O meandrach mackiewiczologii
81 komentarzy Published 1 listopada 2007    |
Ukazało się jakiś czas temu, nakładem Wydawnictwa Arcana, nowe wydanie Ptasznika z Wilna, Włodzimierza Boleckiego, z podtytułem O Józefie Mackiewiczu (Zarys monograficzny). (1) Jest to dzieło ogromne: na przeszło 900 stronach, Bolecki zajmuje się biografią pisarza, potem historią napaści na Mackiewicza (eufemistycznie znaną jako „sprawa”), wreszcie omawia jego poglądy i jego pisarstwo.
Jest zrozumiałe, że tak wielki materiał był trudny do objęcia, jednak konstrukcja, na którą zdecydował się Bolecki, powoduje, że czytelnik dostaje zawrotu głowy od bezustannego kręcenia się w kółko. Bo przecież historia kilkudziesięcioletniej nagonki należy niewątpliwie do życiorysu Mackiewicza, a wszystkie napaści były funkcją jego poglądów, które z kolei zawarte są w jego dziełach. Co gorsza, na ów kolisty zamysł konstrukcyjny nałożyło się wiele lat pracy nad książką, pierwotna wersja Ptasznika była bowiem gotowa już w 1989 roku. Od tamtego czasu Bolecki najwyraźniej dodawał stale nowy materiał i nowe analizy, zapominając niestety o poradzie Horacego, że trzeba także skreślać. (Strach pomyśleć, do jakich rozmiarów dojdzie Ptasznik w trzecim wydaniu!) Mamy zatem do czynienia z karuzelą podstawowej konstrukcji, gdzie zamierzeniem Boleckiego było chyba powracać do tych samych wątków w różnych kontekstach i naświetlać je z różnych stron, co samo przez się nie budziłoby wątpliwości. Niestety wewnątrz każdego z tych kół kręcimy się bezustannie wokół innych osi, podyktowanych tym razem nowymi odkryciami mackiewiczologii. Czytelnik w rezultacie cierpi na zawrót głowy, a książka cierpi na rozsianie przy braku stwardnienia.
W pierwszej części, tej biograficznej, Bolecki zatrzymał się dłużej nad odnalezioną kilka lat temu książką Mackiewicza, pt. Prawda w oczy nie kole (2), napisaną w okupowanym Wilnie w 1942 roku. Słusznie uczynił, bo to bardzo ważna pozycja. Jego omówienie tego tomu jest w większości niekontrowersyjne, jednak trudno było mi zrozumieć, dlaczego dopatrzył się w Prawdzie „wykładu swoistej ‘metodologii’”, której fundamentem być miało „korygowanie tez w miarę narastania wiadomości i doświadczenia zaczerpniętego z rzeczywistości”. Bolecki twierdzi, że metoda pisarska Mackiewicza polegać ma na konfrontacji mikrosytuacji fabularnych z innymi zdarzeniami, co „pozwala pisarzowi na sformułowanie jego własnej opinii”.
„Literackość i osobisty charakter narracji Mackiewicza pokazują, jak pisarz dochodzi do wiedzy o świecie [podkr. moje], ale równocześnie zatrzymują tę wiedzę ‘w katedrze’ jego pamięci. Książka Mackiewicza nie jest więc wykładem żadnej doktryny czy ideologii – opowiada o osobistym doświadczeniu historii XX wieku w okresie jednego z jej najgorszych paroksyzmów. I o próbie wyciągnięcia ogólnych wniosków z tego doświadczenia.”
Takie rozumowanie nazywa się „indukcyjnym”; jest ono sławetnie niedoskonałe, bo zawodne. Wyciąganie ogólnych wniosków z poszczególnych wypadków, jest tylko tak długo słuszne, aż nie napotka się na przypadek, który nie potwierdza pierwotnego wniosku (bo wbrew znanej zasadzie, wyjątek nie potwierdza reguły, tylko ją obala, zwłaszcza gdy jest to reguła indukcyjna). Indukcjonizm zatem, jako pogląd dopuszczający jedynie generalizację zdań opisujących pojedyncze obserwacje, jest z metodologicznego punktu widzenia bardzo słabiutki. „Korygowanie tez wraz z narastaniem wiedzy”, to z kolei po prostu opis działania zdrowego rozsądku. When the facts change I change my mind. What do you do, sir? – jak się wyraził John Maynard Keynes. Czy to jest aż metodologia?
No, dobrze, ale Bolecki ma chyba rację, utrzymując, iż dla Mackiewicza własne doświadczenie, obserwacja i bezpośredni kontakt z rzeczywistością, są zasadniczymi składnikami dochodzenia prawdy. A co za tym idzie, czyż nie jest to istotny rys tego pisarstwa? Mogłoby się tak zdawać, gdyby nie fakt, o którym Bolecki zdaje się zapominać, że miliony ludzi dzieliły doświadczenia Mackiewicza, ale z jakiegoś powodu nie podzielały jego wniosków. To co go wyróżnia, to nie jego szczególne przeżycia ani jego literacka metoda, ale coś uprzedniego wobec wszystkich przejść jego trudnego życia. Zanim zobaczył groby katyńskie, zanim uciekł do puszczy nad Wisińczę przed deportacją do Kazachstanu, na długo przed upadkiem Polski, ale także przed reportażami w Słowie, a nawet przed konną-zbrojną walką z bolszewikami – miał Mackiewicz „moralną busolę” i trzymał się jej wskazań. Miał sumienie, a w nim „głos Boży”; miał zmysł moralny – jak inaczej jeszcze można to nazwać? Dzięki niemu, a nie dzięki „swemu szczególnemu trybowi dochodzenia do wiedzy o poszczególnych kwestiach”, pisał przez całe życie „requiem dla szczątków ludzkiej przyzwoitości” (jak się wyraziła Barbara Toporska we wstępie do wyboru Fakty, przyroda i ludzie). Bolecki ma rzecz jasna rację, że Mackiewicz musiał tych szczątków doświadczyć, musiał je zaobserwować – jak inaczej mógłby o nich pisać? – ale musiał mieć także uprzednią świadomość, że były szczątkami czegoś większego, że ludzka przyzwoitość sama nie jest kwestią doświadczenia ani obserwacji, ani indukcji, ani żadnych rzeczy, które pochodzą od Johna Stuarta Milla, ponieważ z tego co jest, nie sposób wyciągnąć wniosków na temat tego, co być powinno.
Najlepiej jak zwykle oddać głos samemu Mackiewiczowi. W tej samej książce, Prawda w oczy nie kole, nie bez pewnej ironii, pisze na temat moralnego rdzenia swego spojrzenia na świat:
„Nie podzielam zdania dr Goebbelsa z r. 1943, w którym wykrzykiwał: ‘Fanatyzm to nie wada. Fanatyzm to cnota.’ – Nie, raczej przypada mi do gustu zdanie Gladstone’a z r.1879, który odbywając kampanię wyborczą przeciwko Disraeliemu, wołał: ‘Są w świecie inne rzeczy, niż konieczności polityczne; są konieczności moralne. Pamiętajcie o tym, że świętość życia w siołach Afganistanu, w śniegach zimy, jest równie nietykalna w oczach Stwórcy, jak życie w naszych miastach.”
„Sprawa”
Lwia część Ptasznika poświęcona jest tak zwanej „sprawie Mackiewicza”. Wyznać muszę, że zawsze byłem zdania, iż taka sprawa nie istnieje, ale po raz Bóg wie który, okazuje się, że mówienie o czymś nieistniejącym wydobywa to jakoś z niebytu, aczkolwiek status ontyczny takiego „czegoś” jest bardziej wirtualny niż cała blogosfera i Web 2.0 razem wzięte. Józef Mackiewicz utrzymywał zawsze, że nie ma w tej „sprawie” nic poza dobrze zorkiestrowaną nagonką, kampanią podyktowaną polityczną wrogością. Napisał kiedyś – w związku z Katyniem – że „zaprzeczenie stwarza jedynie sporność sprawy”. Zaprzeczać tym Nowakom i Korbońskim? W jakim celu? Niech sobie mówią, co chcą; żadne argumenty do nich i tak nie dotrą. Najlepiej oddaje jego stosunek do „sprawy”, fragment z Nie trzeba głośno mówić, w którym Andruszkiewicz ostrzega Henryka przed redakcją Niepodległości:
„– Ale jest więcej [takich], którzy wyobrażają sobie, że mają długie ręce. A kto wie, może i mają.
– Niech mnie pocałują w dupę.
– Oni potrafią nieraz i gołymi oszczerstwami niezgorzej likwidować.
– Niech mnie pocałują w dupę – Henryk poruszył się na krześle, jakby chciał im to ułatwić w tej chwili…”
A jednak gigantyczna detektywistyczna praca Boleckiego jest na swój sposób fascynująca. Bolecki z zapałem konfrontuje sprzeczne relacje, wysuwa hipotezy, wytyka sprzeczności, obala ustalone w tej sprawie poglądy i bez spoczynku szuka racjonalnego jądra w ciągu wydarzeń, które zdają się być pozbawione sensu; obraca argumenty oskarżycieli Mackiewicza na wszystkie strony i wydaje się otwarty na wszelkie możliwości, ale przyjmuje jednak pewne punkty jako niepodważalne. Powtarza np. kilkakrotnie: „że wyrok zapadł, wydaje się sprawą bezdyskusyjną”, albo „nie sposób wątpić w prawdziwość tych relacji” (na temat wyroku).
Wyznaję, że nigdy nie studiowałem szczegółów „sprawy”, nie dlatego że studiowanie czegoś, co nie istnieje, wydaje mi się działalnością artystowską – uwielbiam taką działalność – raczej z powodów estetycznych, ze względu na chamstwo tych wszystkich napaści, na język tych „krawców i trościanków”, jak mawiał o nich sam Mackiewicz, ze względu na kloaczny poziom tych ludzi. Otóż po przeczytaniu materiału nagromadzonego przez Boleckiego, nie mogę oprzeć się wrażeniu, że nic nie jest w tej sprawie bezdyskusyjne i we wszystko można wątpić.
Lektura Boleckiego nie zachwiała mego przekonania (raczej je wzmocniła), że żaden wyrok śmierci na Mackiewicza nigdy nie zapadł. Wiemy, jak działają tajne organizacje: nie zapisuje się tego, czego zapisywać nie trzeba, nie przechowuje się dokumentów, które mogą narazić na straszną śmierć. Ludzie związani z podziemną Niepodległością prawdopodobnie naciskali, żeby Mackiewicz postawiony został przed sądem, ale kiedy nie osiągnęli swego, to rzucili oskarżenie. Wilno było małym miastem (Miało przed wojną niespełna 200 tysięcy mieszkańców, ile mogło zostać w 1943 roku? Po wszystkich aresztach, wywózkach, ucieczkach i masowych mordach – ile? Połowa?), a środowisko AK było zwartym kółkiem. Mamy więc z jednej strony strach przed okrutnym okupantem, a z drugiej wąską grupę, w której osobiste zaufanie było ważniejsze niż prawda, co jest wystarczająco podatnym gruntem dla rozpuszczania plotek. A plotka może być śmiertelną bronią. Sam Mackiewicz pisał o tym tak:
„Ważne jest oskarżenie samo. Powstaje wtedy fama, której niepodobna się przeciwstawić. W danym jak ten wypadku, wykańcza się kogoś, kogo się chce zlikwidować politycznie, skuteczniej niż kulą w łeb. Wymieniony bowiem z imienia i z nazwiska nie może żądać odwołania, sprostowania czy przeproszenia w prasie – podziemnej!… Bo za taki kontakt automatycznie trafiłby do Gestapo.”
Jest jasne, że AK miało w 1943 roku w Wilnie inne rzeczy na głowie, ale gdyby rzeczywiście oskarżono Mackiewicza o współpracę z Gońcem, to nawet w tych trudnych warunkach było w miarę łatwo sprawdzić, że nie było to prawdą. Mackiewicz miał poza tym bliskiego przyjaciela, w osobie Zygmunta Andruszkiewicza, na stanowisku szefa Wydziału Informacji wileńskiej AK, skąd rzekomo pochodzić miały „informacje” na temat jego kolaboracji. Bolecki znakomicie wykazuje, że jeśli wyrok zapadł, to powinien być ogłoszony i wykonany, bo nie było procedury jego „zawieszenia”. Trzej panowie z Gońca ukazali się w lutym 43, a w kwietniu-maju odbywają się długie negocjacje zakończone wyjazdem Mackiewicza do Katynia. Komendant wileńskiego AK musiałby być schizofrenikiem, żeby niemal jednocześnie zatwierdzić wyrok śmierci, skierować go do wykonania i zgodzić się na wyjazd skazanego do Katynia.
Stąd moje przekonanie, że wyrok jest wyłącznie famą, a najrozmaitsze relacje na jego temat łatwo dadzą się wytłumaczyć zasadami doraźnej polityki powojennej (choćby twierdzenie antykomunisty, Sergiusza Piaseckiego, że wykradł z biurka Andruszkiewicza odwołanie wyroku na antykomunistę, Mackiewicza; ale także relacja komunistycznego poputczika, Lorentza, że Korboński zatwierdził wyrok, gdy sam Korboński nic o tym nie mówi). Hipoteza, że żaden wyrok śmierci na Józefa Mackiewicza nigdy nie zapadł, jest tak samo prawdopodobna, jak wszystkie wysuwane przez Boleckiego, a w najgorszym razie, jest równie niesprzeczna z „materiałem dowodowym”, który Bolecki poddaje tak szczegółowej analizie.
