Michał Bąkowski
38 comments Published 12 April 2013    |
(Polski) Kto wyklinał żołnierzy wyklętych? czyli o masowym antykomunizmie
38 comments Published 12 April 2013    | 
Panie Michale,
dywagacje, czy chłopcy z NSZ byli prawdziwymi czy fałszywymi antykomunistami nie mają sensu. Jak można w ogóle w ten sposób podchodzić do ich postawy? Mackiewiczowi
chodziło o uratowanie wolnej myśli na emigracji. Ograniczanie tej myśli nazywał polrealizmem i o tym jest „Zwycięstwo prowokacji”. Natomiast czyny chłopców z lasu to przede wszystkim świadectwo patriotyzmu, a nie bandytyzmu, faszyzmu, nacjonalizmu, antysemityzmu, jak głosiła bolszewicka propaganda.
Porozumienie z 1950 r. to hańba i słusznie Pan jego fragmenty przytoczył w kontekście wyklinania chłopców z lasu. Ja z kolei czasami zastanawiam się, jak wielu było takich zwykłych, spokojnych współrodaków, chcących po prostu ułożyć sobie jakoś życie po wojnie i wyklinających ich właśnie z powodu zakłócania tego spokoju. Termin „wyklęci” niezbyt mi odpowiada, ale pobudza jednak do refleksji. Tu w prlu coraz więcej młodych ludzi obchodzi święto „wyklętych”, więc istnieje pewna nadzieja, że na marszach i okrzykach nie skończy się, że wezmą z nich czynny przykład. Młodość jest po to, żeby się biła, a nie gniła, jak mawiał Tadzio Zakrzewski.
Drogi Panie Marku,
Gdyby zechciał Pan przeczytać uważniej, na co z pewnością mój artykuł nie zasługiwał, to dostrzegłby Pan, że nie zamierzałem ani szukać czystego antykomunizmu, ani wystawiać cenzurek. “Dywagacje” miały jednak sens w kontekście dyskusji.
Mam nadzieję, że nie każdy czyn każdego chłopca w lesie uważa Pan za świadectwo patriotyzmu. Wstyd byłoby się przyznać, co też ja nie nawyprawiałem w lesie.
Czy łączy Pan nadzieje z marszami i okrzykami na cześć Kurasia?
Panie Michale,
może i nie zasługiwał, ale go przeczytałem. Nie zamierzał Pan cenzurek wystawiać, ale w mojej ocenie nie do końca to się udało.
“Kuraś nie był reprezentatywny dla antybolszewickiego podziemia”, więc dlaczego Pan tak wiele uwagi mu poświęca?
Nadzieje moje dotyczą raczej marszów na cześć Dekutowskiego, Młota, Tabortowskiego i wielu, wielu innych..
Panie Marku,
Dlatego właśnie, że “w prlu coraz więcej młodych ludzi obchodzi święto „wyklętych”” przez wynoszenie na piedestał Kurasia.
Prawdę mówiąc, marsze na cześć kogokolwiek w ogóle mnie nie interesują – kto tam znowu rusza prawą?! lewa! lewa! – choćby nawet były na cześć Józefa Mackiewicza. W końcu więc pewnie będzie mi obojętne, czy równy tłumów marsz to dla Kurasia czy innych. Będę raczej milczał wsłuchany w kroków huk.
Co rzekłszy, jeśli interesuje Pana wypowiadanie się na temat tych żołnierzy antykomunistycznego podziemia, których Pan poważa, w przeciwieństwie do maszerowania na cześć, to wie Pan sam, że łamy Wydawnictwa Podziemnego stoją dla Pana otworem.
,, na piedestał Kurasia” – to jakieś nieporozumienie. Kuraś należał do UB, więc po prostu antykomunistą nie był. Nie słyszałem o marszu go upamiętniającym. Wiem natomiast, że w Lublinie odbył się marsz na cześć Dekutowskiego – Zapory. I bardzo dobrze.
Panie Marku!
Jak już powiedziałem, marchons, marchons, mnie nie interesuje.
