Najnowsze komentarze

III Ankieta Wydawnictwa Podziemnego

Dziecko w szkole uczy się fałszowanej historii od Piasta do równie sfałszowanego Września i dowie się, że obrońcą Warszawy był nie jakiś tam Starzyński, ale komunista Buczek, który wyłamał kraty „polskiego faszystowskiego” więzienia, by na czele ludu stolicy stanąć do walki z najeźdźcą. – Tak w roku 1952 Barbara Toporska opisywała ówczesny etap bolszewizacji Polski.

Przyjmijmy, na potrzeby niniejszej ankiety, że był to opis pierwszego etapu bolszewizacji, klasycznego w swoim prostolinijnym zakłamaniu. Kolejny etap nastąpił szybko, zaledwie kilka lat później, gdy – posługując się przykładem przytoczonym przez Barbarę Toporską – w kontekście obrony Warszawy wymieniano już nie tylko komunistę Buczka, ale także prezydenta Starzyńskiego (i to z największymi, bolszewickimi honorami). Przyszedł w końcu także moment, gdy komunista Buczek albo znikł z kart historii, albo też przestał być przedstawiany w najlepszym świetle – jeszcze jeden, mocno odmieniony okres.

Mamy tu zatem dynamiczne zjawisko bolszewizmu i szereg nasuwających się pytań. Ograniczmy się do najistotniejszych, opartych na tezie, że powyższe trzy etapy bolszewizacji rzeczywiście miały i mają miejsce:

1. Wedle „realistycznej” interpretacji historii najnowszej utarło się sądzić, że owe trzy etapy bolszewickiej strategii są w rzeczywistości nacechowane nieustającym oddawaniem politycznego pola przez bolszewików. Zgodnie z taką wykładnią, historię bolszewizmu można podzielić na zasadnicze okresy: klasyczny, ewoluujący, upadły. Na czym polega błąd takiego rozumowania?

2. Jak rozumieć kolejno następujące po sobie okresy? Jako etapy bolszewizacji? Jako zmiany wynikające z przyjętej strategii, czy ze zmiennej sytuacji ideowej i politycznej, czy może trzeba wziąć pod uwagę inne jeszcze, niewymienione tu czynniki?

3. Trzy etapy i co dalej? Czy trzecia faza spełnia wszystkie ideowe cele bolszewizmu, czy wręcz przeciwnie – jest od realizacji tych celów odległa? Czy należy spodziewać się powrotu do któregoś z wcześniejszych etapów, a może spektakularnego etapu czwartego lub kolejnych?

Zapraszamy do udziału w naszej Ankiecie.

II Ankieta Wydawnictwa Podziemnego

Dorobek pisarzy i publicystów mierzy się nie tyle ilością zapisanych arkuszy papieru, wielkością osiąganych nakładów, popularnością wśród współczesnych czy potomnych, poklaskiem i zaszczytami, doznawanymi za życia, ale wpływem jaki wywierali lub wywierają na życie i myślenie swoich czytelników. Wydaje się, że twórczość Józefa Mackiewicza, jak żadna inna, nadaje się do uzasadnienia powyższego stwierdzenia. Stąd pomysł, aby kolejną ankietę Wydawnictwa poświęcić zagadnieniu wpływu i znaczenia twórczości tego pisarza.

Chcielibyśmy zadać Państwu następujące pytania:

1. W jakich okolicznościach zetknął się Pan/Pani po raz pierwszy z Józefem Mackiewiczem?
Jakie były Pana/Pani refleksje związane z lekturą książek Mackiewicza?

2. Czy w ocenie Pana/Pani twórczość publicystyczna i literacka Józefa Mackiewicza miały realny wpływ na myślenie i poczynania jemu współczesnych? Jeśli tak, w jakim kontekście, w jakim okresie?

3. Czy formułowane przez Mackiewicza poglądy okazują się przydatne w zestawieniu z rzeczywistością polityczną nam współczesną, czy też wypada uznać go za pisarza historycznego, w którego przesłaniu trudno doszukać się aktualnego wydźwięku?

