III Ankieta Wydawnictwa Podziemnego

Dziecko w szkole uczy się fałszowanej historii od Piasta do równie sfałszowanego Września i dowie się, że obrońcą Warszawy był nie jakiś tam Starzyński, ale komunista Buczek, który wyłamał kraty „polskiego faszystowskiego” więzienia, by na czele ludu stolicy stanąć do walki z najeźdźcą. – Tak w roku 1952 Barbara Toporska opisywała ówczesny etap bolszewizacji Polski.

Przyjmijmy, na potrzeby niniejszej ankiety, że był to opis pierwszego etapu bolszewizacji, klasycznego w swoim prostolinijnym zakłamaniu. Kolejny etap nastąpił szybko, zaledwie kilka lat później, gdy – posługując się przykładem przytoczonym przez Barbarę Toporską – w kontekście obrony Warszawy wymieniano już nie tylko komunistę Buczka, ale także prezydenta Starzyńskiego (i to z największymi, bolszewickimi honorami). Przyszedł w końcu także moment, gdy komunista Buczek albo znikł z kart historii, albo też przestał być przedstawiany w najlepszym świetle – jeszcze jeden, mocno odmieniony okres.

Mamy tu zatem dynamiczne zjawisko bolszewizmu i szereg nasuwających się pytań. Ograniczmy się do najistotniejszych, opartych na tezie, że powyższe trzy etapy bolszewizacji rzeczywiście miały i mają miejsce:

1. Wedle „realistycznej” interpretacji historii najnowszej utarło się sądzić, że owe trzy etapy bolszewickiej strategii są w rzeczywistości nacechowane nieustającym oddawaniem politycznego pola przez bolszewików. Zgodnie z taką wykładnią, historię bolszewizmu można podzielić na zasadnicze okresy: klasyczny, ewoluujący, upadły. Na czym polega błąd takiego rozumowania?

2. Jak rozumieć kolejno następujące po sobie okresy? Jako etapy bolszewizacji? Jako zmiany wynikające z przyjętej strategii, czy ze zmiennej sytuacji ideowej i politycznej, czy może trzeba wziąć pod uwagę inne jeszcze, niewymienione tu czynniki?

3. Trzy etapy i co dalej? Czy trzecia faza spełnia wszystkie ideowe cele bolszewizmu, czy wręcz przeciwnie – jest od realizacji tych celów odległa? Czy należy spodziewać się powrotu do któregoś z wcześniejszych etapów, a może spektakularnego etapu czwartego lub kolejnych?

Zapraszamy do udziału w naszej Ankiecie.

II Ankieta Wydawnictwa Podziemnego

Dorobek pisarzy i publicystów mierzy się nie tyle ilością zapisanych arkuszy papieru, wielkością osiąganych nakładów, popularnością wśród współczesnych czy potomnych, poklaskiem i zaszczytami, doznawanymi za życia, ale wpływem jaki wywierali lub wywierają na życie i myślenie swoich czytelników. Wydaje się, że twórczość Józefa Mackiewicza, jak żadna inna, nadaje się do uzasadnienia powyższego stwierdzenia. Stąd pomysł, aby kolejną ankietę Wydawnictwa poświęcić zagadnieniu wpływu i znaczenia twórczości tego pisarza.

Chcielibyśmy zadać Państwu następujące pytania:

1. W jakich okolicznościach zetknął się Pan/Pani po raz pierwszy z Józefem Mackiewiczem?
Jakie były Pana/Pani refleksje związane z lekturą książek Mackiewicza?

2. Czy w ocenie Pana/Pani twórczość publicystyczna i literacka Józefa Mackiewicza miały realny wpływ na myślenie i poczynania jemu współczesnych? Jeśli tak, w jakim kontekście, w jakim okresie?

3. Czy formułowane przez Mackiewicza poglądy okazują się przydatne w zestawieniu z rzeczywistością polityczną nam współczesną, czy też wypada uznać go za pisarza historycznego, w którego przesłaniu trudno doszukać się aktualnego wydźwięku?

Serdecznie zapraszamy Państwa do udziału.

Ankieta Wydawnictwa Podziemnego

1. W tak zwanej obiegowej opinii egzystuje pogląd, że w 1989 roku w Polsce zainicjowany został historyczny przewrót polityczny, którego skutki miały zadecydować o nowym kształcie sytuacji globalnej. Jest wiele dowodów na to, że nie tylko w prlu, ale także innych krajach bloku komunistycznego, ta rzekomo antykomunistyczna rewolta była dziełem sowieckich służb specjalnych i służyła długofalowym celom pierestrojki. W przypadku prlu następstwa tajnego porozumienia zawartego pomiędzy komunistyczną władzą, koncesjonowaną opozycją oraz hierarchią kościelną, trwają nieprzerwanie do dziś. Jaka jest Pana ocena skutków rewolucji w Europie Wschodniej? Czy uprawniony jest pogląd, że w wyniku ówczesnych wydarzeń oraz ich następstw, wschodnia część Europy wywalczyła wolność?