Z Panem zawsze tak jest, że stawia Pan jedno nieporozumienie na drugim. To ja właśnie napisałem, że Kuraś antykomunistą nie był………
Jedno uzupełnienie – “coraz więcej” nie oznacza tłumów. Mówiłem o marszach nielicznych grupek właśnie wbrew tłumom, a nie na odwrót.
Brałem kiedyś udział w dwuosobowym marszu, milczeliśmy wsłuchani w kroków huk mając przeciwko sobie całe miasto. Dość pouczający spacer…
Panie Marku,
Problem również w tym, że organizatorzy tych marszów “ku czci” uważają, że obecna Polska jest już “wolnym” i “niepodległym” krajem. To uczestnikom marszów zaciemnia tylko obraz rzeczywistości…
Panie Łukaszu,
ma Pan rację, to zaciemnia. Dobrze jednak, że upamiętniają “żołnierzy wyklętych”. To byli antykomuniści i pokręcony życiorys jednego Kurasia, przytaczany wielokrotnie przez Pana Michała, tego nie zmieni. Nie chcieli Polski czerwonej i walczyli z bolszewickim najazdem. Mam nadzieję, że młodzi wezmą z nich przykład. Wówczas o zaciemnianiu obrazu rzeczywistości nie będzie już mowy.
Drogi Panie Marku,
Jeżeli powiedziałem choćby słowo nieprawdy o Kurasiu, to proszę mi to łaskawie wykazać, a natychmiast się wycofam i z chęcią przeproszę. Jak dotąd niczego takiego Pan nie wykazał.
Czy pokręcony życiorys Kurasia coś zmienia czy nie, to już jest kwestia interpretacji i ja – czy Pan pozwoli czy nie – pozostanę przy mojej, do czasu aż zostanę przekonany, że jest niesłuszna.
Czy zastanawiał się Pan kiedykolwiek nad słowami: Niemcy robią z nas bohaterów, a bolszewicy robią z nas gówno? Nie trzeba mówić, że opór przeciw komunistom na ziemiach polskich był masowy, kiedy nie był. Reakcja społeczeństwa wyglądała tak, jak to opisał Mackiewicz w “Drodze donikąd”, a nie tak jak to przedstawiała polrealistyczna propaganda, ani tak jak się to widzi dziś w prlu.
Osobiście, chętnie pochylę czoło nawet wobec pamięci Kurasia, bo pomimo wszystko zwrócił się przeciw bolszewikom, a to było rzadkością – żaden masowy opór nie istniał, bolszewicy zrobili z nas gówno. Nie zamierzam jednak nazywać Kurasia antykomunistą, bo to byłoby absurdalnie śmieszne. Wedle tej zasady Hitler byłby antykomunistą.
Pan tak bardzo pragnie znaleźć w przeszłości pozytywne postacie, tak bardzo pragnie czcić i maszerować, że nawet Kalenkiewicza uznał Pan tu kiedyś za antykomunistę. Nie zamierzam odgrzewać tamtej (i tak gorącej) dyskusji, ale w moim mniemaniu układanie planów “wspólnego wyzwalania Wilna wraz z krasnoarmiejcami” kłóci się z antykomunizmem. Kotwicz był na pewno bohaterem i zginął w walce z bolszewikami, ale to nie czyni go antykomunistą. Wedle tej z kolei zasady, antykomunistami byliby Tuchaczewski i Bluecher, sowieccy gieroje, którzy zginęli z rąk czeki.
Panie Michale,
na temat Kurasia podzielam Pana zdanie, więc o czym mamy rozmawiać? Odnośnie Kotwicza może i trochę się różnimy, ale temat uważam za wyczerpany.
Nigdy opór nie był masowy – ani pod zaborami, ani pod Niemcem, ani pod bolszewikiem. Zawsze walczyła garstka, a masy chciały jakoś ułożyć sobie życie. Skąd więc ten pomysł, że walka z komunistami miała masowy charakter?
Pragnę czcić pamięć bohaterów, ale niekoniecznie w marszu. Gdzie napisałem, że chcę maszerować? Napisałem, że młodzi maszerują z okazji “wyklętych” i mnie to cieszy. Niech biorą z nich przyklad.
