Niektórzy nazywają to „upadkiem komunizmu”. Część XXII
98 komentarzy Published 2 lutego 2022    |
Ukraina czy Nowa Jałta?
Ukraina, wbrew swej nazwie, nie jest „ziemią u kraju”. Nie jest wschodnim kresem Polski, ani południowymi kresami Rosji. Nie jest wschodnim pobrzeżem Austrii, ani zachodnią rubieżą bezbrzeżnych stepów Azji. Przed wiekami, nad Dnieprem i Dniestrem (podobnie jak nad Wołgą i Donem), obecna była cała mozaika ludów, potęga Chazarów, a obok, skłóceni ze sobą, Pieczyngowie, Madziarowie, Bułgarzy i wreszcie Słowianie. Handlem zajmowali się Arabowie z Kalifatu, Bizantyjczycy i nordyccy Rusowie; i tylko ci ostatni łączyli daleką północ z odległym południem, nic więc dziwnego, że byli predestynowani do objęcia władzy na tych ogromnych terytoriach. Ich sieć handlowa, ich warowne twierdze nad rzekami, stały się podstawą państwowości ruskiej. Holmgarðr, Horodyszcze, obronny fort, który przerodził się w Wielikij Nowgorod, był stacją w ich parciu na południe. Powstawały kolejne warownie – Sursdalar (Suzdal), Smaleskja (Smoleńsk), Radstofa (Rostow), Gniezdowo (gdzie zatrzymywały się transporty więźniów do Katynia), aż wreszcie opanowali najważniejszy punkt w podróży na południe – Kijów. Potem Helgi zamordował Haskuldra (Askold i Dir) i przeszedł do historii jako Oleg Mądry, ponieważ zabezpieczył drogę do Konstantynopola i do Bagdadu. Jego następcy, Ingvarr (Igor), Sveinald (Światosław), Voldamarr (Władymir), Iarisleif (Jarosław) i Vissivald (Wsiewołod) umocnili Ruś Kijowską, jako jedno z najpotężniejszych państw Europy. Wszystkie domy panujące, skoligacone były z kijowskimi książętami.
Po mongolskich najazdach, Ruś Kijowska podupadła i stała się piłeczką przebijaną przez sąsiednie potęgi. Jedną z tych potęg była Najjaśniejsza Rzeczpospolita, którą niestety spotkał ten sam los, więc może polska historiozofia powinna mieć więcej zrozumienia dla Ukrainy? Dominic Lieven dowodzi, że kwestia ukraińska legła u podstaw niemożliwości porozumienia między Austrią i Rosją, czego wynikiem była Wielka Wojna, upadek trzech cesarstw i Polonia Restituta. Timothy Snyder rozciąga myśl o strategicznej wadze Ukrainy na drugą wojnę: nie dość, że była to najważniejsza część „skrwawionych ziem”, gdzie dokonano najpotworniejszych zbrodni i stoczono największe bitwy, była także czymś więcej. Ukraina była dla Hitlera jednocześnie wyidealizowanym, ideologicznym, mglistym pojęciem lebensraum, jak i natychmiastowym źródłem materiałów, węgla i żelaza, ale zwłaszcza żywności. Ukraina była więc autentycznie przedmiotem światowego konfliktu.
Czym jest dzisiejsza Ukraina? Młodą, kwitnącą demokracją? Rosnącym zagrożeniem dla pokojowo nastawionej Rosji? Czy sowieckim pobojowiskiem, na którym tzw. „pro-zachodnie siły” tworzą czarną listę proskrypcyjną nieprawomyślnych. Ukraińskie Centrum Myrotworec umieszcza na tej liście nazwiska zbrodniarzy wojennych i separatystów, obok dziennikarzy, którzy ośmielili się użyć pod adresem Ukrainy słów uważanych za obraźliwe przez wrażliwców z Myrotworca. Ponad 1000 osób z listy zostało aresztowanych, oczywiście jako „kolaboranci”. Włoski dziennikarz, który zginął w separatystycznej „republice donieckiej”, został po śmierci skwitowany na liście Myrotworca jako „zlikwidowany”. A niektórzy twierdzą, że komunizm upadł.
A może Ukraina jest języczkiem u wagi na kontynencie europejskim? Dla carskiej Rosji, kwestia tzw. Małorusów – czyli Ukraińców i Białorusinów – była sprawą fundamentalną, ukraiński nacjonalizm był egzystencjalnym zagrożeniem. Jeżeli Rusini byli Rosjanami, to imperium było w dwóch trzecich rosyjskie, więc narodowe; bez narodów ruskich, Imperium Romanowych wyglądało podejrzanie jak habsburska mozaika narodowo-wyznaniowa. Dlatego właśnie Galicja w rękach Habsburgów była na dłuższą metę nie do przyjęcia dla imperialnej Rosji: po wzgórzach austriackiej Galicji snuło się widmo ukraińskiego Piemontu. Ale czy można dziś uznać zacofane, biedne i skorumpowane państwo kijowskie, gdzie rosyjskojęzyczny komik wybrany został na prezydenta, za języczek czegokolwiek? Zwolennicy tezy, że Ukraina waży na szalach równowagi sił w Europie, opierają się na przekonaniu, że ziemie ukrainne w rękach Putina są równoznaczne z restauracją potęgi Rosji. Twierdzenie takie jest możliwe, w moim mniemaniu, wyłącznie przy uprzednim założeniu upadku komunizmu. Putin nie jest „carem”, jak się go błędnie przedstawia, ale czekistą; nie jest wielkoruskim nacjonalistą, ale bolszewikiem, który sprawnie używa rosyjskiego nacjonalizmu dla własnych celów; nie interesuje go potęga Rosji, tylko potężne sowiety, których „Rosja” jest narzędziem.
Wbrew pozorom, nie oznacza to wcale, że nie dokona inwazji w ciągu najbliższych tygodni, ale nawet jeżeli tanki ruszą na Kijów, to nadal Ukraina nie będzie jego celem. Głównie z jednego powodu: ponieważ Putin i tak kontroluje Ukrainę, a zatem ewaluacja zysków i strat odbywa się gdzie indziej, na innym planie strategicznym. Można tu przytoczyć analogię z „inwazją csrs” w 1968 roku. Celem nie była wówczas okupacja Czechosłowacji ani osadzenie tam przyjaznego reżymu, bo Breżniew całkowicie kontrolował wydarzenia – poprzez oba politbiura i kgb, raczej niż przy pomocy czołgów. Potrzebne mu było podniesienie profilu „socjalizmu z ludzką twarzą” oraz periodyczne zademonstrowanie siły, a nie zajęcie Pragi. Putin kontroluje wydarzenia na Ukrainie nie przez politbiura, ale dzięki zabiegom Borysa Birsztajna i towarzyszy przed wielu laty – czyli poprzez mafię i kgb – a w takim razie koncentracja wojsk lub pełna inwazja (jeżeli w ogóle do niej dojdzie), potrzebne mu są do czegoś innego. Pozwolę sobie w tym miejscu na kolejne uogólnienie, że czekistowska wersja sowieckiego imperium opiera się w znacznie mniejszej mierze na kontroli politycznej, jak było od lat 50. do pierestrojki, a o wiele bardziej na kontroli gospodarczej i finansowej. Ale wróćmy do celów.
Jeżeli celem koncentracji 130 tysięcy żołnierzy nad granicą ukraińską, nie jest Ukraina, to o co chodzi? O ustępstwa ze strony NATO? O uległość niuni? O Niemcy? O gaz? O Amerykę? Najprostszym wyjaśnieniem wydaje się szantaż, ale nawet w tym wypadku, docelowy etap końcowy w grze Putina, nie jest jasny. Komentatorzy wskazywali na Nord Stream 2 jako przedmiot gry – „Odkręćcie kurek, albo wchodzę do Kijowa!”, miałaby brzmieć nigdy nie wypowiedziana groźba – ale nagromadzenie takich sił dla odkręcenia kurka przypomina użycie żurawia portowego dla podania dziecku landrynki. Amerykańscy politycy zadeklarowali, że gazociąg Nord Stream 2 pozostanie zamknięty w wypadku agresji na Ukrainę; tylko że, po pierwsze, to nie od nich zależy, a po drugie, odrzucili tym samym wszystkie strategiczne argumenty co do uzależnienia Europy od sowieckiego gazu, stawiając tylko jeden warunek odkręcenia kurka: wystarczy wyłącznie odwołanie agresji na Ukrainie.
Koncentracja wojsk na granicy jest tak skrajnie demonstracyjna, że nasuwa wątpliwości. Putin mógłby spokojnie dokonać inwazji bez takiej koncentracji i bez ostentacji (ma wystarczającą przewagę powietrzną, by poprzez wstępną fazę bombardowań lotniczych i rakietowych dać swym wojskom lądowym dość czasu bez gromadzenia sił nad granicą). Ale jeżeli to wszystko jest tylko na pokaz, to tym trudniej pojąć, dlaczego nie pozostawił sobie otwartej furtki do odwrotu. Czy mógłby się teraz wycofać bez utraty twarzy? Trudno mi przyjąć interpretację, że Putin poszukuje celowego upokorzenia, w przygotowaniu do przyszłej de-putinizacji. Putin nie ma nawet 70 lat, więc wobec amerykańskiej gerontokracji, jest młodzieniaszkiem, może pozostać u władzy przez kolejną dekadę. A jednak przykład zamierzonej klęski w Afganistanie daje wiele do myślenia. [1]
Skoro sens i cele rozgrywki nad ukraińskimi granicami pozostaje niejasny, to nasuwa się kolejna hipoteza, że podbijanie bębenka, podnoszenie stawki w grze, podyktowane jest kontekstem politycznym naszych czasów, raczej niż dążeniem do określonego kresu. W takim wypadku, celem nie byłoby konkretne ustępstwo – np. ze strony Ukrainy, ale może ze strony Nato? – a raczej wywołanie ogólnej paniki. Nato okazało swą słabość w Afganistanie, Biden jest najgorszym prezydentem od czasów niekompetentnego, rozmamłanego i święcie przekonanego o swej słuszności, Jimmy Cartera, a niunia europejska ginie w wirze swych własnych dyrektyw, „zapatrzona w swą metafizyczną pipiętę” (że zacytuję z żyjącego klasyka). Być może jedynym osiągalnym celem jest obnażenie przeraźliwej słabości Zachodu, o której była mowa w każdym niemal odcinku niniejszego cyklu, bezsilności i impotencji, która może byłaby komiczna, gdyby nie była tak straszna w skutkach. Pamiętać jednak należy, że przyjęcie takiej hipotezy ma swoje konsekwencje, bo wówczas wielotysięczna armia, tak buńczucznie skoncentrowana na granicy Ukrainy, wymachująca szabelką w stronę szpiegowskich satelitów, nie byłaby wcale szykowana do zdobycia Kijowa. (Zabawnym post scriptum do tej hipotezy jest pełen humoru spokój, panujący w Kijowie – panika dominuje tylko w zachodnich mediach.)
Wobec powyższego, Nowa Jałta okazałaby się w naszych czasach znakomitym wyjściem dla niemieckich pacyfistów; pożądaną opcją dla Ursuli von der Leyen, zaniepokojonej o swoją miotłę; świetnym manewrem dla Bidena i Johnsona, zatroskanych o swoje stołki; i wreszcie czerwoną manną z brudnego nieba, dla mieszkańców Europy, zmartwionych wygórowanymi cenami elektryczności i załamujących dłonie nad stanem naszej planety.
Przyjrzyjmy się zatem, co się dzieje na świecie, gdy tylu sądzi, że komunizm upadł.
Składany komunizm
Zachęcony miałką odpowiedzią Zachodu na aneksję Krymu, podekscytowany niezdecydowaniem administracji Obamy wobec konfliktu w Syrii, Putin postanowił w 2015 roku interweniować militarnie w strategicznie położonej Syrii. Siły Assada kontrolowały wówczas nie więcej niż 20% terytorium kraju. Propagandowym celem było pokonanie groteskowo krwawych islamistów z Isis, ale w rzeczywistości, sowieciarze zaatakowali z miejsca Aleppo, przyczynili się do brutalnego zdławienia opozycji i niemal całkowitego zwycięstwa reżymu Assada. Putin ma teraz dwie stałe bazy wojskowe na wybrzeżu Morza Śródziemnego. W ubiegłym roku rozbudowano pasy startowe bazy w Hmeimim, a teraz budują nowe doki w wojennym porcie sowieckim w Tartus. Komunizm nigdy nie upadł, a tylko składał się i rozkładał w nowych konfiguracjach. Syria nie przestała być komunistyczna, tylko teraz sowieciarze mają tam bazy, a za Assada-ojca ich nie mieli. Kagiebiści złożyli komunizm, gdy przedstawiał się jako „centralne zarządzanie” (czyli opium dla mas inteligenckich, na których odurzaniu już im nie zależy), a rozkładają go w nowych kombinacjach, np. jako „kapitalizm” albo „konserwatyzm”, jako feminizm lub antyfaszyzm, tu i ówdzie jako „globalizm”, a gdzieniegdzie jako „antyglobalizm”, dostosowując się wszędzie do gustów publiczności.
