Najnowsze komentarze

III Ankieta Wydawnictwa Podziemnego

Dziecko w szkole uczy się fałszowanej historii od Piasta do równie sfałszowanego Września i dowie się, że obrońcą Warszawy był nie jakiś tam Starzyński, ale komunista Buczek, który wyłamał kraty „polskiego faszystowskiego” więzienia, by na czele ludu stolicy stanąć do walki z najeźdźcą. – Tak w roku 1952 Barbara Toporska opisywała ówczesny etap bolszewizacji Polski.

Przyjmijmy, na potrzeby niniejszej ankiety, że był to opis pierwszego etapu bolszewizacji, klasycznego w swoim prostolinijnym zakłamaniu. Kolejny etap nastąpił szybko, zaledwie kilka lat później, gdy – posługując się przykładem przytoczonym przez Barbarę Toporską – w kontekście obrony Warszawy wymieniano już nie tylko komunistę Buczka, ale także prezydenta Starzyńskiego (i to z największymi, bolszewickimi honorami). Przyszedł w końcu także moment, gdy komunista Buczek albo znikł z kart historii, albo też przestał być przedstawiany w najlepszym świetle – jeszcze jeden, mocno odmieniony okres.

Mamy tu zatem dynamiczne zjawisko bolszewizmu i szereg nasuwających się pytań. Ograniczmy się do najistotniejszych, opartych na tezie, że powyższe trzy etapy bolszewizacji rzeczywiście miały i mają miejsce:

1. Wedle „realistycznej” interpretacji historii najnowszej utarło się sądzić, że owe trzy etapy bolszewickiej strategii są w rzeczywistości nacechowane nieustającym oddawaniem politycznego pola przez bolszewików. Zgodnie z taką wykładnią, historię bolszewizmu można podzielić na zasadnicze okresy: klasyczny, ewoluujący, upadły. Na czym polega błąd takiego rozumowania?

2. Jak rozumieć kolejno następujące po sobie okresy? Jako etapy bolszewizacji? Jako zmiany wynikające z przyjętej strategii, czy ze zmiennej sytuacji ideowej i politycznej, czy może trzeba wziąć pod uwagę inne jeszcze, niewymienione tu czynniki?

3. Trzy etapy i co dalej? Czy trzecia faza spełnia wszystkie ideowe cele bolszewizmu, czy wręcz przeciwnie – jest od realizacji tych celów odległa? Czy należy spodziewać się powrotu do któregoś z wcześniejszych etapów, a może spektakularnego etapu czwartego lub kolejnych?

Zapraszamy do udziału w naszej Ankiecie.

II Ankieta Wydawnictwa Podziemnego

Dorobek pisarzy i publicystów mierzy się nie tyle ilością zapisanych arkuszy papieru, wielkością osiąganych nakładów, popularnością wśród współczesnych czy potomnych, poklaskiem i zaszczytami, doznawanymi za życia, ale wpływem jaki wywierali lub wywierają na życie i myślenie swoich czytelników. Wydaje się, że twórczość Józefa Mackiewicza, jak żadna inna, nadaje się do uzasadnienia powyższego stwierdzenia. Stąd pomysł, aby kolejną ankietę Wydawnictwa poświęcić zagadnieniu wpływu i znaczenia twórczości tego pisarza.

Chcielibyśmy zadać Państwu następujące pytania:

1. W jakich okolicznościach zetknął się Pan/Pani po raz pierwszy z Józefem Mackiewiczem?
Jakie były Pana/Pani refleksje związane z lekturą książek Mackiewicza?

2. Czy w ocenie Pana/Pani twórczość publicystyczna i literacka Józefa Mackiewicza miały realny wpływ na myślenie i poczynania jemu współczesnych? Jeśli tak, w jakim kontekście, w jakim okresie?

3. Czy formułowane przez Mackiewicza poglądy okazują się przydatne w zestawieniu z rzeczywistością polityczną nam współczesną, czy też wypada uznać go za pisarza historycznego, w którego przesłaniu trudno doszukać się aktualnego wydźwięku?

