Zachodniej Ukrainy (od 1923), w której jednak Ukraińcy stanowili zdecydowaną mniejszość.

Drugą (po UNDO) co do znaczenia politycznego i liczebności była Ukraińska Partia Socjalistyczno-Radykalna, założona w 1926 roku i programowo zbliżająca się stopniowo do komunizmu. Do 1926 roku w Małopolsce Wschodniej istniała Ukraińska Radykalna Partia, zaś na Wołyniu – Ukraińska Partia Socjalistów-Rewolucjonistów, przy czym z ich połączenia powstała w 1926 UPSR. 

Typowo klerykalną strukturą była Ukraińska Katolicka Partia Narodowa (od 1926), ograniczona jednak terytorialnie do województwa stanisławowskiego. Prawicowy i nacjonalistyczny Front Jedności Narodu (od 1933 roku), działał legalnie, choć w drastycznej opozycji wobec władz polskich i polskości jako takiej. Aspirował do przywództwa w ukraińskim ruchu nacjonalistycznym i usiłował być konkurencją dla OUN. Od 1931 roku działało Włościańskie Zjednoczenie Ukraińskie, które podobnie jak Ruska Organizacja Ludowa deklarowało swój propaństwowy, legalistyczny charakter. Do 1926 roku w Małopolsce Wschodniej istniała Ukraińska Radykalna Partia, zaś na Wołyniu – Ukraińska Partia Socjalistów-Rewolucjonistów, przy czym z ich połączenia powstała w 1926 wspomniana już UPSR. W 1924 roku w Chełmie powstało Ukraińskie Zjednoczenie Socjalistyczne „Seljanskyj Sojuz” – działające na zasadach klasowej, chłopskiej partii.

Do grupy partii centro-lewicowych należała Ukraińska Socjal-Demokratyczna Partia, zdelegalizowana w 1924 roku pod zarzutem gloryfikacji ustroju sowieckiego, zaś jej następczyni, istniejąca od 1927 roku Ukraińska Partia Pracy była niewiele znaczącą strukturą prosowiecką, wręcz optującą za przyłączeniem Małopolski Wschodniej do Ukrainy Sowieckiej. Swoje partie polityczne miały także rusińskie, moskalofilskie środowiska Małopolski Wschodniej, z których najważniejszą były Ruska Narodna Organizacja, która w 1928 roku zmieniła nazwę na Ruska Włościańska Organizacja oraz założona w 1927 roku – Ruska Agrarna Partia.

Partie ukraińskie nie wzięły udziału w wyborach do Sejmu Ustawodawczego w styczniu 1919, gdyż trwała wojna polsko-ukraińska o Galicję Wschodnią. Rząd emigracyjny Petruszewycza i jego legalnie działająca, małopolska partia (UNTP) wezwały do bojkotu wyborów parlamentarnych w listopadzie 1922 roku (zaś UWO rozpoczęła w Małopolsce Wschodniej akcje sabotażowe i terror na niespotykaną dotąd skalę. Terror skierowany był zarówno na polskich urzędników i urzędy, punkty wyborcze, jak również na te ukraińskie środowiska, które szukały porozumienia z Polską, lub tylko chciały żyć w spokoju). Ostatecznie, bojkot udał się tylko częściowo, bowiem te partie ukraińskie, które wzięły udział w wyborach uzyskały łącznie 25 mandatów w Sejmie i 6 mandatów w Senacie.

22 listopada 1922 roku powołano Ukraińską Reprezentację Parlamentarną, składającą się z Ukraińskiego Klubu Sejmowego (20 posłów), Ukraińskiego Wiejskiego Klubu Sejmowego, tzw. chliborobów (5 posłów) i Ukraińskiego Klubu Senatorskiego (6 senatorów).

W 1927 roku odbyły się wybory samorządowe, w których w Małopolsce Wschodniej Ukraińcy zdobyli: 

w radach gminnych 56,8% mandatów (Polacy – 35,2%)

w radach miejskich 18,9% mandatów (Polacy – 43,5%)

w sejmikach powiatowych 23,9% mandatów (Polacy – 67,5%)

 Na Wołyniu Ukraińcy zdobyli w tych wyborach ogółem 71% mandatów na wsi i 14,6% w miastach.

