Najnowsze komentarze

III Ankieta Wydawnictwa Podziemnego

Dziecko w szkole uczy się fałszowanej historii od Piasta do równie sfałszowanego Września i dowie się, że obrońcą Warszawy był nie jakiś tam Starzyński, ale komunista Buczek, który wyłamał kraty „polskiego faszystowskiego” więzienia, by na czele ludu stolicy stanąć do walki z najeźdźcą. – Tak w roku 1952 Barbara Toporska opisywała ówczesny etap bolszewizacji Polski.

Przyjmijmy, na potrzeby niniejszej ankiety, że był to opis pierwszego etapu bolszewizacji, klasycznego w swoim prostolinijnym zakłamaniu. Kolejny etap nastąpił szybko, zaledwie kilka lat później, gdy – posługując się przykładem przytoczonym przez Barbarę Toporską – w kontekście obrony Warszawy wymieniano już nie tylko komunistę Buczka, ale także prezydenta Starzyńskiego (i to z największymi, bolszewickimi honorami). Przyszedł w końcu także moment, gdy komunista Buczek albo znikł z kart historii, albo też przestał być przedstawiany w najlepszym świetle – jeszcze jeden, mocno odmieniony okres.

Mamy tu zatem dynamiczne zjawisko bolszewizmu i szereg nasuwających się pytań. Ograniczmy się do najistotniejszych, opartych na tezie, że powyższe trzy etapy bolszewizacji rzeczywiście miały i mają miejsce:

1. Wedle „realistycznej” interpretacji historii najnowszej utarło się sądzić, że owe trzy etapy bolszewickiej strategii są w rzeczywistości nacechowane nieustającym oddawaniem politycznego pola przez bolszewików. Zgodnie z taką wykładnią, historię bolszewizmu można podzielić na zasadnicze okresy: klasyczny, ewoluujący, upadły. Na czym polega błąd takiego rozumowania?

2. Jak rozumieć kolejno następujące po sobie okresy? Jako etapy bolszewizacji? Jako zmiany wynikające z przyjętej strategii, czy ze zmiennej sytuacji ideowej i politycznej, czy może trzeba wziąć pod uwagę inne jeszcze, niewymienione tu czynniki?

3. Trzy etapy i co dalej? Czy trzecia faza spełnia wszystkie ideowe cele bolszewizmu, czy wręcz przeciwnie – jest od realizacji tych celów odległa? Czy należy spodziewać się powrotu do któregoś z wcześniejszych etapów, a może spektakularnego etapu czwartego lub kolejnych?

Zapraszamy do udziału w naszej Ankiecie.

II Ankieta Wydawnictwa Podziemnego

Dorobek pisarzy i publicystów mierzy się nie tyle ilością zapisanych arkuszy papieru, wielkością osiąganych nakładów, popularnością wśród współczesnych czy potomnych, poklaskiem i zaszczytami, doznawanymi za życia, ale wpływem jaki wywierali lub wywierają na życie i myślenie swoich czytelników. Wydaje się, że twórczość Józefa Mackiewicza, jak żadna inna, nadaje się do uzasadnienia powyższego stwierdzenia. Stąd pomysł, aby kolejną ankietę Wydawnictwa poświęcić zagadnieniu wpływu i znaczenia twórczości tego pisarza.

Chcielibyśmy zadać Państwu następujące pytania:

1. W jakich okolicznościach zetknął się Pan/Pani po raz pierwszy z Józefem Mackiewiczem?
Jakie były Pana/Pani refleksje związane z lekturą książek Mackiewicza?

2. Czy w ocenie Pana/Pani twórczość publicystyczna i literacka Józefa Mackiewicza miały realny wpływ na myślenie i poczynania jemu współczesnych? Jeśli tak, w jakim kontekście, w jakim okresie?

3. Czy formułowane przez Mackiewicza poglądy okazują się przydatne w zestawieniu z rzeczywistością polityczną nam współczesną, czy też wypada uznać go za pisarza historycznego, w którego przesłaniu trudno doszukać się aktualnego wydźwięku?

Serdecznie zapraszamy Państwa do udziału.

Ankieta Wydawnictwa Podziemnego

1. W tak zwanej obiegowej opinii egzystuje pogląd, że w 1989 roku w Polsce zainicjowany został historyczny przewrót polityczny, którego skutki miały zadecydować o nowym kształcie sytuacji globalnej. Jest wiele dowodów na to, że nie tylko w prlu, ale także innych krajach bloku komunistycznego, ta rzekomo antykomunistyczna rewolta była dziełem sowieckich służb specjalnych i służyła długofalowym celom pierestrojki. W przypadku prlu następstwa tajnego porozumienia zawartego pomiędzy komunistyczną władzą, koncesjonowaną opozycją oraz hierarchią kościelną, trwają nieprzerwanie do dziś. Jaka jest Pana ocena skutków rewolucji w Europie Wschodniej? Czy uprawniony jest pogląd, że w wyniku ówczesnych wydarzeń oraz ich następstw, wschodnia część Europy wywalczyła wolność?

2. Nie sposób w tym kontekście pominąć incydentu, który miał miejsce w sierpniu 1991 roku w Moskwie. Czy, biorąc pod uwagę ówczesne wydarzenia, kolejne rządy Jelcyna i Putina można nazwać polityczną kontynuacją sowieckiego bolszewizmu, czy należy raczej mówić o procesie demokratyzacji? W jaki sposób zmiany w Sowietach wpływają na ocenę współczesnej polityki międzynarodowej?

3. Czy wobec rewolucyjnych nastrojów panujących obecnie na kontynencie południowoamerykańskim należy mówić o zjawisku odradzania się ideologii marksistowskiej, czy jest to raczej rozwój i kontynuacja starych trendów, od dziesięcioleci obecnych na tym kontynencie? Czy mamy do czynienia z realizacją starej idei konwergencji, łączenia dwóch zantagonizowanych systemów, kapitalizmu i socjalizmu, w jeden nowy model funkcjonowania państwa i społeczeństwa, czy może ze zjawiskiem o zupełnie odmiennym charakterze?

4. Jakie będą konsekwencje rozwoju gospodarczego i wojskowego komunistycznych Chin?

5. Już wkrótce będzie miała miejsce 90 rocznica rewolucji bolszewickiej w Rosji. Niezależnie od oceny wpływu tamtych wydarzeń na losy świata w XX wieku, funkcjonują przynajmniej dwa przeciwstawne poglądy na temat idei bolszewickiej, jej teraźniejszości i przyszłości. Pierwszy z nich, zdecydowanie bardziej rozpowszechniony, stwierdza, że komunizm to przeżytek, zepchnięty do lamusa historii. Drugi stara się udowodnić, że rola komunizmu jako ideologii i jako praktyki politycznej jeszcze się nie zakończyła. Który z tych poglądów jest bardziej uprawniony?

6. Najwybitniejszy polski antykomunista, Józef Mackiewicz, pisał w 1962 roku:

Wielka jest zdolność rezygnacji i przystosowania do warunków, właściwa naturze ludzkiej. Ale żaden realizm nie powinien pozbawiać ludzi poczucia wyobraźni, gdyż przestanie być realizmem. Porównanie zaś obyczajów świata z roku 1912 z obyczajami dziś, daje nam dopiero niejaką możność, choć oczywiście nie w zarysach konkretnych, wyobrazić sobie do jakiego układu rzeczy ludzie będą mogli być jeszcze zmuszeni 'rozsądnie' się przystosować, w roku 2012!