Serdecznie zapraszamy Państwa do udziału.

Ankieta Wydawnictwa Podziemnego

1. W tak zwanej obiegowej opinii egzystuje pogląd, że w 1989 roku w Polsce zainicjowany został historyczny przewrót polityczny, którego skutki miały zadecydować o nowym kształcie sytuacji globalnej. Jest wiele dowodów na to, że nie tylko w prlu, ale także innych krajach bloku komunistycznego, ta rzekomo antykomunistyczna rewolta była dziełem sowieckich służb specjalnych i służyła długofalowym celom pierestrojki. W przypadku prlu następstwa tajnego porozumienia zawartego pomiędzy komunistyczną władzą, koncesjonowaną opozycją oraz hierarchią kościelną, trwają nieprzerwanie do dziś. Jaka jest Pana ocena skutków rewolucji w Europie Wschodniej? Czy uprawniony jest pogląd, że w wyniku ówczesnych wydarzeń oraz ich następstw, wschodnia część Europy wywalczyła wolność?

2. Nie sposób w tym kontekście pominąć incydentu, który miał miejsce w sierpniu 1991 roku w Moskwie. Czy, biorąc pod uwagę ówczesne wydarzenia, kolejne rządy Jelcyna i Putina można nazwać polityczną kontynuacją sowieckiego bolszewizmu, czy należy raczej mówić o procesie demokratyzacji? W jaki sposób zmiany w Sowietach wpływają na ocenę współczesnej polityki międzynarodowej?

3. Czy wobec rewolucyjnych nastrojów panujących obecnie na kontynencie południowoamerykańskim należy mówić o zjawisku odradzania się ideologii marksistowskiej, czy jest to raczej rozwój i kontynuacja starych trendów, od dziesięcioleci obecnych na tym kontynencie? Czy mamy do czynienia z realizacją starej idei konwergencji, łączenia dwóch zantagonizowanych systemów, kapitalizmu i socjalizmu, w jeden nowy model funkcjonowania państwa i społeczeństwa, czy może ze zjawiskiem o zupełnie odmiennym charakterze?

4. Jakie będą konsekwencje rozwoju gospodarczego i wojskowego komunistycznych Chin?

5. Już wkrótce będzie miała miejsce 90 rocznica rewolucji bolszewickiej w Rosji. Niezależnie od oceny wpływu tamtych wydarzeń na losy świata w XX wieku, funkcjonują przynajmniej dwa przeciwstawne poglądy na temat idei bolszewickiej, jej teraźniejszości i przyszłości. Pierwszy z nich, zdecydowanie bardziej rozpowszechniony, stwierdza, że komunizm to przeżytek, zepchnięty do lamusa historii. Drugi stara się udowodnić, że rola komunizmu jako ideologii i jako praktyki politycznej jeszcze się nie zakończyła. Który z tych poglądów jest bardziej uprawniony?

6. Najwybitniejszy polski antykomunista, Józef Mackiewicz, pisał w 1962 roku:

Wielka jest zdolność rezygnacji i przystosowania do warunków, właściwa naturze ludzkiej. Ale żaden realizm nie powinien pozbawiać ludzi poczucia wyobraźni, gdyż przestanie być realizmem. Porównanie zaś obyczajów świata z roku 1912 z obyczajami dziś, daje nam dopiero niejaką możność, choć oczywiście nie w zarysach konkretnych, wyobrazić sobie do jakiego układu rzeczy ludzie będą mogli być jeszcze zmuszeni 'rozsądnie' się przystosować, w roku 2012!

Jaki jest Pana punkt widzenia na tak postawioną kwestię? Jaki kształt przybierze świat w roku 2012?