Panie Marku,
Tu chyba są dwie różne sprawy. Opór nie może być “masowy” w tym sensie, że “masowa konspiracja” to jest contradictio in adiecto. Rzecz jednak w tym, że opór wobec okupacji niemieckiej właśnie BYŁ masowy, na ile to w ogóle możliwe. Taki jest właśnie sens tej niezwykłej konstatacji Mackiewicza, że Niemcy robili z Polaków bohaterów.
W porównaniu z niezwykłym oporem polskiego społeczeństwa wobec niemieckiego okupanta, opór wobec bolszewików był prawie nieistniejący, bo sowieci zrobili z nas gówno.
To konsekwencja rozkazu “Z bolszewikami nie walczyć” – to i nie walczono… Podobnie dzisiaj, “masowo” nawołuje się do walki z Tuskiem, Putinem, a nie z neobolszewizmem jako takim.
Drogi Panie Łukaszu,
To jest dobrze powiedziane, ale czy tu rzeczywiście zachodzi pełna analogia?
Po pierwsze, skąd wziął się rozkaz “z bolszewikami nie walczyć”? Nie mam tu na myśli okoliczności tego pojedynczego rozkazu, ale raczej sytuację, w której taki niesłychany rozkaz może być choćby rozważany. Otóż wydaje mi się on pochodną wszechświatowego pochodu pod hasłem “lewa wolna!”, pochodu trwającego już setki lat.
Po drugie, czasami tak bywa, że podobne działania mają odwrotny sens, i dlatego właśnie wydaje mi się ważne artykułowanie motywacji politycznych. Nawołuje się dziś (czy aby często?) do walki z Tuskiem, w imię politycznego partyjnictwa. Nazywa się dzisiejszą Polskę prlem tylko po to, by przypiąć łatkę jednej “ekipie” i poprzeć drugą. Jeśli to jest prl, to nie wolno brać udziału w jego wyborach. Kropka. Jeśli to jest prl, to jak można opowiadać w kółko o “śmierci Prezydenta Polski w Smoleńsku”? Albo-albo.
Po trzecie, w Putinie widzi się co najwyżej autokrację rosyjską albo “neonazizm”, co byłoby komiczne, gdyby śmiech nie zamierał na ustach ze zgrozy. Ta cała “walka” z Putinem czy z Tuskiem, to w ogóle nie jest żadna walka, a kopanie dołków dla celów ograniczonych do wąskiego partyjniactwa. W dzisiejszym prlu napada się na Putina, żeby zdobyć głosy, podczas gdy ci co nie mają i tak szans w żadnym głosowaniu, oskarżają krytyków Putina o “brak realizmu”.
Ci którzy poszli do lasu w roku 1945 , podnosili broń przeciw sowietom, ale szli przeciw całemu światu. Nie mieli w sobie krzty pseudo-realizmu, bo wiedzieli, że realizm nie dotyczy szans zwycięstwa, ale zbożności celów. Mieli przeciw sobie nie tylko ubecję, nkwd i smiersz, ale całe społeczeństwo, nawet włącznie z emigracją, i cały świat, który założył Wielką Spółkę z sowietami.
Ta Wielka Spółka trwa.
Łukaszu, Panie Marku,
Organizatorzy (a przynajmniej ich duża część) marszów ku czci żołnierzy podziemia antykomunistycznego nie tylko uważają, że “Polska jest wolna”, że “komunizm upadł” i mamy do czynienia nie z neokomunizmem, a efemerycznym “postkomunizmem”, ale także widzą w kremlowsko-łubiańskich czekistach schmittiańskich “katechonów”, “obrońców chrześcijańskiej cywilizacji przed masonami i Żydami”, w czynownikach chińskiej kompartii – “konserwatywnych liberałów, w KRLD – “ostatni bastion porządku sakralnego”…
No, ale w tym ostatnim punkcie to Pan chyba przesadził. Nie wiem nic o organizatorach marszów – i wiedzieć nie ścem! jak mawiała pewna młoda dama – ale bolszewicka Korea jako bastion porządku sakralnego, to chyba nawet prezesowi Wielomskiemu nie przeszłoby przez gardło.
