32 Comments “(Polski) Doktryna Gierasimowa i Wołodia Iljicz – I”

  1. 1 Dariusz Rohnka

    Michał,

    Bardzo ciekawie omawiasz i komentujesz wspólną pracę Petraeusa i Robertsa, choć może nazbyt obu komplementujesz, wziąwszy pod uwagę jak niewiele rozumieją z dookolnej rzeczywistości.

    O Robertsie nic nie wiem, ale zdążyłem już przywyknąć do osobliwości charakteryzującej zawód współczesnego historyka, tej mianowicie, że nie nadto dobrze sobie owi historycy radzą z największym fenomenem dwudziestowiecznej i późniejszej historii.

    Co zaś do Petraeusa, który ma w swoim cv epizod dyrektorowania Centralną Agencją Wywiadowczą, trudno mi o nim myśleć bez niejakiej podejrzliwości. CIA jest od dziesięcioleci naszpikowana sowiecką agenturą i nie dotyczy to tylko szeregowych funkcjonariuszy. Zdarzył się w tym gronie Dyrektor, który zajmując to eksponowane stanowisko, odmówił wprost poddaniu się badaniu przy pomocy poligrafu. (Mam nadzieję kiedyś o nim napisać, choć w całkiem innym kontekście). Petraeusa to nie dotyczy, ponieważ został zdymisjonowany z dyrektorskiego stołka w związku ze skandalem obyczajowym, ale stało się to za prezydentury niejakiego Obamy, co go nieco wybiela.

    Ale do rzeczy. Interesuje mnie sprawa Hostomela oraz wykorzystania przez doborowe jednostki desantowe prywatnych telefonów komórkowych (które, o ile znam się na tego rodzaju urządzeniach, ich obsługa musiała w trakcie desantu zostać przejęta przez operatora ukraińskiego). Pamiętam, było to jakieś dwadzieścia lat temu, szwagier dostał, jako człek już leciwy, powołanie na ćwiczenia wojenne. Ponieważ „służył” w wojskach łączności, poproszono go, żeby na ćwiczenia przywiózł swój osobisty telefon komórkowy i podczas ćwiczeń (z wojskowej łączności) z tego własnego, prywatnego telefonu korzystał. Śmiechu, przy małej czarnej, było co niemiara. No ale to był śmiech z ludowego wojska polskiego oraz trybu w jakim owo „wojsko” przeprowadza po dziś dzień ćwiczenia. W zestawieniu z doborową jednostką sowiecką, przed którą postawiono niebylejaki cel przejęcia strategicznego lotniska oraz pojmania głowy ukraińskiego państwa jest dostrzegalna, zdaje mi się, różnica.

    I ciebie trapi okoliczność użycia trywialnego sprzętu cywilnego do zaawansowanej akcji wojskowej, ale zdaje mi się jakbyś rzeczy nie dopowiadał do końca.

    O czym de facto mówi ten hostomelski przypadek? Czy tylko o prowokacyjnych charakterze ukrainnej wojny, czy także o jawnym naigrywaniu się ze wszystkich poważnych (i niepoważnych) analityków wojennych pięciu kontynentów?

    Czyżby Kreml robił sobie z nas po prostu jaja? A może wręcz przeciwnie? Może to rodzaj przestrogi, nie całkiem czytelnej dla laików?

  2. 2 michał

    Darek,

    Gdzie ja ich tak komplementuję? W większości się z nimi nie zgadzam, ale to nadal ciekawa książka. Timeo lector unius libri – czytać trzeba głównie rzeczy, z którymi się nie zgadzamy, inaczej nie sposób wyrobić sobie własnego zdania. Bez oświetlenia rzeczy z różnych stron, nasz pogląd jest – nomen omen – jednostronny. Nie wydaje mi się też, żeby na długą metę dobre było takie poklepywanie po plecach ludzi pokroju profesora Robertsa i generała Petraeusa. Ja się po prostu z nimi NIE ZGADZAM, ale nie zamierzam z tego powodu traktować ich per nogam. Absurdem byłoby ich wyśmiewać tylko dlatego, że mają inne niż ja zdanie, bo to byłoby tylko i wyłącznie odbicie tego, jak (dla przykładu) z nas nabijają się ci, którzy uważają, że komunizm upadł. W imię czego mam się zachowywać tak samo jak oni?

    Hostomel nie przestaje mnie zdumiewać. Co rzekłszy, przeczytałem przed chwilą ponownie fragment na ten temat i muszę się wycofać z moich słów w artykule, bo popełniłem błąd. Fragment brzmi w książce, jak następuje:

    “The Russian airborne units that were to spearhead the invasion had wargamed what they intended to do as recently as December [2021], in conjunction with the 9th Directorate of the Fifth Service of the FSB. Unfortunately for them, however, the paratrop officers had spent no fewer than seventy-two hours discussing their orders over lines that the Ukrainian secret service had tapped, and so when they landed at Hostomel Airport the Ukrainian Army was waiting in force, and with artillery.”

    Bardzo przepraszam za mój błąd. Nie rozmawiali przez podłuchane telefony zz Hostomelu, ale wcześniej. Popełniłem tę gafę, ponieważ wiadomo z wielu źródeł, że sowieciarze używają prywatnych telefonów w Ukrainie, a nawet telefonów ukradzionych Ukraińcom. Moja pomyłka, za którą jeszcze raz przepraszam.

    Faktem jest, że służby specjalne podsłuchiwane podczas ćwiczeń w przygotowaniu do inwazji, to jest niewiele mniej śmieszne…

  3. 3 Dariusz Rohnka

    Michał,

    To, oczywiście, bardzo zmienia postać sprawy. Rozmowy przed tel. komórkowe byłyby groteskowe (zresztą nadal są, ale dotyczą „regularnego” wojska, więc to inna kwestia); podsłuch jest jedynie kompromitujący z jednej, nadzwyczaj mało prawdopodobny z drugiej strony.

    Nie licząc kilku autorów, także czytam głównie książki, z którymi się nie zgadzam (niekiedy w niewielkim tylko stopniu, niekiedy zasadniczo), więc rozumiem co masz na myśli.

    Dzięki takiej lekturze krytyczne spojrzenie na problem nabiera ostrości.

  4. 4 michał

    Darek,

    Jasne, że to zmienia postać rzeczy i bardzo mi przykro, że popełniłem taki błąd. Proszę o wybaczenie.

    Hostomel jest nadal dla mnie zagadką. Zrobili wszystko jak należało i, nawet jeżeli ich plany były znane z góry, to sytuacja zmienia się bezustannie. Specnaz i spadochroniarze zajęli lotnisko, stworzyli bazę, posłali stamtąd ludzi do centrum Kijowa, by zamordować Zełenskiego, a mimo to nic z tego nie wyszło.

    Fakt, że znali plany z góry, na zdrowy rozum, pozwoliłby ukraińskiej stronie powstrzymać pierwszy desant, ale tego właśnie nie zrobili. Wciągnięcie agesorów w pułapkę, chociaż na pewno nie może być wykluczone, jest niezwykle ryzykowną taktyką, zwłaszcza na przedpolu własnej stolicy.

    Dla mnie to jest wszystko trudne do wytłumaczenia.

