Najnowsze komentarze

III Ankieta Wydawnictwa Podziemnego

Dziecko w szkole uczy się fałszowanej historii od Piasta do równie sfałszowanego Września i dowie się, że obrońcą Warszawy był nie jakiś tam Starzyński, ale komunista Buczek, który wyłamał kraty „polskiego faszystowskiego” więzienia, by na czele ludu stolicy stanąć do walki z najeźdźcą. – Tak w roku 1952 Barbara Toporska opisywała ówczesny etap bolszewizacji Polski.

Przyjmijmy, na potrzeby niniejszej ankiety, że był to opis pierwszego etapu bolszewizacji, klasycznego w swoim prostolinijnym zakłamaniu. Kolejny etap nastąpił szybko, zaledwie kilka lat później, gdy – posługując się przykładem przytoczonym przez Barbarę Toporską – w kontekście obrony Warszawy wymieniano już nie tylko komunistę Buczka, ale także prezydenta Starzyńskiego (i to z największymi, bolszewickimi honorami). Przyszedł w końcu także moment, gdy komunista Buczek albo znikł z kart historii, albo też przestał być przedstawiany w najlepszym świetle – jeszcze jeden, mocno odmieniony okres.

Mamy tu zatem dynamiczne zjawisko bolszewizmu i szereg nasuwających się pytań. Ograniczmy się do najistotniejszych, opartych na tezie, że powyższe trzy etapy bolszewizacji rzeczywiście miały i mają miejsce:

1. Wedle „realistycznej” interpretacji historii najnowszej utarło się sądzić, że owe trzy etapy bolszewickiej strategii są w rzeczywistości nacechowane nieustającym oddawaniem politycznego pola przez bolszewików. Zgodnie z taką wykładnią, historię bolszewizmu można podzielić na zasadnicze okresy: klasyczny, ewoluujący, upadły. Na czym polega błąd takiego rozumowania?

2. Jak rozumieć kolejno następujące po sobie okresy? Jako etapy bolszewizacji? Jako zmiany wynikające z przyjętej strategii, czy ze zmiennej sytuacji ideowej i politycznej, czy może trzeba wziąć pod uwagę inne jeszcze, niewymienione tu czynniki?

3. Trzy etapy i co dalej? Czy trzecia faza spełnia wszystkie ideowe cele bolszewizmu, czy wręcz przeciwnie – jest od realizacji tych celów odległa? Czy należy spodziewać się powrotu do któregoś z wcześniejszych etapów, a może spektakularnego etapu czwartego lub kolejnych?

Zapraszamy do udziału w naszej Ankiecie.

II Ankieta Wydawnictwa Podziemnego

Dorobek pisarzy i publicystów mierzy się nie tyle ilością zapisanych arkuszy papieru, wielkością osiąganych nakładów, popularnością wśród współczesnych czy potomnych, poklaskiem i zaszczytami, doznawanymi za życia, ale wpływem jaki wywierali lub wywierają na życie i myślenie swoich czytelników. Wydaje się, że twórczość Józefa Mackiewicza, jak żadna inna, nadaje się do uzasadnienia powyższego stwierdzenia. Stąd pomysł, aby kolejną ankietę Wydawnictwa poświęcić zagadnieniu wpływu i znaczenia twórczości tego pisarza.

Chcielibyśmy zadać Państwu następujące pytania:

1. W jakich okolicznościach zetknął się Pan/Pani po raz pierwszy z Józefem Mackiewiczem?
Jakie były Pana/Pani refleksje związane z lekturą książek Mackiewicza?

2. Czy w ocenie Pana/Pani twórczość publicystyczna i literacka Józefa Mackiewicza miały realny wpływ na myślenie i poczynania jemu współczesnych? Jeśli tak, w jakim kontekście, w jakim okresie?

3. Czy formułowane przez Mackiewicza poglądy okazują się przydatne w zestawieniu z rzeczywistością polityczną nam współczesną, czy też wypada uznać go za pisarza historycznego, w którego przesłaniu trudno doszukać się aktualnego wydźwięku?

Serdecznie zapraszamy Państwa do udziału.

Ankieta Wydawnictwa Podziemnego

1. W tak zwanej obiegowej opinii egzystuje pogląd, że w 1989 roku w Polsce zainicjowany został historyczny przewrót polityczny, którego skutki miały zadecydować o nowym kształcie sytuacji globalnej. Jest wiele dowodów na to, że nie tylko w prlu, ale także innych krajach bloku komunistycznego, ta rzekomo antykomunistyczna rewolta była dziełem sowieckich służb specjalnych i służyła długofalowym celom pierestrojki. W przypadku prlu następstwa tajnego porozumienia zawartego pomiędzy komunistyczną władzą, koncesjonowaną opozycją oraz hierarchią kościelną, trwają nieprzerwanie do dziś. Jaka jest Pana ocena skutków rewolucji w Europie Wschodniej? Czy uprawniony jest pogląd, że w wyniku ówczesnych wydarzeń oraz ich następstw, wschodnia część Europy wywalczyła wolność?

2. Nie sposób w tym kontekście pominąć incydentu, który miał miejsce w sierpniu 1991 roku w Moskwie. Czy, biorąc pod uwagę ówczesne wydarzenia, kolejne rządy Jelcyna i Putina można nazwać polityczną kontynuacją sowieckiego bolszewizmu, czy należy raczej mówić o procesie demokratyzacji? W jaki sposób zmiany w Sowietach wpływają na ocenę współczesnej polityki międzynarodowej?

3. Czy wobec rewolucyjnych nastrojów panujących obecnie na kontynencie południowoamerykańskim należy mówić o zjawisku odradzania się ideologii marksistowskiej, czy jest to raczej rozwój i kontynuacja starych trendów, od dziesięcioleci obecnych na tym kontynencie? Czy mamy do czynienia z realizacją starej idei konwergencji, łączenia dwóch zantagonizowanych systemów, kapitalizmu i socjalizmu, w jeden nowy model funkcjonowania państwa i społeczeństwa, czy może ze zjawiskiem o zupełnie odmiennym charakterze?