W wyborach do Sejmu i Senatu w 1928 udział mniejszości ukraińskiej był masowy i zarejestrowano 7 ukraińskich list państwowych (lista 6 – Ukraiński Związek Ludowy, lista 8 – Ukraińskie Włościańsko-Robotnicze Socjalistyczne Zjednoczenie „Sel-Rob”, lista 18 – Blok Mniejszości Narodowych, lista 19 – „Sel-Rob”- lewica, lista 22 – Blok Wyborczy Ukraińskich Socjalistycznych Włościańsko-Robotniczych Partii, lista 26 – Ukraińska Partia Pracy i mieszana lista 13 – „Jedność Robotniczo-Chłopska”, z której startowali polscy i ukraińscy komuniści). Ogółem, Ukraińcy zdobyli w tych wyborach 46 mandatów do Sejmu (w Małopolsce Wsch. – 28, na Wołyniu – 10, na Polesiu – 2 i z listy państwowej – 6), oraz 11 mandatów w Senacie (z Małopolski Wsch. – 8, z Wołynia – 1 i z listy państwowej – 2).

Tym sposobem, Ukraińska Reprezentacja Parlamentarna II Sejmu RP liczyła 58 posłów i senatorów, spośród których aż 22 reprezentowało UNDO. W praktyce parlamentarnej Ukraińska Reprezentacja Parlamentarna podzielona była pomiędzy 6 klubów, zgodnie z afiliacjami partyjnymi.

W wyborach do Sejmu i Senatu w 1930 roku – mniejszość ukraińska uzyskała 34 mandaty (28+6), zaś w wyborach w 1935 roku – 25 mandatów (19+6) i w ostatnich wyborach w 1938 roku – również 25 mandatów (19+6).

Trzeba także wiedzieć, że półformalna tzw. „ugoda kompromisowa”, zawarta 29 maja 1935 roku pomiędzy UNDO i rządem polskim (reprezentowanym przez ministra spraw wewnętrznych gen. Zyndrama Kościałkowskiego, następcę zamordowanego min. Pierackiego), była zwieńczeniem dwu-trzy letnich intensywnych negocjacji. Ukraińcom przyniosła ona obranie lidera UNDO – Wasyla Mudrego wicemarszałkiem Sejmu, powszechną i szeroko wobec Ukraińców zastosowaną amnestię, ale zwłaszcza olbrzymie państwowe dotacje i kredyty dla ukraińskich organizacji gospodarczych w Małopolsce.

Proswita, działająca w Galicji Wsch. już od 1868 roku, posiadała w latach 20-tych 84 filie, w których działało ponad 30 tys. Ukraińców. Proswita zajmowała się działalnością edukacyjną, oświatową, wydawniczą, kulturalną w 3,500 czytelni i bibliotek ukraińskich (które grupowały ok. 360 tys. czytelników). Zajmowała się organizowaniem i edukacją ukraińskiego ruchu spółdzielczego, posiadała ok. 150 ukraińskojęzycznych wydawnictw prasowych i książkowych, kilkaset świetlic ludowych, orkiestr ludowych, chórów i grup folklorystycznych. Cała ta olbrzymia i szeroko zakrojona działalność była bez żadnych ograniczeń prowadzona w języku ukraińskim, przy pełnej akceptacji polskiej administracji. Proswita powołała w 1920 r. konspiracyjne struktury „Ridnej Chaty”, od 1922 zalegalizowane przez władze polskie jako Rusińskie Towarzystwo Dobroczynne „Ridna Chata”, działające na Chełmszczyźnie i Podlasiu. Centrala towarzystwa mieściła się w Chełmie, zaś w drugiej połowie lat 20-tych stan posiadania Ridnej Chaty, to sieć terenowa 130 filii, które za tzw. „kordonem sokalskim” (czyli na Wołyniu) prowadziły działalność analogiczną do prac Proswity w Małopolsce Wschodniej. W 1930 roku władze polskie zdelegalizowały Ridną Chatę w wyniku przejęcia jej przez wspominaną już ukraińską komunistyczną partię „Włościańsko-Robotnicze Zjednoczenie Socjalistyczne” (Sel-Rob), które zresztą jako takie działało legalnie i zdelegalizowane zostało dopiero w 1932 roku.

Blisko programowo związane z Proswitą i prowadzące zbliżoną działalność było lwowskie Towarzystwo Wykładów Naukowych im. Petra Mohyły. Jego siedem filii (we Lwowie, Przemyślu, Rohatynie, Samborze, Sokalu, Stanisławowie i Tarnopolu) działało wg modelu „uniwersytetów ludowych”. Nie trzeba dodawać, że wyłącznie w języku ukraińskim.

W jeparchii stanisławowskiej od 1931 roku funkcjonowała sieć czytelni grecko-katolickich „Skała”, obejmując do 1939 roku ponad 200 czytelni i bibliotek. Środowiska rusińskie (prawosławne i moskalofilskie) miały swoje ważne organizacje kulturalne i wyznaniowe we Lwowie – Narodny Dom i Instytut Stawropigjański.