2. Nie sposób w tym kontekście pominąć incydentu, który miał miejsce w sierpniu 1991 roku w Moskwie. Czy, biorąc pod uwagę ówczesne wydarzenia, kolejne rządy Jelcyna i Putina można nazwać polityczną kontynuacją sowieckiego bolszewizmu, czy należy raczej mówić o procesie demokratyzacji? W jaki sposób zmiany w Sowietach wpływają na ocenę współczesnej polityki międzynarodowej?

3. Czy wobec rewolucyjnych nastrojów panujących obecnie na kontynencie południowoamerykańskim należy mówić o zjawisku odradzania się ideologii marksistowskiej, czy jest to raczej rozwój i kontynuacja starych trendów, od dziesięcioleci obecnych na tym kontynencie? Czy mamy do czynienia z realizacją starej idei konwergencji, łączenia dwóch zantagonizowanych systemów, kapitalizmu i socjalizmu, w jeden nowy model funkcjonowania państwa i społeczeństwa, czy może ze zjawiskiem o zupełnie odmiennym charakterze?

4. Jakie będą konsekwencje rozwoju gospodarczego i wojskowego komunistycznych Chin?

5. Już wkrótce będzie miała miejsce 90 rocznica rewolucji bolszewickiej w Rosji. Niezależnie od oceny wpływu tamtych wydarzeń na losy świata w XX wieku, funkcjonują przynajmniej dwa przeciwstawne poglądy na temat idei bolszewickiej, jej teraźniejszości i przyszłości. Pierwszy z nich, zdecydowanie bardziej rozpowszechniony, stwierdza, że komunizm to przeżytek, zepchnięty do lamusa historii. Drugi stara się udowodnić, że rola komunizmu jako ideologii i jako praktyki politycznej jeszcze się nie zakończyła. Który z tych poglądów jest bardziej uprawniony?

6. Najwybitniejszy polski antykomunista, Józef Mackiewicz, pisał w 1962 roku:

Wielka jest zdolność rezygnacji i przystosowania do warunków, właściwa naturze ludzkiej. Ale żaden realizm nie powinien pozbawiać ludzi poczucia wyobraźni, gdyż przestanie być realizmem. Porównanie zaś obyczajów świata z roku 1912 z obyczajami dziś, daje nam dopiero niejaką możność, choć oczywiście nie w zarysach konkretnych, wyobrazić sobie do jakiego układu rzeczy ludzie będą mogli być jeszcze zmuszeni 'rozsądnie' się przystosować, w roku 2012!

Jaki jest Pana punkt widzenia na tak postawioną kwestię? Jaki kształt przybierze świat w roku 2012?




Zapraszamy do obejrzenia pierwszej części rozmowy z Jackiem Szczyrbą, autorem powieści historycznej i politycznej jednocześnie Czerwoni na szóstej!

W rozmowie autor opowiada o swoich lotniczo-literackich inspiracjach oraz uchyla nieznacznie rąbka tajemnicy, skrywającej polityczną kanwę intrygi. Ze swadą mówi o bohaterach swojej powieści oraz dramatycznych niekiedy przygodach, jakie ich spotkały.

Zachęcamy do kupowania powieści Jacka Szczyrby Czerwoni na szóstej!.

https://www.empik.com/czerwoni-na-szostej-jacek-szczyrba,p1350500365,ksiazka-p



Prześlij znajomemu

20 Komentarz(e/y) do “Rozmowa z Jackiem Szczyrbą, autorem Czerwonych na szóstej!

  1. 1 jerzydemski@aol.com

    Co o spektaklu Czarny sufit, zrealizowanym przez IPN?

  2. 2 Dariusz Rohnka

    Szanowny Panie Jerzy,

    Rozumiem, że oczekuje Pan recenzji z tego teatru.

    Obawiam się, że nie bardzo jest co recenzować. Z pozycji widza, który nie ma bladego pojęcia o twórczości JM, BT, o intelektualnych walorach Giedroycia, to tę – nazwijmy – rozmowę, da się obejrzeć, może nawet z zaciekawieniem. To oczywiście tylko mój punkt widzenia, bo np. Włodzimierz Bolecki był zachwycony, a Sławomir Cenckiewicz wzruszony. Ich prywatna sprawa, choć wedle mojej wiedzy na temat ich kwalifikacji, powinni z łatwością dostrzec, że to artystyczne przedsięwzięcie nie broni się w żadnym aspekcie dzieła teatralnego.