4. Jakie będą konsekwencje rozwoju gospodarczego i wojskowego komunistycznych Chin?

5. Już wkrótce będzie miała miejsce 90 rocznica rewolucji bolszewickiej w Rosji. Niezależnie od oceny wpływu tamtych wydarzeń na losy świata w XX wieku, funkcjonują przynajmniej dwa przeciwstawne poglądy na temat idei bolszewickiej, jej teraźniejszości i przyszłości. Pierwszy z nich, zdecydowanie bardziej rozpowszechniony, stwierdza, że komunizm to przeżytek, zepchnięty do lamusa historii. Drugi stara się udowodnić, że rola komunizmu jako ideologii i jako praktyki politycznej jeszcze się nie zakończyła. Który z tych poglądów jest bardziej uprawniony?

6. Najwybitniejszy polski antykomunista, Józef Mackiewicz, pisał w 1962 roku:

Wielka jest zdolność rezygnacji i przystosowania do warunków, właściwa naturze ludzkiej. Ale żaden realizm nie powinien pozbawiać ludzi poczucia wyobraźni, gdyż przestanie być realizmem. Porównanie zaś obyczajów świata z roku 1912 z obyczajami dziś, daje nam dopiero niejaką możność, choć oczywiście nie w zarysach konkretnych, wyobrazić sobie do jakiego układu rzeczy ludzie będą mogli być jeszcze zmuszeni 'rozsądnie' się przystosować, w roku 2012!

Jaki jest Pana punkt widzenia na tak postawioną kwestię? Jaki kształt przybierze świat w roku 2012?




Dariusz Rohnka


Gruziński ocean niedorzeczności

Najwyższy sowiet gruzińskiej socjalistycznej republiki sowieckiej powziął w czerwcu 1990 roku uchwałę delegalizującą sam siebie. Uczynił tak bezwiednie. Uchwała głosiła, że wszystkie akty prawne powstałe po obaleniu w 1921 roku Demokratycznej Republiki Gruzji, a więc także te konstytuujące gruziński sowiet, są bezprawne. Zgromadzeni, co im trzeba oddać, wspięli się na szczyt historycznej refleksji, dochodząc do trafnego wniosku o pozaprawnym charakterze sowieckiej rzeczywistości. W zrozumiałym zapamiętaniu przeoczyli jednakowoż, że sami są tej rzeczywistości częścią. Darować sobie powinni uchwalanie czegokolwiek i po cichu rozejść się do domów.

Uchwała nie spowodowała żadnych skutków. Sowiet jak działał wcześniej tak działał dalej. Skrajna bezmyślność, absolutny brak refleksji? I owszem. Ale jak przekonuje Andrzej Dajewski w kolejnej części swojego kolosalnego przedsięwzięcia Jesień Demoludów, sowiecka Gruzja, tego rodzaju poczynania wpisują się w pierestrojkową normę, bo „’upadek komunizmu’ wszędzie odbywał się w oceanie niedorzeczności”. Do tej słusznej konstatacji autora można by jedynie dodać, że nonsens, o którym tu mowa, był rysem szczególnym nie tylko tamtego czasu. Równie skutecznie spowija swymi oparami kolejne dekady historii.

Po trzydziestu z górą latach od jakoby upadku komunizmu kulisy tego gigantycznego widowiska wciąż pozostają przed nami zakryte. Nic w tym dziwnego. Koncepcja pierestrojki, wbrew obiegowym przekonaniom, nie jest zgraną kartą czy reliktem nie tak dawnej przeszłości. Pierestrojka wciąż kształtuje scenę polityczną świata, popycha do działania w sobie jedynie znanym kierunku, dostosowuje własne środki do zmiennych realiów. Wszystko to skrzętnie skrywa przed gawiedzią. Nie daje się przyłapać na gorącym uczynku. Upadku komunizmu nie można było przeprowadzić bez nominalnej drugiej strony. Potrzebny był antagonista, wróg, na którego barkach miała spocząć pokomunistyczna scheda. Niezbędna była masowa agentura: tysiące ludzi gotowych podjąć trud tej schizofrenicznej działalności. Z wyjątkiem pojedynczych przypadków, mimo upływu kilku dekad, możemy jedynie domyślać się, kto w tej agenturalnej robocie brał i wciąż bierze udział.

Podczas lektury obszernego, podzielonego na sześć części, artykułu doznałem czegoś w rodzaju szoku poznawczego. Zdawało mi się do tej pory, że słynące temperamentem, zapalczywością ludy górskiego południa nie są skore do uległości wobec władzy, komunistycznego nierządu nie wyłączając. Liczby podważają to przekonanie. Okazuje się, według danych z 1982 roku, że na tysiąc „obywateli” sowieckiej Gruzji osiemset dwudziestu sześciu należało do kompartii. Gruzja była liderem upartyjnienia, dystansując w tej ponurej konkurencji Rosję i Białoruś.

Można chyba śmiało stwierdzić, że kompartia była zjednoczona z narodem gruzińskim, a naród gruziński był zjednoczony z kompartią…

Niezwyczajna jest witalność sowietyzacji, moszczącej sobie gniazdo pod każdą, nawet góralską, strzechą. 30 lat temu Gruzja była bez reszty komunistyczna. Choć 83 procent to nie 100. Bierzmy jednak pod uwagę, że i sama partia nie wszystkich chętnie przygarniała pod swoje skrzydła. Do takich wyjątków należała rzesza przestępców i kryminalistów. Kultywując podszyte ideologią bezprawie, komuniści nie cierpią konkurencji. Rzecz ciekawa, Gruzja jest nie tylko liderem upartyjnienia, przewodzi także w dziedzinie przestępczości, poważnej, zorganizowanej. Dajewski nie szczędzi szokujących danych liczbowych. U progu lat 90., pomimo że ludność Gruzji stanowiła niecałe 2% ludności zsrs, jej kryminalna elita stanowiła 1/3 wszystkich worów w zakonie raju krat. Jeżeli dodamy do tego jeszcze fanatyczny, podszyty atawizmem nacjonalizmu, kult Stalina, gruziński ideowy krajobraz przedstawi nam się w beznadziejnych barwach. Czy z takich ludzkich osobliwości wykluć się mógł rzetelny, wsparty milionami stronników, antykomunizm à la Gamsachurdia? Dajewski oskrobuje rzeczywistość z lukru.