Jaki jest Pana punkt widzenia na tak postawioną kwestię? Jaki kształt przybierze świat w roku 2012?




Jeff Nyquist


Kwestia gustu

Michał Bąkowski wyjaśnił, nader skrótowo, swoją hipotezę w jaki sposób przedłużona „ostateczna faza” sowieckiej długofalowej strategii jest prowadzona na obszarze Europy Wschodniej przez „trzeci eszelon” sowieckich przywódców: w tym przez takie postacie jak Juszczenko, Saakaszwili i Putin. Bąkowski wierzy, że w związku z naturalnym procesem starzenia się takich polityków jak Jelcyn i Wałęsa, Kreml poczuł się zmuszony do zatrudnienia nowych polityków, rozpoczynając w ten sposób nowy cykl podstępu. Taki krok okazał się niezbędny ponieważ w ramach długofalowej strategii nie udało się doprowadzić do rozpadu NATO poprzez oderwanie Niemiec w stosownym czasie; w taki sposób „ostateczna faza” strategii została rozciągnięta w czasie. W rezultacie sowieckiemu przedsiębiorstwu o nazwie Teatr Liberalnej Fasady przypadło zadanie odegrania kilku bisów. Kolejne koncesje musiano poczynić na rzecz liberalizmu, kapitalizmu oraz przetrwania gospodarki. Oczywiście, tego rodzaju potrzeby niosą ze sobą też zagrożenia. Państwa byłego Układu Warszawskiego przyłączyły się do NATO, podobnie jak trzy byłe sowieckie republiki. Jeśli Moskwie nie spodoba się polityczny rozwój wydarzeń w Europie Wschodniej, rosyjskie czołgi już nie będą mogły być wezwane w celu przeprowadzenia interwencji; a oszustwa wyborcze, biorąc pod uwagę sondaże przeprowadzane przy lokalach wyborczych, są związane z ogromnym ryzykiem (z wyjątkiem Rosji, gdzie poziom kontroli jest maksymalny). Blok sowiecki został poddany strukturalnej zmianie. Zmiany te zostały przeprowadzone po to, aby zmylić i rozbroić kraje Zachodu, uzyskując jednocześnie kredyty i technologie, tym samym otwierając nowe kierunki ataku na przyszłość. Napoleon powiedział kiedyś, że można wygrać bitwę poprzez zmianę formacji w czasie działań. Przeciwnik nie potrafi prawidłowo ocenić przyczyny zmiany, przeprowadzanej w celu jego zmylenia, co w konsekwencji prowadzi do zdobycia przewagi. Armia, która decyduje się na tę „zmianę formacji” jest wystawiona na ogromne ryzyko niepowodzenia; ale przeciwnik jest wzięty przez zaskoczenie, a nie potrafiąc właściwie ocenić sytuacji, nie może także zastosować właściwej kontr-strategii.

Rozważając wszystkie zmiany i zwroty ostatnich dwudziestu lat, musimy pamiętać czego dotyczy długofalowa moskiewska strategia. Według byłego majora KGB Anatolija Golicyna (zapis pochodzi z memorandum napisanego dla CIA w lutym 1995 roku) „ostatecznym celem tej strategii jest chińsko-rosyjska dominacja…” Dalej Golicyn stwierdzał, że powodem wyboru Jelcyna na prezydenta Rosji, było jego rzekome odrzucenie „komunizmu i [jego] strategicznego celu.” W tym punkcie mamy sedno podstępu. Stratedzy w Moskwie chcą uśpić Zachód. Chcą, aby Ameryka się rozbroiła, a NATO rozwiązało. Jedną z pierwszych rzeczy, którą zrobili, było rozwiązanie Układu Warszawskiego w nadziei, że kraje zrzeszone w NATO uczynią to samo. Niestety dla nich, ten gambit się nie powiódł. A to oznacza, że Moskwa od dwudziestu lat zdana jest na improwizacje bez zbliżenia się do ostatecznego sukcesu. Konieczność uruchomienia tzw. „trzeciego eszelonu przywódców”, jak to określa pan Bąkowski, dowodzi po prostu, że sprawy nie przebiegają zgodnie z planem Moskwy. W skrócie, pan Bąkowski potwierdza pośrednio moją główną tezę: że sowiecki długofalowy plan został powstrzymany przez serię komplikacji.

Na wojnie wszystko jest bardzo proste” napisał Carl von Clausewitz, „ale najprostsza rzecz jest trudna”. W polityce i na wojnie jest dużo zmiennych. Nie zawsze wszystkie z nich możemy odpowiednio oszacować. Dlatego właśnie strategia jest sztuką, nie zaś nauką. Jak wyjaśnił Clausewitz „Podczas wojny bardziej niż w jakiejkolwiek innej sytuacji rzeczy nie przedstawiają się tak jak byśmy sobie tego życzyli.” Także ludzie źle oceniają sytuację ze względu na „mgłę wojny”. Poza nadzieją i strachem, dwuznaczne informacje powodują szkodliwe „tarcia”. Clausewitz napisał, że „każdy błąd i wyolbrzymienie teorii jest natychmiast ujawnione podczas wojny.” Dlatego, warto powtórzyć dla dobra czytelników: moskiewski podstęp odniósł sukces, ale strategia nie osiągnęła zakładanych celów. Stany Zjednoczone nie rozbroiły się bezzwłocznie. NATO nie podzieliło się i nie rozpadło. W ciągu lat 90. poszczególne fragmenty limitowanej wolności poczęły się wymykać z precyzyjnego mechanizmu moskiewskiej kontroli. Rosja zmuszona została do ograniczeń. W związku z tym niezbędne okazało się rozpoczęcie drugiej wojny z Czeczenią i powołanie do władzy oficera KGB Władimira Putina. Niezbędny okazał się odwrót w kierunku form nacjonalistycznych. Golicyn przewidział to w memorandum z 1995 roku:

W moim liście z 12 października 1993 roku nawiązałem do opcji militarno-nacjonalistycznej jako do trzeciego kierunku, w jakim mogą podążyć kremlowscy stratedzy w przyszłości, aby usprawnić styl i sposób kierowania nowego rządu, jeśli, przykładowo, Jelcyn zostanie uznany za osobę, która wyczerpała swoje możliwości uzyskania nowych koncesji z Zachodu. W tym kontekście, ‚kryzys’ czeczeński nie powinien być widziany jako rodzaj wojskowego puczu, ale jako możliwe zaplanowane preludium do zmiany rządu. Nowy rząd może przejawiać tendencje militarystyczne albo nacjonalistyczne. Istnieją poważne przesłanki, aby uznać taki rozwój wydarzeń za prawdopodobny.” [The Perestroika Deception, p. 229]

Golicyn zakładał, że prawdopodobieństwo militarno-nacjonalistycznego rządu może „zakłócić napływ zachodniej pomocy i kontynuację ‚kooperacji’ z Zachodem, wspierającej strategiczne interesy…”. Z tego powodu sugerował, że „kremlowscy stratedzy zdecydują się na rozwiązanie hybrydowe, obejmujące, na przykład, rozwiązanie w postaci nowego prezydenta i dowódcy sił zbrojnych wywodzącego się z armii oraz ‚reformistycznego’ premiera, a wszystko to w kontekście otwartej i ścisłej kontroli ze strony KGB.” Znajdujemy w tych słowach jeszcze jedną niezwykłą przepowiednię Golicyna. Sześć lat później Borys Jelcyn napisał w swoich pamiętnikach: „Bardziej niż ktokolwiek inny, oczekiwałem na pojawienie się nowej generacji. A raczej na generała, który byłby jak generałowie, o których czytałem w książkach, kiedy byłem młody.” I w końcu, według Jelcyna, „generał się pojawił. I wkrótce po jego pojawieniu się, stało się jasne dla całego naszego społeczeństwa jak bardzo odważni i w najwyższym stopniu profesjonalni są nasi wojskowi. Tym ‚generałem’ był pułkownik Władimir Putin.” [Midnight Diaries, p. 70] U boku Putina pojawił się modny liberalny premier, Michaił Michaiłowicz Kasjanow. Zatem, to co Golicyn nazwał „trzecim kierunkiem” było obecnym kierunkiem, jaki obrali „rosyjscy stratedzy”. Trzeci kierunek był potrzebny ponieważ początkowe nadzieje strategów zostały zniweczone przez liczne błędy, a strategia musiała zostać wydłużona w czasie.