    Pomijam złe dobranie aktorów, bylejakizm scenograficzny w stosunku do znanych realiów, bo to, ostatecznie, bez większego znaczenia, nawet to, że dialogi sklecone są ahistorycznie, z nie pasujących do siebie urywków wypowiedzi. Najbardziej bulwersujące jest przedstawienie postaci: Józefa Mackiewicza jako nawiedzonego agitatora; Barbary Toporskiej występującej w charakterze nieomal gosposi, która – jak mi ktoś trafnie zwrócił uwagę – myszkuje w teczce gościa pod jego nieobecność; Jerzego Giedroycia jako gamonia i półgłówka. Z całym brakiem szacunku dla koncepcji politycznych redaktora Kultury był to człowiek dużej inteligencji. Może zdarzało mu się opowiadać erewańskie dowcipy (któż tego nie robi), ale czy to akurat winien wnieść do widowiska?

    Wniósł i owszem jeszcze coś – wybałuszone oczy na podane w skandalicznej formie Mackiewiczowskie idee na temat istoty bolszewizmu – rzecz w tym, że w formie powieściowej pochodzą z 1955 roku, gdy sam Giedroyc posługiwał się Mackiewiczowskim terminem „polrealizm”, a w jego periodyku drukowano recenzję z Drogi donikąd zatytułowaną „Nagroda Nobla”.

    Przykre to wszystko.

  3. 3 Andrzej

    Tak, przykre, ale łatwe do przewidzenia. Jedynie polprawda (czy też półprawda) jest dziś pożądana w II PRL.

    O polrealizmie ani słowa, co mnie nie dziwi u polrealistów z „instytutu narodowej pamięci”. Ale żeby nic nie wspomnieć o suwerenności myśli – nadrzędnym postulacie Józefa Mackiewicza, to już skandal. Nie dziwi mnie, że tak niektórych tutaj zachwyca i wzrusza. To skutek zwycięstwa prowokacji.

    No i na koniec po komentarzu jak to bohatersko nie skreślono powieści wbrew patriotycznym nakazom moralnym, ani słowa o znanej, kulturalnej laudacji redakcyjnej do przyznanej później nagrody literackiej. Przecież wydano „Nie trzeba głośno mówić”, a co potem było to już bez znaczenia. Oto dzisiejszy, „nowy, wspaniały” peerel w pełnej krasie.

  4. 4 Andrzej

    ps. pisząc „tutaj” miałem rzecz jasna na myśli „tutejszowo”, rzekomo i pozornie wolną od bolszewizmu Polskę.

  5. 5 michał

    A ja nie obejrzałem Czarnego sufitu, może dlatego, że wydał mi się biały…

    Ale to nie mąci mego metodologicznego sumienia, jak rzekł był ktoś, kto pozostanie anonimowy. Nie mąci, ponieważ powyższy wywiad z p. Jackiem nie ma nic wspólnego z Mackiewiczem ani z czarnym sufitem. Problem jednak z moim komentarzem polega na tym, że powrócę do Józefa Mackiewicza.

    Otóż w powyższym wywiadzie mówi p. Jacek o przedwojennych teoriach włoskiego generała Giulio Douheta. Tak się składa, że Józef Mackiewicz pisał o tych teoriach na świeżo, bo w roku 1935, w Słowie, i można jego artykuł na ten temat przeczytać w tomie pt. Wrzaski i bomby, wydanym przez Kontrę w roku 2021.

    Mackiewicz przedstawia koncepcję Douheta jako próbę skrócenia wojen przez koncentrację zniszczeń (muszę podkreślić, nawiasem, że referuję wyłącznie relację Mackiewicza, samego Douheta nawet nie powąchałem). Była to zatem, na długo przed stworzeniem tego terminu, teoria Blitzkrieg, tj, gwałtownej, szalonej ofensywy, która musi doprowadzić do prędkiego poddania przeciwnika. Teorię tę mieli wkrótce wprowadzić w życie i Wehrmacht, i Żukow pod Chałchin Goł, z tą różnicą, że Douhet kładł nacisk na siły powietrzne, których zarówno sowieciarze jak Niemcy, używali posiłkowo.

    Trzeba bowiem podkreślić, że koncepcja Douheta nie dotyczyła Blitzkrieg, ale wojny lotniczej. Lotnictwo miało być, jego zdaniem, podstawową bronią ofensywną, wobec której tradycyjne formacje piechoty, kawalerii, a nawet floty morskiej były tylko drugorzędne i służyć mogły wyłącznie umocnieniu zdobyczy lotnictwa.

    „Ta strona zwycięży, która zapewni sobie panowanie w powietrzu.”

    To słowa Mackiewicza, ale najwyraźniej na podstawie Douheta. Trudno nie dopatrzeć się w tym echa dzisiejszej doktryny amerykańskiej „air superiority”. Panowanie w powietrzu zapewnić może tylko druzgocący atak na „fortyfikacje, fabryki, rezerwy i składy”, i, chciałoby się dodać, lotniska wroga. Jak w proroczym śnie, Mackiewicz pisze o skuteczności bombardowań – w kilka lat później będzie pisał o tym samym z punktu widzenia bombardowanego.

    Koncepcja Douheta opierała się na ogólnej, niemal koncepcyjnej, słabości sił przeciwlotniczych. Można chyba zaryzykować twierdzenie, że sama teoria włoskiego teoretyka przyczyniła się do rozwijania i rozbudowy obrony przeciwlotniczej.

