Wszyscy to wiemy, wpajano nam w szkołach, czytaliśmy zarówno w podręcznikach historii, jak w samodzielnych rozprawach i badaniach dziejopisarzy i filozofów, że wieki średnie były epoką mroku, po której nastąpił radosny świt, a po nim jutrznia nowego życia, która opromieniła świat blaskiem wielkich nadziei. Epokę tę nazwano Renesansem, tj. odrodzeniem. Pogląd ten ma wszystkie pozory prawdy. Rzeczywiście, w wiekach średnich człowiek rozwijał się, myślał, żył w granicach dogmatyzmu kościelnego, który przeznaczenie i cel człowieka z doczesności przenosząc w wieczność, czyni ziemię miejscem wygnania, „doliną łez”, życie zaś ujmuje, jako ciernistą mozolną wędrówkę ku ojczyźnie niebieskiej wśród trudów i niebezpieczeństw walki z własną, przez grzech pierworodny skażoną, w niewoli grzechu leżącą i do dobrego niezdolną naturą. A na drodze tej bez pomocy Boga, bez łaski Jego i opieki Kościoła, który tej łaski rozdawcą jest, nie może człowiek, pozostawiony sam sobie, nic o własnych siłach począć.
W epoce Renesansu człowiek strąca z siebie jarzmo, pod którym posłusznie kroczył przedtem, i wiara w siebie, w potęgę wyzwolonej myśli i woli daje mu chwile upojenia i szczęścia.
Ale wiara ta, pisze jeden z najznakomitszych myślicieli współczesnych rosyjskich, Mikołaj Bierdiajew, zawierała w sobie nasienie choroby i śmierci. „I my dziś przeżywamy koniec renesansu, koniec humanizmu, który stanowił jego podstawę duchową”… „Humanistyczne czucie życia utraciło dawną świeżość”… wstępujemy w nową epokę, ale „bez radości, bez owych nadziei jasnych, które ożywiały Renesans, w chwili jego narodzin”… „Wiara w człowieka kierowała historią, którą my nazywamy nowożytną, lecz historia nowożytna sama tę wiarę rozchwiała”… „Renesans nie podniósł i nie wsławił człowieka, jak tego pragnął, przeciwnie, osłabił go, oto paradoksalny wynik dziejów nowoczesnych”… „Jest sprzeczność tragiczna między ich początkiem, a dzisiejszym zakończeniem”. Żaden człowiek myślący nie uwierzy dziś w teorię czy religię postępu, która zapalała cały wiek XIX: „Jesteśmy raczej skłonni do wiary, że wszystko, co lepsze i piękne, jest w wieczności, nie zaś w czasach przyszłych; w przeszłości zaś objawiało się tylko wówczas, gdy owa przeszłość zapalić się umiała żądzą rzeczy wiecznych i rzeczy wieczne tworzyła”… [1]
Rozbiorowi poglądu Bierdiajewa, który nie antytezą jest, lecz naprawą i, zdaniem moim, naprawą i uzupełnieniem niezbędnym utartych, powszechnie panujących poglądów na Renesans, zamierzam poświęcić dzisiejszy wstępny wykład.
Pogląd Bierdiajewa odkryciem jego nie jest; nie on pierwszy go wygłosił, ale wygłosił z mocą uczucia i przekonania, jakiej u nikogo dotychczas nie spotkałem, a którą mu dało przeżycie i przemyślenie nie rosyjskiej tylko, lecz wszechświatowej katastrofy, która nawałnicą niszczącą spadła na Rosję, a pędzi na Europę.
Wśród wstrząśnień wielkich i nieszczęść rodzą się myśli wielkie. Super flumina Babylonis, w nieszczęściu i niewoli powstawały wielkie natchnienia proroków Izraela; w nieszczęściu i niewoli rozkwitła nasza wielka poezja mesjaniczna. I dziś najgłębsze wejrzenia w istotę zagadnień, stojących w chwili obecnej przed światem, znajdujemy u pisarzy tych narodów, które najwięcej od wojny ucierpiały. Niemcy zmiażdżone militarnie i państwowo, strącone z wyżyny hegemońskich marzeń, znosić muszą gorzkie, upokarzające następstwa swego poniżenia politycznego; Rosja wycieńczona przez wojnę wpadła w ręce i stała się pastwą zgrai szubrawców kosmopolitycznych, wśród których, ku wstydowi naszemu, nie brak Polaków.