  5. 5 Dariusz Rohnka

    Michał,

    O ile dobrze pamiętam, desant na lotnisku Hostomel, udany, nie dostał należytego wsparcia, bo podobno bano się, że Ukraińcy postrącają samoloty z posiłkami (to groteskowe wyjaśnienie). Więc cała ta historia od początku do końca jest wielką niewiadomą. Najbardziej wiarygodne wyjaśnienie wydaje mi się następujące: spójrzcie, potrafimy bez najmniejszego problemu zająć stołeczne ukraińskie lotnisko, przeprowadzić skuteczny atak na pałac prezydencki, ale nie robimy tego, bo chcemy żeby wojna trwała, a u was zapanował totalny bajzel.

    Pytanie tylko: do kogo ta mowa? Do Ukraińców? Nie! Sami o tym wiedzieli? Do NATO także nie – nie zrozumieliby przekazu? Do Amerykanów? A po cóż ich straszyć? Lepiej brać z zaskoczenia.

    Kto pozostaje? Czytelnicy i redaktorzy WP? Jeżeli ta ostatnia, wątła hipoteza miałaby się okazać trafna, no to cóż – trafili w punkt. Nie mamy pojęcia w czym rzecz. Namieszali nam w głowach, że hej!

  6. 6 michał

    Darek,

    Jest wiele wersji wydarzeń wokół lotniska. Nie słyszałem jednak żadnej, w której “podobno bano się, że Ukraińcy postrącają samoloty z posiłkami”. Zważywszy ilość straconych samolotów i helikopterów w ciągu dwóch dni walk, określenie “podobno bano się” jest nieporozumieniem.

    Co rzekłszy, każda wojna otoczona jest mgłą. Po dziesiątkach lat, kiedy żołnierze Wehrmachtu siedzieli razem z alianckimi żołnierzami i próbowali dojść, jak wyglądała faza bitwy o jakiś most po D-Day, to nie udało im się niczego ustalić. Mgła wojny – tak jest. Jednak mówienie, że “od początku do końca to jest niewiadoma” wydaje mi się zupełną pomyłką. Jeżeli tak, to poddać się i basta. Po co zabierać głos?

    Wiadomo doskonale, jaki był początek: 24 lutego o 5:30 11 gwardyjska desantowo-szturmowa brygada oraz 31 brygada desantowo-szturmowa Kutuzowa, zaatakwoały Hostomel. Udało im się stworzyć przyczółek, ale nie udało im się stworzyć mostu powietrznego. Fala samolotów i helikopterów została zniszczona lub zmuszona do odwrotu. W ciągu dwóch dni ciężkich walk o lotnisko, przechodziło on z rąk do rąk, ale 25 lutego rosyjskie siły je opanowały. W którymś momencie dostały się do lotniska inne siły, np. zmotoryzowany regiment kadyrowców, ale nie wiadomo dokładnie jak (prawdopodobnie nie drogą powietrzną), ani kiedy. Wiadomo jednak, że tam byli, ponieważ znaleziono ciała ich żołnierzy na polu bitwy. 5 marca napastnicy zajęli miasto Hostomel i opuścili je 1 kwietnia. Wiadomo więc także, jaki był koniec.

    Jak się ma do tego rewelacja z książki Petraeusa i Robertsa? Czy jest możliwe, żeby Ukraińcy znali szczegóły planu zajęcia lotniska i dopuścili do niego mimo to? Jakim cudem, panując nad Hostomelem przez ponad miesiąc, napastnicy nie zdołali stworzyć mostu powietrznego? Czyli dlaczego nie udało im się zniszczyć obrony przeciwlotniczej? Twoje wyjaśnienie nie wydaje mi się przekonujące ani nawet prawdopodobne. Nie odczuwam szumu w głowie. Nikt mi tam nie mieszał. Kiedy czegoś nie rozumiem, to staram się zrozumieć. Bardzo często bez rezultatu.

    Nie bardzo rozumiem także, co masz na myśli w swych retorycznych pytaniach? Czy ja się zwracam do Ukraińców? Do Nato? O co chodzi? Czy to Putin mówi coś, zajmując, ale nie zajmując?

  7. 7 Dariusz Rohnka

    Michał,

    Pisząc o lotnisku w Hostomelu, miałem z tyłu głowy Twój komentarz z lipca 2022:

    Niepowodzenia ofensywy kijowskiej nie dadzą się wyjaśnić przy pomocy magicznego wpływu amerykańskiego wywiadu satelitarnego, ponieważ wszyscy – z Ukraińcami włącznie – podkreślają wysoką jakość systemów obrony powietrznej krasnej armii, ale systemów tych nie użyto. Podobnie jest z próbą zajęcia lotniska w Hostomel, przy jednoczesnym niezrozumiałym zaniechaniu ataku na ukraińską obronę przeciwlotniczą. Sowieciarze mają środki, by ustanowić supremację powietrzną nad Ukrainą, ale nigdy nawet nie próbowali tego dokonać.

    Jeśli dobrze pamiętam, mowa była podczas całej dyskusji o tym, że wojska kremlowskie utraciły już zajęte lotnisko, ponieważ nie dostały stosownego wsparcia (w domyśle: drogą powietrzną).

    Nie próbuję odnosić się do książki Petraeusa i Roberta, bo jej nie znam.

    Z mojego punktu widzenia, sowieci nie życzyli sobie szybkiego zwycięstwa (i chyba nie jestem w tym przekonaniu odosobniony).

  8. 8 michał

    Darek,

    Masz lepszą pamięć niż ja, podziwiam. Mimo to, nie widzę sprzeczności między moimi słowami powyżej i tymi sprzed półtora roku. Teraz, tak jak wówczas, pytam, dlaczego nie udało im się zniszczyć obrony przeciwlotniczej? (Wtedy: “niezrozumiałe zaniechanie ataku na ukraińską obronę przeciwlotniczą”.)

    Tak, nie dostały wsparica drogą lotniczą, ponieważ samoloty i helikoptery zostały strącone i odparte. Nie ma w tym nic groteskowego. Tak się stało, PONIEWAŻ nie zniszczono ukraińskiej obrony przeciwlotniczej, pomimo okupacji Hostomela przez ponad miesiąc.

    Załóżmy, że się zgadzamy (dla uproszczenia, bo to niezupełnie tak), że nie chcą szybkiego zwycięstwa. Przyznasz, że są lepsze sposoby na osiągnięcie tego, niż sukces w ataku na najważniejsze lotnisko kijowskie, czy nie? Musiałbym poszperać, ale z pamięci (coraz słabszej pamięci) mam wrażenie, że plan zajęcia Hostomela był podobny do ataku na Kabul w 1979 roku. Tylko że tam sprawnie zajęto lotnisko i pałac, gdzie zamordowano afgańskiego genseka. W moim przekonaniu, zaatakowali wówczas Afganistan, żeby przegrać tę wojnę. Ale nie zrobili tego tak dziwnie, jak na zielonej Ukrainie w roku 2022.

  9. 9 Dariusz Rohnka

    Michał,

    Twoja wypowiedź zapadła mi w pamięć, bo trafiłeś w punkt.