    Mackiewicz relacjonuje także wątpliwości wobec teorii włoskiego generała. Oto floty lotnicze domagają się technicznej wiedzy i sprawności nieosiągalnej rzekomo dla społeczeństw, ze względu na kosztowność i niezbędną ilość fachowców; innymi słowy, potęga wojny powietrznej jest fantazją.

    Na podstawie jednego artykułu, trudno powiedzieć, ku czemu skłaniał się sam Mackiewicz, ale zważywszy jego fascynację lotnictwem w ogóle, a także militarną strategią jako taką, łatwo dostrzec przyczyny zainteresowania ciekawą teorią Douheta.

  6. 6 Jacek

    Panie Michale,

    Nie wiedziałem, że Mackiewicz pisał o Douhetcie, koniecznie muszę sięgnąć po Wrzaski i bomby.

    Douhet, podobnie, jak admirator jego koncepcji, William Mitchell, uważał prowadzenie wojny przy pomocy setek tysięcy żołnierzy szturmujących okopy wroga za bezsensowne marnotrawstwo sił i środków. Lotnictwo, a przede wszystkim maszyny bombowe, widział jako broń, która zrewolucjonizuje pole bitwy następnych wojen. Pomylił się jednak znacząco odnośnie ról poszczególnych rodzajów lotnictwa bojowego, bo całkowicie zmarginalizował znaczenie myśliwców. Uznał, że flota bombowa wyeliminuje w pierwszym, uprzedzającym ataku lotniska nieprzyjaciela, niszcząc w ten sposób wszelki opór w powietrzu. Pisał:

    „Dla całkowitej i szybkiej eliminacji ptasiego gatunku nie wystarczy zabić wyłącznie te ptaki, które akurat latają (…), pozostają jeszcze gniazda i jaja.”

    Douhet, podobnie, jak później „mafia bombowa”, uważał, że bombowce będą w stanie samodzielnie wywalczyć panowanie w powietrzu i zlikwidować myśliwce wroga na lotniskach, co okazało się, jak wiadomo całkowicie błędnym założeniem.

  7. 7 michał

    Drogi Panie Jacku,

    Czy jednak nie jest tak, że teoria Douheta zaowocowała zupełnie konkretną taktyką Żukowa nad Chałchin-Goł, a później Japończyków w ataku na Pearl Harbour?

    Nie jestem wielbicielem Suworowa, ale on bardzo ciekawie o tym pisał. Jego zdaniem, operacja Żukowa w Mongolii była pierwszym przykładem blitzkrieg w najczystszej formie. Użył ogromnej koncentracji ognia artyleryjskiego na wąskim odcinku frontu, jednocześnie z masowym atakiem 150 bombowców i głębokimi zagonami czołgów. Tę samą taktykę, ale na większą skalę i z mniejszą koncentracją, zastosuje po kilku tygodniach Wehrmacht w Polsce. Suworow jest zdania, że nad Chałchin-Goł odbyła się próba generalna do ataku Stalina na Niemcy.

    O ile pamiętam, Suworow krytykuje Stalina za porzucenie pewnego typu samolotu i zastąpienie go innym (choć oba na pewno były „najlepsze, najszybsze, najlepiej uzbrojone”, jak wszystko co sowieckie w oczach Suworowa), bo właśnie zmienił koncepcję ataku na Niemcy. Ale obie strategie, tj. nalotów dywanowych przy pomocy ciężkich bombowców Pe-8 (TB-7), i masowego ataku przy pomocy lekkich bombowców dla wspomożenia ofensywy lądowej, wywodzą się od Douheta. Czy się mylę? Nb. dyskutowaliśmy tu na ten sam temat na marginesie Suworowa, choć chyba nie było wówczas mowy o Douhecie.

  8. 8 Jacek

    Panie Michale,

    Ja też, niestety, nie czytałem Douheta w całości. Znam tylko fragmenty i opracowania na jego temat, głównie anglosaskie (niezłym źródłem jest np praca Donalda Millera „Władcy Przestworzy”). Wydaje mi się jednak, że zarówno operacja nad Chałchin-Goł, atak na Pearl Harbour, jak i niemiecka inwazja na Polskę, nie dawały lotnictwu takich zadań, o jakich myślał Douhet. Może Pearl Harbour jest najbliższe jego idei, ale według mnie jednak nie taką skalę działań miał na myśli. Lotnictwo pokładowe siłą rzeczy nie mogło odegrać zamierzonej przez Douheta roli. Bombowce nurkujące i samoloty torpedowe nadawały się idealnie do punktowych ataków na cele morskie, ale nie mogły mieć strategicznego znaczenia w niszczeniu przemysłu i gospodarki przeciwnika.