Bolecki ma wiele racji, twierdząc, że każda nowa fala nagonki spowodowana była kolejną publikacją Mackiewicza. (Nb, o praźródłach „sprawy” znakomicie pisze Wacław Lewandowski we Wstępie do Wileńskiej powieści kryminalnej (3), gdzie wskazuje na związki pomiędzy samozwańczą „elitą wileńską” skupioną wokół Kuriera Wileńskiego i Erwuzy, Hulewicza i Lorentza z pułkownikową Pełczyńską, a późniejszą wieloletnią nagonką na Józefa Mackiewicza.) W jednym wszakże wypadku, chyba się myli, bo nie jest możliwe, aby impulsem do wzmożenia kampanii mogło być „upublicznienie maszynopisu książki Prawda w oczy nie kole”. Nagonka wzmogła się na przełomie 1942 i 1943 roku, kiedy ukazał się artykuł O trzech panach z „Gońca” w podziemnej Niepodległości i rzekomo zapadł wyrok, ale w Prawdzie znajdujemy cytaty z prasy z 1943 roku (jeden z berlińskiego Signal z 2 listopada 1943 roku!). Są one wprawdzie w przypisach, i sprawiają wrażenie, jakby były dopisane później, ale jest mało prawdopodobne, żeby maszynopis, który został ostatnio odnaleziony, różnił się aż tak zasadniczo od tego, który Mackiewicz rozpowszechniał w Wilnie (wiemy od niego samego, że istniały tylko dwa egzemplarze), zatem chyba lepiej przyjąć, że Prawda nie była znana w Wilnie przed końcem 43 roku, a tym samym nie mogła być impulsem do oskarżeń. (4)
Giedroyc i inni
Z mojego punktu widzenia, największym odkryciem Ptasznika jest zakulisowa rola odegrana przez Jerzego Giedroycia w rozdmuchaniu na nowo nagonki na Mackiewicza w połowie lat pięćdziesiątych. Bolecki odkrył w Archiwum Kultury, że w 1953 roku Giedroyc poprosił Korbońskiego o naświetlenie wypadków kolaboracji: „Czy nie można byłoby uzupełnić Pana wspomnień sprawą Józefa Mackiewicza (…)?” Kiedy Mackiewicz przeczytał Polskie Państwo Podziemne, Korbońskiego, wydane przez Instytut Literacki w 1954 roku, to napisał do Giedroycia sążnisty list o swym „nieopisanym zdumieniu”. Jakież byłoby jego zdziwienie, gdyby znał pomysłodawcę nowej na siebie nagonki? Nie można tylko dziwić się Korbońskiemu, kiedy na list od Giedroycia (przerażonego zdaje się tym, co rozpętał) odparł z chłodną wyższością: „Co się tyczy sprawy Józefa Mackiewicza, to najpierw chciałbym przypomnieć, że rozdział o kolaboracjonizmie i o Józefie Mackiewiczu napisałem, zachęcony do tego listem Pana z 8 września 1953 r.” O ile od Korbońskiego nie należało oczekiwać niczego innego, jak ochoczego uczestnictwa w nagonce, to rola Giedroycia – którego dzisiejsza wersja polrealizmu wyniosła do roli świętego w polskim panteonie – dech zapiera, najpierw swym makiawelizmem (być może wyolbrzymiam, może chodzi tylko o to, że kontrowersja sprzedaje książki, zatem Pan Redaktor pragnął rozdmuchać sprawę bez oglądania się na krzywdę wyrządzoną Mackiewiczowi), a potem hipokryzją (Giedroyc do Korbońskiego: „O zarzutach o jego kolaboracji słyszałem tylko ogólnikowo. Nigdy mnie to specjalnie nie interesowało.”) Trzeba rasowej „kultury”, by z taką dezynwolturą potraktować wybitnego pisarza, który wiele dodał blasku i poczytności pismu Giedroycia. I wszystko po to tylko, by móc sprzedać parę egzemplarzy więcej? Giedroyc cynicznie przyczynił się do kolejnej niszczącej nagonki, o której przyczynach Pan Redaktor „słyszał tylko ogólnikowo”. Zaiste, nie ma to jak Kultura…
Jerzy Giedroyc zażartował kiedyś, że przed wojną wydawał pismo Polityka, które zajmowało się kulturą, a po wojnie Kulturę, skoncentrowaną na polityce. To niestety prawda. Ewolucję Giedroycia można by określić tak: od polityki rozumiejącej swe powinności wobec kultury, do „kultury” uwikłanej w rozgrywki „polityczne”. Z jego dawnej pozycji – absolutnego stosunku do kultury, który dzielił choćby z Adolfem Bocheńskim – pozostał „instynkt redaktorski”, dzięki któremu stworzył świetne pismo. Natomiast jego inklinacje polityczne doprowadziły go do krawędzi, poza którą kończy się polityka, a zaczyna poputniczestwo. Giedroyc tej krawędzi chyba nigdy nie przekroczył – tylko dlatego warto o nim jeszcze pisać – ale zdaje się, zabrakło w jego otoczeniu kogoś w rodzaju Bocheńskiego; kogoś, kto odwiódłby go od skraju przepaści. Bocheńskiemu, jego niewątpliwy zmysł polityczny, nie przesłaniał tego co istotne – aksjologicznego rdzenia kultury. Rozważając polityczne rozgrywki, nieuniknione w polityce kompromisy, nie tracił z oczu ich celu. Giedroyciowi sama gra – jak widać nie tylko z zakulisowych machinacji wobec Józefa Mackiewicza – przesłaniać poczęła cel.
Bolecki cytuje także wymianę listów pomiędzy Korbońskim a Nowakiem (szefem Wolnej Europy), która jest niezamierzenie komiczna. Korboński ma wysokie mniemanie na temat własnej wielkości: „Przy zwalczaniu Mackiewicza nie zostało wyzyskane to, co napisałem…” i dalej: „Książka ta [W imieniu Rzeczypospolitej] ma charakter dokumentarny i powinna być cytowana przy każdej okazji.” Sugeruje następnie, że tak ważna osobistość jak on sam, powinna „odgrywać w całej sprawie rolę autorytetu.” Trudno dokładnie powiedzieć dlaczego, ale Nowak w odpowiedzi poczuł się obrażony! Ten jakiś Mackiewicz występuje przeciw granicy na Odrze i Nysie, a tu nikt nie chce jemu, Nowakowi, pomóc? Nowak, jak przystało komsomolcowi, zajmuje stanowisko pryncypialne i skromne: „wyeliminowanie Mackiewicza z niepodległościowej publicystyki politycznej uważam za rzecz ważniejszą aniżeli moje spotkanie z p. Sakowskim i z Giedroyciem.” No, nie ma to jak hierarchia ważności. I jak tu się dziwić, że prl został zastąpiony przez dzisiejszy prl nr 2 i zaakceptowany z radością jako „państwo całego narodu”, zgodnie z uchwałami XXII zjazdu centralkomitetu kompartii sowieckiej, skoro szef Radia Wolna Europa i akowski aparatczyk zachowywali się w ten sposób jeszcze w sześćdziesiątych latach?
Arkana mackiewiczologii
Muszę na koniec, wyrazić żal pod adresem wydawców. Nowe wydanie Ptasznika jest rzekomo „uzupełnione, poprawione i rozszerzone”. Niestety wypada zakwestionować to określenie, ponieważ nikt chyba tej książki nie „poprawiał”. Jestem zdumiony, że ogromna praca włożona w przygotowanie Ptasznika, potraktowana została z taką pogardą; nie wolno wydawać tak ważnej książki – zresztą nieważnych książek nie należy wydawać w ogóle – w tak niechlujny sposób. Ptasznik z Wilna jest pełen błędów, niekonsekwencji, zwykłych pomyłek i skandalicznych niedopatrzeń. Ten sam sążnisty cytat powtórzony na sąsiednich stronach in extenso; adresy bibliograficzne, które prowadzą donikąd; te same artykuły cytowane z różnymi adresami (na jednej stronie widnieją obok siebie dwa przypisy, w których ten sam artykuł przywołany jest z dwoma różnymi adresami bibliograficznymi); niekonsekwencje w opisie bibliograficznym itd. Ilość literówek jest wprost szokująca (zdaje mi się, że błąd jest nawet w adresie poczty elektronicznej działu handlowego Wydawnictwa Arcana – co być może jest w tej sytuacji błogosławieństwem). Trzeba mieć odrobinę szacunku dla autora, dla innych (cytowanych) autorów oraz dla czytelnika, i dokonać choćby rudymentarnej korekty tekstu przed jego wydaniem.
Włodzimierz Bolecki zgromadził ogromny materiał i nic dziwnego, że w jego opracowaniu znalazły się usterki – każdy może popełnić błąd – ale na tym między innymi polega rola wydawcy, że poddaje on surowy materiał delikatnej adiustacji. Bolecki twierdzi na przykład, że opowiadanie Ślizgawka dzieje się w Petersburgu. Nietrudno o taką pomyłkę, ale też wystarczyłoby, żeby inteligentny redaktor spojrzał na opowiadanie Mackiewicza, a już na pierwszej stronie zauważyłby, że autor mówi expressis verbis o Wilnie.
Efekt tego bałaganu jest taki, że pomimo wielkiego w zamierzeniu zakresu tej pracy, drugie wydanie Ptasznika niestety nie może być uznane za osiągnięcie i nie może być używane jako poważne źródło, ponieważ nie zaspokaja podstawowych kryteriów ścisłości.
To wielka szkoda, bo Ptasznik jest interesującą pozycją, choć obok niechlujstwa wydawców jest w niej jeszcze Część Piąta, myląco zatytułowana Od caryzmu do komunizmu; w tej i następnych częściach, Bolecki omawia poglądy Mackiewicza – i z tą partią jego pracy po prostu nie mogę się zgodzić. Ale o tym inną razą, bo forma recenzji nie pozwala na tego rodzaju polemikę.
Odsyłacze:
1. Arcana, Kraków 2007
2. Kontra, Londyn 2002
3. Kontra, Londyn 1995
4. Na usprawiedliwienie Boleckiego można dodać, że Mackiewicz pisał na temat Prawdy: „Książkę tę skończyłem w roku 1942.” Wydaje mi się jednak, że treść przypisów wyklucza możliwość rozpowszechnienia tego tekstu przed końcem 43 roku.
Prześlij znajomemu
Zawsze dziwilo mnie dlaczego Mackiewicz nigdy nie przyznal sie do autorstwa artykulow, ktore opublikowal w Goncu w 1941 roku („Przezylismy upiorna rzeczywistosc”, „To dopiero bylaby kleska”, „Moja dyskusja z NKWD” i „Prorok z Popiszek”). Przeciez te dwa ostatnie artykuly sam uzyl, z malymi zmianami, w „Drodze donikad”. A z wyjatkiem „To dopiero bylaby kleska”, tresci tych artykulow nie mozna zarzucic absolutnie nic. Nie ma w nich ani jednego zdania, ktore by mozna bylo zinterpretowac jako „pro-hitlerowskie”. Tylko w artykule „To dopiero bylaby kleska” sa 2 (slownie DWA) zdania, ktore, wyrwane z kontekstu, mozna by zinterpretowac jako „zdradzieckie”: „W zwyciestwo Niemiec nad Sowietami nie nalezy watpic” i „A fakt, ze tego (rozbicia Sowietow) dokonaly, osmielilbym sie policzyc im (Niemcom) nie jako zasluge wobec swiata kulturalnego, lecz jako spelnienie swietej misji”. Dzisiaj, zdania te bardziej kompromituja Mackiewicza jako wyrocznie niz jako „zdrajce”. Rozumiem jednak, ze osoba ktora napisala takie slowa mogla byc skazana na kare smierci przez AK podczas okupacji. Ciekawe, ze Mackiewicz nigdy nie wspomnial o tych zdaniach w zadnym powojennym artykule (ani po to by bronic tych zdan, ani po to by przeprosic za ich napisanie). A jeszcze bardziej ciekawe jest to, ze w czasie nagonki na Mackiewicza, zdanie te (o ile sie nie myle) nigdy nie byly cytowane przez jego wrogow. A przeciez takie cytaty bylyby bardzo efektywne.
Soniu,
W moim przekonaniu „przyznać się” można tylko do błędu, a on nie uważał tego nigdy za błąd, nie miał się zatem czego wstydzić. Pisał o tym po latach w liście do Kultury:
„Gdy z perspektywy patrzę na to co się stało, dziś wstydzę się i żałuję, ale nie tego, że nie znalazłem się po stronie tych, którzy w roku 1944 Wilno dla bolszewików pomagali zdobywać, lecz tego, że nie znalazłem się po stronie tamtych, którzy go przed bolszewikami bronili. Tak, jak broniła swej ziemi przed bolszewikami w ostatniej wojnie cała wschodnia Europa, z wyłączeniem Polski i Czech. Jak bronili swej ziemi przed bolszewikami Finowie, Estończycy, Łotysze, Litwini, Białorusini, Ukraińcy, Kozacy i znaczna część Rosjan, z których ówczesnym stanowiskiem dziś wielokrotnie bardziej się solidaryzuję, niż z zarówno ówczesnym jak dzisiejszym ‘realizmem politycznym’ panów Kisielewskich.” Kultura 7-8/1957
On oskarżał o zdradę, więc nie mógł się przejmować oskarżeniami ze strony zdrajców.
Nie moja to sprawa zajmować się „efektywnością” ataków na Mackiewicza, ale generalnie rzecz biorąc, jego oskarżyciele nie mają pojęcia o niczym. Jak pisałem powyżej, nie wydaje mi się możliwe, żeby jakikolwiek wyrok rzeczywiście zapadł. W moim mniemaniu, nie wyszło to nigdy poza fałszywe oskarżenia.
„Książkę tę skończyłem w roku 1942.” Gdzieś w tekście natknąłem się na wzmiankę o Katyniu. W tekście, nie w przypisach, więc musiał coś poprawiać, albo nawet przepisywać całość w 1943 roku. Znajdę to dzisiaj wieczorem i podam dokładnie.
Drogi Panie,
Ma Pan oczywiście rację, zapomniałem o wzmiance o Katyniu („Prawda w oczy nie kole”, s.52), co wyklucza jakąkolwiek możliwość, żeby rozpowszechnienie rękopisu „Prawdy” stało się przyczyną wzmożonej nagonki na Mackiewicza.
Bardzo dziękuję za tę rzeczową uwagę. Przyzna Pan, że nie jest to niestety jedyny błąd w pracy Boleckiego.
Nie mam nowego wydania „Ptasznika”, ale mam pierwsze wydane jeszcze w „Arce” Polkowskiego. Od tej książki rozpoczęła się moja przygoda z Mackiewiczem ponad rok temu. Potem była „Lewa Wolna” i od razu pokochałem jego prozę. Ten egzemplarz Lewej Wolnej też ma swoją ciekawą historię: dostałem go w 1982 r. na przechowanie i jeździł ze mną po Polsce przez ponad 20 lat. ciągle nie przeczytany. Potem chłonąłem kolejne książki i tak już trwa. Jestem dyletantem literackim, czyli zwykłym czytelnikiem, ale brakowało mi jakiejś normalnej dyskusji o dziele Mackiewicza. Dyskusji nie naznaczonej „sprawą Mackiewicza”, tym ciągłym ustosunkowywaniem się do jego „kolaboracji”. Dopiero niedawno zacząłem wczytywać się w tę stronę i widzę, że nie jest tak źle. Tylko, czy Bolecki to czyta i się jakoś odnosi to tych uwag? Oto jest pytanie…
Drogi Panie Tomaszu,
To jest pytanie, które musi Pan skierować pod adresem Boleckiego i mackiewiczologów. Jak Pan słusznie mówi, nie potrafią myśleć o Mackiewiczu bez „ustosunkowania się” – a żadnej sprawy naprawdę nie ma. Teraz, kiedy nie istniejąca sprawa znudziła już nawet ich samych, stworzyli sobie „drugą sprawę Mackiewicza”: rzekomo nie ma jego książek i został zniszczony jako pisarz przez wydawnictwo Kontra! (Bolecki jest tu chlubnym wyjątkiem.) Zasługi Pani Niny Karsov wobec dzieła Mackiewicza są doprawdy tak ogromne, że wstyd by mi było je tu wymieniać. Dość powiedzieć, że Kontra wydawała go, kiedy zarówno emigranci -z Kulturą i Wiadomościami na czele – jak i podziemie (mam na myśli przede wszystkimi Nową) bali się go dotknąć. Nina Karsov dokonała niestrudzonej, wieloletniej kwerendy na całym świecie, w poszukiwaniu zaginionych dzieł Mackiewicza; kwerendy, która zaowocowała wydaniem książek takich jak „Prawda w oczy nie kole”, „Optymizm nie zastąpi nam Polski”, rewelacyjną edycją „Buntu rojstów” oraz trzema wyborami artykułów. Ale co to może obchodzić tych „wielbicieli Mackiewicza”, takich jak np. Reda? Przecież oni nie zamierzają go czytać!
