Najnowsze komentarze

III Ankieta Wydawnictwa Podziemnego

Dziecko w szkole uczy się fałszowanej historii od Piasta do równie sfałszowanego Września i dowie się, że obrońcą Warszawy był nie jakiś tam Starzyński, ale komunista Buczek, który wyłamał kraty „polskiego faszystowskiego” więzienia, by na czele ludu stolicy stanąć do walki z najeźdźcą. – Tak w roku 1952 Barbara Toporska opisywała ówczesny etap bolszewizacji Polski.

Przyjmijmy, na potrzeby niniejszej ankiety, że był to opis pierwszego etapu bolszewizacji, klasycznego w swoim prostolinijnym zakłamaniu. Kolejny etap nastąpił szybko, zaledwie kilka lat później, gdy – posługując się przykładem przytoczonym przez Barbarę Toporską – w kontekście obrony Warszawy wymieniano już nie tylko komunistę Buczka, ale także prezydenta Starzyńskiego (i to z największymi, bolszewickimi honorami). Przyszedł w końcu także moment, gdy komunista Buczek albo znikł z kart historii, albo też przestał być przedstawiany w najlepszym świetle – jeszcze jeden, mocno odmieniony okres.

Mamy tu zatem dynamiczne zjawisko bolszewizmu i szereg nasuwających się pytań. Ograniczmy się do najistotniejszych, opartych na tezie, że powyższe trzy etapy bolszewizacji rzeczywiście miały i mają miejsce:

1. Wedle „realistycznej” interpretacji historii najnowszej utarło się sądzić, że owe trzy etapy bolszewickiej strategii są w rzeczywistości nacechowane nieustającym oddawaniem politycznego pola przez bolszewików. Zgodnie z taką wykładnią, historię bolszewizmu można podzielić na zasadnicze okresy: klasyczny, ewoluujący, upadły. Na czym polega błąd takiego rozumowania?

2. Jak rozumieć kolejno następujące po sobie okresy? Jako etapy bolszewizacji? Jako zmiany wynikające z przyjętej strategii, czy ze zmiennej sytuacji ideowej i politycznej, czy może trzeba wziąć pod uwagę inne jeszcze, niewymienione tu czynniki?

3. Trzy etapy i co dalej? Czy trzecia faza spełnia wszystkie ideowe cele bolszewizmu, czy wręcz przeciwnie – jest od realizacji tych celów odległa? Czy należy spodziewać się powrotu do któregoś z wcześniejszych etapów, a może spektakularnego etapu czwartego lub kolejnych?

Zapraszamy do udziału w naszej Ankiecie.

II Ankieta Wydawnictwa Podziemnego

Dorobek pisarzy i publicystów mierzy się nie tyle ilością zapisanych arkuszy papieru, wielkością osiąganych nakładów, popularnością wśród współczesnych czy potomnych, poklaskiem i zaszczytami, doznawanymi za życia, ale wpływem jaki wywierali lub wywierają na życie i myślenie swoich czytelników. Wydaje się, że twórczość Józefa Mackiewicza, jak żadna inna, nadaje się do uzasadnienia powyższego stwierdzenia. Stąd pomysł, aby kolejną ankietę Wydawnictwa poświęcić zagadnieniu wpływu i znaczenia twórczości tego pisarza.

Chcielibyśmy zadać Państwu następujące pytania:

1. W jakich okolicznościach zetknął się Pan/Pani po raz pierwszy z Józefem Mackiewiczem?
Jakie były Pana/Pani refleksje związane z lekturą książek Mackiewicza?

2. Czy w ocenie Pana/Pani twórczość publicystyczna i literacka Józefa Mackiewicza miały realny wpływ na myślenie i poczynania jemu współczesnych? Jeśli tak, w jakim kontekście, w jakim okresie?

3. Czy formułowane przez Mackiewicza poglądy okazują się przydatne w zestawieniu z rzeczywistością polityczną nam współczesną, czy też wypada uznać go za pisarza historycznego, w którego przesłaniu trudno doszukać się aktualnego wydźwięku?