Lewica obciąża Trumpa błędami polityki amerykańskiej na Bliskim Wschodzie, a zwłaszcza strategiczną klęską w Syrii. Prawdopodobnie lewica ma w tym wypadku rację, choć pierwotny grzech popełniony został o wiele wcześniej, a strategiczna pozycja komunistów na globie poprawia się z każdym dniem od wielu lat, na długo przed Trumpem. Nie istniejąca polityka zagraniczna Trumpa, przy całej swej nieprzewidywalności, przy dwuznacznych grach z Kimem i Putinem, miała wszakże jeden stały element: agresywne podejście do chrlu i chrlowskich nadużyć w handlu międzynarodowym. Było to stanowisko podyktowane wolnorynkowym myśleniem, raczej niż polityczną strategią, ale nawet tak ograniczona, choć rzekomo stanowcza taktyka, osiągnęła dokładnie – nic. Celem Trumpa było wyłącznie wywarcie komercjalnego nacisku na chrlowską kompartię, aby wymusić na nich ustępstwa, odrobinę bardziej sprawiedliwe i obustronnie korzystne warunki handlu. Jak bardzo taktyka Trumpa mijała się z rzeczywistością, można wykazać na przykładzie polityków brytyjskich. Ci, którzy pragnęli odejść z niuni, wskazywali niezmiennie na chrl jako cudowny rynek dla uwolnionego z europejskich kleszczy Albionu. Zapominali, że rząd Camerona i Osborne’a, którzy chcieli zostać w niuni, nie robił nic innego: i oni także domagali się zwiększenia obrotów w handlu z Pekinem i zacierali łapki na myśl o zyskach.
A przecież nikt nie może mieć wątpliwości, z czym mamy do czynienia. Chrlowskie szpiegostwo gospodarcze jest udowodnione ponad wszelką wątpliwość; ich agresywna polityka na Morzu Chińskim i wobec strefy, którą nazywają „większymi Chinami” (obejmuje ona nie tylko Tybet i Mandżurię zagarnięte już przez komunistów, nie tylko Hong Kong i Tajwan, ale także Mongolię, Singapur i część Indochin), jest znana; ich ataki cybernetyczne, użycie Huawei i innych firm, np. ostatnio TikTok, jako narzędzi polityki zagranicznej – wszystko to doskonale wiedzą i w Londynie, i w Waszyngtonie, i w Brukseli. Ale nikt nie zamierza nawet kiwnąć palcem w tej sprawie, bo to taki wspaniały rynek…
Huawei jest przedmiotem krytyki i nawet zakazów w Ameryce – mówi się wręcz o zupełnej prohibicji na użycie ich sprzętu w Stanach Zjednoczonych – trudno jednak nie dać wiary tym, którzy sądzą, że polityczne naciski na chrlowską firmę motywowane są bardziej komercjalnymi potrzebami: oto Chińczycy są autentycznie liderami w wyścigu o stworzenie tzw. sieci 5G czyli piątej generacji telefonii komórkowej, więc amerykańskie firmy domagają się ukrócenia ich przewagi. Problem polega na tym, że nawet jeżeli produkty Huawei zostaną całkowicie zakazane, to i tak ogromna większość komponentów sprzętu elektronicznego produkowana jest w chrlu.
Ten sam mechanizm zatwardziałej ślepoty utylitarystycznej, daje się zauważyć w wypadku sowieckiej sprzedaży ropy i gazu, jak i w chrlowskim handlu sprzętem elektronicznym: w ostatecznej analizie, konsument w krajach kapitalistycznych kupuje to, co jest tańsze; w wolnej konkurencji zwycięża ten, który osiąga podobny rezultat za mniejsze pieniądze, a nikt nie chce słyszeć, że konkurencja nie jest wcale wolna. Tak jak Niemcy wolą tańszy gaz z sowietów niż droższy z Norwegii, tak my wszyscy wolimy tańsze komputery i telefony – niż droższe. Innymi słowy, i Putin, i Xi, mogą powtórzyć za Leninem: „kapitaliści sprzedadzą nam sznur, na którym ich powiesimy”.
2049!!
W roku 2049 chrl ma osiągnąć komunistyczny ideał. Tak się składa, że to ma być setna rocznica zdobycia władzy w Chinach przez leninowską partię. Stuletni marsz, a na końcu nagroda, nie od dziś, symetria jest logiką głupców. Tymczasem, czyli w drodze do komunistycznego raju, w chrlu stworzono xinyong czyli „system zaufania społecznego”, który jest nadal usilnie doskonalony. Punktem wyjścia były algorytmy używane przez zachodnie banki dla ściślejszego określenia ryzyka, jakie przedstawia kandydat do pożyczki hipotecznej. W chrlu zamierzają zbierać wszystkie informacje na temat każdego obywatela: ile pieniędzy wydaje i na co? ile na alkohol, a ile na dom? dokąd jeździ? czy odwiedza rodziców, czy kochankę? ile razy na miesiąc? co myśli o rządzie? czy przechodzi przez ulicę na czerwonym świetle? jeśli tak, to ile razy? W rękach partyjnych aparatczyków te informacje pozwalają nie tylko zezwolić na bankową pożyczkę, ale także na wycieczkę zagranicę, a może na awans. Prawdziwe fajerwerki zarezerwowano dopiero dla osobników o niskiej ocenie zaufania społecznego: ich dostęp do internetu może być ograniczony, poddani będą ostracyzmowi, nie mają szans na pożyczkę lub wyjazd, na ożenek lub dzieci, chyba że poddadzą się reedukacji. Następnym krokiem będzie przewidywanie zachowania jednostki. Chrlowscy obywatele zachowują się jednak bardzo przewidywalnie, więc kompartia zezwoliła firmie TikTok na ekspansję na Zachodzie, by dać bardziej zróżnicowane dane dla rozwinięcia systemów sztucznej inteligencji i stworzyć doskonalsze algorytmy. Wszystko jest piękne i dobre, co służy postępowi na drodze do Świetlanej Przyszłości.
W odważnym i pryncypialnym dążeniu do osiągnięcia leninowskiego ideału w roku 2049, chrl reedukuje ludzi na wielką skalę. W jednej prowincji Xinjiang zidentyfikowano 380 obozów reedukacyjnych, struktur wystarczająco dużych, by były widoczne z satelitów, wraz z barakami, liniami drutów kolczastych i wieżami strażniczymi, które jak wiadomo, są niezbędnymi narzędziami reedukacji. 25 spośród tych łagrów jest w promieniu 30 kilometrów od fabryki, którą Coca-Cola zbudowała kilkanaście lat temu na spółkę z chrlowską firmą państwową. Volkswagen i BASF także mają swoje fabryki w Xinjiang. Dlaczego akurat ta jedna prowincja jest popularna wśród zachodnich inwestorów? Bo siła robocza jest tańsza, gdy sprowadzana z obozów pod przymusem. Roland Busch, dyrektor Siemensa, wystąpił niedawno z ostrzeżeniem, że proponowany zakaz użycia pracy niewolniczej, zwolni tempo wprowadzenia „zielonych reform”. Problemy w Chinach, zawyrokował, „nie mogą być rozwiązane przy pomocy konfrontacyjnej polityki zagranicznej”.
Jeżeli zakazy eksportu zostaną wprowadzone w życie, może to oznaczać, że nie będziemy mogli nabyć ogniw słonecznych w Chinach, a wówczas energetyczna rewolucja zostanie zatrzymana.
Okazuje się, że baterie słoneczne, które ochronić mają planetę przed globalnym ocipieniem, potrzebują polisylikonu, którego 45% produkowane jest w Xinjiang.
Ale nie trzeba być w Xinjiang, żeby móc używać niewolniczej siły roboczej dostarczanej usłużnie przez chińską kompartię. Apple używa komponentów z firmy O-film, która zatrudnia radosnych pracowników z obozów koncentracyjnych. Kraft Heinz jest także podejrzane o czerpanie zysków z pracy przymusowej, podobnie Nike. Większość bawełny produkowanej w chrlu pochodzi z pól, na których pracują niewolnicy, a chrl jest drugim co do wielkości producentem bawełny na świecie, po Indiach, i produkuje jej więcej niż trzeci i piąty producent – Stany Zjednoczone i Pakistan – razem wzięci. Wiele zachodnich firm używa chińskiej bawełny, ponieważ jest tańsza. Jest tańsza, bo produkują ją niewolnicy, ze śpiewem na ustach maszerujący trudną i wyboistą drogą do komunistycznego raju.
Kiedy amerykańscy negocjatorzy w rozmowach handlowych pod egidą Trumpa, wytknęli chrlowcom prześladowania Ujgurów, obozy koncentracyjne i użycie pracy niewolniczej, usłyszeli w odpowiedzi długotrwałą tyradę na temat rzucania bezpodstawnych oskarżeń opartych na niepotwierdzonych pogłoskach, w porównaniu do udokumentowanych prześladowań Murzynów w Ameryce. Udokumentowanych przez wiarogodne źródła: New York Times, Washington Post i całą resztę lewackich mediów amerykańskich.
I tak koło się zamyka.
Zachodnie lewicowe media – i nie mniej lewackie uniwersytety – tworzą sytuację rewolucyjną w swoich własnych krajach. Ich hasła podjęte są przez „ruchy” takie jak blm, lgbtq+minus, feminizm, me.too, zieloni, pomarańczowi i purpurowi oraz przez anarchistów, którzy są głusi na hasła, a szukają tylko zadymy. Prawdę mówiąc, wydaje mi się obojętne, czy aktywizm aktywistów jest częścią działań aktywnych Moskwy i Pekinu, czy też te poszczególne jaczejki są niezależne (od sowieciarzy) i samorządne (w swym bolszewizmie). Od ulicznych rewolucjonistów, którzy wypierają policję z miast Ameryki, te same hasła są następnie przyjmowane przez marksistowskich polityków, maoistów i trockistów w legalnych i otwarcie działających partiach politycznych. Ich oponentami w parlamentach zachodnich demokracji są tzw. politycy prawicowi, którzy z kolei biorą pieniądze wprost z Moskwy i Pekinu, i gotowi są przysiąc, że nie ma tam żadnych komunistów, tylko konserwa i prawica, prawosławni ludzie i wyznawcy konfucjanizmu.
Kapitaliści od sznura, konserwatyści za maoistowskie pieniądze, lordowie z kgb, są przeciwnikami maoistów z lewicy, Alexandrii Ocasio-Cortez i Bernie Sandersa czy Jeremy Corbyna i Diane Abbott, ale obie strony zgadzają się w jednym punkcie: interwencja państwa jest lekiem na wszystko. A! I w jeszcze jednym punkcie są zgodni: że komunizm upadł.
Na tak przygotowany grunt przychodzą kagiebiści wyposażeni w niemal nieograniczone środki materialne, pochodzące z czarnej forsy, przez lata umieszczanej skrzętnie na Zachodzie, gotowi finansować i wspomagać każde posunięcie, które wzmaga chaos. Dolewają oliwy do ognia rasowych napięć, podsycają wojny kulturowe, destabilizują gospodarkę, ale żaden polityk nie odważy się z nimi zadrzeć, bo pieniądze nie śmierdzą.
Równocześnie, sowieccy i chrlowscy „kapitaliści” bez wahań i bez wstydu, zupełnie otwarcie i bez lęku przed sprzecznością, subsydiują jawnie marksistowskie reżymy na Kubie, w Wenezueli czy w Korei. Być może pragną doprowadzić tam do „upadku komunizmu”? Kto to może wiedzieć.
Ale po co to wszystko? Po co tych 130 tysięcy żołnierzy, czołgi, samoloty i rakiety na granicy z Ukrainą? Po co te miliardy dolarów przelewane z jednego krańca globu na drugi, z jednej pralni do innej, by w końcu znalazły się w rękach Trumpa lub Bidena? Po co skrytobójstwa i długoletnie więzienie dla krytyków? Co ma na celu to wichrzenie i mącenie?
Komunizmowi nie chodzi o to, by człowiek rosyjski, czy człowiek chiński, jadł lepiej od zachodnioeuropejskiego, afrykańskiego, amerykańskiego, czy nie skomunizowanych jeszcze krajów azjatyckich. Komunizmowi nie chodzi o to, żeby ludzie mówili po rosyjsku, czy po chińsku. Komunizmowi chodzi o to, żeby – wszyscy byli komunistami. Po co? Dotychczasowe zestawienie teorii i praktyki komunistycznej nie daje na to odpowiedzi. Można by równie dobrze zapytać: Po co rozpowszechnia się na świecie epidemia? Zwycięski pochód komunizmu nie jest rezultatem polityki czy ekonomii. Jest rezultatem Zarazy Psychicznej, rozpowszechnianej za pośrednictwem specyficznych METOD propagandy.
A mimo to, niektórzy nadal utrzymują, że komunizm upadł.
KONIEC I BOMBA, A KTO CZYTAŁ TEN TRĄBA
________
- Pisałem o tym obszerniej np. tutaj: http://wydawnictwopodziemne.com/2010/02/22/charlie-wilson-i-wojna-w-afganistanie-2/
Prześlij znajomemu
Panie Michale,
Zastanawiam się, jaki komentarz byłby godnym podsumowaniem Pańskiej pracy i doszedłem do wniosku, że w zasadzie nie ma tu nic do dodania. Wyczerpał Pan temat, a niniejszy cykl mógłby stanowić kompendium wiedzy dla wszelkiej maści mędrków, którzy z taką swadą próbują analizować obecną sytuację i rozprawiają o upadłym komunizmie.