Serdecznie zapraszamy Państwa do udziału.

Ankieta Wydawnictwa Podziemnego

1. W tak zwanej obiegowej opinii egzystuje pogląd, że w 1989 roku w Polsce zainicjowany został historyczny przewrót polityczny, którego skutki miały zadecydować o nowym kształcie sytuacji globalnej. Jest wiele dowodów na to, że nie tylko w prlu, ale także innych krajach bloku komunistycznego, ta rzekomo antykomunistyczna rewolta była dziełem sowieckich służb specjalnych i służyła długofalowym celom pierestrojki. W przypadku prlu następstwa tajnego porozumienia zawartego pomiędzy komunistyczną władzą, koncesjonowaną opozycją oraz hierarchią kościelną, trwają nieprzerwanie do dziś. Jaka jest Pana ocena skutków rewolucji w Europie Wschodniej? Czy uprawniony jest pogląd, że w wyniku ówczesnych wydarzeń oraz ich następstw, wschodnia część Europy wywalczyła wolność?

2. Nie sposób w tym kontekście pominąć incydentu, który miał miejsce w sierpniu 1991 roku w Moskwie. Czy, biorąc pod uwagę ówczesne wydarzenia, kolejne rządy Jelcyna i Putina można nazwać polityczną kontynuacją sowieckiego bolszewizmu, czy należy raczej mówić o procesie demokratyzacji? W jaki sposób zmiany w Sowietach wpływają na ocenę współczesnej polityki międzynarodowej?

3. Czy wobec rewolucyjnych nastrojów panujących obecnie na kontynencie południowoamerykańskim należy mówić o zjawisku odradzania się ideologii marksistowskiej, czy jest to raczej rozwój i kontynuacja starych trendów, od dziesięcioleci obecnych na tym kontynencie? Czy mamy do czynienia z realizacją starej idei konwergencji, łączenia dwóch zantagonizowanych systemów, kapitalizmu i socjalizmu, w jeden nowy model funkcjonowania państwa i społeczeństwa, czy może ze zjawiskiem o zupełnie odmiennym charakterze?

4. Jakie będą konsekwencje rozwoju gospodarczego i wojskowego komunistycznych Chin?

5. Już wkrótce będzie miała miejsce 90 rocznica rewolucji bolszewickiej w Rosji. Niezależnie od oceny wpływu tamtych wydarzeń na losy świata w XX wieku, funkcjonują przynajmniej dwa przeciwstawne poglądy na temat idei bolszewickiej, jej teraźniejszości i przyszłości. Pierwszy z nich, zdecydowanie bardziej rozpowszechniony, stwierdza, że komunizm to przeżytek, zepchnięty do lamusa historii. Drugi stara się udowodnić, że rola komunizmu jako ideologii i jako praktyki politycznej jeszcze się nie zakończyła. Który z tych poglądów jest bardziej uprawniony?

6. Najwybitniejszy polski antykomunista, Józef Mackiewicz, pisał w 1962 roku:

Wielka jest zdolność rezygnacji i przystosowania do warunków, właściwa naturze ludzkiej. Ale żaden realizm nie powinien pozbawiać ludzi poczucia wyobraźni, gdyż przestanie być realizmem. Porównanie zaś obyczajów świata z roku 1912 z obyczajami dziś, daje nam dopiero niejaką możność, choć oczywiście nie w zarysach konkretnych, wyobrazić sobie do jakiego układu rzeczy ludzie będą mogli być jeszcze zmuszeni 'rozsądnie' się przystosować, w roku 2012!

Jaki jest Pana punkt widzenia na tak postawioną kwestię? Jaki kształt przybierze świat w roku 2012?




