Przez integrację Zachodu do jego dezintegracji. Odpowiedź na Ankietę ukrainną
21 komentarzy Published 27 lutego 2022    |
Moim zdaniem, teatralność fazy poprzedzającej wkroczenie wojsk sowieckich na demobolszewicką Ukrainę w oczywisty sposób miała na celu sprawdzenie i „urobienie” Zachodu do przyszłych wydarzeń i określenie stopnia możliwości jego zaangażowania się. Jeszcze podczas niej wyraziłem zdanie, że celem może być „akcja porządkująca” ukraińską demokraturę na wzór operacji gruzińskiej z 2008 roku czy tej sprzed sześciu lat, dopuszczając też możliwość „polowania na jelenia z ponętną łanią”. Wobec aktualnych wydarzeń skłaniam się za tą drugą opcją, co przebieg wydarzeń wydaje mi się potwierdzać. Docierające informacje świadczą o tym, że sowieci do „inwazji” nie wysłali jednostek bojowych tylko ćwiczebne i jeszcze nie wyszkolone, ze świeżego poboru. Jednak nie są to wg mnie „ćwiczenia z użyciem ostrej amunicji” jak stwierdził wcześniej jeden z dyskutantów. Jest to „rozpoznanie bojem” i „przygotowanie teatru działań”. Jedność ukraińskiej armii jest demonstracyjna (choć podobno na froncie krymskim doszło do jej załamania; ze względu na powszechny brak informacji o położeniu i ruchach wojsk trudno cokolwiek potwierdzić). Powód narodzenia się idei tej „inwazji” był moim zdaniem ten sam co w latach 1990-99 w Jugosławii: wciągnąć Zachód w rozgrywkę na swoim terenie, związać jego (zasadniczo polityczne) siły i maksymalnie je osłabić, aby go ostatecznie pokonać w przyszłości, którą to fazę może rozpocząć „deputinizacja”. Wydarzenia po „inwazji” pokażą, czy celem jest tylko Europa. W moim mniemaniu „inwazja” jest właśnie wstępem do „deputinizacji”. Poznawszy dobrze słabość ofiary i jej anatomię, zgromadziwszy i zabezpieczywszy kapitał (obszczak), oplatając ją swoją siecią, wspólnie z komunistami chińskimi, sowieci wydają się być gotowi do uderzenia w fundamenty Zachodu. Uważam, że czekistowska ekipa zdecydowała się na ten krok, osiągnąwszy już to, do czego została wyznaczona. Sowieci mogliby kontynuować swoją dotychczasową taktykę bez ponoszenia znaczniejszych kosztów, ale postanowili przyspieszyć wydarzenia, zapewne uznając, że sytuacja już dojrzała do bardziej zdecydowanego „przechylenia talerza”. Inscenizacja zdaje mi się być wzorowana na hiszpańskiej „wojnie domowej”. Oprócz dostaw broni z Zachodu i z „demoludów”, które odgrywają w wydarzeniach wiodącą rolę, powstają już „brygady międzynarodowe”. Można oczekiwać, masowych demonstracji pokojowych na świecie itp. Dzisiejsza integracja Zachodu nie oznacza integracji prawicy, quasi-prawicy, czy „demokratów”. Oznacza integrację przede wszystkim bolszewików i pro-bolszewików. Gdy na Kremlu zmieni się ekipa na „gołębi”, co mogą uwiarygodnić „dysydenci” w rodzaju Nawalnego, integracja polityczna rządów Zachodu pęknie jak bańka mydlana. Taki jest moim zdaniem cel dzisiejszych działań wojennych i cel dalekosiężny: przez integrację Zachodu do jego dezintegracji. Cel wynikający logicznie z zastosowania „nowej metodologii” Golicyna.
