Najnowsze komentarze

III Ankieta Wydawnictwa Podziemnego

Dziecko w szkole uczy się fałszowanej historii od Piasta do równie sfałszowanego Września i dowie się, że obrońcą Warszawy był nie jakiś tam Starzyński, ale komunista Buczek, który wyłamał kraty „polskiego faszystowskiego” więzienia, by na czele ludu stolicy stanąć do walki z najeźdźcą. – Tak w roku 1952 Barbara Toporska opisywała ówczesny etap bolszewizacji Polski.

Przyjmijmy, na potrzeby niniejszej ankiety, że był to opis pierwszego etapu bolszewizacji, klasycznego w swoim prostolinijnym zakłamaniu. Kolejny etap nastąpił szybko, zaledwie kilka lat później, gdy – posługując się przykładem przytoczonym przez Barbarę Toporską – w kontekście obrony Warszawy wymieniano już nie tylko komunistę Buczka, ale także prezydenta Starzyńskiego (i to z największymi, bolszewickimi honorami). Przyszedł w końcu także moment, gdy komunista Buczek albo znikł z kart historii, albo też przestał być przedstawiany w najlepszym świetle – jeszcze jeden, mocno odmieniony okres.

Mamy tu zatem dynamiczne zjawisko bolszewizmu i szereg nasuwających się pytań. Ograniczmy się do najistotniejszych, opartych na tezie, że powyższe trzy etapy bolszewizacji rzeczywiście miały i mają miejsce:

1. Wedle „realistycznej” interpretacji historii najnowszej utarło się sądzić, że owe trzy etapy bolszewickiej strategii są w rzeczywistości nacechowane nieustającym oddawaniem politycznego pola przez bolszewików. Zgodnie z taką wykładnią, historię bolszewizmu można podzielić na zasadnicze okresy: klasyczny, ewoluujący, upadły. Na czym polega błąd takiego rozumowania?

2. Jak rozumieć kolejno następujące po sobie okresy? Jako etapy bolszewizacji? Jako zmiany wynikające z przyjętej strategii, czy ze zmiennej sytuacji ideowej i politycznej, czy może trzeba wziąć pod uwagę inne jeszcze, niewymienione tu czynniki?

3. Trzy etapy i co dalej? Czy trzecia faza spełnia wszystkie ideowe cele bolszewizmu, czy wręcz przeciwnie – jest od realizacji tych celów odległa? Czy należy spodziewać się powrotu do któregoś z wcześniejszych etapów, a może spektakularnego etapu czwartego lub kolejnych?

Zapraszamy do udziału w naszej Ankiecie.

II Ankieta Wydawnictwa Podziemnego

Dorobek pisarzy i publicystów mierzy się nie tyle ilością zapisanych arkuszy papieru, wielkością osiąganych nakładów, popularnością wśród współczesnych czy potomnych, poklaskiem i zaszczytami, doznawanymi za życia, ale wpływem jaki wywierali lub wywierają na życie i myślenie swoich czytelników. Wydaje się, że twórczość Józefa Mackiewicza, jak żadna inna, nadaje się do uzasadnienia powyższego stwierdzenia. Stąd pomysł, aby kolejną ankietę Wydawnictwa poświęcić zagadnieniu wpływu i znaczenia twórczości tego pisarza.

Chcielibyśmy zadać Państwu następujące pytania:

1. W jakich okolicznościach zetknął się Pan/Pani po raz pierwszy z Józefem Mackiewiczem?
Jakie były Pana/Pani refleksje związane z lekturą książek Mackiewicza?

2. Czy w ocenie Pana/Pani twórczość publicystyczna i literacka Józefa Mackiewicza miały realny wpływ na myślenie i poczynania jemu współczesnych? Jeśli tak, w jakim kontekście, w jakim okresie?

3. Czy formułowane przez Mackiewicza poglądy okazują się przydatne w zestawieniu z rzeczywistością polityczną nam współczesną, czy też wypada uznać go za pisarza historycznego, w którego przesłaniu trudno doszukać się aktualnego wydźwięku?

Serdecznie zapraszamy Państwa do udziału.

Ankieta Wydawnictwa Podziemnego

1. W tak zwanej obiegowej opinii egzystuje pogląd, że w 1989 roku w Polsce zainicjowany został historyczny przewrót polityczny, którego skutki miały zadecydować o nowym kształcie sytuacji globalnej. Jest wiele dowodów na to, że nie tylko w prlu, ale także innych krajach bloku komunistycznego, ta rzekomo antykomunistyczna rewolta była dziełem sowieckich służb specjalnych i służyła długofalowym celom pierestrojki. W przypadku prlu następstwa tajnego porozumienia zawartego pomiędzy komunistyczną władzą, koncesjonowaną opozycją oraz hierarchią kościelną, trwają nieprzerwanie do dziś. Jaka jest Pana ocena skutków rewolucji w Europie Wschodniej? Czy uprawniony jest pogląd, że w wyniku ówczesnych wydarzeń oraz ich następstw, wschodnia część Europy wywalczyła wolność?

2. Nie sposób w tym kontekście pominąć incydentu, który miał miejsce w sierpniu 1991 roku w Moskwie. Czy, biorąc pod uwagę ówczesne wydarzenia, kolejne rządy Jelcyna i Putina można nazwać polityczną kontynuacją sowieckiego bolszewizmu, czy należy raczej mówić o procesie demokratyzacji? W jaki sposób zmiany w Sowietach wpływają na ocenę współczesnej polityki międzynarodowej?

3. Czy wobec rewolucyjnych nastrojów panujących obecnie na kontynencie południowoamerykańskim należy mówić o zjawisku odradzania się ideologii marksistowskiej, czy jest to raczej rozwój i kontynuacja starych trendów, od dziesięcioleci obecnych na tym kontynencie? Czy mamy do czynienia z realizacją starej idei konwergencji, łączenia dwóch zantagonizowanych systemów, kapitalizmu i socjalizmu, w jeden nowy model funkcjonowania państwa i społeczeństwa, czy może ze zjawiskiem o zupełnie odmiennym charakterze?