Uniesiony optymizmem bijącym z artykułu Pana Dariusza Rohnka „Walka z bolszewizmem”, rozpostarłem szeroko swe woskowe skrzydła i poszybowałem wraz z autorem wysoko w przestworza, niesiony prądem swobody ku słońcu Wolności. Niestety, podobnie jak Ikara, tak i moje skrzydła szybko się roztopiły, a lot zakończył się przykrym powrotem do rzeczywistości.

Pan Dariusz pyta czy walka z bolszewizmem jest możliwa? Jakimi środkami? Przez kogo miałaby być prowadzona?

Pytania ciekawe, ale czy dotykają sedna problemu? Według mnie, nie. Nie chcę rozdzielać włosa na czworo, ale była o tym mowa na witrynie Wydawnictwa Podziemnego: bolszewizm był początkowym etapem i w praktyce go już nie ma. A tam gdzie się ostał, powstały swego rodzaju skanseny.  Obszerne jak chrl, czy mniejsze jak Korea Północna lub Kuba, nikogo nie interesujące, zostawione same sobie skanseny.

Bolszewizm dla komunizmu był jak rakieta nośna dla statku kosmicznego. Jak wiadomo, żeby pokonać opór atmosfery potrzeba ogromu energii. Po wyniesieniu na odpowiedni poziom, rakieta nośna, jako zbędny balast, jest odrzucana. Podobnie było z bolszewizmem. Po zakorzenieniu się komunizmu w Rosji oraz środkowej i wschodniej Europie, można było zbyteczny balast bolszewizmu odrzucić. Teraz wystarcza uruchomić, od czasu do czasu, stosunkowo niewielkie, niewiele zużywające energii silniki sterowe. Komunizm, podobnie jak statek kosmiczny, porusza się w próżni. To komunizm nadaje ton i kierunek; to komunizm wysyła subtelne sygnały, czytelne dla wybranych i do nich jedynie kierowane. Sygnały takie jak morderstwa Politkowskiej, Litwinienki i pewnie wielu innych, o których albo nie wiemy albo, nawet jeżeli słyszeliśmy, to nie mamy wystarczającej wiedzy, żeby połączyć je z centralą, z bandą pociągającą za sznurki; sygnały, które mówią wybranym, co wolno, a czego już nie wolno. Prawdę powiedziawszy nie jesteśmy w stanie nawet precyzyjnie zdefiniować, gdzie jest mostek sterowy i kto w nim zasiada.

Pan Dariusz pisze, że tylko wyglądać, kiedy komunizm odrzuci swe strojne piórka i pokaże swoją prawdziwą, krwiożerczą postać. Sądzę, że nigdy to nie nastąpi. Nie będzie powrotu do bolszewickiego terroru. Nie będzie dlatego, że nie ma takiej potrzeby. Nie będzie dlatego też, że byłoby to zbyt niebezpieczne.