No niestety, bywa i tak.
Tekst chwalący KRL-D z “reakcjonistycznego” punktu usunięto, ale… są ludzie, którzy takie kur(w)ioza głoszą.
Tutaj inny przykład radosnej twórczości “polskiego duginisty i eurazjaty”: http://www.konserwatyzm.pl/artykul/3750/manowce-marksizmu-przeciwko-materializmowi-i-racjonalizmowi
Cha, cha!! Genialne!
“materialistyczna aksjologia komunizmu jest finalizacją okcydentalnego projektu racjonalistycznego i jako taka prowadzi do jego całkowitej autodestrukcji. W omawianym wówczas przypadku taką kolej rzeczy musi spowodować zetknięcie się tej świeckiej ideologii z archaiczną umysłowością człowieka orientalnego – prędzej czy później dojdzie do kryzysu po jednej ze stron, jakiegoś rodzaju konfrontacji, a w końcu koreańskie elity będą musiały postawić sobie pytanie „co dalej?”.”
Kto to jest Tomasz Wiśniewski? Taż ta, panie, ministerialna głowa! Mógłbym pokusić się o wykazanie, że pomiędzy poszczególnymi członami powyższej wypowiedzi nie zachodzi związek wynikania logicznego, a także, że przystaje toto do rzeczywistości tak jak pięść do nosa. Ale nie zrobię tego, a za to pogrążę się w melancholii.
Co rzekłszy, Panie Jaszczurze, on jednak nie mówi o porządku sakralnym w krl(b), ale o “logice sakralnej”. Nie mnie wyjaśniać różnicę, bo czkawki dostaję ze śmiechu na myśl o tych “elitach” krlowskich, które będą musiały sobie postawić pytanie “co dalej maturzysto?”
Panie Michale,
Nie wiem, kto to jest ów Tomasz Wiśniewski. Głowa ministerialna, a i owszem! Bo nie sądzę, żeby agent wpływu był taki dobry. Poza tym, żadna bezpieka ani razwiedka nie szukałaby bazy werbunkowej w takich środowiskach.
Tak, tak, on pisze o “logice”, nie “porządku” sakralnym w KRLD, ChRL i Rosji Sowieckiej. Umknął mi ten niuans, ale to dlatego, że w środku tygodnia nie zwykłem pić alkoholu. A w tym przypadku – bez wodki nie razbieriosz.
On sam pisze o sobie tak:
“Nie lubi ludzi, dzieci, kobiet i zwierząt. Religiant i antyliberalna ironistka zarazem. Zwolennik katolickiego socjalizmu utopijnego i komunizmu wojennego. Urodzony lojalista i kolaborant. Partycypuje mistycznie w osobowościach kilku wdzięczących się w internetach modelek. Poza tym studiuje.”
http://www.rekurencje.pl/redakcja/wi%C5%9Bniewski/
Tylko płomienny geniusz może pisać o sobie w trzeciej osobie. Ach ta ironistka!
@Jaszczur, Michał;
To jest jakiś ko(s)miczny bełkot! Tu nawet wódka, pita na czczo, nic a nic nie pomoże!
Wielomskich i Wiśniewskich ci u nas dostatek. Ku chwale bolszewickiej wszech-ojczyzny!
Ich bełkot jest odpowiedni do ich czasów. Wódka, wódką ale tu trzeba nie tyle “lać w mordę” co dać w mordę. Ale kogoż na to dziś stać? Pożytecznych głupców którzy posługują się podobną logiką i tezami i narzucają je “obywatelom IIIRP”?
A wracając do tematu marszów: hasło “Wielka Polska” powszechnie i z dumą wykrzykiwane na wspomnianych marszach zupełnie mi nie odpowiada. Nie ma ono nic wspólnego z antykomunizmem.
