7 Comments “(Polski) Za lub przeciw kontrrewolucji część VI”

  1. 1 michał

    Darek,

    Bardzo to ciekawe, nie miałem pojęcia, że z Giedroycia taki był chojrak. Nie jestem pewien, czy szanować jego rozmach myśli, czy wydziwiać nad megalomanią, ale kiedy chodzi o tajne rozmowy Giedroyć-Mao, to nie mogę się powstrzymać od chichotu.

    Dodajmy do tego chęć wywołania rewolucji, otwarte dążenie do zamieszek, bez liczenia się z ofiarami – co by powiedziano, gdyby to Mackiewicz pisał takie słowa? – u tego ewolucjonisty par excellence, i mamy zaiste obraz kapitalny. Pomimo przytaczanych przez Ciebie słów o potrzebie obalenia komunizmu – „Coraz bardziej jest jasne nawet dla uczciwych komunistów, że system trzeba obalić i naprawić się nie da” – nie wydaje mi się, żeby w praktyce swej działalności, „Kultura” stała w późnych latach na takim stanowisku. Na podstawie Twojego artykułu mam raczej wrażenie, że Giedroyć po prostu „głośno myślał, pisząc”, i stąd te słowa.

    Ktoś zażartował przed dziesiątkami lat, że przed wojną Giedroyć prowadził pismo „Polityka”, zajmujące się kulturą, a po wojnie „Kulturę”, która zajmowała się polityką. Ale prawdziwa ewolucja zespołu „Kultury” szła raczej od Burnhama i zbrojnej walki z komunizmem do poputniczeskiego ewolucjonizmu, aż do rozmów na szczycie Giedroyć-Mao włącznie. Był to więc klasyczny ześlizg, jak to opisał Mackiewicz.

    Co w niczym nie umniejsza mojej admiracji dla Twego niezwykle ciekawego artykułu.

  2. 2 Dariusz Rohnka

    Michał,

    Giedroy-Mao-chichot – oczywiście, rozumiem, co masz na myśli. Ale przyznam się, że gdy wpadłem na tę fragment po przeczytaniu iluś tam tysięcy listów redaktora Kultury, w lwiej części zupełnie nieciekawych (co zrozumiałe), wcale mi nie było do śmiechu. Przeszedł mnie dreszcz, gdy pojąłem jak bardzo żarliwego patriotyzmu był wyznawcą.

    Masz rację pisząc o Burnhamie i ewolucji. Giedroyc istotnie odrzucił klarowność idei na rzecz mętności służbie uzdrawiania komunizmu. Nie robił tego jednak dla korzyści czy taniego efektu. Może chciał być politycznym odpowiednikiem Fausta, czy bardziej Mistrza Twardowskiego, dlatego próbował targów z belzebubem? Inteligencja w tym widać nie przeszkadza.

    Sugerujesz, że tylko „myślał głośno” o powstaniu, o kontrrewolucji. A mnie się zdaje, że to ot, atawizm chwytania za szablę, gdy Rzeczpospolita w potrzebie. Zwiędły, mitomański, a jednak zew patriotyczny.

    Giedroyciowy patriotyzm wiedzie ku katastrofie, nie on pierwszy.

    Dla mnie to jednak bardziej dramat niż komedia.

  3. 3 michał

    Darek,

    Czy arogancja połączona z oderwaniem od wszelkiej rzeczywistości – bo tylko w takiej konstelacji myślowej mógł Giedroyć chcieć rozmawiać z Mao – jest oznaką żarliwego patriotyzmu? Tym razem to ja rozumiem chyba, co masz na myśli, ale mnie to nie przekonywa.

    Oczywiście, nie mam pojęcia, czy on tylko “głośno myślał” – nie czytałem jego korespondencji i nie zamierzam czytać. Ale jeżeli to jest zwiędły i mitomański, atawistyczny zew patriotyczny, to biada. Z jednej strony, ten zew powinien – przynajmniej teoretycznie – móc być wykorzystany na rzecz kontrrewolucji, a takiej możliwości chyba nie było w praktyce, więc jak to było?

    Z drugiej zaś strony, patriotyczny zew, który prowadzi do irracjonalnych idej w rodzaju zwracania się do chrlowskiego komunisty w celu wyzwolenia Polski spod komunizmu, to rzeczywiście nie jest komedia ludzka, ani boska, ani nawet nie-boska. Ale to nie jest także dramat – tylko farsa.

    Równie dobrze moglibyśmy nazwać farsę buntu Prigożyna odruchem patriotycznego zewu krwi.