A zatem, po pierwsze, dlaczego nie ma takiej potrzeby? Dlatego, że władza już jest w rękach komunistów. Przyjmując klasyczny podział władzy na ustawodawczą i wykonawczą, wydaje się, że niemożliwa dzisiaj do zidentyfikowania, rządząca klika, jest właśnie władzą ustawodawczą, natomiast inteligencja jest podległą jej władzą wykonawczą. Nie ma obecnie, o czym wielokrotnie, obszernie i wyczerpująco pisano na WP, inteligencji konserwatywnej. Nie piszę prawicowej ale właśnie konserwatywnej, tzn. takiej, której zależałoby na zachowaniu czy raczej przywróceniu, starych, przedkomunistycznych wartości, jest tylko mniej czy bardziej prześcigająca się w lewackości lewicowa inteligencja. Łatwa do manipulowania w dobie Internetu, telewizji i mass mediów, tworzących i rozprzestrzeniających wiadomości z prędkością karabinu maszynowego. Wiadomości, żyjących często życiem motyla czy fajerwerku, rozbłyskującego na niebie. Dziś są, jutro już ich nie ma, mają zabłysnąć, oszołomić i nic trwałego po nich nie zostaje. Ani inteligencja, ani rządzony za jej pośrednictwem tłum, nie są w stanie ich analizować, ani zastanawiać się nad ich sensownością. Jeżeli dodamy do tego nową technologię, sztuczną inteligencję, wszystkie te pęta, które rzekomo ułatwiając nam codzienne życie, poddają nas codziennej inwigilacji, to otrzymamy obraz totalnego zniewolenia bez terroru. Komunizm jutra jest najprawdopodobniej testowany obecnie na Ujgurach. Stworzone w Sinciang pole doświadczalne pozwala komunistom testować nowe technologie, tworzące coś, co w angielskiej telewizji nazwane zostało Cyfrowym Gułagiem.  Czy to odległa rzeczywistość? Chyba nie. Jeżeli wziąć pod uwagę, że Cyfrowy Gułag tworzony jest w oparciu o technologię dostarczaną przez dobrze znaną na świecie markę Huawei, możemy być pewni, że nowe puka już do drzwi. Jeżeli nawet jeszcze komuniści nie mają kontroli nad danymi o każdym z nas, to tylko dlatego, że dane te są na razie rozproszone po różnych googlach i facebookach, zapisach operacji bankowych i nagraniach z wszechobecnych kamer. Wystarczy im poczekać, aż jabłko dojrzeje, i wtedy sięgnąć po nie ręką. Wszystko będą mieli podane na tacy, więc po co im wracać do krwawych bolszewickich metod?

Po drugie, dlaczego powrót do bolszewickich metod miałby być niebezpieczny dla komunistów? Ano dlatego, że może to grozić niekontrolowanym rozwojem sytuacji, buntem, kontrą. Aby uniknąć tego ryzyka, żeby nie było groźby przebudzenia inteligencji ani rządzonych mas, zaraza musi rozprzestrzeniać się i umacniać w możliwie najdelikatniejszy, wręcz niewidoczny sposób. Bez zbędnego, zgiełku i rwetesu. Człowiek, ze swej natury, jest zdolny do wielkich czynów, ale jedynie w obliczu namacalnego niebezpieczeństwa. Można się śmiać z pompatyczności filmów takich jak „Armagedon” czy „Dzień niepodległości”, ale wierzę, że ludzkość jest w stanie się przebudzić i stanąć do walki z zagrożeniem. Tyle, że zagrożenie musi być widoczne. Komunizm zszedł z pola widzenia i tam pozostanie. Wszelkie – znowu, szeroko opisywane na WP – marsze przez instytucje są skuteczne tak długo, jak przeprowadzane są w ukryciu.

Zmiana taktyki z siłowej na skrytą nie oznacza oczywiście demontażu sił zbrojnych. Te zawsze mogą się przydać. Dla utrzymania ich w gotowości sowieci podejmują działania niewyobrażalne dla Zachodu. Przypomnijmy sobie „wojnę” o Krym z 2014 roku. Kto potrafi wyjaśnić, o co w tym wszystkim chodziło? Przecież oczywiste jest, że dla komunistów nie ma najmniejszego znaczenia czy Krym leży w granicach sowieckiej Rosji czy też sowieckiej Ukrainy. Według mnie były to manewry dla sprawdzenia czy może podniesienia wartości bojowej sowieckiej armii. Chłopcy, jedni przebrani w mundury ukraińskie, drudzy w rosyjskie, mogli do siebie postrzelać ostrymi nabojami w grze o Krym. Kto im przeszkodził? Nikt, bo nikt – ani żaden kraj Europy, ani USA –nie musiał się angażować w to, co działo się na wewnętrznym podwórku komunistów. I to jest sedno, stosowanie przemocy zostało ograniczone terytorialnie do obszarów komunistycznej macierzy.

Pan Dariusz pisze:

„Bolszewizm w kusym płaszczyku rzekomego liberalizmu jest łatwiejszym celem niż kiedykolwiek. Bez terroru, mordu, głodu, chamskiej opresyjności jest jeszcze bardziej perfidny w swojej dzisiejszej powierzchowności, ale też zdecydowanie bardziej narażony na atak i porażkę.”