***

Październikowy przewrót nie od razu pogrążył Gruzję w sowieckiej beznadziei. Oddziały brytyjskie opuściły Batumi dopiero w lipcu 1920, jak przekonuje autor Jesieni, nie bez udziału w podjęciu tej rejterady antybolszewika Churchilla. Bolszewicy nie czekali. Zerwali układ z gruzińską demokracją i już w lutym kolejnego roku wtargnęli do Gruzji, mordując wrogów. Przeprowadzono masowe deportacje. Pacyfikację ułatwiły: klęska głodu i epidemia cholery. Cerkiew gruzińska doznała prześladowań już za poprzedniej, mienszewickiej władzy (zakazano nauczania religii, zamknięto seminaria), dlatego bolszewicy jedynie kontynuowali rozpoczęte dzieło: zniszczono 1500 cerkwi, wymordowano kilkadziesiąt tysięcy duchownych oraz wiernych. Alarmujące memorandum patriarchy Gruzji Ambrożego (Wissariona Chelaja) dotarło do uczestników konferencji w Genui, zostało odczytane, ale nie wzbudziło zainteresowania. Raczono pozostawić Gruzję samą sobie.

Pierwsze protesty ludności były efektem akcji „zniszczenia kułaków jako klasy”. Wybuchały rebelie. W jednej z nich zginęło 150 żołnierzy. Wyjątkowo liczny udział w zamieszkach wzięły kobiety, protestujące przeciw aresztowaniu ich mężów. Generalnie jednak – jak zaznacza Dajewski – Gruzini okazali znacznie mniejszy opór w porównaniu do Ukrainy, Kazachstanu, europejskiej części Rosji; znacznie mniej dotkliwe były konsekwencje – liczbę ofiar szacuje się na zaledwie kilka tysięcy. Dla porównania, ofiary głodu w Kazachstanie stanowiły 40% populacji.

Atak Hitlera na sowiety nie wywołał nadmiernego entuzjazmu wśród gruzińskiej ludności. Gruzini przejawili znikomą antykomunistyczną aktywność (pojawiły się ulotki o antysowieckiej treści, ale jedynie w Tbilisi), za to armia czerwona zmobilizowała 700 tysięcy Gruzinów (20% ludności). Zrzucane przez Niemców grupy spadochroniarzy, złożone z gruzińskich emigrantów, zostały szybko zlikwidowane, głównie za sprawą tubylców. Nie bez znaczenia był fakt, że wodzem postępowej ludzkości był bolszewik gruzińskiej narodowości.

Gdy po śmierci tego bohatera narodowego (oraz zgonie bohatera numer dwa, Berii) nastała odwilż, kulminująca w okolicach wystąpienia Chruszczowa na xx zjeździe kpzs, w Gruzji wybuchły pro-stalinowskie zamieszki. Wiadomo dość powszechnie, że wiele zadano sobie trudu, aby tajny referat, został możliwie jak najszerzej rozpowszechniony, nie sądziłem jednak, że proliferacja postępowała z taką dynamiką. Tyrada Nikity, podczas której zrugał pośmiertnie pryncypała, miała miejsce 25 lutego. Demonstracja w Tbilisi, w obronie czci nieboszczyka, odbyła się po zaledwie 8 dniach:

Pro-stalinowska rebelia rozpoczęła się 4 marca na noszącym jeszcze imię „zdemaskowanego” wodza uniwersytecie, którego studenci, mając zgodę lokalnych władz, zamanifestowali swoje przywiązanie do Stalina pod jego pomnikiem w centrum stolicy, wznosząc okrzyki na jego cześć, a także na cześć Lenina, Mao oraz chrl-owskiego marszałka Czu Te (Zhū Dé), który właśnie przebywał w SSSR (chińscy komuniści werbalnie skrytykowali „destalinizację”), dodając do tego hasło „niech żyje Gruzja, gniazdo orłów!” – najwyraźniej Lenin, Stalin i czołowi chińscy komuniści kojarzyli się im z wolną Gruzją.

W kolejnych dniach młodzież manifestowała pod krzepiącymi ducha hasłami: „niech żyje wielki Stalin!”, „Lenin-Stalin!”, „precz z Chruszczowem!” Co niezwykle ciekawe, pojawiły się też postulaty z innej szuflady: wystąpienia sowieckiej Gruzji z zsrs oraz zniesienia cenzury. Kolejne manifestacje, z udziałem licznych partyjnych towarzyszy, nieustająco rosły w siłę. Doszło do prób zajęcia stacji nadawczej radia i biura telegrafu. Nastąpiła krwawa pacyfikacja, z użyciem czołgów.

Różnobarwny, wielostronny jest świat gruzińskich idei, ale również mały. Bo jak dowiadujemy się od Dajewskiego, istnieje personalna nić, wiążąca te dość dawne, dramatyczne wydarzenia z ustrojową pierestrojką przełomu 89/90, w osobach Zwiada Gamsachurdii i Meraba Kostawy. Pierwszy stał się symbolem antykomunistycznej Gruzji, drugi zginął w wypadku, w mocno niejasnych okolicznościach późną jesienią 1989. Zwiad pochodził z bardzo szczególnej rodziny: ojciec, prominentny pisarz sowieckiej Gruzji, blisko przyjaźnił się z Berią, który ochraniał go przed licznymi atakami politycznymi. Konstantine Gamsachurdia odwdzięczał się pisaniem powieści chwalących ustrój.