    Wyjaśnienie różnicy może być banalne. W 1979 chcieli zabić Amina i przejąć stery. A 43 lata później tego sobie nie życzyli.

  10. 10 michał

    Darek,

    Nie da się wykluczyć jako zupełnej niemożliwości, że posłali oddziały specnazu i kadyrowców do pałacu prezydenckiego z rozkazami, by NIE zamordowali Zełenskiego. Przyznasz jednak, że Ockhamowi by się to nie podobało i jego Brzytwa miałaby tu zastosowanie. Jako wyjaśnienie – czyli rozjaśnienie czegoś, co jest ciemne, rzucenie światła, oświetlenie – sytuacji, wydaje się to mało przekonujące. I to jest delikatnie powiedziane.

    Ta wojna jest w moim mniemaniu wystarczająco dziwna, by nie zaciemniać jej jeszcze bardziej hipotezami tego rodzaju, że nie chcieli zabić Załenskiego i przejąć sterów, więc w tym celu posłali 190 tysięcy żołnierzy do inwazji całego kraju, doborowych spadochroniarzy i wojska specjalne do zajęcia lotniska pod stolicą, a specnaz w misji ataku na pałac, i wszystko to po to, by tego nie osiągnąć, nie zabić go i nie przejąć steru.

  11. 11 amalryk

    Jednak w 1979 w Afganie sowieciarze mieli sprawę ułatwioną, w końcu rozkramarzali się tam już od jakiegoś czasu na “zaproszenie” genseka Amina, który prowadził wewnętrzną dintojrę z konkurentami do władzy z afgańskiej kompartii i szukał u nich wsparcia. Wszak wystrojony w afgańskie mundury sowiecki 154 “batalion muzułmański” specnazu GRU wchodził w skład sił wspomagających ochronę pałacu Tadż-Bek, zanim udzielił wsparcia szturmującym go niebawem kagiebistom.
    Inna sprawa, że lądując w ramach “braterskiej pomocy” w Kabulu, jeszcze przed szturmem na pałac Amina, jakoś nie zapomnieli o obezwładnieniu afgańskiej obrony przeciwlotniczej lotniska…

  12. 12 michał

    Panie Amalryku,

    Jestem osobiście przekonany, że sowieciarze nie zamierzali wejść do Afganistanu, bo rozumieli charakter tej wojny, a w końcu weszli po to tylko, by świadomie i celowo ją przegrać, gdyż militarna klęska była koniecznie potrzebna dla uzasadnienia przedstawienia pt. upadek komunizmu. Pisałem o tym szczegółowo przed laty: https://wydawnictwopodziemne.com/2010/02/22/charlie-wilson-i-wojna-w-afganistanie-2/

    Wydaje mi się jednak, że różnic między 79 i 22 rokiem rokiem jest zbyt wiele, żeby móc je zignorować. Żeby dziwna wojna na Ukrainie ciągnęła się latami i wciągnęła w bagno cały świat, nie trzeba było zachowywać się aż tak dziwnie, aż tak idiotycznie.

    Sądzę, a nie jestem ekspertem, że obrona przeciwlotnicza w roku 79 w Kabulu była dość prymitywna w porównaniu z systemami wokół Hostomela. Ale także nie było chyba wówczas sposobów elektronicznego blokowania systemów (jamming), bo nie polegały one do tego stopnia na elektronice i cybernetyce, jak dziś. Ale chętnie wysłucham opinii kogoś bardziej kompetentnego w tej kwestii.

  13. 13 Dariusz Rohnka

    Michał,

    Mnie się na pewno tylko zdaje, że stosujesz podwójną miarę. Z jednej strony, w 1979, sowieci świadomie i celowo rozpoczęli wojnę, żeby ją przegrać, jak powiadasz. Ale gdy szturmowali pałac w 2022 to już z pewnością nie z innego powodu, jak tylko po to, żeby zamordować wielce niebezpiecznego dla nich prezydenta sowieckiej Ukrainy.

    Bo jakże inaczej? Po cóż im pozorowane akcje, przegrywane celowo i świadomie wojny!?

    Pośród licznych innych przewag, sowieci górują nad demokratycznym (dziś już tylko pseudodemokratycznym) Zachodem dalekosiężnym myśleniem. Przeprowadzając operację afgańską w 1979 mogli mieć (boć to tylko hipoteza) w swoich planach posunięcie z 1988, a więc decyzję o wycofaniu wojsk. Dekada to dla nich fraszka. Nie bez przyczyny wolno ich podejrzewać, że snują wizje nierównie bardziej rozciągnięte w czasie. Naśladują w tym aspekcie tradycje dynastyczne, choć nie wiadomo, czy robią to świadomie. Zachodni demokraci nie mogą się z nimi równać, z licznych powodów. Ich myślenie dalekosiężne nie sięga poza kadencję, a bywa, że i miesiąc to dla nich nazbyt wielka połać czasu.

    Jak wszystkim innym istotom na świecie, i sowietom zdarzają się banalne omyłki, wielkie wpadki, katastrofy. Wykluczyć nie można, że Hostomel chcieli utrzymać, Kijów zająć w tydzień, prezydenta w pałacu zaszlachtować. Sęk w tym, że podobnie skuteczna operacja ze strategicznego punktu widzenia nie miałaby dla nich żadnego sensu. Zatem, po cóż mieliby to wszystko robić?

    Po cóż rozgrywać wojnę z towarzyszami z Ukrainy? Czy nie łatwiej osiągać cele pokojowo, bez nadmiernego rozgłosu? Przywołać do porządku znarowionych ukraińskich oligarchów? Osadzić na kijowskim stolcu zaufanego towarzysza? Zaprowadzić sowiecki ład i porządek, wymykający się jakoby spod kontroli?

    Czy wypada wątpić, że brakuje im do przeprowadzenia tego typu operacji stosownych metod i środków?

  14. 14 michał

    Jeżeli sam rozumiesz, że Ci się to tylko zdaje, to nie wiem, o co mnie pytasz. Na wszystkie pozostałe kwestie odpowiedziałem już powyżej.

  15. 15 amalryk

    Awantura afganistańska, gdy jej się bliżej przyjrzeć, rzeczywiście nie daje się wytłumaczyć inaczej niż tym , że była to dalekosiężna sowiecka maskirowka. A już jak przysłowiowy sen wariata brzmi popularna onegdaj wśród publiki opowieść, że oto; sowieci lali straszliwie muślimskich, niepiśmiennych, pastuchów w tych ich śmiesznych naleśnikowatych czapkach, do czasu gdy amerykanie nie dostarczyli pastuchom swoich słynnych Stinger’ów! Wówczas to , jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, sowieckie aparaty powietrzne, które dotąd decydowały o sukcesach sowietów, zaczęły masowo spadać jak kaczki podczas polowania i było już po sowietach! Tak oto , w ten cudowny sposób, gdy ostatni mudżahedin w naleśniku na głowie strącił ostatniego sowieckiego “kukuruźnika” , wówczas wraz z nim runął w płomieniach komunizm! Ach! (Oczywiście wcześniej straszliwie osłabiony nokdaunującymi go ciosami zadanymi mu przez “Solidarność” i papieża Polaka!)

    “Lecz fakty wciąż teorii przeczą, co jest wręcz karygodną rzeczą!”

