23 Comments “(Polski) Doktryna Gierasimowa i Wołodia Iljicz – Wowa”

  1. 1 Andrzej

    Panie Michale,

    Moim zdaniem Zełenski to bardzo podejrzana postać, jak również cała jego ekipa.

    Co do stopnia koordynacji działań na froncie, to twierdzę (wyrażałem to już jakiś czas temu w komentarzu), że nie jest ona konieczna. Wg mnie wystarczy, że wydarzeniami w tym kontekście steruje Kreml, a Kijów nie robi nic poza naciskaniem na pomoc ze strony Zachodu, spektakularną (widowiskową) obroną i wkraczaniem na tereny opuszczone przez przeciwnika (co, jak mi się zdaje, miało miejsce dotychczas; “operacja charkowska” – jak sądzę jedyna, którą można by zakwalifikować jako ofensywę – też na tym zasadniczo polegała).

    Pisze Pan słusznie, że wejście Ukrainy do NATO byłoby gwoździem do jego trumny. Czy nie może to być jednym z zamierzonych celów? Czy ta ukraińska “gra o NATO” nie jest prowadzona właśnie po to, aby NATO dobić (tak jak wcześniejsza “gra o NATO” demoludów i sowieckiej Bałtyki po “upadku komunizmu”, aby NATO unieszkodliwić)? Czy wejście Ukrainy do Niuni nie będzie oznaczało obecności tamtejszych sowieckich komisarzy wśród komisarzy eurokomunistycznych?

    Czy nieprawdopodobna jest hipoteza, że Moskwa kroi Zachód z jednej strony, a Kijów z drugiej?

    Odnośnie przebiegu tej wojny, proponuję zastanowić się na następującymi kwestiami:

    1. Dlaczego po niemal dwóch latach tej dziwnej wojny, jak się wydaje, dobrze już wyposażona armia ukraińska – nie dotyczy to tylko pomocy militarnej i finansowej z Zachodu i broni z “postkomunistycznych” demoludów, lecz także własnej produkcji (bo chyba zarządcy kraju ją rozwinęli do potrzeb wojennych? a jeśli nie, to dlaczego?) -, nie jest w stanie zmienić sytuacji na froncie na swoją korzyść, podczas gdy w pierwszym roku, dysponując tylko starym sowieckim sprzęem i podarowaną ręczną bronią przeciwpancerną, osiągnęła tak oszałamiajace świat sukcesy jak spowodowanie wycofania się przeciwnika spod Kijowa, Mikołajewa, Czernichowa, Sumów i Charkowa, skuteczna ofensywa charkowska oraz odzyskanie Chersonia.

    2. Dlaczego armia sowiecka (kremlowska) nie wykorzystywała na początku tej dziwnej wojny takich broni jak np. samolotów TU-95ms i TU-22M3 (z wczoraj podanej informacji)? Czy nie byłoby jej łatwo z ich pomocą zająć Kijów, Charków, Zaporoże itd.? Chcieli to zrobić najmniejszym kosztem, bez wsparcia z powietrza?

  2. 2 michał

    Drogi Panie Andrzeju,

    Podejrzany w sensie, że podejrzewamy go o coś? Czy tylko, że nie ufamy mu do końca? Na przykład, Mitia Karamazow był podejrzany o ojcobójstwo, ale czy był podejrzanym typem?

    Możemy się zgodzić, że nie ma “koordynacji na froncie”, choć (o ile pamiętam, a pamięć już nie ta), Darek nie bardzo się zgadzał. Wyznam, że potrzeba dowodzenia, że nie mogło być koordynacji między ofiarami tortur i dręczycielami, moralnie mnie odstręcza. Ale jaka jest ta koordynacja? Kreml steruje, a Kijów nic nie robi oprócz walki, to mało przypomina koordynację, a wygląda raczej jak wojna. Kiedy sowieciarze weszli do Polski w 39 roku, a Wódz Naczelny wojska polskiego wydał rozkaz, by nie strzelać do wchodzących okupantów – czy zachodziła tu wówczas koordynacja? Proszę pamiętać, że w porównaniu, mówimy o ludziach, którzy strzelają, zabijają i giną.

