prl czy coś gorszego?
VI Ankieta Wydawnictwa Podziemnego
13 komentarzy Published 2 czerwca 2019    |
1. Jaka jest natura współczesnego państwa polskiego? Czy jest to państwo suwerenne? Czy jest to niepodległa Polska?
W sumie bantustan, no prawie. Jak zresztą większość współczesnych tzw. „państw” pozbawionych broni jądrowej. Państwo suwerenne to nie jest – 20% „obywateli” to jawna targowica i nikt z istotnych polityków nawet nie ośmieli się tego głośno powiedzieć; niemal totalna podległość Unii, zarówno zgodnie z umowami, jak i całkiem bez żadnych prawnych podstaw; rosyjskie wpływy wciąż ogromne; wpływy innych mocarstw równie potężne, w tym co najmniej dwóch, których interesy są wyraźnie sprzeczne z jakąkolwiek samodzielnością czy siłą Polski… Dla mnie to nie jest niepodległa Polska – starłem się w tej sprawie ostro kilka lat temu na szalom24 z Szeremietiewem. Nie za taką Polskę ginęli (lub tracili spore majątki) moi przodkowie! Jednak państw naprawdę niepodległych jest dziś b. niewiele, sytuacja Polski jest z wielu wzgl. b. trudna, stan psychiczny polskiego społeczeństwa jest dość tragiczny, elita jest totalnie obca, zafałszowana lub nieistniejąca. To też jednak należałoby uwzględnić w tej diagnozie.
2. Czy po upływie 30 lat, jest to nadal państwowo-prawna kontynuacja polskiej rzeczpospolitej ludowej czy raczej definitywne zerwanie z prlem? Czy zmienił Pan zdanie w tej kwestii w ostatnich 30 latach?
W sumie kontynuacja, choć obecna władza – uwzględniając okoliczności, w tym naprawdę nikłą naszą, patriotów znaczy, siłę i bojowość – uczyniła krok w b. dobrym kierunku, znad samej, jak się zdaje, przepaści (za ćwierć wieku bylibyśmy co najwyżej grupą folklorystyczną, jak to sobie wymarzył Stalin), choć oczywiście ten krok nie mógł być duży i, jeśli się coś radykalnie nie zmieni na poziomie globalnym czy choćby europejskim, dużo dalej chyba się nie posuniemy, a i te osiągnięcia zawsze będą zagrożone.
3. Jeżeli kontynuacja, to czy w istotnych elementach dałoby się zauważyć zalążek przyszłej państwowości polskiej? Jeżeli zerwanie, to na czym ono polegało?
Powiem szczerze, z głębi własnego przekonania, choć to oczywiście musi się wydawać chorym egocentryzmem i megalomanią: na razie PiS dziwnie udatnie robi, co się da, ale to tylko taktyczne zwycięstwa na krótką metę – prawdziwą, i chyba sumie jedyną, możliwość odrodzenia Polski (i, da Bóg, choćby i świecki) Zachodu widzę w Tygrysiźmie Stosowanym. Czyli tym, co stanowi istotę moich poglądów, głoszonych (w mniej lub bardziej pokrętnej formie, bo ja się tym w sumie bawię, nikt mi nie płaci, mało kto się przejmuje) na moim blogu.
Musimy sobie bowiem zdać sprawę z tego, że Katolicyzm (a z nim chyba całe Chrześcijaństwo) jest, jako ziemska siła, skończony – co najmniej od kiedy opanowano samą jego głowę, wysłano Papieża „na emeryturę”… Co było przez niektórych oczekiwane od dawna, bo nikt niezależności Papiestwa od dwustu lat naprawdę nie broni, a zamiary lewizny są chyba oczywiste nie od dziś.
Zamiarem obecnych globalnych lewackich totalitaryzmów jest wyhodowanie, wyewoluowanie znaczy, nowego UDOMOWIONEGO człowieka – Marksizm bez Darwina (lepiej czy gorzej pojętego) – nie ma wiele sensu, a to co teraz Zachód dręczy, to jego własny schyłkowy rak, a nie jakieś resztki po Leninie czy wpływ tego, że Marks sobie coś tam pisał i to uzyskało dość sporą popularność.