Renesans w początkach swoich nie był detronizowaniem Boga i ubóstwieniem człowieka, tylko zarody tego niósł ze sobą. Zrazu pierwiastki chrześcijańskie średniowieczne były w nim silne i wszystko, co dał wielkiego i pięknego, było, jak zobaczymy, w treści swojej dążnością do zharmonizowania ducha chrześcijańskiego z duchem starożytnym.
Odrywanie się od chrześcijaństwa dokonywało się powoli: zrazu wiara w człowieka bez myśli o Bogu i o związku jego z Bogiem, potem dopiero wiara w człowieka, przeciwstawiającego się Bogu, zrzucającego z siebie myśl o nim i tym samym niszczącego w sobie obraz i podobieństwo Boże. Ale niszczyć obraz i podobieństwo Boże w człowieku, to znaczy niszczyć człowieka samego. Indywidualizm (w znaczeniu apoteozowania indywidualności człowieka), ku któremu zmierzał Renesans, był, jak się wyraża Bierdiajew, jej pustoszeniem, pozbawiał ją treści i formy, rozproszkowywał ją i atomizował. „Indywidualność silną jest, bogatą i kwitnącą, dopóki uznaje ponadindywidualne, ponadludzkie wartości i poddaje się im; więdnie i zanika, gdy je odrzuca: takim jest prawo życia… „w ograniczonym doczesnym istnieniu człowiek jest w stanie nieśmiertelność tworzyć, o ile ją czuje… o ile wierzy w inne życie, w życie nieśmiertelne, nieskończone, absolutne.
Ja czuję nieśmiertelność, nieśmiertelność tworzę…
Na najście materializmu tryumfującego we wszystkich dziedzinach myśli i życia, na zuchwałą negację religii i antyteistyczny cynizm patrzyliśmy wszyscy; groźne tego następstwa zarysowywały się przed nami, lecz w zarysach mglistych. Pisałem o tym nie jeden raz. [2] I to, co przewidywaliśmy, stało się teraz rzeczywistością straszną, nierównie straszniejszą od wszystkiego, co przewidzieć mogliśmy.
Mickiewicz w przeczuciu proroczym modlił się o wojnę narodów, która da Polsce niepodległość. I spełniło się to, o co się modlił, przyszła wojna i zapaliła serca młodzieży polskiej tym samym ogniem, który niegdyś prowadził do walki legiony Dąbrowskiego i Kniaziewicza – i wyniki jej trudów i walk uwieńczyła powodzeniem i przyniosła nam niepodległość, ale – zastanówmy się w jakich warunkach!
Oto się rozpoczął – pisze Bierdiajew – proces barbaryzacji kultury europejskiej. Pod tym względem wojna światowa mieć będzie skutki fatalne dla losów Europy. Kulturalna, humanistyczna Europa stoi obnażona, bezbronna przeciw wtargnięciu zewnętrznego i wewnętrznego barbarzyństwa; głuche podziemne tego łoskoty dawały się słyszeć od dawna, ale zniewieściałe dekadenckie społeczeństwo nie robiło nic dla ratowania prastarych odwiecznych podstaw Europy i żyło bez troski o jutro, głupio rachując na wiecznotrwałość dobrobytu, którym obdarzały nas techniczne postępy cywilizacji.
Bierdiajewa ostatni raz widziałem w Moskwie, w lutym 1915 r. Przybył tam wówczas po dłuższym pobycie na wsi, w guberni Charkowskiej. Wojska rosyjskie zajmowały wtedy większą część Galicji, zwycięstwo Rosji zdawało się pewnym, ale on z niepokojem patrzył w przyszłość; rewolucja – mówił – jest nieuniknioną, bez względu na to, jakim będzie wynik wojny. Ale czy mógł przypuszczać, że po latach kilku kreślić będzie dopiero co zacytowane słowa!