Prześlij znajomemu
Drogi Panie Andrzeju,
Po zastanowieniu, muszę przyznać ze wstydem, że nie rozumiem Pańskiej metafory o polowaniu na jelenia. Czy chodzi o to, że myśliwi mieliby wysłać zaprzyjaźnioną, powabną łanię, żeby skusiła jelenia na fikanie po polach? Ale czy istnieje rzeczywiście taka metoda polowania? Jeżeli tak, to nie słyszałem o niej nigdy, choć wyznaję, że myśliwym nigdy nie byłem.
Przypomina mi to wszakże historię usłyszaną przed wiekami we wspaniałym schronisku Szczerbanówka, w Bieszczadach. Otóż opowiadano mi tam, że wilki bieszczadzkie mają taką metodę „kuszenia” psów. Posyłają nadobną wilczycę na rui (czy tak to się nazywa?), która wabi oszalałego z chuci psa i wyciąga go do lasu, a tam czeka nań reszta stada wilków. Jeżeli pokona Alfa-wilka, to wilczyca będzie jego, ale na ogół zostają z niego krwawe strzępy.
Dobrze. Jedna rzecz to treść porównania, ale druga, to jej zastosowanie w tej sytuacji. Czy chodzi Panu o to, że Ukraina jest łanią – wilczyca pewnie byłaby tu bardziej na miejscu – za którą popędzić miał chyży jelonek Zachodu? Łanią posłaną przez sprytnego myśliwego? Tylko że jelonek odmawia gonienia za łanią, a ogranicza się do wyrazów poparcia. Czy na tym ma polegać analogia?
Proszę wybaczyć, że tak drążę niewinną metaforę, ale im więcej się nad tym zastanawiam, tym mniej rozumiem.
Panie Michale,
To moja własna,mało udana metafora. Oswojona przez myśliwych łania stoi na polanie i kusi jelenia. A tymczasem za jeleniem idą już tropem myśliwi. Chodzi o to, aby jeleń znalazł się na polanie i można było go łatwo zastrzelić. To pewnie się nie zdarza w praktyce tzw. łowiectwa (choć o ile się orientuję poluje się „na wabia”, a także wykładając przynętę).
c.d.
A propos trzeciego akapitu:
Łanią jest tu Ukraina. Jeśli jelonek jest ostrożny albo się ociąga, można go dodatkowo skusić, np. rozsiewając odpowiedni aromat.
Panie Andrzeju,
W takim razie wolę wilczycę z Szczerbanówki. Psy tam były ogromne i zapewne nie do końca pozbawione szans w starciu z wynędzniałymi wilkami.
Panie Andrzeju. Czy zechce Pan wyjaśnić „Taki jest moim zdaniem cel dzisiejszych działań wojennych i cel dalekosiężny: przez integrację Zachodu do jego dezintegracji.” Ja „ni ch….” nie rozumiem. Tak wiem, było jeszcze jedno zdanie potem o logice poczynań, ale chyba tego nie wyjaśnia.
Panie Andrzeju. Taki emocjonalny trochę ten mój poprzedni komentarz, ale nie potrafię inaczej. Odnoszę wrażenie, że jakkolwiek się „zachód” nie zachowa to według Pana źle. Co Pan by napisał gdyby nie było integracji. Czy tu już byłaby opcja zdalnego sterowania z Moskwy całą Europą a może i US i GB (tu bardzo ciekawi mnie zdanie p. Michała). Zadziwia mnie Pana spokój, ja nie potrafię tak myśleć. Kto ma rację. nie wiem. Czas pokaże.
Panie Przemku,
Wydawało mi się, że to zrozumiale przedstawiłem. Przepraszam jeśli nie.
Zatem w skrócie:
Pierwsza faza: Putin napada na „Republikę Ukrainy” i grozi światu. Następuje integracja. Świat ratuje ukraińską demokraturę na wszystkie możliwe sposoby.