Stratedzy w Moskwie są dobrymi planistami. Nikt jeszcze nie próbował osiągnąć tego co oni i to w tak wielkiej skali. Byli pewni siebie co do sukcesu podstępu, inaczej nie przedsiębraliby czegoś takiego. Byli mniej pewni skuteczności oddziaływania podstępu, jak widać z ich przygotowań. Widzieli oznaki słabości na Ukrainie i w Gruzji, stąd też podjęli środki zapobiegawcze. Tak należy interpretować utworzenie przez Moskwę specjalnych enklaw. W przypadku Ukrainy, jednym z ogniw w otaczającym łańcuchu jest Naddniestrze. Łańcuch ten obejmuje unię wojskową Rosji z Białorusią na północy, rosyjską obecność wojskową od południa, na Krymie, a także silne wpływy polityczne Moskwy w strategicznym portowym mieście Odessie. Nie licząc wąskiego, słabego korytarza prowadzącego do Polski, wszystkie ukraińskie linie zaopatrzenia zostały od początku zablokowane. Zostało to przeprowadzone zgodnie z planem, a nie przypadkowo. Podobna sytuacja ma miejsce w Gruzji, gdzie moskiewscy specjaliści wojskowi oraz agenci dawno temu utworzyli oderwane enklawy w Abchazji i Południowej Osetii. Tutaj z kolei dostrzegamy, że kierunki inwazji Gruzji zostały wcześniej rozmyślnie zabezpieczone, tak aby ułatwić przyszłe ruchy rosyjskich wojsk. Nie może być żadnych wątpliwości co do znaczenia moskiewskich przygotowań w Gruzji i na Ukrainie. Jeśli Moskwa przeznacza cenne surowce dla rozwoju tych enklaw, wynika z tego, że sowieccy stratedzy mają wątpliwości wobec swoich agentów w Kijowie i w Tbilisi. Jeśli istotnie tak jest, wówczas także pan Bąkowski powinien mieć wątpliwości, ponieważ wszystko, co pan Bąkowski napisał, opiera się na przekonaniu, że moskiewscy stratedzy wiedzą, co robią. Jeśli jednak nie ufają swoim własnym narzędziom w tych dwóch krajach, to pan Bąkowski powinien przyznać, że prawdziwe rewolucje w Gruzji i na Ukrainie są możliwe. W rzeczywistości uaktywnienie przez Rosję enklaw w Gruzji, a także dyplomatyczne uznanie tych enklaw, sugeruje, że niepodległość Tbilisi jest autentyczna, ponieważ Rosja utrzymywała te enklawy w rezerwie, jako środek zapobiegawczy przez prawdziwą rewoltą. Uruchomienie tych mechanizmów, daleko przed osiągnięciem celów strategii podstępu, ujawnia że Rosyjska Federacja stanowi zagrożenie dla całej Europy. W efekcie rosyjskiego wejścia do Gruzji, spowolniony został napływ zachodnich pieniędzy do Rosji. Rosyjskie czołgi zostały zatrzymane, ponieważ rosyjskiej gospodarce groziło uduszenie. Długofalowa strategia podstępu została zatrzymana.

Decydującym argumentem na rzecz autentyczności rewolucji Saakaszwilego w Gruzji jest rosyjski atak wojskowy w sierpniu 2008 roku: Kreml ujawnił swoje złe intencje i wówczas został zmuszony do powstrzymania ofensywy wojskowej przez zachodnią presję gospodarczą. Trudno wyobrazić sobie bardziej opłakany skutek ze strategicznego punktu widzenia. Prowokacja z lat 1989-91 została poważnie wyszczerbiona. Nie ma w tym niczego, co służyłoby sowieckim celom. Zachód użył broni ekonomicznej i zmusił sowiety do odwrotu. Jeśli to jest robota agentów KGB siedzących w Tbilisi, oznacza to, że KGB stało się tak samo głupie jak CIA, a jego strategia stała się nonsensowna.”

To co stało się z kremlowską strategią jest proste. Nazywam to „czynnikiem Benedicta Arnolda”. Benedict Arnold był generałem armii kontynentalnej podczas rewolucji amerykańskiej. Zdradziecko przeszedł na drugą stronę w 1779 roku, a jego nazwisko stało się symbolem zdrady w amerykańskim leksykonie. Historycy wszystkich epok odnotowują obecność zdrajców. Tukidydes pisał o Alcybiadesie, ateńskim generale, który dwukrotnie zmieniał strony podczas wojny peloponeskiej. Juliusz Cezar, który pomaszerował na Rzym, udowodnił, że jest najskuteczniejszym zdrajcą w historii. Akty zdrady pojawiały się wielokrotnie aż do naszych czasów. Każdy system polityczny i każda siła wojskowa ma swoich zdrajców. Całe armie obracały się przeciwko państwom, w prowincjach i koloniach wybuchały rebelie, generałowie zmieniali strony. Taki jest bieg historii, bieg polityki i wojny. Józef Stalin doskonale rozumiał „czynnik Benedicta Arnolda”, dlatego nigdy nie ryzykował. Kroki, które podejmował przeciwko zdradzie można określić jako „profilaktyczne”. Wiedział lepiej i był mądrzejszy od „ślepych kociąt”, którzy po nim objęli władzę i zainicjowali długofalową strategię. Stalin lepiej rozumiał ograniczenia związane z podstępem. Dzisiejsi kremlowscy stratedzy zostali zmuszeni przez początkowe niepowodzenia strategii do polegania na nieprzetestowanym materiale w trzecim gatunku. Istotnie, to możliwe, że z początku Saakaszwili został wykorzystany przez Edwarda Szewardnadze w kolejnej próbie „odnowy” mechanizmów kremlowskiej kontroli nad Gruzją. Niespodziewanie, Saakaszwili wyrwał jednak władzę z rąk ludzi Szewardnadze i stopniowo wzmocnił swoją pozycję.