Nawet jeżeli odnieść te słowa do komunizmu jako szerszego pojęcia niż bolszewizm, to ja nie widzę jakiejkolwiek odsłoniętej, achillesowej stopy bestii. Od końca Drugiej Wojny Światowej talerz jest w rękach komunistów i to oni nim tak manipulują, aby kisielek spływał im zawsze do dzióbka. Wolny Świat, o ile jeszcze istniał, zawsze myślał i działał w bardzo krótkiej perspektywie. Tak jak Piłsudski i Mannerheim u zarania komunizmu. Tak jak Roosevelt i Churchill w czasie ostatniej wojny. Komuniści działają długofalowo i to oni nadają tor rakiecie, a rakieta porusza się swobodnie w próżni.

Pozwolę sobie wziąć za przykład Brexit. Nawet gdyby decydującym o wyborze przez nieznaczną większość Brytyjczyków, była chęć uwolnienia się z objęć komunistycznej niunii, to z punktu widzenia celów komunizmu, Brexit nie ma najmniejszego znaczenia. Jest całkowicie obojętne, czy Brytania jest w łapach brukselskich komisarzy, czy może będzie trzeba osadzić tam jakiegoś lokalnego tow. Wiesława. Tak czy owak, lewicowa inteligencja jest na usługach, a wszystkie wydziały służb specjalnych są od dawna kontrolowane przez komunistów.

Wbrew temu, co pisze Pan Dariusz, obecnie właśnie terroryzm jest w miarę namacalną, aktywnością sowieciarzy. Działalność tak mętna, tak nie przynosząca wydawałby się wymiernych korzyści, a jednak bardzo przydatna. Terroryzm, według mnie, nie jest nastawiony na osiąganie jakichkolwiek terytorialnych zdobyczy. Terroryzm ma na celu absorbowanie służb specjalnych USA i krajów Europy Zachodniej. To taka kość rzucona im do zabawy. Tak jak kiedyś pilnowanie granicy na Odrze i Nysie absorbowało Polaków w kraju i prawie całą emigrację, tak teraz walka z terroryzmem absorbuje służby specjalne. Spróbujmy powrócić do zamachu w Bombaju opisanego w artykule Pana Dariusza „Z dziejów pozornej emancypacji”. Czy obecnie jesteśmy w stanie zobaczyć cel tego zamachu? Chyba nie. I choć do żadnego konfliktu między Pakistanem a Indiami nie doszło, to zastępy agentów miały czym się zajmować.

Komuniści nie wrócą do bolszewizmu z jeszcze jednego powodu. Najwyraźniej spodobały im się wycieczki otwartym kabrioletem z dziewczynką (albo dziś nawet z chłopczykiem, to wedle upodobania) szerokimi europejskimi autostradami. Najwyraźniej, podobne wypady, po jeszcze szerszych autostradach wybudowanych ostatnimi laty w chrl, nie mają dla nich takiego powabu. Europa Zachodnia pozostanie w takiej zewnętrznej formie, w jakiej widzimy ją obecnie.

Czy jednak nie ma racji Pan Dariusz, twierdząc, że nie można się poddawać? Oczywiście, że ma. W jaki sposób się nie poddawać? Tego nie wiem. Przyjmując, że cała Europa jest już w rękach wroga, żadne emigracje niczego nie są w stanie rozwiązać z tej prostej przyczyny, że nie ma dokąd uciekać. Strzelać nie sposób. Raz, ponieważ zbyt przyzwyczajeni jesteśmy do ciepła i spokoju, więc pewnie ruszyć nikomu by się nie chciało. Dwa, nawet jeżeli ktoś z nas by się ruszył, to prawdę powiedziawszy, nie wiedziałby do kogo strzelać, kogo wieszać na przydrożnych drzewach. Jedyne, co mi przychodzi na myśl, to pozostawanie w swoim dziwacznym pojmowaniu świata, lektura Mackiewiczów i zaglądanie do Podziemia.