Gamsachurdia i Kostawa działali odważnie: w grudniu 1956 rozpowszechniali ulotki wyrażające „solidarność z bohaterskim narodem węgierskim”. Zostali aresztowani w kwietniu kolejnego roku, ale czteroletni wyrok dostali w zawieszeniu. W następnym roku spotkał ich kolejny wyrok, także odwieszony na kołku sprawiedliwości. Zwiad na krótko trafił do psychuszki. Wszystko to nie przeszkodziło obu w podjęciu studiów oraz kontynuowaniu dysydenckiej działalności. (Łagodne traktowanie przez władze jest znakiem firmowym całej kariery Gamsachurdii, nie licząc tragicznego finału.) Jedna z tych zdumiewających szarad, które nie przestawały frapować Józefa Mackiewicza.

Pierwsze nieśmiałe przebłyski antysowietyzmu pojawiły się w Gruzji w początkach lat 60. Nie były otwarcie artykułowane. Objawiały się spontanicznie, co w dobie powszechnej dysydenckiej agentury i agentury wpływu nadaje im szczególną rangę. W 1963, podczas seansu włoskiej komedii Marsz na Rzym, miało miejsce wymowne zdarzenie: gdy na ekranie faszyści rozbijali siedzibę komunistów i palili obraz Lenina, spora część widzów klaskała. – Ech, zmarnowane 40 lat utrwalania władzy ludu.

Ten sam lud zwracał się w stronę prawosławnej wiary. Cerkiew była co prawda wzbogacona kultem Stalina (w soborze św. Trójcy, najważniejszej świątyni Gruzji, wisiała ikona przedstawiająca scenę błogosławienia Stalina przez św. Matronę Moskiewską), ale, jak pamiętamy, kultywowanie pamięci tego akurat oprawcy Gruzinom nie przeszkadzało. Nie bez znaczenia był także narodowy, gruziński, charakter cerkwi uwolnionej spod kurateli Moskwy (choć nie moskiewskiego kgb). Gamsachiurdia począł z początkiem lat 70. piąć się gwałtownie po szczeblach dysydenckiej, nie tylko gruzińskiej, ale i ogólnosowieckiej kariery. Potrafił nawet interweniować w jakiejś sprawie bezpośrednio u ministra spraw wewnętrznych Gruzji, którym był młody Szewardnadze, przyszły sternik niezatapialnej pierestrojki.

Gruziński odłam sowieckiej dysydencji miał wyraźny rys nacjonalny. Przy takich predylekcjach nie powinno dziwić, że już w 1987 roku dotychczasowe slogany wiernej socjalizmowi opozycji zastąpione zostały hasłami samostanowienia, a dysydenci gładko przekształcili się w „opozycję narodową”. W tym gronie znalazł się także Gamsachurdia, którego osobisty autorytet został akurat co nieco nadwątlony jawną spolegliwością wobec sowieckiej władzy. Obronił go przyjaciel – Merab Kostawa. W kolejnych miesiącach dysydencka idea narodowa zdobywała coraz większą popularność, a tropem tej tendencji szły inne narodowości Gruzji. Podkręcano tempo działań i nastroje. Nie bez udziału Moskwy w osobie Szewardnadze, który występował w gruzińskiej tv jako mediator. Przy okazji przyczynił się do wzrostu popularności Gamsachurdii. Z początkiem 1989 coraz gwałtowniej uzewnętrzniał się konflikt pomiędzy Gruzinami i Abchazami, głoszącymi hasła separatystyczne. W odwecie żądano cofnięcia abchaskiej autonomii… i, zdaje się dopiero na drugim miejscu (niech mnie Andrzej Dajewski wyprowadzi z błędu, jeśli się mylę) żądano niepodległości Gruzji. Hasła ewoluowały interesująco: „Precz z reżimem komunistycznym!”, „Precz z rosyjskim imperializmem!”, „ZSRS – więzienie narodów!” oraz „Precz z władzą sowiecką!”, a liczba manifestantów wzrastała. 8 kwietnia 1989 nastąpiła reakcja władzy, „noc saperek”, której przebieg i krwawe konsekwencje stały się przedmiotem zainteresowania światowych mediów. To był przełomowy moment, nie tylko gruzińskiej pierestrojki. Klamka zapadła, a wyrażana od tego momentu skłonność do opuszczenia sowieckiej macierzy okazała się powszechna. Zaczęły powstawać pierwsze grupy paramilitarne. Broni nie brakowało. W czerwcu odbył się w Tbilisi kongres założycielski „frontu ludowego”, tworzonego wedle jednej dysydenckiej sztampy równolegle, w poszczególnych republikach, z klarowną intencją zapanowania nad chwiejną sytuacją. Co charakterystyczne dla przebiegu pierestrojki w Gruzji, także ów „ludowy” front miał swoją paramilitarną organizację. Najsłynniejszą organizacją tego typu byli jednak Mchedrioni, spadkobiercy dawnych rycerzy-partyzantów, współcześnie rekrutujący się głównie z kryminalistów pod wodzą watażki (także wykładowcy uniwersyteckiego) Joselianiego. Mchedrioni działali skutecznie, z rozmachem, pod podwójnymi auspicjami: kgb i worów w zakonie. Jak zgrabnie ujął to Dajewski, Mchedrioni (Jeźdźcy) Joselianiego „przedstawiali sobą to co gruzińskie w formie i sowieckie w treści”.

W marcu 1990 odbył się kongres nowo sformowanej koalicji, Forum Narodowego. Przewodniczył Gamsachurdia. Wezwano do samolikwidacji kompartii oraz bojkotu wyborów do najwyższego sowietu gruzińskiej republiki, ciała którego nie uznawano. W tym samym marcu plenum gruzińskiej kompartii zaakceptowało „system wielopartyjny”, w ten nierewolucyjny sposób godząc się na oddanie władzy. Tymczasem wewnątrz Forum Narodowego nastąpił rozłam. Inicjatywa wyszła od Gamsachurdii. Nowy, powołany przez siebie twór, nazwał „Okrągły Stół – Wolna Gruzja”. Wygłaszał żarliwe mowy, nie stroniąc od wątków religijnych.