Ale jednak podzielę się pewną myślą, która towarzyszyła mi podczas lektury poszczególnych odcinków cyklu. Rozmawiając ze znajomymi przy okazji licznych rytualnych spotkań towarzyskich wielokrotnie podpuszczałem wiarę jakimiś prowokacyjnymi zaczepkami na poruszane na tej witrynie tematy. Efektem były całonocne, gorące dyskusje, a że obracam się w kulturalnym i pokojowo nastawionym towarzystwie, uczciwie przyznaję, ze jeszcze nigdy nie dostałem po mordzie. Z czasem tylko dorobiłem się opinii niegroźnego paranoika, z czym do dziś dumnie się obnoszę. Z owych spotkań wyniosłem jednakowoż cenną naukę, a mianowicie na żywym organizmie mogłem obserwować skuteczność masowej propagandy. Dla większości moich rozmówców kwestia upadku, bądź nieupadku komunizmu jest doskonale obojętna, a dyskusja o tym stanowi co najwyżej ciekawe urozmaicenie naszych mazurskich, lub świętokrzyskich libacji. Toteż i sugestie o tym, że na przykład zachodnie wynalazki pod tytułem BLM, LGBT, itp, są ciągiem dalszym rozprzestrzeniania bolszewickiej zarazy, spotykają się z uprzejmymi sugestiami, że właśnie zagalopowałem się na przełęcze bullshit mountains, że zacytuję coraz bardziej poczytnego pisarza. Czasem, nie powiem atmosfera się zaostrza, ale nie za sprawą tego, czy to KGB rozpoczął pierestrojkę, czy sowieci kontrolują zachodni system bankowy, itp dupereli. Dyskusja rozgrzewa się do temperatury wrzenia dopiero, kiedy ktoś nieopacznie wspomni coś o Tusku, Kaczyńskim, albo Smoleńsku, bo to są „namacalne”, zrozumiałe punkty zapalne, o które warto się bić, a nieraz i wziąć, lub dać po mordzie. Czasem, choć rzadko, przyznaję, udaje mi się jednak doprowadzić kogoś do zainteresowania sednem problemu. Padają formułowane z niedowierzaniem pytania i pojawia się chęć drążenia tematu. Podsuwam niby to od niechcenia adresy WP, albo Jesieni Demoludów Andrzeja i czekam do następnego spotkania na kontynuację dyskusji z rozmówcą zbrojnym w nową wiedzę. Niestety, chęć zapoznania się z innym, niż własny punkt widzenia wietrzeje z głowy szybciej, niż tequila blanco i przy następnej okazji dochodzimy regularnie do etapu: mów do mnie jeszcze. Ale, ok, nie ma przecież przymusu zgłębiania wiedzy „tajemnej” przez ludzi w zasadzie obojętnych wobec tych tematów. Może po prostu zanika stopniowo zdolność i chęć czytania treści dłuższych, niż krótka wiadomość tekstowa? Może to znak czasu i do głosu dochodzi pokolenie nieczytanej wspólnoty memowo-obrazkowej, jak to ktoś zgrabnie nazwał? Nie ma co rozdzierać szat.
Natomiast zastanawia mnie milczenie wszechświata na niniejszym forum. Poza kilkoma stałymi czytelnikami, którzy raczej co do generaliów się zgadzają, dyskusja w zasadzie nie istnieje. A przecież są eksperci (bez cudzysłowu, mam na myśli zawodowców), którzy jak sądzę czytają niniejsze treści i wydawałoby się chętnie i żywiołowo daliby wyraz swojej z nimi niezgodzie. A jednak do takich fascynujących dyskusji nie dochodzi. Czy to obawa przed nadszarpnięciem eksperckiej wiarygodności w zetknięciu z podziemiem? Czy może nikłe zyski w podbijaniu klikalności i zasięgów (bo tak się chyba ta współczesna waluta nazywa)? A może to po prostu strach przed legendarnym ostrzem Pańskiego talentu polemicznego? Jaka by ta przyczyna nie była, szkoda, bo przecież chęć prowadzenia prawdziwej dyskusji powinna być częścią natury każdego dociekliwego badacza.
Cha, cha! Myśli Pan, że to ja wystraszam dyskutantów? Może w takim razie przedstawię zaświadczenie, że jestem zaszczepiony i będę potulnie nosił maskę, jak ostatnio, podczas Nabożeństwa za spokój dusz śp. Barbary i Józefa? Czy myśli Pan, że wówczas dyskusja ożyje? Jeżeli tak, to jestem gotów dyskutować, stojąc na głowie albo wycinając hołubce (bez bólu). Czy nie tak gieroje sowieckogo sojuza pokonali hitlerowskiego najeźdźcę? Łza się w oku kręci, a niektórzy mówią, że komunizm upadł.
Drogi Panie Jacku,
Bardzo jest Pan dla mnie łaskaw, za co jestem niezmiernie wdzięczny. Co więcej, Pańskie wysiłki rozpropagowania wp na Mazurach i w Górach Świętokrzyskich są godne podziwu. Bardzo mnie ucieszyły opowieści o nocnych Polaków rozmowach. Co rzekłszy, w zgodzie z mym polemicznym charakterem, mam wrażenie – miałem takie wrażenie przez 20 miesięcy pisania powyższego, a teraz, po ukończeniu, jestem bardziej przekonany niż kiedykolwiek dotąd – że coś ważnego mi się tu wymknęło. Nasuwa się oczywista trudność „przybijania kisielu do ściany”. Już, już, wydaje się, że trafia się w sedno, a tu guzik, albo raczej ani sedna, ani nawet guzika, bo komuniści jakoś wymykają się ujęciu, nie dają się uchwycić, zamknąć w formułkę, zdefiniować, lub choćby najzwyczajniej w świecie – zrozumieć.
Niech mi za przykład posłuży ostatnia część i sytuacja nad granicami Ukrainy. Osobiście, po prostu nie rozumiem, co oni robią. W tym jest coś szaleńczego, coś jakby nie tak. Przez długi czas byłem przekonany, że nie będzie żadnej inwazji, że to pic na wodę i granie Zachodowi na nerwach, ale teraz jestem mniej pewien i nagle wszystkie możliwości wydają się ciut bardziej możliwe niż jeszcze kilka tygodni temu. Ale czy cokolwiek się zmieniło? Putin pragnie chyba wywołać jakąś reakcję Zachodu, ale jaką? W swej mieszance wyższości i arogancji z kompletną niewiedzą, Zachód przebił Sybarytów, Krezusa i upadający Rzym razem wziętych.
Dam Panu przykład. Brytyjskie media, które głównie zajmują się tym, czy Borys był zamaskowany podczas przyjęcia na Downing Street, czy nie, na drugim miejscu biuletynów panikują na temat Ukrainy. Wczoraj np. Putin miał przenieść 30 tysięcy żołnierzy do Białorusi. Maszerowali i machali do szpiegowskich satelitów, krzycząc głośno, że imię ich „30 tysięcy”. Ale wśród nich mają być zamaskowane jednostki sił specjalnych. Tego już satelity im nie powiedziały. Szpiegów tam nie mają, więc skąd to nagle wiadomo, jeżeli nie od samych sowieciarzy? Ale dalej. Media tutejsze pełne były map, wskazujących, że z Białorusi najprostsza droga do Kijowa prowadzi przez majątek Chodkiewiczów w Czarnobylu – zawsze tam był bajzel u tych Chodkiewiczów. Więc tu nagle panika, że sowieckie wojska będą szły przez majątek … o pardon, przez strefę zakażoną. Naprawdę? Tak się składa, że mój bliski znajomy, zresztą Anglik, wsiadł do samolotu tydzień temu i poleciał do Kijowa. Tam pił wódkę i zagryzał kawiorem za marne grosze, po czym pojechał do Czarnobyla, i wycieczka miała nawet licznik Geigera, bo to tak bardzo ekscytujące dla gości z Zachodu. Reporterzy, którzy bredzą o niebezpieczeństwie Chodkiewiczów, przepraszam, niebezpieczeństwie radiacji, są na miejscu, więc sami doskonale wiedzą, że nie ma żadnego niebezpieczeństwa. Kto zatem rozpuszcza takie plotki?
Zmierzam do tego, że mnie się to wszystko wydaje warte dyskusji. Nie sądzę doprawdy, żeby tu nie było nic do dodania, jak Pan mówi z przesadną, choć miłą memu sercu, łaskawością. Ja na przykład jestem bardzo ciekaw, co o tym myślą inni. Co Pan myśli? Co tu się naprawdę dzieje? I obiecuję, że założę maskę (o wiele lepiej się prezentuję w ten sposób).
Panie Michale,
Ja oczywiście też nie wiem, o co chodzi Putinowi. Mogę tylko snuć przypuszczenia. Najbardziej prawdopodobna wydaje mi się hipoteza, że celem tej operacji jest próba ostatecznego rozbicia i skompromitowania NATO. Konkretnie może chodzić o demonstrację braku możliwości sprawczych administracji Bidena. Jeśli on i jego poprzednik grali na odciągnięcie Kremla od sojuszu z Pekinem, to obserwowana właśnie koncentracja wojsk sowieckich na granicy ukraińskiej może być gestem lekceważenia i unieważnienia tych starań. Patrzcie frajerzy, mówi Putin, tyle robię sobie z waszych planów strategicznych, myśleliście, że można mnie rozgrywać jak drugorzędnego gracza, rzucać jakieś ochłapy w postaci wpływów w Europie Wschodniej w zamian za danie wam wolnej ręki na Pacyfiku? Ja te wpływy mam i bez waszego przyzwolenia. W ten sposób przelicytowuje poprzednie rozdanie i podbija stawkę. Bo zobaczmy, na czym zależy Waszyngtonowi w tym momencie. Główny obszar zainteresowana Amerykanów to Azja, Chiny. Żeby utrzymać pozycję hegemona, możliwość kontroli szlaków morskich i pozycję dolara, USA muszą prędzej czy później zablokować chińską ekspansję. Nie ideologiczną, rzecz jasna, bo tej nikt nie dostrzega, tylko gospodarczą i militarną. Niektórzy komentatorzy twierdzą, że jest to prosta droga do wojny na Pacyfiku. Załóżmy. Jeśli tak, to odciągnięcie Moskwy od sojuszu z ChRL, wbicie klina pomiędzy tych dwóch graczy wydaje się dla Waszyngtonu kluczowe. Wiele wskazuje na to, że nikt w Białym Domu nie wyciągnął wniosków ze skutków inicjatywy Kissingera otwarcia na Chiny i pobudzenia chińskiej gospodarki na początku lat 70-tych. I teraz próbują zrobić to samo, tylko z drugim graczem. Tym razem nie chodzi oczywiście o sowiecka gospodarkę, tylko o jakieś koncesje polityczne. Wydaje się, że ani Trump, ani tym bardziej Biden nie zdają sobie sprawy z tego, że sojuszu sowiecko-chińskiego nie da się w ten sposób rozbić, że tego typu wysiłki tamta strona umiejętnie przekuwa we własne sukcesy. Tak jak to zrobili chińscy komuniści z amerykańską inicjatywą Nixona-Kissingera sprzed pół wieku.
Ruch na ukraińskiej szachownicy wydaje się być takim właśnie zagraniem. Pytanie, jak teraz zareaguje Biden. Będzie wbijał dalej klin i brnął coraz głębiej w kompromitację, czy zmieni taktykę?
Panie Jacku,
Muszę się nad tym głębiej zastanowić. Z jednej strony, Pańska hipoteza jest przekonująca, bo niby co innego chciałby osiągnąć?
Z drugiej jednak, w moim głębokim przekonaniu, Putin i tak całkowicie kontroluje Ukrainę, więc po co mu aż tak ostentacyjna akcja? Teoretycznie – w praktyce, to mało rpawdopodobne – ale teoretycznie jest możliwe, że tego rodzaju prowokacja wywoła niepożądaną reakcję Zachodu i Bidena w szczególności. Po co więc aż takie ryzyko?
Natomiast co do Bidena, to nawet jeśli założyć, że ma mózg, to nadal trudno przypuszczać, by chciał wbijać kliny, bo on ich kocha. Xi i Putin to są jego ludzie.
Panie Michale,
Sam Biden chyba już raczej nic nie znaczy. Jest zniedołężniałym starcem i samodzielnie o niczym decydować nie może. Mnie zastanawia, kto tak naprawdę podejmuje w Stanach decyzje. Czy rzeczywiście, jak mówi większość jest to Kamala Harris i jej otoczenie, czy może jakiś ośrodek decyzyjny uplasowany głębiej, za kulisami. U nas, tu w peerelu bardzo modna zrobiła się ostatnio geopolityka jako nauka akademicka. Jest kilka osób podających się za ekspertów. Twierdzą oni, że zasadnicza linia polityki zagranicznej USA jest stała, niezależnie od tego, kto siedzi w Białym Domu. Zmienia się taktyka osiągania celów strategicznych, ale one same pozostają niezmienne, bo determinują je względy geopolityczne. Nie orientuję się w tym zbyt dobrze, ale jeśli taki pogląd jest uzasadniony, to sympatie, bądź powiązania biznesowe prezydentów nie miałyby większego znaczenia. W tym kontekście ciekawe jest, w jakim stopniu działania np. Trumpa były (jeśli były) determinowane przez jego związki z sowieciarzami.