Mam często wrażenie, że mackiewiczolodzy wolą zajmować się „sprawą”, bo Mackiewicz stawia im pytania, z którymi nie potrafią się uporać; bo zarzuca im – nie! zarzuca nam wszystkim, którzy mieliśmy nieszczęście żyć w prlu – kolaborację z najgorszym wrogiem ludzkości.
Mój Boże! Nawet ja uległem tej manii i zamiast zwyczajnie podziękować Panu za mądry komentarz, peroruję na temat nie istniejącej sprawy…
Muszę przyznać, że czytając komentarze Trznadla nt Niny Karsov też miałem wątpliwości, co do jej intencji… Ale teraz już sam nie wiem. Ksiązki Mackiewicza są w tej chwili w Polsce do kupienia w niektórych księgarniach „realnych” i internetowych, więc tu problem nie istnieje. Ale co z przekładami. Trznadel pisze o jakichś przez lata nie mogących doczekać się zgody Karsov w Rosji i na Litwie (o ile dobrze zapamiętałem). Pan jest chyba blisko „źródła” więc wdzięczny będę za jakieś informacje na ten temat. Znowu rozmawiamy o sporze…:-)
Wracając do pytania: dlaczego wszyscy zajmują się sprawą? Jedną z odpowiedzi jest nasz stosunek do dzieła Mackiewicza: albo całkowita zgoda i brak krytycyzmu, albo całkowita negacja. I mamy gotowe 2 grajdoły i widoczną od dziesiątek lat „dyskusję”.
I jeszcze jedno: brak forum. Każdy coś tam dłubie na osobności, Trznadel na swojej stronie, gdzieś jakiś artykulik. Czy nowy „Ptasznik” doczekał się jakiejś recenzji np. w Rzeczpospolitej?
Pańska ocena intencji mackiewiczologów (czyli ekspertów od „sprawy”) wydaje mi się zbyt łagodna. Przecież oni pozornie Mackiewicza wychwalają, ale jednocześnie zajmują się wyłącznie nie istniejącą sprawą, a o JM nie wiedzą nic. Niech Pan przeczyta bełkot tego jakiegoś Redy (nie myślałem, że będę kogokolwiek do tego namawiał). Wedle Pańskiego podziału, do którego grajdołka zaliczyłby się Reda? Całkowita zgoda? Całkowita negacja? Czy całkowity nonsens?
Co do forum… Samo istnienie wp jest wypowiedzią na ten temat. Żadnego forum nie ma i być w moim przekonaniu nie może w prlu nr 2. Z wszystkich ludzi na świecie ja jestem ostatni, żeby wylewać łzy nad milczeniem Łżeczypospolitej.
Łżeczypospolita ?????? Kończ Waść wstydu oszczędź! Nawet sprawdzacz pisowni podkreślił mi NA CZERWONO.
Czy bez „y” bardziej by Panu odpowiadało? Dobrze, niech będzie: pismo pt. Łżeczpospolita. Mam nadzieję, że to Pana mniej zawstydzi.
Taka nowomowa zawsze przypomina mi „1984”. Ostatnio słyszę tylko o Rzeczypospolitej nr III, IV, niektórzy przebąkują o V. Poprzednio była ludowa. Pan znajduje Łżeczypospolitą. A gdzie ta zwykła Rzeczpospolita? I wcale nie musi być Najjaśniejsza.
Mam zbyt wiele szacunku dla Rzeczposoplitej (tej Najjaśniejszej), żeby nazywać toto co macie tam teraz inaczej niż prlem nr 2.
Być może nie rozumiem Orwella ani sensu terminu „nowomowa”, ale wydaje mi się, że przekręcenie nazwy gazety na Gazeta Wybiórcza, nie jest przykładem nowomowy, ponieważ jest to ironiczny termin, który wskazuje na wybiórcze wobec rzeczywistości podejście redaktorów tej gazety. Podobnie rzecz się ma z przekręceniem na Łżeczpospolita.
O ile pamiętam Orwella, to nowomowa miała dokładnie odwrotny sens niż sugerowany przez Pana, miała bowiem niszczyć słowa i niszczyć subtelne odcienie znaczeniowe, a zastąpić je dychotomiami. Ponieważ w staromowie słowa miały odcienie znaczeń, to należało je wyprzeć i zastąpić nowymi słowami. W jakim sensie można mnie zarzucić tu nowomowę?
Rozumiem po Pana wypowiedzi ” toto co macie tam teraz”, że nie mieszka Pan Tu na stałe. Zapraszam.
Dziękuję za zaproszenie. Nie wybieram się w najbliższym czasie.
Panie Michale,
nie odpowiedział Pan na moje pytanie nt tłumaczeń Mackiewicza.
Proszę wybaczyć, ale nie zauważyłem pytania. Co z przekładami? Nie potrafię odpowiedzieć na pytanie tak postawione. Nie jestem blisko jakiegokolwiek źródła i nie mogę udzielać informacji. Cytuje Pan Trznadla, ale z tej strony (tzn. od bandy czterech), nie padają nigdy żadne pytania, ale wyłącznie chamskie i bezpodstawne zarzuty i oskarżenia pod adresem Kontry oraz osobiście Pani Karsov.
Wypowiadać się mogę wyłącznie w swoim imieniu: otóż wystarczająco wiele wiemy o poglądach Mackiewicza, żeby nie mieć (podkreślam: w moim mniemaniu) wątpliwości, że nie chciałby widzieć swych książek na półkach w „Rosji” Jelcyna czy Putina, bo to nic innego tylko kolejne wcielenie sowietów. Litwa w niczym nie różni się od prlu nr 2. A proszę pamiętać, że Pani Karsov „zdecydowała się na sprzedawanie w Polsce dzieł Józefa Mackiewicza wbrew woli zmarłego Pisarza”, jak informuje każda książka czarnej serii.
Skoro zarzuty są (wg Pana) chamskie i bezpodstawne tzn coś Pan wie i na jakiejś podstawie Pan to mówi. Muszę zaznaczyć, że nie stoję tutaj po żadnej ze stron. Chciałbym, po prostu, czegoś się dowiedzieć.
W prlu nr 2 książki Mackiewicza są dostępne w księgarniach, więc dlaczego nie może być tłumaczeń na Litwie?
???????
Wyznaję, że nie pojmuję, co Pan chce powiedzieć. Pisze Pan:
„Skoro zarzuty są (wg Pana) chamskie i bezpodstawne tzn. coś Pan wie i na jakiejś podstawie Pan to mówi.”
Mówię to oczywiście na podstawie znajomości tych zarzutów, a na jakiej innej podstawie mógłbym złożyć taką deklarację? Czy to nie jest oczywiste samo przez się?! Nazywam całą kampanię przeciw Kontrze „drugą sprawą Mackiewicza”, ponieważ istnieje pełna analogia w zachowaniu i poziomie oskarżycieli. Oskarża się Panią Karsov o to, że jest komunistycznym agentem, używając tej samej logiki, która prowadziła Nowaka i innych do rzucania takich oskarżeń pod adresem Mackiewicza.
„W prlu nr 2 ksiązki Mackiewicza są dostępne w księgarniach, więc dlaczego nie może być tłumaczeń na Litwie?”
Niechże Pan przeczyta uważnie notę od Wydawcy, którą opatrzone są książki czarnej serii. Cytowałem fragment tej noty powyżej. Wydaje mi się, że słowa wydawcy odpowiadają na Pańskie pytanie lepiej niż ja mógłbym to uczynić. Ta nota jest precyzyjna, klarowna i jasna jak słońce. Nie potrafię nic do tego dodać.
Nic z tego nie rozumiem… nic… Jakieś to wszystko smutne i mgliste…
Wcale mi się nie podoba postawa towarzystwa, które by chciało dziwnymi i pokrętnymi sposobami zmienić wolę zmarłego Józefa Mackiewicza. Szczególnie sprawa listu do córki, którego nie ma, ale kilka osób go widziało… parodia!
Żałosne i mętne. Jedno jest dla mnie jasne, że Józef Mackiewicz zapisał swe prawa autorskie swojej żonie, a ona zapisała je wydawcy jego dzieł, ufając, że wydawca nie zrobi niczego, co byłoby niezgodne z Wolą pisarza.
Pewna grupa ludzi postanowiła odebrać wydawcy prawa autorskie i żeby to osiągnąć nie zawahali się nawet przed oskarżeniem Józefa Mackiewicza, że kłamał przez całe życie, bo Barbara Toporska nie była jego żoną – gotowi są zrobić wszystko, by móc obalić niewygodny testament. I tak postępują rzekomi wielbiciele Mackiewicza.
„Smutne i mgliste”, to jest właściwie delikatnie powiedziane.
A skąd się wziął ten Breda? Usiłowałem przeczytać ten jego donos, ale nie dałem rady. Ale typek! Wczytuję się trochę ostatnio w różne teksty nt. Mackiewicza i to faktycznie mocno jakieś zatęchłe. A już ta pretensja Trznadla do Boleckiego, że nie zaatakował Niny Karsov w swojek książce… cały ten tekst jest przesiąknięty nienawiścią do niej. Oj małość, małość…
Dlatego lepiej czytać Mackiewicza, niż to co piszą o Mackiewiczu. Lepiej dyskutować o tym, co miał do powiedzenia, niż o tym, co mówią o nim inni. Był on nie tylko pisarzem wysokiego lotu, ale też publicystą, który dawał do myślenia. Mackiewiczologia ani nie chce, ani nie potrafi zmierzyć się z jego myślą polityczną, a jest to myśl żywa, głęboka i niestety bardzo aktualna.
Święta prawda!
Teraz czytam „Droga Pani…” i odkrywam również Toporską. Ten duet jest wspaniały. Oni widzieli bardzo ostro wtedy, pięćdziesiąt, czterdzieści lat temu, to, co teraz widzą nadal tylko nieliczni. Inni jeszcze nie chcą widzieć. Kluczem do tego jest takie wyrażenie: wewnętrzna uczciwość. Niestety rzadko występująca: począwszy od dyskusji na chrzcinach u rodziny, a kończąc na braku uczciwej, poważnej dyskusji publicznej: w czasopismach, radiu…
… I jest to zjawisko ogólnoludzkie. Może tylko Polska jest soczewką, gdzie ostatnio bardzo wyraźnie widać ciągłość „polityki” sowietów i ich determinację, aby nie wypuścić ze swoich łap niczego. Montaż. PO jest wręcz modelową partią o której się mówi w Montażu Wołkowa. I ten wściekły atak na MSZ przez ostatnie dwa lata był bardzo logiczny: to tam tkwiło niebezpieczeństwo dla sowietów największe. Oprócz, oczywiście, likwidacji WSI. Teraz wszystko wraca do bolszewickiej normy: Macierewicz: „Tylko wspomnę o tym, że w MON kadrowym, człowiekiem, który będzie decydował o personaliach, został gen. Janusz Bojarski, absolwent akademii Dzierżyńskiego z roku 1984, były szef WSI, prawa ręka szkolonego przez GRU gen. Dukaczewskiego.”
Barbara Toporska była znakomitą publicystką, czego jej artykuły w „Drogiej Pani” są świetnym przykładem, ale też wyśmienitą pisarką. Niech Pan koniecznie spróbuje przeczytać „Siostry”!
Mackiewicz uważał, że Polska jest poletkiem doświadczalnym dla międzynarodowego komunizmu. Nic się pod tym względem nie zmieniło.
Witam,
czytam tę ciekawą dyskusję i chciałbym zwrócić uwagę na pewien jej fragment:
Michał:
„Nina Karsov dokonała niestrudzonej, wieloletniej kwerendy na całym świecie, w poszukiwaniu zaginionych dzieł Mackiewicza; kwerendy, która zaowocowała wydaniem książek takich jak “Prawda w oczy nie kole”, “Optymizm nie zastąpi nam Polski”, rewelacyjną edycją “Buntu rojstów” oraz trzema wyborami artykułów” ….
… ejże Panie Michale, nie za dużo tej skromności i wyolbrzymiania (niewątpliwych) zasług Pani Niny Karsov? Przecież ta „kwerenda”, mozolne wyszukiwanie i poszukiwanie to PANA zasługa i efekty Pana katorżniczej pracy. Właśnie bez Pana ogromnego wkładu nie byłoby tego wyboru trzech tomów wyboru artykułów….
pozdrawiam
Marek
Ejże, Panie Marku!
Jakże zupełnie nie ma Pan racji. Skromność jest mi najzupełniej obca, ale nie w tym rzecz. Ja dokonałem zaledwie kwerendy w Londynie, gdzie udało mi się przeczytać większość, ale nie całość, publicystyki emigracyjnej Mackiewicza. Kwerenda dokonywana nieprzerwanie przez ponad 20 lat – dosłownie: na całym świecie – jest wyłącznie zasługą Pani Niny Karsov, która osobiście inspirowała, koordynowała i finansowała wszystkie poszukiwania. Bez jej dociekliwości i wytrwałości, ale przede wszystkim bez jej nadzwyczajnej znajomości przedmiotu, nie zostałyby odnalezione tak zasadnicze dla spuścizny Mackiewicza teksty, jak „Optymizm nie zastąpi nam Polski” i „Prawda w oczy nie kole”. Mój wkład był wyłącznie taki, że przyszedłem na gotowe i przeczytałem zebrane teksty. Nie nazywałbym tego katorżniczą pracą, wręcz przeciwnie, była to czysta przyjemność.