My, bracia, stoimy wobec szatana, smoka. Albo go pokonamy mocą Świętego Jerzego, albo on odbierze nam nasz historyczny los i odda go temu kosmicznemu smokowi – antychrystowi, który ukaże się nam i powie: oto ruch narodowy; a w masce i osłonie ruchu narodowego przybywa antychryst, przybywa Barabasz i przybywa demon. Niech zwycięży droga prawości! Niech żyje droga Meraba Kostawy!

Konkurencyjna frakcja narodowa, z Czanturią na czele, sugerowała, że lider gruzińskiego okrągłego stołu, Gamsachurdia, jest narzędziem Moskwy.

W październiku 1990 odbyły się wybory do najwyższego sowietu sssr. Głęboka opozycja frakcji narodowej z Czanturią na czele, wobec konsekwentnie przestrzeganego bojkotu wyborów do nieuznawanego przez siebie ciała, przestała się chwilowo liczyć. Wygrał okrągły stół Gamsachurdii i on też przejął republikańską władzę nad gruzińskim sowietem (a może sowiecką władzę nad republikańską Gruzją? – jeden pies). Triumfował pod złowrogim hasłem „Gruzja dla Gruzinów!”, a autonomie Abchazji, Adżarii i Osetii Południowej uznano za „nielegalne” i „niesprawiedliwe”. Odmawiano też prawa powrotu do swoich domów Turkom meschetyńskim. A jednak nie ogłoszono niepodległości. Proces przywracania tejże miał być przeprowadzony tak, aby:

nie kolidował ze światowymi, globalnymi procesami politycznymi, dialogiem między Zachodem a Wschodem…

Okres przejściowy miał trwać minimum dwa lata. Gamsachurdia odmówił zawarcia proponowanego mu przez Gorbaczowa porozumienia i przyłączenia się do odnowionego zsrs. Nie przekonało to jednak przeciwników z Frontu Narodowego o jego dobrych intencjach. Rozpoczął się otwarty konflikt, także z udziałem Mchedrioni Joselianiego, którzy protestowali wobec zapowiedzi rozwiązania organizacji paramilitarnych. W lutym 1991 zarówno Czanturia, reprezentujący Kongres Narodowy, jak i Joseliani, zarzucili Gamsachurdii i jego stronnikom współpracę z centralą sowiecką. Tego samego wieczora rozpoczęło się rozbrajanie oddziałów Mchedrioni. Akcja została przeprowadzona sprawnie, niemal bez wystrzału, co sugeruje profesjonalne działanie. Następnego dnia wystąpił Czanturia: „podkreślił zdradziecką, antydemokratyczną politykę rady najwyższej i jej przewodniczącego w porozumieniu z Kremlem”. Zarzucił Gamsachurdii współpracę z gruzińskim kgb.

W marcu 1991 przeprowadzono referendum. 99% uczestników odpowiedziało twierdząco na pytanie: czy jesteś za przywróceniem niepodległości Gruzji? W kilka dni później ogłoszono przywrócenie niepodległego państwa. Kongres Narodowy z Czanturią opublikował oświadczenie, w którym powtórzono stanowisko: deklaracja niepodległości wzorowana na drodze litewskiej jest niewłaściwa dla ruchu narodowowyzwoleńczego.

Nieustannie trwały manifestacje. Domagano się uwolnienia aresztowanych Mchedrioni z Joselianim na czele. Opublikowano pisany w więzieniu list tego ostatniego, w którym nazywał Gamsachurdię faszystą, agentem KGB, a jego rządy dyktaturą. Niezrażeni tą krytyką zwolennicy Gamsachurdii wprowadzili do konstytucji sowieckiej republiki gruzińskiej stanowisko prezydenta, dzięki czemu sam Gamsachurdia został formalnie tymczasowym prezydentem. Po przeprowadzonych wkrótce wyborach został ogłoszony prezydentem.

W Moskwie trwały przygotowania do puczu. To wiekopomne wydarzenie miało wyglądać na totalną amatorkę, tym bardziej było trudne w przygotowaniu. Jak wiemy, obowiązywała ścisła tajemnica, co także zadania nie ułatwiało. Szewardnadze, wedle wzoru Jelcyna, rzucił partyjną legitymację, ogłaszając jakąś kolejną demokratyczną inicjatywę. On wiedział, co się święci w związku sowieckim. Tego samego nie można powiedzieć o gruzińskim agencie pierestrojki. Gamsachurdia nie miał pojęcia. (Sowieci nie mają zwyczaju wtajemniczać w swoje sprawy dysydenckiego drobiazgu.) Nie zajął stanowiska. Wezwał do zachowania spokoju. Wobec żądania puczystów, rozwiązania organizacji paramilitarnych, wyraził zgodę. Podjął w ten sposób dialog z puczystami, uznając ich legalność. Jako sprawny polityk, ukrył konsekwencje tej decyzji, wydając tego samego dnia dekret „o reorganizacji wojsk wewnętrznych – gwardii narodowej”. Ale na niewiele to się zdało. Gdy sytuacja w Moskwie wyklarowała się nieco na korzyść Jelcyna i jego „sił demokratycznych” (są frazy niechybnie wywołujące wesołość), Gamsachurdia w mig przestawił swoją ideową zwrotnicę na antypuczystowskie tory. Wezwał kraje zachodu do uznania niepodległości Gruzji, a także do nawiązania stosunków dyplomatycznych. Ciekawa rzecz: rychło takiego uznania doczekały Litwa, Łotwa i Estonia. Gruzja musiała poczekać aż do rozpadu związku.