Serdecznie zapraszamy Państwa do udziału.

Ankieta Wydawnictwa Podziemnego

1. W tak zwanej obiegowej opinii egzystuje pogląd, że w 1989 roku w Polsce zainicjowany został historyczny przewrót polityczny, którego skutki miały zadecydować o nowym kształcie sytuacji globalnej. Jest wiele dowodów na to, że nie tylko w prlu, ale także innych krajach bloku komunistycznego, ta rzekomo antykomunistyczna rewolta była dziełem sowieckich służb specjalnych i służyła długofalowym celom pierestrojki. W przypadku prlu następstwa tajnego porozumienia zawartego pomiędzy komunistyczną władzą, koncesjonowaną opozycją oraz hierarchią kościelną, trwają nieprzerwanie do dziś. Jaka jest Pana ocena skutków rewolucji w Europie Wschodniej? Czy uprawniony jest pogląd, że w wyniku ówczesnych wydarzeń oraz ich następstw, wschodnia część Europy wywalczyła wolność?

2. Nie sposób w tym kontekście pominąć incydentu, który miał miejsce w sierpniu 1991 roku w Moskwie. Czy, biorąc pod uwagę ówczesne wydarzenia, kolejne rządy Jelcyna i Putina można nazwać polityczną kontynuacją sowieckiego bolszewizmu, czy należy raczej mówić o procesie demokratyzacji? W jaki sposób zmiany w Sowietach wpływają na ocenę współczesnej polityki międzynarodowej?

3. Czy wobec rewolucyjnych nastrojów panujących obecnie na kontynencie południowoamerykańskim należy mówić o zjawisku odradzania się ideologii marksistowskiej, czy jest to raczej rozwój i kontynuacja starych trendów, od dziesięcioleci obecnych na tym kontynencie? Czy mamy do czynienia z realizacją starej idei konwergencji, łączenia dwóch zantagonizowanych systemów, kapitalizmu i socjalizmu, w jeden nowy model funkcjonowania państwa i społeczeństwa, czy może ze zjawiskiem o zupełnie odmiennym charakterze?

4. Jakie będą konsekwencje rozwoju gospodarczego i wojskowego komunistycznych Chin?

5. Już wkrótce będzie miała miejsce 90 rocznica rewolucji bolszewickiej w Rosji. Niezależnie od oceny wpływu tamtych wydarzeń na losy świata w XX wieku, funkcjonują przynajmniej dwa przeciwstawne poglądy na temat idei bolszewickiej, jej teraźniejszości i przyszłości. Pierwszy z nich, zdecydowanie bardziej rozpowszechniony, stwierdza, że komunizm to przeżytek, zepchnięty do lamusa historii. Drugi stara się udowodnić, że rola komunizmu jako ideologii i jako praktyki politycznej jeszcze się nie zakończyła. Który z tych poglądów jest bardziej uprawniony?

6. Najwybitniejszy polski antykomunista, Józef Mackiewicz, pisał w 1962 roku:

Wielka jest zdolność rezygnacji i przystosowania do warunków, właściwa naturze ludzkiej. Ale żaden realizm nie powinien pozbawiać ludzi poczucia wyobraźni, gdyż przestanie być realizmem. Porównanie zaś obyczajów świata z roku 1912 z obyczajami dziś, daje nam dopiero niejaką możność, choć oczywiście nie w zarysach konkretnych, wyobrazić sobie do jakiego układu rzeczy ludzie będą mogli być jeszcze zmuszeni 'rozsądnie' się przystosować, w roku 2012!

Jaki jest Pana punkt widzenia na tak postawioną kwestię? Jaki kształt przybierze świat w roku 2012?