    Armia sowiecka liczyła ok. 4,5 do 5 mln ludzi (nie licząc wojsk granicznych i wewnętrznych MWD ok. 0,5 mln.), w Afganistanie jednorazowo przebywało średnio ok. 100 tys. (niecałe 2%). W walce zginęło podobno 15 tys. czyli średniorocznie ok. 1,5 tys. Dużo? Może i dużo, tylko że straty pozabojowe w armii sowieckiej czasu pokoju sięgały, w zależności od okresu od 2 do 4 tys. ludzi!
    Teraz te samoloty i śmigłowce. Sowieci przyznają się do utracenia 132 szt. w walce , Amerykanie zaś przypisują im straty w wysokości 232 szt. No pięknie! Ale liczba samolotów w siłach powietrznych to 7900 szt., samolotów myśliwskich w wojskach obrony powietrznej to 1300 szt. i śmigłowców w wojskach lądowych to 4300 szt.! Rzeczywiście straty powalające!

    Reasumując; sowiecka 5 milionowa armia dysponująca 13 500 samolotami i śmigłowcami, 50 000 czołgami, 65 000 pojazdami opancerzonymi, 90 000 dział nie licząc rakiet przeciwlotniczych, taktycznych i strategicznych, wspomagana przez 200 tys. tubylczych askarysów ,nie była w stanie podbić 10 milionowego państewka wieloplemiennego targanego wojną domową, choć pół wieku wcześniej, bez wojny i posiadania takiej ilości militarnego żelastwa, zagłodziła na śmierć , na Ukrainie, 7 mln. chłopów! Ciekawe.

    Jak na tym tle wygląda ukraińska “specoperacja”? Też interesująco. Przeciwnik teoretycznie silniejszy ale gdzie tam sowieckiej Ukrainie do sowieckiej Federacji! Tylko, że w ciągu miesiąca ginie ponoć tylu bojców, sowieckiej Federacji, na zielonej Ukrainie, ilu w ciągu roku podczas owej straszliwej wojny w Afganistanie! A “putinizm”, zamiast się rozpaść z hukiem, ponoć gospodarczo tylko rośnie w siłę! Napadając na sowiecką Ukrainę, też jakoś całkiem zapominają o jej przeciwlotniczych systemach rakietowych , dzięki czemu nie mogą powietrzem ani transportować swoich wojsk, ani dowolnie wspierać ich na ziemi. Teraz zaś okopali się jak pod Stalingradem i są nie do ruszenia! Ale do ataku też się w cale nie zbierają… Może rzeczywiście o to chodzi żeby ta cała ” impreza” tak się właśnie babrała…

  16. 16 michał

    Bardzo dobrze powiedziane, Panie Amalryku. Ale poza wieloma uderzającymi podobieństwami są także zasadnicze różnice.

    Pierwszy szturm na przykład, był niezawodnym sukcesem w Kabulu, a klęską w Kijowie. Pomimo użycia prawie identycznego planu, a może właśnie dlatego? Sowieci opanowali prędko większe miasta, skąd nie mogli kontrolować reszty kraju, dokładnie tak, jak sami przewidzieli. Amin był przekonany, że specnaz przyleciał, by go ratować, a Zełenski raczej nie miał takich myśli. Na Ukrainie nie mają żadnych sukcesów. Nie kontrolują półksiężyca od Charkowa do Odessy (a taki wedle zachodnich analityków miał być jeden z celów Putina), ani nawet całego Donbasu. Jedynym zyskiem terytorialnym jest panowanie nad wybrzeżami Morza Azowskiego, co nigdy nie było określane mianem celu przez nikogo, ani poputczyków, ani apologetów, ani nawet wrogów.

    Tak, wciągnięcie świata w grzęzawisko Ukrainy wydaje się nam wszystkim przekonujące jako jasny cel. Bezustanne nękanie i babranie się, a jak tylko świat traci zainteresowanie, to chmary rakiet i dronów lecą w stronę Kijowa. Ale to samo można było osiągnąć bez tych kompletnych absurdów, bez tych militarnych niedorzeczności. Sun Tzu w grobie się przewraca, kiedy słyszy, że taki bajzel ma być łączony z jego imieniem.

  17. 17 Dariusz Rohnka

    Michał,

    Żeleński strzela do sowieciarzy, tak?! Czy sądzisz, że to dostatecznie silny argument, aby przekonać nas (wątpiących w jego antykomunizm), że nie mamy na Ukrainie do czynienia z przypadkiem klasycznej dezinformacji?

    Wojna jest zagadką. Nie znamy powodów jej rozpętania. Możemy się ich jedynie domyślać, ale czy jej przebieg nie dowodzi jednego: że nie jest prowadzona w sposób zgodny ze sztuką wojenną? Nie ze względu na brak kompetencji, ale w sposób rozmyślny, z premedytacją?

    Brakuje dowodów na koordynację działań obu sowieckich stron, zgoda. Ale jak słusznie zauważył Andrzej, podobnie było z konfliktem sowiecko-chińskim. Barbara Toporska dostrzegała w tym sporze element dezinformacji na długo przed opublikowaniem rewelacyjnej książki Golicyna… czy to znaczy, że wybiegała przed szereg? Może nie wolno było Jej snuć tego rodzaju domysłów?

    Pan Amalryk podaje w swoim komentarzu kilka przykładów celowej „niekompetencji” strony kremlowskiej. Podobnie zrobił Andrzej, wskazując wręcz na przypadki, kiedy kremlowianie wycofywali się ze zdobytego terytorium, po to tylko żeby (jak się zdaje) kijowianie mogli odtrąbić sukces. Czy to dowodzi koordynacji działań? Nie, nie dowodzi, ale… też takiej współpracy nie wyklucza. Może sugeruj tylko daleko posuniętą uczynność strony „sowieckiej”?

    Czy nie podobnie jest z zapowiadaną jakoś rok temu ukraińską kontrofensywą? Rozumiem zasadę gwałt gwałtem, ale nie przemawia do mnie nadmiernie spolegliwość agresora. Z jakiego niby powodu poczęli się cofać?

    Czy nie przypomina to nieco gier wojennych, a la Piłsudski, czy jakich innych symulowanych manewrów? Wojakiem nie będąc, nie mam o tym bladego pojęcia… i zresztą nigdy mnie to nadmiernie nie interesowało, stąd pytanie?

    Jako niegdyś pół sportowy bridżysta pamiętam jedynie, że aby kontrować, trzeba mieć w ręku niejakie atuty… Czy owe były w kijowskim mniemaniu?

  18. 18 michał

    Darek,

    Nie wiem, kto to jest ten Żelenski. Może i któryś z ukraińskich strzelców tak się nazywa, a wtedy zapewne strzela, ale ja takiego nie znam. Prezydent Ukrainy, sowieckiej, postsowieckiej, podsowieckiej, posowieckiej, wprostsowieckiej lub jakkolwiek sobie życzysz, nazywa się chyba Zełenski, po ukraińsku: Зеленський, po rosyjsku: Зеленский. Można więc chyba transliterować to nazwisko na polski jako Zelenski (z rosyjskiego) lub Zełenski (z ukraińskiego, a może nawet Zełenśki), ale ponieważ pierwsza litera to nie Ж, tylko З, to w żadnym wypadku nie można pisać go Żelenski.