Opozycja nie przespała moskiewskiego puczu, a chwiejna postawa świeżo upieczonego prezydenta nie przeszła niezauważona. Wkrótce poczęto domagać się jego ustąpienia z urzędu/nieurzędu (opozycja, tradycyjnie, nie uznawała instytucji, o których perorowała). Do żądania przyłączyli się licznie byli komuniści. Rozpoczęto głodówki protestacyjne (głodówki były od wielu lat ulubionym orężem gruzińskiej dysydencji). Demonstrowano, stawiano barykady. Szewardnadze, przemawiając z Moskwy, stwierdził, że prezydent utracił kontrolę. Gamsachurdia nie cieszył się nadmiarem uznania. Nie zaproszono go na grudniową stypę po sowieckim związku. Nie zaskarbił sobie uznania Amerykanów. Baker, sekretarz stanu, twierdził, że Zachód poprze Rosję, Ukrainę, Kazachstan, Armenię i Kirgizję, które „wykazały swoje skłonności do ideałów demokratycznych”, ale Gruzja i Azerbejdżan nie powinny na to liczyć. Deklaracja amerykańskiego pożytecznego idioty nie stawia Gamsachurdii w złym świetle. Przeciwnie. Niewiele faktów przemawia na rzecz dobrych intencji Gamsachurdii; wypowiedź Bakera do nich należy.

Pod koniec grudnia w stolicy sowieckiego Kazachstanu odbyło się spotkanie 11 bolszewików, reprezentujących świeżo ukonstytuowane niepodległe państwa. Gruzja miała status obserwatora. W przerwie obrad Jelcyn, wziął owych obserwatorów na stronę, wyciągnął napoczętą butelkę gruzińskiego koniaku, zaproponował wspólną konsumpcję, po czym oświadczył, że następnego dnia o 7 rano oczekuje telefonu Gamsachurdii z deklaracją zgody na przyłączenie Gruzji do konstytuującej się akurat nowej bolszewickiej wspólnoty. W razie odmowy Gamsachurdia będzie miał problemy, ze swoją władzą.

Nazajutrz o 8 rano doszło do pierwszego zbrojnego starcia zbuntowanych oddziałów gwardii pod dowództwem Kitowaniego z oddziałami rządowymi. Gamsachurdia zmuszony został do ukrycia się w schronie. Obrona była zaciekła, oddziały wierne Gamsachurdii nie ustępowały. Walki wybuchły także w innych częściach miasta. Siły bezpieczeństwa republiki odmówiły zaangażowania w konflikt. Po obu stronach walczyło zaledwie po kilkaset osób. Uwolniono Joselianiego i Czanturię, który obwieścił, że los dyktatury jest przesądzony. Istotnie, szala zwycięstwa przechylała się na rzecz zamachowców.

Gamsachurdia opuścił schron i z silnym konwojem udał się do Azerbejdżanu. Ponieważ odmówiono mu tam gościny, podążył do Armenii, gdzie 7 stycznia ogłosił utworzenie rządu tymczasowego. Także w Armenii nie gościł długo – centrala w Moskwie nie próżnowała. Udał się do Czeczenii Dudajewa.

7 marca 1992 na lotnisku w Tbilisi wylądował samolot z Szewardnadze na pokładzie. Przywitany został przez parę Joseliani i Kitowani oraz dwutysięczną masę tbiliskiej inteligencji, wyposażonej w czerwone goździki. Udał się do katedry Sioni po błogosławieństwo Ilii II. Został ochrzczony, przyjmując imię Jerzego, choć zapewne nie po to, aby zwalczać antychrysta. Stanął na czele tymczasowej rady państwa.

***

Gamsachurdia został pozbawiony władzy za sprawą działań czekistów. Zdanie m Dajewskiego należy jednak wyraźnie zaznaczyć, że doszedł do niej także w wyniku ich wsparcia. Nigdy nie był legalnym prezydentem Gruzji. Dajewski krytykuje stanowisko zmarłego przed czternastoma laty znawcy spraw sowieckich Christophera Story, który upatrywał w działaniach Gamsachurdii szczerej intencji walki z komunizmem. Nie można – przekonuje Dajewski – twierdzić jednocześnie, że pierestrojka była prowokacją oraz, że jeden z jej wykonawców był „legalnym prezydentem Gruzji”.

Jest w tym, co pisze Dajewski, wiele racji. Trudno utrzymać punkt widzenia, że przygotowywana pieczołowicie przez dziesięciolecia wielka prowokacja, dopuszczała do gry ludzi, których lojalności nie była pewna. Ale ludzie są ludźmi. Niekiedy zmieniają zapatrywania, drogę życia. Gamsachurdia był przez dziesięciolecia aktywności przewidywalny, spolegliwy wobec mocodawców. Gdyby było inaczej zostałby w porę odsunięty lub zamordowany. Ale w którymś momencie swojej bujnej kariery postanowił wymknąć się spod kontroli. Owszem, był agentem pierestrojki, ale niewiernym. Czy nie o tym świadczą rzekome przestrogi Jelcyna skierowane pod jego adresem 21 grudnia 1991? Groźby zmaterializowane po upływie zaledwie kilku godzin.



Prześlij znajomemu

7 Komentarz(e/y) do “Gruziński ocean niedorzeczności”

  1. 1 Andrzej

    Bardzo dziękuję Redakcji za tę bardzo interesującą recenzję-streszczenie, wydobywającą najistotniejsze treści z mojego tekstu. Wierzę, że dostarczy wielu nowych czytelników mojej strony.

    Precyzując kwestię ikony z wizerunkiem Stalina dodam, że w tbiliskiej katedrze umieszczono ją w okolicy (lub w dniach) prawosławnego Bożego Narodzenia bieżącego roku (6-7 stycznia), a jej pierwowzór pochodzi z Petersburga, gdzie był eksponowany w 2008 roku. Źródłem tych informacji jest ten artykuł

  2. 2 michał

    Drogi Panie Andrzeju,

    Bardzo to wszystko interesujące, ale czy ja dobrze rozumiem, że Pan uważa Gamsachurdię za gruzińskiego Bolka? Tak zdaje się wynikać z darkowego streszczenia, a Pańskiej pracy jeszcze nie skończyłem. Dla uniknięcia nieporozumień: co innego Bolek czyli agent, a co innego poputczyk, którego działania nie są w ostatecznym rozrachunku niezgodne z celami międzynarodowego komunizmu.