Dariusz Rohnka


Krucjata

Oto zakamieniały wstecznik, który nie rozumie „ducha czasu”,
„znaczenia rewizjonizmu” i „biegu koła historii”; który by chciał to koło za szprychy zatrzymać. – Byłaby słuszna może taka uwaga, gdyby w danym wypadku „duch czasu” oznaczał postęp. Ale twór Lenina nie jest postępem, tylko czarną plamą historii ludzkiej. Jego koło historii nie poszło naprzód, tylko wstecz. A to, co jest oczywistym Złem, tego się nie „rewiduje”, Zło się po prostu zwalcza…

Józef Mackiewicz, Zastanowienie nad szprychami historii, 1 maja 1959

Michał Bąkowski ma dar podnoszenia problemów, które nie tylko skłaniają do refleksji, ale także inspirują. Takimi walorami przesycony jest jego ostatni artykuł Kontrrewolucja czyli ucho igielne, w którym postanowił pochylić się nam problemem pierwszorzędnym, a mianowicie, które remedium stosowniejsze dla naszego zrewoltowanego świata: kontrrewolucja czy raczej reakcja.

Rozpocznę od sprawy dyskusyjnej, nie po to, aby wchodzić w kolejną nużącą polemikę, ale dlatego, że zdaje mi się być dobrym wstępem do rozpatrzenia zasadniczej grupy problemów, wątpliwości i pytań. W jednym z komentarzy, którego fragment przytoczył Michał, a odnoszącym się do problemu status quo ante (w tym przypadku chodziło o powrót do zasady jedimoj niedielimoj, a więc do czasów sprzed obalenia caratu), pisałem, że takie stanowisko (podzielane przez wszystkich dowódców białej kontry) zniweczyło szansę pokonania bolszewików.

Mój komentarz zbiegł się w czasie z podjętą akurat próbą prześledzenia ewolucji świata w jego stosunku do bolszewizmu. Ambitne to wyzwanie rozpocząłem od kwerendy w archiwalnych numerach Spectatora, którego duch bywa niekiedy obecny na łamach WP. Pisząc swój komentarz, tkwiłem ledwie w roku 1920, trafiając akurat na interesującą wypowiedź:

Perhaps the cardinal moral mistake of Admiral Koltchak and his friends was to refuse to recognize the independence of the Baltic States. Thus the Baltic States were hopelessly estranged, and when the decision of Admiral Koltchak was announced as final the Esthonians and other Baltic people, instead of any longer contemplating co-operation with General Yudenitch, passed into a state of open hostility. The decline of the anti-Bolshevik military power then became more rapid than ever.

Zwraca uwagę passus: cardinal moral mistake. Czego owa uwaga dotyczy? Czy jest wyrazem przywiązania do idei demokratycznych, sponiewieranych co nieco przez carskich wsteczników czy świadomą wrogością do bolszewizmu, którego unicestwieniu zapobiegła generalska decyzja? Warto byłoby się nad tą kwestią zastanowić, ale nie mam zamiaru rozpoczynać od zbaczania na dygresyjne manowce: problem dotyczy bardziej stanowiska ideowego redaktorów ówczesnego Spectatora, aniżeli naszej, wciąż tylko potencjalnej, dyskusji.

Kołczak miał bez wątpienia absolutne prawo postępować zgodnie ze swoim światopoglądem. Trudno jednak nie zauważyć, że jego ideowy wybór miał dalekosiężne konsekwencje. Stanął przed decyzją: pokonać bolszewików w zgodzie z „duchem” lutowej rewolucji czy też, w imię światopoglądowej integralności, szafować przyszłymi losami świata. Kierować się czystą ideą czy brudzić ręce polityką?

Tak postawione pytanie, pozwoli nam być może dojść do kluczowej kwestii: czy wystarczy tylko bić bolszewików aż do ich niehonorowego zejścia z powierzchni ziemi (bez wstępnych warunków i zastrzeżeń); czy też udział w tym wdzięcznym procederze wymaga od nas klarownego zarysu przyszłej ideowej konstrukcji świata?

Pomocna jest wypowiedź Michała Bąkowskiego:

Załóżmy przez chwilę, że generał Wrangel miał prawo – imperium? auctoritas? potestas? – odrzucić zasadę jedimoj niedielimoj dla doraźnych zysków politycznych. Czy wszakże, dokonując takiego wyboru, nie stanąłby tym samym po stronie rewolucji? Czym ma być kontrrewolucja, jeśli nie jest przywróceniem status quo ante? Kontra musi być, z definicji, restauracją przedrewolucyjnego stanu rzeczy.