Michał Bąkowski


Towarzysz Corbyn

Jeremy Corbyn jest zazwyczaj przedstawiany jako postać komiczna.  Jako karykaturalna kukła z innych czasów, jako błogosławieństwo zesłane pobożnym Torysom, żeby skazać Lejburzystów na wyborczą zagładę i wieczne zapomnienie, jako oszalały kapitan tonącego kutra z wybałuszonymi, niewidzącymi ślepiami.  Przyznajmy, Corbyn jest rzeczywiście pocieszną postacią rodem z jarmarcznego przedstawienia, i łatwo się śmiać z jego niechlujnego wyglądu i z idiotycznych poglądów, ze sposobu mówienia czy z powoływania się w parlamencie na wymyślone postacie, które rzekomo błagać go miały, żeby zadał jakieś kolejne, niemądre pytanie, ni przypiął, ni przyłatał.  Odkąd wybrany został liderem partii, Corbyn poddawany jest każdego tygodnia rytualnemu upokorzeniu podczas sesji parlamentarnych pytań do premiera.  David Cameron otwarcie się z niego nabijał i nawet drętwa Teresa May potrafi naigrawać się z niego.  Od prawie dwóch lat media brytyjskie dworują sobie unisono z propozycji politycznych Corbyna: renacjonalizacja, podniesienie podatków, podwyżki dla pracowników państwowych, zwiększenie emerytur, rent, zasiłków (jak gdyby za mało było w Zjednoczonym Królestwie rodzin, w których nikt nie pracował od pokoleń) i bezpłatne wszystko.  Równie głośno natrząsano się z wyciągniętych z archiwów zapisów przemówień wygłaszanych przez Corbyna w czasie jego długoletniej kariery politycznego agitatora.  Domagał się jednostronnego rozbrojenia, wystąpienia z NATO i rozwiązania armii, a jednocześnie aktywnie popierał wszystkie możliwe organizacje terrorystyczne od Fatah i IRA, do Hezbollah i Hamas.  Ostatnio zdołał nawet zaproponować nawiązanie rozmów z państwem islamskim. 

Cała ta lista jest zaiste paradna, głównie dlatego, że bierze całkowity rozbrat z rzeczywistością.  W pierwszym rzędzie, z ekonomicznymi realiami Wielkiej Brytanii w drugiej dekadzie XXI wieku.  Zadłużenie państwa jest ogromne (choć niższe niż we Francji czy w Stanach Zjednoczonych) i jedynie niska stopa procentowa chroni państwo przed bankructwem.  Jedna z niewielu rzeczy, jakiej możemy być pewni, to że oprocentowanie pożyczek poszłoby gwałtownie w górę w wypadku zwycięstwa wyborczego Corbyna.  Ale ważniejsze wydaje się krytykom, że Corbyn nie ma żadnego wyczucia dla brytyjskich wyborców, którzy są rzekomo „konserwatywni przez małe ‘k’”, są głęboko nacjonalistyczni i nie lubią zmian.  Czy zatem taki człowiek może wygrać wybory w Wielkiej Brytanii?  Nie mam wiele szacunku dla żadnego elektoratu na świecie, ale wybór Corbyna nie jest chyba możliwy?

W moim przekonaniu Torysi wygrają wybory 8 czerwca z podniesioną większością parlamentarną, pomimo narastających ostatnio alarmistycznych raportów, że Corbyn może wygrać.  A kiedy korbyniści przegrają z kretesem, to przecież dobra socjaldemokracja starej partii Tony Blaira przejmie na nowo władzę wśród Lejburzystów i wszystko wróci do uroczej normy, w której nie ma wielkiej różnicy między stronnictwami, a kłócić się trzeba tylko o szczegóły, czyż nie?

Chyba nie.

Zaryzykuję następującą tezę.  Corbyn nie pragnie wcale wygrać czerwcowych wyborów parlamentarnych.  Nie zamierza także ustąpić po przegranej kampanii, jak to mają w zwyczaju „burżuje z burżuazyjnych partii”.  Jego przeciwnicy w partii Pracy są świadomi, że przejął kontrolę nad partyjnym aparatem lejburzystów na tyle skutecznie, że żaden wewnątrzpartyjny pucz nie ma szans odebrać mu władzy.  Ale dlaczego miałby nie chcieć wygrać wyborów?  Czyż nie ma w tym sprzeczności?  Jak można nie pragnąć wyborczego triumfu i pozostać przywódcą partii?  Tak jest, ponieważ Jeremy Corbyn jest komunistą.