Ależ strzeliłem gafę – ma Pan oczywiście rację – to nie mogła być „katorżnicza” praca, tylko czysta przyjemność…
Zresztą – OK – niech będzie:) Przyjmuję do wiadomości. I tym bardziej w dniu dzisiejszym (14.01.2008) warto Pani Ninie złożyć życzenia imieninowe.
pozdrawiam
Marek
Witam,
napisał Pan:
„michał
11 grudnia 2007 o 5:46
[…] Wypowiadać się mogę wyłącznie w swoim imieniu: otóż wystarczająco wiele wiemy o poglądach Mackiewicza, żeby nie mieć (podkreślam: w moim mniemaniu) wątpliwości, że nie chciałby widzieć swych książek na półkach w „Rosji” Jelcyna czy Putina, bo to nic innego tylko kolejne wcielenie sowietów. Litwa w niczym nie różni się od prlu nr 2. […].”
1. Czemu miałby mieć coś przeciwko zaistnieniu jego książek na półkach w „Rosji” Jelcyna? Przecież:
– nie istnieje najmniejsze ryzyko aby komuniści tak zmanipulowali jego postać/twórczość żeby mogli wpleść je w dzieło szerzenia bolszewickiej zarazy, a więc nie znajdą się na tych półkach jako trofea zwycięstwa komunistów nad zawodowym antykomunistą
– rozpowszechnianie dorobku J. Mackiewicza może stanowić antidotum przeciw rozprzestrzenianiu się bolszewickiej zarazy
2. Jaki będzie sens publikowania twórczości J. Mackiewicza po ostatecznym wyplenieniu komunistycznej zarazy?
Drogi Panie,
1. W moim przekonaniu miałby coś przeciw temu, ponieważ dzięki nadzwyczajnej giętkości swej taktyki (przy jednoczesnym trzymaniu się strategicznych celów) bolszewicy potrafią wykorzystać każde, choćby najbardziej przeciw nim skierowane przesłanie na swą korzyść. Mackiewicz przytaczał przykład Sołżenicyna: autentycznego antykomunisty, który propagował w dobrej wierze wezwania przeciw walce z bolszewikami. To właśnie jego autentyczny antykomunizm dodawał mocy jego wezwaniom, a tym samym uwiarygodniał je. Pisałem o tym obszernie w Votum separatum.
A zatem na pierwszy podpunkt moja odpowiedź brzmi: takie zagrożenie istnieje zawsze, w każdym wypadku, ale już bez wątpienia po śmierci autora, który nie może się już bronić. Niech Pan spojrzy na działalność bandy czterech i to, co oni wyprawiają z jego spuścizną.
Drugi podpunkt jest oczywisty, chyba że Pana źle rozumiem. Jest oczywiste, że rozpowszechnianie dorobku Mackiewicza może stanowić antidotum na bolszewicką zarazę. Ropowszechniać je należy i takiego rozpowszechniania sobie życzył, ale nie poprzez oficjalne prlowskie kanały, bo wtedy chcąc nie chcąc, staje się Mackiewicz częścią tego kłamstwa, że to już nie jest prl. No, bo skoro wolno publikować Mackiewicza…
2. Taki sam sens, jak każdego wielkiego artysty.
Panie Michale,
Przyznaję, że nie dotarłem jeszcze do pańskiego Votum separatum ale znowu pycha mnie pcha. Przyjmując uzasadnienie, że bolszewicy potrafią przebić się z kłamstwem („biały sufit jest czarny”) mam nadal wątpliwość czy nie wylewa się dziecka z kąpielą?
Niepodważalną zdolnością komunizmu jest umiejętność adaptowania się do bieżącej sytuacji. Czemu nie uczyć się od wroga?
Mam na myśli przepotężne narzędzie jakim jest Internet. Dlaczego poza filmem Brauna o Mackiewiczu, a bardziej o wydawnictwie Kontra, nie można (przynajmniej mnie się nie udało) odnaleźć w Internecie strony wydawnictwa Kontra? Dlaczego na takiej stronie nie ma (przynajmniej ja nie znalazłem) uzasadnienia stanowiska wydawnictwa (przyjmując, że będzie chociażby zbliżone do pańskiego)?
Sądzę, że Kontra przegrywa walkę o prawdę na własne życzenie, jeżeli w ogóle ją podjęła. Wnoszę to z pytań (powtarzanych przez coraz to kolejnych forumowiczów) i pańskich (powtarzających się) wyjaśnień, że jednak twórczość Mackiewicza jest dostępna Polakom.
Poza tym pozwolę sobie na pewne rozróżnienie. Czym innym byłoby publikowanie twórczości Mackiewicza przez reżymowe wydawnictwa (z „odpowiednimi” komentarzami) a czym innym jest rozpowszechnianie (czy raczej nierozpowszechnianie) tejże na obszarach dotkniętych bolszewicką zarazą. Na to drugie byłaby zgoda Mackiewicza, chyba, że również w tej kwestii brak mi pełnej wiedzy.
Co do punktu 2 śpieszę wyjaśnić, że była to swego rodzaju prowokacja z mojej strony.
Drogi Panie,
Zacznę od ostatniego punktu, jeśli Pan pozwoli. Zrozumiałem Pańskie pytanie, jako swego rodzaju, może nie tyle prowokację, co wyzwanie: trzeba teraz rozpowszechniać Mackiewicza, a nie po („Miejmy nadzieję…”) upadku komunizmu. Ale moja odpowiedź też była wyzwaniem, bo Mackiewicz jest czymś o wiele więcej niż „apostołem antykomunizmu”. Jest mianowicie wielkim artystą. Jednym z największych pisarzy XX wieku. Wielcy pisarze nie są funkcją czasów, w których się zrodzili, stąd polskie określenie – ponadczasowy.
Sądzi Pan, że „Kontra przegrywa walkę o prawdę na własne życzenie”? To znaczy właściwie co? Na życzenie Kontry jedyny prawowity wydawca Józefa Mackiewicza jest obrzucany od 20 lat błotem i stekiem wyzwisk? Na własne życzenie? A jak Pańskim zdaniem można walczyć ze stosem łgarstw? Zaprzeczaniem? Przecież wie Pan doskonale, że zaprzeczenie stwarza tylko sporność sprawy. Sam przytoczył Pan przykład czarnego sufitu. Walkę o prawdę podejmować musi każdy na własny rachunek. Ile razy widział Pan na internecie te brednie, że wydawca, który wydał 20 tomów Dzieł, odkrył wiele tekstów uznanych za zagnione, przyczynił się do kapitalnego wydania angielskiego w Yale – „zabija pisarza” (to dosłowny cytat)? Czy wziął Pan udział w dyskusji? Czy też przełknął Pan te kłamstwa bez słowa? Dowiaduję się, że w hutowniach w prlu leżą dziesiątki tysięcy egzemplarzy książek JM – ale wydawca jest odsądzany od czci i wiary. Czy sądzi Pan, że „oświadczenie” zamknie gęby tym półgłówkom? Bo ja nie.
Mackiewicz nie życzył sobie, żeby jego książki były wydawane w prlu. Dla mnie iiirp to nic więcej niż prl, więc jego książki nie powinny tam być wydawane. Natomiast publikowanie jego tekstów na internecie bez woli i wiedzy wydawcy jest zwykłą kradzieżą. Czy mamy walczyć z bolszewizmem poprzez kradzież?! Nie na darmo Barbara Toporska nazwała pisarstwo męża „requiem dla szczątków ludzkiej przyzwoitości”, więc chyba nie tędy droga.
1. Bynajmniej, nie miałem na myśli publikowania dzieł Barbary i Józefa Mackiewiczów w Internecie. Chodziło mi o prezentację w tym medium stanowiska Kontry.
2. Jak rozumieć fragment listu z czerwca 1981:
„[…] Naturalnie odmówiłem. Jak chcą, to niech wydadzą ‚Zwycięstwo prowokacji’, albo inne”. ( [475] z „Listów do redaktorów ‚Wiadomości'”, wyd. Kontra)?
List Mackiewicza do Kossowskiej należy chyba rozumieć dosłownie (przynajmniej ja go tak rozumiem). Był czerwiec 1981 roku, Solidarność działała jawnie w bolszewickim państwie, co Mackiewicz uznawał jednoznacznie za prowokację. Zwrócono się do niego z pytaniem, czy zgodziłby się opublikować „nowelki” w wydawnictwach tzw. drugiego obiegu. Wiele jego nowel nie ma charakteru politycznego, więc mogły się spokoj nie ukazać oficjalnie. Dalej Pan cytuje.
Mackiewicz nie chciał zaistnieć w prlu za wszelką cenę, w przeciwieństwie do większości pisarzy emigracyjnych, nie obchodziły go kompromisy z autocenzurą drugiego ani trzeciego obiegu (swoją drogą, określenie „drugi obieg”, to jest dopiero podbolszewicka hipokryzja: trzeba w całości zaakceptować pierwszy obieg, żeby wystąpić z ideą „drugiego”, który go ciut uzupełni – nic dziwnego, że tak się to sowieciarzom podobało). Mackiewicz słusznie proponował solidarnościowcom, żeby odważyli się na publikację Zwycięstwa prowokacji.
Kiedy po wprowadzeniu stanu wojennego, działać zaczęły wydawnictwa NIELEGALNE, to o ile mi wiadomo Mackiewicz nie miał nic przeciw publikacjom. Ale też w podziemiu nie było cenzury, wydawaliśmy, co chcieliśmy. Kiedy w połowie lat 80. zaczęły pojawiać się książki Kontry w prlu, rozpoczął się tzw. „festiwal Mackiewicza”, kiedy dowolny nakład jego książek rozchodził się błyskawicznie. Ale to było podziemie, to było nielegalne, i przeciw temu Mackiewicz nie protestował.
Ale nie chciał mieć nic wspólnego z prlem.
Mam pytanie do michała:
Dlaczego proza Józefa Mackiewicza nie może być publikowana w krajach takich jak Polska, Rosja lub Litwa?
Pana wywody wydają sie być sprzeczne: Z jednej strony odcina pan się od politycznej sprawy Mackiewicza odwołując sie do artystycznej strony Jego twórczości, z drugiej strony podejmuje pan dyskusję na temat: Co autor miał na mysli…
Ani pan, ani nikt inny nie jest w stanie jednoznacznie stwierzdzić, czy obecna Polska jest nadal peerelem, czy nie. W PRL książki Mackiewicza były dostępne w drugim obiegu, dzisiaj nie wolno ich publikować w Internecie.
:
Myślę jeszcze, że graficzna koncepcja „czarnej serii” nie pasuje do pisarza, który kochał i pokazywał życie w każdych okolicznościach.
Jacek
Szanowny Panie Biały,
W moim przekonaniu, Józef Mackiewicz nie życzyłby sobie publikacji swoich książek w prlu, sowietach itp. sowieckich tworach. Podkreślam, to jest wyłącznie moje zdanie, oparte na interpretacji jego pism, które znam w miarę dobrze. Nie jest to wcale aroganckie twierdzenie, że wiem, co Mackiewicz myślałby dziś, jak mi czasami zarzucano. Nikt tego nie wie. Wiemy jednak, co myślał o autorach i patronach tzw. przemian z roku 1989, ponieważ pomimo emigracyjnej cenzury, która kneblowała go przez dziesiątki lat, Józef Mackiewicz znalazł w końcu Wydawcę, który miał odwagę go publikować.
Cytatów na ten temat można przytoczyć setki, więc wybieram pierwszy z brzegu, z roku 1981, z listu do Stefanii Kossowskiej (na temat cenzurowania jego tekstów):
„Niestety, to co Pani nazywa: ‚wszystko co polskie’ (Papież, prymas, Wałęsa, Solidarność)’… – jest dla mnie:
papież: największy (z moralnej wagi gatunkowej) ‚poputczik’ bolszewizmu od r. 1917
prymas (Wyszyński): jeden z największych zdrajców w dziejach Polski
Wałęsa: jawny człowiek partii komunistycznej, działający na jej korzyść
‚Solidarność': totalitarny zlepek autocenzury – komuny, Kościoła, i najniższego gatunku nacjonalizmu; w szarości, nudzie i zakłamaniu. Brrr…”
I Pan myśli, że ten człowiek chciałby mieć coś wspólnego z Pańskim prlem? Brrr…
Jako tropiciel sprzeczności, jestem bardzo zainteresowany Pańską sugestią, jakobym w sprzeczność popadał. Niestety nie bardzo ją widzę, ale być może to jest biblijna niemożność dostrzeżenia źdźbła we własnym oku, gdy widzi się belkę w oku bliźniego. O ile mi wiadomo, nie „odcinam się” od „politycznej sprawy Mackiewicza”, ponieważ takiej sprawy nigdy nie było. Była wyłącznie nagonka na wybitnego pisarza. Mam tylko pogardę dla tych, których interesuje w pisarstwie Mackiewicza jedynie tzw. „sprawa”, bo zamiast zająć się meritum – a na Boga! jest co dyskutować w jego pismach – to zajmują się tym, czy jakaś bolszewicka jaczejka wydała na niego wyrok, i czy w związku z tym, nie należy go postawić „pod pręgierzem”. Pozwolę sobie także zwrócić Pańską uwagę, że wypracowań szkolnych nie pisuję od lat, a dyskusja „co autor miał na myśli” byłaby infantylna. Przyzna Pan chyba, że jest zasadnicza różnica pomiędzy interpretacją tekstu, a dywagacjami pt. „co autor chciał powiedzieć”. Czyż nie?
Niestety nie pojmuję Pańskich zdań na temat prlu. Ja twierdzę, że tzw. iiirp to jest kontynuacja prlu. Jeśli jest Pan innego zdania, to proszę mi to wyłożyć; jeśli mnie Pan przekona, to wrócę do Wolnej Polski i będę Panu dozgonnie wdzięczny. Ale co mają znaczyć słowa, że „nikt nie jest w stanie stwierdzić”? Czyżby już wszyscy zostali odmóżdżeni?
Mackiewicz nie może być publikowany na internecie z tych samych powodów, dla których nie jest w taki sposób publikowany Nabokov, Hesse czy inni współcześni klasycy. To się nazywa prawo. Prawo autorskie. Copyright. Wydawanie cudzych dzieł bez pozwolenia jest bezprawne. Jest łamaniem prawa. Jest kradzieżą. Czy to odpowiada na Pańskie pytanie, czy też mam to rozwinąć?
Jego książki były publikowane w podziemiu – wiem, sam je drukowałem – za zgodą i wiedzą, i przy niebagatelnej pomocy wydawcy, pani Niny Karsov, która przesyłała do prlu na własny koszt nie tylko książki, ale także materiały drukarskie, introligatorskie i wszelką inną pomoc.