Druga faza: Putinowi się nie udaje osiągnąć zadeklarowanych oficjalnie celów, wypada z gry na rzecz „demokratów” lub zmienia taktykę o 180 stopni na „demokratyczną” (co wydaje mi się mało realne, gdy z takim poświęceniem gra rolę „nieobliczalnego, wściekłego niedźwiedzia”). Świat akceptuje „demokratyczne zmiany” i brata się na dobre z „Rosją”. Jedność świata się kończy (a właściwie wszyscy współpracują z „Rosją”). Sowieci to wykorzystują do szybszej dezintegracji Zachodu.
Zastrzegam, że dla mnie sowieci to nie Rosjanie. „Federacja Rosyjska” to nie Rosja. „Republika Ukrainy” to nie Ukraina. Jedno i drugie jest kontynuacją ZSRS w nowej formie.
Panie Andrzeju.
Dziękuję za odpowiedź, ale nadal mnie Pan nie przekonuje co do drugiej fazy. Pierwszą wszyscy widzimy, i nie ma co dywagować, moim zdaniem dobrze, że tak wygląda. Nie liczyłem na to (tu przypadkowy zupełnie zbieg słów z NATO, sam się zdziwiłem taką i tak szybką jak na mechanizmy reakcją). Zakłada Pan „wypadnięcie z gry” lub zmianę taktyki o 180 stopni. Pozostają jeszcze inne , zapewne bardziej tragiczne scenariusze. I nie wiem skąd założenie o takiej akceptacji ewentualnych zmian. Pańskie założenia mają sens jeśli Putin „gra rolę”. A może wcale nie gra. Wtedy trochę inaczej trzeba spojrzeć.
Poprawka. Niezręcznie wyszło sformułowanie „dobrze, że tak wygląda”. Miałem na myśli niemilitarną reakcję na zbrodnicze zachowania putina i jego popleczników.
Panie Przemku,
Ma pan prawo do swojej interpretacji, a ja do swojej. Ta moja wynika z wiedzy na temat komunizmu i na temat „postkomunizmu”. Nie zamierzam Pana przekonywać, bo znam Pana poglądy. Zapytam tylko, czy wierzy Pan w to, że Putin i jego generałowie sięgną po broń nuklearną, aby przeciwstawić się zjednoczonemu (nie do końca, ale w ogromnej części) światu? Albo tylko wypowiedzieć mu wojnę? Jeśli tak, to kim jest Putin? Do czego dąży?
Panie Andrzeju,
Tak mamy nieco różne poglądy, choć chyba w celu nie aż tak dalekie. Mamy to szczęście, że możemy się spierać na słowa. Może nie na miejscu takie dywagacje gdy giną czy może lepiej powiedzieć są mordowani ludzie tak blisko nas, zresztą jakie znaczenie czy blisko czy daleko. Tych młodych chłopaków z sowieckiej strony też żal, wyszkolonych morderców którzy wiedzą po co idą trochę mniej. Bardzo trudno w tak emocjonalnej sytuacji o rozważne, spokojne opinie. Ja jednak mówię Ukraina a nie Republika Ukrainy. Dzisiaj chyba nie można inaczej, mimo różnic. Na pytanie które Pan zadał nie potrafię odpowiedzieć. Czy ktokolwiek potrafi? Stąd moje wątpliwości do Pana prostego dwufazowego scenariusza rozwoju sytuacji. Jak myślę wszyscy staramy się pomóc w swoich najprostszych działaniach, ofiarom tego barbarzyńskiego ataku.
Starość nie radość. Coraz częściej przydarza mi się, że po prostu nie rozumiem. Zatem tylko nawiasem, na marginesie lub w przypisie: Czy ktoś zechciałby mi wytłumaczyć, najlepiej przy pomocy słów złożonych z zaledwie kilku sylab i zdań pozbawionych skomplikowanej składni, o co chodzi Panu Przemkowi?
Panie Przemku,
Tylko odpowiadając sobie na pytania, jesteśmy w stanie zrozumieć „jak kręci się ten świat”.