Eee tam. Ja myślę, że po prostu nie dorośliśmy i rozpiera nas zawiść. Za sto lat ludzie będą czytać Wiśniewskiego, a Wydawnictwo Podziemne nie będzie nawet przypisem do egzegezy tekstów mistrza.
Panie Andrzeju,
Proszę wybaczyć, Pański komentarz z nieznanych przyczyn (albo przez nieznanych sprawców!) umieszczony został wśród spamu…
Józef Mackiewicz napisał kiedyś o swoim zmarłym przyjacielu, Włodzimierzu Popławskim:
„Nie należał nigdy do wyjącego tłumu. Skądkolwiek by ów maszerował, i niezależnie w jakim kierunku wymachiwał pięściami. Stąd może jego antykomunizm z przekonania, ale niejako i z nerwu, z poczucia dobrego smaku, ze sceptycyzmu wrodzonego, z wyobraźni nie wyobrażającej sobie życia bez autentycznej wolności myśli. Z głębokiej wiedzy.”
Dla mnie te słowa są kwintesencją antykomunizmu. Maszerujący tłum, czy kołchoz, czy koszary, to już wszystko jedno i żadne zbożne hasło nie uczyni maszerujacego tłumu czymś lepszym, ani “Polska od morza do morza”, ani nawet wolna Polska.
Panie Michale,
Bardzo Panu dziękuję za uratowanie mojego wpisu. Jego klasyfikacja przez oprogramowanie wzięła się chyba stąd, że od pewnego czasu przestałem “akceptować cookies”. Tak na przekór. Każą w peerelu akceptować “ciasteczka” to odpowiadam im, że nie. Zresztą, po co sobie dodatkowo zaśmiecać komputer. Tak więc najpierw “wyciąłem” wszystko co już było i przy okazji też to bardzo mi smakujące “ciasteczko” z WP. Już dodałem jako wyjątek.
Mam nadzieję, że to jedno ciasteczko wyjdzie Panu na zdrowie.
Michał,
Pomyślałem, że zamiast kolejnego polemicznego tekstu, ograniczę się do możliwie krótkiego (a więc, mniej nużącego dla czytelnika) komentarza, który poniżej.
Kuraś przedstawicielem antykomunistycznego podziemia (choćby tylko części)? Teza poważna czy tylko żart? Gdyby to wyszło spod pióra niejakiego Korbońskiego, dla którego za czy przeciw bolszewikom – ot… wsio ryba (takie duchowe z Ogniem pobratymstwo), pomyślałbym, że to na poważnie. Ale w Twoim przypadku? Ani chybi, żart i tylko głupi dałby się nabrać.
Zostawmy temat żołnierzy niezłomnych. Przełóżmy na inny czas dyskusję, czy za masową (i antykomunistyczną) wypadałoby uznać poznańską kontrrewolucję z czerwca 1956 roku; czy przez kilkanaście lat walki Józefa Franczaka wspierało dwustu czy tylko dwóch zwolenników sprawy; czy dla nastrojów tamtego czasu bardziej reprezentatywne są deklaracje katolickich hierarchów czy postawa Danuty Siedzikówny? To są kwestie wzbudzające dziś wielkie zainteresowanie i nie grozi im zapomnienie.
Powróćmy jeszcze tylko na chwilę do Burke’a i dwóch zazębiających się kwestii istotnych. Po pierwsze czy Burke’a w ogóle czytano? Z niejasnego dla mnie powodu, twierdzisz, że absolutnie tego nie czyniono, że dziesiątki tysięcy egzemplarzy jego Refleksji (wydanych jeszcze za jego życia) służyły wyłącznie do meblowania salonów ziemskich posiadaczy. Tego, rzecz jasna, wykluczyć się nie da, nasuwają mi się jednak przy tym dwie grubsze wątpliwości. Przede wszystkim czy ówczesny przeciętny przedstawiciel angielskiej elity to ograniczony umysłowo gbur, pochłonięty bez reszty polowaniem, jazdą konną i rżnięciem w karciochy czy może człek poszukujący, od czasu do czasu, nieco innych, bardzie intelektualnych rozrywek, dla którego domowa biblioteka nie była tylko miejscem sączenia szlachetnego trunku? Czy książki czytał czy tylko stawiał na półce? Skąd przekonanie, że dwieście lat temu było dokładnie tak jak jest w erze demokracji, telewizji oraz internetu, teraz, gdy nobles nie oblige, bo nie ma już nobles?