Polska może istnieć tylko, o ile państwa narodowe nie zostaną do końca zniszczone, na co się wciąż, i coraz mocniej, zanosi. Teoretycznie jest szansa, że, np. z pedofilią, możemy wykrzesać iskrę i stać się początkiem Kontrrewolucji całej zachodniej cywilizacji. Kiedy sobie np. prole uświadomią, jakie to prawa wobec ich dzieci rezerwują dla siebie obecne elity. Miało być o Polsce, a ja o sprawach globalnych, ale naprawdę jestem przekonany, że jeśli te globalne sprawy b. mocno i całkiem szybko się nie zmienią, mówienie o Polsce dla naszych ew. wnuków traci sens.
4. Czy uporczywe obstawanie przy terminie „prl” w sytuacji, w której 99% społeczeństwa uważa, że żyje w Wolnej Polsce, nie powoduje nieuchronnej konfuzji semantycznej?
Konfuzję niestety wywołuje, jeśli np. ludziom, którzy robią to, co w danej (zgoda, że dla idealistów niewesołej) sytuacji da się realnie zrobić – czyli np. politykom PiS, czy ludziom na PiS głosującym – wymyśla się od „kolaborantów”. Jednak kiedy sobie czysto intelektualnie, teoretycznie i „akademicko”, rozmawiamy, to związki III RP z PRLem są bardzo wyraźne, znaczne i wyjątkowo szkodliwe. Można by figlarnie rzec, że w III RP pozostało z PRL niemal wyłącznie to, co najgorsze, to zaś, co można by w sumie uznać za lepsze od liberalizmu, który nas obecnie dręczy, zostało radośnie, przy ogólnym aplauzie, odrzucone. (A ja naprawdę nigdy nie kochałem PRL i są na to dość liczne dowody.)
5. Na jaką ocenę zasługuje to coś, w czym żyjemy współcześnie? Jest lepiej? Nie da się zaobserwować istotnych zmian? Jest zdecydowanie gorzej?
Mówimy o ostatnich niecałych 4 latach? Ja osobiście mam akurat spore finansowe kłopoty, w dodatku wynikające wprost z walki z karuzelami VATowskimi, ale nie jestem tak prymitywny, by nie przyznać, że ogólnie i większości przyzwoitych ludzi żyje się ostatnio o wiele lepiej. Mam nadzieję, że do mnie też kiedyś to zdąży dojść, na razie jednak idę pod włos zasadzie „byt określa świadomość”, podnosząc wysoko sztandar zasady „Amicus Plato...”. Jest lepiej! Nawet ostatnio w kwestii żydowskiej bezczelności pokazaliśmy pazurki, a riposta Kaczyńskiego na rozkręcenie kwestii pedofilii w KK była po prostu błyskotliwa, miażdżąca i, o czym już wspomniałem, potencjalnie to może nawet odwrócić bieg Historii. (Nie żebym był aż takim optymistą, ale jednak jest cień szansy i na to.)
6. Czy istnieje możliwość, że współczesna nam forma państwowości polskiej jest groźniejsza nawet niż prl?
Gdyby nam nadal miłościwie panowała Platforma, albo gdyby się jeszcze dorwała do władzy, z Polską byłoby naprawdę już bardzo źle. Teraz będą – oni i ich zagraniczni mocodawcy – o wiele radykalniejsi i bardziej niecierpliwi, ale wystarczyłoby, żeby wygrali byli te ostatnie wybory. Za 15 lat nie byłoby sensu poważnie mówić o Polsce. Na razie zagrożenia wciąż są, rozkosznie nie jest, ale słodkie bezbronne cielę w gęstym lesie pełnym drapieżników nie ma łatwo, Zachód ewidentnie pada, Katolicyzm jest praktycznie skończony, a my, z PiSem na czele, nie mamy absolutnie żadnych innych idei, które by mogły na to miejsce wskoczyć i oddziaływać w kierunku odzyskania przez nas godności, (excusez le mot) jaj, siły, no i na koniec, dałby Bóg, suwerenności. (O której już się dziś, jak ustaliliśmy mało komu na Zachodzie śni, więc to by musiała być (Kontr)Rewolucja na skalę galaktyczną!)
7. Czy można rozważać naturę tego tworu w oderwaniu od międzynarodowego kontekstu? Jeżeli nie, jak podjąć debatę na temat szerszych implikacji politycznych w Europie i na świecie?