4. Jakie będą konsekwencje rozwoju gospodarczego i wojskowego komunistycznych Chin?

5. Już wkrótce będzie miała miejsce 90 rocznica rewolucji bolszewickiej w Rosji. Niezależnie od oceny wpływu tamtych wydarzeń na losy świata w XX wieku, funkcjonują przynajmniej dwa przeciwstawne poglądy na temat idei bolszewickiej, jej teraźniejszości i przyszłości. Pierwszy z nich, zdecydowanie bardziej rozpowszechniony, stwierdza, że komunizm to przeżytek, zepchnięty do lamusa historii. Drugi stara się udowodnić, że rola komunizmu jako ideologii i jako praktyki politycznej jeszcze się nie zakończyła. Który z tych poglądów jest bardziej uprawniony?

6. Najwybitniejszy polski antykomunista, Józef Mackiewicz, pisał w 1962 roku:

Wielka jest zdolność rezygnacji i przystosowania do warunków, właściwa naturze ludzkiej. Ale żaden realizm nie powinien pozbawiać ludzi poczucia wyobraźni, gdyż przestanie być realizmem. Porównanie zaś obyczajów świata z roku 1912 z obyczajami dziś, daje nam dopiero niejaką możność, choć oczywiście nie w zarysach konkretnych, wyobrazić sobie do jakiego układu rzeczy ludzie będą mogli być jeszcze zmuszeni 'rozsądnie' się przystosować, w roku 2012!

Jaki jest Pana punkt widzenia na tak postawioną kwestię? Jaki kształt przybierze świat w roku 2012?




W 1965 roku Barbara Toporska nadesłała List do Redakcji Wiadomości na temat polskiego antysemityzmu.  Grydzewski odmówił wówczas publikacji, ale list został niedawno odnaleziony i znalazł się w nowym wydaniu Listów do Redaktorów „Wiadomości”, w edycji Niny Karsov, opublikowanej ostatnio przez londyńską Kontrę.*  List był równie „trefny” wówczas, gdy został odrzucony przez redakcję Wiadomości, jak jest dziś, gdy prlowski (nie)rząd wprowadzić zamierza prawo – albo już wprowadził, albo już nie zamierza, co wydaje mi się obojętne – zakazujące mówienia o współuczestnictwie Polaków w zagładzie Żydów.

Toporska pisała w odpowiedzi na artykuł Kazimierza Iranka-Osmeckiego, pt. „Nieporozumienie czy zła wola?”, opublikowany w numerze 18 Wiadomości w tymże roku 1965.  Iranek omawiał i obszernie przytaczał wspomnienia Oskara Pinkusa, które ukazały się wówczas w Ameryce pt. The House of Ashes.  Młody Oskar, urodzony na Podlasiu, próbował w 1939 roku uchodzić przed Niemcami do sowietów, ale nie udało mu się przekroczyć granicy.  Podczas likwidacji getta ukrył się wraz z rodziną, a następnie zbiegł i zdołał znaleźć schronienie u małorolnych chłopów, gdzie ukrywał się w lochu pod kupą gnoju.  Iranek opisuje koszmar sytuacji z obiektywnością, ale dodaje od siebie:

Słysząc szczekanie psów, ryk bydła, odgłosy dochodzące ze wsi zazdrościł Polakom ich swobody (?).  Cierpienia znoszone przez Polaków i ciosy zadawane im przez Niemców nie dochodziły do jego świadomości i były mu obojętne. [sarkastyczny znak zapytania w nawiasie, pochodzi od Iranka]

Ukrywający rodzinę Pinkusów chłopi robili to nie z humanitaryzmu, tylko dla pieniędzy, ale groziło im za to rozstrzelanie na miejscu, toteż nie skrywali swego niezadowolenia, gdy Żydzi wychodzili z cuchnącej kryjówki, narażając tym udzielających im schronienia Polaków na śmierć.  Iranek z oburzeniem opowiada o nielojalności ukrywanych Żydów, których zachowanie prowadziło do dekonspiracji kryjówki, gdy wiedzieli o jej istnieniu inni Żydzi: „Ale nad tym ukrywani Żydzi przechodzili do porządku.”

Sam Oskar Pinkus wyprawiał się wielokrotnie na zarobek, na szaber, na napady rabunkowe, a nawet dla odkopania skarbu.  Iranek nazywa postawę Oskara „wobec okrutnej rzeczywistości stworzonej przez Niemców” typową „dla ogółu Żydów zarówno w Polsce jak i w pozostałych krajach okupowanej Europy”.

Charakteryzuje ją bierność i bezwolne poddanie się przemocy, brak organizacji wewnętrznej, przekonanie, że kosztem części społeczności żydowskiej uratują się inni.

A przecież mogli się bronić, twierdzi Iranek.  Niewielu dołączyło się do walki zbrojnej, gdy AK przyjmowała do swych szeregów żydowskich ochotników.  Autor przytacza następnie ze wspomnień Pinkusa wiele ciepłych słów pod adresem AK, włącznie z fragmentem, gdy na widok polskich orzełków na rogatywkach akowców „chwilowe poczucie wolności wywołało łzy i dreszcz wzruszenia”.  A jednak, konkluduje Iranek-Osmecki, tęsknota do wolności nie znalazła ujścia w walce z Niemcami.

Z czasem, w roku 1944, wobec rozkładu niemieckiej władzy okupacyjnej, stosunek Pinkusa do AK uległ zmianie.  Jego znajomi Żydzi mieli być bici, a nawet niektórzy zamordowani przez oddziały AK, oskarża ich więc o przyłączenie się do prześladowań.  Iranek dostrzega w tej relacji fałsz.  Jeżeli w tej później fazie niemieckiej okupacji, wobec nadchodzącej krasnej armii, AK miało, wedle Pinkusa, pełną kontrolę nad okolicą i wykorzystało ją dla zagłady Żydów w terenie, to w jaki sposób cała rodzina Pinkusa i tylu innych ukrywających się, przeżyło?  Gdyby rzeczywiście akowcy przyłączyli się do eksterminacji, to raczej zrobiliby to o wiele skuteczniej.  Iranek tłumaczy, chyba trafnie, że akowcy bronili miejscowych chłopów przed napadami rabunkowymi, napadami, w których Oskar Pinkus brał udział, jak sam otwarcie przyznaje.  Napady bandyckie były plagą tych ziem.  Im słabsza była niemiecka władza w terenie, tym bardziej podnosiły głowy bandy leśne.  Bandy złożone z ukrywających się Żydów, z sowieckich uciekinierów, ale także ze zwykłych rzezimieszków.  Pisał o tym barwnie Józef Mackiewicz, pisaliśmy o tym na naszej witrynie w związku ze sprawą braci Bielskich.  AK postępowała słusznie, próbując wprowadzić pewne zręby rządów prawa w terenie.  Ale być może nie trzeba dziwić się Pinkusowi i wielu innym autorom żydowskim, że nie widzieli tego w ten sam sposób; że wobec niesłychanych prześladowań, które nie na darmo przyjęło się określać mianem „całopalenia”, postrzegali takie „wprowadzanie porządku” jako przyłączenie się do polityki eksterminacyjnej.  Tymczasem Iranek pisze z patosem:

Karząca ręka sprawiedliwości Polski podziemnej dosięgła przywódców band rabunkowych zarówno Polaków jak i Żydów.  Dosięgła również mieszkańców leśnych schronów, Szymeluka, Leyzora i Kielmana za ich półtoraroczny rabunek, za terroryzowanie wiejskiej ludności, za groźby puszczania z dymem chłopskich zagród.

Straszny splot losów na tamtych ziemiach jest trafnie ujęty przez Iranka – choć być może niechcący – gdy wyjawia ze zdziwieniem, że Pinkus nie widział nic nagannego w wyprawach rabunkowych, w których brał chętny udział.  Otóż to.  Czy jest rzeczywiście aż tak dziwne, że człowiek ukrywający się przez długie godziny upalnego letniego dnia pod kupą gnoju, „zazdrości swobody” tym, którzy chodzą po podwórku, nawet jeśli wokół szaleje wojna?  A jak zachowałbym się ja w takiej sytuacji?  Jestem obcokrajowcem, a co gdyby nagle w Wielkiej Brytanii wprowadzono proskrypcję ludności polskiego pochodzenia i karę śmierci za ukrywanie Polaków?  Skrywany niechętnie w lochu pod kupą gnoju, czy i ja nie zazdrościłbym innym swobody?  Czy i ja nie wziąłbym udziału w napadach rabunkowych, by przeżyć?  Prawdę mówiąc, mam nadzieję, że nie, ale jak możemy być pewni siebie my, którzy nigdy nie staliśmy przed takimi wyborami?

Wróćmy jednak do Pinkusa i Iranka.  Iranek nie szczędzi gorzkich słów: Pinkus „przemilcza, ukrywa stan rzeczy, zniekształca prawdę, rzuca oszczerstwa i potępia AK za rzekomy terror wobec Żydów”.  Pinkus natomiast twierdzi, że AK mordowała Żydów nadal, już po „wyzwoleniu”.  Jest dla mnie jasne, że odprawa tych zarzutów ze strony Iranka-Osmeckiego jest całkowicie słuszna: to podziemie dokonywało zamachów na milicjantów i ubeków, którzy często byli Żydami.  Tylko nacjonalistyczne zaślepienie Pinkusa nie pozwala mu tego dostrzec.

Iranek kończy swój artykuł słowami:

Mimo ciekawego i rzeczowego materiału o życiu Żydów ukrywających się we wsiach i w lasach, przez zajadłą nienawiść i wykoślawienie obrazu rzeczywistości książka The House of Ashes traci na wartości jako dokument.  Przez wytaczanie zaś potwornie ciężkich, nieudokumentowanych oskarżeń budzi nienawiść między oboma narodami.

Przyganiał kocioł garnkowi, chciałoby się rzec, bo przecież wypracowanie Iranka nie jest wolne od ciężkich zarzutów i nie mogło raczej przyczynić się do budzenia zgody między narodami.  Najcięższym z tych oskarżeń jest gromienie Żydów za niechęć do walki zbrojnej, do przyłączenia się do AK.  I od tego właśnie punktu zaczyna swój list Barbara Toporska.

Przytacza w odpowiedzi nie tylko anegdotyczne dowody na to, że nie przyjmowano Żydów do oddziałów AK jako „niepewnego elementu”, nie tylko swe własne interpelacje u osób z „organizacji”, ale także logiczną oczywistość, iż wobec zagrożenia życia (i to jeszcze zagrożenia tak skrajnego jak dla Żydów pod okupacją niemiecką), każdy Żyd wolałby znaleźć się pod osłoną uzbrojonego oddziału i do tego z bronią w ręku.

Gdyby to marzenie było tak łatwe do urzeczywistnienia, jak pisze p. Iranek-Osmecki, trzy czwarte AK składałoby się z Żydów.

Dodajmy, że to między innymi dlatego właśnie, oddział braci Bielskich w Puszczy Nalibockiej, który przyjmował tylko Żydów, odżegnywał się od współpracy z AK, pomimo osobistej zażyłości między Tuwią Bielskim i lokalnym dowódcą AK.  Tuwia Bielski był kapralem w wojsku polskim, ale nie było dla niego miejsca w szeregach AK.

Przedmiotem rozważań Toporskiej nie jest jednak AK, ani wąska kwestia ilości polskich Żydów w podziemiu, tylko szerszy problem stosunku Polaków do Żydów podczas wojny.

Nie ma nieprawdy, która by nie szkodziła i krzywdziła. Nieprawda, rozdmuchująca pomoc udzielaną Żydom, jest nową pożywką polskiego antysemityzmu:  Jacy ci Żydzi nikczemni, skoro kąsają rękę, która im pomagała!…  Tymczasem ta ręka często podawała bochenek chleba w zamian za futro.  Dziś wypomina się tylko chleb.

To oczywiście prawda, że najwięcej „sprawiedliwych wśród narodów świata” znalazło się w Polsce, ale gdzież indziej mieliby się znaleźć?  To w Polsce było najwięcej Żydów i w Polsce potworności okupacji niemieckiej trwały najdłużej.  Toteż Toporska słusznie domagała się rozpoznania tych szlachetnych wyjątków, ludzi odważnych i ofiarnych, niekiedy ponad wyobrażenie, którzy wbrew brutalności niemieckich represji, gotowi byli iść z pomocą prześladowanym.  Należy im stawiać pomniki, a nie „rozcieńczać ich zasług na cały ‘naród polski’”.