    Zamordowanie Nato może być, i zapewne jest, jednym z wielu celów, ale czy nie sądzi Pan, że były inne sposoby osiągnięcia go? Hipoteza takich rezultatów, jakie Pan wyłożył powyżej jest wielce prawdopodobna – sam się do niej skłaniam – ale hipoteza takich założeń jest naciągana, chyba że cele są niezwykle dalekosiężne (czego wykluczyć nie można) i pozostają niejasne.

    Pierwsze Pańskie pytanie powyżej należy chyba przeformułować. Ukraińcy są na ostatnich nogach, wedle wszelkich raportów, PONIEWAŻ prawie całkowicie polegają na dostawach z Zachodu, który nie jest na wojennej stopie. Jeżeli dostaną F16, to będą potrzebowali bezustannych dostaw rakiet do nich, nie mówiąc już o częściach i obsłudze, do której nie mają bazy. Zatem pytanie zapewne powinno brzmieć, dlaczego nie produkują własnej broni?

    Na drugie pytanie – stawiane już prawie dwa lata temu – nie mam odpowiedzi. Dlaczego tak długo walczyli z rękami związanymi za plecami? Znamy dwie możliwe odpowiedzi: bajzel albo Sun Tzu, ale to nie unieważnia pytania. Jeśli bajzel, to czy nagle się poprawiło? Jeśli Sun Tzu, to w jakim celu?

    Nasuwa mi się hipoteza, którą chyba już nieśmiało stawiałem. Klasyczna koncepcja komunistów, to metoda przewlekłej wojny, męczącej, nękającej, nie wymagającej wielkich sił ze strony komunistycznych agresorów, a wycieńczającej dla każdego w miarę normalnego państwa lub narodu i zwłaszcza dla Ameryki. Taki konflikt Putin zainicjował w Donbasie 10 lat temu. I to by mu wystarczyło, gdyby nie ten drobiazg, że cały świat zignorował Donbas i Krym, jak gdyby nigdy nic się nie stało. Merkel wzruszyła ramionami i wszystko zostało po staremu. Zdołał wciągnąć Zachód w bagno dopiero w 22 roku.

    Ale koordynacja? Gdzie są na to jakiekolwiek, choćby niebezpośrednie dowody?

  3. 3 Dariusz Rohnka

    Michał,

    Nie wiem skąd u Ciebie to zamiłowanie do uproszczonych zestawień? Z jednej strony koordynacja działań frontowych, z drugiej taż sama koordynacja między ofiarami tortur i ich katami? Przyjmijmy, że zestawiając te dwie kwestie, tkwiłeś w błędzie. Boć nie przypisujesz mi chyba naiwności jakobym każdą ofiarę tej wojny, każdy wybuch, zabłąkaną kulę, zdziesiątkowane kompanie i bataliony uznawał za tanią mistyfikację w stylu rumuńskiej Timisoary?

    Co innego koordynacja działań na poziomie przyfrontowym, taktycznym; a co innego gdy dochodzi do niej na poziomie strategicznym. Andrzej pisze w swoim komentarzu wprost o wkraczaniu na tereny opuszczone przez przeciwnika, co się następnie przedstawia jako wielki wojenny triumf. Ostatecznie, warto chyba pamiętać, że wciąż mamy do czynienia z tym samym sowieckim związkiem, sztucznie podzielonym. Jak na pewno pamiętasz, JM mocno naigrywał się z zapisu sowieckiej konstytucji, mówiącej o tym, że każda republika w dowolnym czasie władna jest opuścić związek!… bo to, istotnie, nonsens, przyznasz chyba?

    Tytułowy Wowa jest bez wątpienia figurą podejrzaną i wielce antypatyczną, co nawiasowo daje się wyczytać najzwyczajniej z Twojego artykułu. Karamazow nie ma tu nic do rzeczy. Nie chodzi tu przecież o zarzut ojcobójstwa, ale o klarownie przedstawione w Twoim tekście inklinacje Żełenskiego do ludzi podejrzanej konduity, pisząc o owych typach spod cienia czerwonej gwiazdy najdelikatniej. Zerknij może do tego coś sam napisał…

    Bardzo cenię Twoje uporczywe trzymanie się uzasadnionych wątpliwości. Czy jednak pozostawanie w programowej niewiedzy nie nazbyt mocno wiąże nam rąk przy snuciu wszelkich możebnych (i nie) dywagacji?