  4. 4 Dariusz Rohnka

    Michał,

    Żarliwy patriotyzm nie zawsze wchodzi w koniunkcję ze zdrowym rozsądkiem (lub odwrotnie), na co jest aż nadto przykładów historycznych. Giedroyciowi tego rozsądki brakowało. Kalkulował, ale emocjonalnie; jak neurasteniczny gracz w ruletkę, przekonany, że jest na tropie niezawodnego systemu. Przy tym nie był wybredny. Gomułkizm, ewolucjonizm, rewolucjonizm to w ogromnej mierze jego dzieci/idee, ale gdy dostrzegł potencjał w antykomunizmie, w kontrrewolucji, nie wahał się, dorzucając co nieco od siebie. Było mu absolutnie obojętne co wspiera, byleby okazało się skuteczne na drodze do niepodległości.

    Farsa? Dla obserwatora zewnętrznego niewątpliwie, dla samej ofiary pomieszania rozumu z iluzjami – tragedia.

    Najgorsze, że koncepcje ewolucyjne, które dominowały w giedroyciowym myśleniu, nie tylko przyjęły się i rozpanoszyły, ale w dodatku okazały się zbieżne z komunistyczną strategią. W jakiejś mierze „upadek komunizmu” przeszedł gładko za jego sprawą.

    Zestawiania Giedroycia z Prigożynem jest (zamierzoną?) przesadą. Redaktor to postać realna, Prigożyn to pajac. Bardzo muszą tam, na Kremlu, lekceważyć wroga (jeżeli za takowy uznać bolszewizujący się w przyspieszonym tempie Zachód), skoro pozwalają sobie na tej jakości inscenizacje.

    Ale wracając do Giedroycia. Gotowy był pójść na każde rozwiązanie. Czy dlatego, że (za przykładem Piłsudskiego) nie rozumiał, czym jest bolszewizm? Czy stąd, że uznawał bolszewizm za nieuchronny etap w historii ludzkości? Zdaje mi się, że to pierwsze. Traktował bolszewizm jak groźną, śmiertelną chorobę, która jednak nie utrzyma się długo na placu dziejów. Pieriedyszki były dla niego syndromem słabości, a nie mądrości etapu. Nie wierzył w stałość bolszewickiej idei totalnego zniewolenia. Wziąwszy wszystko co zredagował, przygotował do druku, taka hipoteza zdaje się być nieprawdopodobna, ale może najbardziej bliska prawdy. Bo czy w innym przypadku roiłby o pójściu do chińskich komunistycznych rzeźników w sprawie niepodległości jednej Polski?

    A zatem „Nie Rosja, ale Sowiety”. Problem, który ciekawie wygląda dzisiaj, gdy zła, imperialna Rosja zagraża Ukrainie, innym republikom sowieckim, demoludom, Europie, światu. Nie licząc oczywistych czekistowskich korzeni, nikt tworu zwanego „Rosja” nie identyfikuje z bolszewizmem. W 1947 roku, gdy swój artykuł pisał Mackiewicz, jego teza była przynajmniej dyskusyjna. Dziś została zepchnięta poza margines.

    W 1947 dużo było bolszewizmu/komunizmu na Zachodzie. Niewiele zabrakło mu do zwycięstwa. Dziś zdominował zachodnie myślenie, choć objawia się poprzez melanż najdziwaczniejszych mniejszych ideologii. Ale nie jest przez to mniej groźny. Wówczas wspierał sojuz bezapelacyjnie, dzisiaj deklaruje sprzeciw. Droczy się, bo kremlowscy towarzysze jakoby zarzucili kierunek ku świetlanej przyszłości.

    Dziwne to wszystko, bo przecież i na Zachodzie nie powinno braknąć wypróbowanych towarzyszy, gotowych przełknąć niejedno.

  5. 5 michał

    Darek,

    Giedroyć robił raczej wrażenie chłodnego, kalkulującego redaktora, a “żarliwość” jakiejkolwiek odmiany, z trudem tylko da się pogodzić z chłodnym i rozumnym redagowaniem pisma. “Kalkulacja emocjonalna”, to jest jakaś galareta twarda jak skała, to się nie da utrzymać, bo rozpada się pod ciosami kalkulacji (z definicji, rozumowej), bądź emocji (z definicji, emotywnych). Neurasteniczny hazardzista przekonany, że jest w posiadaniu niezawodnego systemu, nie jest ani rozsądny, ani kalkuluje, jest roztrzęsioną galaretą. Jeżeli taki rzeczywiście był Giedroyć, to jest gorzej niż myślałem.