Postawa społeczeństwa bowiem przyczyniła się w tej sprawie tylko do wyjątkowości, do odosobnienia tych wypadków a także do podniesienia ich do rangi aktów heroicznych.  Bo jakże często, mimo najlepszych chęci (czy mimo chęci zysku) odmawiało się schronienia Żydowi, ponieważ nie można go było ukryć przed oczami sąsiadów.  Kara śmierci groziła nie tylko za ukrywanie Żydów.  Ale donos stanowił 99% ryzyka tylko przy ukrywaniu Żydów.  Nieprawdą jest twierdzenie, że Żydów denuncjowały jedynie „szumowiny na usługach okupanta”.  Donosiło często chłopskie dziecko i nawet dewotka spod znaku Św. Zyty.  Donosiła ciemnota, głupota, fanatyzm, źle pojęty patriotyzm, i wreszcie podświadoma zmowa niedyskrecji, która wokół kryjówki Żyda robiła tyle wrzawy, aż wreszcie zwabiała informatora.

W porównaniu, zupełnie inaczej rzecz się miała z pracą w konspiracji, za którą także groziła kara śmierci, ale można się było nią głośno chwalić, bo całe społeczeństwo udzielało jej poparcia.

Kolejnym argumentem Toporskiej jest przykład pozornie na rękę jej oponentom.  Oto znany i popularny aktor wileńskiej operetki, Karol Wyrwicz-Wichrowski, ukrywał się w Wilnie „jawnie”.

Nie zmienił nazwiska, nie zmienił mieszkania, nie zmienił kawiarni, w której przesiadywał przy oknie, nie zmienił – rzecz jasna – nosa. Całe Wilno wiedziało, że jest Żydem, i nikt go nie wydał.  Zginął w 1944-ym roku z innych przyczyn. Teoretycznie cała inteligencja żydowska mogłaby w ten sposób się ratować. Praktycznie – nie. Wyrwicz był ulubieńcem publiczności.

Wyrwicz zginął naprawdę w roku 1943, a wpadł ponoć na handlu skórami, na których, według zawistnych plotek, dorabiał się ciężkich pieniędzy.  Ale nikt go nie wydał.  Inni Żydzi w okupowanej Polsce nie mieli szczęścia być ulubieńcami publiczności.  Być może, sugeruje Toporska, należało wypłacać skromne pensje za ukrywanie „obywateli specjalnie zagrożonych przez okupanta”, tak jak otrzymywały pensyjki „przeróżne paniusie z organizacji”; może należało obiecywać ordery opiekunom, bo „autorytet władz podziemnych był ogromny”.

Timothy Snyder pisał, że „ratowanie Żydów w tych warunkach, bez jakichkolwiek struktur wspomagających indywidualne wysiłki, gdzie karą była śmierć, wymagało czegoś więcej niż charakter, czegoś większego niż światopogląd”.  Toporska widziała na wiele lat przed nim, że struktur takich mogło dostarczyć potężne państwo podziemne.  Tymczasem wojenna stawka na polską martyrologię, przekonanie, że Polska zostanie wynagrodzona po wojnie proporcjonalnie do swych bezprzykładnych cierpień, miało paradoksalny wpływ na wojenną buchalterię śmierci:

To prawda, nie oszczędzało się polskiej ludności. Żyd był jednak podwójnie cenny. Śmierć każdego Żyda wpisywało się jednocześnie do „strat polskich” i do zysków z oczyszczania narodu z „mniejszości żydowskiej”.

Najostrzejsze słowa krytyki zachowuje Toporska dla kwestii nieistnienia żydowskiego ruchu oporu.  Jak mógł pułkownik Iranek-Osmecki, zawodowy oficer wojska polskiego, wysunąć zarzut tak niedorzeczny, jak niezorganizowanie własnego ruchu oporu przez Żydów w Polsce: „nieporozumienie czy zła wola?” – pyta retorycznie pana pułkownika, odwracając jego krytykę pod adresem Pinkusa.

Ruchy oporu można organizować tam, gdzie jest zaplecze. Gdzie można zapewnić sobie łączność, dowóz, meliny, a w razie potrzeby oddział rozproszyć, wyznaczając nowy punkt zborny w odległym nawet terminie. Ruchy oporu dlatego przecież kończą się z reguły fiaskiem w krajach poddanych rozkładającemu działaniu sowietyzacji, że zaplecze społeczeństwa staje się zdradliwe. Jakie zaplecze mieli Żydzi w Polsce? Wśród chłopów rozpowszechnione było mniemanie, że pomoc świadczona Żydom jest niepatriotyczna. Drogo sprzedać, złupić okup – aa, to było wybaczalne. Ale pójść służyć Żydom? – ukamieniowaliby takiego! Inteligencja modulowała frazes o „rozwiązaniu kwestii żydowskiej”. Proletariat miejski rozminął się – jak zwykle – z socjalistyczną utopią o dobrym proletariuszu, i bez skrupułów korzystał z dobrodziejstw „wskoczenia w mienie pożydowskie”. Że Żydzi w sytuacji okrążenia i osaczenia potrafili zdobyć się na powstanie getta, bitwę bez precedensu, z której bohaterstwem nie może się mierzyć żadna inna w tej wojnie: miesiąc walki prawie gołymi rękami przeciw regularnemu wojsku na terenie kilkunastu ulic – jest to prawdziwy cud psychologiczny.

Dodam od siebie: powstanie w getcie jest akurat potwierdzeniem podstawowej tezy Toporskiej, że Żydzi nie uchylali się od walki, a także, choć to paradoks, że w płonącym getcie powstańcy właśnie mieli zaplecze, mogli polegać na każdym mieszkańcu getta, nie musieli obawiać się zdrady za każdym winklem.

Kolejną kwestią sporną są rzekome prześladowania Żydów po „wyzwoleniu”, a także wcale nie rzekome pogromy.  „Wskoczenie w mienie pożydowskie” było w kraju zrujnowanym długoletnią wojną, nieuniknioną konsekwencją usunięcia tak ogromnej ilości ludności żydowskiego pochodzenia.  Snyder pokazał trafnie, jak Niemcy niechcący dokonali na ziemiach polskich wstępnej fazy sowietyzacji: brutalne wywłaszczenie jednej grupy ludności i rozdanie własności innej, przez co obie grupy stają się zależne od nowej władzy. Lenin rozdawał dworską ziemię chłopom, nigdy nie mając zamiaru pozostawić jej w ich rękach. Sowiecka władza w Polsce usankcjonowała przejęcie własności żydowskiej przez Polaków, by związać ludność z nową władzą i uwikłać ją w bezprawne wywłaszczenia.  Toporska zwraca natomiast uwagę na inny aspekt sprawy: każdy powracający Żyd był zagrożeniem dla przywłaszczycieli cudzego mienia, oznaczał konieczność zwrotu własności, „a nieraz i konieczność wyliczenia się z uczynków, których ciężar każdy woli nosić na sumieniu, niż na ramieniu. Dlatego motłoch bronił Żydom wstępu do rodzinnych miast.”