    Podkreślasz krwawy rozmach wojny i pytasz: po cóż to? Czy nie można „zamordować Nato” w inny sposób, łatwiejszych? Potrafisz taki wskazać? Póki co, metoda okazuje się być skuteczna. Buńczuczny początkowo Zachód mięknie; zapowiadane zbrojenia, mobilizacje, armie… do dziś to jeno bajeczne fantasmagorie.

    I jeszcze jedno, w odniesieniu do tekstu: Roosevelt, jakkolwiek uwikłany, mógł się (choć pewnie nie bez problemów) wyzwolić z mafijnych powiązań. Żełenski, powiązany z kagebowską oligarchią Kołomojskich Achmetowów takich możliwości nie ma.

  4. 4 michał

    Więc jaka jest ta koordynacja, proszę?

  5. 5 Andrzej

    Panie Michale,

    Podejrzewam Zełenskiego o podstępną grę polityczną w odniesieniu do Zachodu i nie ufam mu. Obydwie te rzeczy wynikają z jego sowieckich powiązań.

    Koordynacja pomiędzy Kijowem a Moskwą jest moim zdaniem taka sama, jak w ramach fałszywego konfliktu pomiędzy Moskwą a Pekinem (w czasach tzw. sino-soviet split). Dwa ostrza tych samych nożyc.

  6. 6 michał

    Panie Andrzeju,

    Koordynacja jest „taka sama, jak w ramach fałszywego konfliktu pomiędzy Moskwą a Pekinem”. Tak? Czyli na poziomie szefów partii, tak? Czy też zachodzi uzgodnienie na jakimś teoretycznym poziomie strategicznym? Bo tak utrzymuje Darek. Jak to wygląda?

    O ile pamiętam jest mnóstwo dowodów na koordynację sino-sowiecką. Jakie są dowody na koordynację w tej wojnie, teraz?

  7. 7 michał

    Darek,

    Słowo „podejrzany” jest dwuznaczne po polsku. Czy zamierzasz mnie winić za brak precyzji naszego ojczystego języka? Dzięki.

    Jeżeli Żełenski to Zełenski, to owszem, miał on koneksje z oligarchami, a oni bez wątpienia mieli – bo czy nadal mają, pozostaje otwartą kwestią – związki z kgb. To właśnie przez nich Putin kontrolował Ukrainę, jak próbowałem nieudolnie pokazać na krótko przed lutym 22 roku w 22-odcinkowym cyklu o „upadku komunizmu”. Z tego głównie powodu, odrzucam powszechnie przyjętą narrację, że musiał dokonać inwazji, by przywrócić kontrolę nad Ukrainą. Jest to także jeden z wielu powodów, dla których ta inwazja jest tak dziwna. Ale oligarchowie bardzo wyraźnie używają dziwnej wojny, by wyzwolić się spod kontroli Putina. Bardzo możliwe, że to się okaże nieskuteczne, możliwe nawet, że tylko udają, ale w przeciwieństwie do Ciebie, ja nie jestem wszechwiedzący i nie wiem, co się stanie. Muszę zatem przyjąć fakty: sprawiają wrażenie, jak gdyby próbowali się wyrwać, a jak, dlaczego i czy naprawdę, to inna sprawa. Zostawiam ją otwartą, ponieważ na razie NIE WIEM. Ty natomiast zdajesz się WIEDZIEĆ. Powtarzanie w tym kontekście, że nikt nie odchodzi z kgb, jest niepoważne, bo ta zasada dotyczy czekistów, a nie ich kontaktów. Nikt chyba nie twierdzi, że Zełenski jest w kgb? Chyba, że źle Cię zrozumiałem i Twoim zdaniem jest pułkownikiem w fsb. Jeżeli tak, to znowu, nie widzę na to żadnych dowodów. Chętnie je rozważę, jeśli mi je przedstawisz.

    Jakiekolwiek były jego „powiązania” – z Masljakowym, z Kołomojskim i całą tą sowiecką sitwą, to nie były nawet w jednej dziesiątej tak silne, jak związki Własowa ze Stalinem. Czy i Własow także działał w koordynacji ze SMIERSZEM? Bo miał “powiązania”? Wowa wydaje mi się akurat postacią raczej sympatyczną, w tej sowieckiej nudzie, choć w ograniczony, sowiecki sposób. Podobnie sympatyczną, jak, powiedzmy, Jeremi Przybora, choć na pewno na o wiele niższym poziomie, na poziomie wulgarnych numerów estradowych. (Nawiasem mówiąc, gratuluję dociekliwości; zrozumiałeś, że nie chodzi o ojcobójstwo! Geniusz. Czy pan ma siostrę?)