Zgadzam się z ostatnim zdaniem, ale nie bez zastrzeżeń. W danym przypadku, generałów Kołczaka czy Wrangla i ich zbieżnych decyzji, mamy do czynienia z bardziej złożoną konstrukcją. Bo nie występują przeciwko jednej, bolszewickiej rewolucji; są także wrogiem pierwszej, tej która w istocie obaliła carat, konstytuując w miejsce jego panowania władzę demokratycznej pseudo-równości.

Można rzecz jasna nie zgadzać się z pojęciem dwóch rewolucji, jak to czynił Mackiewicz (nie było żadnej rewolucji październikowej). W istocie jednak, nawet jeżeli przyjmiemy, że owa „wielka październikowa” była zaledwie puczem dwóch ludzi, dokonanym nie tylko „wbrew woli całego narodu”, ale także wbrew woli rad robotniczych i samej partii bolszewickiej, to miała potężne, ściśle rewolucyjne, konsekwencje.

Stajemy zatem przed problemem dwóch, nieidentycznych z ideowego punktu widzenia, rewolucji: demokratycznej (lutowej) i bolszewickiej. Przy takim założeniu, Kołczak, Wrangel i pozostali wodzowie kontry tamtego czasu, strzelając i siekąc bolszewików, w swojej intencji zwalczali równolegle „zdobycze” demokracji, w tym rozczłonkowanie carskiego imperium. Józef Mackiewicz, o ile zawodna pamięć mnie nie myli, nigdy bodaj jednoznacznie nie poddał krytyce stanowiska białych oficerów. Zachował znaczącą wstrzemięźliwość, choć jednocześnie zdecydowanie wskazywał na miałkość jednostronnych poczynań państw i narodów, które w interesie źle pojmowanego interesu własnego umożliwiły bolszewikom nie tylko przetrwanie, ale również późniejszy ledwie o dwie dekady podbój, wszystkich swoich ówczesnych (choćby i niechętnych) pomocników.

Można by się zastanawiać, skąd ta Mackiewiczowska taryfa ulgowa dla carskich generałów. Także (a może przede wszystkim) z punktu głównego tematu, jaki tu rozważamy: kontrrewolucja versus reakcja. Mackiewicz jedynie sporadycznie wypowiadał się na temat absurdu demokracji, praktycznie nigdy nie krytykując jej wprost. Przynajmniej raz wspominał o niej z wyczuwalną aprobatą, choć bez entuzjazmu. W tym samym fragmencie, nie bez wyraźnej sympatii, wymieniał liberalizm jako godną polecenia formę kultywacji stosunków międzyludzkich. Czy istnieje przekonująca wskazówka, sugerująca, że zrównywał niszczycielską moc bolszewickiego przewrotu z jego demokratycznym odpowiednikiem? Zdaje mi się, że nie.

Michał Bąkowski nazywa Mackiewicza „kontrrewolucjonistą par excellence” i trudno byłoby doprawdy się z nim w tym punkcie nie zgodzić. Trafnie także powiada, że jedynym punktem kontrrewolucyjnego planu Mackiewicza było wypalenie zarazy ogniem i żelazem, bez antycypowania konsekwencji tego wiekopomnego zdarzenia. Przyklaskuje temu programowi, ale bodaj wyłącznie w odniesieniu do przeszłości: to był dobry program, póki komunizm nie został wymazany z ludzkiej percepcji, a antykomunistów było więcej aniżeli palców u ręki. Cezurę ma stanowić fałszywy upadek komunizmu; od tego momentu „negatywny plan Mackiewicza wydaje się nie mieć… racji bytu”.