Bierdiajew jest myślicielem chrześcijańskim i na wskroś zagadnieniami religii pochłoniętym. Stąd myśli jego przybierają nieraz jakieś mistyczno-apokaliptyczne zabarwienie, tym bardziej teraz, w tym strasznym wstrząśnieniu moralnym, w tej beznadziejności, która dziś zadręcza każdego uczciwego Rosjanina. Ale oto myśliciel wręcz odmiennego nastroju i kierunku, Francuz, Gustave Le Bon, przyrodnik z zawodu, agnostyk, który uznając uczucie religijne za jedną z zasadniczych właściwości natury ludzkiej – bo nie uznać tego jako przyrodnik, jako obserwator i badacz naukowo ścisły, nie może – nie uznaje jednak żadnej religii, a wszelkie z religią związane zagadnienia omija z lekceważącą pogardliwą niechęcią.
„Socjalizm – pisał on w r. 1896 w książce, której wydanie 17-ste mam przed sobą [3] – jest najpoważniejszym z niebezpieczeństw, wiszących nad Europą. W następstwie ustroju psychicznego, przez długie wieki przeszłości wytworzonego, narody Europy muszą przejść wkrótce przez groźną rewolucję socjalistyczną. Będzie ona ostatnim etapem ogólnej dekadencji, którą rozmaite przyczyny przygotowywały i, odrzucając niektóre cywilizacje i narody wstecz ku niższym formom ewolucyjnym, utoruje on drogę niszczycielskim, z zewnątrz nam grożącym inwazjom.” Od Renesansu począwszy, wzrastał duch krytycyzmu i rozchwiewała się religia i oto „człowiek nowoczesny, niby okręt z utraconym sterem, błąkający się na łasce wiatrów, błąka się po przestrzeniach zaludnionych dawniej przez bogów jego, których teraz nauka wygnała”… „Groźną zaś dla każdego narodu była zawsze chwila, w której stare idee jego zstępowały do ciemnych nekropolów, gdzie owych wygnanych i zmarłych bogów grzebano”… „Historia naucza, że narody krótki tylko czas przeżyć mogą po zniknięciu bogów swoich. Cywilizacje pod ich wpływem zrodzone, wraz z nimi zamierają. Nie ma czynnika tak destrukcyjnego, jak proch zmarłych bogów.”
Idee dawne, będące źródłem cywilizacji naszej, straciły władzę swoją, idee zaś nowe nie sformułowały się jeszcze i anarchia panuje w umysłach i, dzięki temu, tolerowaną jest dyskusja i – niechże się z tego cieszą – ironicznie dodawał Le Bon – pisarze, myśliciele, filozofowie, niech błogosławią epokę naszą i niechże prędzej z tego jej dobrodziejstwa korzystają, bo niedługo to potrwa, wyniki cywilizacji nowoczesnej sprowadzą w bliskiej przyszłości taki stan rzeczy, w którym myśl wolna wygnaną zostanie, albowiem nowe dogmaty zapanują w społeczeństwie, a zapanują pod warunkiem, że będą równie nietolerancyjne, jak te, co je poprzedziły.
Jakie dogmaty? Cechą powszechnej dzisiejszej anarchii umysłowej jest relatywizm, dominujący nad myśleniem współczesnym. Niedawno – mówi Le Bon – niemądry jakiś minister oświaty oświadczał z uczuciem wielkiego zadowolenia, że zastąpienie dawnych niewzruszonych abstrakcyjnych pryncypiów przez idee relatywistyczne jest największą zdobyczą nauki. Ale zapominał, że ta „największa zdobycz naukowa” jest właśnie największym dla społeczeństwa niebezpieczeństwem, skoro bowiem społeczeństwo traci zaufanie do zasad, na których stało, to przyszłość bezwarunkowo przejść musi do doktryn socjalistycznych; zdrowy rozsądek je odrzuca, ale wyznawcy ich podają je, jako prawdę absolutną. Człowiek zaś potrzebuje absolutu. Socjalizm jest stary jak świat, jak kwestia socjalna, jak podział ludzi na bogatych i biednych; istnieje „Historia socjalizmu i komunizmu w starożytności” przez Pöhlmanna – socjalistyczne zabarwienie mają nieraz nauki proroków Starego Testamentu. Ale dopiero w XIX wieku socjalizm staje się pierwiastkiem dominującym, „określającym styl epoki”. [4] Na socjalizmie tym judaizm wycisnął silne, wyraźne piętno.