W przypadku statusu ukraińskiego prezydenta, Wiktora Juszczenki, pan Bąkowski przyznał, że „być może Nyquist ma rację…”. W istocie, byłoby mu bardzo trudno uzasadnić, że Juszczenko jest lojalnym agentem Moskwy, po tym jak został przez nich otruty. Lepiej wycofać się w tym punkcie, aniżeli narazić się na śmieszność. W odniesieniu do otrucia Juszczenki, kilka kwestii wymaga uporządkowania: po pierwsze, podejrzanym o otrucie jest Wołodymir Sacjuk, wcześniej zastępca szefa SBU (ukraińskich służb specjalnych). Warte odnotowania: Sacjuk poleciał do Rosji i jest obecnie doradcą dyrektora FSB. Według Olega Litwiaka, szefa departamentu sprawiedliwości w sekretariacie prezydenta, „[Sacjuk] mieszka [w Rosji] pod innym nazwiskiem, nie Sacjuk. Inni podejrzani [w tej sprawie] są obecnie doradcami w innych agencjach wymiaru sprawiedliwości i [rosyjskiego] ministerstwa spraw wewnętrznych.” Co więcej, Kreml odmawia wydania podejrzanych, nie zgadza się także na ich przesłuchanie. Nikogo więc nie powinny dziwić stosunki pomiędzy Juszczenką a rosyjskimi przywódcami. Rosja chroni ludzi, którzy są podejrzewani o otrucie ukraińskiego prezydenta. To nie jest fałszywy rozłam, ani fałszywa próba otrucia. Kiedy Sacjuk uciekł do Moskwy, do Rosji czmychnął także ukraiński minister spraw wewnętrznych. Widzimy zatem, że Rosja miała wysoko postawionych agentów w ukraińskim systemie bezpieczeństwa i że ci agenci zostali wykryci.

Aby uniknąć nieporozumień dodam, że nie uważam jakoby pomarańczowa rewolucja osiągnęła prawdziwą niepodległość Ukrainy. Nie mam złudzeń, co do dominacja ukrytych albo nie tak znowu ukrytych struktur KGB w tym kraju. Mam na uwadze znakomity raport Borysa Czykułaja na temat prawdopodobnych rozmiarów penetracji ukraińskiego systemu politycznego przez byłe KGB. Piszę to, aby pan Bąkowski nie zinterpretował mylnie mojego stanowiska, sugerując, że porównuję Juszczenkę do Drugiego Przyjścia Zbawiciela, albo że uważam Ukrainę za prawdziwie niepodległy kraj. To co stało się na Ukrainie, to zaledwie mały krok w podróży długiej na tysiące mil; ale podróż już się rozpoczęła. Juszczenko został wybrany, choć jego władza była skutecznie i nieustannie podkopywana przez machinacje ukraińskiego parlamentu. Wykorzystał swoją pozycję jako szefa państwa do propagowania pamięci na temat wielkiego głodu na Ukrainie. W tej sposób zasiał smocze zęby, jak Kadm w Tebach. Nic nie mogło być bardziej obraźliwe dla Moskwy. W czasach Stalina, Juszczenko zostałby zlikwidowany za poślubienie Amerykanki, nie mówiąc już o flircie z ukraińskim nacjonalizmem. „Stajesz się miękki?” mógłby powiedzieć Stalin do swojego posłańca. „Zrobił z ciebie głupca”. A następnie, złowieszczo: „Być może chciałeś, żeby zrobił z ciebie głupca.” (Na te słowa ugięłyby się kolana posłańca i pęcherz mu osłabł.)

Tak więc pan Bąkowski wycofał się i to na więcej niż jednym froncie. Teraz wyznaje szacunek dla Antoniego Macierewicza. Do tej pory ten szacunek był demonstrowany w dwuznaczny sposób. Publicznie zganił udział Macierewicza w czymś, co Bąkowski określił mianem „oszukańczego” systemu politycznego oraz za określanie strategów wroga mianem „Rosjan”. Nie cierpię poruszać tej kwestii, ale Anatolij Golicyn pisze w swoich tekstach o „kolektywnym przywództwie rosyjskich strategów” na 223 stronie The Perestroika Deception. Tak więc, jeśli Macierewicz i Nyquist są winni w związku z tym potwornym gramatycznym błędem, sądzę, że obaj jesteśmy w dobrym towarzystwie. Poza tym, to niewłaściwe stawiać zarzuty człowiekowi, który zrobił tak wiele w związku z tak mało znaczącym błędem (jeśli to rzeczywiście jest błąd). Według mnie, Antoni Macierewicz jest bohaterem, który zdemaskował agentów wroga i zrobił bardzo wiele dla swojego kraju. Jeśli naszym celem jest unicestwić wspólnego wroga, wówczas działalność Macierewicza ma o wiele większe znaczenia od politycznej gramatyki. A co do „oszukańczego” polskiego systemu politycznego, musimy pamiętać, że żaden system polityczny nie jest wolny od takich tendencji. Czy to oznacza, że powinniśmy je wszystkie zostawić oportunistom i kryminalistom? Warto byłoby się dowiedzieć, z jakich powodów Bąkowski uważa, że udział Macierewicza w polityce legitymizuje komunistyczną dominację? Gdyby Macierewicz zrezygnował z działalności politycznej, czy wówczas Moskwa byłaby szczęśliwa czy nieszczęśliwa?

Stosowanie prostych formuł do oceny złożonych wydarzeń jest rzeczą jak najbardziej ludzką, ale też jest zupełnie nie do przyjęcia. Kiedy kilka narodów pozornie wyzwoliło się spod komunizmu w 1989 roku, nigdy nie pozwoliłem sobie na formułowanie poglądu bez wcześniejszego przestudiowania stosownych detali. Przypuszczenie, że przewidywania Golicyna zostaną spełnione nie jest jednoznaczne z dowodem, że poszczególne rewolucje były fragmentami długofalowej strategii. Prawdziwe rewolucje mogą wybuchać nawet wówczas, gdy równolegle planowane są fałszywe. Jedynie na podstawie dowodów możemy dostrzec wartość Golicyna jako interpretatora i prognostyka. Nie powinniśmy przyjmować założenia, że „wszystkie rewolucje przeciwko Moskwie są przygotowane przez Moskwę”, nie wynika ono zresztą z fundamentów golicynowskiej metodologii. Pewien były obywatel sowiecki zwrócił mi uwagę, że zapotrzebowaniem na kontrolowany ruch antykomunistyczny mierzyć można zawsze obecne niebezpieczeństwo prawdziwej rewolucji. Ergo, twierdzenie mówiące o tym, że „wszystkie rewolucje przeciwko Moskwie są przygotowane przez Moskwę” nie jest poprawne, ponieważ wysuwa uniwersalną zasadę w oparciu o niepełny zbiór szczególnych przypadków. Jest to podobne do słynnego i całkowicie błędnego twierdzenia, że „wszystkie łabędzie są białe”. W przypadku „wszystkich rewolucji przeciwko Moskwie” wiemy, że prawdziwe rewolucje (czyli czarnych łabędzie) miały już miejsce. Weźmy choćby pod uwagę powstanie na Węgrzech z 1956 roku. Być może zmodyfikujesz swoją tezę stwierdzając, że „wszystkie rewolucje przeciwko Moskwie po roku 1984 są zaaranżowane przez Moskwę”. Ale formuła taka zakłada, że wszystkie przyszłe rewolucje będą pod moskiewską kontrolą, czego absolutnie nie możemy wiedzieć! Na jakiej podstawie – faktograficznej albo rozumowej – możemy sformułować takie stanowisko? Taka formuła zakłada nieprzerwaną wydolność moskiewskiego systemu kontroli, stałą niezawodność moskiewskich agentów, a także niezwyciężoność moskiewskich ukrytych struktur KGB (o których Bąkowski twierdzi, że nie są ukryte, ponieważ zapewne jego wnikliwość wykracza poza rzeczy widzialne przez nas wszystkich). Pan Bąkowski buduje swoje wnioski w oparciu o winę przynależności: Juszczenko i Saakaszwili uczestniczyli w sowieckim systemie, zostali wyniesieni na prominentne stanowiska przez „byłych” sowieckich aparatczyków i w tym kontekście byli zaufanymi funkcjonariuszami. To samo można by powiedzieć o Janie Sejnie i Ionie Pacepie, dezerterach wysokiego szczebla z sowieckiego bloku. Tacy ludzie przekazali nam najbardziej wartościowe informacje na temat sowieckiego systemu. Proszę mi wierzyć, panie Bąkowski, w byłych krajach sowieckich pracuje w tej chwili wielu Sejnów i Pacepów. Niektórzy z nich już się zwrócili przeciwko systemowi. Inny zrobią to w przyszłości.