    Przekonać Cię do czegokolwiek nie mam zamiaru, ponieważ nie mam w sobie żyłki prozelityzmu. Mnie interesuje wyłącznie, jak jest naprawdę, a co kto uzna za prawdę, to jest jego prywatna sprawa. Chcesz mówić, że ten sufit jest czarny? Twoja rzecz. Wolter był załganym mydłkiem i nigdy nie wypowiedział sławnych słów o prawie do wypowiadania głupstw, ale ja się z tymi słowami zgadzam. Przyglądam się temu sufitowi i wydaje mi się biały. Ty mówisz, że czarny, a ja będę walczył o Twoje prawo, byś tak mówił. Co więcej, potulnie proszę o dowody albo powody, dla których nazywasz biały sufit czarnym. Jak pisałem pod drugą częścią powyższego artykułu do p. Andrzeja, rozumiem, że może nie być dowodów, ale może chociaż jakieś ślady? Śladziki? Choćby i śledziki. Chętnie zrewiduję moje twierdzenia. Z radością przyznam Ci rację, bo ja chromolę, kto ma rację, to nie jest dla mnie kwestia ambicji, to nie jest wycieczka EGO. To jest tylko i wyłącznie kwestia – prawdy.

    Nie dość tego, że imputujesz mi pragnienie przekonywania, to jeszcze sugerujesz, że chcę Cię przekonać jakoby Zełenski był antykomunistą (dla uniknięcia nieporozumień cytuję: “przekonać nas (wątpiących w jego antykomunizm)”). Czy byłbyś tak dobry i wskazał mi palcem, gdzie i kiedy nazwałem Zełenskiego antykomunistą? W przeciwieństwie do Ciebie, jestem daleki od doskonałości, więc może mi się coś takiego wymsknęło, i durny, nie pamiętam. Zatem będę Ci dozgonnie wdzięczny itd.

    Zgadzam się w całej rozciągłości z powyższym komentarzem p. Amalryka, więc bądź tak łaskaw i nie przytaczaj go na potwierdzenie swoich tez. O ile wiem, ale nie wątpię, że mnie poprawisz, jeśli nie mam racji, p. Amalryk nigdzie nie utrzymuje, że zachodzi koordynacja działań między Moskwą i Kijowem. Ale, jak wyżej, jeśli się mylę, to chętnie przeproszę.

    Przyjęta przez Ciebie poetyka stawiania ciągu (kilkunastu!) pytań retorycznych bez jakichkolwiek twierdzeń, niezwykle utrudnia dyskusję. (Większości z tych retorycznych zawijasów w ogóle nie rozumiem; co znaczy np.: „Czy owe były w kijowskim mniemaniu?”??? Albo: “Może sugeruj tylko daleko posuniętą uczynność strony „sowieckiej”?” Że jak? To nie na moją głowę.) Powiem więc tak: snuj sobie dowolne domysły, ale kiedy snujesz je tutaj, to bądź przygotowany na to, że zostaną poddane krytyce (prawdę mówiąc, tak powinno być nie tylko tu, ale świat schodzi na psy, a tu jest Podziemie). A jeżeli przy okazji snucia i snucia się, znajdziesz gdzieś moje słowa, odmawiające Barbarze Toporskiej prawa do snucia domysłów (na wszelki wypadek znowu zacytuję Twoje skandaliczne określenie, bo to przechodzi pojęcie ludzkie: „Może nie wolno było Jej snuć tego rodzaju domysłów?”), to koniecznie mi je przytocz, a ja wówczas z chęcią przeproszę, wlezę pod stół i odszczekam. Ponieważ jednak jest to mało prawdopodobne, to sądzę, że należą mi się przeprosiny od Ciebie. Co rzekłszy, na pewno nie wstrzymam oddechu w oczekiwaniu na te przeprosiny, bo samobójstwo jest grzechem w oczach Pana.

  19. 19 amalryk

    W Kabulu, jako że przybywali na “zaproszenie” miejscowego kacyka, było dużo łatwiej wykorzystać efekt zaskoczenia. Później zasadniczo prowadzili typową akcję przeciwpartyzancką (jak np. Wehrmacht w Jugosławii); kontrolując relatywnie małymi siłami wszystkie duże miasta i szlaki komunikacyjne z pomocą miejscowych kolaborantów. Od czasu do czasu sowieci urządzali większe operacje przeciw zgrupowaniom “duszmenów” (np. w Heracie czy Pandżiszirze) lejąc ich bezlitośnie po czym wracali do baz.

    Na Ukrainie rzeczywiście wygląda to znacznie odmiennie. Jeżeli celem była “neutralizacja” Wowy to powstaje pytanie czy inaczej tego nie dałoby się załatwić? Trzeba urządzać wojenną awanturę na 102? Afgańczycy w 1979 r. choć mieli teoretycznie na stanie 7 sowieckich rakietowych systemów plot (SA-75 i S-125) to ich nie byli w stanie użyć, Ukraińcy wręcz przeciwnie! Choć Ukraińcy przecież posiadali systemy sowieckie właśnie, dobrze znane agresorowi. Wojna na Ukrainie to jakieś walki w okopach , rodem z 1916 r. na ciągłej linii frontu, praktycznie bez lotnictwa jakiś kompletny bardak bez ładu i składu.

    O co tu więc chodzi?

  20. 20 michał

    Panie Amalryku,

    Sowieciarze używali w Afganistanie taktyki walki antypartyzanckiej, znanej Amerykanom jako “search & destroy” czyli “szukaj i zniszcz” (która spektakularnie zawiodła w Wietnamie), zamiast “clear & hold” czyli “oczyść i utrzymaj”, której użyto w Wietnamie na niedużą skalę, ale z wielkim sukcesem, po czym porzucono w 67 roku na rzecz … zgadł Pan: “search & destroy”, kiedy to uzbrojone po zęby jednostki amerykańskie ganiały Vietcong po dżungli bez skutku. Cały problem asymetrycznej wojny bardzo mnie interesuje i zamierzam się nim zająć bardziej szczegółowo.

    Jedną z hipotez wyjaśniających tę niepotrzebną inwazję (Ukrainy, nie Afganistanu) było właśnie podbicie Ukrainy w sowblitzkriegu, po czym nastąpić by miała przewlekła wojna partyzancka. Tak jak jest, jest chyba lepiej dla Putina.

    Czy celem mogła być neutralizacja Wowy? On był w zasadzie neutralny, a z punktu widzenia Kremla, przyjazny. Jego popularność opierała się na prorosyjskości i obietnicy zakończenia wojny w Donbasie. Zawsze mnie bawi jakieś badanie “opinii publicznej” w Ukrainie z lat 20-21, kiedy najbardziej prorosyjskim miastem okazał się nie rosyjski Charków, nie Krzywy Róg, a – Mariupol. Ukraińcy zawsze byli prorosyjscy i wcale nie byli przeciw Putinowi. Teraz to się raczej zmieniło. Ale czy to ma jakikolwiek znaczenie?