Panie Jacku,
Pytanie o to, kto naprawdę podejmuje decyzje w Waszyngtonie, jest kluczowe, ale nie jest (wydaje mi się) funkcją wieku prezydenta. Prawdę mówiąc, obojętne czy jest to Biden – który jest w ogóle głupkiem, niezależnie od jego starczej niedołężności – czy Kamala Harris, która jest komunistką (jak zresztą jej prezydent), czy też jest to dla przykładu Ronald Reagan, który był największym prezydentem Stanów Zjednoczonych w XX wieku. Kto tam NAPRAWDĘ podejmuje decyzje?
To nie jest system, w którym kiedykolwiek było łatwo odpowiedzieć na takie pytanie, a co dopiero teraz, w tym wieku, kiedy – jak się wydaje – autentyczna władza prezydencka została zredukowana do minimum.
Proszę zwrócić uwagę, że przez wieki, nigdy nie było jasne do końca (a przynajmniej w czasach przejściowych), kto podejmuje ostateczne decyzje – na tym polega władza. Cesarstwo rzymskie i cesarstwo niemieckie są bardzo dobrymi przykładami, ale jest ich tysiące. Kto naprawdę ma władzę w niuni? Dyrektywy z Brukseli są ważne tylko o tyle, o ile istnieją siły gotowe wprowdzić je w życie. Kiedy naprawdę Stalin objął władzę? Nie ma wątpliwości, że był ostatecznym decydentem, ale kiedy stało się to faktem?
Panie Michale,
Niektórzy? Ja bym zmienił tytuł cyklu na „Wszyscy nazywają to »upadkiem komunizmu«””. Czy nie bardziej na miejscu? Paru trzeźwych na umyśle autorów czy dyskutatntów z większego lub mniejszego „doskoku” na WP, to tylko jeden promil z jednego promila z jednego promila z jednego promila itd…Są jeszcze znani nam np. JR Nyquist, Trevor Loudon. Był (zmarł w końcu stycznia) Olavo de Carvalho. Oni też. I pewnie setka lub dwie podobnych im na tym świecie. Ale coż to jest parę łupinek w morzu? Piszesz, gadasz, ktoś przeczyta i posłucha, a w końcu i tak nad wszystkim przeważy taki czy inny łatwy w przyswojeniu kolektywizm, o ile nie totalizm.
Jacek pisze, że nikt z jego przyjaciół i znajomych nie przejawia chęci dyskutowania tej kwestii. Z moich też. Człowiek zwykle się dostosowuje do warunków życia i mało go interesuje ich zmiana na takie, które nie przyniosą mu korzyści czy choćby są dlań do zaakceptowania. Czy podważanie sceny na której odbywa się ten spetakl nie wywoła sprzeciwu tych, którzy na niej wybudowali swoje domki z kart? Daje ona większości poczucie zadowolenia, a pierwszo- i drugoplanowym aktorom poczucie stabilizacji na jutro i pojutrze, o ile się dobrze wpiszą w swoje role.
Dzisiaj Ukraina to nie „skrwawione ziemie” lecz do gruntu „zsowietyzowane ziemie”. Komik nie byłby „prezydentem” gdyby nie miał swojego animatora z sowieckiego eszelonu. Młode, silne wilki dążą do tego aby samodzielnie panować, a nie wciąż gonić za zwierzyną do podziału z samcem alfa. Wtedy może być konieczne „przywrócenie porządku”. A gdy jeszcze przyniesie to dodatkowe korzyści, w postaci jelenia, który się podstawił to super. Może też być i tak, że to wspólne polowanie, w którym jeden z wilków gra rolę ponętnej łani.
I ja gratuluję Panu opracowania, które wyczerpująco opisuje czym jest i na czym polega czekistowski „zarząd” nie tyle nad „post”-sowietami ile w coraz większym stopniu nad całym obszarem europejskim, także aktywnie wpływający na losy USA. I dziękuję Panu za nie.Warto je rozpowszechniać. W połączeniu z komunistami chińskimi, sowieci przeważają dziś na świecie i wyznaczają kierunek. Można popaść w czarną rozpacz. Ale dla chrześcijanina nadzieja nie jest kwestią jego działań, których wszakże nie powinien zaniechać tylko odpowiednio je kierować.
ps. w powyższym komentarzu, w drugim akapicie powinno być „…są dlań trudniejsze do zaakceptowania.”. Przepraszam za tę pomyłkę.
Drogi Panie Andrzeju,
Nie wiedziałem o śmierci Olavo de Carvalho. Panie, świeć nad jego duszą.
Parę łupinek na morzu, mówi Pan. Tak, to chyba prawda. Ale czy nasza egzystencja w ogóle, jako taka, nie jest porównywalna do tych łupinek rzucanych przez bezmyślne siły, których nie jesteśmy w stanie objąć? Czy pascalowska trzcina myśląca nie jest dobrym obrazem kondycji ludzkiej, obojętne, czy wobec potężnych sił natury, czy wobec sił Lewiatana polityki? Tak, gną nas przeważające moce, które w swej bezrefleksyjnej potędze, obojętne są na nasz okrzyk protestu – to wszystko prawda. Ale jesteśmy świadomi tego, co się z nami dzieje; co potworna, kafkowska maszyneria tortur wypisuje na naszych żywych ciałach. Odczytujemy w bólu i przerażeniu – wyrok. Ta świadomość jest już zwycięstwem. Nie: zalążkiem przyszłego zwycięstwa, ale autentycznym triumfem wobec bezmyślności sił, które nas niszczą.
Co nie zmienia faktu, że w praktycznym wymiarze, ma Pan oczywiście rację. Mackiewicz pisał i miał kilku rozumiejących go czytelników. Toporska mówiła i pisała, a w końcu przeważył wśród jej czytelników kolektywizm, bo koszula bliższa ciału niż kamizelka; bo interes, odrobina grosza, posada, są bliższe niż prawda. Moi przyjaciele także uważają mnie za szaleńca, co nie przeszkadza nam przyjaźnić się nadal.
Pamiętam, jak na początku lat 90., usiłowałem przekonać ludzi, że wspólny europejski dom to idea pokrewna wspólnocie lądu z morzem: w takiej „wspólnocie” suchy ląd jest pochłonięty przez wodę bez reszty. Moi rozmówcy w większości śmiali się szczerze. A co, mówili, jeżeli to morze demokracji i liberalizmu pochłonie suchy ląd komunizmu?
Wielkie dzięki za miłe słowa. Powtórzę tę samą wątpliwość: bardzo chciałbym przybić ten kisiel do ściany, ale być może to nie jest możliwe.
Panie Michale,
najmocniej przepraszam, teraz dopiero zajrzałem do pańskiej XXII-iej części o „upadku komunizmu”. Już wiem, putinowi chodzi o majątek Chodkiewiczów a nie o żaden betonowy sarkofag przykrywający dawną elektrownie atomową. Dla jasności kontekstu zaznaczam, że komentarz publikuję już po agresji putina na „wolną, niepodległą i demokratyczną Ukrainę” i po tym jak „wolne media” doniosły, że oddziały sowieckie dotarły do Czarnobyla.
Według mnie, podobnie jak w wypadku „zajęcia” baz na Krymie rzecz jest prostsza niż próbujemy się domyśleć. Nie może im chodzić o żadne strategiczne cele. Ich strategiczne cele zostały dawno osiągnięte. Nikt ani nic nie stoi im w niczym na przeszkodzie. Nie ma przecież groźby żadnej kontry. Nie ma żadnej wartościowej myśli o antykomunistycznej poza witryną WP. Polityka przez nich prowadzona to gra szachisty, który raz porusza pionami czarnymi po to by za chwilę obrócić szachownicę i wykonać ruch białymi. To co się dzieje na Ukrainie to jedynie manewry wojskowe z użyciem ostrej amunicji. Ja nie widzę w tym innego, bardziej logicznego sensu.
Tak Panie Gniewoju.
Ale sowieci nic nie robią bez celu. Tym bardziej, gdy w grę wchodzą koszty własne. Fakt, że przedstawienie odbywa się przy otwartej dla świata kurtynie (nie odcięto infrastruktury łączności, internetu itp. itd.), wydaje mi się świadczyć o tym że jest ono skierowane przede wszystkim na zewnątrz. Cel komunistów jest znany.
Panie Gniewoju,
Pana metaforyczne sowieckie szachy zdają wyśmienicie ilustrować stan spraw na Ukrainie (i nie tylko tam, rzecz jasna). Bo po co prawa ręka ma wydzierać cukierek lewej, skoro i tak jego słodycz trafi do jednych ust. Nonsens.
Ale, ponieważ jednak to robi owa ręka „prawa” (co w danym przypadku wygląda na oksymoron – „prawa sowiecka”) winniśmy niestety zastanawiać się nad pytanie – dlaczego? I tu stajemy przed problemem – braku jednej przekonującej odpowiedzi. Takiej, która by trafiała bezsprzecznie w punkt.
Zmarły w styczniu Olavo de Carvalho był zdania, że dzięki fikcyjnemu demontażowi sowieckiego związku, bolszewizm nabrał niebywałego wigoru, w czym hamował go do tej pory nieco śmieszny wizerunkowy garb niedołężnego kremlowskiego areopagu. Coś może być na rzeczy, z wielu powodów.
Współczesny rozkwit bolszewizmu, chętniej niż dawniej bywało, wykorzystuje do swoich celów „kontestującą” (a z ducha: spolegliwą, bierną i leniwą) młodzież. Sądząc po młodych głośnych ikonach politycznych (Jacynda, Sanna, Sasza – ten już nie taki młody dziś) skłania się ku „pajdokracji”. (Najogólniej – cały zachodni bolszewizm jest takim bolszewizmem nie całkiem jeszcze dojrzałym [abstrahując od problemu, skąd komunizm.]).
Nie w ciemię bici bolszewicy mogą upatrywać w tej, prowadzonej przez siebie, grze („stawka na młodzież” jako składowa Wielkiego arrangementu) niejakiego zagrożenia. Bo władza, jak wiadomo, uderza do głowy. A im głowa młodsza, tym uderza silniej. Niedorostek obdarowany władzą może w zadufaniu poczynać sobie śmielej, ignorować darczyńcę, albo zgoła zapominać o jego istnieniu.
Przychodzi wtedy czas na lekcję pokory.
Czy taka jest przyczyna atakowania ziemi „na skraju”, akurat tej, nie wiem. Jestem jedynie przekonany, że nie przemawiają za tym krokiem żadne względy taktyczne.
Szanowni Panowie,
Ja po prostu nie wiem, jakie są cele Putina, ani nie rozumiem sensu inwazji Ukrainy. Wydawało mi się, że doskonale rozumiałem, dlaczego koncentrował wojska na granicy; wydawało mi się, że genialnie rozgrywał tych zachodnich bubków i pogłębiał podziały. Teraz nagle, nic nie rozumiem. Zdołał jednym pociągnięciem zjednoczyć tzw. Zachód, dając im pojęcie wroga. Po co mu to?
Wiadomo, że ta jedność nie potrwa długo. Wiadomo, że sankcje są śmieszne – Biden zakazł wszelkich transakcji z sowieciarzami, opórcz transakcji energetycznych… – ale nawet gdyby nie były tak komiczne, to nadal nie osiągnęłyby żadnego celu, bo komunistów sankcje nie tykają, w przeciwieństwie do rasistów z RPA, których zniszczyły.
Czy cele strategiczne komunistów zostały osiągnięte, jak twierdzi p. Gniewoj? Po co w takim razie atak na Kijów? Lenin pouczał, że celem komunizmu jest pokój na ziemi, a pokój, to panowanie komunizmu na całym globie. Czy już to osiągnęli? Gdyby osiągnęli, czy moglibyśmy nadal otwarcie to debatować?
Bardzo podoba mi się obraz szachisty, który obraca szachownicę, kiedy mu tak wygodnie. Tak wygląda „gra” z sowieciarzami. A pomimo to, cały świat chce grać.
Panie Andrzeju,
Pisze Pan o otwartej kurtynie, o działaniach ukierunkowanych na zewnątrz. Proszę mnie poprawić jeśli coś przeoczyłem lub coś się zmieniło. Włączyłem telewizor, na chwilę, w pierwszym dniu „wojny”. Zaznaczam, że na chwilę bo dziś już tego nie zamierzam robić więc nie wiem może relacje z „wojny” są już bliższe moim oczekiwaniom. Czego się spodziewałem zobaczyć w świecie nazwanym „globalną wioską”, w świecie szybkiego jak błyskawica Internetu? Spodziewałem się migawek z bombardowań, map przebiegu linii frontu, lamentu ludzi których dorobek życia legł w gruzach i co… i nic z tych rzeczy. Przed kamerami w studiach telewizyjnych same gadające głowy. Do tego jakieś cherlawe krótkie filmiki gdzie widać wybuchy i detonacje nie wiadomo gdzie, przeloty śmigłowców, kawalkady samochodów ciężarowych, syreny alarmowe wyjące nad Kijowem, a wszytko to i tak w ilości takiej co kot napłakał. Niech Pan porówna ten obraz z przekazem walk w Jugosławii. Wtedy reporterzy byli prawie na pierwszej linii frontu. Teraz nie ma tam żadnych reporterów. Pisze Pan o otwartym Internecie. Ciekaw jestem gdzie filmiki robione telefonami komórkowymi, publikowane na FB, Tik Tok czy gdziekolwiek indziej. Więcej relacji zrobionych w ten sposób można obejrzeć z miejsca upadku krajowego samolotu przed lotniskiem w Smoleńsku, a tam była ograniczona liczba osób. Tutaj mamy napaść na ogromny kraj. I co, nikt nie filmuje grozy „wojny”? Mnie tutaj coś nie pasuje.