Jednak za najważniejsze uważane było działające we Lwowie do 1939 roku Naukowe Towarzystwo im. Szewczenki, traktowane przez Ukraińców jako surogat narodowego uniwersytetu i zajmujące się zarówno badaniami naukowymi w wielu dyscyplinach, jak również intensywną działalnością wydawniczą i popularyzacją nauki.

We Lwowie przez cały okres międzywojnia prowadziło działalność szereg ukraińskich stowarzyszeń zawodowych, spośród których największe i najbardziej wpływowe, to Ukraińskie Towarzystwo Lekarskie i działający od 1923 roku Związek Ukraińskich Adwokatów.

W latach II Rzeczpospolitej bez żadnych przeszkód ze strony polskich władz powstawały i rozwijały się ukraińskie organizacje sportowe, gimnastyczne i paramilitarne. Do najważniejszych należały:

 „Płast” czyli masowa organizacja ukraińskiego skautingu, współdziałająca ściśle w sferze oświatowej z oddziałami Towarzystwa Proswita. Zbliżony charakter, cele i programy miały trzy inne, masowe organizacje o charakterze sportowo-gimnastyczno-pożarniczo-paramilitarnym.

Ukraińskie Towarzystwo Gimnastyczno-Pożarnicze „Łuh”, powstałe w 1925 roku. Po kilku latach istnienia posiadało 750 kół terenowych i ponad 100 tys. członków, objętych systematycznym przysposobieniem wojskowym.

Ukraiński Związek Siczowy „Sicz” był organizacją sportowo-gimnastyczno-pożarniczą, choć w rzeczywistości strukturą paramilitarną z atamanem głównym, podlegającymi mu esaułami, czetarami i oboźnymi. Na poczatku lat 20-tych „Sicz” posiadała ok. 1000 Komitetów Siczowych i terenowych kół. W 1924 roku została zdelegalizowana, jako zagrażająca porządkowi publicznemu.

Towarzystwo Sportowe „Sokił”, paramilitarna struktura ukraińska, prowadząca systematyczne przysposobienie wojskowe, posiadała w 1930 roku 508 ognisk i ok. 25 tys. członków.

Jednakże najważniejszymi strukturami w życiu ukraińskiej mniejszości narodowej w Polsce w II Rzeczypospolitej były organizacje gospodarcze, a zwłaszcza niesłychanie rozwinięta sieć spółdzielczości. Wymieńmy tylko niektóre z tych struktur:

Zjednoczenie Związków Spółdzielczych we Lwowie „Centrosojuz”, działające w latach 1924-1944, zaś powstałe z założonego w 1922 roku Związku (Ukraińskich) Spółek Gospodarczych. Centrosojuz był fachowym ośrodkiem kierowniczym i koordynacyjnym całej ukraińskiej spółdzielczości w Małopolsce Wschodniej i obsługiwał 5 central krajowych, 25 związków powiatowych i 1491 spółdzielni. Ta potężna organizacja wykazywała swoje roczne obroty: w 1924 r. zaledwie 350 tys. zł., ale już w 1937 – 37 mln. 504 tys. zł.

Narodna Torhiwla, wyspecjalizowana spółdzielnia spożywcza we Lwowie, wydzielona ze struktury Centrosojuzu i od 1926 roku pełniąca funkcję fachowej centrali ukraińskiej spółdzielczości spożywczej. Prowadziła wielkie składy, hurtownie oraz sprzedaż produktów żywnościowych ukraińskich spółdzielni i producentów prywatnych. Kontrolowała i zarządzała siecią ponad 150 spółdzielni i 1500 sklepów.

Masłosojuz, czyli Związek Spółdzielni Mleczarskich, działający od 1924 do 1944, zarządzając ukraińskim mleczarstwem. Obrót Masłosojuzu wynosił w 1938 roku – 12 mln. zł.

Czerwona Kalyna, działająca we Lwowie w l. 1921-1939, elitarna (100 członków) spółdzielnia wydawnicza, założona i kierowana przez b. wojskowych liderów UHA i USS.

Ukraiński Autonomiczny Krajowy Związek Rewizyjny, działający do 1944 roku, posiadał wyłączne prawo przeprowadzania audytu wszystkich ukraińskich spółdzielni.