W epoce rozbujania w narodzie żydowskim marzeń chiliastycznych o bliskim raju na ziemi, połączonych z oczekiwaniem przyjścia Mesjasza, który da Izraelowi panowanie nad światem, zjawił się w Galilei z nauką o królestwie, ale „nie z tego świata”, ten, w którym my, chrześcijanie, uczciliśmy Zbawiciela świata. Historycznie rzecz biorąc, chrześcijaństwo jest ostatnim słowem i najwyższym profetyzmu żydowskiego. Ale Żydzi, opanowani nacjonalistycznym marzeniem o panowaniu ziemskim, naukę Chrystusa odrzucili. Chcieli Mesjasza nie w postaci ubogiego rabbi, lecz króla, stwarzającego potężne królestwo Izraela. I zaszedł fakt w dziejach bezprzykładny, że naród cały znalazł się w sprzeczności z tym, co ukoronowaniem było całej jego historii. Odrzucenie przez żydów nauki Chrystusowej stało się tragedią tego narodu – i w dalszym ciągu tragedią losu ludzkości chrześcijańskiej.
I dlatego powiedzieć możemy, że na wszystko, co potem w narodzie żydowskim nastąpiło, na dzieje jego aż do dnia dzisiejszego należy patrzeć, jako na jeden wielki akt odstępstwa od tego, co w najgłębszej jego treści duchowej leżało. Innymi słowy, dzieje judaizmu streszczają się w walce z chrześcijaństwem. To antychrystianizm i antychrystyzm, czyli walka z nauką i z osobą Zbawiciela. Nauce o królestwie nie z tego świata, które się zdobywa nie walką z tym lub owym wrogiem, lecz walką z samym sobą, zwycięstwem nad niższymi pierwiastkami w sobie, nad materią, krócej mówiąc, królestwu ducha wyzwolonego z niewoli materii należało z porządku rzeczy przeciwstawić królestwo materialne, ziemskie, w którym wszystkim będzie dobrze, wszyscy w dostatku żyć będą. Antychrystianizm jest w istocie swoim powstaniem materii przeciw duchowi:
Ein neues Lied, ein besseres Lied,
O Freunde, will ich Euch dichten!
Wir wollen hier, auf Erden schon
Das Himmelreich errichten. *
Słowa te kreślił największy poeta żydowski, Henryk Heine. Imię jego oznacza chwilę tryumfującego wtargnięcia ducha żydowskiego na widownię literatury europejskiej. Wprawdzie więcej, niż o całe stulecie, starszym był od niego wielki myśliciel Spinoza, ale wpływ Spinozy rozpoczął się znacznie później, a do spopularyzowania imienia jego i nauki ogromnie się przyczyniło to, że Goethe przez czas dłuższy pozostawał pod urokiem jego myśli. – Pod opiekuńczym skrzydłem Lessinga pracował i zdobywał sobie rozgłos pisarz-moralista Moses Mendelssohn. Wreszcie o tak zwanej szkole romantycznej w Niemczech powiedzieć można, że powstała ona w salonach bogatych żydów bankierów berlińskich, gdzie młodych przedstawicieli kierunku tego oczarowywały inteligencją i polotem poetycznym. Dorotea Veit, w przyszłości żona wodza romantyków Fryderyka Schlegla, Henrietta Herz, która się rozwiodła z mężem bankierem, ażeby wyjść za filozofa romantyzmu Schleiermachera, – młodsza od nich Rachela Varnhagen von Ense, z domu Levin. Ale to były początki, z których potokiem hucznie szumiącym wypłynąć miała poezja Heinego.
Jako komentarz do „Ein neues Lied”… niech służą następujące słowa ze szkiców Heinego o „Dziejach filozofii i religii”: „Nie walczymy o prawa człowieka dla ludu, ale o prawa boskie dla człowieka”… „chcemy stworzyć demokrację bogów, równych między sobą, wspaniałych, świętych, natchnionych. Żądacie prostoty w strojach, wstrzemięźliwości w obyczajach, zabaw nie zaprawnych zbytkiem, my, przeciwnie, żądamy nektaru i ambrozji, płaszczów z purpury, woni kosztownych, rozkoszy i przepychu, tańca śmiejących się nimf, muzyki, igrzysk”.