Nie podoba się panu graficzna koncepcja czarnej serii. Cieszę się, że się Pan podzielił tą myślą. Przyzna Pan atoli, że to jest kwestia gustu. Mnie na przykład się podoba. Wydaje mi się adekwatna do nastroju i treści tego pisarstwa. Pisarstwa surowego i poważnego, niemal spartańskiego w użytych środkach. „Kochał i pokazywał życie w każdych okolicznościach”, pisze Pan. Tak, a okoliczności były posępne, życie było straszne, co koncepcja czarnej serii oddaje znakomicie. Kwestia smaku. Tak, smaku. Być może Panu wydaje się, że lepiej pasowałyby do Mackiewicza girlaski fikające nóżkami na okładkach… Sprawa smaku, tak, smaku.
Drogi Panie!
Pyta Pan o to, czym jest dzisiejsza Polska? Z doświadczenia wiem, ze III RP jest czymś lepszym i gorszym od PRL zarazem. PRL bojąc się wolnej myśli wprowadzała cenzurę, w IIIRP formalną cenzurę zastąpiła autocenzura. Jeśli Mackiewicz nie chciał publikować w PRL, do właśnie z obawy przed formalna cenzurą, która potrafiła bardzo inteligentnie przycinać teksty. Dzisiaj w Polsce nikt nie stosuje takich fizycznych narzędzi w stosunku do twórców. Dzisiaj niszczy się ich drogą medialną i finansową, na czym personalnie może tracić autor, jego wydawca, ale nie jego twórczość jako taka. Nie widzę powodów, dla których Józef Mackiewicz miałby być nie publikowany w III RP bez względu na jej takie, czy inne związki z PRL.
Myślę, że Mackiewicz bardziej obawiałby się publikacji swych dzieł w Internecie, ze względu na jego ogromne możliwości (szkoda, że Pan tego nie zauważył). Tematy prawne może pan rozwijać, lub nie, co i tak nic nie wnosi do meritum dyskusji.
Jeśli chodzi o opisywaną przez Mackiewicza rzeczywistość, pokazywał jej różne wymiary bez względu na okoliczności, ale… de gustibus non est disputandum. Pańskie domniemania na temat moich gustów są żenujące. Przypominają metody polemiczne pewnych znanych w Polsce środowisk dziennikarskich, skądinąd wrogich twórczości Józefa Mackiewicza.
jb
Szanowny Panie,
Muszę zaznaczyć z naciskiem, że poniższe słowa nie dają mi żadnej przyjemności i że wolałbym doprawdy dyskutować treść pulicystyki Mackiewicza, niż wykazywać, że mój oponent jej nie czytał. Muszę jednak zapytać, czy jest Pan pewien, że chodzi Panu o JÓZEFA Mackiewicza? Bo widzi Pan, uważny czytelnik jego pism nigdy chyba nie napisałby, że „PRL bojąc się wolnej myśli wprowadzała cenzurę, w IIIRP formalną cenzurę zastąpiła autocenzura.” A dalej: „Mackiewicz nie chciał publikować w PRL, właśnie z obawy przed formalna cenzurą”.
Publikowanie w prlu uważał Józef Mackiewicz za zdradę. Cenzura nie miała z tym nic wspólnego. Natomiast AUTOCENZURA właśnie miała. Pisał o tym wielokrotnie, np. najpierw przytaczał Kisielewskiego:
„Oczywiście, gdy się operuje cytatami z krajowych książek trzeba pamiętać, że ZAWSZE (podkreślenie w oryginale) są one wypaczone albo przez cenzurę, albo przez autocenzurę piszących. Tej poprawki nie wziął pod uwagę Józef Mackiewicz w swych niezbyt uczciwych i sensownych, obsesyjnych książkach… Cenzura jest u nas wszędzie i paczy wszystko, choć ludzie często już tego nie czują…”
Po czym odpowiadał:
„Jak to „nie wziąłem pod uwagę”?! Przecież właśnie na podstawie tej „poprawki” zalecanej mi przez Kisielewskiego, naraziłem się całej emigracji upierając się od dziesięcioleci, że tzw. literatura krajowa nie jest, i nie może być stricto sensu „polską”, a jedynie polsko-języczną. Przy tym ta druga cenzura, ta „autocenzura” – przyznam szczerze – wzbudzała we mnie zawsze większą odrazę, aniżeli ta pierwsza, mechaniczna. (Proszę nie mieszać tu z zaborczą cenzurą, której podlegała literatura polska XIX wieku. Jest różnica pomiędzy ówczesnym „zakazem” tylko, a dzisiejszym „zakazem” i „nakazem” równocześnie.)
Ocknąłem się z marzeń, gdy to w tej chwili piszę. Cofam wypowiedziane uprzednio słowa o zazdrości. Nie, już im nie zazdroszczę! Nu, ich… Nawet, gdybym posiadał tyle talentu, co wszyscy pisarze PRL do kupy razem, nie chciałbym potrafić tak pisać pod „autocenzurę” jak oni.” „Na drodze Wielkiego Ześlizgu”, w: Droga Pani
Czy mam przytaczać dalej? Czy rzeczywiście podtrzymuje Pan swoje zdanie? Nie dziwię się wcale, że nie widzi Pan powodów, dla których Józef Mackiewicz nie miałby być publikowany w dzisiejszym prlu. Nie widzi ich Pan, bo chyba nie czytał Pan Mackiewicza, a w najlepszym razie czytał niezbyt uważnie.
Jest to niestety stale powracający wątek wśród tzw. obrońców Mackiewicza: nie znają go, nie czytali, ale pragną wydawać na internecie, rzucają kalumnie na jedynego wydawcę jego pism, domagają się, żądają, ale niestety nie wiedzą, o czym mówią, bo nie czytali.
Zamiast więc dopytywać się, czego ja nie zauważyłem, i dlaczegóż to Mackiewicz obawiałby się (sic!) internetu, albo też „rozwijać tematy prawne” (gdy ja tylko stwierdziłem stan faktyczny), zaproponuję Panu: niech się Pan ustosunkuje do tych cytatów. Jak Pan rozumie wyjątek o papieżu, prymasie i Solidarności? Jakie wnioski Pan z tego wyciąga? Jak Pan widzi słowa Kisiela o autocenzurze? Jaki jest Pański stosunek do autocenzury w porównaniu z cenzurą? Ja np. jestem po stronie Mackiewicza, mnie to się wydaje wstrętne. Słyszę od Pana, że w dzisiejszym prlu grasuje autocenzura, co tylko potwierdza moje przypuszczenia. Ale chętnie wysłucham Pańskiego zdania. I chętnie podejmę z nim rzeczową dyskusję.
Niepotrzebnie Pan się kłopocze robiąc mi egzamin z twórczości Mackiewicza. Nie widzę powodów go tutaj przed Panem zdawać, ani wdawać się w dyskusje na temat pisarstwa Kisielewskiego. Co do cenzury przypomnę, że w Polsce została ona zniesiona.
Największą przeszkodą dla twórczości w Polsce jest dzisiaj presja opiniotwórcza wspierana przez kapitał. Stąd zjawisko autocenzury. Proszę mi powiedzieć, czy autocenzura może zaszkodzić twórczości kogoś, kto już nie żyje? Kogo miałby zdradzić Mackiewicz publikując w wolnym kraju? Jak na razie nie podał pan żadnych konkretnych powodów nie wydawania Józefa Mackiewicza w Polsce oprócz wyrażania emocjonalnego stosunku do PRL i III RP.
Szanowny Panie,
Po pierwsze, nie robię Panu ani nikomu innemu żadnych egzaminów. Wykazałem Panu powyżej czarno na białym, że się Pan myli co do Mackiewicza. Zadałem Panu pytania, jak Pan te słowa rozumie, bo mnie to wówczas interesowało, ale w świetle Pańskich wypowiedzi przestało mnie zajmować.
Po drugie, jeśli Pan nie widzi powodów do wdawania się w dyskusję, to co Pan tu robi?
Po trzecie, co do zniesienia cenzury w tym, co Pan nazywa „Polską”, to odsyłam Pana do jego własnej wypowiedzi na temat autocenzury, która ją zastąpiła.
Po czwarte, nie interesują mnie przeszkody dla twórczości w prlu. „Lepiej pisać literaturę do szuflady niż kicz na bieżący użytek.” Pewnie się Pan nie domyśli, z kogo to cytat… Jeśli chce Pan powiedzieć, że ludzie boją się mówić, co myślą, ze względu na „presję opiniotwórczą wspieraną przez kapitał”, to nie wiem czy śmiać się, czy płakać. Jeśli Pan nie myśli na własny rachunek i nie jest w stanie stworzyć własnej opinii, to niech Pan nie narzeka na presję, bo to jest bełkot. Za wolne myślenie płaci się cenę.
Po piąte, autocenzura. To jest punkt najważniejszy, bo Pan jest najlepszym dowodem na to, jak „autocenzura może zaszkodzić twórczości kogoś, kto już nie żyje”. Pan boi się własnego cienia, obawia się wypowiedzieć zdanie na temat podanych powyżej cytatów z Mackiewicza, lęka się wejścia w poważną dyskusję i pyta Pan, jak to może zaszkodzić wolnej myśli kogoś „kto już nie żyje”?? Poddając się autocenzurze ograniczamy dobrowolnie naszą wolność i Pan podchodzi z tym samym zalęknionym cykaniem się do Mackiewicza? Niechże Pan da spokój! To na pewno nie zaszkodzi Mackiewiczowi, ale też nie pomoże Panu, że będzie Pan trwożliwie zamykał oczy, kiedy natknie się Pan na fragment, którego opiniotwórcza presja poparta kapitałem, nie akceptuje. Ach, strach, strach, rany Boskie!
Po szóste, Polska nie istnieje od 17 września 1939 roku, a odkąd przestał istnieć Rząd RP Na Uchodźstwie, nie ma nawet żadnej legalnej reprezentacji. „Ojczyzna ujarzmiona pozostaje ojczyzną. Ale ojczyzna akceptująca rabstwo, to dla mnie nie ojczyzna, a zagroda dla bydła.” To cytat z Józefa Mackiewicza.
Po siódme, podałem takich powodów masę w rozlicznych artykułach na niniejszej stronie, komentarzach na innych witrynach i w książce. Jeśli Pan jest rzeczywiście zainteresowany, to proszę się pofatygować. Nie widzę dlaczego ja miałbym się nadwyrężać dla kogoś, kto nie życzy sobie zniżyć się nawet do dyskutować ze mną.
I wreszcie na koniec, ja się doprawdy Panem nie kłopoczę. Proszę mi wierzyć, że ani mi to w głowie nie postało.
Chciałbym Panu wierzyć, jednak większość swojej wypowiedzi poświęca Pan mojej skromnej osobie. Tymczasem chciałbym zwrócić Pana uwagę na pytanie, które postawiłem na samym początku: Dlaczego proza Józefa Mackiewicza nie może być publikowana w krajach takich jak Polska, Rosja lub Litwa?
Twierdzenie, ze Polska nie ma legalnej reprezentacji nie jest prawdziwe. Upadek berlińskiego muru, zmienił oblicze Polski i Europy. Od tego czasu istnieje w Polsce demokratycznie wybierany parlament i prezydent (bez względu na taką czy inną ocenę tej demokracji).
Przytaczanie prawa jest nic nie wnoszącym truizmem. Literackie interpretacje spuścizny po Mackiewiczu z pewnością są interesujące, lecz jak na razie nie dały klarownej odpowiedzi. Pana personalne domysły na temat mojego cienia są zupełnie nie na miejscu.
Byłbym wdzięczny otrzymać merytoryczną i w miarę obiektywną odpowiedź na postawione przeze mnie pytanie. Jeśli Pan nie potrafi jej udzielić, proszę darować sobie i mnie dalszą dyskusję.
Cala ta debata jest bezpodmiotowa. Ksiazki Jozefa Mackiewicza, wydane przez wydawnictwo Kontra, sa legalnie sprzedawane w Polsce (lub jak Michal bardziej lubi – PRL-u). Krotka notatka Niny Karsov wyjasnia sytuacje w sposob niezwykle prosty – nie chce, ale musze, gdyz w przeciwnym wypadku strace prawa autorskie.
Pytanie Jacka nie powinno wiec brzmiec „Dlaczego proza Józefa Mackiewicza nie może być publikowana w krajach takich jak Polska, Rosja lub Litwa?”, gdyz nie tylko „moze”, ale „jest” legalnie sprzedawana w tych krajach (chyba ze Jacek czepia sie tego ze ksiazki te sa drukowane w Londynie, a nie Warszawie, ale chyba nie o taka blahostke tu chodzi). Pytanie powinno raczej brzmiec „Dlaczego wydawnictwo Kontra wolaloby – gdyby moglo – legalnie nie sprzedawac tych ksiazek w Europie Wschodniej ?”
A na to odpowiedz jest prosta – z tego samego powodu, z jakiego Hitler nie chcialby publikowac „Mein Kamf” w Izraelu, gdyby mu nawet pozwolono, albo Steven Spielberg nie chcialby zeby „Lista Schindlera” pokazana zostala w kinach w hitlerowskich Niemczech (nawet gdyby z jakiegos powodu Goebbels chcial ja pokazac)…
Droga Soniu,
Ja akurat uważam się za podmiot, więc mam nadzieję, że przynajmniej cząstkowo powyższa debata nie była „bezpodmiotowa”. Ale może miałaś na myśli bezprzedmiotowość? W takim razie nie mogę się zgodzić. Pan Biały należy do wrzaskliwej grupy ludzi, którzy domagają się głośno, ale nie wiedzą do końca czego. Chcą np. książek Mackiewicza na internecie i za darmo, ale po co? Skoro i tak go nie czytają? Po jaką cholerę im Mackiewicz wydawany w prlu, skoro nawet sprzedawany w prlu nie zmusi ich do dyskusji (vide powyżej). Przychodzi taki do mnie do domu i domaga się nachalnie, żebym mu odpowiadał na pytania, na które już odpowiedziałem, ale on sam zmilczy. Jak mówił Witkacy, z głupim człowiekiem nie warto gadać, tylko lać w gębę i proszę siadać.
Jakiś przedmiot ta debata miała, ale oczywiście masz rację w swojej argumentacji, tylko że dla takich ludzi prl to jest wolna Polska, więc nie mogą tego pojąć. Byłaby nadzieja na rudymentarne zrozumienie, gdyby czytali Mackiewicza, ale … i ab ovo.
Szanowna Pani!
Chodzi mi właśnie o to, co w nawiasie zechciała Pani nazwać ‚czepianiem się’.