I jeszcze np.: Ukraiński Centralny Bank Kooperatyw, Ziemski Bank Hipoteczny, Ubezpieczeniowe Towarzystwa „Dnister” i „Karpatja”, Gospodarcze Towarzystwa „Silskyj Hospodar”, „Narodna Hostynycja” i „Mołoda Hromada”. Związek Ukrainek, Ukraiński Komitet Pomocy Ukrainie Sowieckiej.

Negocjacje w/s powołania ukraińskiego uniwersytetu zakończyły się niepowodzeniem. Władze polskie proponowały umiejscowienie go w Warszawie albo w Krakowie, Ukraińcy godzili się tylko na Lwów.

31 lipca 1924 roku na wniosek rządu Władysława Grabskiego Sejm ogłosił ustawy o szkolnictwie mniejszościowym (lex Grabski) oraz prawa językowe mniejszości w życiu publicznym. Na mocy ustawy w Małopolsce wschodniej i na Wołyniu wprowadzono szkoły utrakwistyczne (dwujęzyczne: polsko-ukraińskie). Tam, gdzie ludność ukraińska stanowiła 25% ogółu, oraz na żądanie przynajmniej 40 dzieci – otwierane były szkoły ukraińskojęzyczne. W Małopolsce Wsch. w 1922 istniało 2247 szkół polskojęzycznych oraz 2100 – ukraińskojęzycznych. W 1925 roku szkolnictwo ukraińskojęzyczne obejmowało 745 szkół utrakwistycznych, zaś w okresie 1925-1939 – 573 szkoły, w których uczyło się 70 tys. uczniów.

„Lex grabski” nie miało zastosowania do niepaństwowych sieci ukraińskojęzycznych szkół zawodowych i spółdzielczych. Przy czym zwłaszcza szkoły spółdzielcze i proswitańskie stanowiły gęstą sieć szkolnictwa ukraińskojęzycznego i były niesłychanie ważnym instrumentem narodowej edukacji i realizowania procesów tożsamościowych. Bez trudu ta sieć, sprawna i działająca bez przeszkód ze strony administracji państwowej, przejęła niemal wszystkie obowiązki i realizowała niemal wszystkie cele szkolnictwa państwowego.



Prześlij znajomemu

10 Komentarz(e/y) do “Więc jak powodziło się Ukraińcom w wolnej Polsce? (1)”

  1. 1 gniewoj

    Panie Zeppo,

    w trakcie lektury pańskiego artykułu nasunęły mi się dwa pytania. Pierwsze to czy podobnego zestawienia dotyczącego swobód wyrażania aspiracji narodowościowych nie można byłby przygotować w odniesieniu do Polaków żyjących w rosyjskim zaborze? I drugie pytanie: czemu młode małżeństwa tak bardzo pragną wyjść z domu rodziców / teściów i żyć w ciasnym ale własnym M-ileś tam?

  2. 2 michał

    Pan Zeppo zechciał zaliczyć mnie do lokajów władzy! Do tej samej grupy, w której pełno prlowskich profesorów, ipeenowców, autorytetów, którzy skonstruowali „syndrom winy Polski wobec Ukraińców” z jednym ukrytym celem „amputowania z polskiej pamięci historycznej holokaustu bezbronnej ludności polskiej” dokonanego przez Ukraińców. Włączył mnie więc ciupasem do „haniebnej tradycji oskarżania Polski międzywojennej o realizowanie antyukraińskiej polityki.”

    Ale gdzie mnie do nich? Ja człowiek podziemny. Pozwolę sobie zatem powiedzieć, że nie mam w zwyczaju „uczestniczyć w procederach” dowolnej proweniencji; że nie interesują mnie wypowiedzi prlowskich tuzów, którzy nb. nie byli wcale tak jednoznacznie pro-ukraińscy, jak to pan Zeppo przedstawia (Czy muszę przypominać radosną twórczość Edwarda Prusa? „Herosi spod znaku tryzuba”?); że nie zamierzam ani polemizować, ani nawet ustosunkować się do prlowskich w tej materii wypowiedzi, ponieważ mnie nie interesują ani kampanie, ani nagonki, ale prawda. Muszę więc koniecznie zająć się znakomitym artykułem pana Zeppo, bo zawiera tyle prawdy. Nie może być oczywiście żadnej dyskusji z przedstawianymi faktami – wręcz przeciwnie, chcę podziękować autorowi za wykład tej mało znanej historii – toteż skoncentruję się niemal wyłącznie na wstępie do powyższego artykułu.