Barbara Toporska nie poprzestała w swym liście na anegdotach, ale z precyzją i klarownością tak typową dla jej nadzwyczajnego pisarstwa, przeszła do samej istoty rzeczy.  W sercu sporu tkwi jak zadra – nacjonalizm.  To żydowski nacjonalizm kazał Oskarowi Pinkusowi nie dostrzegać, że chłopi grabieni i gnębieni na równi przez Niemców i sowieckich partyzantów, przez zwykłych bandytów i ukrywających się Żydów, nie mieli gdzie się obrócić i nie mogli docenić, że żyli w „relatywnej swobodzie”.  A co kazało Irankowi pisać o „karzącej ręce sprawiedliwości Polski podziemnej”?  Zbiegowie z gett i miejsc kaźni nie mogli przeżyć inaczej niż z rabunku. Żadne państwo, z państwem podziemnym włącznie, nie próbowało ich ratować, „więc nie sądzę, pisze Toporska, żeby jakikolwiek cywilizowany sąd mógł Żydów z band potraktować na równi ze zwykłymi bandytami, nie wziąć pod uwagę sytuacji bez alternatywy, i całkowicie nie uniewinnić”.  A zatem to osąd Iranka raczej ubliżał, jej zdaniem, wszelkiej sprawiedliwości.  Był odbiciem tego samego nacjonalistycznego zaślepienia.

Od czasu, gdy Grydzewski odmówił publikacji tego znakomitego listu-eseju, mieliśmy wiele sporów na temat polskiego antysemityzmu i żydowskich roszczeń do wyłączności jako ofiar II wojny.  Mieliśmy nieprawdopodobny konflikt o obecność Krzyża Świętego i klasztoru sióstr karmelitanek na terenie obozu w Oświęcimiu, w którym katolicki Obłudnik Powszechny, stał na stanowisku, że katolickie modlitwy mogą być obraźliwe dla pamięci zamordowanych w Auschwitz Żydów, ale z drugiej strony oczywiste przykłady antysemityzmu w Polsce zbywane jako „bezpodstawne oskarżenia”.

Oprócz starcia dwóch bezkompromisowych sił – polskiego nacjonalizmu z syjonizmem – Toporska dostrzegała w okupacyjnych historiach inną jeszcze przestrogę dla Polski.  Nieumiejętność racjonalnego myślenia w kwestiach ważnych.  „W odniesieniu do ojczyzny uchodzi wręcz za bluźnierstwo. Trzeba per Duch, per Posłannictwo, per Et cetera.”  Skoro uczy się dzieci w szkole dumy z wszystkiego co polskie, to zatracają możność krytycznego, racjonalnego myślenia o polskości i o polskiej państwowości.

Dopóki pojęcie państwa nie zostanie ściągnięte z obłoków na ziemię chociażby nawet do pojęcia wspólnej miski, do której każdy powinien łożyć i każdy z niej jeść, a w razie zagrożenia w imię własnego interesu bronić; dopóki tolerancja będzie uważana za cnotę, a nie za obowiązek tolerowania tego, czego się nie lubi; dopóki władza będzie mesjanizmem, autorytetem, przedmiotem kultu, rozdawcą łask, a nie zwykłą administracją podlegającą kontroli na zasadzie „płacę i wymagam” – dopóty nigdy, przy najlepszej koniunkturze nawet, nie będziemy mieli szans zbudowania praworządnego państwa i moralnych stosunków społecznych. Po dwudziestu latach niepodległości i pierwszej nocy okupacyjnej ujawnił się kryzys: nieumiejętność społeczeństwa myślenia kategoriami: prawo i obywatel. Pozostał naród, bardzo dzielnie walczący, i prymitywny nacjonalizm. Z każdym rokiem odcięcia od dopływu jakiejkolwiek myśli intelektualnej musiało być gorzej, i było gorzej. Ofiarami każdego nacjonalizmu padają zawsze Żydzi. Wezwania o pomoc dla Żydów dobywające się z zakonspirowanej Centrali nie robiły wrażenia w Ciemnogrodzie. Odpowiadało im mrugnięcie oka: zrozumienie dla wymagań propagandy.

Odnoszę często wrażenie, że nieszczęściem współczesności jest pomylony spadek po antycznej Grecji.  Gdybyż tylko myśl polityczna odwoływała się nie do władzy demosu, jako charakterystyki jednego z wielu możliwych systemów władzy w polis, ale w zamian przyjęła istotę tego systemu, tj. izonomię, równość wobec prawa.  Nie ma znaczenia, czy państwo jest „demokratyczne”, bo jest to przymiotnik wieloznaczny, a często przybiera postać przydawki niwelującej, tj. określenia, które zmienia znaczenie podmiotu w sposób niekiedy drastyczny; ma natomiast znaczenie, czy państwo jest praworządne, to znaczy czy wszyscy obywatele, bez lęku i bez uprzedzeń, bez względu na przywileje czy pochodzenie, mogą oczekiwać takiego samego traktowania w świetle prawa.  Każdy obywatel, niezależnie od urodzenia i klasy, wykształcenia czy rasy, wyznania, inteligencji, powodzenia, zdolności, wyglądu, majątku, niezależnie od pogody, przyrody czy przygody, ma prawo oczekiwać opieki od swego państwa.  Niestety nie jest to możliwe, gdy dominującą rolę w państwie zajmuje nacjonalistyczna ideologia.

W konfrontacji z biologicznym – a nawet animalistycznym – rasistowskim i skrajnie darwinistycznym nacjonalizmem Hitlera i nazistów, który w pierwszej fazie wojny dokonywał masowej eksterminacji Polaków prawie na równi z Żydami, polski nacjonalizm i syjonizm, zamiast znaleźć modus vivendi w obliczu śmiertelnego wroga, znalazły się na drodze do bezpardonowej kolizji.  To samo niestety da się powiedzieć o innych nacjonalizmach w tym samym okresie, że wspomnę tylko haniebne walki między Polakami i Litwinami czy rzeź na Wołyniu.