Nie wszystkie argumenty przekonują. Choćby ten o braku antykomunistów. Cóż z tego, że jest nas kilku, może kilkunastu na świecie? Czy nie można oczekiwać liczbowej odmiany w tej materii? Poza tym, czy te szacunki, którymi posługujemy się od lat, nie są nadto zaniżone? Skąd pewność, że za miesiąc, rok, dekadę ta nieznośna sytuacja nie ulegnie zmianie? Światowy poziom absurdu, we wszystkich możliwych obszarach, nieustająco rośnie. Skutki, wymierne dla przeciętnego człowieka, stają się coraz bardziej dolegliwe. Czy wolno wyobrazić sobie, że w którymś momencie nastąpi kulminacja, punkt krytyczny, skutkujący nie tyle prozaicznym malkontenctwem, co ideowym otrzeźwieniem? Czy człowiek, żyjący wewnątrz nonsensownego świata, otoczony zewsząd ideologicznym szaleństwem, kłamstwem, zalewem paskudnej propagandy, obarczony nieziemskimi przepisami i nakazami, jest skazany na tkwienie w tym bagnie po wsze czasy?

Podobnie jak autor …ucha igielnego przekładam stawianie pytań nad podsuwanie wątpliwych rozwiązań. W naszych podziemiach panuje mrok, dlatego jedynie po omacku szukać możemy wyjścia. Dlaczego jednak z punktu odrzucać jakąkolwiek możliwość? Niszcząca bolszewizm kontra nie weźmie się z pobożnych życzeń, ale to nie powód, żeby z niej rezygnować; odtrąbiać kapitulację.

Na przełomie roku 1972 na 1973 poprzedniego stulecia sytuacja była lepsza aniżeli obecna, ale… zdawała się ówczesnym antykomunistom równie beznadziejną. W tym czasie, w gronie znajomych Mackiewicza, kilkorga antykomunistów, toczyła się dyskusja o potrzebie zorganizowania „krucjaty antykomunistycznej”. Mackiewicz przygotował tekst, który wydaje się być – według słów wydawcy, Niny Karsov – projektem manifestu napisanym w związku z tą dyskusją. Nosi tytuł „Brulion”. Opublikowany został po raz pierwszy w 2015 roku.

Manifest jest mniej szkicem programu politycznego, raczej zbiorem idei, mających stanowić punkt wyjścia dla przyszłych rozważań i poczynań. Wiele z tych idei zdaje się być na czasie:

Nie mamy państwa, rządu wykonawczego, dyplomacji; nie mamy wojska, policji, sądów… Wszystko odebrała nam okupacja komunistyczna. Wyratowaliśmy jedno: Wolną Myśl.

Mackiewicz zapisał swoje słowa w pierwszej osobie liczby mnogiej, mając na myśli emigrację (a niewielu wśród nas emigrantów), ale czy równie trafnie nie można by tych słów zastosować także w odniesieniu do tutejszych, dla których równoległa „rzeczywistość” peerelu, niezależnie od etykiety, którą ją identyfikujemy, jest tumorem, wymagającym resekcji?

Straciliśmy suwerenność państwa. Uczyńmy zatem wszystko, ażeby zachować na emigracji suwerenność myśli. Tylko z suwerennej myśli odrodzić się może suwerenność państwa.

Suwerenność myśli jako kamień węgielny antykomunistycznej krucjaty? W cywilizacji pogłębianej z roku na rok hipokryzji, w której trwamy, zdaje się być wskazówką przydatną. W zalewie kłamstwa, trudno o wychwycenie kropli prawdy, ale z pewnością nie jest to powód do opuszczania zniechęconych dłoni.

Co musi być „cofnięte” ku lepszemu, powinno być cofnięte. Co musi być „odwrócone” ku lepszemu, powinno być odwrócone. Nie ma rzeczy „nieodwracalnych” na świecie.

To program czystej kontry czy już reakcji?

Krucjatę sprowadzić można do bezwzględnej walki z komunistyczną „ZARAZĄ”, która dąży do zainfekowania całego świata, do przemiany wszystkich ludzi w komunistów. Po co to jest robione, jakie motywy stoją za tym działaniem? Mackiewicz uchylił się od próby odpowiedzi. Zdawał sobie sprawę z jednego: wobec widma katastrofy nie wolno cofnąć się nawet o krok.