    To raczej Amerykanie i Anglicy wcielili w życie doktrynę Douheta, a raczej próbowali to zrobić. Najpierw Harris, a potem „Hap” Arnold eksperymentowali z nalotami bombowców strategicznych na Niemcy, prowadząc totalną wojnę powietrzną na wyniszczenie. Taka była koncepcja Douheta, żeby wielkie, szybkie, doskonale uzbrojone bombowce, samodzielnie wywalczyły przewagę w powietrzu, w relatywnie krótkim czasie zamieniły przemysł i gospodarkę przeciwnika w ruinę i zmusiły do go kapitulacji. Ostatecznie ta filozofia użycia lotnictwa okazała się chybiona.

    Natomiast w operacjach, które Pan przytacza rola lotnictwa była jednak pomocnicza, wobec działań armii lądowej, a nie o to chodziło Douhetowi i Mitchellowi. Oni chcieli wygrać wojnę tylko przy pomocy lotnictwa.

    Pearl Harbour jest ciekawym przypadkiem, bo tu faktycznie samoloty wykonały całą robotę, ale wtedy jeszcze Yamamoto decydującą rolę w ostatecznym dobiciu U.S. Navy powierzał cesarskiej marynarce. Dopiero bitwa na Morzu Koralowym ujawniła prawdziwy potencjał lotnictwa morskiego i zmarginalizowała pancerniki.

  9. 9 amalryk

    „(…) koncepcja Douheta, żeby wielkie, szybkie, doskonale uzbrojone bombowce, samodzielnie wywalczyły przewagę w powietrzu, w relatywnie krótkim czasie zamieniły przemysł i gospodarkę przeciwnika w ruinę i zmusiły do go kapitulacji. Ostatecznie ta filozofia użycia lotnictwa okazała się chybiona.(…)”
    ———————————————————————–
    No niezupełnie. Zależy co nazwiemy „relatywnie krótkim czasem”…
    Praktycznie Niemcy, druga potęga gospodarcza świata , zostały jednak wybombardowane przez lotnictwo strategiczne aliantów z tej wojny; skala dewastacji systemu gospodarczego i logistyki wojennej była tak ogromna , że cała ich machina militarna runęła jak domek z kart (w kwietniu ’44 r. panowali w Europie po Leningrad i Krym na wschodzie, za rok nie było ich już wcale…).
    Konieczność rozśrodkowania ludności z dużych miast jak i produkcji zbrojeniowej, przerzucenia blisko połowy produkcji artylerii na potrzeby flakartillerie a w ślad i za tym gigantycznego zapotrzebowania na amunicję dla niej, wstrzymanie produkcji bombowców taktycznych na rzecz myśliwców i na koniec zniszczenie nalotami strategicznymi fabryk produkcji benzyny syntetycznej dopełniło przeznaczenia.
    I to wszystko raptem za cenę 150 tys. straconych lotników i 14 tys. samolotów – niewygórowana cena.
    Przez grzeczność nie wspomnę o Japonii.

  10. 10 michał

    Drogi Panie Jacku,

    Ale czy nie da się zinterpretować teorii Douheta w ten sposób, że była to propozycja wykorzystania lotnictwa – zwłaszcza bombowców – jako dominującej siły w wojnie? W takim świetle, II wojna byłaby demonstracją słuszności jego tez. Wydaje mi się, że Pan kładzie nacisk na samo lotnictwo bombowe, gdy ci którzy wprowadzali w życie jego teorie, usiłowali jak najbardziej powiązać użycie sił lotniczych i lądowych (lub morskich). „Totalna wojna powietrzna na wyniszczenie”? Czyż to nie jest koncepcja Douheta? Czy nie taka była strategia bombardowania Europy do poziomu epoki kamienia łupanego? Być może źle rozumiem p. Amalryka, ale czy to nie jest jego główny punkt niezgody?

    Z drugiej strony, czyż koncepcja ataku na Pearl Harbour nie jest zupełnie z tej samej książki? To jakby dwie strony tej samej myśli: jedną stroną jest Pearl Harbour i atak lekkich bombowców w celu redukcji potencjału militarnego przeciwnika. Tego chciał Stalin, gdy zdecydował, że kompletna destrukcja terytorium, które chce podbić, nie ma sensu. Ale z drugiej strony, dywanowe naloty i właśnie całkowita ruina.

    Rozumiem, dlaczego Pan widzi je jako przeciwstawne koncepcje, ale czy one nie są bliźniaczymi siostrami z tej samej matki i ojca? A ojcem był Douhet.

  11. 11 michał

    Drogi Panie Amalryku,

    Paradoksalnie, postawię to samo pytanie. Czy to nie są dwie strony tej samej teorii?

    Wehrmacht nie został pokonany wyłącznie przez bombardowanie bazy przemysłowej. Jakkolwiek nie sposób nie zgodzić się z Pańskimi słowami o runięciu ich machiny militarnej, to jednak nie było to wyłącznie wynikiem działań „Bomber Harris”.