Ale kiedy walec „wyzwolenia” i sowietyzacji uczynił spory o miedzę bezprzedmiotowymi, spór między polskim nacjonalizmem i syjonizmem, przybrał niespotykane rozmiary i niekiedy karykaturalne formy.  Jest to „dwubiegunowy kanon”, jak się kiedyś wyraził czytelnik naszej witryny, a przykładem tych groteskowych form mogą być Oskar Pinkus i Kazimierz Iranek-Osmecki.  Bogu dzięki, że pozostają także świadectwa takie, jak nowo znaleziony list Barbary Toporskiej.

_______

* Józef Mackiewicz, Barbara Toporska, „Listy do Redaktorów Wiadomości”, Kontra, Londyn 2018.  Por. List [228] na s. 290-296



Prześlij znajomemu

15 Komentarz(e/y) do “„Kto publicznie i wbrew faktom przypisuje Narodowi Polskiemu…””

  1. 1 Sonia Belle

    Ja mam wydanie “Listow do redaktorow Wiadomosci” z 2010 roku. Tam tego listu nie ma. Czy w nowym wydaniu z 2018 sa rowniez jakies inne nowe listy? A tak z innej beczki, czy kiedys zostana wydane trzy opowiadania, ktore ukazaly sie przed wojna w tomie “16-go miedzy trzecia i siodma”, a ktore nie znalazly sie w “Sciagaczkach” ? Dodam, ze niedawno przeczytalam “Wilenska powiesc kryminalna”. Znakomita. Ale czy mozna sie dowidziec, ktora czesc napisal Jozef Mackiewicz ? Wydaje mi sie, ze chyba glownie pierwsza polowe powiesci, bo druga polowa jest w zupelnie innym stylu.

  2. 2 michał

    Droga Soniu,

    Jak pisałem na wstępie, list został znaleziony dopiero niedawno. Nowe wydanie „Listów do Redaktorów Wiadomości” zawiera kilkanaście nowych listów, a także trzy aneksy. Tom jest w zupełnie zmienionej edycji, przypisy podają niekiedy odnalezione fragmenty listów Redaktorów do Toporskiej i Mackiewicza. Nowe wydanie wydaje mi się rewelacyjne i z pewnością warte ponownej lektury.

    Podobnie jest z nowym wydaniem „Nudis verbis”, które zawiera tekst usunięty kiedyś ze szpalt Słowa przez cenzurę. No, i oczywiście taki drobiazg jak pierwszy numer „Alarmu” wydany w czerwcu 1944 roku w Warszawie, a znaleziony właśnie w momencie, gdy tom został ukończony… Nawet jeżeli masz lub znasz „Nudis verbis” z czarnej serii, to warto przeczytać II wydanie.

    Trzy nowele, które wchodziły w skład tomu „16-go między trzecią a siódmą”, a nie weszły w skład „Ściągaczki z szuflady Pana Boga” to: „Kiedy byłem głodny”, „Pieniądze” i „Pojedynek”. Wszystkie trzy są po prostu o wiele słabsze. Dlatego chyba nie weszły do wyboru „Ściągaczek”.

    Tak, „Wileńska powieść kryminalna” jest bardzo zabawna. Nie czytałem jej dawno, ale o ile pamiętam, miałem wrażenie, że można w miarę łatwo powiedzieć, kiedy przychodzi do „zmiany rąk”, które fragmenty pisał Józef, a które Cat itd. Bardzo podobnie jak np. w powieści „Romance” pisanej na spółkę przez Conrada i Forda, gdzie można dokładnie powiedzieć, kiedy przestał pisać Conrad, a zaczął Ford.

    Musiałbym jednak przeczytać to ponownie uważnie, żeby wskazać na takie miejsca zmiany stylu w „Wileńskiej powieści kryminalnej”. Z pamięci, miałem chyba wrażenie, że oni zmieniali ręce w miarę często, ale że największy był wkład Józefa.

  3. 3 Andrzej

    Soniu, Panie Michale,

    Zdaje mi się,że prof. Lewandowski dobrze opisał kwestie autorstwa „Wileńskiej powieści kryminalnej” (w książce są też biogramy autorów a także przypisy dotyczące poszczególnych postaci) w książce wydanej przez „Kontrę” w 1995 roku.

    Wracając do tekstu p. Michała to wydaje mi się, że wspomniana przezeń „ustawa” peerelowskiego (nie)rządu dotyczy w ogóle „przypisywaniu Narodowi Polskiemu” (co do dużych liter, to tak jest w tekście „ustawy”) jakichkolwiek złych czynów przeciwko innym narodom, nie tylko Żydom. Także np. Ukraińcom czy Niemcom, bowiem nie dotyczy wyłącznie „zbrodni nazistowskich”. Jest w niej zawarte także sformułowanie o karaniu przypisywania Polakom „innych przestępstw stanowiących zbrodnie przeciwko pokojowi, ludzkości lub zbrodni wojennych”.

    Nie czytałem jeszcze tego listu Barbary Toporskiej. Prawdopodobnie przez to nie bardzo rozumiem jednej z części artykułu p. Michała. Czy teza, że żadne państwo, z państwem podziemnym włącznie, nie próbowało ratować żydowskich uciekinierów z gett i miejsc kaźni, którzy rabowali aby utrzymać się przy życiu, nie jest zbyt „na wyrost”? W strukturze polskiego państwa podziemnego była przecież Rada Pomocy Żydom „Żegota”, organizacja której działania w stosunku do skali holokaustu Żydów były niewątpliwie bardzo skromne, lecz przecież miały duże znaczenie, czego symbolem jest postawa Ireny Sendlerowej. Nie jest przecież wykluczone, a wydaje mi się to bardzo możliwe, że wśród tych Żydów, którym „Żegota” pomagała byli i tacy którzy dodatkowo okradali innych, gdy ta pomoc okazywała się dla nich zbyt mała. Wojna stwarza wiele okazji ku takim zachowaniom. A zresztą nie tylko wojna. W bolszewizmie, czy to „klasycznym” czy „zmodernizowanym”, ludzie degenerują się jeszcze bardziej, co właśnie czyni go dużo gorszym niż wojna.