Proszę sobie wyobrazić, że żyję z renty inwalidzkiej, mam paru przyjaciół, których uważam za inteligentnych i oczytanych. Czytają na przykład Miłosza lub Dostojewskiego, lecz w ogóle nie znają prozy Józefa Mackiewicza. Gdybym chciał zrobić im prezent gwiazdkowy, musiałbym zamówić książki wydane przez Kontrę i zapłacić po kilkanaście-dwadzieścia euro za egzemplarz, co w mojej sytuacji finansowej jest sporym wydatkiem. Z księgarni internetowych nie chcę korzystać, gdyż jako człowiek starej daty nie bardzo się orientuję, z kim mam do czynienia.
Gdyby proza Józefa Mackiewicza była legalnie _wydawana i drukowana_ w Polsce, podlegałaby normalnym regułom rynku. Miałbym możliwość wyboru co do szaty graficznej i ceny. Ostatecznie mógłbym poszperać w antykwariatach lub w ‚taniej książce’, gdzie za niewielką cenę można dostać całkiem eleganckie wydania prawie wszystkich klasyków literatury (także emigracyjnej) oprócz, niestety, Józefa Mackiewicza.
Doskonale rozumiem, dlaczego Mackiewicz nie chciał mieć nic wspólnego z komunistycznymi wydawcami. Dlatego porównanie jego prozy z Mein Kampf jest niedorzeczne. Natomiast porównanie dzisiejszej Polski do hitlerowskich Niemiec uważam za obraźliwe.
Jacek,
porównanie jego prozy z Mein Kampf jest niedorzeczne. Natomiast porównanie dzisiejszej Polski do hitlerowskich Niemiec uważam za obraźliwe.
——————-
Jestem pewna, ze byloby obrazliwe dla Jozefa Mackiewicza rowniez. Hitlerowskie Niemcy byly jedynym krajem, ktory walczyl z Sowietami. Od roku 1921, zadna Polska, ani kapitalistyczna, ani komunistyczna, na nic takiego sie nie zdobyla. Dla Mackiewicza, porownywanie Polski do hitlerowskich Niemiec byloby wiec bardzo obrazliwe. Obrazliwe wobec hitlerowskich Niemcow.
—————————
mam paru przyjaciół, których uważam za inteligentnych i oczytanych. Czytają na przykład Miłosza lub Dostojewskiego, lecz w ogóle nie znają prozy Józefa Mackiewicza. Gdybym chciał zrobić im prezent gwiazdkowy
—————————
Nie znam owych przyjaciol, ale jesli podzielaja oni Pana uprzedzenia wobec hitlerowskich Niemiec, to radzilabym byc ostroznym z ofiarowaniem im ksiazek Jozefa Mackiewicza (no, moze z wyjatkiem „Karierowicza”). Jesli by ofiarowal im Pan na gwiazdke na przyklad „Nudis verbis” (16-ty tom Dziel), to jest bardzo prawdopodobne, ze po przeczytaniu tekstu na stronie 321, dostaliby zawalu serca…
Szanowny Panie,
Pozostawiwszy na uboczu niewątpliwe drugie dno Pańskiego pytania, pozwolę sobie przejść do konkretów. Chciałby Pan zatem zrobić gwiazdkowy prezent przyjaciołom, ale niepokoją Pana koszty, czy tak? W takim razie mam dla Pana, sądzę, dobrą wiadomość. Otóż w ciągu ostatnich zaledwie 10 minut udało mi się znaleźć kilka przynajmniej książek Józefa Mackiewicza zdecydowanie poniżej Pańskiej rachuby cenowej. Przykładowe liczby poniżej:
31,95,-
35,69,-
15,91,-
25,43,-
Czy to są jakoś bardzo wysokie ceny, albo odbiegające od cen wydawnictw tutejszych? Nie wydaje mi się. Można w tych cenach śmiało kupować, nie eksploatując nadmiernie swojego osobistego budżetu. Na Pana miejscu nie wahałbym się ani chwili, w każdym razie nie szukałbym dalej pretekstów, aby stosownych zakupów nie poczynić.
Argument braku zaufania do internetowych sprzedawców nie wydaje mi się rzeczowy, ale to Pańska sprawa. Pozostają jeszcze księgarnie, w których (przy odrobinie szczęścia) znajdzie Pan każdą książkę Józefa Mackiewicza. Może Pan zainwestować w zelówki jeszcze mocniej i udać się do antykwariatów, w których (wbrew Pana przekonaniu) książki Mackiewicza także „można dostać”. Nie musi się Pan nawet decydować na smutną perspektywę obcowania z „czarną serią”. Tu Pana zaskoczę: każda książka Józefa Mackiewicza jest dostępna przynajmniej w dwóch szatach graficznych.
W przeciwieństwie do mnie, chciałby Pan, tak mniemam, żeby książki Józefa Mackiewicza spoczywały na półkach księgarskich oraz bibliotecznych nie rzadziej niż książki, powiedzmy, Miłosza. Otóż nie jest to możliwe z wielu powodów, z których podam dwa:
1. W przeciwieństwie do Miłosza, Mackiewicz nie był nigdy pisarską ikoną peerelowskiej koncesjonowanej opozycji, upatrującej w symbiozie z tutejszymi bolszewikami swojej szansy na samorealizację – był tej opozycji wrogiem. Stąd urzędujący obecnie demobolszewicki establishment nie jest na ogół zainteresowany „promocją” jego twórczości (chyba, że chodzić będzie o upieczenie przy okazji swojej wrażej pieczeni, ale to całkiem inna sprawa).
2. Przeciętny absolwent polonistyki przeczytał (uśredniając) przynajmniej kilka tekstów Czesława Miłosza, może czytał nawet jakieś jego książki. Można zatem przyjąć, że już jako nauczyciel będzie z dużą ochotą twórczość Miłosza przed uczniami odkrywał. W przypadku Józefa Mackiewicza nic podobnego nie może mieć miejsca, ponieważ zapewne nie więcej niż jeden (może pięciu) na stu polonistów miało kiedykolwiek książkę tego autora w rękach. I, bynajmniej, nie wynika to z braku dostępności książek Mackiewicza…, jeśli już koniecznie powodu szukać, to jest nim najpewniej zasiedzenia w bolszewickiej pseudo-rzeczywistości, z którą Józefa Mackiewicza ni jak nie daje się pogodzić.
Sonia Belle
29 marca 2012 o %I:%M %p
Jesli by ofiarowal im Pan na gwiazdke na przyklad “Nudis verbis”
(16-ty tom Dziel), to jest bardzo prawdopodobne, ze po przeczytaniu
tekstu na stronie 321, dostaliby zawalu serca…
Czytałem Nudis Verbis lecz nigdzie nie miałem powodu dostać zawału serca.
Świadom tego, że Mackiewicz nie chciał mieć do czynienia z komunistycznymi wydawcami, zapytałem o powody, dla których nie publikuje się go dzisiaj w krajach takich jak Polska, Rosja lub Litwa. Z uwag i porównań pani Belle wynika, że głównym tego powodem jest konflikt pomiędzy literacką spuścizną Mackiewicza, a jej potencjalnymi odbiorcami w Polsce.
Przyznam, że jest to dla mnie rzecz zupełnie nowa. Czy były takie przypadki, że Józef Mackiewicz nie chciał, aby drukowano go w II obiegu w czasach PRL?
Dariusz Rohnka
…udało mi się znaleźć kilka przynajmniej książek Józefa Mackiewicza zdecydowanie poniżej Pańskiej rachuby cenowej. Przykładowe liczby poniżej:
31,95,-
35,69,-
15,91,-
25,43,-
Dziękuję serdecznie za rekomendacje, chyba skorzystam z pana rad.
Jeśli chodzi o księgarnie… Mieszkam na Śląsku, w sieci ‚Świata Książki’ maja tylko wydania JM na temat Katynia (czarna seria). Tymczasem ja rozglądam się głównie za prozą, którą odkryłem znacznie później niż eseje.
Jeśli chodzi o ‚demobolszewicki establishment’, to fakt, że trzyma się mocna wspierany po cichu tzw. środowiskami katolickimi. Jednak postrzegam to bardziej jako skutek nieobecności Mackiewicza w polskiej świadomości niż przyczynę.
Jacek,
Czytałem Nudis Verbis lecz nigdzie nie miałem powodu dostać zawału serca.
porównanie dzisiejszej Polski do hitlerowskich Niemiec uważam za obraźliwe.
——————————–
„Sowiety nalezy rozbic (…) Ktoz mial tego dziela dokonac ? W sytuacji z roku 1941 (…) mogly tego dokonac tylko i wylacznie Niemcy. (…) Fact, ze tego dokonaly, osmielilbym sie policzyc im nie jako zasluge wobec swiata kulturalnego, lecz jako spelnienie swietej misji.”
Nudis Verbis, str. 321
Szanowny Panie,
Twórczość Mackiewicza cieszy się, jak widzę, wielkim Pana uznaniem. Przypisuje jej Pan niebywale wielką moc obalania bolszewizmu siłą samego tylko słowa. Bardzo bym rzecz jasna chciał, żeby to była prawda. Czy to jednak nie nazbyt optymistyczne postawienie sprawy?
Spróbujmy przeprowadzić symulację stosownego (w kontekście wyrażanego przez Pana przekonania) eksperymentu. Załóżmy zatem teoretycznie, że w wyniku niebywale, nieprawdopodobnie wręcz głębokiej przemiany duchowej, któryś z domorosłych nomenklaturowych miliarderów, przyjmijmy bolszewik od autostrad, albo inny jakiś bolszewik, od telewizji, powiedzmy, dokonuje masowego zakupu dzieł Józefa Mackiewicza w nakładzie jakichś 10 milionów egzemplarzy, po czym, w formie prezentu (od którego trzeba by pewnie płacić podatek, bo jakże inaczej?) ofiarowuje te książki każdemu pojedynczemu domostwu w naszym smutnym kraju. Czy należałoby wówczas uznać, że postulat obecności Mackiewicza w „polskiej świadomości” został spełniony? Pewnie można by, prawda? Czy wolno byłoby wówczas antycypować, że owa „polska świadomość” zacznie postępować zgodnie z naukami swojego Mistrza i już zaraz, w pierwszym, nie całkiem, ale jednak spontanicznym odruchu wyrzuci won panoszącą się wszędzie dookoła bolszewicką hołotę?
Proszę łaskawie przez moment nie starać się szukać odpowiedzi, która siłą rzeczy musiałaby przypominać błądzenie po omacku we mgle, w których to okolicznościach łatwo, jak wiadomo, o kontuzję, o rąbnięcie się w głowę czy w cokolwiek innego.
Tak się składa, że ani Pan, ani ja, ani ktokolwiek, kto te słowa właśnie czyta nie musi się decydować na równie ekstremalny wysiłek. Odpowiedź na to pytanie, precyzyjny wynik tego hipotetycznego eksperymentu jest bowiem znany od dawna, przynajmniej – tak sądzę – od lat 25.
Właśnie wówczas eksperyment, o którym tu mowa w formie sytuacji nieprawdopodobnej z finansowego choćby punktu widzenia, został na naszej umęczonej komunizmem ziemi, choć w mniejszej skali, ale jednak, skutecznie przeprowadzony. To wówczas, w zaledwie kilka miesięcy od śmierci pisarza, na twórczość Józefa Mackiewicza zapanowała niebywała moda. Nie było na podziemnym rynku wydawniczym nazwiska równie popularnego, książek, które cieszyłyby się choćby tylko porównywalnym zainteresowaniem. Drukowanie, a nawet tylko kolportowanie książek tego autora gwarantowało komercyjny sukces. Nie wiem ile w tym czasie książek Józefa Mackiewicza wyprodukowano w podziemnych drukarniach. Może tylko 100 000, może znacznie więcej. Gwarantuje jednak, że w niemal każdym domu, którego mieszkańcy mieli dostęp do nielegalnej literatury, książki Mackiewicza nie tylko stały na półkach, ale… były czytane.
Czy był obecny? Niewątpliwie tak. Czy moc jego słowa zadziałała? Czy w podziemnym świecie peerelu wytworzyła się nieodparta ochota pogonienia bolszewickiej hołoty precz? Myślę, że doświadczenia kolejnego ćwierć wieku mówią same za siebie.
A już całkiem nawiasem. Skoro jakaś tam, na oko duża, „sieciowa” księgarnia nie posiada w swojej ofercie książek Józefa Mackiewicza, dlaczego im tego nie wytknąć, nie zmusić do poczynienia stosownych zamówień? Przecież nieobecność Mackiewicza jest Pana zdaniem najpoważniejszą przyczyną naszej peerelowskiej mizerii, więc może warto odegrać raz rolę zdegustowanego klienta?
Sonia Belle 30 marca 2012 o %I:%M %p
“Sowiety nalezy rozbic (…) Ktoz mial tego dziela dokonac ? W sytuacji z roku 1941 (…) mogly tego dokonac tylko i wylacznie Niemcy. (…) Fact, ze tego dokonaly, osmielilbym sie policzyc im nie jako zasluge wobec swiata kulturalnego, lecz jako spelnienie swietej misji.”
Nudis Verbis, str. 321
********************
Gdyby Armia Czerwona uwolniła mnie z obozu Auschwitz, życzyłbym jej rychłego zdobycia Berlina. Gdybym ukrywał sie w podwileńskim lesie przed wywózkami, witałbym Niemców kwiatami i życzyłbym im rozbicia Sowietów.
Czy Józef Mackiewicz wzbraniał się publikowania przytoczonego przez Panią fragmentu tekstu w drugim obiegu w czasach PRL?
Dariusz Rohnka 31 marca 2012 o 5:37
Twórczość Mackiewicza cieszy się, jak widzę, wielkim Pana uznaniem.
**********
Odkrywam właśnie prozę.
Przypisuje jej Pan niebywale wielką moc obalania bolszewizmu siłą samego tylko słowa.
******
Tego nie powiedziałem. Chciałem zwrócić uwagę na to, że nasza świadomość ma istotny wpływ na naszą egzystencję (a nie tylko na odwrót).
Pisał pan, że po śmierci Mackiewicza nastąpiło gwałtowne nim zainteresowanie w drugim obiegu, a jednak kilka lat później… Otóż kilka lat w drugim obiegu jest zbyt krótkim okresem, aby oczekiwać, by twórczość nawet kogoś takiego jak Józef Mackiewicz odwróci bieg historii. Mimo wszystko jestem przekonany o tym, że bez jego twórczości mogło być gorzej. Myślę, że każda miara poszerzenia wolności ma sens.
Pana propozycja ‚eksperymentu’ jest niezła i całkiem realna. Właśnie jestem w połowie ‚Lewej wolnej’ (cóż za kawaleryjska epopeja! – Sienkiewicz chowa się..:). Będę o to pytał w księgarniach. Jak nie dostanę za przyzwoitą cenę, kupię w Internecie dla przyjaciela. Dziękuję za wszystkie sugestie i porady.