    Zatem jeszcze raz: na czym ma polegać ta koordynacja? Nie ma koordynacji w kazamatach ani na frontach – świetnie, zgadzamy się. Nie ma koordynacji taktycznej – doskonale. A jaka jest koordynacja strategiczna? Ja jej nie widzę, więc chętnie wysłucham. Podajesz “wkraczanie na tereny opuszczone przez przeciwnika, co się następnie przedstawia jako wielki wojenny triumf”. W takim świetle, opuszczenie Paryża przez Wehrmacht, zajęcie go przez Aliantów i obwieszczenie zwycięstwa, byłoby dowodem strategicznej koordynacji między Eisenhowerem i Hitlerem.

    Jeśli ta koordynacja jest tak oczywista, to nie powinno być trudno wytłumaczyć np. jak została ustalona? Przez kogo? I jakie są na to dowody? Choćby wskazówki, choćby ślady, niechby tylko cień śladu wskazówki…

    Po owocach poznacie ich. Jak dotąd, owocem postawy Zełenskiego jest strzelanie do sowieciarzy.

  8. 8 Andrzej

    Drogi Panie Michale,

    Chyba za bardzo Pan to ścina brzytwą Ockhama.

    Wydaje mi się, że dowody na koordynację chrlowsko-sowiecką pojawiły się znaczne później, a przedstawił je publicznie dopiero Golicyn w 1984 roku, poprzez przedstawienie faktów o współpracy KGB i chrlowskiego odpowiednika, oraz przez analizę tego co się działo (na podstawie “nowej metodologii”; wszystko to jest w 16 rozdziale “New Lies for Old”). Jednym słowem, w czasie trwania owego “konfliktu”, była to dezinformacja, wykorzystująca istniejące zawsze różnice pomiędzy kompartiami, a nie koordynacja “na poziomie szefów partii”.

    Czy wcześniej były to dowody, czy raczej przekonanie?

    Ja nie dysponuję dowodami, lecz przekonaniem wynikającym z bardzo moim zdaniem prawdopodobnej hipotezy o wspólnym działaniu Kijowa i Moskwy przeciwko tzw. Zachodowi, uzasadnionej poznanymi faktami, które m.in. Pan przedstawia w powyższym artykule.

  9. 9 michał

    Drogi i Szanowny Panie Andrzeju!

    Brzytwa Ockhama nie przychodzi z instrukcją obsługi. Ma Pan na pewno rację, że można nią wymachiwać za bardzo i niechcący wyciąć byty, które okazać się mogą całkiem niezbędne. Jego brzytwa ma wiele zastosowań i oprócz walki z mnożeniem bytów, służy także do oszczędności argumentacji. W interesującej nas obu sprawie, następujące sformułowanie Ockhama może mieć zastosowanie: nie należy przyjmować konieczności założeń w wyjaśnieniu stanu faktycznego, chyba że jest ona [ta konieczność] ustalona na podstawie oczywistego doświadczenia, samo-ewidentnego rozumowania, lub wymagana jest przez wiarę. Ockham był teologiem, ale także logikiem. Jego odwołanie się do wiary jest tu niezwykle interesujące, trafne i bardzo pouczające.

    Czy mamy jakieś oczywiste doświadczenia koordynacji między Kremlem i Kijowem? Ja ich nie widzę, ale chętnie wysłucham Pańskiej opinii. Czy jest jakaś ewidentna argumentacja za taką koordynacją? Jak dotąd, nie znalazłem jej w Pańskich wypowiedziach, ale znowu, proszę wybaczyć, jeśli nie zuważyłem i przypomnieć mi ją.