W słowach tych doskonale się odbił nastrój czy stan duszy, który rozkwitem był owego trującego nasienia, o którym Bierdiajew mówi, że je Renesans niósł ze sobą. W poetycznym marzeniu Heinego o królestwie niebieskim, czy Bożym na ziemi, zawartą była treść straszna, której się przestraszył w końcu sam poeta i wyrzekł się w ostatnim roku życia wszystkiego, co w tym duchu pisał.
Lecz śmielszym od niego był Marx, najgłośniejszy z myślicieli żydowskich wieku zeszłego. Marzeniu poety o Himmelreich auf Erden dał on mocną naukową podstawę i dzieło jego „Kapitał i praca” socjalizm ukanonizował, stało się Ewangelią jego, ostatnim i niemylnym słowem nauki o rzeczy najważniejszej, bo o budownictwie społecznym.
Oczywiście z zapałem Ewangelię tę przyjęli wszyscy wydziedziczeni tej ziemi – i dziś widzimy ją realizowaną w Rosji przez najprawowierniejszych wyznawców Marxa.
Czy wprowadzony przez nich ustrój komunistyczny ma warunki trwałości? Tę kwestię poruszył prof. N. Łosskij. [5]
Komuniści (tj. bolszewicy) – dowodzi on – z fanatyzmem namiętnym szerzą i pielęgnują materializm. Cała duchowa strona w człowieku jest, w przekonaniu ich, czymś biernym, bezczynnym, nie wywiera żadnego wpływu na bieg zdarzeń, „Nie zbawi cię nikt, ani Bóg, ani car, ani bohater, oswobodzimy sami siebie własnymi rękami” – tak śpiewają komuniści na zebraniach i pochodach swoich, wyobrażając, że proces historii tworzą tylko masy, poruszane mechaniką stosunków ekonomicznych. Wszystko, co odciąga od jedynej najważniejszej rzeczy na świecie, tj. od urzeczywistnienia powszechnego komunistycznego ustroju, powinno być doszczętnie zniesione. Więc mają oni w nienawiści patriotyzm, bo uczucia patriotyczne odrywają narody jedne od drugich, komunizm zaś nie da się urzeczywistnić w obrębie jednego państwa, on wymaga współdziałania wszystkich narodów; chcieliby zniszczyć rodzinę, bo rodzina sprzyja rozwojowi uczucia własności; ale przede wszystkim nienawidzą religię, bo religia zwraca myśl od celów ziemskich ku Niebu.
Otóż ten logicznie konsekwentny materializm doprowadzić musi do indywidualizmu – i to do indywidualizmu typu najbardziej uproszczonego, jaki mamy w anarchizmie. Jeśli bowiem wraz ze śmiercią człowieka ginie i znika jego Ja, to jednostka ludzka nie może mieć innego celu, jak walkę o swój indywidualny byt, o swoje indywidualne szczęście na ziemi, jedyną rzeczą dla niej cenną musi być jej własne cielesno-psychologiczne życie.
Łosskij jest filozofem z zawodu, myślicielem od świata oderwanym i poruszając zagadnienia z polityką, z chwilą obecną związane, zadaje gwałt naturze swojej, jak to sam we wstępie do wymienionej rozprawy wyznaje. Dlatego to o filozoficzności komunizmu mówiąc, traktował rzecz tę abstrakcyjnie, jak gdyby o rzeczywistości rosyjskiej zapomniał.
Zanim jednak komunistyczny bolszewizm przeistoczy się w anarchizm, spójrzmy, co on już z Rosją zrobił i wróćmy do Bierdiajewa.