Kilka tygodni temu, 1 maja, na placu Trafalgar w centrum Londynu, pod kolumną Nelsona, odbyła się manifestacja z okazji międzynarodowego dnia pracy.  Wystąpił towarzysz John McDonnell, a nad trybuną powiewały flagi.  Warto im się przyjrzeć.  Na przykład tu: https://www.youtube.com/watch?v=bZtYC-mtkoQ  Były tam czerwone flagi z gwiazdą, sierpem i młotem, była także flaga partii Ba’ath, komunistycznej jaczejki założonej w Iraku i Syrii po II wojnie, pod egidą Stalina, której najsławniejszymi przywódcami byli Hafez Assad i Saddam Hussein.  Tow. McDonnell jest Kanclerzem, czyli ministrem finansów, w lejburzystowskim gabinecie cieni.  Jest to inteligentny i oczytany człowiek, przyznaje się otwarcie do bardzo różnorodnych myślicieli, którzy ukształtowali jego poglądy polityczne, a mianowicie: do Marksa, Lenina i Trockiego.

Skrajna lewica w Wielkiej Brytanii podzielona była od lat na zwalczające się wzajemnie frakcje, trockistowskie, stalinowskie, maoistowskie i z pewnością jeszcze inne, ale śledzenie różnic między nimi przekracza możliwości intelektualne niżej podpisanego.  Łączyła te wszystkie odłamy jedna myśl: przejąć władzę nad partią lejburzystowską.  Koncepcję tę nazywają otwarcie mianem „entryism” (nieprzetłumaczalny termin, który oznacza wejście do partii z zamiarem zmienienia jej od wewnątrz, a sens jego oddaje najpełniej słowo „infiltracja”).  Nie będzie wielką niespodzianką, że taktyka ta została wprowadzona w życie po raz pierwszy przez Trockiego w latach 30. we Francji.

Ale na co starym dobrym trockistom potrzebne być Liderem Opozycji Jej Królewskiej Mości albo Kanclerzem w Gabinecie Cieni?  Czyż takie pozycje nie powinny obrażać pryncypialnych bolszewików?  Plwać im na parlamentarny proces, plwać na burżujskie przepychanki i zewnętrzne formy uprzejmości, rządzące Izbą Gmin w Westminsterze.  Oni chcą zmienić świat, a nie uprzejmie się kłaniać wrogom klasowym.  A czy można świat zmienić przy pomocy parlamentarnego systemu?  Nie można.  Ich celem jest stworzenie ruchu politycznego, w którym aktywiści zaangażowani będą w nieustanną walkę klasową, zwłaszcza w postaci bezpośrednich działań (direct action).

Zwycięstwo w demokratycznych wyborach doprowadziłoby tylko do kompromitacji Corbyna, McDonnella i ich bandy wesołków, a co za tym idzie, porażki w następnych wyborach.  Nie.  Oni wolą przegrać wybory, by móc tym głośniej krzyczeć, że system jest nieuczciwy, że jest manipulowany i zaryglowany na amen, w taki sposób, by nie dopuścić do głosu woli ludu.  A wolę ludu reprezentują oni.  Znamy ten mechanizm doskonale, bo od Lenina począwszy, wszyscy komuniści na świecie, nigdy i nigdzie nie zamierzają się bawić w politykę, tylko zdobyć i utrzymać władzę.  Kiedy zdobywają władzę, to nagle najwięksi pacyfiści, jak Trocki na przykład, przeistaczają się prędko w krwiożerczych założycieli czerwonych armii.