Ach, Panie Andrzeju! Wynika z Pańskiego ostatniego komentarza, że Pan rozumie p. Przemka. W takim razie, proszę mnie oświecić. Czy chodzi o to, że nie wolno nam dyskutować celów inwazji, bo ludzie giną? To co mamy robić? Załamywać ręce? Czy to wspomoże mieszkańców Kijowa?
Pan Przemek nasunął mi kolejną możliwą hipotezę wyjaśniającą ten kociokwik. A co jeżeli to ma być coś w rodzaju fałszywego rozłamu sino-sowieckiego? Sowiecka Ukraina jako kolejny trojański koń?
Panie Michale,
Najlepiej będzie, gdy Pan Przemek odpowie sam za siebie. Mnie się zdaje, że jego wypowiedzi świadczą o zagubieniu się i o tym, że jego pogląd na świat wymaga rewizji i uporządkowania. Co się takiego dzieje, że nawet „Gazeta Wyborcza” popiera wojnę z „Rosją”?
Wszystko jest możliwe. Ale na to wystarczyła by „awanturka” w Donbasie czy okolicach.
Putin od długiego już czasu gra rolę „złego luda”. Tolerowano to na tyle długo, że aż tupnął nogą. Powtarzając to, co już Panu napisałem dodam, że „awantura” jest dziś globalna, z czego zdaje mi się wynikać, że i jej cel jest globalny.
Andrzeju,
Właśnie to jest tu chyba kluczowe. Manewr militarny na Ukrainie musiał być konsultowany z chińskimi komunistami. Globalna rozgrywka ma w tym przypadku zasadnicze znaczenie. Czy to może oznaczać jakiś ruch w stronę Tajwanu? Ale przecież dla ChRL wojna w tym momencie byłaby jednak niekorzystna. Czy może chodzić raczej o kolejne tąpnięcie gospodarcze o zasięgu ogólnoświatowym?
Jacku,
Sądzę, że to ostatnie niewątpliwie nastąpi. Natrafiłem na ciekawą ilustrację (sporo tam brakuje): https://www.understandingwar.org/sites/default/files/ISW%20Report_Kremlin%20Worldview_Timeline%20Graphic.png
Andrzeju,
Sugestywne, ale obawiam się, że niszowe i taki przekaz ma ograniczony zasięg. Natomiast jeżeli rzeczywiście nadchodzi deputinizacja i reset, to można się potem spodziewać nowego otwarcia na „Rosję”. Nowe nadzieje, nowe inwestycje, transfer technologii, może nawet Mercedes, czy BMW przeniosłą fabryki za Ural. Rzecz jasna wszystko w ramach wbijania klina i walki z chińską dominacją gospodarczą. Zgroza.
Panie Michale,
Proszę wskazać gdzie napisałem, że nie wolno dyskutować. Myślę, że przekaz był wręcz przeciwny.
Wiele dróg prowadzi do Rzymu, podobno nawet wszystkie. Ja raczej szukam jak ten biedny koziołek Pacanowa. Nie mierzę się z Waszą wiedzą, wpisy są emocjonalne i myślę że proste, może aż nazbyt.
Panie Andrzeju,
tak jestem zagubiony. Nie rozumieeeeeem tej sytuacji. Kieruję się najprostszymi odruchami. To dla mnie jedyne co mogę teraz zrobić. Może niepotrzebnie zabrałem się za komentowanie na tej witrynie. Powoli pójdę do swojego Pacanowa. A może tam się spotkamy, jak zwał tak zwał.
Panie Przemku,
Myślę, że może Pan zrobić więcej. Czy Pan szuka, czy kieruje się odruchami? Sądzę, że ta strona jest po to, aby pomóc w szukaniu. Proszę się tak łatwo nie poddawać.