Das Himmelreich auf Erden, w którym ani bogatych nie będzie, ani biednych i wszyscy równi i braćmi między sobą będą – takie królestwo Boże przy naturze naszej cielesnej, przy wszystkich grzechach naszych i niedostatkach jest niemożliwe; w stanie naturalnym człowiek dla człowieka jest wilkiem, nie bratem; miłość człowieka, ta np. co gorzała w sercu Św. Franciszka z Asyżu, to kwiat cudownie piękny, ale i niezmiernie rzadki. Królestwo miłości, Królestwo Boże na ziemi wymaga zupełnego przeobrażenia natury naszej, czyli cudu – i chcieć je stworzyć w warunkach doczesnych jest myślą i pragnieniem nie tylko bezrozumnym, lecz wprost bezbożnym, albowiem wprowadzone gwałtem Królestwo to staje się tyranią najstraszniejszą, gorzej jeszcze, tyranią obrzydliwą, podłą, bo co może być obrzydliwszego, podlejszego, niż przymusowa cnota, przymusowe braterstwo, przymusowe towariszczestwo, w którym kat ze słodkim wyrazem towariszcz na ustach ofiarę swoją katuje. [6]
I jakże to jest charakterystyczne, że bolszewizm zastąpił fraternité francuską wyrazem towariszczestwo. Braterstwo bowiem suponuje wspólność pochodzenia od jednego Ojca – Ojca niebieskiego, miłością tego Ojca jednoczy jego dzieci, powrót do Ojca, jako cel im stawiając. Towariszczestwo zaś złożone z jednostek, z których każda jest tylko przypadkowym i chwilowym splotem materialnych cząsteczek, a splot ten rozpada się wraz z jej śmiercią i nic z niej nie pozostaje – staje się przemysłowo-handlowym przedsiębiorstwem, geszeftem, w przeciwieństwie do chrześcijańskiej idei braterstwa, które wszelką komercję wyklucza. A przedsiębiorstwo to pomyślane było głupio, jak to rosyjska rewolucja wykazała, która w końcu zmusiła jej wodza, Lenina, do zainicjowania „nowej ekonomicznej polityki” (Nep), a ta nowa polityka niczym innym nie jest, jak powrotem do starych kapitalistycznych form gospodarki społecznej.
I w imię tego, aby na Kremlu moskiewskim zamiast cara panoszyć się mógł jakiś Lenin czy jakiś Trocki, nowi panowie i bogacze, przeistoczono Rosję w kupę gruzów, dokonywano masowych rzezi, wymordowując przede wszystkim inteligencję, czyli tych, co poziomem ducha wyrastali lub wyrosnąć mogli ponad poziom idei Towariszczestwa.
W płomieniach stosów zapalonych przez rewolucję spłonęły nie tylko wytworne, malownicze dwory szlacheckie w stylu empire, ale także Puszkin i Tołstoj, Czaadajew i Chomiakow. Spłonęło wszystkie piękno tradycji rosyjskiej, cała twórczość rosyjska. [7]
C.D.N.
_______
Nota redakcyjna. Tekst powyższego wykładu zaczerpnęliśmy z broszury wydanej przez Księgarnię Stowarzyszenia Nauczycielstwa Polskiego w Wilnie w 1925 roku. Był to oryginalnie tekst Wykładu Wstępnego do Dziejów literatury w epoce Renesansu, który Zdziechowski wygłosił 21 października 1924 roku. Broszurę opatrzył dedykacją: „Pamięci Stanisława Smolki poświęcam”. Uwspółcześniliśmy pisownię i interpunkcję, ale pozostawiliśmy niezmienione wyrażenia oddające specyficzną barwę języka Zdziechowskiego, jak np. „bolszewictwo” lub „marksyzm”. Przypisy oznaczone cyfrą pochodzą od Autora, a gwiazdkami – od Redakcji.
_______
- Nikołaj Bierdiajew, „Koniec renesansu. Uwagi o kryzysie kultury współczesnej”, w książce zbiorowej: Sofija. Problemy duchownoj kultury i religioznoj fiłosofii, Berlin 1923. [tekst znalazł się w roku następnym w tomie pt. Nowe Średniowiecze; wydanie polskie: Warszawa 1936]
- W: U opoki mesjanizmu: nowe szkice z psychologii narodów słowiańskich, Lwów 1912; i w: Grundprobleme Russlands, Wien, Leipzig 1907
- Lois psychologiques de évolution des peoples, Paris, Alcan.
- Nikołaj Bierdiajew, Fiłosofja nierawienstwa, Berlin 1923.
- W rozprawie „Komunizm a filozoficzny pogląd na świat”, Sofija, Berlin 1923.
- Por. Filozofia nierówności, s. 155-159
- Ibidem, s. 113
* Heinrich Heine, Deutschland. Ein Wintermährchen, [Niemcy – baśń zimowa]
Prześlij znajomemu
0 Komentarz(e/y) do “Renesans a rewolucja”
Prosze czekac
Komentuj