    Człowiek zanurzony bez reszty w farsie może w istocie widzieć siebie, jako bohatera tragedii, ale obiektywnie – mówimy przecież o wielkim redaktorze najważniejszego pisma polskiego w XX wieku – chęć nawiązania rozmów z gensekiem chrlowskiej kompartii w celu wyzwolenia prlu spod “okupacji rosyjskiej”, to jest burleska. Girlaski kręcą kuprami i wierzgają nóżkami, gdy wielki redaktor Kultury paryskiej, obsypany cekinami, rozważa rozmowy na szczycie z Mao, a Ty mówisz, że to jest “postać realna”?? W porównaniu z Arlekinem z Maisons Lafitte, Prigożyn wydaje mi się bandytą z krwi i kości.

  6. 6 Dariusz Rohnka

    Michał,

    Giedroyc jest „postacią realną” jako redaktor Kultury, najważniejszego pisma etc. Ten sam Giedroyc jest autorem politycznych koncepcji, których nie powstydziłby się Arkadiusz-fantasta. Jedno do drugiego nijak nie przystaje, ale jest faktem. Czy uprawiał „realną politykę”, o której pisał Mackiewicz, że nie powinna przesłaniać „realnej rzeczywistości”? Niewątpliwie. Mimo niebywałych kompetencji, bardzo się mylił.

    Nie miał powiernika. Najbliższy był mu Mieroszewski, ale nawet przed nim nie miał zwyczaju odkrywać swoich myśli. Tylko z rzadka, jak w przypadku chińskiego wątku. Politykę traktował jako grę, coś a la Piłsudski, tylko zamiast układania pasjansów wybrał redaktorski kierat. Taka praca powinna dać mu wiele korzyści, ale nic z tego. Sterty maszynopisów, setki autorów, niebywała ilość kontaktów i rozmów, wszystko to łącznie jedynie przysłoniło mu horyzont, rozmazało perspektywę.

    Zdawało mu się, że z bolszewikami można bawić się w dyplomację, w kuluarowe rozgrywki, ustalenia. Nie rozumiał diabolicznej i bandyckiej zarazem natury bolszewizmu, z którym niemożliwy jest żaden układ. Być może stało się tak za sprawą przyjaciół mocno w peerel uwikłanych, którzy wygładzili mu obraz rzeczywistości. I jeszcze ten jego incydentalny wybryk kontrrewolucyjny. Bez cienia rozsądku.

    Przy tym wszystkim pozostaje typowy. Nie odbiega od standardów. Nie był jedynym Arkadiuszem-politykiem XX wieku.

    Mackiewicz ze swoją kontrrewolucją był mu politycznie wrogiem. Zaburzał piękną iluzję.

  7. 7 michał

    Darek,

    Zdaje mi się, że zagraża nam fałszywy spór. W rzeczywistości, chyba się zgadzamy, że postawa Giedroycia – jak została zaprezentowana przez Ciebie powyżej – jest zdumiewająca. Tylko ciut inaczej rozkładamy akcenty.

    Niby dlaczego ma być redaktor G postacią realną, a Prigożyn tylko pajacem? Sowiecki bandzior wydaje mi się zupełnie realny, a redaktor mało realistyczny, gdy pragnie rozmawiać na szczycie z Mao Tse-tungiem. W porównaniu, rokosz Prigożyna jest szczytem realizmu. Ty natomiast nazwałeś go postacią realną, gdy Prigożyn to pajac. Albo Cię źle rozumiem, albo się źle wyraziłeś.

    Mówisz, że takich polityków-fantastów nie brakowało. Czy ja wiem? Nie słyszałem o wielu redaktorach emigracyjnych pism, którzy pragnęliby rozmawiać z Mao, ale… w końcu, co ja wiem? Może takich był legion? Pięknoduchy (jak ja, nie jak Giedroyć, broń Boże!) nie powinny zajmować się polityką.

    A poza szokiem co do pozycji Giedroycia, nie ma żadnych zastrzeżeń, ani pytań, ani zaczątków do dyskusji. To jest chyba tak, że człowiek czyta coś znanego, np. o trudnościach Mackiewicza z emigracją, ale wśród rzecz znanych znajdują się także i takie, gdzie obraz wydaje się nie do końca rozpoznawalny – np. w poprzednim odcinku, Bobkowski, który, owszem, może i “niezłomnie odrzucał gomułkizm” wobec Giedroycia, ale wcześniej sam publikował w Twórczości i w Obłudniku Powszechnym – albo zupełnie rewelacyjne elementy, jak rozmowy z Mao…

Comment





Language

Books Published by The Underground

Order here:



Jacek Szczyrba

Punkt Langrange`a

H
1946
 
J.R. Nyquist
Koń trojański
 
Dariusz Rohnka
Wielkie arrangement

Dariusz Rohnka
Fatalna Fikcja