    Znowu, Pańskie argumenty o przerzuceniu połowy produkcji artylerii na potrzeby obrony przeciwlotniczej oraz wstrzymanie produkcji bombowców taktycznych na rzecz myśliwców i zniszczenie produkcji benzyny syntetycznej – wydały mi się przekonujące. Ale czy i to nie jest argumentem za słusznością teorii Douheta? W końcu, wszystkie te cele osiągnięte zostały z powietrza…

  12. 12 Jacek

    Panie Amalryku,

    Można oczywiście dyskutować, w jakim stopniu masowe alianckie bombardowania przyczyniły się do pokonania Niemiec. Wśród historyków wciąż trwają spory, czy to naloty dywanowe były tym działaniem, które złamało kręgosłup niemieckiej gospodarce. Padają argumenty, że Niemcy umieli tak rozproszyć produkcję przemysłową, rozdystrybuować ją po mniejszych, łatwiejszych do ukrycia zakładach, że do końca 1944 roku przemysł III Rzeszy działał wciąż na bardzo wysokich obrotach. Ale to oczywiście kwestia do dyskusji.

    Pisząc o nieskuteczności koncepcji Douheta/Mitchella miałem na myśli użycie bombowców jako całkiem samodzielnej siły bojowej, która sama wywalczy sobie przewagę w powietrzu. Amerykanie w pierwszej fazie wojny powietrznej wysyłali swoje B-.17 i B-24 bez eskorty myśliwskiej, ufając w zdolności obronne bombowców lecących w szyku zwanym box, chroniącym, przynajmniej w teorii, przed atakami myśliwców. Boleśnie o nieskuteczności tej taktyki przekonali się podczas nalotu na Schweinfurt i Ratyzbonę w sierpniu 1943 roku. Straty podczas tej misji były tak wielkie, że postawiły pod znakiem zapytania możliwość kontynuowania tego typu działań. Przez kolejne tygodnie wybierano tylko bliskie cele, do których alianckie myśliwce mogły towarzyszyć Fortecom i Liberatorom. We wrześniu zdecydowano się powrócić do pierwotnej taktyki i znów samotne bombowce poleciały nad Stuttgart, co zakończyło się jeszcze większą klęską. Po tej misji morale załóg spadło do takiego poziomu, że dowództwo zaczęło rozważać porzucenie misji dziennych na rzecz bombardowań nocnych. Ostatecznie Amerykanie pozostali przy swej pierwotnej taktyce precyzyjnych nalotów dziennych, ale aby bombowce mogły należycie wykonywać swoje zadanie przydzielano im już eskortę myśliwców dalekiego zasięgu. Dopiero wtedy straty ograniczono do akceptowalnego poziomu. Dlatego właśnie pierwotny pomysł stosowania samotnych bombowców na głębokim zapleczu nieprzyjaciela okazał się błędem, przed którym przestrzegał „mafię bombową” Lee Chennault.

  13. 13 Jacek

    Panie Michale,

    Można oczywiście widzieć koncepcję wojny błyskawicznej, gdzie wojska lądowe są wspierane agresywnym atakiem lotniczym jako rozwinięcie doktryny Douheta. Zarówno Żukow, jak Niemcy i Japończycy doceniali rolę nowoczesnego lotnictwa w wojnie i twórczo wprowadzali w życie pomysł Douheta (z naciskiem na „twórczo”).

    Natomiast Hap Arnold próbował ślepo realizować niemożliwą do obrony taktykę, która o mało co nie zdekapitowała amerykańskich strategicznych sił powietrznych w Europie. Zbytnia ufność w zdolności przetrwania samotnych bombowców nad silnie bronionymi przez nowoczesne myśliwce celami kosztowała zbyt wiele, przy w sumie, skromnych efektach. Po nalocie na Schweinfurt produkcja spadła tylko na kilka dni. Speer dość szybko przywrócił ją do stanu sprzed nalotu, a straty amerykańskie zachwiały całym sztabem 8-ej Armii Powietrznej.

  14. 14 amalryk

    Jesteśmy tutaj wszyscy świadomi, że lotnictwo jak by nie było potężne i skuteczne, samo nie zajmie wszak podbitego terenu, więc w tym sensie bez wojsk lądowych ani rusz. Ale Douhet’owi i innym strategom wojny lotniczej zapewne inna przyświecała myśl, a mianowicie że można nalotami tak zdewastować napadnięte państwo i tak obrzydzić życie jego mieszkańcom, iż wojska lądowe w zasadzie tylko obejmą ten zrujnowany tren w posiadanie. Może gdybyśmy nie mieli w czasie II wojny światowej zdesperowanych wariatów u władzy w Niemczech, to kto wie? W końcu gdy rządzili nimi w miarę normalni ludzie, to podczas I wojny światowej dali sobie spokój już wtedy gdy ich domy nie były jeszcze zrujnowane, a wojska nieprzyjacielskie nawet stopy nie postawiły na ich ziemi…

    „Teoria Douheta” zasadniczo dopiero współcześnie nabrała przerażającej aktualności, po wynalezieniu bomby termowodorowej i wyprodukowaniu rakiet międzykontynentalnych, ale zarazem pojawia się pytanie o sens jej stosowania w celu obejmowania w posiadanie skażonych ruin i spopielonych zwłok.