No to właśnie tego było w moich poprzednich odpowiedziach sporo, w zasadzie powinienem teraz to tutaj przenieść, ale sobie to, za pozwoleniem Koleżeństwa, daruję. Trochę wyżej to wszystko jest, nie doczytałem do tego punktu, zanim to tam wpisałem, ale międzynarodowy kontekst to moje drugie imię, więc i tak musiałem się hamować, bo byłoby tego o wiele więcej.
Dziękujemy za zaproszenie do w tej Ankiecie udziału!
Prześlij znajomemu
No i akurat moja żartobliwa odpowiedż na zaproszenie się załapała, a podziękowanie nie! (Radziłbym to poprawić i usunąć tego komęta.)
Pzdrwm
Panie Piotrze,
Proszę wybaczyć nieporozumienie. Zapraszaliśmy każdego respondenta do udziału, na co Pan odpowiedział na zakończenie:
„My zaś ze swej strony dziękujemy za zaproszenie do w tej Ankiecie udziału!”
Zaproponowałem usunięcie pierwszych słów ostatniego zdania Pańskiej odpowiedzi wraz z zaproszeniem, które jest implicytnie oczywiste. Wydawało mi się – jak się okazuje, błędnie – że się Pan na taką zmianę zgodził.
Jeszcze raz, proszę o wybaczenie, ale to chyba już teraz jasne.
Ankietę tę już ja wpisałem , więc niniejszy komentarz będzie jakimś do tego uzupełnieniem.
Kol. Piotr pisze:
„państw naprawdę niepodległych jest dziś b. niewiele” – co w dużym stopniu wynika z samych uwarunkowań tego nieszczęśliwego wymysłu, jakim jest ustrój demokracją zwany. Wszak kampanie wyborcze kosztują pieniądze naprawdę spore, skądś ci politycy, najczęściej hołysze, muszą je zdobywać, tedy biorą skąd się da. A to jurgielt od tego, czy innego, obcego rządu, a to od mafij przeróżnych. No i potem się muszą odwdzięczać. Nieomylnym wskaźnikiem tego, w jakim stopniu ciała ustawodawcze są powiązane ze światem przestępczym jest to, że zniesiono karę śmierci. No i teraz mafie mają monopol na jej stosowanie! A przecież nie powinno być tak, że potencjalny świadek koronny (bandyta „skruszony”) bardziej się będzie bał dawnych kompanów, niż tego, co może mu zrobić sąd.
Drugim wskaźnikiem jest to, że pomimo analiz co do skutków, narkotyki pozostają nielegalne. A przecież jest z nimi tak samo, jak z amerykańską prohibicją: z jednej strony była totalnie nieskuteczna, z drugiej spasała światek przestępczy, a z 3. angażowała siły policji, i całego aparatu sprawiedliwości, do czego można by dodać 4.: przy okazji owe siły, i aparat – korumpując.
Ponieważ temat narkotyków jest wielce zapalny, i na pewno moje stanowisko wywoła energiczne sprzeciwy, tedy wychodząc niejako im naprzeciw dodam, że w tej materii trzeba uwzględnić koniecznie to, iż nie ma praktycznie szkoły w naszym kraju, aby jej uczniowie mieli jakiekolwiek trudności w nabyciu dragów. A jako że jest to „przemysł” szacowany na setki milionów, albo i miliardy, to na miejsce jednego zatrzymanego dilera pojawia się dwóch nowych. Co tylko policja zamknie jakąś wytwórnię, to i na jej miejsce powstają kolejne. Podstawą do rozwiązania jest właśnie spostrzeżenie tego, iż dotychczasowa walka z narkobiznesem jest całkowicie nieskuteczna. Ktoś, do kogo owa nieskuteczność nie przemawia, będzie wypominał, że zalegalizowanie narkotyków spowoduje, że wielu z tych, co ich dotąd powstrzymywała karalność – postanowią spróbować, i trafią w szpony nałogu. Odpowiem: może. Lecz gdy obecnie dilerzy zarabiają naprawdę b. duże pieniądze, to opłaca im się częstować potencjalne ofiary za darmo, aby je podstępnie uzależnić. Dlatego jestem pewien, że o ile zaraz po zalegalizowaniu prochów ciekawość spowoduje, że niektórzy będą chcieli „spróbować”, to dość szybko pojawią się w społeczeństwie odruchy obronne (poniecham ich eksplanacji, bo i tak się rozpisałem).