Do czego jest więc im potrzebna teraźniejsza zabawa w gabinety cieni i w starożytne rytuały?  Lenin nigdy nie poddał się regułom burżuazyjnych gier.  Ani Mao.  Trocki z pogardą odrzucał parlamentarne machlojki.  Stalin też.  Czyżby więc ich brytyjscy uczniowie nie dorośli do ideałów swych krwawych poprzedników?

W moim przekonaniu, Corbyn i McDonnell godzą się na uczestniczenie w demokratycznej szaradzie z dwóch powodów.  Po pierwsze, dla pieniędzy.  Nie zamierzam im wcale zarzucać, że są szampańskimi socjalistami, którzy kryjąc się za pięknymi słówkami o równości, zbijają ciężkie pieniądze, jak to na przykład robi Tony Blair.  Nie sądzę, żeby dzisiejsi wodzowie Lejburzystów należeli do tej kategorii polityków.  To nie są Dantonowie, to są bracia Robespierre.  Pieniądze nie są im potrzebne dla wygodnego życia, ale dla rozwinięcia szerszej i bardziej skutecznej akcji propagandowej.

W systemie brytyjskim, partie polityczne nie są utrzymywane z pieniędzy podatników.  Torysi czerpią dochody z donacji bogatych ludzi i cierpią, gdy im się zarzuca, że są partią bogaczy.  Partia Pracy utrzymuje się głównie z dotacji związkowych i cierpi, gdy się ją nazywa utrzymanką związkowców.  Skrajnie lewicowe ugrupowania zawsze i wszędzie cierpią na brak funduszy, i w Zjednoczonym Królestwie nie jest inaczej.  Przejęcie władzy w partii miało więc ogromne znaczenie dla Corbyna i spółki.  Ale na tym sprawa pieniędzy się nie kończy.  Otóż partie opozycyjne otrzymują w tym systemie ograniczone dotacje państwowe, tzw. Short Money, na rzecz swej działalności parlamentarnej.  Lejburzyści dostają sześć milionów funtów rocznie plus pensje dla członków gabinetu cieni.  Corbyn i McDonnell nigdy dotąd nie mieli dostępu do takich sum, a teraz mogą wykorzystać część tych funduszy dla finansowania swej „entrystycznej” organizacji o nazwie „Momentum”.

Drugi powód, dla którego korbyniści będą się trzymali Opozycji Jej Królewskiej Mości jest jeszcze bardziej cyniczny i pragmatyczny, a przez to jeszcze bardziej leninowski.  Zarówno Corbyn jak McDonnell zaangażowani są w politykę od dziesięcioleci.  Od dawna opowiadają te same głodne kawałki, bryzgają tą samą nienawiścią, chlustają nonsensem i rozmazują absurdem.  Ale nikt dotąd nie zwracał na nich uwagi.  Przemawiali przez lata w małych salkach, do trzech pijaków i dwóch krzeseł z powyłamywanymi nogami.  Aż tu nagle, pomimo otwartej wrogości wobec korbynistów ze strony mediów, są zapraszani do programów telewizyjnych i radiowych, wypowiadają się wobec milionowych rzesz.  Tak zwana „młodzież” ze zdziwieniem znajduje, że jest w zgodzie ze starymi bolszewikami.  To co, że są wyszydzani?  To co, że sami się ośmieszają swą niekompetencją?  Lenin też był wyśmiewany.  Z Mao także się śmiano do rozpuku.  Ale tylko do czasu.

Jakże się śmiać, gdy człowiekowi wybito zęby?  Tylko nielicznych bawią makabrycznie wyszczerzone zęby trupa powieszonego na latarni.