    Lotnictwo jest używane dla odpalania dalekosiężnych rakiet, ale nie można powiedzieć, że ta wojna nie ma nowoczesnego aspektu. Użycie dronów jest z obu stron na ogromną skalę. Podobno na razie wszystkie są albo pilotowane, albo zaprogramowane so konkretnej misji, a nikt się nie przyznaje do użycia dronów autonomicznych, ale to tylko kwestia czasu. Ponoć największym zaskoczeniem jest fakt, że jak dotąd nie było żadnej wojny powietrznej pomiędzy robotami. Być może były przypadkowe, pojedyczne starcia w powietrzu, ale nie było skoordynowanej walki dwóch rojów dronów. To także prawdopodobnie tylko kwestia czasu.

  21. 21 Dariusz Rohnka

    Michał,

    Twoja ockhamowska brzytwa, którą jakże często przywołujesz, nijakie ma zastosowanie w odniesieniu do strategicznych koncepcji Sun Tzu czy prostej (aby nie powiedzieć prostackiej) bolszewickiej dezinformacji. Biorąc pod uwagę mętność rzeczywistości, z którą nam przyszło mieć do czynienia, brzytwa może przydać się do podcięcia żył (bo do utrzymaniu się na wodzie nie posłuży nawet bardzo tępa).

    Nie dojdziemy do ładu, jeśli idzie o nazwisko człeka zasiadającego na kijowskim stolcu, niech będzie zatem Wową. Wową „sympatycznym”, kształtowanym wedle sowieckiego kodeksu „sympatyczności”: a zatem wedle najogólniejszych zasad zniewalania, maltretowania, mordowania z niegasnącym na ustach uśmiechem, zawsze w imię wyższego celu, pachnącego kwiecia i postępu. Czy dobrze interpretuję typ sowieckiej „sympatyczności” Wowy, krzyworoskiego żulika sowieckiej propagandy, przyjaciela kagebowskich oligarchów?

    Wowa nie jest antykomunistą? Kamień z serca (bo jednak wzdragałbym się przed tego rodzaju ideowym powinowactwem). Dlaczegoś jednak „strzela do sowieciarzy”. Jest w tym pewna sprzeczność. Bo czy do „sowieciarzy” strzelać może Wowa, który nie dostrzega nawet ich istnienia? Mnie się zdaje (tak, tylko zdaje!), że Wowa bierze na muszkę (być może rzeczywistą, choć raczej tylko propagandową) rosyjski imperializm, białych i czerwonych carów, aktualnie carów-kleptomanów. (Widomy przejaw skrajnego ukraińskiego neofictwa).

    Nawiązując do wypowiedzi pana Amalryka, pisałem o przytaczanych przez niego przykładach kremlowskiej „niekompetencji”. Co to ma do rzeczy?

    Przywołałem publicystyczne dociekania Barbary Toporskiej, a Ty chcesz, żebym Ciebie przepraszał. Trudno mi takie zachowanie skomentować inaczej jak onomatopeicznym: hmm.

    Tak czy siak, gratuluję… skutecznego demontażu kolejnej dyskusji.

  22. 22 michał

    Darku drogi!

    Brzytwa wydaje się, jeśli wolno mi użyć takiego określenia, metodologicznie neutralna, tzn. może być zastosowana w każdej sytuacji, co nie zmienia faktu, że nie ciachnąłem ani Sun Tzu, ani deiznformacji, a chlastałem tylko nieśmiało Twoją argumentację. Zwróć wszak uwagę, że brzytwa Ockhama nie nadaje się do podcinania żył, więc jeśli masz takie inklinacje, to musisz znaleźć inne narzędzia.

    Nie rozumiem, dlaczego nie możesz przyznać po prostu, że nazwisko Zełenskiego nie pisze się przez “Ż”. To wydawałoby się najłatwiejszym sposobem “dojścia do ładu”, ale na drodze stoi EGO.

    Czyżbyś znalazł gdzieś moje słowa, określające Wowę jako antykomunistę? To byłoby trudne. Ale ten kamień z serca może Ci zmiażdżyć stopy. Proponuję następujący eksperyment myślowy. Czy zgadzamy się, że Hitler był nacjonał-bolszewikiem? Sądzę, że tak. Nie był antykomunistą, zaatakował Rosję, a nie sowiety, ale czy jego Wehrmacht nie strącił bolszewickiego gówna na skraj przepaści? A przecież nie rozpoznawali sowieciarzy, ideologicznie i cywilizacyjnie naziści i bolszewia byli sobie bardzo bliscy. Czy zgadzamy się, że Własow był komunistą? Sądzę, że tak. Nie był antykomunistą, ale czy nie chciał walczyć ze Stalinem? (Nie jest jego winą, że nie walczył.) Czy nie jesteśmy obaj emocjonalnie (nie jestem pewien tego określenia, ale chodzi mi o to, że nie jest to chyba intelektualna postawa) zaangażowani po stronie własowców, pomimo tego, że obca nam jest ich ideologia? Oni przynajmniej próbowali coś zrobić w niezwykle trudnej sytuacji. Czy się mylę, że zgadzamy się w tej kwestii?

    Przyznaję Ci rację, że nie ma nic do rzeczy Twoje nawiązanie, ale dlaczegoś przypuszczam, że nie będziesz z tego powodu zadowolniony.

    (Nawiasem mówiąc, jaka jest onomatopeiczna zawartość “hmm”? Jaki naturalny dźwięk naśladuje to “słowo”?)

  23. 23 Dariusz Rohnka

    Michał,

    Nigdy nie zajmowałem się Własowem jako postacią historyczną, wiem o nim tyle, ile przeczytałem u JM (z grubsza) i jakoś nigdy nie mogłem pozbyć się uczucia antypatii w stosunku do tej osoby (raczej wbrew intencjom twórcy powieściowej kreacji – choć to dyskusyjne, bo i JM był wobec W. krytyczny). Własow chciał walczyć ze Stalinem, ale czy także z bolszewizmem jako takim, miałbym wątpliwości.

    Hitler półgłówkiem będąc, a przy tym totalitarystą o mentalności quasi-bolszewika, nie mógł rzecz jasna bić komunistów z pełną świadomością czynu. W szeregach jego armii było jednakowoż liczne grono ludzi, rozumiejących nie tylko czym jest bolszewizm, ale i z jakiego powodu powinien być starty z powierzchni ziemi.

    Nie wiem czy Wowa jest bolszewikiem (po prawdzie wątpię). Zdaje mi się raczej typem sprawnego koniunkturalisty o brudnych łapkach. Ale to tylko domysły. Gdyby przyjąć, że jest szczerym obrońcą integralności kraju, w którym mieszka, należałoby chyba w pierwszej kolejności postawić pytanie, czy wie z kim ma do czynienia. Nie wydaje mi się, żeby odpowiedź mogła wypaść pozytywnie.

    Pozostaje do rozstrzygnięcia kwestia, czy samo bicie „sowieciarzy”, bez ich należytej ideowej identyfikacji, może przynieść dla świata jakąkolwiek korzyść. Skłaniam się ku przekonaniu, że nie. Mylna identyfikacja przedmiotu, rozbudowa już zakorzenionego błędu, nie może wnieść do sprawy nic pozytywnego. Samo zaś „bicie” sugeruje słabość bitego, a to z kolei negatywnie wpływa na kwestie zwartości/gotowości, chęć zbrojenia, która pojawiła się i pojawia, ale z grubsza biorąc wyłącznie w przestrzeni propagandowej.