Paralelny z aktualnymi rozważaniami wydaje mi się końcowy fragment:

Zgodnie z głoszoną przez nas tezą, że tylko WOLNA MYŚL zdolna jest wypracować właściwą drogę postępowania – schylamy głowy przed tymi, którzy szukają rozwiązania na innej drodze do wyzwolenia spod komunizmu. O ile poszukiwania płyną ze szczerego pragnienia…

Wysuwamy nasz program, i nie chcemy go nikomu narzucać. Chcemy do niego przekonać i zjednać. W wolnym wyborze, wolnej dyskusji.

Jeżeli chcemy nasze rozważania popchnąć choć odrobinę dalej (o samym działaniu nawet nie wspominając), potrzeba nam rzeki pokory oraz idealnego słuchu, pozwalającego wychwycić każdą zniuansowaną odmienność przekonań. Także pogląd, że nie wystarcza jedynie obalać, przywracając przedrewolucyjny porządek – ten został skutecznie zamazany dekadami surrealistycznego panowania bolszewizmu pospołu z demokracją.

Nie ma prostej drogi powrotu ponieważ nie potrafimy określić punktu, do którego chcielibyśmy wrócić. Michał Bąkowski pisze:

Ściśle rzecz biorąc, hasłem powinna być kontrrewolucja, ale rewolucja, przeciw której się buntujemy, jest tak odległa, odwrócenie (postawienie na głowie) na tyle zakorzenione, że sytuacja wydaje się wszystkim normalna; innymi słowy, stojąc na głowie, ludzie nie zdają już sobie z tego sprawy. W takim razie, lepszym hasłem jest reakcja.

Z lekka zaambarasowała mnie ta wypowiedź: Michał Bąkowski grający propagatora haseł (jakkolwiek brzmiących) wydał mi się w tej roli egzotyczny. Jest zdaje się ostatnią chadzającą po świecie osobą, chcącą kogokolwiek przekonywać wedle (było nie było) quasi-wiecowej maniery. Zdałem sobie w ten sposób sprawę, jak wielką wagę przywiązuje do omawianych problemów.

Z pozoru, różnica pomiędzy kontrrewolucją a reakcją jest niedostrzegalna. Z natury rzeczy za kontrrewolucją (czynną) stoi reakcja na bezeceństwa rewolty. W tym semantycznym znaczeniu reakcjonistą wobec potworności bolszewizmu był zwolennik cesarskiego samowładztwa Denikin na równi z rewolucjonistą-socjalistą, demokratą i terrorystą Sawinkowem. Z punktu bolszewictwa, obaj byli przeciwnikami postępu i społecznych reform, wstecznikami. Nie stronili od wzajemnych kontaktów, współpracy. Sawinkow reprezentował Kołczaka, następnie Denikina. Tego ostatniego starał się nakłonić do podjęcia demokratycznego kursu. Łączyła ich nienawiść do bolszewizmu, chęć reakcji na zbrodnie czerwonego terroru oraz na bezprzykładny w dziejach proceder ubezwłasnowolniania człowieka. Łączyła ich chęć reakcji, pogonienia bolszewików won. Można by zachodzić w głowę, cóż stałoby się z tym ekstraordynaryjnym aliansem w razie powodzenia wspólnych przedsięwzięć, ale tym nie będziemy się teraz zajmować.

Ważne jest to, co odróżnia kontrrewolucję od reakcji. Tylko wedle mętnych bolszewickich pojęć za reakcjonistów można by uznać Sawinkowa, takoż Piłsudskiego, Petlurę czy innych, pomniejszych przedstawicieli wyłonionych z rozpadłej Rosji organizmów państwowych. W rzeczywistości wszyscy oni stali na antypodach reakcyjnego światopoglądu. Reprezentowali ideologię „postępu”, niezrozumiałego owczego pędu ku zmianom. Tymczasem istotą stanowiska prawdziwego reakcjonisty jest – jak przekonuje Michał Bąkowski, ilustrując swój wywód tezami włoskiego myśliciela Juliusa Evoli – „trzymanie się niezmiennych zasad i obiektywnych wartości”.

