Trzydzieści lat NEP w stulecie zarazy czyli o meritum z innej strony
3 komentarzy Published 3 sierpnia 2019    |
Może brak mi piątej klepki. Może te, które posiadam, nie są dobrze poukładane. Niemniej, próbując nadać sens wydarzeniom ostatnich trzydziestu lat, zastanawiam się, czy czegoś nie przegapiliśmy, przyjmując obecny stan europejskiego komunizmu jako etap, kolejną odmianę NEPu, a nie jego stan docelowy. Sam, oczekując rychłego powrotu komunizmu w jego, powiedzmy, bolszewickiej formie, poruszyłem tę kwestię w odpowiedzi na trzecie pytanie, nomen-omen, III-ej Ankiety Wydawnictwa Podziemnego.
Było to sześć lat temu, przyjmijmy 25 lat po cudownych przemianach z lat 1989-91. Tekst Pana Dariusza kazał mi zastanowić się jeszcze raz nad pytaniem: czemu płomień wszechświatowej rewolucji jakby przygasł? Czy przypadkiem również i ja nie dałem się nabrać na jeszcze większą sztuczkę komunistów? Czekamy nad norą, w której ostatni raz widzieliśmy obrzydliwego, czerwonookiego królika, ale jedyne, co z nory wypełza, to są pojawiające się od czasu do czasu mniejsze lub większe myszki-terrorystki. Czy możliwe, żeby królik nadal, tyle czasu, czekał w swojej norze? A może już dawno wylazł, obszedł nas i hasa sobie swobodnie za naszymi plecami, tyle że my pochyleni nad norą tego nie zauważamy? Prawdę powiedziawszy, byłem przekonany, że tu leży meritum sporu, różnica naszych ocen. W ocenie dotychczasowych osiągnięć komunistów, a może precyzyjniej: sowieciarzy (czyli dzisiejszych komunistów przetransformowanych z komunistów spod czerwonej gwiazdy, tych sprzed „rozpadu” zssr?). Wizją przyszłości Pana Dariusza jest powrót do sadystyczno-morderczo-krwawych, po prostu bolszewickich metod. Ja twierdzę, że niepostrzeżenie dla nas komuna już osiągnęła swój cel objęcia władzy. Osiągnęła to bez uciekania się do bolszewickich metod (nie jestem pewien czy tyczy się to na razie „tylko” Europy, bo co do USA nie śmiałbym postawić jeszcze takiej tezy). Dla rozstrzygnięcia tej kwestii wydawało mi się kluczowe znalezienie odpowiedzi na pytanie, czy to co mamy, to już jest gorbaczowowski wspólny dom, czy może plan podboju Europy został wstrzymany do późniejszej realizacji? Czy sowieciarze wciąż, dla jakichś chyba tylko im znanych przyczyn, czekają i pozwalają Europie powolutku się wędzić w oparach absurdu i dyrektyw niunii?
Najwyraźniej, myliłem się całkowicie. Najwidoczniej pies leży gdzie indziej pogrzebany. Akcent polemiki Pana Dariusza położony jest na różnicach w definicji ZŁA. Przyznaję się i przepraszam: nie znalazłem powołanego przeze mnie tekstu, z którego wywiodłem i przyjąłem na własne potrzeby, że bolszewizm nie jest tożsamy z komunizmem, że jest pojęciem węższym, w zasadzie sprowadzającym się do metody sowietyzacji nowo-podbitych narodów. Metodzie opartej przede wszystkim na krwawym terrorze. Nie będę tutaj wyważał otwartych drzwi, przywołam w zamian komentarz Pana Michała pod moją polemiką . (Na marginesie, Panie Andrzeju, proszę przyjąć powyższy fragment za odpowiedź na Pana pytanie w komentarzu do mojej polemiki.)
Skansen, czy jest to rzeczywiście złe porównanie? W Internecie można znaleźć taki opis:
„Skansen is the first open-air museum and zoo in Sweden and is located on the island Djurgården in Stockholm, Sweden. It was opened on 11 October 1891 by Artur Hazelius to show the way of life in the different parts of Sweden before the industrial era.”
Czy bawiąc się słowami, będzie całkowicie bez sensu następujący opis:
„Skanseny bolszewizmu, to działające do dnia dzisiejszego twory, funkcjonujące między innymi na Wyspie Kuba, Półwyspie Koreańskim i przedkomunistycznych Chinach. Decyzje o ich istnieniu zapadły w latach poprzedzających przygotowania do wielkiej hucpy upadku komunizmu w Europie i ZSRR. Skanseny mają pokazywać światu, jak wyglądał i jak może wyglądać Świat w rękach bolszewików”?
Według mnie jest w tym choćby odrobina sensu.
Jest oczywiście drugie, potoczne znaczenie słowa skansen. Odpowiada w języku polskim słowom „zacofany”, „zacofanie”, ale nie w takim rozumieniu użyłem tego słowa. Z drugiej strony, czy rzeczywiście zacofanie kłóci się z możliwością prac nad rozwiązaniami z obszaru zaawansowanej technologii? Zostawmy chrl, który obecnie jest wręcz awangardą światową w tworzeniu takiej technologii, ale spójrzmy na bolszewicką Koreę, czy programowa bieda i zacofanie przeszkadza im w budowaniu rakiet i posiadaniu broni atomowej? Czy to nie zssr, w którym programowo nie można było wyprodukować nawet porządnego młotka, wygrało wyścig w budowaniu rakiet, wysyłając pierwszego człowieka na orbitę okołoziemską?