    “Czy wcześniej były to dowody, czy raczej przekonanie?”, pisze Pan bardzo słusznie, z typową dla siebie szczerością i jasnością. Tak, przekonanie czyli … wiara. Przekonanie o tej koordynacji jest artykułem wiary. Wszystko to bolszewicy, a już my wiemy, jak bolszewia działa – proszę zwrócić uwagę, że zaliczam siebie do tego MY. To jest nasza wiara – nas, antykomunistów – a ktoś tu nagle domaga się dowodów?! Skandal, zaprzaństwo i zdrada, zdrada, podstępne, zimne oczy gada!

    Ja także nie dysponuję dowodami, ale nie chcę zatrzymać się na wierze, bo w wypadku bolszewii, akt wiary jest bluźnierstwem. Ja także mam przekonanie, że coś tu nie gra i ta wojna jest dziwadłem, ale nie chcę zatrzymać się na akccie wiary.

    Powtórzę więc raz jeszcze z najwyższym, osobistym szacunkiem dla Pana: może jednak warto się zastanowić? Ma Pan rację, że o dowody trudno, może nigdy ich nie będzie. Zgoda, ale czy nie należy szukać? Czy nie lepiej pytać o wskazówki, niż przyjmować na wiarę? Czy nie warto wymachiwać brzytwą Ockhama, w końcu krzywdy nikomu nie zrobi, a może wyostrzyć nasze rozumienie. Może dzięki niej natrafimy przynajmniej na jakieś ślady. Na jakieś cienie wskazówek, na szkielety dowodów.

    Podtrzymuję wszystko, co powiedziałem w obu częściach artykułu o doktrynie, Wołodii i Wowie, ale nadal nie widzę, jak jest możliwa jakakolwiek koordynacja działań na frontach Ukrainy.

  10. 10 amalryk

    Chmm, nie lubię Ockhama. Zasadniczo jego zasada prostoty nie mówi nam, która teoria jest prawdziwa, a jedynie, która jest bardziej prawdopodobna.

    Może Wowa to taki ukraiński Nagy?

  11. 11 michał

    Panie Amalryku,

    William z Ockham nie jest “do lubienia”, w takim sensie jak np. Abelard czy Duns. On był chłodnym logikiem, i często trudno się z nim zgodzić, nawet jeżeli jest dyskusyjne, czy był nominalistą. Ale brzytwa? Brzytwa wydaje mi się nadzwyczaj trafna i pomocna. Oszczędność w argumentacji przekonuje mnie jako zasada. Prostota rozumowania często wiedzie nas do odrzucenia powszechnie przyjętych wniosków: “król jest nagi!”, to klasyczne zastosowanie brzytwy.

    Czy Imre Nagy jest analogią dla Zełenskiego? Może. Może. Nagy był po prostu komunistą, stuprocentowym, w pełni oddanym bolszewikiem. Może i Wowa też jest.

  12. 12 amalryk

    “Nie lubię Ockhama” – to tyle, że nie odczuwam sympatii wobec niego, nic ponad to. Wszak chyba nie jestem odosobniony w tym, że miewam takie uczucia wobec postaci historycznych, których z powodu “tyranii czasu” nigdy bezpośrednio nie poznam, ani one mnie… (Chociaż dopuszczam do siebie ewentualność, że bezpośredni kontakt z taką osobą mógłby moją opinię o niej jednak odmienić). Brzytwa czyli zasada prostoty , którą jego imieniem “ochrzczono” podobno występuje już u Arystotelesa, a Ockham tylko ją często i umiejętnie stosował i stąd ten patronat. Nie , nie nie lubię brzytwy, narzędzie jak narzędzie, bywa przydatne…

  13. 13 michał

    Ciekawe. Wydawało mi się, że jedno ze sformułowań brzytwy Ockhama – “bytów nie należy mnożyć ponad konieczność” – pojawia się wcześniej w podobnej formie u Dunsa Szkota, ale nie wiedziałem, że coś takiego występuje już u Arystotelesa. To podstawowe sformułowanie miało ogromne znaczenie w sporze o uniwersalia i wpływ na dalszy rozwój teologii, gdyż jego nominalizm w zasadzie odarł wiarę z racjonalnego rdzenia. Etienne Gilson pisze:

    “Niewiele, jeśli w ogóle cokolwiek, pozostało po Ockhamie z racjonalnego rozumienia wiary, które było udziałem Bonawentury, Alberta Wielkiego, Tomasza z Akwinu i współczesnych im myślicieli.”