Wbrew przekonaniu wyrażanemu przez Mackiewicza – stwierdza Michał Bąkowski – kontrrewolucja, rozumiana jako reakcja na absurdy rewolucji, nie może być oparta na negacji, na odrzuceniu tego co jest, z jednoczesnym rzuceniem się głową w przepaść nieznanego. Opór wobec rewolucji powinien się zasadzać na ideowym fundamencie, na ładzie „w służbie zasad i wartości”, na tradycji pełniącej „rolę krzyżma najwyższej legitymizacji”. Powołując się na Evolę, przekonuje że należy odrzucić niedoskonałe historyczne formy, ale można je jednocześnie przyjąć jako podstawę integracji; przywołać „ducha” dawnej Polski, a nie jej instytucje; ideę Najjaśniejszej Rzeczpospolitej, ale nie jej formy. Przestrzega przed zgubnymi skutkami kontrrewolucji… bo, jak pisze, każda rewolucja (nawet ta kontr) przede wszystkim niszczy.

Co w tej sytuacji? Pełen pokory pytajnik zdaje się być clue artykułu. Michał Bąkowski nie zna odpowiedzi na wiele pytań i nie zamierza tego skrywać. Strzęp planu, jaki decyduje się sformułować, pochodzi od Józefa Mackiewicza:

…akumulowanie chcenia walki z komunizmem.

Czy taka „akumulacja” zdoła skutecznie napędzić przyszłą krucjatę?

Fetysz versus kompleks postępu

Postęp i zmiana to najbardziej wyraziste fetysze wszelkiego lewactwa. Zachłystują się nimi, bezmyślnie skandując stosowne slogany, a od tego w kółko wykrzykiwania głupieją na potęgę. Ale jako taki, postęp nie jest wyłącznie hipostazą; jest faktem osadzonym w dziejach ludzkości. Nie dotyczy tego co niezmienne, wartości, idei, ale nie ogranicza się wyłącznie do dziedziny materialnej. Dotyka także sfery intelektualnej, choćby edukacyjnej, wtłaczając w szkolne ramy miliardy ludzi na świecie; ludzi którzy przed wiekami mieliby co najwyżej znikomą szansę na zdobycie umiejętności czytania i pisania. Naśmiewać się można z takiego przejawu postępu, wiem dobrze. W przeważającej masie przypadków stwarza zaledwie nikły pozór, ułudę wykształcenia, nie poszerzając bynajmniej ludzkiej wiedzy o świecie. Upowszechnienie edukacji nie rozwija talentów, ale je tłamsi; prawdziwe złoto zamienia w tombak bez wartości; przemienia ilość w nijakość. O jakim „postępie” może tu być mowa? Jeżeli już, to raczej o nadmiernie rozdymanym ego; kreowaniu postaw bez istotnej treści; intelektualnych wydmuszek. Świat przepełniony jest mądralami, którzy zdobyli świadectwo dojrzałości; licencjat, tytuł magistra; ukończyli jakąś tam „high” szkołę i we własnym mniemaniu zjedli wszelkie rozumy. W zdecydowanej większości przypadków tkwią w oczywistym błędzie, upatrując w sobie samym autonomicznego decydenta. Czy w tym stanie „rzeczywistości” kontrrewolucja nie staje się czystym absurdem; reakcja nonsensem. Wszak wszyscy oni są beneficjentami bajzlu rewolucji; alfonsami intelektu; bardami mitu równości, demokratycznej suwerenności.

Cóż w tej sytuacji? Czy rozwiązanie nie tkwi w powrocie do fundamentów edukacji: pokory wobec niedoskonałości, omylności, niewiedzy? Czy nie z takich przymiotów może odrodzić się suwerenność myślenia; opoka normalności; przywiązanie do zasad; wiara w stałość idei?



Prześlij znajomemu

0 Komentarz(e/y) do “Krucjata”

  1. Brak Komentarzy

Komentuj





Language

Książki Wydawnictwa Podziemnego:


Zamów tutaj.

Jacek Szczyrba

Czerwoni na szóstej!.

Jacek Szczyrba

Punkt Langrange`a. Powieść.

H
1946. Powieść.