  4. 4 michał

    Drogi Panie Andrzeju,

    I mnie się wydaje, że Wacław Lewandowski znakomicie opisał kwestie autorstwa „Wileńskiej powieści kryminalnej”, ale Soni (jeśli dobrze rozumiem) chodziło raczej o pytanie, w którym miejscu następowała zmiana ręki.

    Nie znam tekstu ustawy – czy ona w ogóle weszła w życie? czy została sfinalizowana? – ale też wydał mi się drugorzędny wobec istotnej intencji.

    Co do tezy na temat udziału państwa w ochronie polskich Żydów pod okupacją, to spróbujmy to rozłożyć na czynniki pierwsze. Teza pochodzi od Snydera. Tam gdzie nie było państwa, zniszczonego przez sowiecki walec, Niemcy wykorzystali moralne i prawne rozprzężenie i rozpętali dziką eksterminację. Tak było w państwach bałtyckich, tak było na wschodnich obszarach Polski, ale tak nie było w części Polski zajętej od razu przez Wehrmacht – tam Niemcy musieli najpierw sami zniszczyć państwo. Snyder mówi wyraźnie, że cel Einsatzgruppen w roku 1941 był ten sam, co w roku 1939: destrukcja państwa, a zatem w roku 1939 mordowali głównie Polaków, polskie elity, a w roku 1941 głównie Żydów w błędnym przekonaniu, że Żydzi rządzą sowietami (gdyż jako naziści wierzyli w mit żydokomuny). Różnica, zdaniem Snydera, polegała na tym, że inaczej niż w Polsce w 39 roku, nie jedni Niemcy dokonywali mordów na Żydach. Tym razem masowe całopalenie uwikłało także lokalną ludność.

    Toporska, rzecz jasna, nie mogła znać tezy Snydera. Twierdziła jednak przekonująco, że polskie państwo podziemne mogło zrobić więcej w obronie Żydów jako obywateli polskich. Nie krytykowała atoli wcale postawy poszczególnych ludzi, ani nawet rozmiaru pomocy, ale raczej ogólne podejście, „nieumiejętność społeczeństwa myślenia kategoriami: prawo i obywatel”. Zacytujmy jeszcze raz z jej listu:

    „Byłoby może inaczej, gdyby za odezwami szła praktyka. Gdyby np. za ukrywanie „obywateli specjalnie zagrożonych przez okupanta” wypłacano chociażby te skromniutkie pensyjki, jakie otrzymywały przeróżne paniusie, które przez protekcję dostały się do „organizacji” i na listę urzędniczek w starostwach i magistratach w przyszłej Polsce, gdyby dodawano do tego ordery, jakieś „legie honorowe”, obiecywano jakiś awans in spe – wkrótce, sądzę, rozrywano by między sobą Żydów, byłoby więcej opiekunów, niż potrzeba. Autorytet władz podziemnych był bowiem ogromny.”

    A zatem chodzi tu o ogólne podejście, o stosunek państwa podziemnego do obywateli polskich żydowskiego pochodzenia.

    Mówiąc wprost, mam wrażenie, że Barbara Toporska miała całkowicie rację.

  5. 5 Andrzej

    Panie Michale,

    Dziękuję. Wydaje mi się, że stosunek państwa podziemnego do polskich Żydów nie odbiegał zasadniczo od stosunku całego narodu. A w narodzie, jak w narodzie, były różne postawy z dużą przewagą wszakże postawy niechętnej i/lub obojętnej. Trudno mi jednak sobie wyobrazić (a i wiem o tym z przekazów rodzinnych i innych osób), aby przedwojenna, szeroko rozpowszechniona w naszym narodzie niechęć do Żydów, w czasie wojny całkiem wyparowała. Nacjonalizm (z obu stron jak Pan słusznie zauważa) zrobił i robi swoje.

  6. 6 michał

    Panie Andrzeju,

    Pozwolę sobie raz jeszcze wrócić do zdumiewających konstatacji Snydera. W przedwojennej Polsce antysemityzm był znacznie poważniejszą siłą niż w Niemczech, podczas gdy w sowietach był oficjalnie zakazany, a na Litwie nie występował w ogóle. A pomimo to w Polsce nie przerodził się w 1939 roku w spontaniczne prześladowania Żydów, gdy po czerwcu 1941 roku na Litwie i na ziemiach wyzwolonych spod sowietów współudział ludności w zagładzie Żydów był masowy. W Polsce zagłada zaczęła się dopiero w dwa lata po rozpoczęciu wojny, z dala od ludności, w obozach śmierci, a na Ukrainie, Białorusi i w państwach bałtyckich – natychmiast po wkroczeniu Wehrmachtu, nad rowami, na oczach lokalnej ludności, i przy jej czynnym współudziale.

    Zmierzam do tego, że antysemityzm – jakkolwiek nieprzyjemny i bez wątpienia naganny – niczego tu nie tłumaczy (choć być może wyjaśnia gwałtowną niechęć Żydów do Polski po wojnie). Snyder poświęcił całą książkę temu paradoksowi. A zatem nawet jeżeli państwo podziemne odbijało przeważający w społeczeństwie polskim antysemityzm, to mogło i powinno było bronić Żydów jako obywateli polskich.

    Taka chyba jest teza Toporskiej.

  7. 7 Paweł

    Panie Michale, przywołana ustawa w zasadzie weszła w życie, ale faktycznie jest „zamrożona”. Jest już ponad 80 doniesień do prokuratury, ale śledczy nie wszczynają śledztw. Podobno działanie ustawy jest zawieszone, ale nie mówi się o tym publicznie. Wszyscy czekają na decyzję Trybunału Konstytucyjnego.

    W pewnym związku z tą sprawą pozostaje kwestia dwutomowego dzieła „Dalej jest noc” wydanego przez Centrum Badań nad Zagładą Żydów. Tutaj jest dyskusja na temat książki:

  8. 8 michał

    Panie Pawle,

    Dziękuję za linkę.

    Zupełnie nie potrafię zrozumieć systemu prawnego, w którym jest możliwe, by „ustawa w zasadzie weszła w życie, ale faktycznie jest „zamrożona””. To znaczy co, właściwie? Co to znaczy „zamrozić ustawę, która weszła w życie”? Albo ustawa nabrała mocy prawnej, ergo weszła w życie, albo nie. Nie widzę tu trzeciej możliwości, która nie byłaby bezprawna. Ale w końcu, co się dzieje w prlowskim prawie, to doprawdy nie powinno mnie zajmować. Rzecz jasna, nie dziwi mnie wcale, że są donosy, ani że nie trzeba o tym głośno mówić – to się rozumie.