    Słusznie pan Zeppo domaga się „ustalenia faktów” i ustosunkowania się do nich sine ira et studio, po czym pisze: „historia prób podejmowanych w międzywojniu przez państwo polskie dla przekonania Ukraińców do zgodnej współpracy w ramach jednego państwa jest zdumiewająco (a dla wielu zapewne – nieoczekiwanie) długa.” Ale to jest raczej opinia niż fakt, opinia zawierająca pewien postulat, do którego za chwilę wrócę. A dalej:

    „Polskie ustawodawstwo mniejszościowe w II RP należało do najbardziej liberalnych w Europie. Ukraińcy korzystali (lub mogli korzystać) bez przeszkód z ochrony życia, wolności obywatelskich, tolerancji religijnej i kulturalnej, własnego szkolnictwa mniejszościowego elementarnego, średniego i zawodowego, z nieskrępowanej możliwości zakładania własnych organizacji politycznych, edukacyjnych, kulturalnych, finansowych, oświatowych, sportowych i gospodarczych, z możliwości tworzenia ukraińskojęzycznych mediów, wydawnictw, zakładów dobroczynnych i społecznych, z udziału w funduszach publicznych.”

    I jeszcze dalej: „Może jednak traktowała ich jak obywateli drugiej kategorii? Może naprawdę była dla Ukraińców piekłem?” Czy to rzeczywiście są wypowiedzi z ducha Tacyta? Bez gniewu? Bez goryczy? Bez stronniczości?

    Pan Zeppo polemizuje z opinią, której ja nie wypowiedziałem. Nie wątpię, że takie opinie są prezentowane, ale nie mam nic do dodania w tej sprawie, bo jak mówię, mnie interesuje prawda, a nie propaganda, z którą polemizować nie sposób. Prawda sine ira et studio właśnie. Próbujmy więc trzymać się faktów, co zresztą poza wstępem, pan Zeppo czyni znakomicie. Opowiada między innymi o programie osadnictwa wojskowego, którego (jak to trafnie ujmuje) „jednym z nieskrywanych celów była polonizacja tych ziem, realizowana przez poszerzanie polskiego stanu posiadania”. Tak było. Mniejsza o podstawę prawną (wyłożoną ze szczegółami), jaka jest podstawa moralna takiego osadnictwa? Jaki wpływ na sąsiadujących z osadnikami Ukraińców mogła mieć akcja osadnicza o nieskrywanych celach polonizacyjnych? Jaki wpływ na nacjonalizm ukraiński mogła mieć „nieskrywana chęć poszerzania polskiego stanu posiadania”?

    Jak ustosunkowalibyśmy się do prób Rosjan przekonania Polaków „do zgodnej współpracy w ramach jednego państwa”? Jak zareagowalibyśmy na supozycję, że możemy „korzystać bez przeszkód z ochrony życia”?…

    W jednym miejscu pan Zeppo mnie zadziwił. Przytaczam fragment: „UPNR ukierunkowała swój polityczny program na realizowanie ‘idei czynnego nacjonalizmu’ (czyli po prostu – ukraińskiego wariantu faszyzmu).” Najpierw osłupiałem na dźwięk słowa „faszyzm”. To znaczy co, właściwie? Czy „faszyzm” denotuje coś konkretnego poza ideologią Mussoliniego? Oczywiście obaj wiemy z panem Zeppo, co oznacza ten epitet w kontekście stalinowskiej agit-prop, ale chyba nie ulegamy takim naciskom w Podziemiu? Przyznaję więc, że nie wiem, o co tu chodzi. Ale potem spojrzałem na ową „ideę czynnego nacjonalizmu” i zacząłem zastanawiać się nad znaczeniem tego sformułowania… Czy na przykład „nieskrywana chęć poszerzenia stanu posiadania własnej narodowości” kwalifikowałaby się jako „czynny nacjonalizm”? A nieskrywane cele rusyfikacyjne – czy to byłby czynny nacjonalizm? A popieranie osadników wojskowych, obcych narodowościowo i religijnie – czy to byłby „wariant faszyzmu”?

    Muszę z żalem przyznać się do ułomności: ja po prostu nie jestem w stanie pojąć, jak można zarzucać innym narodom to, co we własnym narodzie uznaje się za cnotę. Czegoś mi widać braknie, bo nie mogę uchwycić mechanizmu, który pozwala widzieć narodowe źdźbło w oku sąsiada, a nie dostrzega nacjonalistycznej belki w oku własnym. Może po prostu brak mi polrealistycznych klapek na oczach, ale odmawiam utożsamienia tego co polskie z tym co dobre, bo to jest dziecinada. Wszystkie narody składają się z ludzi, a nie z aniołów, a ludzie bywają różni, ale nigdy nie bywają zdeterminowani w działaniu swą nacją.