Prześlij znajomemu

6 Komentarz(e/y) do “Towarzysz Corbyn”

  1. 1 Andrzej

    Panie Michale,

    Nacjonalizm nie stanowi raczej dla komunistów przeszkody, potrafią go umiejetnie wykorzystać, co nie jest wcale trudne, gdy ktoś jest zaślepiony. Hasło renacjonalizacji i inne hasła „równości społecznej” są miłe nacjonalistom (może stąd też komunistyczny wiec pod kolumną Nelsona). Nie muszą być więc tak zupełnie oderwane od rzeczywistości, w coraz bardziej nacjonalistycznie zorientowanym społeczeństwie. Słusznie podkreśla Pan bolszewickie korzenie i związki. Rola Corbyna i innych europejskich „klasycznych” komunistów polega chyba na czekaniu aż warunki pozwolą im po leninowsku „wziąć władzę”. Stąd może to „Momentum”. Burżuazyjne pieniądze i lejburzystowskie kadry niewątpliwie im w tym pomogą. Przy okazji wciąż podtrzymują rewolucyjny ogień tak samo jak pierwsi bolszewicy. Anglicy przywiązani są do tradycji a bolszewizm ma już swoją tradycję. Może dlatego staje się znów tak chwytliwy w Londynie i okolicach?

  2. 2 Jaszczur

    Czołem, po długiej nieobecności w Podziemiach!

    Do powyższego należy dodać, że frakcja komunistyczna w LP jest częścią nieformalnej sieci, która określana jest mianem „Putinternu” albo „Duginternu” – partii i ruchów o różnych, często sprzecznych ze sobą ideologiach, ale finansowanych i prowadzonych z Moskwy oraz będących politycznymi adwokatami Rosji Sowieckiej.

    Oprócz Corbynistów możemy tam znaleźć m.in. niemieckie KPD, AfD i NPD, włoski ruch Beppe Grillo, włoskich neofaszystów, partie z Grecji: lewicową Syrizę i neonazistowski Złoty Świt…

  3. 3 michał

    Drogi Panie Andrzeju,

    Nacjonalizm nie tylko nie jest dla nich przeszkodą, ale jest instrumentem, na którym z wirtuozerią grają Chaconne Bacha. Ale czy nie popada Pan tu w semantyczną konfuzję? Renacjonalizacja nie musi być miła nacjonalistom i bardzo często nie jest. Argumenty za prywatyzacją i przeciw wtrącaniu się państwa do tego, jak jeżdżą pociągi, są natury ekonomicznej w pierwszym rzędzie. Wielu polityków o nacjonalistycznym odcieniu opowiada się za prywatyzacją.

    Proszę także pamiętać, że nacjonalizm w Zjednoczonym Królestwie jest inny niż prawie gdziekolwiek indziej w Europie. Gdybyż tylko jakiś mędrzec w czasach Najjaśniejszej Rzeczpospolitej wpadł na pomysł, żeby użyć innej nazwy dla tego kraju niż „Polska”. Wówczas Polacy i Litwini, Rusini i Tatarzy mogliby żyć razem w tym państwie bez potrzeby rozerwania go na strzępy. Ale tak się nie stało. Tymczasem tu, każdy Szkot jest jednocześnie Brytyjczykiem, każdy Walijczyk, który nienawidzi Anglików, jest jednocześnie Brytyjczykiem. Ich nacjonalizm wyżywa się głównie w meczach rugby (bo piłka nożna jest zbyt chamska i ludzie się biją na trybunach). Największym nieszczęściem wzmocnienia politycznych ruchów nacjonalistycznych w Szkocji i Walii w ostatnich 20 latach (bo Irlandia to zupełnie odrębny przypadek) jest rozbudzenie nacjonalizmu angielskiego. Ten dopiero może rozbić Zjednoczone Królestwo.

    Tymczasem Corbyn, lekceważony i powszechnie wyśmiewany, jest jak Lenin. Nikt nie chce się przed nim bronić, bo uważają, że prawdziwy wróg jest gdzie indziej.

  4. 4 michał

    Drogi Panie Jaszczurze,

    I jak Pan znajduje Podziemie po tak długiej nieobecności?

    Nie wiem, czy ma Pan rację co do Putinternu. Albo może inaczej: mam wrażenie, że Pańska terminologia może wprowadzać w błąd. Słusznym wydaje mi się wprawdzie, łączenie tych tak różnych partii, ale niesłusznie w moim mniemaniu, nadaje im Pan charakter jakiegoś ruchu kierowanego z Kremla. Ich działalność jest na rękę Putinowi, ale to nie znaczy, że on nimi kieruje. Podobnie, działalność Hitlera była na rękę Stalinowi, ale to nie znaczy, że Hitler był jego marionetką.