Jeszcze jedna sprawa – kwestia oddziaływania. Wymieniasz czterech poetów nieco innej (niż Burke’a) epoki, stwierdzając, że to oni, nie zaś nieczytany Burke, kształtowali polityczne gusta. Pomijając dość oczywiste pytanie, w jaki sposób utrzymać przekonanie, że gdy wyborna publicystyka polityczna pokrywana była kurzem zapomnienia, czytelnictwo poezji rozkwitało, chciałbym tylko wtrącić, że przynajmniej dwóch z pośród wymienionych czterech poetów gwałtownie (i bardzo rychło) porzuciło swoje rewolucyjne złudzenia. A stało się tak nie bez duchowego na nich wpływu Burke’a. Wymieniany przez Ciebie Wordsworth w swoim Preludium pisał około 1805 roku, myślę, nieironicznie:
Genius of Burke! forgive the pen seduced
By specious wonders, and too slow to tell
Of what the ingenuous, what bewildered men,
Beginning to mistrust their boastful guides,
And wise men, willing to grow wiser, caught,
Rapt auditors! from thy most eloquent tongue–
Now mute, for ever mute in the cold grave.
I see him,–old, but vigorous in age,–
Stand like an oak whose stag-horn branches start
Out of its leafy brow, the more to awe
The younger brethren of the grove.
Prawda, że ładnie? Ale Preludium nie dotarło do rąk (i na półki!) czytelników przed 1850, więc dopiero bardzo późno ludzkość mogła dowiedzieć się, co o Burke’u myśli poeta. Więc, choć ten poemat jest dowodem, że wpływał, to może to pływanie nie było skuteczne?
Weźmy inny przykład, jednego z głównych polemistów Burke’a z 1792, Jamesa Mackintosha, który, co chyba warto zaznaczyć, jako pierwszy uznał Refleksje za Manifest kontrrewolucji. Tenże Mackintosh, po spotkaniu z Burke’m w grudniu 1796 roku, radykalnie zmienił reprezentowane dotąd poglądy. Pisał:
Burke was one of the first thinkers as well as one of the greatest orators of his time. He is without parallel in any age, excepting perhaps Lord Bacon and Cicero; and his works contain an ampler store of political and moral wisdom than can be found in any other writer whatever.
Czy to nie dowód realnych wpływów? Tego mianowicie, że jego słowo wbrew okolicznościom, wbrew bezmyślnej modzie na francuską rewolucję, nie tylko wywoływało paroksyzmy złości wśród oponentów oraz części partyjnych kolegów, ale trafiało celnie i do przekonania, i nawet było politycznie skuteczne (w 1793 roku większość partyjnych kolegów Burke’a stanęła po jego stronie, wspierając konserwatywny rząd Williama Pitta Młodszego)? Czy warto udowadniać jak wielki wpływ wywarł na polityków (i konserwatywnych i liberalnych) kolejnych pokoleń?
Masz oczywiście rację – nie wyplenił swoim piórem wszystkich rewolucyjnych sentymentów, ale z drugiej strony: czy Tower została zburzona, król zgilotynowany, a w Londynie zapanował terror?
Darek,
Kuraś jest uważany w prlu za “bohatera walki z komunizmem”. To przecież nie je wymyśliłem! Zresztą Korboński też, bardzo dobrze nawiązane. Czy tylko głupi to powtarzają, to ja już doprawdy nie wiem. Nie badałem ich inteligencji.