    Niestety niewiele zostało także z tych sporów, z uniwersaliów, z realizmu i teonomistycznego nominalizmu Ockhama. Pozostała tylko Brzytwa, zasada oszczędności myślenia: prostsze wyjaśnienie jest lepsze niż bardziej skomplikowane. Z czego nie wynika wcale, że musi być słuszne. Z Okhamowej Brzytwy wynika takie powiedzenie angielskie, że jeśli wyjaśnieniem wydarzenia może być spisek albo głupota, to najprawdopodobniej powodem była ludzka głupota (to brzmi lepiej po angielsku: if it’s either conspiracy or a cock-up, it’s likely to be a cock-up).

    To może być słuszne w 9 wypadkach na 10, co sprawia, że ten dziesiąty przypadek jest tak interesujący.

    Dla mnie Brzytwa pozostaje użyteczna w sytuacjach intelektualnego ZAKAŁAPUĆKANIA SIĘ – jakże często spotykanych na niniejszej stronie.

  14. 14 Dariusz Rohnka

    Spisek versus głupota,

    W proporcji 1:10 jest być może trafnym założeniem dla rzeczywistości prebolszewickiej. Gdy rozpatrujemy przejawy aktywności późniejszej,
    a tym się tu głównie zajmujemy, hipoteza taka mniej przemawia do przekonania. Oszustwo, podstęp, prowokacja nie są niczym niezwykłym w dziejach świata. Tyle, że w dobie Marksów, Leninów, Trockich, Gramscich oraz wszystkich, mniej lub bardziej udanych ich spadkobierców oraz naśladowców, zarówno tych ze Wschodu jak i z Zachodu, stawianie rzeczywistości na głowie stało się normą postępowania. Ten modus operandi jest ulubionym narzędziem oddziaływania nie tylko bolszewików (w ściślejszym znaczeniu terminu), ale zasadniczo wszystkich, którzy biorą aktywny udział w życiu „politycznym”. W przestrzeni publicznej mamy do czynienia na co dzień z wielką nieprawdą. A czymże innym jest tak uplasowana nieprawda jak nie spiskiem, wymierzonym w adresata, tzw. demokratycznego suwerena, konsumenta dobrodziejstw płynących ze strony państwa, zwanego staromodnie opiekuńczym, w istocie państwa ubezwłasnowolniającego w coraz większym zakresie skołowanych, bezbronnych obywateli?

    Głupoty z pewnością w świecie nie brakuje, pozostając jednak od 100 lat z górą w obrębie oddziaływania antycywilizacji bolszewickiej, uzasadnione zdaje się być twierdzenie, że spisek i prowokacja więcej ważą na szali ludzkich motywów, aniżeli miało to miejsce w przeszłości; nie stanowią wyjątku od reguły, ale raczej żelazną zasadę. Jeżeli zatem chcemy koniecznie podążać za kolejnym razem Ockhamowskiej brzytwy (w poszukiwaniu prostoty), spisek jest o wiele bardziej prawdopodobny aniżeli zwykła głupota (wbrew ukutemu przekonaniu).

  15. 15 michał

    Och, Darku, nie powinieneś tego brać aż tak bardzo do siebie…

    Problem leży na pewno w moim tłumaczeniu. Nie ma dobrego polskiego odpowiednika dla określenia „cock-up”. “To cock something up” znaczy spartolić, spieprzyć. Zatem rzeczownik oznacza coś w rodzaju partaniny, ale jest bardziej ostateczny, dokonany, skończony.

    Nie jestem statystykiem i nie mam zielonego pojęcia, czy przed bolszewią stosunek spisku do partactwa był jeden na 10, czy 1 na 20? Proponuję, żebyś przeprowadził badania w tej kwestii i wtedy natychmiast przyjmę, jeżeli proporcja okaże się być 1:17. Zanim jednak przeprowadzisz badania, będę się trzymał Brzytwy. Aaaa! Nie! Nie będę się trzymał Brzytwy, bo nie zamierzam się pochlastać, więc tylko będę stosował ockhamowskie narzędzie.