Wygląd każdego przedmiotu zależy do pewnego stopnia od dystansu, jaki nas od niego dzieli. Im bardziej jesteśmy oddaleni, tym mniej szczegółów dostrzegamy. Atrakcyjny kobiecy kształt w oddali może okazać się w rzeczywistości homoseksualistą. Niezbędne do identyfikacji szczegóły mogą być dostępne jedynie z bliższego miejsca obserwacji. To samo można powiedzieć w związku z proponowanym przez Bąkowskiego opisem Juszczenki i Saakaszwilego. Pierwsze detale, jakie do nas docierają, mają charakter obciążający, sugerując wniosek, że ludzie ci są agentami prowokatorami. W rzeczywistości, oczywiście nie wiemy prawie nic pewnego na temat tych ludzi. Dopiero kolejne szczegóły stawiają pod znakiem zapytania nasze pierwotne wnioski.

W dziedzinie strategii wnioski muszą być oparte na praktycznym doświadczeniu. Strategiczne idee nie są wydedukowanymi twierdzeniami w rodzaju: (1) wszyscy ludzie są śmiertelni; (2) Sokrates jest człowiekiem (c) zatem Sokrates jest śmiertelny. Strategiczne idee są planem akcji albo kontrakcji wobec przeciwników, jak na przykład: (1) sowieckie metody obejmują używanie kontrolowanych ruchów dysydenckich; (2) kontrolowane ruchy dysydenckie mogą zostać wykorzystane do wywołania fałszywej antykomunistycznej rewolucji (c) zatem rewolucje przeciwko komunizmowi mogą być fałszywe i podstępne. To jest hasło bardzo odległe od stwierdzenia, że „wszystkie rewolucje przeciwko komunizmowi są przygotowane przez Moskwę.” Nasza ocena każdego poszczególnego przypadku rewolucji musi być oparta na faktach związanych z tym wydarzeniem. Rozstrzygnięcie problemu czy rewolucja przeciwko komunizmowi jest autentyczna czy fałszywa musi być przedmiotem dociekliwości analityka. Nie może automatycznie zakładać, że jest fałszywa, ponieważ: (1) Moskwa infiltruje każdy ruch opozycyjny; (2) ci, którzy występują przeciwko Moskwie, są w rzeczywistości jej narzędziami (c) zatem opór przeciwko Moskwie jest daremny. To jest defetystyczne stanowisko i dlatego godne potępienia. Takie stanowisko nie odzwierciedla rzeczywistej sytuacji.

Jest godne ubolewania, że nasz dyskusja nie może doprowadzić do zainspirowania jakieś obiecującej kontr-strategii. Jest jeszcze bardziej godne ubolewania, że nasze stanowisko jest defetystyczne. Nie powinniśmy tego dłużej tolerować i powinniśmy rychło to zmienić. Kłamstwa wroga mają swój termin ważności. Ich cel przewiduje zwrot w kierunku „jednej zaciśniętej pięści”. Podstęp rozbraja i tworzy podziały na Zachodzie, podczas gdy Wschód zbroi się i jednoczy. Taki przebieg wydarzeń przewidywał Golicyn, i taki właśnie przebieg ma polityka porozumień pomiędzy Moskwą i Pekinem. Wynika z tego jasno, że zmierzamy w kierunku krytycznego przejścia, od sytuacji, w której świat jest oszukiwany do sytuacji, w której świat oszukiwany już nie jest. W miarę zbliżania się do tego przejścia nasileniu ulega zjawisko „tarć”. Skoro jest to wojna polityczna, właściwe będą słowa Clausewitza: „… w czasie wojny generał jest nieustannie bombardowany raportami zarówno prawdziwymi jak i fałszywymi; przez błędy wynikające ze strachu albo opieszałości, albo też popędliwości; przez nieposłuszeństwo wynikające z właściwej albo z fałszywej interpretacji, albo też z wrogiego nastawienia, przez właściwe albo błędne wyobrażenie na temat obowiązków, przez lenistwo, albo wyczerpanie; albo też przez przypadek, którego nikt nie mógł przewidzieć.

Prowadzimy wojnę. I nie ma ucieczki przed tą wojną. Spoglądamy na polityczną wrzawę, na zagmatwaną listę politycznych aktorów i spraw, mamy skłonność do interpretowania wydarzeń zgodnie lub niezgodnie z naszymi życzeniami. Jesteśmy albo optymistami, albo pesymistami. W tak niebezpiecznych zmaganiach, niezbędna jest równowaga; z tego właśnie powodu swoim amerykańskim przyjaciołom przekazuję dozę czarnego pesymizmu, panu Bąkowskiemu natomiast „łyżkę antykomunistycznego miodu”. Głównym amerykańskim błędem jest nieuzasadniony optymizm. Głównym błędem pana Bąkowskiego jest nieuzasadniony pesymizm. Amerykanie muszą się nauczyć gotowości na najgorsze, natomiast pan Bąkowski musi się nauczyć czerpać nadzieję. Moim zdaniem, pan Bąkowski potrzebuje słodzika. Oczywiście, nie chcemy, aby się przesłodził. Ktoś mógłby pomylić go z ananasem.

Michał Bąkowski twierdzi, że nie powinniśmy „pozwalać, aby obiegowe pojęcia dyktowały zasady dyskursu”. Ale obiegowe pojęcia już dyktują warunki; a my nie jesteśmy superbohaterami, by jednym uderzeniem unicestwiać przyjęte nazwy albo akceptowaną terminologię. Znaczenie obiegowych pojęć polega na konieczności wzajemnego uznania i kurtuazji. Kiedy twój sposób myślenia biegnie w przeciwnym kierunku od przyjętych poglądów, kiedy twoje fakty pozostają nieznane, a twoje analizy są lekceważone przez niemal wszystkich, szacunek wobec innych jest drogą, dzięki której można uzyskać to samo w zamian. Najlepszym sposobem, aby być wysłuchanym przez innych jest słuchanie. Ludzie, którzy nie podzielają naszych poglądów nie są idiotami. Dlaczego mielibyśmy ich taktować jak idiotów, poprawiając ich gramatykę, terminologię i słowa? Jeśli chcemy poprawić swoje własne myślenie, musimy brać pod rozwagę sposób myślenia innych. Jeśli nie będziemy rozmawiać z tymi, którzy widzą świat w inny sposób, wówczas to, co robimy, nie jest dyskursem ale monologiem poza sceną; wariat bełkoczący do siebie samego.

Mamy szacunek dla innych, dlatego możemy się spodziewać szacunku w rewanżu. Obserwując reakcję innych, widzimy odpychający efekt idiosynkratycznego języka. Widzimy ludzi odwracających się od przestarzałych terminów, niezweryfikowanych faktów, niekonwencjonalnego myślenia; to znaczy, jeśli takie poglądy nie są w dostatecznej mierze nasycone postawą pokory wystrzegającej się zarozumialstwa. Dlaczego mielibyśmy wystrzegać się sympatii, którą tak czy inaczej możemy zdobyć? Czym my się zajmujemy? Potwierdzaniem naszej wszechwiedzy? Lepiej jest uznać znaczenie osoby, która nie zgadza się z naszym punktem widzenia i zaangażować się w dialog, który wystawi na próbę nasze rozumowanie, tak jak wystawia na próbę rozumowanie innych.