Nie znalazłem nigdzie potwierdzenia, że Refleksje wyszły w dziesiątkach tysięcy egzemplarzy w bardzo krótkim czasie, ale nie mam powodu w to nie wierzyć. Moja supozycja, że nie były czytywane jest niemożliwa do udowodnienia, a bierze się z dwóch źródeł: zdrowego rozsądku i … literatury. Zdrowy rozsądek podpowiada mi, że tak trudne dzieło jak Refleksje nie mogło nigdy być czytane masowo – OK, wycofuję od razu to słowo – nie mogło być czytane przez dziesiątki tysięcy ludzi w krótkim czasie. Literatura angielska natomiast podsuwa mi obraz angielskich właścicieli ziemskich (ale także po prostu ludzi zamożnych albo tzw. kulturalnych domów), którzy byli mało oczytani. Z pochwał oponentów pod adresem Burke’a wynika na pewno, że byli szlachetnymi ludźmi, skoro dostrzegali wielkość człowieka, z którym się nie zgadzali, ale nie wynika, że Burke był masowo czytany.
Natomiast “wpływ” – “realny wpływ”, jak to formułujesz – to jest chyba trudniejszy problem. Jeśli Burke miał wpływ na mnie (a miał!), to mogę stwierdzić z pewnością, że miał “realny wpływ”, ale czy miał rzeczywiście wpływ na tak wielu polityków? Burke jest ojcem myśli konserwatywnej, przynajmniej w krajach anglosaskich, ale wpływ jego jest zupełnie minimalny. Był Wigiem, a Wigowie z czasem nazwali się partią liberalną i przyjęli zupełnie odmienną drogę. Ich wrogowie – nie ideologiczni wrogowie, bo nie było wówczas mowy o ideologii – Torysi, przyjęli z czasem miano partii konserwatywnej, ale rozumieją ten konserwatyzm jako “kłanianie się każdej potędze”, co doprawdy niewiele ma wspólnego z Burke’iem, nie sądzisz?
Żołnierze wyklęci przez bolszewików, a traktowani z co najmniej chłodną rezerwą przez resztę publiki – to margines w stosunku do podziemia antyniemieckiego (a i motywacje do walki mieli w cale nie takie znów antykomunistyczne). Ale nie ma tu sprzeczności; walką z Niemcami Polacy rozpoczęli wojnę, a z sowietami (pomijając kuriozalny rozkaz Rydza) niebawem mieliśmy się stać sojusznikami, dzięki decyzji aliantów – a wobec w zasadzie wiadomego finału wojny, po przystapieniu do niej USA,była ona (tzn ta walka) wszak z góry skazana klęskę.
W naszym interesie była klęska obu okupantów.
Panie Amalryku,
Poniekąd poszerza Pan temat, ale to nie szkodzi. Pańskie pytanie dotyczy opcji polityki polskiej podczas wojny. W 1945 roku te opcje były bardzo ograniczone, ale wcześniej nie były. Trwanie wojny na Wschodzie było, jak Pan zauważa, w interesie polskim, wycieńczenie i wykrwawienie się obu wrogów – taki powinien być jasny cel polskiej polityki. Sowieci to rozumieli, toteż z miejsca oskarżali AK o “stanie z bronią u nogi”, w odpowiedzi na co zarówno rząd londyński jak i propaganda podziemna wysuwała, jak to na każdym kroku wspomagała sowieciarzy.
To jest prawdziwe zwycięstwo sowietów w tamtej wojnie: Polacy, potencjalnie największy kąsek do przełknięcia, sami wspomagali krasnoarmiejców w podboju Polski. Na zdrowy rozum to jest nie do wiary. Ale jakoś nikt nie chce tego dostrzegać.
Panie Michale!
Polacy (tzn. nasi ówcześni polityczni reprezentanci) gdy już mleko się wylało (czyli rozpoczęła się II WŚ) nie mieli na tą poruszoną lawinę praktycznie żadnego realnego wpływu! Ale naturalnie dopomaganie bolszewikom w podboju własnego kraju nie świadczy najlepiej ani o politykach ani o dobrowolnych uczestnikach tej imprezy (i nieco zaburza nam też na ten nasz propagandowy, szalenie modny wizerunek “organicznego polskiego antykomunizmu” – Pan wie i ja wiem, że to gówno prawda; “Lewa wolna!”