Panie Dariuszu,
Pana hipoteza nie stoi chyba w sprzeczności z moją. Pokaz siły, przeprowadzenie manewrów wojskowych nie gdzieś na zamkniętym poligonie gdzie wgląd maja tylko satelity a tak z rozmachem, na terenie drugiego po Francji największego kraju Europy to już nie byle co. Czyż nie można upiec kilku pieczeni przy jednym ogniu? A to rozgrzać silniki swoich statków powietrznych i morskich i lądowych. A to przegonić trochę piechura, niech się ostrzela. Przewietrzyć wywiadowców i wywiady. Sprawdzić się w walce z mediami. Poprzekomarzać z przywódcami „wolnych i wrogich” imperialistycznych mocarstw. A do tego pokazać, jak Pan zauważa, wszelkim pyszałkom kto dzierży władzę. Ale to wszystko, według mnie oczywiście, nie wykracza poza ramy manewrów.
Panie Michale,
Według mnie strategicznym celem, na teraz, nie jest pokonanie jakiegoś wroga politycznego. Żaden przywódca, żadna klasa rządząca nie stanowi dla nich, w tej chwili, żadnego zagrożenia. Nawet jeżeli przywódcy któregoś kraju są na jedynie na luźnym łańcuchu i to tak nie mogą być groźni. Raz, dlatego, że nie widzą prawdziwego wroga. Dwa, dlatego, że skupiają się głównie na kupowaniu głosów swoich wyborców za pieniądze tychże wyborców. Oczywiście mile widziane są korzystne umowy handlowe na dostawy gazu czy ropy. Oczywiście bez handlu z chrlem nie może się obejść. Ale tu kończą się horyzonty współczesnych polityków. Przeciwnika tej miary nie zaprasza się do partyjki szachów.
Więc co jest celem sowieciarzy na tu i teraz? Według mnie założenie każdemu pojedynczemu nieszczęśnikowi mieszkającemu na naszym globie elektronicznych kajdan. Stworzenie wszechświatowego cyber gułagu. To jest w tej chwili realizowana przez nich strategia.
Panie Gniewoju,
Jugosławia była „zachodnim” koniem trojańskim i jej infrastruktura „medialna” była dopasowana do Zachodu. Dlatego taki rozmach. Ale i tam nic Pan nie wiedział o rzeczywistych walkach, stratach itp. Widział Pan to, co chciano aby Pan widział. Tutaj, uwzględniając proporcje i specyfikę jest podobnie, z tym że jeśli Pan chce, może Pan od trzech dni oglądać na żywo ulice Kijowa i innych ukraińskich miast. A ropa jeszcze wciąż przez Ukrainę płynie…
Ale mamy weekend i czas na szerszy przekaz. W peerelowskim przekazie trwa nieprzerwana transmisja ubarwiona dumkami. Nie zachęcam Pana, poznawszy Pański smak odnośnie tych rzeczy (mój niewiele się różni). Niemniej warto zwrócić uwagę, na media tzw. wolnego świata. Co one tam na ten temat przekazują i czy nie jest to aby podobne do bałkańskiego wzorca (uwzględniając rzecz jasna specyfikę tamtej, autentycznej wojny, czyli nakręcający ją i rozdmuchany do granic nacjonalizm), czy przekaz ten nie zasysa świata tak jak tamten, a może nawet bardziej biorąc pod uwagę np.serwisy izraelskie, japońskie czy australijskie.
Teraz wsparcie militarne już jest, odbędą się wszechświatowe manifestacje, może też i w Moskwie i w Petersburgu. Skoro się czekiści tak kompromitują i są tacy nieporadni to dlaczego? Może nadszedł czas deputinizacji?
Panie Gniewoju,
„Cyber gułag” to znowu dobrze powiedziane, ale miałbym dwa zastrzeżenie.
Sugeruje po pierwsze, że będziemy żyli sobie pod bolszewizmem w miarę komfortowych warunkach z komputerami, „mądrymi” telefonami, w małych, ale zgrabnych mieszkankach z kolorowymi mebelkami. Prawdę powiedziawszy, obawiam się nieco mniej przyjemnej doczesności. Ale to drobiazg.
Drugi problem dotyczy poziomu uogólnienia. To, że sowieciarze chcą wszystkim nałożyć kajdany (czy obroże), albo – jak pisze Pan w komentarzu skierowanym do mnie – poprzekomarzać się, rozgrzać zastane silniki… to wszystko zgoda. Tylko że zdaje mi się, chcielibyśmy wszyscy dociec o co chodzić może naprawdę w tym konkretnym przypadku.
Po co to awantura?
Bolszewicy – jak wiemy – mają długą historię akcji militarnych, które służyły innym celom niż deklarowane, albo nigdy nie miały miejsca. Mają na swoim koncie fikcyjny konflikt z ludowymi Chinami (zakończony niebywałym sukcesem – za który wciąż płacimy i płacić będziemy jeszcze bardzo długo); inwazję na bratnią Czechosłowację (o równie długofalowym znaczeniu); wojnę w Afganistanie jako preludium dla wzorca słabości oraz „upadku”; wojnę w Czeczenii, której celem było najpewniej zademonstrowania panującej wśród czerwonoarmijców degrengolady; prowokację dagestańską, aby Putin mógł zasiąść na stolcu w krasie wodza z jajcami… i zapewne wiele innych, które mi w tej chwili uleciały.
Ukraina wciąż wydaje mi się tajemnicą. Chętnie poznałbym wszystkie możliwe odpowiedzi, warianty, hipotezy.
Szanowni Panowie,
Mam przywilej pracować w biurze, w którym cały czas włączony jest telewizor pokazujący wiadomości. W normalnych czasach można to ignorować, ale w tym tygodniu miałem dokładnie to samo wrażenie, co Pan Gniewoj. Gdzie ta inwazja? Gdzie są te gigantyczne siły skoncentrowane na granicach? Według późnych ocen było 180 tysięcy żołnierzy nad granicami Ukrainy. Gdzie się podziali? Każdy atak powinien się zacząć od osiągnięcia pełnej dominacji w powietrzu, zniszczenia samolotów i lotnisk przeciwnika, przy jednoczesnych desantach z morza i powietrza i zagonach czołgów – nic takiego nie miało miejsca. Jak słusznei mówi p. Gniewoj, wszyscy dziś mają przy sobie kamery, a mimo to nie było prawie żadnych filmów pokazujących atakujące wojska. Jak to się stało?
To się zmieniło w ciągu następnych paru dni, ale inwazja nadal wygląda jakoś dziwnie, jak gdyby na pół gwizdka. Pomimo długotrwałych, jawnych przygotowań, cała rzecz sprawia wrażenie, jak gdyby była zdecydowana w ostatniej chwili. Jeżeli to ma być pokaz siły, to wygląda dość cherlawo. Wiemy od dziesiątków lat, jak zaawansowane są sowieckie metody wojny cybernetycznej. Tymczasem w tym wypadku, na ile można to powiedzieć z jakąkolwiek pewnością, nie było żadnego ataku cybernetycznego na infrastrukturę Ukrainy. W porównaniu z grą prowadzoną przez kilka miesięcy wokół Ukrainy – grą, którą Putin wygrał w cuglach, divide et impera – inwazja wydaje się jakimś nonsensem.
Oczywiście, znany jest przykład Afganistanu, dokąd sowieciarze weszli, w moim głębokim przekonaniu, by przegrać, by przygotować grunt pod prowokację upadku komunizmu. Ale Bidet to nie Reagan, a Johnson to nie Thatcher. Dzisiaj nie mają żadnych przeciwników. Ten bałwan – staram się dobierać słowa delikatnie – amerykański rezydent, zakazał wszelkich transakcji z sowieciarnią, Z WYJĄTKIEM transakcji energetycznych (czyli jedynych, które mają jakiekolwiek znaczenie). Sankcje są komiczne, ale nawet gdyby nie były, to nadal nie odniosłyby żadnego skutku. Podczas ostatnich kilku miesięcy Putin brał ich gołymi rękami, więc po co nagle uzbrajać te gołe ręce i wzbudzać ducha oporu? Po co mu to? Deputinizacja? Tak. Ale ciut na to za wcześnie. Czy ktokolwiek proponował destalinizację przed śmiercią wielkiego Soso?
Darek,
Masz rację co do długiej historii konfliktów wywołanych przez bolszewkiów, w celach innych niż podbicie ziem. Więc co tu jest celem, Twoim zdaniem?
Panie Michale,
Czasy inne, inna taktyka. Doskonale Pan opisał Putina, to wykonawca a nie wódz. Jeśli spełnił swoją rolę, odejdzie jako legenda nacjonalistów i czekistów. Pisze Pan, że za wcześnie? Skonsolidował i zrestrukturyzował. Co jeszcze mógłby dokonać?
Panie Andrzeju,
Tak, skonsolidował i zrekonstruował sowiecką włast’. Jednak rozgrywka ostatnich miesięcy wydawała mi się bezbłędnie prowadzona. Skutecznie ośmieszył Microna, Bideta, Liz Truss i całe zachodnie media; wbijał kliny między niunię i resztę świata, jak w masło, a członków niuni, rozdzielał jak kaszkę na talerzu. Podbijał ceny gazu i ropy, patrzył z boku, jak Zachód powoli rozkłada się sam i zmierza do rozdarcia się na strzępy, bez jakegokolwiek wyraźnego wpływu z jego strony. A teraz jest na odwrót. Teraz nagle wszystkie idiotyzmy zielonych, czarnych, tęczowych, różowych i czerwonych, zeszły na drugi plan. Ni z tego ni z owego, pojawiła się na Zachodzie jedność. To nie mogło być jego celem. Być może jego plan brał to pod uwagę, ale ja nie widzę, jaki mógł być plan.
Putin – dopiero dziś zauważyłem, że jego inicjały są identyczne z inicjałymi niniejszej witryny – był wykonawcą, jednym z wielu członków kierowniczego kolektywu, przez pierwszą dekadę (może kilkanaście lat) swej władzy. Teraz nie wydaje się, żeby był wykonawcą. Być może – to tylko hipoteza – zdławił kolektyw i nie ma nikogo, kto mógłby mu powiedzieć: nu, Wołodia, ty płocho dumajesz! W takim wypadku, rację mieliby ci, którzy twierdzą, że Putin jest oportunistą, a nie strategiem. Strategicznie postępował w pierwszej fazie swej władzy, gdy wykonywał cudzy plan, a teraz nie ma planu, nie ma strategii. Nie jestem do końca przekonany do tej hipotezy, ale ona nie jest nieprawdopodbna.
Po śmierci Stalina, długotrwała walka o władzę zakończyła się mową Chruszowa (tzw. tajną mową), w której Chruszczow odrzucił „zbrodnie Soso” WOBEC PARTII i tylko wobec partii, zaproponował, że nie będzie odtąd walki między bolszewikami, a tylko z wrogami; to był początek kolektywnego kierownictwa. Czyżby ono przestało istnieć? Wygląda na to, że Putin jest ponad nim, jeśli nadal takie ciało istnieje. On nie ma nawet 70 lat. Może spokojnie być u władzy przez kolejną dekadę. Hipoteza, że to on sam przygotowuje deputinizację, jest pociągająca, ale psychologicznie niewiarygodna.
Tytułem nawiązania, odwołam się do pewnego filmu amerykańskiego – niestety jego tytuł mi umknął. Nie jest to zresztą jakieś dzieło znaczące w kinematografii światowej, więc tytuł nie ma większego znaczenia. Rzecz jest ukazana z perspektywy wąskiego grona ekspertów doradzający amerykańskiemu prezydentowi w rozgrywce z aktualnym władcą Kremla. Postać ta nie ma większych odniesień do władców rzeczywistych, Jest jedynie pewnego rodzaju zbiorem wyobrażeń, kogo by tam Amerykanie chcieli widzieć.
Akcja rozgrywa się podczas wojny w Czeczeni, i ona gdzieś tam przewija się w tle. Zdarzenie, które chcę uwypuklić polega na tym, że w Czeczeni z nagła Rosjanie używają na dużą skalę gazów bojowych. Z tym, że była to inicjatywa dwóch generałów, zaś sam ich szef nic o tym nie wiedział. Jednak udaje, że zdarzyło się to z jego polecenia. Jest taka scena, rozmowa w windzie, gdzie on pyta swojego asystenta: Kto za tym stoi. Po czym mu wyjaśnia, że musi sprawę wziąć na siebie, ponieważ lepiej być uznanym za zbrodniarza, niż za człowieka nieudolnego.
W efekcie świat jest przekonany, że to on rozkazał zagazować Czyszczenów.
Otóż dziwnie jakoś to pasuje do obecnych wydarzeń na Ukrainie:
– jeżeli Putin całkowicie Ukrainę kontrolował, a w domyśle w takim razie kontrolował również jej finanse, i czerpał z jej gospodarki jakieś korzyści, to niszczenie tejże gospodarki nie ma z jego punktu widzenia żadnego sensu. Nie ma też żadnego sensu cała ta dziwna inwazja. A w takim razie może rozkaz ataku wcale nie poszedł z jego biurka, przenośnie mówiąc: może to nie on pociągnął za spust.