Prześlij znajomemu

16 Komentarz(e/y) do “Kwestia gustu”

  1. 1 michał

    I am flabbergasted that Jeff Nyquist would like to teach me “to hope for the best” (Sonia! Are you there? Can you see this? Are you still suicidal after reading JN?) but I think I am too old to be taught. To paraphrase from an anticommunist Nyquist does not know, “my rheumatism will not allow me to get down on my knees and kiss the common usage on the arse”. In any case, I will respond to this splendid polemic separately but I feel the need to state the following:

    Jeff Nyquist does not know what or where I have written about Antoni Macierewicz. His comments above on the subject are, therefore, by definition, misleading. I hope Nyquist is not one of those people – there’s plenty of them everywhere these days – who would form an opinion without any foundation. Surely, he would not judge a book by its Foreword. Or would he?

  2. 2 Jeff Nyquist

    In reviewing your statements on Macierewicz, Michal, the impression remains that your respect for him was demonstrated in an equivocal way. An example of this would be, „His intentions are good, but….” What follows is series of criticisms. In the Third Echelon piece you explained that Macierewicz’s intentions were good: „But should he not be a little bit more careful who he associated himself with?” I take this to be a criticism of Macierewicz. Furthermore, you also wrote: „…an active politician … could legitimately have made a mistake in assuming that it was possible to expose the ‚new Poland’ as a sham from within…. But to repeat the same mistake 15 years later is a bit too much, isn’t it?”

    If I understand correctly, you are saying that Macierewicz means well, but he is making mistakes. This rates, in my book, as „chastisement,” though it is „gentle chastisement.” To say that someone means well is often the prologue to saying that he has done ill. And certainly, you credit him with more than one mistake.

  3. 3 michał

    Jeff,

    I think you have missed the point. My opinions about Macierewicz have not changed since 1992 and my point was that you could not possibly have known that nor, by implication, have judged that. You don’t know what I thought, where, if at all, I published it, and yet you see fit to pronounce that I have retreated… I have not and see no reason to do so. I hope you will agree it is rather strange or, to quote from a living classic: „It is very human, but nonetheless egregious to use a simplistic formula to judge…” Yeah, it is very human so perhaps you should be forgiven.

    If I understand you correctly you are prepared to assess my position based on rather flimsy knowledge of that position. This is a bit as if you were trying to speak with authority about a book written in another language, which you do not possess (or „have limited ability to read”) on the basis of an unauthorised and incoherent translation of a part of the Foreword conveniently published on the internet. This rates, in my book… Oh, well, let’s say that it rates very low. Frankly, I’d rather you didn’t.

    Now to Macierewicz. The position is much less complicated than you suggest. Macierewicz earned many people’s respect in the Seventies and Eighties. His work in establishing KOR was unfortunately hijacked by others, individuals such as Michnik and Kuroń, the “false opposition”, ex-party members, declared communists, revisionists etc. Macierewicz was prepared to work with them to defend workers thrown out for protesting in 1976 but he knew all along that there were fundamental differences between these Leftists (they called themselves the „lay left”) and the group surrounding him with strong roots in Catholic scouting movement.

    In 1989 he did not (at least ostensibly) accept the secret talks, which led to the formation of the current “third republic” and yet in 1991 he joined the Government. As a commentator by the name of Mark ironically points out under my text (The Third Echeleon): “perhaps he didn’t take part in round table talks simply because no one invited him?” Then they DID invite him and off he went.

    He had some credit in our eyes, otherwise, neither Darek Rohnka nor I, would have ever written to him. If it wasn’t for that basic respect, he would not have been the addressee of our open letter; we do not intend to correspond with the Yushschenkos and Wałęsas of this world. But “gentle chastisement”? No, there was nothing gentle about our open letter. There is nor room for gentility here, and I can assure you that I will always be as forthright as possible in questions as fundamental as this one.

    We all know that road to hell is paved with best intentions. But it is also littered with sloppy analysis, full of potholes of “hoping for the best” and hasty conclusions. Please, let’s not go down that road.

  4. 4 Jeff Nyquist

    I am responding to your criticism of my position. I regard Macierewicz’s publication of Golitsyn as a positive development. You are dismissive of this, as you do not want to acknowledge my point. It is on this matter, as it pertains to the credibility of Yushchenko and the worthiness of Macierewicz, that I felt you were retreating. I had the impression, from your dismissive statements following my interview, and from your open letter to Macierewicz, that you held Macierewicz and Yushchenko in contempt. So I was surprised when you made positive statements about Macierewicz and admitted I may be right about Yushchenko. This is what I regarded as retreat, judging from the current exchange. In terms of resistance to my argument, you made your strongest stand on the issue of Saakashvili. No reference was made to your opinion of Macierewicz going back to 1992.

  5. 5 Apollo5600

    A splendid article Jeff, so is Putin the „archgeneral” of the Russians? He struts around like a macho Nazi, posing with his shirt off and hunting wild game. I think only the lowest IQ of Russian would really be impressed with that (but maybe I’m wrong). The Russian General is really a glorified thug. I had been talking to several Russians recently who, after accusing me of being a Jew or a Georgian, mentioned casually that Stalin was not a communist, but a leader of the „pure Czarist” model, and that Stalin killed all the real communists. Dumbest thing I ever heard, but that is what they learn in Putin’s Russia I suppose.


    By the way, Michal, you write splendidly as well, but why so much fuss over Jeff’s optimism? His logic seems perfectly reasonable to me. It doesn’t appear that Jeff is married to his optimism either. Why so much hullabaloo when you both agree on the essentials and work to fight the same enemy?

  6. 6 Apollo5600

    By the way, to clarify something, after reading that editor’s note, I would like to say I personally have no problem with Russians. In fact, I even have a Russian boss who recently gave me a free can of hot chocolate mix (which, so far, has not killed me). When I say „lowest IQ of Russian”, I’m talking about the type that supports Putin and sees no problem with the deaths of millions of Americans and Europeans.

  7. 7 Jeff Nyquist

    In Lothan Machtan’s „The Hidden Hitler” we read of Hitler’s attempt to join the communists prior to his joining the Nationalist Socialist Party. Hitler’s first choice was not his final choice. In terms of inventing his own ideology, Hitler mixed nationalism with socialism. For a brief period of time he succeeded because most people will die for their country; only a small minority are willing to die for communism. The utility of Hitler’s discovery was not lost on Stalin or the Chinese communists. In China, Russia, North Korea, and elsewhere, we may detect the gradual unfolding of National Socialism. It was Joseph Schumpeter who remarked that it was a joke of questionable taste that Marxism, in practice, was fascism. Setting all these terms and definitions aside, the Italian sociologist Vilfredo Pareto explained that ideology is merely a cover beneath which certain eternal instincts operate. Simply put, there are instincts that destroy and instincts that build. According to the law of compound interest the smallest denomination of Roman coinage deposited at 4 percent interest per year would now equal more in gold than the weight of the entire earth. So why aren’t we all rich? Because there is a law of periodic plunder which negates the accumulation of wealth, and this is the instinct or „force” that communism represents.