Drogi Panie Amalryku,
“Organiczny polski antykomunizm” to są oczywiście mrzonki wszystkich polrealistów od Jasienicy i Korbońskiego do Ściosa i jemu podobnych, więc tu się zgadzamy. Interesuje mnie jednak co innego. Czy rzeczywiście inna postawa zajęta wobec bolszewików nie miałaby w rzeczywistości innego wpływu na przebieg wydarzeń. Oczywiście realnego wpływu na spadającą lawinę mieć nie mogła, ale mogła stworzyć postawę oporu, uzbroić Polskę na przyszłość – zamiast ją do szczętu rozbroić.
A że wypadki potoczyłyby się podobnie? No, to jest oczywiście prawda.
Czy rzeczywiście inna postawa zajęta wobec bolszewików nie miałaby w rzeczywistości innego wpływu na przebieg wydarzeń.
———————————————————————————————-
Ale zajeta przez kogo? Przez władze RP czy przez “społeczeństwo”?
I na ile władze miały jeszcze wpływ na nie?
Panie Amalryku,
Józef Mackiewicz mówił na to, że podczas wojny nie należało marnować energii na propagandę antyniemiecką, gdyż idiotyczna polityka Hitlera zupełnie wystarczała, by “społeczeństwo” było nastawione antyniemiecko. Należało natomiast skoncentrować wysiłek propagandowy na froncie (anty)sowieckim, ponieważ bez wielkich wysiłków ze strony sowieciarzy, sam fakt, że walczyli ze znienawidzonym Hitlerem podnosił ich w oczach Polaków.
Kto mógł tego dokonać? Na pierwszy rzut oka, obowiązek spoczywał na rządzie londyńskim, ale nawet gdyby chcieli taki wysiłek podjąć (a nie chcieli), to zamknęłaby im usta angielska cenzura wojenna – bo przecież nie wolno było postponować “wielkiego alianta”, wujaszka Józia.
Wypada więc, że tylko AK mogła była podjąć to wyzwanie. Niestety AK była nastawiona prosowiecko.
Pańskie pytanie wydaje mi się jednak bardzo trafne. Rząd londyński nie miał wielkiego znaczenia, ale miał nadal “wpływ”, w tym sensie, że słowa z Londynu były słuchane jak słowa z ambony.
Wyraźna postawa antysowiecka wówczas, miałaby znaczenie przede wszystkim dziś. Tak jak jest, trzeba wymyślać “antykomunizm jako polską rację stanu”, co nigdy nie miało miejsca.
Niestety AK była nastawiona prosowiecko.
——————————————————————————————
Czyżby AK składała się z sowieciarzy, a nie Polaków?
Rząd londyński nie miał wielkiego znaczenia, ale miał nadal „wpływ”, w tym sensie, że słowa z Londynu były słuchane jak słowa z ambony.
——————————————————————————————
A tu ani z Londynu, ani z ambony…
A czy Polacy nie mogą być nastawieni prosowiecko?? Nie tylko mogą, ale są. AK chyba składała się z Polaków. Rzepecki, Mazurkiewicz, Korboński – czy to nie Polacy?
No i wydusiłem to w końcu z Pana! To nie ambona, Londyn i konfiguracje gwiazd są winne. Sam pacjent (Polacy) był już ciężko zarażony. (Jak to powiedział “Grydz”?; “Nie myślałem, że to tak gładko pójdzie!”)
Nie wiem, dlaczego miałby Pan aż “dusić”. “Droga donikąd” prosowieckości, “lewa wolna” apriorycznego nastawienia ideowego i “nie trzeba głośno mówić” nastawienia do prawdy, były trójcą, która skazała Polskę na sowietyzm. Ale z tego nie wynika, że zajęcie innego stanowiska wówczas nie było możliwe. To inne stanowisko nie zmieniłoby zapewne nic w przebiegu wydarzeń, ale dałoby nam dziś jakiś punkt odwołania. Tak się nie stało i mamy dziś jednego Józefa Mackiewicza, do którego wolno nam się odwoływać, jako do wyraziciela postawy jednoznacznie ontykomunistycznej.