    Wyznaję, że obserwując przed laty na żywo te wydarzenia, które Pan tak ciekawie teraz przywołuje, odnosiłem zupełnie odmienne wrażenie, choć nigdy nie byłem takim wielbicielem Gamsachurdii jak Christopher Story.

    Jestem więc bardzo ciekaw Pańskiej opinii. Czy są jakieś dowody na to, że Gamsachurdia był agentem kgb?

  3. 3 Andrzej

    Panie Michale,

    Dowodów ujawnionych publicznie nie ma (co mnie nie dziwi; opisałem kwestię archiwum gruzińskiego kgb). Są przypuszczenia poparte analizą „drogi życiowej” Gamsachurdii, począwszy od okresu młodzieńczego. Są niejasne punkty jego „dysydentyzmu” – przytoczył je z mojego opisu Darek. Nie powinniśmy mieć złudzeń, że człowiek, który raz uległ czekistom nie będzie z nimi współpracował potem. Wałęsa był „Bolkiem” formalnie przez około 6 lat, pomagał esbekom rozpracować środowisko „grudniowe” w stoczni, potem zapewne wykonywał zadania w „dysydenckich” WZZ, ale jego najbardziej skuteczne działania na korzyść komunistów – jawne, to lata późniejsze, na znacznie wyższym poziomie działania. Pan przecież doskonale to wie.

    Warto zadać sobie pytanie, czy w świetle faktów z kariery i wzrostu Gamsachurdii jego działania służyły sowietom i do kiedy tak było, skoro go zlikwidowali. Moim zdaniem służyły im do czasu gdy postanowił zostać samodzielnym „prezydentem Gruzji”, przestał realizować scenariusz czekistów i stał się wobec nich nielojalny. To było co najmniej ostatnie półrocze 1991 roku. Bolek lojalnie realizował i realizuje scenariusz do końca. Tu jest różnica, ale przecież do tego czasu ich działania można chyba śmiało zrównać ze sobą.

  4. 4 michał

    Tak, ale działalność Bola potwierdzała jego agenturalność, i na odwrót. Czy da się powiedzieć to samo o Gamsachurdii? To nie jest pytanie retoryczne.

    „Demokratyczna opozycja przeprowadziła atak rakietowy na budynek Parlamentu, gdzie ukrywa się Prezydent.”

    Oświadczenia tego rodzaju brzmią groteskowo w każdych okolicznościach. W tym wypadku, oblężony Prezydent – były przywódca antykomunistycznej opozycji – wybrany został z 86% głosów. Zviad Gamsachurdia, bo o nim mowa, został najpierw poddany propagandowej nagonce, w której niespodziewaną rolę odegrały zachodnie środki przekazu, przedstawiając go jako antydemokratycznego autokratę. (Muszę przyznać ze wstydem, że sam miałem wątpliwości, co do Gamsachurdii; wydawał mi się kaukaską wersją Wałęsy.) Czy brytyjska publika nie wyśmiałaby gruzińskiej prasy, gdyby ta brała za dobrą monetę cotygodniowe nawoływania pana Kinnocka do rezygnacji pani Thatcher? Tak jednak czyniło BBC, wskazując na żądania opozycji, jako dowód autokratyzmu Gamsachurdii. A co powiedzianoby na próbę obrony Pałacu Westminsterskiego przed atakiem rakietowym ze strony demokratów? Z żalem stwierdzić muszę, że brytyjska prasa – a zwłaszcza BBC – nie zbyła „demokratów” podczas gruzińskiego konfliktu, przyjmując całkowicie ich uzasadnienie krwawego obalenia demokratycznie wybranego rządu. Kiedy Gamsachurdia wskazywał na Eduarda Szewardnadze jako źródło kampanii przeciw niemu – wyśmiano go. Kiedy zwycięscy powstańcy wezwali Szewardnadze, by został tymczasowym prezydentem – Gamsachurdia został zapomniany. Teraz, po farsie „wyborów”, w których Szewardnadze był jedynym kandydatem, tysiące gniją w więzieniach, ale nowy prezydent cieszy się poparciem Zachodu.

    Myślę, że nie ma się czemu dziwić, w końcu Zachód ma dług wdzięczności wobec jednego z głównych architektów pierestrojki…

    – Tak wyglądają moje zapiski sprzed ponad 30 lat. Moja hipoteza była wówczas taka, że Szewardnadze należał do eszelonu sowieckich przywódców, samych członków politbiura, desygnowanych dla „przejęcia władzy w postsowieckich respublikach”. Ale w przeciwieństwie do Jelcyna, Krawczuka, Nazarbajewa et al., przyjmował honorowe doktoraty i wszelkie możliwe inne honory od zauroczonego nim Zachodu, zanim zapewnić sobie władzę w Tyflisie. I tę lukę, tę pauzę wykorzystał Gamsachurdia.

    To była wówczas wyłącznie hipoteza (pisałem o niej zresztą tutaj w polemice z Nyquistem) i taką pozostaje. Czy nie dałoby się jej sfalsyfikować w świetle Pana własnych ustaleń?

  5. 5 Andrzej

    Drogi Panie Michale,

    Wydaje mi się, że pominął Pan najważniejszą okoliczność. Wydarzenia mają miejsce w sowietach – „innym świecie”, a zachodni politycy i media pierestrojki pragną jak kania dżdżu i potępiają oraz mocno piętnują wszystko co jest wbrew woli Gorbaczowa i Szewardnadze. Zatem, czy mogą te kwestie relacjonować i oceniać inaczej? Zestawienie sowieckiej „demokracji” z demokracją zachodnią nie wydaje mi się tutaj na miejscu. To, że stronnicy Gamsachurdii gnili w więzieniu nie miało znaczenia, a nawet było zachodnim elitom na rękę.