  8. 8 michał

    Apollo,

    Fuss? Hullabaloo? No, just an old-fashioned, full-blooded debate. Where should we discuss our differences if not in The Underground? Who should we debate with if not with those we fundamentally accept? Debating anything with people of fundamentally opposing views is actually a waste of time, it’s like playing tennis over an abyss, it’s hardly satisfying. When you say to a leftie that Hitler was on the Left of the political spectrum, all they ever reply is: „oh, no he wasn’t!” I don’t find Punch & Judy shows a high class entertainment.

    On the other hand, debating finer points of our views with people who fundamentally agree with us, is extremely rewarding because it allows us to fine tune our own thinking. It also allows us to further our own understanding – and that after all, is the real purpose of intellectual engagement.

    But your last point is the most relevant: we should fight the common enemy. This is the crux of the matter: what do I care if some numskulls propose Yushchenko as an anticommunist? What’s that to me? There are lots of them out there and I am happy to ignore them. But Jeff Nyquist?! Darek Rohnka was so astounded by this sudden change that he said to him clearly: “In last article [“Common usage…”] you wrote that Mr. Bąkowski, who would seem dismissive of Macierewicz and Kaczyński, should explain his stance. I have no idea what he is planning to do, but I think his stance does not require as much explanation as yours because, to my mind, you seem to have changed your viewpoint quite radically.”

    When Jeff Nyquist ignores ample warning signs, it matters. It matters because if he can accept people such as Yushschenko as genuine than, ironically, there is probably no hope at all. Which, incidentally, is fine by me. If I had much hope, I’d be with Antoni Macierewicz, trying to pull this or that out of the sovietised area. I tried that approach until I realised that it was futile and that all it ever achieves is furthering of soviet goals. So, as things stand, I am in The Underground.

  9. 9 michał

    Jeff,

    You had a wrong impression. You are actually the best example of the harm done by the publication of Golitsyn because you now mistakenly think that today’s Poland is somehow a “ray of sunshine on the European firmament”. No, it isn’t. It is a sovietised creature, a pure continuation of “polish people’s republic” but much stronger – stronger in the support of people like Macierewicz. Never, ever, did I equate Macierewicz with Yushchenko, though. One was an anti-establishment figure under commie rule, the other, Yushchenko, is a member of what Ukrainians brilliantly call “demokratura”, i.e. the old soviet “nomenklatura” with pseudo-democratic veneer. The alleged spats between him and Yanukovich, between Timoshenko and him are nothing but a re-run of the old “power-struggles” played out on the Kremlin and in every other commie capital for the benefit of silly Western journalists and the so-called “sovietologists” who made a decent career out of observing this nonsense.

    You say above that I have “conceded that ‘perhaps after all Nyquist is right….’ Indeed, it would be difficult for him to argue that Yushchenko is Moscow’s loyal agent after they poisoned him. Better to retreat on this issue than appear ridiculous.” I invite you to read that passage again, it has irony written all over it, but it is also an attempt at considering all options; the words you chose to quote are surely not the final conclusion, so to call it a “positive statement” is a bit OTT.

    Would it really be so difficult to argue that Yushchenko is Moscow’s agent after they poisoned him? Would it? Commies often put pressure on people who they expect to break, persecute those, who are close to them in order to turn them into loyal servants or use them in any other way. Do I have to mention Trotsky, Bucharin, Zinoviev etc.? They also persecute people to create their myth, as heroic opponents of the evil oppressors; personages such as Adam Michnik or Vaclav Havel spring to mind. They are good examples but for Yushchenko’s case there is a better analogy: Gomułka. The only problem is that if one was to limit one’s knowledge of Gomułka, and his role in forming the long term strategy, to Wikipedia or google translate – than God help us!

    My point about Yushchenko and Saakashvili is this: I DO NOT KNOW whether they are loyal Moscow’s servants but there is enough information about them in the public domain to warn me that they could be just another pair of frontmen in the soviet game plan; enough info to be cautious about them.

  10. 10 michał

    Jeff,

    I really can’t agree with Schumpeter’s remark. Marxism in practice is known as communism. Full stop. Introducing “fascism” into this only fudges the issue although I’d agree that it is of questionable taste. Pareto is even worse but I never expect any insights from sociologists. Ideology is a bastardised view of the world, where the place of Truth, as the ultimate goal of our perception, has been taken by “something else”, be it the good of nation or a class, or even the success of my football club. OK, the last ought not be raised to the level of ideology but it nevertheless well demonstrates a world view where everything is subjected to one idiocy. Pareto’s point is merely true about people that one would not wish to meet in a dark alley but one would not want to meet them anyway, whether they found cover in some distasteful ideology or not.

    All this only leads me to a conclusion that I think communism represents much more than the instinct of periodic plunder. Much more. And is much more evil than that.

  11. 11 Sonia Belle

    Why so much hullabaloo when you both agree on the essentials and work to fight the same enemy?

    I don’t think Jeff and Michal completely agree about who exactly that enemy is.

    I think that if Communists were in charge in Washington and anti-Communists were in charge in Moscow, Jeff’s patriotism would prevent him from joining anti-Communist ranks. Jeff’s essential problem is that he cannot understand that nationalism is one of Communism’s many manifestations. One cannot be both a nationalist and an anti-Communist.

    And that’s why Jeff defends people like Yuschenko with such a passion. But the real reson he defeds Yuschenko has less to do with Yuschenko’s Communist or anti-Communist symathies (real or alleged). For Jeff, Yuschenko is clearly anti-Russian and anti-Moscow. And that’s more than enough to support him.

    Michal, on the other hand, couldn’t care less if Yuschenko is pro-Russian or anti-Russian. What’s important to him is whether he is pro or anti-Communist. If Communists were in charge in Washington and anti-Communists were in charge in Moscow, Michal wouldn’t hesitate for a second to move to Moscow and work for them.

    But Michal has another problem. Even if United States would nationalize its entire economy and closed its borders, while in Russia taxes would be low and there was a perfect press freedom, Michal would still hesitate which country is really Communist based solely on the fact that a Russian president used to work for the KGB, while the American president used to work for the CIA.

    Of course, this is a purely theoretical discussion. United States is far from being Communist (although it’s slowly inching in that direction) and Russia definitely doesn’t have press freedom (although its taxes are probably lower now than in United States). So on many issues, Michal and Jeff are in perfect agreement. But it’s just a coincidence.

  12. 12 michał

    Ha, ha! Brilliant, as always.

    I’m not sure about this „slowly inching”, though. The process seems to have gathered some speed. You are right, I will fight the commies whoever they are and wherever they are. I guess, so would you. The trouble is that your definition of what constitutes communism is so narrow that it excludes people like Putin or Ahmadinejad. So sadly, you again are correct, I don’t envisage visiting Moscow or Kiev, or Warsaw for that matter, in the near future.

    You were very diplomatic in avoiding to mention „pessimism”. So how is it now? After his unexpected turn to optimism, does Nyquist still make you suicidal?

  13. 13 Jeff Nyquist

    I am anti-Communist. I understand the way in which Communists exploit national feeling. I do not defend Yushchenko „passionately.” I never wrote that Poland is a „ray of sunshine in the European firmament.” The exaggeration of what I write, and the mischaracterization of my views, is fundamental to Bakowski’s argument. If I say there are positive developments, I am charged with saying much more. If I am slow to accuse Yushchenko of being a Communist agent, I am some kind of „nationalist,” which is somehow inconsistent with principled anti-Communism. If I say the publication of Golitsyn’s book in Polish is an important development, it is occasion to lose hope — since this affirmation merely proves that Nyquist misunderstands what Communism is and how it works. If I say that America is going to suffer a devastating blow, that the game will play out longer in Europe, I am accused of „optimism.” If I point to the fact that Moscow’s plan cannot achieve its ultimate aim, but only leave destruction in its wake, I suppose this is also „optimism.”