Mamy tu jak w kapsułce elementy sowietyzacji. Eufemizm „drugiego obiegu”, który miał tylko skromnie uzupełniać „pierwszy obieg” czyli bolszewicką propagandę. Życzenia rychłego zwycięstwa dla krasnoarmiejców, bo „wyzwolili” od Niemców. Tfu! Na okupację mówią „wyzwolenie”, na podziemie „drugi obłęd”, na prl „wolna Polska” i chcą w tym prlu wydawać Mackiewicza.
Dajcie mi semantyczną lampę, a przyrzekam, że w jej świetle okaże się, iż pseudonim pana Jacka nie jest wcale Biały, ale Czerwony.
Szanowny Panie,
Odnoszę wrażenie, że dyskutujemy o dwóch różnych sprawach. Pan mówi o odwracaniu biegu historii (co istotnie nie jest na ogół procesem krótkotrwałym), ja zaś mówię o przemianie świadomości, która mimo niebywałej popularności Józefa Mackiewicza, nigdy nie nastąpiła; nie pojawiła się ani wola walki z bolszewizmem, ani nawet chęć dążenia do nieosiągalnej prawdy.
Nie mogę zgodzić się z poglądem, że okres kilku lat jest zbyt krótki dla osiągnięcia stosownego celu. Rozmawiamy tutaj o twórczości Józefa Mackiewicza. To nie książki do poduszki, ani też środki kojące skołatane nerwy.
Prędzej już granaty ręczne eksplodujące w czytelniczych głowach. Ta twórczość nie pozostawia miejsca na obojętność, na półgesty lub ćwierćreakcje. Albo się ten stosunek do rzeczywistości akceptuje, albo nie. Albo się patrzy na świat bez mrużenia oczu, albo przez pryzmat bolszewickiego kłamstwa. Na podjęcie stosownej decyzji w ogóle nie ma czasu, na ogół wystarcza kilka godzin…
Dlatego nie wydaje mi się, abym popełniał błąd pisząc o fiasku zjawiska sprzed ćwierć wieku – niebywałej mody na twórczość Józefa Mackiewicza. Choć mało kto skłonny jest się do tego przyznać, Mackiewicz okazał się egzystencjalnie za trudny, za bardzo wymagający… Zdecydowana większość wybrała drogę na skróty, taką Mackiewiczowską „drogę donikąd”, od 25 lat maszerując po niej ramię w ramię z bolszewikami.
michał 2 kwietnia 2012 o %I:%M %p
Życzenia rychłego zwycięstwa dla krasnoarmiejców, bo “wyzwolili” od Niemców. Tfu!
**********
Trochę przypomina pan Sonię Belle..
Naga prawda jest taka, że zależnie od okoliczności, jedni dziękowali Niemcom, inni bolszewikom. Czy nam sie to podoba, czy nie, takie były (i są) reakcje ludzi, którym los podarował drugie życie. Inna rzecz, że to drugie życie wkrótce pokazywało swoją druga stronę.
Jeśli chodzi o Józefa Mackiewicza, nie słyszałem, aby sprzeciwiał się bublikowania swoich książek w drugim obiegu.
Z semantyczna lampą dajmy sobie spokój. ‚Biały’ to moje nazwisko.
Soniu, czy ja Ciebie przypominam? Byłoby mi nad wyraz miło, ale „naga prawda jest taka”, że nici z przypominania. Unieśmy więc tę semantyczną lampę wyżej i wyżej. Niech rzuca jasne światło na rzeczywistość i pozwoli nam odróżniać nadzwyczajną Sonię od byle kogo, a poputczików od mackiewiczologów; niech zabroni nam nazywać okupację „wyzwoleniem”, a prl „wolną Polską”.
Dariusz Rohnka 3 kwietnia 2012 o 5:19
Pan mówi o odwracaniu biegu historii (co istotnie nie jest na ogół procesem krótkotrwałym), ja zaś mówię o przemianie świadomości
Czyli mówimy o tym samym.
jb
——————-
Rozmawiamy tutaj o twórczości Józefa Mackiewicza. To nie książki do poduszki
Czemu nie? Czy tylko dlatego, że pisarzowi z epoki Dostojewskiego przyszło żyć w XX wieku? Był zbyt uczciwy wobec siebie i swoich odbiorców, żeby się odpowiednio ustawić. Dzisiaj jedni go demonizują, inni uważają za proroka (i jak to zwykle bywa, zawłaszczają jego ‚nauki’ dla siebie).
—————
Ta twórczość nie pozostawia miejsca na obojętność
Jak każda wielka twórczość drogi Panie.
———–
Albo się ten stosunek do rzeczywistości akceptuje, albo nie. Albo się patrzy na świat bez mrużenia oczu, albo przez pryzmat bolszewickiego kłamstwa. Na podjęcie stosownej decyzji w ogóle nie ma czasu, na ogół wystarcza kilka godzin…
Ostrożnie z tymi granatami! Sowietyzm jest rodzajem mentalnego nałogu i jak każde uzależnienie zasadza się na samooszukiwaniu. To nie jest kwestia deklarowanych poglądów, które można zmienić pod wpływem argumentacji. To problem identyfikacji własnego człowieczeństwa, wyboru między nim, a ucieczką przed wstydem (który skądinąd też jest rzeczą ludzką).
————
Mackiewicz okazał się egzystencjalnie za trudny, za bardzo wymagający… Zdecydowana większość wybrała drogę na skróty, taką Mackiewiczowską „drogę donikąd”, od 25 lat maszerując po niej ramię w ramię z bolszewikami.
Czego Pan się spodziewa? W ‚Proroku z Popiszek’ ktoś zawołał: Ludzie co dalej będzie?
Jakoś będzie. Wszystkich nas nie wezmą, więc jakoś się ułoży…
Żyjemy w czasach post-apokaliptycznych i tyle. Będę szukał ‚Lewej wolnej’.
Panie Jacku,
wtrącę swoje trzy gorsze, prosząc żeby przestał Pan dopominać się o oficjalne publikowanie Mackiewicza (Józefa a nie Cata oczywista) w tym czy innym bolszewickim kraju.
Jeżeli chodzi o dzisiejszy prl to nie zostało chyba nic poza właśnie kontrą Kontry i Wydawnictwa Podziemnego zaświadczającym, że przyszło nam żyć w bolszewickim łajnie. Niech zostanie chociaż TO, skoro wszystko inne ma zaświadczać o normalności otaczającej mnie i Pana rzeczywistości, skoro insygnia prezydenckie legalnej polskiej władzy zostały przekazane jakiemuś tam bolkowi, skoro A. Maciarewicz włączył się w trud naprawy, skoro prawie wszyscy przyjęli mistyfikację upadku komunizmu za prawdę.
Spokojnie p. gniewoju!
Na razie niczego się nie domagam, tylko rozpytuję. Zadałem pytanie tyczące się
trzech krajów, a nie tylko dzisiejszej Polski, czy jak pan woli prl. Problem jest trochę szerszy, gdyż Józef Mackiewicz był nie tylko antykomunistą. Jako patriota Wielkiej Litwy, urodzony w Petersburgu, piszący po polsku, nawrócony na prawosławie (w proteście przeciw niszczeniu cerkwi na kresach), człowiek ten, a raczej jego intelektualne dziedzictwo mogłoby być pomostem pomiędzy tymi trzema skłóconymi narodami.
Osobiście dzięki Mackiewiczowi zrozumiałem, że Rosjanin nie musi być komuchem (kilku Rosjan poznałem, lecz wcześniej miałem odruchowe uprzedzenia), że będąc w Wilnie nie powinienem oczekiwać, aby tam wszyscy rozumieli po polsku. Również w tamtych krajach pokutują rodzime stereotypy, tymczasem skarb leży zakopany w ziemi.
Dzisiejszą Polskę postrzegam jako zalegalizowany PRL. Wszystkie obecne dzisiaj w sejmie partyjne formacje wybiegają ideowo ze służbowej willi towarzysza Kiszczaka w podwarszawskiej Magdalence, gdzie plan takiej legalizacji się rodził. Ich dzisiejszy konflikt jest kłótnią w rodzinie o dom, który zbudowali. Sprawa jest dla mnie jasna, choć w kwestii Mackiewicza nadal nic nie wyjaśnia. Nie poznałem również odpowiedzi na pytanie: Czy Józef Mackiewicz sprzeciwiał się drukowania jakichkolwiek swoich prac w podziemnym obiegu wydawniczym PRL?
Zachwycają mnie nieodmiennie ludzie, którzy odmawiają dyskusji, ale z uporem domagają się odpowiedzi na pytania.
Pytanie jest częścią dyskusji.
Nie wówczas, gdy odmawia się brania w niej udziału. Wtedy traci się prawo do zadawania pytań.
Panie Michale,
proszę wybaczyć jeśli swoim wpisem uchybiam Panu w jakimkolwiek stopniu. Nie jest to moją intencją. Umieszczam poniższy wpis jedynie dlatego, że jeszcze całkiem niedawno sam roztrząsałem podobne zagadnienia.
Panie Jacku,
Nie ma żadnych krajów jak również nie ma żadnych narodów między którymi mogłyby być budowane jakiekolwiek pomosty, na których zależałoby Józefowi Mackiewiczowi.
Żyjemy otoczeni bolszewickimi tworami. Tworami narodowymi w swej formie, komunistycznymi w treści. Drukowanie tu Mackiewicza byłoby jak zwieńczenie bolszewickiego tortu antykomunistyczną wisienką.
Tyle z mojej strony.
Drogi i Szanowny Panie Gniewoju,
A cóż takiego miałoby mi uchybiać w Pańskim komentarzu? Niechże Pan wali śmiało, a jak się nie zgodzę, to powiem. I w tym wypadku, muszę powiedzieć, że chyba nie mogę się zgodzić z Pańskim sformułowaniem, choć rozumiem skąd się wzięło.
Otóż Mackiewiczowi byli bliscy wszyscy mieszkańcy Europy Wschodniej i z pewnością chciałby budować do nich mosty, ale nie poprzez poszczególne nacjonalizmy, a więc nie zgodziłby się na budowanie „mostów do narodów”. Nie zgodziłby się także – nie powinienem, ale czuję się zobowiązany dodać: moim zdaniem – na kompromisy z pseudo-państwowymi tworami w postaci wydawania swych książek, bo jak to Pan ładnie wyraził, byłoby to zwieńczeniem sowieckiego dzieła.
gniewoj 4 kwietnia 2012 o %I:%M %p
Nie ma żadnych krajów jak również nie ma żadnych narodów między którymi mogłyby być budowane jakiekolwiek pomosty, na których zależałoby Józefowi Mackiewiczowi.
Skąd pan to wie?
************
Drukowanie tu Mackiewicza byłoby jak zwieńczenie bolszewickiego tortu antykomunistyczną wisienką.
Peerel też tak upiększał?
Panie Michale,
uchybienie polega na kontynuowaniu wymiany wpisów wbrew czytelnie artykułowanej przez Pana, jakby nie było gospodarza witryny, dyspozycji zakończenia tego procederu.
Co do pomostów to dopuścił się Pan pomieszania czasoprzestrzennego.
Oczywiste jest, że Mackiewiczowi bliscy byli mieszkańcy Europy Wschodniej. Tylko czy aby na pewno wszyscy? Śmiem twierdzić, że tylko Ci niezainfekowani bolszewicką zarazą. Mackiewicz miał to szczęście, że wtedy tacy mieszkańcy stanowili większość w jego otoczeniu.
Natomiast Pan Jacek chce wykorzystać spuściznę Mackiewicza do budowy pomostów między Białorusinami-komunistami, Litwinami-komunistami, Polakami-komunistami, Ukraińcami-komunistami. Taki projekt jest byłby równie gorącą wsparty przez Mackiewicza jak i protesty emigracji wobec bolszewickich zmian w bolszewickiej konstytucji prlu.
gniewoj 5 kwietnia 2012 o %I:%M %p
Oczywiste jest, że Mackiewiczowi bliscy byli mieszkańcy Europy Wschodniej. Tylko czy aby na pewno wszyscy? Śmiem twierdzić, że tylko Ci niezainfekowani bolszewicką zarazą. Mackiewicz miał to szczęście, że wtedy tacy mieszkańcy stanowili większość w jego otoczeniu.
____
To dla kogo Mackiewicz pisał? Nie dla nas, ‚komuchów’ z powojennej Polski?
Właśnie skończyłem ‚Lewą wolną’… Trochę szkoda, że nie napisał tej książki przed wojną. Być może spraliby go jak Dołęge-Mostowicza, ale z pewnością nikt by go nie kneblował.
Drogi Panie Gniewoju,
Zgadzam się na wszystko, bo mój polemiczny duch zamiera w Wielkim Tygodniu, a dziś już tylko
Pange, lingua, gloriosi
Corporis mysterium,
Sanguinisque pretiosi,
quem in mundi pretium
fructus ventris generosi
Rex effudit Gentium.
Jestem gotów wybaczyć nawet panu Białemu, że Czerwony.
Kilka dni temu skończyłem czytać ‚Lewą Wolną’, która to lektura towarzyszyła mi podczas niniejszej dyskusji. Jedna z ostatnich sentencji zawarta w powieści tyczy się kłamstwa i prawdy: Kłamstwo dlatego jest groźne, gdyż posługuje się prawdą.
Dlatego zawsze warto oddzielać prawdę od kłamstw, aby się nie pogubić. Co w niniejszym temacie jest prawdą, a co nią nie jest?
Prawdą jest, że III Rzeczpospolita jest instytucjonalną i kulturową kontynuacją PRL. Jednak wyhodowany tutaj wróg wewnętrzny zdołał całkowicie zastąpić wroga zewnętrznego, co dzisiejszej haniebnej państwowości pozwala być legalną demokratyczną reprezentacją polskiego społeczeństwa.
Prawdą jest, że Józef Mackiewicz był przeciwnikiem wszelkich kompromisów z sowietyzmem, z sowieckim aparatem, także wydawniczym (można powiedzieć, że taki kompromis uważał za zdradę wobec własnego człowieczeństwa). Jednak nieprawdą jest, że Mackiewicz nie widział sensu pisania dla mieszkańców powojennej Polski, jaka by ona nie była.
Nieprawdą również jest to, że społeczeństwo polskie nie potrzebuje pisarza takiego jak Józef Mackiewicz. Znam wielu tak zwanych komunistów, zadeklarowanych zwolenników SLD lub bardziej zafarbowanych strażników komunistycznej informacji wojskowej. Po rozmowie okazuje się, że większość tych ludzi ma głęboko w tyle cały komunizm, zaś prawdziwą motywacją ich politycznego credo jest głęboka niechęć do kleru katolickiego, do bogoojczyźnianego rozumienia polskości, czasem tą motywacją jest też jakiś emocjonalny związek z Rosją lub prawosławiem (najczęściej rodzinny).