Prześlij znajomemu

3 Komentarz(e/y) do “Optymizm Pana Dariusza, czyli pytanie czy jest już wystarczająco źle, aby mogło być dobrze?”

  1. 1 Andrzej

    Drogi Panie Gniewoju,

    była o tym mowa na witrynie Wydawnictwa Podziemnego: bolszewizm był początkowym etapem i w praktyce go już nie ma.

    Nie przypominam sobie niestety tego stwierdzenia. Albo mnie pamięć zawodzi albo byłó to dawno temu, gdy jeszcze nie brałem udziału w dyskusjach. Czy mógłby Pan podać link do tego artykułu (i dyskusji na ten temat)?
    W tym bowiem rzecz, ze ja nie podzielem tego zdania. „Bolszewizm” jest dla mnie określeniem nie tyle zawężonym do „prawdziwego” komunizmu, co określeniem wszelkich przejawów komunizmu. Nawet gdybyśmy się ograniczyli tylko do „myśli leninowskiej” (Lenin to twórca, teoretyk i praktyk bolszewizmu) to nie tyle „naucza” ona, co nakazuje stosować wszelkie środki dla zwycięstwa komunizmu. To jest jego „liberalizację”, „fronty ludowe”, „dostosowanie się do warunków”, dezinformację, prowokację itd., wedle potrzeb i możliwości. Bolszewizm zatem charakteryzuje elastyczność. Pan zaś sprowadza go do skansenów. Czy ma Pan na myśli to, że definiuje je „klasyczny”, „betonowy” komunizm? Jeśli tak, to wydaje mi się, że w tym miejscu podaje Pan nietrafny przykład CHRL. Bo kto widzi w nim skansen, skoro tam i „kapitalistyczna gospodarka” (która dominuje na świecie) i „giełda” (która ma znaczący wpływ światowy system finansowy) i „własność prywatna” (np. Huawei, ZTE, Lenovo), itd. Jaki to skansen? Czy określają go jawne rządy partii komunistycznej? Zgodzi się Pan jednak ze mną, że przeprowadzono tam wielką „transformację”, chiński komunistyczny NEP. Tak widać komunistom chińskim pasowało, że nie przeprowadzili „transformacji” kompartii, ale poza tym wywrócili „stary skansen” do góry nogami. Czy jest ktoś znaczący na świecie, kto określa CHRL komunistycznym skansenem? Czy może wszyscy uznali i uznają, że to jest „zreformowany” komunizm? Nie powiedziałbym też, że CHRL jest „pozostawiony samemu sobie”. Proszę zauważyć, ile uwagi poświęcają mu elity polityczne i gospodarcze USA (a właściwie wszystkich krajów świata). Ale to wszystko na marginesie. Niezależnie bowiem od tego czy CHRL to skansen tak jak KRLD czy komunistyczna Kuba, jestem zdania, że bolszewizm określa treść a nie forma. A treść określona jest przez cel i przez metodę. Celem jest jeden, całkowicie komunistyczny świat, a metodą jest teoria i praktyka jego realizacji w każdych czasach i okolicznościach. W tym sensie Gramsci był bolszewikiem, wykonawcy jego strategii są bolszewikami, a celem ich działań jest bolszewizm.

    Uważa Pan, że komuniści nie wrócą do bolszewizmu. Czy to oznacza, że nie wrócą do leninowskiej „myśli”? A kiedy ją porzucili?

    marsze przez instytucje są skuteczne tak długo, jak pozostają w ukryciu

    Nie rozumiem, co Pan ma tu na myśli. Czy to oznacza, że strategia ta jest realizowana niejawnie? Czy dzieje się tak bez publicznego głoszenia komunistycznych treści, podstępem?

    Zdaje mi się, że na Krymie „armia ukraińska” nie walczyła z „armią rosyjską” (co najwyżej symbolicznie). Ale mogę się mylić.