    Onomatopeiczne „hmm” odzwierciedla (niekiedy) dźwięk towarzyszący zadumaniu nad złożoną kwestią.

  24. 24 michał

    Darek,

    Jesteśmy w tej samej sytuacji, gdy chodzi o Własowa. Ja także nigdy nie studiowałem tej postaci, ale nie sądzę, żebyś miał rację co do Mackiewicza. On nie był “krytyczny”, on po prostu nazywał rzeczy po imieniu. W tym wypadku, Własow był bolszewikiem, ale chciał walczyć ze Stalinem. To nie jest krytykaa, ale stwierdzenie faktów. Mackiewicz był konsekwentny w takich kwestiach. Miłosz np. przeszedł na drugą stronę i od tego momentu należało uznać, co dobrego robi w walce z bolszewią, niezależnie od oceny jego postawy. Osobiście, mam więcej sympatii dla Janka, który rozmawia otwarcie i z sympatią z Pawłem, mimo że ten ma na czapce bolszewicką gwiazdę…

    Konsekwentnie, nie interesuje mnie doprawdy, co należy “przyjąć”, bo i niby dlaczego “przyjąć”, że Wowa jest “szczerym obrońcą” itd. Czy nie można raczej wziąć przykładu z Józefa Mackiewicza i próbować brać rzeczy jakimi są?

    Mamy wyraźnie odmienne rozumienie, co stanowi onomatopeję. To nic nie szkodzi. Dzięki takim różnicom świat jest mniej nudny.

  25. 25 Dariusz Rohnka

    Michał,

    Nie jestem pewien, czy w tym przypadku metodyka podchodzenia do problemu przez JM była słuszna. Jakie były intencje Własowa? Chęć obalenia Stalina czy bolszewizmu? Jeżeli tylko to pierwsze, to jego poczynania (Własowa) były nic niewarte. JM konsekwentnie mawiał, że problem nie dotyczy złego Stalina (który psuje komunizm), ale komunizmu.

    Podobnie rzecz się ma z Miłoszem. JM zachwycał się samą dezercją Miłosza spod komunizmu; nawet jego powieścią „Zdobycie władzy”, nawiasem nie mam bladego pojęcia dlaczego, bo to okropny tekst. Oceniał noblistę (zresztą niebezkrytycznie) niejako na wyrost. Zdanie zmienił radykalnie po probolszewickich występach Miłosza w Trójmieście, w 81. W istocie, Miłosz nigdy nie przeszedł na drugą stronę, podobnie jak Wat. A właściwie, inaczej należałoby ująć przypadek Miłosza: przechodził na drugą stronę niejednokrotnie, wedle własnych potrzeb, raz na tę, innym razem na tamtą.

    Prowadzenie dialogu z szeregowym sowietem jest ani zdrożne, ani pozbawione sensu. Bardzo wielu z nich było z pewnością antykomunistami z najgłębszego przekonania (i z doświadczenia). Nie wyobrażam sobie jednak, żeby Janek chciał rozmawiać np. z Sierowem czy Czerniachowskim (jak przytrafiło się Wilkowi). Poza tym Paweł ma swój blady cień/odbicie w rzeczywistości.

    Jeśli idzie o Wowę, nic innego nie robię, tylko próbuję brać rzeczy jakimi są. Tyle tylko, że nie przyglądam mu się w oderwaniu od okoliczności zewnętrznych, kontekstu historycznego oraz tego wszystkiego, co wiadomo (lub czego domyślamy się) o jego przeszłości. Mam więc na uwadze jego podejrzane związki biznesowo-polityczno-policyjne oraz, w nie mniejszym stopniu, hipotezę nieustającego trwania długofalowej strategii.

  26. 26 michał

    Eee, chyba w piętkę gonisz. Nie mam pojęcia, jaką “metodykę” możesz mieć na myśli. Mnie chodziło tylko o to, że Mackiewicz oceniał rzeczy, jakimi są, a nie pozwalał sobie na “ideologiczne zamglenie”. Miałem na myśli wyłącznie postawę zajętą przez Mackiewicza w tzw. sprawie Miłosza. List w tej sprawie opublikowała Kultura w 1952 roku i jest on przykładem tej właśnie jasności, której tak nam brakuje.

    Mackiewicz nie owija w bawełnę, a jednocześnie nie potępia w czambuł. Miłosz wspomagał bolszewickiego najeźdźcę. Kropka. A teraz zerwał z bolszewikami. Kropka. Potrzeba nam mniej ocen moralnych, mniej potępiania i oburzania się, a więcej ocen stanu faktycznego. Taka była życiowa postawa Józefa Mackiewicza.

    Oceniał czyny Miłosza i słowa Miłosza, bo tylko to jest nam dane. Z podobną jasnością oceniał czyny i słowa Sołżenicyna. To nie jest żadna metodyka (nie wiem zresztą, co to takiego), a zwykła ludzka postawa, z której warto brać wzór. Intencje znane są tylko Panu Bogu. Nawet my sami mamy trudności z jasnym określeniem naszych własnych intencji, z oddzieleniem ich od ukrytych motywów itp., więc zostawmy domniemane intencje tego tragicznego człowieka i lepiej pomódlmy się za jego duszę. Jednego możemy być pewni: Własow chciał walczyć z sowietami. W wypadku Zełenskiego jest podobnie: ukraińskie siły strzelają do sowieciarzy. Kropka.

  27. 27 Dariusz Rohnka

    Michał,

    Przeczytałem list w sprawie Miłosza. Nie miałem go wcześniej pod ręką, a nie lubię bajać na podstawie lektury sprzed 3 lub 4 lat – wolę trzymać się tekstu ściśle. JM powiada tak: wina Miłosza niewspółmiernie mała wobec przewin Borów-Komorowskich. To mogłoby być zasadniczo słuszne, jeżeli odmawiałby Miłoszowi intelektualnej integralności, a tego nie mówi wprost.

    Wychodzi z założenia, że w zestawieniu szef armii podziemnej – Bór K. (także emigracyjny premier) versus szeregowy obywatel Miłosz, wina tego drugiego jest niewspółmiernie mała. W kontekście historii ii wś i tego co tuż po niej ma do pewnego stopnia rację – na barkach Bora spoczywała większa odpowiedzialność. Jeżeli spojrzeć na problem z punktu widzenia historii kolejnych dekad to raczej historyczna rola Bora okazała się bez znaczenia, zaś Noblista nadawał dookolnej rzeczywistości prokomunistycznego smaku. Tego JM nie brał pod uwagę. Pisał nawet: gdyby nawet Miłosz przed sto lat jeszcze pisał wiersze ku czci Stalina jego wina byłaby w zestawieniu znikoma. Tu się mylił.