    Co rzekłszy, gratuluję, że dostrzegłeś znaczenie spisku w naszych leninowskich czasach, ale muszę z pokorą wyznać, że nie rozumiem Twego pytania:

    „A czymże innym jest tak uplasowana nieprawda jak nie spiskiem, wymierzonym w adresata, tzw. demokratycznego suwerena, konsumenta dobrodziejstw płynących ze strony państwa, zwanego staromodnie opiekuńczym, w istocie państwa ubezwłasnowolniającego w coraz większym zakresie skołowanych, bezbronnych obywateli?”

    Nieprawda jest spiskiem? Jeśli powiem, że Ziuta jest piękna, to spiskuję, bo jest naprawdę paskudna jak wystrzał z Aurory?

  16. 16 Dariusz Rohnka

    Michał,

    Proponuję nie skręcać po raz kolejny na manowce, a trzymać się brzytwy.

    Co stoi za sowieckimi działaniami (przyjmując – nieśmiało – założenie, że to wciąż sowieckie działania)? Głupota czy spisek? Partanina czy prowokacja? Co bardziej prawdopodobne z punktu widzenia Ockhamowskiej, czy może tylko najzwyklejszej w świecie, prostoty rozumowania?

    Imperialna głupota podszepnęła włodarzom Kremla atak na suwerenną Ukrainę. Głupota nakazała zaniechać stosownego do okoliczności wsparcia elektronicznego i lotniczego. – 10 punktów na skali prawdopodobieństwa.

    Operacja wojenna i powiązane z nią działania (w tym zaniechanie koniecznych przedsięwzięć) wynikają z zaprojektowanego wcześniej, realizowanego planu. – 1 punkt.

    Przekonujące?

  17. 17 michał

    Manowce, kochane manowce. Proponuję skręcać na nie jak najczęściej, ale proponuję to tylko sobie, bo najwyraźniej tylko mnie interesują meandry myśli, zaczem będę za nimi podążał.

    Czy powyższe jest przekonujące? Nie jest. Byłoby może zabawne, ale niestety, także nie jest.

  18. 18 Dariusz Rohnka

    Tu się, niestety, zgadzamy.

  19. 19 michał

    Gdzie się zgadzamy, proszę? Nie bardzo widzę jakikolwiek punkt, gdzie byśmy się zgadzali w powyższej wymianie (nawet w najbardziej sarkastycznej interpretacji). Bardzo wyraźnie i jednoznacznie zarzucasz mi, że się wykręcam od dyskusji, a ja najzwyczajniej w świecie nie widzę, żeby to było prawdą. Jaka tu może być zgoda? Nie ma nawet sardonicznej zgody. Nie dowiem się, dlaczego “nieprawda jest spiskiem” (sic) ani co ma oznaczać “uplasowanie nieprawdy wobec skołowanych (sic!) i bezbronnych (sic!!) obywateli”.

    A ja w ogóle nie rozumiem, co to mogłoby oznaczać.

  20. 20 Dariusz Rohnka

    Zgadzamy się, że to nie jest zabawne. To pewnie jedyny punkt.

  21. 21 michał

    Hmm, raczej nie. Przy takiej zgodzie, Pan Bóg nam ręki nie poda. Jest dla mnie mało zabawne, że odmawiasz najprostszych wyjaśnień, a dla Ciebie nie. Jest smutne, że Twoim zdaniem nieprawda jest spiskiem, ale nie zamierzasz wyłożyć dlaczego i co to znaczy. Bardzo jest smętne, że piszesz o skołowanych obywatelach, ale odmawiasz zastanowienia, czy obywatel, który daje się skołować nieprawdzie uplasowanej jako spisek, wart jest złamanego grosza, a co dopiero przestrzeni publicznej, którą go tak hojnie obdarzasz.

    Twoja odmowa nastraja mnie melancholijnie. W sam raz na Popielec i Wielki Post.

  22. 22 Dariusz Rohnka

    Jak napisałem wcześnie, manowce mnie nie interesują.

  23. 23 michał

    Pogratulować mężnej postawy. Dałeś skuteczny odpór manowcom. Rozbite w puch, nie powrócą już do dawnej mocy. I to jeszcze tak wcześnie! Jak to się chyba mówi tam u Was w prlu: szacun pozdro.

Comment





Language

Books Published by The Underground

Order here:



Jacek Szczyrba

Punkt Langrange`a

H
1946
 
J.R. Nyquist
Koń trojański
 
Dariusz Rohnka
Wielkie arrangement

Dariusz Rohnka
Fatalna Fikcja