  2. 2 michał

    Panie Andrzeju,

    Po raz wtóry już dzisiaj, muszę się zastrzec, że w żadnym wypadku nie odpowiadam za Pana Gniewoja, który na pewno zabierze głos, kiedy będzie miał czas (i ochotę). Chcę tylko wtrącić moje (nic nie warte) dwa grosze w kwestii semantycznej.

    Podobnie jak Pan, nie wiem, czy była u nas mowa o bolszewizmie jako wstępnym etapie komunizmu. Warto jednak zaznaczyć, że w takim sensie używano tego określenia przez dziesiątki lat. Pierwsza, „romantyczna” faza rewolucji, to był ten dziwny, obco brzmiący w każdym języku, bolszewizm czyli maksymalizm lub ekstremizm (bo tak tłumaczono tę nazwę np. w londyńskim Timesie). Times nazywał leninistów wówczas „bolshevists” albo nawet „bolsheviki”, co tylko podkreśla apokaliptyczną obcość tego określenia. Ci, którzy znali ich bliżej i pragnęli ich zlikwidować, mówili bardziej familiarnie o „bolo”.

    Rozróżnienie podobne podkreślał także stalinowski reżym, gdy nazywano np. ofiary czystek „starymi bolszewikami”, jak gdyby Soso i jego siuchta, to nie byli starzy bolszewicy. Rzecz jasna, z góry przyjmuję potencjalny zarzut, że jak bolszewicy sami siebie nazywają wzajem, powinno nam być szczerze obojętne – przyjmuję, bo się z nim zgadzam. W końcu Trockiego czy Bucharina nazwali szkodnikami i agentami brytyjskimi, więc niech sobie mają.

    Zmierzam do tego, że nazwanie pierwszej, krwawej, jakobińskiej, ekstremalnej fazy rewolucji „bolszewizmem”, wydaje mi się uzasadnione. A tezę p. Gniewoja rozumiałem tak, że bolszewicy – och, zagraża nam konfuzja semantyczna, więc może lepiej w tym kontekście: komuniści – nie mają potrzeby powracać do takich metod. Skoro gołąbki same lezą do gąbki, to po co? Skoro inteligentni skądinąd ludzie, opowiadają głodne kawałki o tym, że będzie taki nierząd czy inny, „bo … tańszy” (wielokropki, wykrzykniki i znaki zapytania są koniecznością przy takim myśleniu), to po jaką cholerę mają się komuniści odwoływać do terroru, tortur, kazamatów i zdzierania rękawiczek?

    Lenin natomiast, to co innego. Ojciec bolszewizmu jest w samym sercu tego, co się dzieje dziś, i dlatego chyba używaliśmy zawsze terminów „bolszewizm”, „komunizm” i „leninizm” wymiennie.

  3. 3 gniewoj

    Panie Andrzeju, Panie Michale,

    za nic sobie nie przypomnę gdzie i kiedy była o tym mowa. Dużo daję, że była to wypowiedź w dyskusji a nie w którymś z artykułów na WP. Ktoś z bywalców Podziemia zwrócił uwagę, że bolszewizmu nie należy utożsamiać z komunizmem, że bolszewizm to pewien etap, narzędzie w rękach komunizmu a nie samo zjawisko. Zwróciłem na to uwagę i od tego momentu sam przestałem używać określenia bolszewia, które znowuż do tamtego czasu wydawało sie całkiem trafne jako, że komuniści chcą zawsze więcej i więcej.

    Przepraszam, że tylko tyle. Niestety w najbliższych dniach nie będę w stanie odpisać na wątpliwości Pana Andrzeja.

Komentuj





Language

Książki Wydawnictwa Podziemnego:


Zamów tutaj.

Jacek Szczyrba

Czerwoni na szóstej!.

Jacek Szczyrba

Punkt Langrange`a. Powieść.

H
1946. Powieść.