  9. 9 Kamil

    Szanowni Państwo! Żeby na TAKIEJ witrynie o Sendlerowej i jej postawie jako jakimś wzorcu?!
    Panowie, więcej czytać! Można wspomnieć o Zofii Kossak-Szczuckiej ale Sendlerowej????

  10. 10 michał

    Szanowny Panie,

    Domyślam się, że obraża Pana wspominanie Ireny Sendlerowej, ponieważ była komunistką. Mnie się oczywiście także nie podobają jej polityczne wybory, ale przypuszczam, że p. Andrzej wspomniał o niej ze względu na jej udział w ratowaniu ludzi.

    Nie bardzo natomiast podoba mi się sugestia, że o jednych „można wspomnieć”, a o innych nie, ponieważ zalatuje od tego cenzurą. Tu jest Podziemie, tu się mówi, co się chce i bierze się za to pełną odpowiedzialność. TAKA to jest witryna. Można tu mówić o Zofii Kossak i o Sendlerowej. I Bogu dzięki, bo zdaje się gdzie indziej można tylko albo o jednej, albo o drugiej.

    Ale serdeczne dzięki za takie miłe życzenia. Czytam wprawdzie dużo, jednak z chęcią będę czytał więcej.

  11. 11 Andrzej

    Szanowny Panie Kamilu,

    Czy ma Pan na myśli to, aby czytać więcej z literatury tzw. patriotyczno-narodowej (niestety ojczyznę w dzisiejszych realiach peerelowskich zasadniczo utożsamia się narodem, zatem wychodzi masło maślane i sądzę, że powinno się w związku z tym określać tę literaturę jako literaturę wyłącznie narodową – w sensie i w istocie nacjonalistyczną). Szczerze mówiąc uważam, że owa literatura ma tę zasadę, że jest w przeważającej mierze przesiąknięta propagandą. Wydaje mi się ona nudna, ogranicza się bowiem do powtarzania w kółko mantry w rodzaju „Jeśli ktoś Kalemu zabrać krowy to jest zły uczynek. Dobry, to jak Kali zabrać komuś krowy”. Mnie nie interesuje czytanie w kółko tego samego, natomiast interesuje poznanie istoty sprawy. Jednostronna interpretacja nie prowadzi do poznania tematu. Dlatego wolę czytać mniej, ale ciekawszych książek, które nie przedstawiają świata, a w tym jego historii, jednostronnie.

    Czy Pan tego chce, czy nie chce „Żegota” była organizacją państwa podziemnego a nie komunistycznego ppr czy innej bolszewickiej jaczejki, zaś udzielająca się w niej Irena Sendlerowa zasłużyła się w ratowaniu dzieci żydowskich na tyle, że wydaje mi się, że dla Żydów bardziej sybolizuje „sprawiedliwą” Polkę, niż Zofia Kossak-Szczucka, która pomimo otwarcie deklarowanego nacjonalizmu i antysemityzmu, była współzałożycielką „Żegoty” (po latach i po śmierci także została przez nich uznana za „sprawiedliwą”). Myślę, że rozumie Pan dlaczego. Ja ze swojej strony nie chcę i nie zamierzam podlegać żadnym narodowo-kolektywnym dyktatom, zasadom czy wykładniom i zamilczać jakiekolwiek nazwiska dlatego, że ktoś inny to robi ze względów ideologicznych czy też zaleca mi to robić.

    Czy mógłby Pan sprecyzować, co Pan rozumie przez „TAKĄ witrynę”?

  12. 12 Piger Henricus

    A czy sami Żydzi uratowali choć jednego Żyda ? Tak – Barabasza.

  13. 13 amalryk

    Chę?

    „Krew Jego na nas i na dzieci nasze!(Mat, 27;25)” – I wszystko jasne? Holokaust wyjaśniony i usprawiedliwiony?

    A 1/3 Żydów nawróconych za czasów Jezusa, a wszyscy Apostołowie; to wszystko to pic i psu w dupę? Jasna sprawa!

    Zdrowia życzę!

  14. 14 michał

    Dziwne imię, „Piger”. Czy to pochodzi od „pig”? Tak samo, tylko bardziej?

  15. 15 michał

    Obawiam się, że komentarz Pigera Henricusa domaga się niestety więcej uwagi, której dotąd nie mogłem mu poświęcić. Sprowadzenie bowiem świętego misterium Męki Pańskiej do gry nacjonalistycznych przepychanek, jest czymś gorszym niż rzucanie antysemickich epitetów rodem z piaskownicy.

    Pan Nasz Jezus Chrystus wydał sam siebie na Mękę, na odkupienie za grzechy nasze i wysławiamy ten akt Łaski. Za grzechy moje i Barabasza; nieśmiało zasugeruję, że może także za grzechy Pigera Henricusa.

    Wszechmogący Bóg wydał Syna swego jedynego na Mękę, by uwolnić nas od grzechu. Słusznie więc wysławiamy ten akt Bożej Łaski.

    Judasz wydał swego mistrza na śmierć i potępiamy go za to. Wielkie dobro wynikło z jego zdrady, ale on dobra nie uczynił.

    Żydzi domagali się uwolnienia Barabasza i potępiamy ich za to. Wielkie dobro wynikło z ich głupoty, ale oni dobra nie uczynili.

    Pan Jezus pouczył Św. Faustynę Kowalską, by tak się modliła:

    Ojcze przedwieczny, ofiaruję Ci Ciało i Krew, Duszę i Bóstwo najmilszego Syna Twojego, a Pana naszego, Jezusa Chrystusa, na przebłaganie za grzechy nasze i całego świata. Dla Jego bolesnej Męki miej miłosierdzie dla nas i świata całego.

    To moje grzechy wydały Pana na Mękę. Ale jego Męka i Miłosierdzie zdolne są zbawić i Barabasza, i Pigera Henricusa. I nawet mnie.

Komentuj





Language

Książki Wydawnictwa Podziemnego:


Zamów tutaj.

Jacek Szczyrba

Czerwoni na szóstej!.

Jacek Szczyrba

Punkt Langrange`a. Powieść.

H
1946. Powieść.