    Corbyn to co innego. Corbyn jest otwartym komunistą. O ile mi wiadomo, nie ma żadnych wypowiedzi Putina na jego temat. Sowieci lubią kompromitować innych związkami z Kremlem, ale nie dobrych starych bolszewików.

  5. 5 Andrzej

    Panie Michale,

    Hmm…No tak. Postrzegam nacjonalizm przez pryzmat Europy Środkowo-Wschodniej. Ale, czy w sytuacji gdy nacjonalizmy brytyjskie skoczą sobie do oczu, nie przestaną być brytyjskie a staną się zaściankowe – typu kontynentalnego? A wtedy, gdy Szkoci zaczną likwidować angielską własność po unarodowieniu Szkocji, czy nie jest możliwy tam kontynentalny model nacjonalizmu? Oni ostatnio chętnie spoglądają na kontynent. Możliwe, że się jednak wciąż mylę. Słabo znam Brytanię.

    Od początku i na całym świecie, prawdziwy wróg jest tylko z prawej. Od tamtego czasu świat sam sobie to wbił głęboko do głów sierpem i młotem. Wobec tego prawa strona znalazła dla siebie jedynego silnego sojusznika: czekistów-bolszewików. Nazwa „Putintern” czy „Dugintern” wydaje mi się myląca bo przecież to wciąż ci sami bolszewicy. Nic się nie zmieniło poza fasadą. Lepiej byłoby więc to nazwać kolejną komunistyczną międzynarodówką ale raczej jest to klub wsparcia który stanowią pożyteczni idioci, poputczycy i komuniści.

    Lubię patrzeć na rugby. Wdaje mi się ciekawszą i szlachetniejszą grą zespołową, niż dzisiejsza ultra-skomercjalizowana kopanka.

  6. 6 michał

    Panie Andrzeju,

    Nacjonalizmy brytyjskie właśnie są zaściankowe, czym różnią się zasadniczo od dominującego typu nacjonalizmu na kontynencie. Francja jest klasycznym wzorem tego nacjonalizmu, który zmiata każdą regionalną specyfikę pod francuski walec. Niemcy, które nigdy do czasów Bismarcka nie istniały w takim kształcie, przejęły ten francuski model narodowego państwa. W Hiszpanii czy Włoszech „nadrzędny”, oficjalny nacjonalizm jest jedyną metodą utrzymania w ryzach wrogich sobie wzajemnie składników.

    Podczas gdy w Wielkiej Brytanii, państwowy, oficjalny nacjonalizm był zawsze w miarę powściągliwy. Klejem tego społeczeństwa było imperium, z którego Walia i Szkocja czerpały na równi z Anglią. W dzisiejszych czasach, spoiwem jest anglicyzacja tych społeczeństw. Kiedy Blair zarządził w 1997 roku referendum w sprawie samorządu dla Walii, to zaledwie 25% wyborców było ‚za’! Nawet szkoccy nacjonaliści, którzy rzekomo chcą niepodległości, pragną zatrzymać królową jako głowę państwa i funta szterlinga jako walutę – ładna niezawisłość.

    W tym kontekście ciekawy jest Corbyn. Otóż (w moim przekonaniu) nie zdobędzie on większości parlamentarnej z jednego tylko powodu: lejburzyści, żeby stworzyć rząd, muszą wygrać w Szkocji i w Walii, a tam akurat Corbyn jest niepopularny. Paradoks, zważywszy, że to najbardziej socjalistyczne części tego kraju.

Komentuj





Language

Książki Wydawnictwa Podziemnego:


Zamów tutaj.

Jacek Szczyrba

Czerwoni na szóstej!.

Jacek Szczyrba

Punkt Langrange`a. Powieść.

H
1946. Powieść.