Rozwijając całą rzecz: jasnym jest, że same plany ataku istniały tak czy siak, ponieważ we wszelkich sztabach takie plany przygotowuje się rutynowo. Na pewno też leżą w jakich w szafach pancernych plany inwazji dajmy na to na Dominikanę. Po prostu tak działa sztab, że pewne rzeczy przygotowuję się zawczasu, a nie wtedy kiedy barbarzyńcy ante portas. Dlatego też takie scenariusze zapewne były przygotowane, istniały, prawdopodobnie obecnie według tych planów prowadzone są działania: maszyna kręci się „sama”.
Tyle, że to nie Putin nacisnął guzik! Być może jego rozkaz został po prostu sfałszowany, i jest to jakąś poddywanowa intryga ludzi, który cierpią na niedosyt władzy, którzy chcą Putina ze stołka wykopać.
Oczywiście są to czyste spekulacje, nie oparte na żadnych solidnych informacjach.
Panowie,
Cała „wojna” o Ukrainę ma taki sam wymiar jak gdyby krajowy „popis” postanowił stłamsić, dajmy na to, separatystyczne dążenia Ślązaków. Długo przygotowywany byłby grunt medialno-ideologiczny. Wszystkim w kraju byłyby znane postaci przywódców śląskich separatystów. Ba, można byłoby się pokusić, że jakiś garnizon śląski, nie wiem, pułk czy batalion byłby zbrojnym ramieniem separatystów. Cały naród byłby podburzony i oburzony na niecne knowania Ślązaków. Na arenie wewnętrznej mamy naród zjednoczony pod sztandarami „popis”. Na arenie międzynarodowej cherlawe wezwania do zachowania przez „popis” umiaru i nie wzniecania niepotrzebnych awantur. „Popis” ma za nic te wezwania. Zbiera wojska armii ludowej na granicy Śląska i cały czas podnosi medialnie temperaturę. W pewnym momencie pada rozkaz do ataku. Oczywiście nie będziemy atakowali swoich sił, mam na myśli ten biedny śląski pułk czy batalion. To by nam wyjaśniało dlaczego armia sowiecka maszerując swobodnie przez Ukrainę nie zaczęła od nalotów na ukraińskie bazy wojskowe. Jedna i druga strona, podobnie jak i my wszyscy tutaj, wiemy, że jest to farsa. Pytanie nas nurtujące brzmi: po co cała ta farsa? O tym za chwilę.
Teraz Panie Andrzeju o wspomnianych protestach. Wczoraj miałem okazję zagadnąć Rosjankę, bardzo dobrze mówiącą po polsku więc nie ma mowy o niezrozumieniu przez barierę językową. Rosjanka ta mieszka i pracuje na stałe poza swoim ojczystym krajem. Zagadnąłem ją na powitanie pytaniem: „Co tam też was towarzysz wyrabia?”. Chwilę się zastanowiła, czy dobrze usłyszała pytanie po czym odrzekła: „On bardzo dobrze robi, wy nie wiecie co się tam dzieje, wasze media kłamią”. Później dostałem jeszcze wykład (już od kogoś innego niż ta Rosjanka), że cała wojna to efekt imperialistycznych knowań Amerykanów i Brytyjczyków, którzy przez swą politykę wobec Ukrainy stanowią zagrożenie dla pokoju „Rosji”. Nie twierdzę, że jedna Rosjanka to próbka reprezentatywna ale mogę się domyślać, że tak tam ludzie myślą a jeżeli tak jest to żadnych protestów przeciw putinowi bym się teraz nie spodziewał. To tam, natomiast tutaj. Tutaj z dobrobytu ludziom w głowach się poprzewracało. Będą siedzieli w domach, oglądali telewizję i mało komu będzie chciało się wyjść na ulicę protestować, zapalić choćby świeczki pod ambasadami czy „Rosji” czy Ukrainy. Będą kibicami i dyskutantami. W cieple i spokoju domu, kawiarni czy pubu.
Panie Michale pisze Pan o zjednoczeniu Zachodu. Pytam się: jakim zjednoczeniu, w czym zjednoczeniu? W wygłaszaniu pustych przemów za którymi nie idą ani nie pójdą żadne znaczące działania? Przecież to zjednoczenie to istna beczka śmiechu.
Wszyscy wiemy, że to farsa jednak gubimy się w poszukiwaniu celu tej farsy, co do jej celu i sensu. Nadal twierdzę, że cała wojna to jedynie manewry organizowane z nieznanym nam dotychczas rozmachem. Po co? Dla zwykłej zabawy. Wyobraźmy sobie obrzydliwie bogatych miliarderów, mających nieograniczoną władzę i pieniądze. Jeden robi w surowcach naturalnych, drugi w zaawansowanej technologii. Wszystko i wszyscy są od nich uzależnieni. Od lat ze sobą współpracują, są zgodni we wszystkim a jednak nie wyzbyli się do końca pierwiastka rywalizacji. Niby bracia a jednak jeden chce pokazać drugiemu, że jest ciut lepszy. Według mnie w ten chory sposób powstał w głowie jednego z nich pomysł na przeprowadzenie farsy pod nazwą „wojna” na Ukrainie. To jest bolszewicka zabawa ludźmi. Niewiarygodne? Pewnie tak ale to jedyne co mi przychodzi do głowy.
Baszu (Rafaelu? Zmieniłeś imię?),
To mnie nie przekonywa. Jak powiedział śp. Bukowski, normalne zasady tak się mają do sowieciarzy, jak dzielenie do zera lub nieskończoności, tj. nie dają się zastosować. Niszczenie czegoś, z czego czerpie się korzyści, nie ma sensu dla normalnych ludzi, ale normalni ludzie nie posyłają rakiet w kosmos, gdy nie są w stanie wyżywić swej własnej ludności.
Istnienie planów, jak słusznie mówisz, nie musi przekładać się na inwazję. Jednak w tym wypadku było inaczej. Ogromna koncentracja wojsk, to coś więcej niż sztabowy plan, to jest materialna aktualizacja, autentyczna akcja, która wszakże nie musiała się przerodzić w inwazję. Osobiście byłem przekonany, że Putin nie zamierzał zaatakować i jestem zaszokowany, że to zrobił. Ale w tym wypadku nie było żadnej prowokacji, ani ze strony „ukraińskiej”, ani z „rosyjskiej”. Nic się nie zmieniło, kiedy nagle Putin ogłosił, że uznaje istnienie „respublik” donieckiej i łuhańskiej. Nikt go nie przymusił, nie musiał pokrywać czyjejś prowokacji, bo „lepiej być uznanym za zbrodniarza, niż za człowieka nieudolnego”. Nic takiego nie zaszło.
W czwartek 24 lutego o 3 rano Putin ogłosił, że rozkazał inwazję Ukrainy. Ale nic się nie wydarzyło. Były raporty o wybuchach, o walkach wokół Konotop i wreszcie o 4 po południu – czyli ponad 12 godzin później! – desant na lotnisko Hostomel pod Kijowem. Spadochroniarze zdobyli ponoć lotnisko, ale nie uzyskali ŻADNEGO poparcia i utracili kontrolę nad nim. Czy to brzmi jak poważna inwazja? „All out war”, jak podają zachodnie media?
Michale!
Koncentracja – tak. To trwało, i było zjawiskiem ODWRACALNYM. Tedy z dwóch tych powodów nie ma co sądzić, iż odbywało się poza jego wiedzą. Przenośnia: wyjął kałacha z szafy, włożył magazynek i załadował wyrzutnik granatów, a obok jeszcze trzydzieści (po co aż tyle?) skrzynek amunicji zapasowej. A nawet włączył laser celownika. Ale za spust pociągnął ktoś inny❗
Kto❓ A ch*j go vi❗ – tyle, że na pewno NIE spoza struktury dowodzenia, musiał to być ktoś, kto w naturalny sposób był uprawniony do podania ewentualnego rozkazu wodza – dalej. Ktoś, kogo należało w tym zakresie słuchać, ktoś, kto w swej samowolce był WIARYGODNY, to chyba jasne…
Natomiast sama inwazja, czyli status PO pociągnięciu za spust – już tak sobie z palca odwracalną NIE JEST. Bo Alea iacta est – analogia dość bliska…
w efekcie Putin ma w ręku odbezpieczony granat, ale nie ma zawleczki. Albo przysłowiowy gorący kartofel…
Nie mogę się z tym zgodzić, Panie Gniewoju, ale być może Pana źle rozumiem. Analogia między śląskim separatyzmem a ukraińskim nacjonalizmem wydaje mi się chybiona. Czy to jest tylko farsa? Ja po prostu nie wiem.
Mówiłem o jedności w porównaniu ze stanem normalnym, w porównaniu ze stanem sprzed tygodnia. Akcje mają nieuniknione reakcje. Zachowanie Putina wokół Ukrainy było ambiwalentne, więc dzieliło, atak jest jednoznaczny – proszę pamiętać, że niewielu rozważa, co my tu dyskutujemy, tzn. ambiwalencję samej inwazji – więc jednoczy. Przynajmniej tymczasowo.
Ma Pan rację, że to jest bolszewicka zabawa ludźmi, ale w jakim celu?
Baszu, gdy rozgrywał koncentrację wojsk, robił to bezbłędnie. Zważywszy sekwencję wydarzeń, nie widzę możliwości, żeby Putin został postawiony przed faktem dokonanym przez jakąś frakcję w wierchuszce bolszewickiej.
Ciekawe co takiego skłoniło sowietów do udostępnienia na Zachód tego nagrania: https://twitter.com/i/status/1496913558138867731
Panie Andrzeju! Ależ oni nie mają niczego do ukrycia. Są otwarci, pryncypialni i skromni.
Próbowałem przed chwilą dowiedzieć się, co się tam dzieje w tej Ukrainie ogarniętej wojenną pożogą. Jakaś rakieta, nie wiadomo skąd, trafiła w wieżowiec mieszkalny w Kijowie, ofiar nie było, bo wieżowiec został ewakuowany; a poza tym aresztują ludzi na ulicach stolicy, ciekawe kogo i za co?
Cała ta historia wygląda jak kiepski żart. Jedno możliwe wyjaśnienie tej inwazji na pół gwizdka jest takie, że Putin nie spodziewał się oporu. Jeżeli to prawda, to jest bardziej zaślepiony niż myślałem. Jest jednak dobry przykład takiej naiwności, w wykonaniu wielkiego gieroja Wołodii P, samego Koby. Zaatakował na pół gwizdka Finlandię, i Finowie dali mu łupnia, ale nie mogli z nim walczyć przez lata, więc w końcu się poddali. Czy coś takiego jest możliwe w tym wypadku? Długi, przeciągający się konflikt o niskiej intensywności, który po jakimś czasie zacznie nudzić publikę?
Rzecz jasna, już samo porównanie Zelenskiego do Mannerheima jest jakoś nie na miejscu, ale obaj mówili lepiej po rosyjsku niż w języku narodu, który reprezentowali.
Czytałem dotąd tylko kilka początkowych odcinków tego cyklu, bez urazy nie zafascynowały mnie na tyle, by mnie oderwać od innych studiów, ale teraz przeczytałem ten i bardzo mi zaimponował. Dobra robota!
Nie żebym się ze wszystkim zgadzał – moje spojrzenie na Rosję, „Komunizm”, Sowiety i Bolszewizm (ten oficjalny ruski i ten istotny – obecny, zachodni) jest mocno inne, tm niemniej… Mówiłem już? Dobra robota – interesujące i (zdroworozumowo – Mackiewicz vs. Spengler) sensowne.
Swoją drogą dzięki za pamięć i zaproszenie, ale otzymana ankieta nie daje się otworzyć. Prosiłbym o inny egzemplaż.
(Nie ma literówek? To pozdrawiam czule i sobie idę.)
No i oczywiście jedna jest…
Drogi Panie Triariusie,
Dziękuję za miłe słowa, ale (jak zwykle) wolałbym usłyszeć Pański pogląd, bo nie ma to jak zdrowa niezgoda.
Tekst przesłałem osobno w innym formacie.
(A literówki? Jedyne, co jest ważne, to starać się ich unikać, ale nigdy się nimi nie przejmować. Jak powiedział pewien filozof, lęk przed błędem jest największym hamulcem myśli.)
„Lęk przed literówką zaś…” Muszę coś fajnego wymyślić. I też dziękuję za dobre słowo!
Nie wspomniałem o różnicach w optyce żeby kokietować i gdyby dało się to w kilku zdaniach wytłumaczyć, to pewnie bym się postarał. Jednak Tygrysizm Stosowany to, na dobre czy złe, Niezłomny Oręż Walki o Lepsze Jutro, i w paru zdaniach się nie da. To tak skomplikowane, że wielu twierdzi, że jakaś metafizyka, choć ja mam przecie techniczne (także i) wykształcenie i więcej, a taki np. Spengler znał się naprawdę znakomicie na naukach ścisłych… Itd.
Ale niestety żyjemy w epoce nie tyle „obrazkowej”, co łokcia i kasy fiskalnej, a będzie znacznie gorzej, więc tylko trywialne wytłumaczenia mają szansę.
Coś konkretnego jednak…? Więc ja, pierwszy raz w życiu, mam kompletnie w nosie poczynania Putina i ruskie podboje, bo prawdziwa Historia to Kanadyjski Konwój – w najszerszym możliwym rozumieniu, a jest ono naprawdę szerokie. Z dalszym ciągiem, reperkusjami itd. Nie żebym nie miał swoich hipotez na temat poczynań Putka, ale są one raczej po linii tych moich innych historiozoficznych teorii. Jednak każde zdanie wypowiedziane o tych jego wyczynach to dziś odwracanie uwagi – często świadome – od „Kowida”, jego sprawców i co z nimi, i/lub co oni z nami. To na razie tyle.