    Blitzkrieg to termin propagandowy, wojskowi go nie ukuli. Niemieccy teoretycy wojskowości stworzyli doktrynę bitwy wojsk połączonych i sprowadzili ją aż do szczebla taktycznego. Wojska pancerne przy wsparciu lotnictwa taktycznego dokonywały przełamania frontu w wybranym wcześniej przez rozpoznanie miejscu i w asyście piechoty zmotoryzowanej i saperów, przy doskonałej łączności radiowej wszystkich formacji, bez konieczności obrony flankowej, zapuszczały się na tyły i dewastowały zaplecze i logistykę broniących się wojsk nieprzyjaciela. Niemiecki dowódca, nawet szczebla taktycznego, w trakcie toczonego boju, mógł liczyć w każdej chwili (dzięki sprawnej łączności) na wsparcie swego lotnictwa i całej dostępnej na jego odcinku artylerii.

  15. 15 michał

    Szanowni Panowie,

    Wydaje mi się, że różnice poglądów wynikają powyżej z węższej bądź szerszej interpretacji teorii Douheta. Pan Jacek ma chyba rację, że Douhet był teoretykiem nalotów dywanowych z ogromnej wysokości, że przesadzał w opisie skutków takich nalotów, a zatem jego teorie się nie sprawdziły.

    Ale jego teorie miały chyba wpływ szerszy, bo zwróciły uwagę sztabów na potencję lotnictwa, zmuszając je zarówno do rozbudowy bombowców, jak i do wzmocnienia obrony przeciwlotniczej, a w tym zwłaszcza rozwoju myśliwców, które zwalczać miały eskadry bombowe. Jednak kombinacja ofensywy artyleryjskiej, lotniczej i pancernej chyba rzeczywiście nie da się wywieść od Douheta, muszę tu przyznać rację p. Jackowi.

    Co rzekłszy, nawet jeżeli teorie włoskiego generała nie spełniły się w praktyce, jak to wykazuje p. Jacek, to ich szerszy wpływ wydaje mi się zupełnie zasadniczy, a myśl p. Amalryka, że dopiero siła rażąca bomby wodorowej i zasięg rakiet międzykontynentalnych daje praktyczne wcielenie jego idej, zdaje mi się odkrywcza.

  16. 16 Jacek

    Panowie,

    Rozpatrując ideę Douheta z dzisiejszej perspektywy rzeczywiście można przyjąć, że w pewnym sensie się ona spełniła. Dziś strategiczne lotnictwo USA dysponuje bombowcami, które mogą samodzielnie wyeliminować z wojny przeciwnika. Zarówno B-2, jak i jego następca, B-21 mają siłę uderzeniową większą, niż flota bombowców 8 Armii Powietrznej z czasów II wojny światowej. Pozbawione uzbrojenia defensywnego, bazujące wyłącznie na charakterystyce trudnej wykrywalności przez radar, mogą pojedynczo przeniknąć nad terytorium przeciwnika, albo wręcz, pozostając we własnej przestrzeni powietrznej, dokonać ataku bronią typu stand-off, rażąc cele na dalekim zapleczu wroga. Ich możliwości bojowe, w połączeniu z bronią nuklearną, czynią z nich doskonałe narzędzie w rozgrywce o skali strategicznej.

    Douhet był wizjonerem obdarzonym dużą dozą intuicji. W krótkiej perspektywie czasowej, jego koncepcja była niemożliwa do zrealizowania, ale rozwój technologii ostatecznie, po kilku dekadach spełnił tę ideę.

  17. 17 michał

    Drogi Panie Jacku,

    Wpływ tego mało znanego teoretyka wydaje mi się fascynującą historią. Przekonał mnie Pan, że nie miałem racji, wywodząc od Douheta koncepcje, które wykorzystane zostały nad Chałchin-Goł przez Żukowa, a potem przez Niemców w Polsce i Japończyków. To były wprawdzie masowe ataki bombowe, ale jednocześnie były niemal przeciwieństwem pomysłów Douheta.

    Co więcej, myśl p. Amalryka o rakietach interkontynentalnych i głowicach jądrowych, jako o wcieleniu teorii Włocha, wraz z Pańską myślą wyrażoną powyżej, że B-21 Raider może także być spełnieniem jego teorii, wydają mi się odkrywcze i bardzo przenikliwe.

    Dopiero przed chwilą czytałem trochę o B-21, który jest przede wszystkim bardzo piękny. Zdaje się, że niewiele o nim wiadomo, ale wreszcie Amerykanie zbudowali modularny samolot, który opiera się na otwartej architekturze, więc powinno być łatwiej go udoskonalić i tworzyć nowe wersje (co często jest problemem w amrykańskich modelach, jak rozumiem, ze względu na konkurencję).