Zaś co do jurgieltu, to nie można zmilczeć tego, iż nawet arystokracja, wszak zamożna, to jednak też nim w I Rzeczpospolitej nie gardziła, więc przed nim nie ma zabezpieczeń całkowicie pewnych. Jednak korumpowanie karmazynów jest deczko trudniejsze, kosztowniejsze niż naszych obecnych j-elit… A w tym kontekście Piotr stwierdza:
„elita jest totalnie obca, zafałszowana lub nieistniejąca” – pod tym względem 123 lata zaborów nie poczyniło tyle spustoszeń, co 44 lata socjalizmu realnego. Odbudowa niekwestionowanych, powszechnie akceptowanych elit to kwestia 3, albo i więcej pokoleń, lecz… Lecz wcale w tym kierunku nie zmierzamy, czego najlepszym wskaźnikiem jest zaniechanie, pomimo upływu 30 lat – zaniechanie uczciwej reprywatyzacji. Każdy rząd, który ją zmilcza, stanowi przedłużenie dziedzictwa komuny, i ewidentnie stawia na republikę kolesiów, gdzie bogacić się mogą tylko tacy, co za ten przywilej będą się Władzi odwdzięczać, i to permanentnie.
„na razie PiS dziwnie udatnie robi, co się da” – tak jak napisałem w tytule swej odpowiedzi na niniejszą, VI. ankietę: ta droga, jaką obrał Kaczyńskie, wiedzie, w sposób niechybny, do drugiej Wenezueli! Na przekupywanie wyborców wydawane są ciężkie miliardy, które kiedyś trzeba będzie… spłacić! A to spłacanie spadnie na barki tych niewiniątek, za które rodzice biorą owe 500+. Mamy okres sprzyjającej koniunktury, i ona pozwala zamaskować fakt, iż żyjemy, jako naród, ponad stan, i to znacznie. A powinno się te dobre wiatry wykorzystać do niezbędnych reform. Lecz te być muszą, nie ma zmiłuj, bolesne, więc żadna z dużych partii nie ma najmniejszej ochoty na ich przeprowadzenie. W demokracji politycy myślą jedynie w perspektywie najbliższych wyborów, stąd też podejmują jedynie takie posunięcia, które im podpompują słupki notowań. I nigdy nie pójdą na takie reformy, które wszechwładzę państwa będą ograniczać. Wręcz przeciwnie: moloch etatyzmu wciąż i wciąż zagarnia coraz to nowe dziedziny życia społecznego, gospodarczego, a nawet i religijnego. To ostatnie jest prowadzone w ramach laicyzacji, i wypierania Kościoła z dziedzin, do których państwo, a nawet Państwo – mieszać się nie powinno. Na ten proces mam swoje określenie: postępuje deifikacja państwa. Kiedyś, przy innej okazji, termin ten rozwinę. Zaś co do recepty: każdy chrześcijanin powinien sprzeciwiać się wypieraniu przez politykę choćby i dobroczynności dobrowolnej, wypieraniu przez „dobroczynność” znacjonalizowaną. Powinno się wspierać działania zmierzające do ograniczania roli urzędoli, i omnipotencji rządu.
„Chrześcijaństwo jest, jako ziemska siła, {skończone}” – to zależy od samych wiernych. Jednym z celów wszelkiej maści goszystów jest wyrugowanie religii do cna, tzn. nie mają w tym dążeniu niczego pośredniego, nowy człowiek ma być całkowicie areligijny, a przez to zdany na różne szemrane gremia, które mu będą serwować nową „etykę”. Jeśli państwo zaczyna się do niej mieszać, to staje się to procesem niepohamowanym, i nieodwracalnym: Państwo (P!) w roli Wszechmocnego. Natomiast w państwie-minimum, gdzie rząd robi tylko i wyłącznie to, czego sprywatyzować się nie da, minimalne ma być też i ustawodawstwo: jak najmniej przepisów. A wtedy wielce istotne staje się prawo zwyczajowe, oraz dobrowolne poddawanie się surowym, acz niepisanym normom etycznym. Takie podejście jest obce wszelkiej lewicy! Natomiast, z drugiej strony, wolnego rynku nie da się ocalić, jeśli zostaną zniszczone dobre obyczaje, które nie wymagają kodeksów drukowanych, a przedtem maglowanych w sejmowych pod~ i nadkomisjach.