    Ja nie znoszę nacjonalizmu w każdej postaci. Oskarżam wszystkie nacjonalizmy o zniszczenie politycznej tkanki państwowej, wewnątrz której życie mogło być piękne. Nacjonalizm ukraiński jest mi zwłaszcza przykry, bo przyczynił się w kardynalny sposób do rozbicia materii Pierwszej Rzeczpospolitej. Warto jednak pamiętać, że wzorem ukraińskiego nacjonalizmu, był nacjonalizm polski, który jest mi jeszcze bardziej nienawistny, bo zniszczył ducha Najjaśniejszej Rzeczypospolitej, bo zamknął drogę do jej odtworzenia. Polski nacjonalizm jest mi nienawistny także dlatego, że zamyka drogę do walki z komunizmem, ale to już insza inszość, jak mawiała pewna dama.

    Rzecz jasna, nie zarzucam wcale panu Zeppo nacjonalistycznej ślepoty, bo w ogóle nie zaliczam go do nacjonalistów. Bronię jednak mego prawa do zadania pytania: „A jak powodziło się Ukraińcom w wolnej Polsce?”, bo odpowiedź wcale nie wydaje mi się oczywista. Postawiłem to pytanie w kontekście; w kontekście artykułu o ziemiach tuż za miedzą, oddanych za nic we władanie najgorszym zbrodniarzom przez polskich nacjonalistów. Więc w tym kontekście, czy nie jest skandalem, że w wolnej Polsce – w wolnej Polsce, nie w Niemczech Hitlera, ani w sowietach, a w wolnej Polsce! – ataman Petlura musiał się ukrywać w prywatnych domach?

    Pan Zeppo wykłada historię ukraińskich organizacji politycznych w Polsce i chwała mu za to, bo to ciekawa historia. Ale życie nie ma wiele wspólnego z organizacjami politycznymi. Na tym właśnie polega zboczenie nacjonalizmu, który różnokolorowe bogactwo życia chce wtłoczyć do szarości koszar, zorganizować, umundurować, a potem już tylko marsz: Lewa, lewa, kto tam znowu rusza prawą? Lewa, lewa! I wtedy już obojętne, jakiego koloru sztandar powiewa nad głowami.

  3. 3 zeppo

    Negativa non sunt probanda.
    Pan Michał Bąkowski nie jest bohaterem mojego tekstu, ani nie odnoszę się w nim w żaden sposób do opinii, ocen, bądź zdań napisanych przezeń w ostatnim tekście, ani kiedykolwiek. Mój artykuł nie ma więc nic wspólnego W moim głębokim przekonaniu nie jest możliwe wyciągnięcie z niegowniosku, iż zaliczam pana Michała Bąkowskiego do lokajów władzy, do haniebnej tradycji oskarżania Polski…”, ani też do grupy fałszerzy historii.

    W moim tekście nie ma ani jednego argumentu skierowanego ad personam do pana Michała Bąkowskiego. Myli się także twierdząc, jakobym miał polemizować z jakimikolwiek jego tezami: wypowiedzianymi, ani żadnymi innymi. Mój artykuł, o czym piszę wyraźnie na początku – nie jest polemiczny, lecz informacyjny. Nie ma w nim żadnej polemiki. Ani z panem Michałem Bąkowskim, ani z nikim innym.

    Negativa non sunt probanda.

    Dlaczego, w jaki sposób i dla jakich celów pan Michał Bąkowski do takich – wyjątkowo dla mnie obraźliwych – wniosków jednak doszedł, nie mam zamiaru dociekać.

    Pominę także milczeniem skierowane do mnie epitety, w rodzaju „dziecinady”, „polrealizmu z klapkami na oczach”, hipokryzji związanej z „nacjonalistyczną belką w oku własnym” i inne przemiłe sformułowania niemerytoryczne.

    Być może, że erystyka dopuszcza i usprawiedliwia takie, nieznane mi dotąd bliżej, metody przedwstępnego sflekowania adwersarza pod byle pretekstem („bo tak mi się wydaje”). Jeśli dopuszcza, to jednak bardzo obniża poziom dalszej dyskusji.

    Co do kilku podniesionych problemów merytorycznych, należą do sfery ocen i interpretacji, a więc stanową przedmiot innych rozmów. Czy do nich (tych rozmów) dojdzie – nie wiem. Mówiąc otwarcie, jeśli mój czysto informacyjny tekst wywołał takie emocje i takie dla mnie nieprzyjemności, że boję się myśleć, co stało by sie, gdyby doszło do prawdziwej, merytorycznej różnicy zdań.