    Druga sprawa to, że nie powinniśmy koncentrować się jedynie na ostatnim półroczu działań Gamsachurdii, czy nawet ostatnim kwartale (od „puczu sierpniowego”), lecz na całości. Do tego czasu sowieccy realizatorzy pierestrojki nie mogli mu niczego zarzucić. Fakt, że Gamsachurdia nie poparł Gorbaczowa podczas „puczu”, czy też nie sprzeciwił się mu, jak Landsbergis, Snegur, Krawczuk, Nazarbajew etc. z miejsca uczynił go wrogiem Zachodu. Przecież wcześniej tak nie było, na zarządzone przez niego – a był już nominalnie w pełni zarządzającym sowiecką Gruzją – „referendum niepodległościowe” przybył Nixon (chociaż dwa tygodnie wcześniej na spotkaniu z Bakerem Gamsachurdia prezentował już poglądy ostro krytykujące tę fazę „liberalizacji”, ale nie inaczej było przecież z Landsbergisem; radykalizm zarządzania Gamsachurdii nie był w tamtym czasie mniejszy niż radykalizm zarządzania „niepodległych” Litwinów). Gorbaczowa otwarcie krytykował w owym czasie też Jelcyn (z lewej) – też nie był wtedy ulubieńcem zachodnich mediów – raczej były wobec tego zjawiska neutralne.

    amsachurdia. wykorzystał „dziejową” lukę? Bardzo możliwe, gdy zdał sobie sprawę, że za chwilę związek sowiecki „upadnie” i jest możliwe wykorzystać to dla siebie. Pamiętajmy, że jego działania napędzał radykalny nacjonalizm i był człowiekiem bardzo ambitnym.

    W latach 80. Wałęsa był przez cały czas pod kontrolą Michnika, Geremka, Kuronia et al. Niby zbuntował się potem przeciwko nim, ale na krótko i nigdy nie zerwał całkowicie mostów (po prostu promował inny eszelon – zbliżony wszakże do poprzedniego -, wobec którego był mniej zależny). Ale może tak miało być, demoludowa „demokracja” ma swoje prawa i dla pozorów wiarygodności należało dopuścić innych graczy (także podlegających kontroli).

  6. 6 Andrzej

    ps. Jeszcze bym dodał to, że mamy tu do czynienia z ultra-nacjonalistami. Ich antysowieckość była chwilowa, dyktowana nie ideowo, lecz koniunkturalnie – rozpad imperium dawał im wolną rękę w realizacji celów. Wydaje mi się, że także i z tego powodu, niemal w pełni już lewicowo-„postępowy” Zachód nie miał żadnych skrupułów w potępieniu Gamsachurdii ani wyrzutów sumienia co do więzionych nacjonalistów.

    Znający dobrze realia sowieckiej Gruzji Szewardnadze, po powrocie do niej musiał od razu zrzucić maskę „liberała” i oprzeć się na tym nacjonalizmie (ponownie, bo robił to gdy był gruzińskim gensekiem). Szybko też przestano go na Zachodzie tak traktować, choć nadzieja na to, aby tak było nie umarła nigdy, co świadczy o skuteczności sowieckiej dezinformacji (a może jest to jednak objaw zarazy?).

  7. 7 michał

    Drogi Panie Andrzeju,

    Ciut się zgubiłem. Dlaczego niby pominąłem ważne okoliczności? Przytoczyłem, bez żadnych upiększeń i skrótów, moją notatkę z początku lat 90. Jej przedmiotem były brytyjskie reakcje na sytuację w Gruzji – na żywo, wówczas, tak jak to się działo – oraz moje własne rozterki w kwestii oceny tej dziwnej, a nawet tragicznej postaci. Nie zajmowałem się żadnymi okolicznościami. Znałem wtedy p. Story i byłem świadom jego entuzjastycznego poparcia dla Gamsachurdii; byłem sam zupełnie przeciwnego zdania: wydawał mi się gruzińskim Wałęsą. Ale z czasem nasunęly mi się wątpliwości, które Pański tekst mi przypomniał – stąd to (najwyraźniej mylące, nieciekawe i niepotrzebne) przytoczenie.

    Czy zachodni polityk i dziennikarz nie może oceniać inaczej? Każdy wolny człowiek może relacjonować inaczej niż większość, każdy wolny człowiek może dążyć do prawdy. Peter Simple (pseudonim) z Daily Telegraph, dostrzegł fałsz i „teatralny charakter” puczu moskiewskiego. Jakim więc prawem suponuje Pan, że oni „nie mogą inaczej”? Skąd to przekonanie? Czyżby stąd, że nie robią inaczej? Ejże! Równie dobrze mógłby Pan twierdzić, że skoro wszyscy biją żony, to nie można inaczej…

    Zupełnie nie rozumiem, co chce Pan powiedzieć dalej („druga sprawa…”). Podtrzymuję natomiast moje pytanie o Szewardnadze: czy nie jest przekonujące, że on nie spełnił swej roli? Jego zadaniem było objęcie władzy w sowieckiej republice gruzińskiej. Tymczasem on pozwolił Gamsachurdii przejąć władzę, po czym z trudnością wyrwał mu ją i znalazł się w takiej pozycji, jaką miał osiągnąć wg oryginalnego planu (gdyby nie był poszedł na ksiuty) o wiele, wiele wcześniej.

    Pan jest znakomicie oczytany w gruzińskich źródłach, stąd moja propozycja, by sfalsyfikować tę hipotezę, tzn. zastanowić się, co się stało wówczas. Szewardnadze nie zajął się swoją działką, więc ktoś inny ją zaorał, po czym Szewardnadze wrócił i wykopał uzurpatora na orbitę. Twierdząc tak, nie czynię przecież z uzurpatora świetlanej postaci (jak zdaje mi się Pan zarzucać), chcę po prostu zrozumieć, co się wówczas stało. Jak dotąd, nie widzę wyjaśnienia.

Komentuj





Language

Książki Wydawnictwa Podziemnego:


Zamów tutaj.

Jacek Szczyrba

Czerwoni na szóstej!.

Jacek Szczyrba

Punkt Langrange`a. Powieść.

H
1946. Powieść.