„(…) pokazaliśmy pazurki, a riposta Kaczyńskiego” – on jest manipulatorem, i kłamczuszkiem. Publicznie, i z wielkim przytupem ogłosił, że Polska nie będzie nikomu płacić żadnych odszkodowań wojennych. Acz już był na tyle cwany, że nie zająknął się kto to są owi „nikt”. A tymczasem z owym „nikim” od kilku lat prowadzone są tajne rozmowy w sprawie ich uroszczeń, które, wg tych „nikich” zostały oszacowane na 300 miliardów dolarów! Wie o tym kilku najwyższych członków rządu, wie i Kaczyński, i milczał, aż sprawę zaczęły nagłaśniać organizacje skupione w „Konfederacji”. Prezes publicznie grzmi, że nie oddamy nawet guzika, ale… Ale tak samo się zapierał, że ustawa o IPN-ie nie zostanie zmieniona ani na jotę. I co? Ano po klangorze, jaki „niki” podnieśli na całym świecie, a głównie w USiech, ustawa została zaorana. A jaki z dziejów owej ustawy wniosek? Ano taki, że o ile Platforma bezkrytycznie słuchała ośrodków decyzyjnych poza naszym krajem, a to Berlina, a to Brukseli, to PiS nie śmie podskoczyć Ameryce. Oczywiście amerykański parasol militarny ma wielkie znaczenie dla nas, wciąż dla Moskwy „niedalekiej zagranicy” – więc nie możemy go utracić, lecz trzeba zdawać obie sprawę z tego, że nie musimy za niego przepłacać. Bo dla Waszyngtonu lokalizacja ich wojsk na naszym terenie także swoje istotne plusy ma.
Zawsze należy robić rachunki kosztów i zysków, aby te drugie przeważały!
Oho, ho, ho! Nie spodziewałem się, że wśród ankietowanych bywalców podziemia będzie aż tak zróżnicowany ogląd sytuacji. Sądziłem raczej, że odpowiedzi będą toćka w toćkę do siebie podobne. A jednak nie. Wygląda, że trochę jak ślepcy opisujący słonia choć mamy przed sobą to same stworzenie to jednak nasze ułomne zmysły budują różne o nim wyobrażenia. Tak jakby część z nas dotykała jego zadu, część pokrętnej trąby z wydawałoby się sympatyczniejszym niż zad pyskiem. Ale ciekawe co sam słoń o nas myśli i jak my sami oceniamy swój stosunek do stworzenia? Czy zadowala go nasza lojalność a może jesteśmy bardziej buntownikami dążącymi do jego śmierci?
Z jednej strony zaskakująco ale chyba prawdziwie Toporska pisząc w 1947 roku o emigrancie, pewnym krawcu ze Świru spod Oszmiany, stwierdza: „do żadnej partii politycznej w kraju, ani na emigracji nie należał, a jest przecież emigrantem politycznym, nie z powodu opozycji dla składu rządu pana Bieruta, lecz dlatego, że odebrano niepodległość jego ojczyźnie, która jest tak każdemu, najprostszemu nawet człowiekowi, do życia potrzebna”. Z drugiej strony, ta sama Toporska w 1940 roku tak odpowiada na pytanie „Czy jesteśmy lojalnymi obywatelami Litwy?”: „Lojalność jest tym poziomem, od którego wszystko w dół jest przestępstwem, a wszystko w górę zasługą”. Wynika z tego, że niewiele potrzeba aby być lojalnym obywatelem.
Pytanie: czy jesteśmy bardziej emigrantami czy lojalnymi obywatelami dzisiejszej, jak piszą niektórzy ankietowani, „Polski”?
Drogi Panie Gniewoju!
Jakże miło usłyszeć zdrowy rozsądek.
Określenie Toporskiej wydaje mi się bardzo trafne. Lojalność Mackiewiczów wobec państwa litewskiego była zobowiązaniem do zgodności z prawem tego państwa. Było to wszakże państewko tak koszmarne, że trudno było pozostać wobec niego lojalnym nawet na tym najniższym poziomie. Ale nie o Smetonowską Litwę nam chodzi.