    Istotniejsze, że zerwanie przez Miłosza z komunistycznym reżimem JM uznał za akt jednoznacznie antybolszewicki. Rzecz w tym, że Miłosz ani myślał zostać antybolszewikiem pisząc swój „Zniewolony umysł”, co z wyjątkową trafnością wychwycił Bobkowski:

    Wyjazd Miłosza do USA uważam z klęskę narodową amerykańską. Jestem ciekaw, CO on tam będzie wykładał. Pewnie Ketmana, tę ordynarną bujdę. Nazawraca biednym młodzikom amerykańskim głowę, będzie im ściskał g..no w dłoni wychodzące między palcami, po czym udowadniał, że pozostały w ręce smród jest CZYMś.

    Trudno mi się zgodzić na jednoznaczną ocenę Własowa, i zresztą JM był od tego jak najdalszy. W toku narracji Nie trzeba głośno mówić, Własow pojawia się wielokrotnie, a jego obraz jest (od momentu popadnięcia w niewolę) niejednoznaczny. JM nie mówi tego wprost, ale Własow to mniej lub bardziej chwiejny w swoich zapatrywaniach bolszewik, osobisty wróg Stalina, nie z nabytej predylekcji, ale z musu (jako dezerter i kolaborant). Jeżeli JM przyglądał się z niejaką nadzieją poczynaniom Własowa, to tylko dlatego, że potencjalnie mogła za nim stanąć potężna armia antybolszewików. Analogii z Wową nie ma tu żadnej, o ile na Ukrainie antybolszewików nikakich nie uwidziosz. Nie strzelają zresztą oni do sowieciarzy, ale do imperialnych Rosjan.

    W kontekście długofalowej strategii, wspieranie figury tak podejrzanej jak Wowa i całej jego (i nie jego) ukrainnej skorumpowanej elity, wydaje mi się po prostu błędem.

    Dużym i potencjalnie dalekosiężnym w skutkach.

  28. 28 michał

    Darek,

    Próbowałem niezdarnie określić różnicę między Twoim podejściem i tym prezentowanym przez Mackiewicza, ale nie zdołałbym tego lepiej uczynić, niż zrobiłeś to Ty sam. Tak: gdyby odmawiał Mackiewicz Miłoszowi intelektualnej stałości, to byłby przedpokojem a nie Józefem Mackiewiczem. Tak jest, masz rację. Mackiewicz nie wdawał się w wystawianie cenzurek. To go nie interesowało i, mówiąc prawdę, nie interesuje mnie także. Mam wprawdzie wyrobione zdanie na temat Miłosza, które nie różni się wiele o Twego, ale tym więcej przypisuję wagi tej zdumiewającej charakterystyce Mackiewicza, że pomimo to gotów był nadal z Miłoszem rozmawiać, czytać go i cenić jego prozę (bo raczej nie poezję).

    Jeżeli łaska, wolę pozostać przy Mackiewiczu. Jeśli wolno, jego awersja do potępiania, do składania protestów, do wystawiania cenzurek i dyplomów błagonadiożnosti, do rozdzierania szat, jest mi bliższa niż jej przeciwieństwo, które zdajesz się prezentować powyżej. Jeżeli to nadal możliwe, to wolałbym próbować naśladować postawę najważniejszego antykomunisty XX wieku, Józefa Mackiewicza.

    Co rzekłszy, może Cię źle rozumiem? Może nie chcesz wcale wystawiać cenzurek antykomunizmu Ukraińcom? Osobiście, nie byłem na Ukrainie i nie wiem, czy na Ukrainie antybolszewikow nie uwidiosz, ale skłaniam głowę przed Twoją wyższą wiedzą. A w prlu? Tam też nie byłem od dawna. Czy tam u Wasz, w prlu bis, są jacyś antybolszewicy? Czy też należy cały ten chłam potępić w czambuł?

  29. 29 Dariusz Rohnka

    Michał,

    Ależ pozostań sobie przy Mackiewiczu (jakkolwiek to zabawnie nie brzmi).

    JM miał powody podejrzewać Miłosza o antykomunizm. Pisał: Miłosz komunistą nie jest, w każdym razie nie był nim w 1940. Widać nie znał go osobiście dostatecznie dobrze, żeby jednoznacznie ocenić jego bezideowe predylekcje, ale pewne zachowania Miłosza (konkretnie, przypinanie sobie łatki komunisty) bardzo JM dziwiło.

    Czym różni się wystawianie cenzurek od ugruntowanej opinii na czyjś temat. Czy Bobkowski prezentował swoją opinię na temat Miłosza czy nakładał mu ośle uszy i sadzał tyłem do ostatniej ławki?

    Przypadek Wowy jak i reszty ukraińskiego sowieckiego establishmentu jest całkiem inny. Wszyscy oni są bezpośrednimi pokurczami długofalowej bolszewickiej prowokacji, której źródeł wypada szukać u Mironowa, Chruszczowa, Szelepina i Breżniewa. U ludzi o podobnych korzeniach trudno doprawdy a priori zakładać dobre, antykomunistyczne intencje. No… chyba, że prowokacja wymknęła się w jakimś momencie na Ukrainie spod kagebowsko-bolszewickiej kontroli. Ja takiego momentu nie dostrzegam.

    Antykomuniści na Ukrainie, jak zresztą wszędzie na świecie, należą do rzadkości, a ich aktywność nie zahacza z pewnością o kręgi ukraińskiego nierządu. Niby jakim sposobem mieliby objąć władzę? Jeżeli przychodzi Ci jaki sposób do głowy, wal śmiało.

  30. 30 michał

    Darku, dzięki za zezwolenie, ale dlaczego to nie brzmi zabawnie? Mnie się wydaje, że całkiem zabawnie.

    Niestety nic nie rozumiem z reszty. Dlaczego miał Mackiewicz podejrzewać Miłosza o antykomunizm? O co tu chodzi? Na pewno nie znali się dobrze. A mimo to, sądzę, że Józef Mackiewicz znał Miłosza lepiej niż ja (bądź Ty).

    Nie wiem, jak Ci pomóc, jeżeli nie odróżniasz opinii od wystawiania cenzurek. Pozwolę sobie tylko zauważyć po raz któryś, że tylko Ty nazwałeś tu Zełenskiego antykomunistą. Mnie to nigdy w głowie nie postało. Nie wydaje mi się także, byś to mógł usłyszeć od p. Andrzeja – Panie Andrzeju drogi, czy to możliwe, żeby Pan tak powiedział? – zachodzę zatem w głowę, skąd Ci się to mogło wziąć.

  31. 31 Andrzej

    Pan oczywiście raczy sobie żartować Panie Michale. Czy nie zgodzi się Pan z tym, że antykomunizm oznacza odrzucenie komunistycznej prowokacji, w postaci wykreowanego przez sowietów tworu? Zełenski jest, co najmniej, jednym z produktów tej prowokacji. Kiedy to ogłosił, że się jej sprzeciwia? Jak można było stwierdzić, że tak jest?

  32. 32 michał

    Ja się zgadzam, Panie Andrzeju, bo jestem zawsze potulny jak baranek. Ale w takim razie poszukiwanie zbrodniarza, który nazwał Zełenskiego antykomunistą trwa nadal.

Comment





Language

Books Published by The Underground

Order here:



Jacek Szczyrba

Punkt Langrange`a

H
1946
 
J.R. Nyquist
Koń trojański
 
Dariusz Rohnka
Wielkie arrangement

Dariusz Rohnka
Fatalna Fikcja