Z drugiej strony mamy w III RP sporo tzw. patriotów, którzy prawie w ogóle nie dostrzegają problemu sowietyzmu. W dzisiejszej Polsce antykomunizm jest powszechnie mylony z polskim patriotyzmem, jeszcze częściej z katolicką misją religijną, co świadczy o tym, że dorobek Józefa Mackiewicza jest u nas mało znany mimo rzekomej mody na jego twórczość w czasach stanu wojennego.
W latach 80 przewiozłem sporo drugoobiegowych wydań, lecz z twórczością Mackiewicza zetknąłem się dopiero w końcu tej dekady a większość jego książek przeczytałem w czasach pookrągłostołowych. Myślę, że nie jest to przypadek. W czasach PRL główną ochronę przed sowietyzmem widziałem w swoim patriotyzmie i przywiązaniu do Kościoła. Okrągły mebel i późniejsze modły za rząd Mazowieckiego były dla mnie szokiem, po którym musiałem zweryfikować swój dotychczasowy światopogląd. Nic dziwnego że książki Józefa Mackiewicza nabrały dla mnie znaczenia właśnie w III RP. Dzięki tej lekturze lepiej rozumiem otaczającą mnie rzeczywistość i czuję się bardziej wolny. Dlaczego tej wolności nie mają dostąpić inni?
Nie wiem, nie wiem Panie Jacku czytam Pana wpisy czytam,jakoś próbuję Pana tłumaczyć (sobie)
– facet lubi Mackiewicza musi być w porządku, dlaczego Pan Michał z nim tak ostro…i nagle gdzieś tak pod skórą, przepraszam Pana z góry ale teksty te jawią mi się jako prowokacja …Kurczę niby prawie wszystko na tak i ok i fajnie ale- podsumowałbym to tak cieszę się że wszyscy nie mogą tak po prostu iśc i w każdej księgarni kupić dzieł Mistrza jak byle jakiegoś putramenta, kapuścińskiego , czy tych kuroniów michnikówi całego tałatajstwa.Kto chce- znajdzie i nagrodą będzie wiele godzin życia w innym świecie może nie tak kolorowym ale prawdziwym ! Jak na łące… trawy i chwastów pełno ,szukając kwiatów trzeba się nachodzić. Nich się Pan nie gniewa nie chce nikogo obrazić , wcześniej pisał Pan że rencista,żę niewiele pieniędzy na książki itd Ja jestem przeciętniak (zarobek poniżej krajowej!) ale dzieła Mistrza kupiłem w 1 rok. Nie w latach 80-tych ,kilka lat temu i nie miałem z tym żadnego problemu.
Znajomości Panu nie zazdroszczę brrrr,nie ma dla mnie żadnego wytłumaczenia dla ludzi którzy z komuną „gdzieś- kiedyś bo ja wiesz pan ,mrugniecie okiem..”.paszoł won z takimi!A Pan tu ich tłumaczy – nie wolno!
Kiedyś w młodości myślałem o sobie że tej komuny to chyba nikt tak jak ja nienawidzę to nie jest w stanie– dobre sobie haha .A dziś marzy mi się choćby buty MU wyczyścić .Może kiedyś choć kwiaty na grobie złożę- Mistrzowi i Jego Żonie….
Aaa słowo PATRIOTA rozumiem inaczej niż Pan.
sławek 11 kwietnia 2012 o 4:38
Nie wiem, nie wiem Panie Jacku czytam Pana wpisy czytam,jakoś próbuję Pana tłumaczyć (sobie)
Pana problem, nie mój.
jb
—————–
wszyscy nie mogą tak po prostu iśc i w każdej księgarni kupić dzieł Mistrza jak byle jakiegoś putramenta
Od czego Pana zdaniem są księgarnie?
———-
Znajomości Panu nie zazdroszczę brrrr,nie ma dla mnie żadnego wytłumaczenia dla ludzi którzy z komuną „gdzieś- kiedyś bo ja wiesz pan ,mrugniecie okiem..”.paszoł won z takimi!A Pan tu ich tłumaczy – nie wolno!
Niby dlaczego?
jb
Panie Sławku!
Ja? Ostro? A gdzież mi do ostrości? Ja jestem łagodny jak baranek. Proszę łaskawie zwrócić uwagę, że na pierwszy komentarz pana Białego odpowiedziałem wyczerpująco, próbując nakłonić go do dyskusji. Poprosiłem o wyjaśnienie, w jaki dokładnie sposób sam sobie przeczę i wskazałem na konkretne cytaty z Mackiewicza, które przeczą interpretacji panabiałowej. W odpowiedzi usłyszałem, że nie będzie egzaminowany. Ponieważ mam własne wyobrażenia na temat tego, co konstytuuje dyskusję, to odmawiam prowadzenia pseudo-dyskusji, gdzie stawia mi się agresywnie pytania, ale odmawia jakiegokolwiek intelektualnego zaangażowania, zwłaszcza gdy postępuje się tak w moim domu.
Co rzekłszy, nie sądzę, żeby to była prowokacja. Raczej zagubienie. Dlatego zresztą podejmuję dyskusję z każdym, bo jak sądzę często za bardzo boimy się własnego cienia. Mackiewicz opisuje gdzieś, jak jechał pociągiem pod sowietami, pił wódkę i rżnął w karty, aż jakiś sowiecki oficer zapytał ze zdziwieniem, dlaczego im tak wesoło. – A komu się weselić, jak nie nam, kontrrewolucjonistom? – odparł na to Mackiewicz. I nic. Nie trzeba się bać.
Pan Biały wyrzuca nam, że „nieprawdą jest” jakoby Mackiewicz nie był potrzebny Polakom, ale konia z rzędem temu, kto znajdzie tutaj takie twierdzenie…
Natomiast co do znajomych pana Białego, to Józef Mackiewicz miał coś na ich temat do powiedzenia:
„Polak, który pod Sowietami staje się bolszewikiem, a po ich obaleniu przestaje być bolszewikiem, nie jest ani Polakiem, ani bolszewikiem, tylko – szmatą.”
michał 11 kwietnia 2012 o 11:08
Pan Biały wyrzuca nam, że „nieprawdą jest” jakoby Mackiewicz nie był potrzebny Polakom, ale konia z rzędem temu, kto znajdzie tutaj takie twierdzenie…
Bezpośrednio tego nie „wyrzuciłem”, lecz miałem powody aby to napisać.
Oto cytaty:
michał 28 marca 2012 o 9:01
Pan Biały należy do wrzaskliwej grupy ludzi, którzy domagają się głośno, ale nie wiedzą do końca czego. Chcą np. książek Mackiewicza na internecie i za darmo, ale po co? Skoro i tak go nie czytają? Po jaką cholerę im Mackiewicz wydawany w prlu, skoro nawet sprzedawany w prlu nie zmusi ich do dyskusji (vide powyżej).
Sonia Belle 29 marca 2012 o 3:38
Nie znam owych przyjaciol, ale jesli podzielaja oni Pana uprzedzenia wobec hitlerowskich Niemiec, to radzilabym byc ostroznym z ofiarowaniem im ksiazek Jozefa Mackiewicza (no, moze z wyjatkiem „Karierowicza”). Jesli by ofiarowal im Pan na gwiazdke na przyklad „Nudis verbis” (16-ty tom Dziel), to jest bardzo prawdopodobne, ze po przeczytaniu tekstu na stronie 321, dostaliby zawalu serca…
——————–
Na razie tyle.
Wcześniej napisał Pan:
michał 11 grudnia 2007 o 5:46
Wypowiadać się mogę wyłącznie w swoim imieniu: otóż wystarczająco wiele wiemy o poglądach Mackiewicza, żeby nie mieć (podkreślam: w moim mniemaniu) wątpliwości, że nie chciałby widzieć swych książek na półkach w „Rosji” Jelcyna czy Putina, bo to nic innego tylko kolejne wcielenie sowietów. Litwa w niczym nie różni się od prlu nr 2. A proszę pamiętać, że Pani Karsov „zdecydowała się na sprzedawanie w Polsce dzieł Józefa Mackiewicza wbrew woli zmarłego Pisarza”, jak informuje każda książka czarnej serii.
Czy może Pan taką konkretną wolę zacytować?
Pisze Pan jeszcze:
michał 25 marca 2012 o 1:56
W moim przekonaniu, Józef Mackiewicz nie życzyłby sobie publikacji swoich książek w prlu, sowietach itp. sowieckich tworach.
(…)
I Pan myśli, że ten człowiek chciałby mieć coś wspólnego z Pańskim prlem? Brrr…
Poglądy Józefa Mackiewicza na PRL są tu powszechnie znane. Czy można z nich wyciągać wniosek, że Mackiewicz nie chciałby publikować swoich dzieł w dzisiejszej Polsce? Wiadomo, że nie miał zastrzeżeń co do nielegalnego obiegu lat 80 (nawet zgodził się na drukowanie przez legalną „Solidarność”). Po upadku Muru Berlińskiego komunistyczna cenzura została zniesiona. Niektóre podziemne wydawnictwa z tamtego okresu funkcjonują dzisiaj na takich samych warunkach, jak wydawnictwo ‘Kontra’ w Londynie. Dlatego powtarzane domniemania na temat woli zmarłego pisarza wydają się być nadużyciem. Również poniższa wypowiedź:
gniewoj 4 kwietnia 2012 o 8:16
Nie ma żadnych krajów jak również nie ma żadnych narodów między którymi mogłyby być budowane jakiekolwiek pomosty, na których zależałoby Józefowi Mackiewiczowi.
Natomiast Pana wypowiedź:
michał 2 kwietnia 2012 o 11:20
Tfu! Na okupację mówią „wyzwolenie”, na podziemie „drugi obłęd”, na prl „wolna Polska” i chcą w tym prlu wydawać Mackiewicza.
jest astronomicznym uogólnieniem wyrażającym jedynie Pana osobisty stosunek do dzisiejszej Polski. Wprowadzony w 81 roku stan wojenny trwa do dziś, lecz jest to wojna toczona w wolnym kraju. Sowietyzm zamienił pałki i czołgi na media i kasę. I tylko sowietyzm jest zainteresowany tym, aby literacki dorobek Józefa Mackiewicza nie przeszkadzał tej machinie kłamstwa.
Panie Jacku – ano dlatego że wszelkie znajomości z ludźmi którzy idą na kompromis z najróżniejszymi odmianami komunizmu- niech Pan to nazwie jak chce- są dla mnie obrzydliwe i tyle, Skoro ludzie mogli oddawać swe życie w walce o Polskę nie czerwona różową czy jeszcze tam jaki kolor czerwieni Pan znajdzie to nie mam wytłumaczenia dla oportunistów , konformistów itp Tak i nie jest Pan zagubionym jak myśli p.Michał …
Nie jest Pan moim problemem – naprawdę ,dość stary jestem i rozpoznaję charaktery po wymianie zdań, nie muszę pana widzieć…
Taaaaak ksiegarnia to miejsce zakupu książek( kapitalne pytanie!) ,doskonale pan to wie. A jednak ja taki gamoń nie wiem- a książki Mistrza potrafiłem znaleźć a pan się skarży że nie potrafi żę nie trafiły pod strzechy…
Jest wiele fałszu w wypowiedziach pana szkoda, bo fajne miejsce wymiany myśli i nie trzeba się bać…
Panie Michale proszę wybaczyć , czasem trzeba być ostrym – racja po pańskiej stronie!
Ja już wyłożyłem, dlaczego osoba, która nie zniża się do podjęcia dyskusji, odbiera sobie prawo zadawania pytań, wobec czego ostrzegam pana Białego, że może sobie tego rodzaju bełkot wypisywać gdzie chce, ale nie tu. Jeżeli ktoś nie potrafi się zachować w gościnie, to będzie bezceremonialnie wyproszony.
sławek 12 kwietnia 2012 o 9:53
Panie Jacku – ano dlatego że wszelkie znajomości z ludźmi którzy idą na kompromis z najróżniejszymi odmianami komunizmu- niech Pan to nazwie jak chce- są dla mnie obrzydliwe i tyle
Szanuję Pana odczucia, chociaż ich nie podzielam. Mam zerwać znajomość ze szkolnym kolegą z powodu, że głosuje na SLD? Miałbym nie odzywać się do przyjaciela z… – powiedzmy przykładowo – z kółka modlitewnego tylko dlatego, że czyta GazWyb i wierzy w przyzwoitość PO? Zamykając się w getcie nie dowiem się niczego o świecie.
————————-
Jest wiele fałszu w wypowiedziach pana
Rad bym się dowiedzieć, w którym miejscu?
michał 12 kwietnia 2012 o 11:52
Ja już wyłożyłem, dlaczego osoba, która nie zniża się do podjęcia dyskusji (…)
Zechce Pan zauważyć, że od początku podjąłem z Panem dyskusje na temat PRL i III RP. Jednak forma tej dyskusji ze strony Pana przybrała postać personalnych supozycji na temat mój, moich poglądów, mojego smaku …. które mówiąc nawiasem, nie maja wiele wspólnego z rzeczywistością. Również chybione są Pana domniemania na temat mojego rzekomego strachu przed własnym cieniem. Nigdy nie odbierałem sobie prawa do zadawania pytań, więc proszę mnie tym nie straszyć.
1. Nie zechcę zauważyć.
2. Jak wygląda powyższa wymiana jest kwestią obiektywną i każdy może sobie to sprawdzić czarno na białym powyżej. Pańska opinia w tej kwestii nie ma znaczenia.
3. Czy Pan sobie odbiera prawo do zadawania pytań, czy też nie, jest Pańską osobistą sprawą. Ja natomiast, jako gospodarz na tej stronie, odbieram Panu prawo stawiania mnie pytań, skoro odmawia Pan dyskusji (patrz punkt 2.).
4. Nazywanie okupacji „wyzwoleniem” nie jest moim osobistym poglądem, ani wyrazem mojego stosunku (sic!), a już z pewnością nie jest „uogólnieniem” (sic!!) i do tego jeszcze „astronomicznym” (sic!!!) – jest w zamian stwierdzeniem faktu: do dziś w prlu obchodzi się 17 stycznia jako datę „wyzwolenia stolicy”…
5. „Stan wojenny trwa do dzisiaj … w wolnym kraju” – to nawet nie jest obłęd. To jest zwykły bełkot czyli zdanie pozbawione sensu.
6. Na tym niniejsza wymiana się kończy.
Żegnam.