A zatem, jak Pan odpowiada na postawione przez siebie pytanie?
Panie Michale,
Ja wybieram opcję emigranta, którego pozbawiono ojczyzny.
Otóż to. Czy należałoby zatem rozpisać kolejną ankietę?
Sam nie wiem, ale raczej nie. To obszar chyba zbyt prywatny i dopóki komuniści nie wymagają od nas deklaracja czy jesteśmy z nimi czy przeciw nim niech zostanie to sferze prywatnych rozważań.
Wracając do Toporskiej, uważam, że jej postrzeganie lojalności jest bardziej uniwersalne i nie ogranicza się jedynie do Smetonowskiej Litwy. Niestety, odkąd Wilno zajęli sowieci a tak długo jak nie rzucali bomb, nie organizowali zamachów Mackiewiczowie siłą rzeczy byli lojalnymi obywatelami zsrs. Nie mieli na to wpływy, nie był to ich wybór.
Przypominam sobie teraz pewnego mężczyznę, „repatrianta” z Baranowicz. W zielonej książeczce z orłem bez korony na okładce władze czystego prlu wpisały mu jako miejsce urodzenia: „ZSRR”. Wtedy nie miałem pojęcia co to znaczy, do dziś nie wiem co on sam o tym myślał i za kogo się uważał.
I mnie także określenie Toporskiej wydaje się uniwersalne. Czyż przestrzegając prawa w prlu w latach 80., nie byłem lojalny wobec tego pseudo-państwa? Oczywiście, że tak!
Głośno krzyczałem, że go nie uznaję. Nie chciałem brać ślubu przed prlowskim urzędnikiem. Ale naprawdę, jak każdy porządny człowiek, przestrzegałem prawa na tym fundamentalnym poziomie, więc byłem lojalnym obywatelem.
Panie Michale,
Proszę mi nie wmawiać, że ci wszyscy których ganiało zomo po ulicach Warszawy, że ci którzy byli zatrzymywani, przesłuchiwani, bici po komisariatach milicji obywatelskiej byli lojalnymi obywatelami prlu. To właśnie chyba jedna z bardziej zasadniczych zmian jakie przyszły z 89tym, zlikwidowany został ten margines swobody na nielojalność., podział na MY i ONI.
Czy ja wiem, Panie Gniewoju, czy ja wiem? A Michnik i Kuroń? Czy nie byli „zatrzymywani, przesłuchiwani, bici po komisariatach milicji”? A przecież byli lojalnymi obywatelami, bo pragnęli poprawy prlu. A czy tow. Trocki nie był lojalnym homososem, który pragnął ocalić swoje kochane sowiety przed tym potworem Kobą?
Podział na „my i oni” był jasny w Generalnej Guberni, w tramwajach z napisami Nur fur Deutsche. Pod sowietami zawsze następowało uwikłanie każdego obywatela w sowieckim świństwie. Dlatego Niemcy robili z nas bohaterów, a bolszewicy robią z nas gówno. Ten podział na nas i onych nie był wcale taki jasny w latach 80., jak to przedstawia polska martyrologia narodowa. Martyrologia pt. „naród walczył” – nie walczył.
„Wroga potęga nie może zawładnąć ani zapanować nad człowiekiem do czasu, aż połączy się on z wrogiem w grzechu.”
To nie są słowa człowieka, nawołującego do oporu wobec najeźdźcy. To są słowa św. Augustyna na temat wrogiej potęgi piekła. Ale jakże trafnie opisują sytuację Polaków wobec bolszewików.
Skoro z jednej strony mamy nielojalnych wobec prlu poprawiaczy takich jak Michnik czy pionier czerwonego harcerstwa Kuroń a z drugiej strony lojalnego antykomunistę w Pana osobie to chyba tylko psu na budę zda się ta cała lojalność i nielojalność..
Otóż to, Panie Geniwoju, otóż to. Lojalnym można być wobec chamskiej Litwy Smetony. Lojalnym można być wobec przedwojennej Polski, która była koszmarnym państewkiem, ale była nadal wolna i suwerennie koszmarna. A wobec soiweciarzy, całą tę lojalność można sobie rozbić o kant…