    Czy nie wydaje się Panu ciekawe, że nawiązali w nazwie – najwyraźniej celowo i świadomie – do sławnych „Doolittle’s Raiders”? Do pierwszego nalotu odwetowego na Japonię? Interesujący wybór. Swoją drogą, czy ten nalot był zgodny z teorią Douheta? Była to akcja prawie samobójcza… Z drugiej strony, teatrem dla B-21 ma być ponoć Pacyfik, choć trudno mi pojąć, dlaczego nie miałyby latać gdziekolwiek indziej.

  18. 18 Jacek

    Panie Michale,

    Amerykanie mają sentyment do własnej historii, w każdym razie mieli (mam nadzieję, że wynaturzenia w rodzaju BLM tego nie wykorzenią). W nazewnictwie samolotów bojowych czasem wracają do legend z okresu II wojny. Szturmowy A-10 Thunderbolt II nawiązuje do mocarnego (najcięższego jednosilnikowego myśliwca tamtej wojny) – P-47, konkurent Raptora w programie ATF, Northrop YF-23 Black Widow II, to ukłon w stronę innego produktu tego samego koncernu, P-61, też zwanego Czarna Wdową. Podążając tym tropem, w przypadku B-21 nawiązali do tamtej, jak Pan zauważył niemal samobójczej misji.

    Czy ten nalot był zgodny z teorią Douheta? Skala przedsięwzięcia na pewno nie była po jego myśli, ale sam fakt użycia wyłącznie maszyn bombowych, które musiały samodzielnie walczyć o przetrwanie nad wrogim terytorium, w jakimś sensie może był. Tylko znów, te mizerne, w sensie zadanych strat, efekty… Mimo całej rozpaczliwości tej misji, operowaniu na krawędzi zasięgu maszyn, zaadaptowaniu lotniskowca, jako bazy wypadowej, braku informacji wywiadowczych, było to wizjonerskie przedsięwzięcie. Ameryka potrzebowała wtedy jakiegokolwiek, choćby tylko symbolicznego zwycięstwa, i chłopcy Doolittle’a jej to dali.

    Wracając jeszcze do B-21 i B-2, to koncepcję latającego skrzydła Northrop rozwijał w latach 40-tych, równolegle (ale chyba nie wiedząc o tym) z przedsięwzięciem braci Horten, myśliwcem Ho-229. Krążą legendy, że miał to być pierwszy samolot o cechach stealth, trudnej wykrywalności. Nie wiem, na ile taka idea przyświecała braciom Horten, a ile było w tym po prostu fascynacji czystym aerodynamicznie, pozbawionym oporów interferencyjnych, kształtem. Pewnie w dużym stopniu do zmniejszonego echa radarowego przyczyniła się też konieczność zastosowania w konstrukcji niestrategicznych materiałów, czyli sklejki, zamiast duraluminium. Jakby nie było, latające skrzydło, jako konstrukcja niestabilna aerodynamicznie, mogła zaistnieć w praktyce, dopiero po zastosowaniu systemu aktywnego sterowania, Fly by Wire.

  19. 19 amalryk

    A tak przy okazji;

    Butla „Hennessy cognac” została w końcu skonsumowana (chyba nie do końca przez nich bo by to dziadków zabiło) w 2013 roku, a ostatni uczestnik rajdu Doolittl’a ppłk. Richard Cole zmarł w kwietniu 2019 roku!!!

  20. 20 michał

    Panie Jacku,

    Sądzę, że wszyscy normalni ludzie mają sentyment do własnej historii, a tylko nienormalni jej nienawidzą. Żyjemy w czasach choroby, więc coraz więcej tych nienormalnych. To nie jest a propos, ale Amerykanie mają zwyczaj nazywania okrętów imieniem prezydentów. Zawsze mnie dziwi, że Carter ma swoją łódź podwodną (trochę się go wstydzą, więc ukrywają w głębinach), ale warto zwrócić uwagę, że Nixon, Clinton, Obama, Bush syn ani Trump – na razie nie mają okrętów swego imienia.

    Czy w świadomym nawiązaniu do Doolittle Raiders jest coś więcej niż sentyment i koncentracja na Pacyfiku? Trudno mi powiedzieć. Jak Pan słusznie podkreśla, ich misja miała więcej znaczenia psychologicznego niż militarnego.

    Nigdy nie słyszałem o Ho-229! Bardzo interesujące i sam samolot także bardzo piękny.

    Panie Amalryku,

    Podobnie, nie słyszałem wcześniej tej historii o wypiciu butelki koniaku przez ostatnich żyjących weteranów nalotu, dla uczczenia Doolittle’a. Też świetna historia. Dzięki.

Komentuj





Language

Książki Wydawnictwa Podziemnego:


Zamów tutaj.

Jacek Szczyrba

Czerwoni na szóstej!.

Jacek Szczyrba

Punkt Langrange`a. Powieść.

H
1946. Powieść.