A o TS, Szpęgleryźmie i temuż podobnież dałoby się może rozmawiać, gdyby „Cybernetyka” ze sztuki budowania cybernetycznych żółwi nie stała się satanistyczno-totalitarną sztuką przerabiania ludzkiego gatunku na dwunożne (na razie) mrówki. Jednak tak się stało. Komputery zastąpiły żółwie, a akolici Szwaba… Całą resztę. Itd. itd.
Panie Triariusie,
Od dawna bawi mnie, jak maski spadły z gęb tych wszystkich „liberałów” – Ardern, Morrison, Marcon, Trudeau i całej tej bandy lewaków – wraz z założeniem masek przeciw zarazie. Czy nie jest komiczne, że „autokraci w rodzaju Putina i Łukaszenki są właśnie liberalni wobec zarazy? Jak się kontroluje społeczeństwo, to nie potrzeba dodatkowych pretekstów, ale to bardzo śmieszne.
Wiem, wiem, że Pan ma inny pogląd na liberalizm i nawet mnie za liberała uważa. Co robić?
Trudeau zablokował konta bankowe nie tylko uczestnikom protestu, ale nawet tym, którzy ośmielili się dać im drobne przekazy pieniężne. A wszystko w imię Wolności i Demokracji. Tfu… bolszewicka twoja mać.
Nasza różnica poglądów na temat akurat akurat Liberalizmu jest akurat niezbyt istotna, bo to w sumie sprawa definicji. Te zaś, jak wiadomo, są arbitralne itd.
Z tą Kanadą to naprawdę ponura sprawa – niemal nikt w tym ponurym bantustanie nic nie wie, jak „prawicowy” by nie był, a nawet jeśli w sumie świadomy i sensowny. Ludzie nie ufają mediom i waadzy (sic!), już przed „pandemią” CNN płakało, że to c. 40%, ale kiedy te media nie raczą i/lub łżą jak najęte (a niby jak by miały?), łykają to jak pelikany, alternatywnie nic nie wiedzą. Dla mnie zaś – sławnwgo, jakby nie było historiozofa – Konwój, szeroko pojęty, to coś na miarę WW2, a figle Putka po prostu wpisują się w ten kontekst, ale o tylko drobna sprawa.
Swoją drogą polecam BitChute (niektóre muszą być z VPN np. na przeglądałce Opera), np. to:
https://www.bitchute.com/video/gqurBWxMALc/
Panie Triariusie, nie odmawiam wagi temu, co się dzieje w Kanadzie, ale nie jestem przekonany, że są to wydarzenia ważniejsze niż inwazja. Nawet jeżeli mam wątpliwości co do autentyczności ukraińskich przepychanek, to ludzie giną i ma to zdumiewający efekt na Zachodzie. Ktoś powiedział w bbc (big brother corporation, bolshevik broadcastiing corporation etc.), że linia obronna Wysp Brytyjskich nie jest w Dover, ale w lasach Łotwy i Estonii. Ten wpływ zostanie najpewniej zapomniany w zalewie bełkotu o rasizmie i homofobii, ale nie przestaje mnie zdumiewać.
Że się nie zgodzę… Maski spadły, większość normalnych ludzi przestała w sumie łykać liberalno-gumaniczwskije pierdoły, i teraz albo zwyciężą gołą przemocą, eksterminacja i 1984 do potęgi, albo większość z tego odkręcimy. Aż po Politpoprawność, Feminizm, LGBT ekonomiczmy „Liberalizm”.
To rzecz, jakiej w Historii nie było od WW2. A w dodatku… Wie Pan, co to „panda eyes”? Ich satanistyczne ceremonie obejmują pono także kanibalizm i to. Wiele wskazuje, że to prawda. Wyszczepianie to świadome ludobójstwo – więc czym jest sytuacja, kiedy na ostrzu noża jest to, kto będzie miał his/her way?
Ukraina, rzekomy aniołek, to koszmar, zamieszany te wszystkie paskudne rzeczt. Nie wykluczam nawet, że Putek chce się teraz wkraść w łaski Trumpia (swoją drogą to szysty Spengler!) i porządnych ludzi na Zachodzie. Miałby w tym interes – Chiny, Syberia… Dałoby się o tym dużo więcej, ale tak za darmo?!
Takie drobiażczki, ładnie ukazujące koloryt… Kiedy ruska inwazja się rozpoczęła, co robił ten ich komediant na stolcu? Udzielał telewizyjnego wywiadu Seanowi Pennowi – którego, tak się składa, oskarża się o udział w tych pedofilno-satanistycznych orgiach i handlu dziećmi. Naprawdę nic już nie jest takie, jak się ludziom o czystym sercu wydaje!
https://www.bitchute.com/video/64kbafAO5nzr/
Uff, nareszcie ktoś się nie zgadza… Ale zaraz! Pan się przecież zgadza. Łącznie z podejrzaną niewinnością sowieckiej Ukrainy.
Panda Eyes? Myślałem, że to dwoje podbitych oczu, ale pewnie się dowiem, że to coś zupełnie innego.
Nie, w sumie to. Tylko są tu ciekawe niuanse. Niewiarytgodnie ciekawe. A ambasada Ukrainy w Waszyngtonie przewija się ostatnio obficie.
Nie wiem, z czego ja jestem taki miły… https://www.bitchute.com/search/?query=panda%20eyes&kind=video
Rzadko kto dziś pamięta, że sowieckie respubliki socjalistyczne Ukrainy i Białorusi, otrzymały w 1945 roku osobne miejsca w narodach zjednoczonych… Właściwie nic się nie zmienia. Nic się nigdy nie zmieniło. (Chyba że na gorsze.)
Zastanawiając się nad wyjaśnieniem niewyjaśnionego, to znaczy nad moskiewskimi kalkulacjami dotyczącymi powodu rozpoczęcie agresji na Ukrainę, przypomniałem sobie o zaleceniach Sun Tsy (Sun Zi). Mistrz zimnej kalkulacji w sztuce wojennej i dyplomacji, zalecał, aby zawsze wprowadzać przeciwnika w błąd: Jeżeli jesteś silny, to udawaj słabość, a jeżeli jesteś słaby, to udawaj siłę.
Może więc agresja ma z tym coś wspólnego. Być może na zamaskować rzeczywistą słabość Rosjan. Być może (być może, być może…) doszukali się oni jakiegoś zagrożenie, i z ich zimnych kalkulacji wyszło i, że aby je zażegnać, trzeba się nastroszyć jak ryba rozdymka.
Sama agresja byłaby tylko instrumentem, teatrzykiem, obliczonym na zażegnanie całkiem innego niebezpieczeństwa. Być może, wyszło im, że mogą stać się obiektem jakiegoś ataku.
Wydaje mi się, że tłumaczenie jest całkiem niezłe, ale ma jedną poważną wadę: jakoś takiego zagrożenia nie widać. Przynajmniej ja nic o tym nie wiem …
Sorry, pomyliłem się. Sean Penn to po prostu lewak. To Charlie Sean i jego tatuś są oskarżani o tę „elitarną” pedofilię ze św.p. Epsteinem itd.
Panie Triariusie,
Sean Penn to jest więcej niż lewak po prostu, to bolszewik. Szkoda, bo dobry aktor. Charlie Sheen natomiast, nie jest dobrym aktorem, jest w ogóle nikim i do tego jeszcze lewak.
Baszu,
Byłbym raczej skłonny zastosować zasadę Sun Tsu odwrotnie: ta inwaazja jest kompromitacją, więc pokazuje słabość, gdy wszyscy myśleli, że to potęga. Była o tym już mowa tutaj, kiedy porównywaliśmy te awanturę do wojny zimowej przeciw Finlandii. Były dwie interpretacje: albo Stalin chciał pokazać, że jest słaby, albo autentycznie nie mógł pokonać maleńkiej Finlandii.
Tu się nie zgodzę. Zresztą pokonanie „maleńkiej Finlandii” wcale nie było prostą sprawą. Studiowałem te sprawy. Finowie walczyli b. twardo, i dopóki tak było, ruscy nie bardzo mieli jak ich ugryźć. To było o wiele trudniejsze, niż np. Afganistan.
A tak nawiasem, podziwiam patriotyzm i heroizm Finów, ale z moich studiów szwedzkiej historii (Uppsala Universitet itd.) pamiętam, i nigdy nie zapomnę, jednego sławnwego zdania ze wspomnień szwedzkiego oficera pod Karolem Gustawem chyba. W przekładzie brzmi to: „Zabiliśmy wszystkich mężczyzn, a nasi Finowie pozabijali wszystkie kobiety i dzieci.” TO jest ta druga strona militarnej twardości, heroizmu, budzenia strachu we wrogach!
Kiedy ktoś z głębi fotela przed telewizorem rapsodyzuje na tego typu tematy, jak „bohaterska walka z okupantem”, zawsze mam okazję mu ten historyczny drobiaz przekazać. Al Kaida be, afgańscy kozodupcy” be, Finowie, Ukraińcy słodcy… Mówiłem Panu, jak zginął najmłodszy brat mojej babci? I to nie był Wołyń, to był wrzesień ’39. A mimo to nie wierzę, by Ukraińcy, w odróżnieniu od Finów wtedy, w większości naprawdę bohatersko bronili tej swojej szemranej ojczyzny. Zbyt wiele widziałem już zdjęć z 2018 i zrzutów ekranu z gier komputerowych mających robić za obraz tj wojny, żebym komukolwiek tu wierzył.
Dla Polski zagrożeniem nie jest tu Putin, tylko imigracja z Ukrainy – Ukraińcy i nie – a Putin być może tym razem jest większym wrogiem naszych wrogów, niż naszym. Mówi to facet, który w życiu nie powiedział o Rosji dobrego słowa, zawsze nie zmosił Putina… Tyle że to nie Putin chce mi przemocą wstrzyknąć truciznę, a milionom dzieci już wstrzyknął, o dorosłych nie wspominając.
Ale z którą częścią Pan się nie zgadza? Bo ja akurat powiedziałem to samo.
Że Putek się kompromituje. On tego nigdy nie zrobił, uwzględniając jakimi kartami grał, a teraz też raczej nie. Mam na ten temat kilka hipotez, ale raczej tutaj wolę Putka od Sorosa z Gatesem.
Jak autentyczny polityk i samiec – cóż z tego, że polityk ruski, czyli w sumie gangster – może się skompromitować na tle Bidena, pierdzącego na audiencjach z Franciszkiem i angielską karolewą, zapominającego w połowie zdania io czym mówi, potrafiącego zabłądzić na trawniku i snującego autobiograficzne opowieści, przy których historie Bolka mają ręce i nogi. A reszta tzw. „zachodnich polityków” nie jest przecież aż tyle lepsza.
Polityk – prawdziwy – rzadko istotnie różni się od gangstera, a Rosja to zawsze było b. specjalne coś.
https://www.bitchute.com/video/DquVxOI4uVGR/
Panie Triariusie, czyta Pan nieuważnie. Ja nie powiedziałem, że Putin się kompromituje. Proszę przeczytać jeszcze raz. Każda wypowiedź, a na pewno specyficznie ta wypowiedź, ma jakiś kontekst, a to było w odpowiedzi na sugestię BaSza.
OK, sorry! Jak miło się we wszystkim pięknie zgadzać! (A ja w końcu naprawdę mam dysleksję i aktualnie masę poważnych zmartwień, nie mówiąc już…. Mogłem być nieuważny, mea culpa!)
Żeby nie było, że nagle pokochałem Putka! Ale to są SZACHY TRZYOSOBOWE, a nie, jak się prolom dość naturalnie wydaje, zwykłe dwuosobowe. I TO jest tu najważniejsze.
ad. http://wydawnictwopodziemne.com/2022/02/02/niektorzy-nazywaja-to-upadkiem-komunizmu-czesc-xxii/comment-page-1/#comment-93240
Masz rację Michale, że jeśli armia rosyjska jest słabsza niż wszyscy sądzą, jeżeli to tylko papierowy tygrys, to działania w realnych warunkach wojennych, przeciwko regularnym oddziałom, ową w słabość obnaży w dwójnasób. Nie będę się co do tego spierał, to oczywista oczywistość. Chodziło mi o coś innego: Rosjanie nie tyle chcieli pokazać swą wartość bojową, co stopień determinacji, i gotowość co do tego, aby taki ruch wykonać w ogóle. Że są zdeterminowani aby w razie czego pójść na całość, że są do tego gotowi, i że olewają ewentualne sankcje Zachodu w takich wypadkach.