    PS. Na koniec, informacja dla pana Michała Bąkowskiego i PT Czytelników. Ja i moja (najszerzej rozumiana) rodzina jesteśmy ludźmi Kresów w tak głębokim sensie, że odczuwamy od pokoleń potrójną lojalność narodową, mówimy na codzień wszystkimi wschodnimi językami słowiańskimi, itp., itd.. W 1939 roku straciliśmy wszystko, co budowały pokolenia. I nigdy – mam co do tego niezachwiane przekonanie – nikt z mojej rodziny nie sformułowałby tak horrendalnej opinii, że „…wzorem ukraińskiego nacjonalizmu, był nacjonalizm polski, który (…) zniszczył ducha Najjaśniejszej Rzeczypospolitej, bo zamknął drogę do jej odtworzenia.”

    Może w jakimś stopniu dlatego, że banderowscy bandyci w najokrutniejszy sposób zamordowali w 1943 i 1944 czterdziestu ośmiu moich bliskich krewnych. Którzy nie mają grobów. A litewscy szaulisi – piętnastu na Grodzieńszczyźnie. Czy my jesteśmy w stanie zrozumieć się wzajemnie?

  4. 4 Jaszczur

    Panie Gniewoju,

    Pyta Pan: […] czemu młode małżeństwa tak bardzo pragną wyjść z domu rodziców / teściów i żyć w ciasnym ale własnym M-ileś tam? Mniemam, że odnosi się Pańskie pytanie do spraw polsko-ukraińskich.

    I w tym kontekście, czy rozsądne jest żądanie wybudowania owego „ciasnego, ale własnego M” w sytuacji, gdy teściowie: (a) nie mają z czego, (b) straciłyby na takiej operacji (finalnie – straciły) obie strony? I wreszcie – nasyłanie dwóch band kryminalistów (mówiąc b. oględnie) w celu egzekucji swoich celów?

  5. 5 gniewoj

    Panie Jaszczurze,

    Tak, zdecydowanie odniosłem się do spraw polsko-ukraiński jednak nie mogę się z Panem zgodzić. Pisze Pan: „nie mają z czego”, że obydwie strony by straciły.
    Weźmy w takim razie przykład Szwecji i Finlandii. Cóż takiego straciła Szwecja w wyniku powstania niepodległej Finlandii? Weźmy Austrię (pomijając niewyjaśnione działania sowietów w latach 1945-55), czy traci w jakimś stopniu na tym, że jest w tej chwili krajem nieporównywalnie mniejszym niż Cesarsko-Królewskie Austro – Węgry?

    Może można liczyć, że stosunki polsko-ukraińskie potoczyłby się bardziej pokojowo, jednak na świecie pojawiła się bolszewia, zło wcielone do cna wygrywające kwestie narodowościowe. Sposoby współistnienia różnych narodów sprawdzające się jeszcze w XIX wieku nagle straciły jakąkolwiek rację byt.
    Trzymając się swojego porównania widzę to w następujący sposób. Wyprawa kijowska Piłsudskiego skończyła się niczym gdyż młodzi chcieli, ale nie byli gotowi pójść na swoje. W tym czasie bolszewicy kończyli mordować jednego z rodziców czyli Rosję. Co więcej, coraz pewniej zajmowali kamienicę, w której mieszkała dożynana Rosja. Powiedzieli młodym: mieszkajcie u nas kątem. Nikomu nie będzie wolno za drzwiami z szyldem Ukraina mówić w innym języku niż ukraiński. Jedyny warunek jest taki, że administracja całej kamienicy, łącznie z waszym kątem, jest w naszych rękach. A i spójrzcie jeszcze na przyległą kamienicę, tą należącą do Polski, tam jest pokój, który się wam należy. Uważajcie na Polaków, oni tylko czyhają żeby odebrać wam to co my wam daliśmy. Efekt: krwawe mordy i coraz większy rów niechęci i wzajemnych pretensji między Polakami a Ukraińcami.

  6. 6 Jaszczur

    Panie Gniewoju,

    Sytuacja geopolityczna wspomnianych krajów skandynawskich jest zupełnie różna niż sytuacja geopolityczna Międzymorza. Zresztą, o ile mi wiadomo, Finlandia oddzieliła się nie od Szwecji, a od upadłej już w zasadzie Rosji.

    Na rozpadzie Austro-Węgier natomiast straciły, w długofalowej konsekwencji, wszystkie narody tego Imperium. Choćby przez brak bufora pomiędzy sowietami a Zachodem, którym to państwo byłoby, gdyby istniało po 1918 i (właśnie!) przez utorowanie sowieciarzom drogi.