    I yet maintain that Golitsyn’s work is worthwhile and should be promoted in every language; that America is going to suffer a devastating blow, that the decisive battles of the future (like those in the past) will play out in Europe; that Moscow’s plan cannot succeed in achieving its ultimate aim, but will only leave destruction in its wake. Such are the conclusions I have come to, and hold by. At different times I have found different ways to express these conclusions, showing how current developments continue to affirm them. I have long been sickened by the intellectualizing, and the „reifying,” of political concepts which — in the last analysis — are full of sound and fury, yet signify nothing. When our time has passed away, ask yourself what will be remembered, and what will be the result.

    It is always an error to say that our situation is all black or all white, that nothing good can come. Yet Mr. Bakowski says „nothing good will come.” He dismisses Pareto as a „sociologist.” He dismisses Schumpeter as erroneous. He lacks respect for these great thinkers, and thereby loses the advantage of knowing them. It seems he relies on one writer, and one thinker, instead of the many whose wisdom may be profitably consulted. He berates me for not knowing ONE. I take him to task for not knowing MANY. My sense of things comes from reading a lot of history, and putting that together with the political and social analysis rooted in history. Bawkoski, however, sounds like an ideologist. And that has, indeed, rubbed me the wrong way from the first.

  14. 14 michał

    Jeff, I am a little taken aback by this. And all this after we’ve just agreed on something!… Well, no matter. I believe disagreements are more informative.

    That I “exaggerate” and “mischaracterise your views” would be a serious accusation but to say that such tricks are “fundamental to my argument” is indeed difficult to accept. Do you mean “my argument with you”? Or do you mean the argument I put forward in defence of my anticommunism? Either way, this is serious. The trouble is I try not to engage in arguments in (a sense of quarrels) and surely did not engage in one with you. I merely reason. I establish my position and put forward arguments to support it. This position is not sacrosanct, I am prepared to change it and by doing so, to improve my view. To make my views more adequate, I engage in debates, in discussions – “what do you do, sir?” It is generally accepted that to enter into a discussion of someone else’s opinion, one ought to summarise it first, if only to put the point one wishes to make into sharper focus. And thus I never claimed that you uttered the words “Poland is a ray of sunshine on the European firmament”, I merely rephrased your statement (I quote): “Poland is a front line state in the struggle against Russian power, and everything that happens in Poland today is decisive for Europe.” This was my interpretation with a hint of irony: if what happens there is so decisive, than it offers a ray of sunshine in an otherwise bleak picture, doesn’t it? But I will gladly apologise if I misunderstood. I would only submit, however, that perhaps you ought to take some blame for this misunderstanding too. Based on what you said, it seemed to me that your views about Poland were based on a misinterpretation of the real situation. When an anticommunist, whom I slavishly translated and published on this very website, says something that I feel opens him to ridicule, should I point it out or should I keep quite? “What would you do, sir?”

    As for Yushchenko, this is a different case. Your words were: “Do not despise humble beginnings. Did you know? The president of Ukraine will not go to Moscow.” They were subsequently elaborated on by Serge Kabud and I am probably guilty of putting your views in the same bracket. Mr Kabud saw fit to write as follows on a forum you frequent (and of which, I think, you are an administrator): “This Michael Bakowski CONSTANTLY attacks Yushchenko in his posts. Usually with a probability of 99% that means that the attacker is an enemy; if he is just stupid – it is even worth (sic!).” You did nothing to disassociate yourself from this. (But please do not get me wrong: I’m not saying that you should! I am still to blame.) Would it be an “exaggeration and a mischaracterisation of his views” to say that Kabud defends Yushschenko “passionately”? So, yes, mea culpa, I confused your stance on Yushchenko with Kabud’s. Perhaps you should have made the differences clearer.

    But hang on, you clearly misrepresented my views in our debate too. You mischaracterised my opinions many times, only – I’m used to it, I understand the reasons behind it and (in the most) I really don’t mind. I like a robust debate and despise sycophantic choruses of sidekicks so I understand that a summary of one’s position could stray and yet could remain truthful in essence. Intellectual engagement requires that our views should be vivisected, however painful that may be. Some say that a good discussion is a spice of life; I’d say it is the very essence of life. I’d rather debate Pareto and Schumpeter – oh, by the way, you misrepresented what I said about them too – than Kabud or Yushchenko but I find it difficult to understand why you would engage in a debate with someone whom from the first you saw as an ideologue. What the hell for? I wouldn’t! I wouldn’t because I loathe ideology in every shape. Ideology replaces Truth as the object of human enquiry and whether it replaces it with good of the nation of world revolution is equally despicable so never ever enter into discussions with people you regard as ideologues. That I am not an ideologue I do not intend to try and demonstrate.

    And finally, Jeff, I really don’t need lessons from you about respect for thinkers (sic!) because the last thing thinkers need is respect. You know nothing about “one” nor “many”, you know nothing about me because the knowledge afforded you by google translate applied to the Foreword of my book is pitifully embarrassing and embarrassingly pitiful so, with all respect, you cannot take me to any task because it simply is beyond you.

    But it was pleasure, nonetheless, and I am very grateful. It was – how shall I put it? – interesting…

  15. 15 JRNyquist

    Forgive me for writing in this commentary section, It is not the best way to carefully consider what is said; but to read the above discussion, in which I am told that nationalism and anti-Communism are inconsistent, that I am not really an anti-Communist, is highly offensive to me personally. Also, I am an American. The U.S. is my nation, and without my nation I am either dead or in exile. If I am not for my nation, what am I? Here is my nationalism, mock it or degrade it as you will.

    Michal: I may be slow, or even stupid, but not so stupid as to think you treated my remarks on Pareto or Schumpeter with the thought or fairness they deserved. But more than all this, I am out of patience with the insults, and the disrespect. I wanted to pay tribute to Fighting Solidarity and Macierewicz. Do we find a Macierewicz in Germany, in France, in Spain or Britain? If it is ridiculous to pay tribute to those in Poland who are opposing the Kremlin, then I will remain ridiculous — even if you sneer at me.

    What has been wrong, and what I have imperfectly sidestepped all this while, is best characterized by your last outburst, where you write: „I don’t need lessons from you about respect for thinkers (sic) because the last thing thinkers need is respect.” Call me ignorant or pitiful as you like. Say I am inconsistent, that I know nothing about you. Say, if you will, that I cannot infer from this that you are insulting, unpleasant, or eaten from within by contemptuous thoughts. The impression given in these exchanges is indelible, and may be read by all who have eyes.

  16. 16 michał

    Good. You paid your respect and I’m glad of it. You are right that the impressions given in the exchanges above are indelible and somehow I will be happy for an objective reader to come to his own conclusions.

    You can always infer whatever you wish, just like anyone else. If you feel iinsulted, I gladly apologise because it was not my intention to insult you, I had had a lot of respect for you. However, to say to anyone that he is „insulting, unpleasant, or eaten from within” by whatever, is quite an emotional statement; it also seems, erm…, insulting, unpleasant and eaten from within by selfconsuming rage. I was hoping for a debate about politics but, hey, I don’t mind, I still think it was worth it.

Komentuj





Language

Książki Wydawnictwa Podziemnego:


Zamów tutaj.

Jacek Szczyrba

Czerwoni na szóstej!.

Jacek Szczyrba

Punkt Langrange`a. Powieść.

H
1946. Powieść.