Czy Huawei to jedynie jedna z „marek telefonii mobilnej”? Czy piąte G-ie, które budowane jest w oparciu o jej komponenty, to pestka? Ja tak nie sądzę. Natomiast nie wiem, czy dobrze rozumiem Pana Dariusza, że nowa technologia sama w sobie, nie mówiąc już o sztucznej inteligencji w rękach komunistów, to betka? Nie wiem dokładnie, co się dzieje w Sinciang, nie sądzę, żeby ktoś tak naprawdę wiedział. A to dlatego, że jestem przekonany, że wszelkie wyciekające informacje stamtąd, są w taki czy inny sposób moderowane przez komunistów. To oni decydują co, w jakiej formie i kiedy może ujrzeć światło dzienne. Nie wierzę w żadnych zachodnich redaktorów śledczych, którzy tygodniami jeżdzą po chrl, przepytują przypadkowych ludzi, zbierają i ujawniają potem niewygodne dla komunistów informacje. Nie neguję stosowania bolszewickich metod na Ujgurach. To co zwraca moją uwagę, to nowa jakość w sposobie zbierania informacji i analizy danych. To o czym możemy się dowiedzieć, czyli obozy edukacyjne testowane obecnie na Ujgurach, to przyszłość sowietyzacji. Sztuczna inteligencja pozwoli im trzymać ludzi w ryzach dużo skuteczniej i taniej niż za bolszewickich czasów. Tu pozwolę sobie na cytat z „Drogi donikąd”:
„Po co trzymają ten przeogromny aparat policyjny? Największy na świecie. Myślisz, że dla zabawy? Tak sobie przez wrodzony sadyzm, jak to przedstawia naiwna propaganda antysowiecka? Śmieszne? Przez miłość do setek tysięcy enkawudzistów, żeby im dać nieprodukcyjne posady i pensje. Tyle pieniędzy, tyle energii ludzkiej wyrzucić na marne? Nieee, mój drogi, oni się w takie rzeczy nie bawią!”
Pan Dariusz twierdzi, że komunistom nie wystarczy rządzenie na odległość i nigdy nie porzucą swych sadystyczno-maniakalnych upodobań. Trudno z tym dyskutować, żeby nie narazić się na zarzut relatywizowania zagrożenia. Jednak znowu pytanie: skoro są tak zachłannie żądni krwi i trzymania ostro cugli w rękach, to jakich katuszy muszą doznawać ci wszyscy komuniści, którzy przybrani „w kusy płaszczyk rzekomego liberalizmu” rządzą obecnie w prl, nrd i wszystkich pozostałych tworach ukonstytuowanych w Europie w latach 1989-91?
Czy rzeczywiście komuniści są tak pewni siebie, że niczego się nie boją? Ja nie jestem o tym przekonany, przemawia do mnie następujący fragment z „Drogi donikąd”:
„[…] bolszewicy niczego tak bardzo nie boją się na świecie, jak strzałów, strzałów… wśród ciszy. Oni doskonale rozumieją, jakiego rodzaju moralnym echem odbić się może podobny strzał.”
i dalej:
„psychiczne działanie bolszewizmu, jak każde tego rodzaju, wymaga ciszy i skupienia. Nie da się chloroformować pacjenta, gdy ten się rzuca: nie da się hipnotyzować w atmosferze krzyku, hałasu a tym bardziej huku strzałów. Jeżeli to, co przeżywamy w tej chwili, podobne jest do złego snu, to czyż ze snu nie najłatwiej jest wyrwać kogoś hukiem?”
I chociaż znowu narażę się na zarzut o wybiórczym dobieraniu argumentów do przyjętej wcześniej tezy, to sądzę, że właśnie strach przed ewentualnym przebudzeniem ofiary kształtuje dzisiejszą strategię komunistów.
Prześlij znajomemu
Mało mam ostatnio czasu, więc żal mi, że nie mogę zdobyć się na komentarz dłuższy, jak na to tekst kol. Gniewoja zasługuje.
Do rzeczy:
Podstawą do kuracji, jest diagnoza. A że goszystów maści wszelakiej jest istny potop, to i diagnoza nie może być jedna, zaś i kuracyj multum. Warto więc stawiać diagnozy, za diagnozami, bo ewidentnie: jedna tylko — wystarczyć nie może.
Rozważania kol. Gniewoja tyczą tego, czy będą jeszcze nawroty bolszewickiego zamordyzmu, czy oni już całkowicie przeszwarcowali się na lewicowanie świata pełzające. Powiem, nawiązując do swej wcześniej wyrażonej tezy, o ich (goszystów) mnogości — że choć pewnie są tacy, co by chętnie do terroru wrócili, to na tym przynajmniej etapie, stanowią oni mało liczącą się mniejszość, w tym ogromnym lewicowym kotle światowym. Na tym etapie! A jakie będą etapy następne? Ha! Tego, to pewnie nie wiedzą nawet w tej tajnej synagodze, co to (podobno) jest gdzieś pod Waszyngtonem.
Oj, Panie BaSza,
Komuniści w tajnej synagodze i to w podziemiach Waszyngtonu? Chyba to nie ten trop, nie to śledztwo.
Panie Gniewaj (BTW: pardon za przekręcenie nick’a w poprzednim poście, miałem znajomego, którego tak wołali) — a gdzie ja napisałem, że w tej podziemnej synagodze siedzą komuniści?
Tam urzędują starsi, i mądrzejsi…