  7. 7 gniewoj

    Akurat to, że Finlandia w przededniu wybicia się na niepodległość w 1917 roku była częścią Rosji bardzo dobrze odpowiada położeniu Ukrainy. Różnica polega raczej na tym, że Korona Szwedzka nie utraciła nigdy swej niezawisłości.

    Niemniej można sobie wyobrazić, że właśnie w 1917 roku Szwedzi nie uznają powstania niepodległej Finlandii. Szwedzkie wojska wkraczają na tereny zachodniej Finlandii. Daje to początek krwawym mordom dokonywanym przez Fińską Powstańczą Armię na mniejszości szwedzkiej, ingerencji bolszewików rozgrywających swoją partię na tle waśni narodowościowych.

    Szczęśliwie dla obydwu narodów nie ziścił się taki scenariusz. Po części może dlatego, że tak jak pan zauważa, o czy pisał również pan Michał, Półwysep Skandynawski leży na uboczy głównego kierunku bolszewickiej ekspansji.

    O ile dobrze pamiętam ulice w Helsinkach mają swoje nazwy za równo w języku fińskim jak i szwedzkim i jest to traktowane przez Finów bardziej jako powód do dumy niż jako oznaka narodowej hańby.

  8. 8 Jaszczur

    Panie Gniewoju, jeszcze jedno. Czy fiński bohater narodowy, jeden zresztą z tych, którzy kategorycznie twierdzili, że do czerwonych można jedynie strzelać, był etnicznym Finem? Skądże! Marszałek Mannerheim miał, o ile dobrze pamiętam, dość spore problemy z komunikacją w języku fińskim!

  9. 9 michał

    Drodzy Panowie Jaszczurze i Gniewoju,

    Nie mam w sobie żyłki irenistycznej, ale mam wrażenie, że obaj Panowie mają rację. To znaczy z jednej strony, istnieje rzeczywiście pewna analogia między sytuacją Ukrainy i Finlandii. Finowie żyli przez setki lat w królestwie szwedzkim i traktowani byli z lekką pogardą jako naród chłopski – nie inaczej traktowano Ukraińców w Polsce. Zwłaszcza w Koronie, o czym będę jeszcze pisał osobno. A więc w wypadku obu narodów, ich nacjonalizm zrodził się podczas walki z Rosją, ale ostrze niechęci zwrócone było przeciw trzeciej potędze, potędze kulturalnej raczej niż militarnej: odpowiednio Szwecji i Polsce.

    Różnice między ich sytuacją są geopolityczne. Finlandia ma ogromne znaczenie strategiczne dla „Rosji”, bo osłania jej północną flankę, ale tylko dla Rosji. Nikt na świecie nie będzie się bił o Finlandię (oprócz, rzecz jasna, Finów). Ukraina ma także wybitnie ważną rolę w sytuacji strategicznej „Rosji”, ale jest równie ważna dla wszystkich wokół. Była więc ważna strategicznie dla Polski, gdy Polska prowadziła jeszcze własną politykę. Była ważna dla Niemiec w I wojnie i dla Hitlera. Jest potencjalnie ważna dla dzisiejszej Europy, gdyby tylko Niunia nie prowadziła polityki sowieckiej.

  10. 10 michał

    Szanowny Panie Zeppo,

    Bardzo mi przykro, że takie powstało nieporozumienie, ale za to miło mi, że nie zalicza mnie Pan do lpkajów władzy itp. Jeśli o mnie chodzi, to nie ma o czym mówić.

    Analogicznie, pragnę Pana zapewnić, że moje słowa na temat dziecinady, nacjonalistycznej belki itd. nie odnosiły się do Pana, ale do dziecinady ślepego nacjonalizmu, Wyraziłem to zupełnie wprost, pisząc, że „nie zarzucam wcale panu Zeppo nacjonalistycznej ślepoty, bo w ogóle nie zaliczam go do nacjonalistów.”

    Mam nadzieję, że dyskusja na temat Ukrainy, Ukraińców, Polski i Polaków jest nadal możliwa , bo takiej dyskusji nikt nie prowadzi poza ramami wyznaczonymi przez polrealizm z jednej, a ukraiński nacjonalizm z drugiej strony, co jest w moim mniemaniu wielką szkodą dla wolnej myśli.

Komentuj





Language

Książki Wydawnictwa Podziemnego:


Zamów tutaj.

Jacek Szczyrba

Czerwoni na szóstej!.

Jacek Szczyrba

Punkt Langrange`a. Powieść.

H
1946. Powieść.