Panie Przemku,
Wskazać mogę tylko na zadziwiające słowa w Pańskich komentarzach, których, jak powiedziałem, po prostu nie rozumiem.
Pierwszy z brzegu przykład: „Zadziwia mnie Pana spokój, ja nie potrafię tak myśleć. Kto ma rację. nie wiem. Czas pokaże.” A jak inaczej proponuje Pan myśleć? Niespokojnie? Emocjonalnie? Namiętnie? Emotywnie? Jak ostatni raz sprawdzałem, to myślenie jest funkcją intelektu, od „inter legere” czyli biegać pomiędzy (w domyśle: podmiotem i przedmiotem, ale także ku pierwszym założeniom lub w stronę konsekwencji). Jak więc to robić przy pomocy emocji? Rozumiem (domyślam się, bo wprost Pan tego nie powiedział), że nie może Pan myśleć spokojnie, bo ludzie giną, bo cierpią ofiary „tego barbarzyńskiego ataku”. Ale ludzie gdzieś giną każdego dnia. Ginęli wśród cierpień każdego dnia Pańskiego żywota, czy ma to nas usprawiedliwiać w rezygnacji ze zdrowego rozsądku? Jeśli tak, to nigdy nie powinniśmy myśleć spokojnie, bo zawsze ktoś gdzieś ginie, a sam Pan dodał, że czy on blisko, czy daleko, nie powinno mieć znaczenia. (Charków jest od Pana odległy o dobre 1500 kilometrów, więc blisko to to nie jest.) Tymczasem, ludzie giną w Południowej Afryce i w Wenezueli – czy to ma uzasadniać zawieszenie zdrowego rozsądku?
W innym miejscu napisał Pan: „Może nie na miejscu takie dywagacje gdy giną czy może lepiej powiedzieć są mordowani ludzie tak blisko nas, zresztą jakie znaczenie czy blisko czy daleko.” Stąd zresztą wziął się mój apel o wyjaśnienie, czyżby Pan uważał, że nie powinniśmy chłodno dyskutować sytuacji na Ukrainie, bo ludzie giną? Czy nie wolno nam się zastanawiać w oderwany sposób nad celami inwazji, bo gdzie drwa rąbią tam wióry lecą? Teraz mówi Pan, że „przekaz był wręcz przeciwny”, jak zatem rozumieć słowa o „dywagacjach nie na miejscu, gdy ludzie giną”?
Ale wróćmy do pierwszego cytatu i brnijmy dalej. Czy rzeczywiście „racja” jest funkcją czasu? Czas pokaże nam ostatecznie, kto ma rację? Ile czasu? Czy 30 lat wystarczy? W 1947 roku, w 30 lat po bolszewickim puczu, czy wtedy należało uznać, że bolszewicy mieli od zawsze rację, skoro zdobyli pół świata? Jeżeli czas pokazuje, kto ma rację, to dlaczego do dziś spieramy się z Darkiem, dlaczego w 1939 roku ludzie nie widzieli, że świat stał na skraju katastrofy? A czy my widzimy? Czy świat stoi na skraju katastrofy? Czy czas nam to pokaże? Przecież katastrofa 1939, pomimo całej swej „skończoności” (w sensie, że ostatecznie kończyła tamten świat) nie zamknęła nam nadal drogi do prawdy. Możemy nadal to dyskutować. Świat schamiał i skapcaniał, to prawda, ale możemy jeszcze, z rzadka, z trudem o tym mówić. Więc co nam naprawdę czas pokaże? Jeżeli sprzedał Pan swoje akcje za 10, a następnego dnia spadły do 5, to uzna Pan, że czas wykazał, że miał Pan rację? Ale po kilku dniach poszły w górę do 15 – kto miał wtedy rację? „Racja” jest charakterystyką wypowiedzi, to tyle co „słuszność”. Jeżeli uzależnimy ją od czasu, to relatyzwizujemy prawdę. A prawda relatywna nie jest w ogóle prawdą.