Takie działania skierowane by były nie dla całego, szerokiego świata, lecz dla tak zwanej >bliskiej zagranicy<, czyli krajów, którego Rosja uważa za swoją strefę wpływów. Chodziłoby o wywarcie na nie takiej presji, aby zgodziły się potulnie na większy stopień (nomen, omen) finlandyzacj. To, żeby formalnie pozostając niezależne, bardziej uważnie słuchały tego, co podyktują im Rosjanie, i zgadzały się nawet na bardzo głęboką penetrację twojej struktury państwowej.
ad. http://wydawnictwopodziemne.com/2022/02/02/niektorzy-nazywaja-to-upadkiem-komunizmu-czesc-xxii/comment-page-2/#comment-93243
Zgadzam się z Tobą Triariusie co do tego, że tak naprawdę ważki problem, który właśnie widać, i na naszych oczach narasta, to kwestia dużej ilości uciekinierów z Ukrainy, którzy do nas tu napłyną. Warto go uwypuklić, ponieważ pozostałe zagadnienia ciągle jeszcze są w strefie gdybań, natomiast ten konkretny możemy już identyfikować, jest wie więc o czym dyskutować. Trzeba podkreślić, że napływający uchodźcy nie będą się zachowywać tak, jak Ukraińcy z którymi mieliśmy do czynienia dotąd: oni przyjeżdżali to szukać pracy, i nie chcieli specjalnie rzucać się w oczy, ani wyróżniać. Woleli wtopić się bezkonfliktowo w nasze społeczeństwo. Natomiast uchodźcy będą mieli inne nastawienie. Oczywiście pracy też będą musieli szukać, ale nie to będzie determinować ich zachowanie. Będą rozgoryczeni, zdesperowani, i wściekli, i będą szukać ujścia dla tych nastrojów. Łatwo takimi sfrustrowanym ludźmi manipulować, i ich podburzać. Natomiast w Rosji interesie będzie siać zamęt dalej, i przenieść go również i do naszego kraju. Wykorzystają więc w tym celu ten dynamit, który będzie się gromadził w postaci uchodźców. Naturalnie zapalny, poddany celowym manipulacjom – stanie się podwójnie niebezpieczny, i wybuchowy. Trzeba to będzie uświadomić naszym władzom, wszak wymagać to będzie zaangażowania służb specjalnych, aby tropić wszelkie manipulacje z tym związane.
@ BaszRafael
„Naszym Władzom” nie ma co czegokolwiek uświadamiać, bo to są pacynki Globalistycznych Totalitarystów. Z Morawieckim na czele, co do którego, a jeszcze wcześniej jego papcia, nigdy nie miałem większych złudzeń.
To nie Patriota i nie Polak (mentalnie, mniejsza o etniczne pochodzenie, choć jakże często to idzie ręka w rękę!)
Oni – mówię o waadzy (sic!), nie o szeregowcach – robią to właśnie jak najbardziej celowo. Merkeli się nie udało, ale tym się uda – i to z jeszcze gorszym typem imigrantów!
A mówi to, mind you, gość, który jeszcze 2 lata temu uważał Kaczyńskiego za mądrego patriotę, a cały PiS za nieudolnych i tchóżliwych, ale jednak próbujących Polsce pomóc. Z tego powodu tutaj wymyślano mi od „kolaborantów”. Ubaw! Można sprawdzić, jaki ze mnie „kolaborant” na moim blogu.
Ale znowu się narażę, co mi ram, Amicus Plato… Teraz, pierwszy raz w życiu, naprawdę jestem przekonany, że Putek to, przynajmniej w tej chwili, to wróg naszych wrogów – bez porównania baedziej, niż porządnych Polaków.
Jeśli nie będzie tu wojny, i jeszcze jądrowej, to nie czuję się na razie zagrożony przez Putina, a mieszkam 30 km od granict z Leningradem. Konwoje i takie pikniki, jak ten w Canberze – 1,7 miliona pokojowych demonstrantów, którzy potem mieli oparzenia od mikrofal – to bez porównania ważniejsze. Mie wierzę oczywiście w „walkę bez przemocy” i prędzej czy później włączy się w to wojsko – chodzi tylko o to, po której stronie. Ale ten przełom w świadomości sprawia, że teraz już nie da się cacy-cacy – albo nas złamią, albo to ich koniec. to jest Historia.jakiej nie było od dziesięcioleci!
ERRATA: Z Kaliningradem. Też brodata komusza menda, a piszę jednym palcem – stąd tyle błęów.
Baszu, tyle się u nas dzisiaj dzieje – przyznajmy, nie jesteśmy do tego przyzwyczajeni, w ostatnich czasach, czytelnicy nas nie rozpieszczali – że zgubiłem Twój komentarz.
Zatem wyjaśnię: analogia z wojną zimową, w której ogromne siły krasnej armii zostały powstrzymane na długo przez znakomicie przygotowaną przez Mannerheima, ale maleńką armię fińską, jest (czy raczej może być) podwójna. Otóż tamtą wojnę interpretowano na dwa sposoby. Albo była to autentyczna klęska (względna, bo w końcu Finowie ustapili, ale po ciężkich walkach), pokazanie światu, że kolos sowiecki ma gliniane nogi, albo był to genialny bluff Stalina, który celowo rzucił na Karelię małe siły, by pokazać światu, że jest słaby, gdy naprawdę był silny. To byłby klasyczny Sun Tzu, czytany w sowieckich akademiach wojskowych od dziesiątek lat. W moim przekonaniu, nie było żadnego bluffu, a autentyczne zaskoczenie genialnością fińskiej linii obronnej i ich zdumiewająco skutecznymi operacjami.
A teraz analogia: obie możliwości zachodzą w dzisiejszej sytuacji. Z góry zamierzony bluff, żeby oszwabić cały świat, że są słabi; albo autentyczne zdumienie, że Ukraina się broni. Wiele wskazuje na to drugie; ale mnóstwo jest także wskazówek, że inwazja była na pół gwizdka, małymi siłami (najlepszym tego przykładem desant na lotnisko pod Kijowem sił specjalnych, które następnie zostały pozostawione same sobie i odparte), bez supremacji powietrznej. Tempo posuwania się zagonów pancernych jest śmieszne. Wehrmacht parł naprzód prędzej w 1939 roku, a co dopiero kiedy mieli tygrysy (nie p. Triariusa, tylko czołgi).
Twój język wydaje mi się zbyt ostrożny. Sowiety – bo Rosja nie istnieje, zginęła z kretesem w roku 1917 – uważają Europę Wschodnią za swą strefę wpływów, bez cudzysłowów, bez bliskiej granicy. Twój prl do niej należy też. Tę strefę oddano im w Jałcie i nikt się z tego nigdy nie wycofał, toteż, jak przyjdzie co do czego, nikt nie kiwnie palcem w obronie tej strefy przed sowieciarzami. Ukrainie już i tak pomogli więcej niż Węgrom w roku 1956. Pomoc Węgrom była wówczas o wiele łatwiejsza, np. inwazja, ale też pomoc militarna, pomoc humanitarna – nic takiego się nie stało. Węgrzy dostali tylko zachętę, by się bronić i walczyć.
Argument pokazania gotowości – może nie tyle „bojowej”, bo tej nie pokazali, co gotowości do złamania zachodnich tabu i wystąpienia militarnego w Europie – tak, to jest dobry argument. Determinacja, gotowość do ataku, gotowość do zrobienia czegoś, co drugiej stronie wydaje się niemożliwe, jak to mówią Anglicy „beyond the pale”, to jest ważny atut w przyszłych rozgrywkach. Nie zmienia jednak faktu, że całość jest jakoś nieprzekonująca, operetkowa, jakk kiepskie przedstawienie w amatorskim teatrze. Tylko że ludzie giną.
(Że się wetnę.) Kacapy nie mogły posłać ogromnej armii, bo tam były tylko śniegi, lasy imokradła. Zbierali więc kolejne armie, bo miało być szybko i gładko, i posyłali je nieprzygotowane do walki w takich warunkach. Potem taka armia maszerowała bez wsparcia, zaopatrzenia takimi wyrąbanymi w ogromnych lasach szlakami, rozciągnięta na ogromnej długości, wystarczyło nagle zablokować jej maesz, podzielić tego węża… A potem Stalin zaraz wysyłał nową armię, czy inny tam korpus, i miało być szybko, bo… Wiadomo.
Bez niesamowitej twardości i patriotyzmu Finów oczywiście wyglądałoby to całkiem inaczej, i tu nie można powstrzymać się od okrzyków uznania. Z drugiej jednak strony – a Panowie to przecież bardzo gumanisticzieskije ludi – twardość w walce (niemal) zawsze ma tę swoją drugą stronę. Bez tego żadna partyzantka nic nie osiągnie… „… a nasi Finowie pozaijali kobiety i dzieci.” Fakt, że to było za Karola X Gustawa, w XVII w., a ruscy do Finlandii posyłali raczej tylko facetów, ale twardość dla siebie samego łączy się (niemal) zawsze (pomijam klinicznych masochistów) z twardością wobec innych. C’est la vie! Ani w dzisiejszych Polakach, ani w dzisiejszych Amerykanach już tego nie ma – na dobre i złe, bo to jest miłe. W Afganach, a może także w ruskich i Finach to jeszcze jest, i dlatego przyszłość… Zgoda?
To było coś jak marsz trzech legionów przez Teutoburski Lasek A.D. 9. Zmęczone, wygłodzone wosko maszerujące długim wężem przez ogromne puszcze, które w każdej chwili można było zaatakować z boku, a potem zniknąć, albo obalić parę drzew i wytępić jakiś segment tego węża.
Ja bardzo lubię, jak ktoś leje Czerwoną Armię, ale ustalmy sobie „warunki brzegowe”. Polsce takie coś nie „grozi”, ani nawet chyba dzisiejszej Ukrainie.Finowie to b. specjarna nacja zresztą – jest ich masa w Szwecji znałem paru.
Naprawd,e polecam BitChuta. Jest tam trochę i o UFO, ale wiele bardzo sensownych. Np. to:
https://www.bitchute.com/video/V5qCxvDw6uQG/
Albo po prostu widoczki, jak 3 tys. samochodów zasuwa przez Stany w proteście itd.
Panie Triariusie,
Ja się ciut zgubiłem. Co Pan właściwie chce powiedzieć? Czy mówi Pan, że obrona Karelii na Linii Mannerheima w wojnie zimowej, była „wojną partyzancką”? Nie była, oczywiście, że nie, ale czy to Pan chciał powiedzieć?
Twardość i wszystkie te ecie-pecie, to jest oczywiście bardzo dobre, ale Spengler nie rozumiał – zaraz, Spengler? nie wiem, nie pamiętam, kiedyś czytałem bez zachwytu, więc niech będzie, że Pan nie rozumie – że od mniej więcej XV-XVI wieku, może ciut później gdzieniegdzie, odkąd powstały stałe, zawodowe armie i ludzie przestali nosić przy sobie broń (obojętne, łuk, sztylet, topór, miecz czy później karabin) twardość jako cecha narodowa (zresztą też kwestionowalne jako taakie) przestała być decydującym czynnikiem. Spartanie, Wikingowie i Kozacy, trzy najsławniejsze społeczeństwa oddane całkowicie wojnie jako rzemiosłu, poddający każdy aspekt życia walce, bitwie, konfliktowi jako istocie ich bytu, nie posiadali „twardości”, o której Pan mówi w kontekście Finów. Finowie po prostu bronili swoich domów i swojego sposobu życia przed najazdem sowieckich potworów – to jest innego rodzaju twardość. Spartanie szli na wojnę, bo to był ich żywioł. Finowie w tamtej wojnie byli znakomicie wyszkolonymi, genialnie przygotowanymi, zdyscyplinowanymi żołnierzami, a nie „twardzielami” spod ciemnej gwiazdy, o co pod pewnymi względami można oskarżyć i Spartan, i Wikingów, i Kozaków. Nie twardość wobec siebie i innych, ale geniusz Mannerheima spowodował, że nawet gdy przegrali w końcu utarczkę z sowieciarzami, to wygrali dla siebie względną wolność.
Niechże więc Pan powie, a nie chowa dla siebie, o co chodzi? Co za warunki brzegowe? Co Polsce nie grozi? Jakiej Polsce? prlowi bis? Ech…
Sorry, ale twardość jest i zawsze będzie czynnikiem decydującym. Vide porażki najpotężniejszej armii w historii w Wietnamie czy Afganistanie. „Wojnę wygrywa ten, kto potrafi o minutę dłużej cierpieć”, głosi pewne japońskie przysłowie.
Spenglera lepiej by Pan zostawił w spokoju – każdy ma prawo nie zrozumieć, ja sam przy pierwszej lekturze zrozumiałem może 30%, a byłem napalony, zachwycony, studiowałem historię i filozofię, jestem mgr. inż, a angielski nie stanowił problemów. Amalryk był Spenglerem zachwycony, a znał tylko skastrowaną wersję – wypadało go wypytać, jeśli sprawa nie daje Panu spokoju. Nawiasem, ja Spenglera przywołałem tylko w związku z karierą Trumpa, który teraz formalnie jest nikim, a do niego dzwoni Putek… Itd.
Wracając zaś do twardości… Stratedzy sprzed telewizora wyobrażają sobie, że wygrana wojna to ciąg wygranych bitew, w stylu Olszynka Grochowska, czyli gromady facetów strzelają do siebie z 30 metrów, a potem ew. na bagnety. I biją brawo, zachwycając się, że po walce pobożne śpiewy i chuśtanie dzieci na kolanie.
Reszta w następnym odcinku, bo się boję, że te mądrości skutkiem cyberataku pójdą się kochać.
Jak nie lubię Armii Czerwonej, a to można sprawdzić, to po prostu nie dało się zrobić na chama w takim pośpiechu. I tu jest błąd czy wina Wujaszka Józia, że wymuszał właśnie ten pośpiech bez przygotowania. Nie chce Pan twardości? No to nieh Pan sobie wyobrazi, że Pan ma wroga, ciągnącego liczącym dziesiątki kilometrów wężem wąskimi dróżkami przez puszcze i mokradła, zmęczonego, głodnego, sfrustrowanego, nie znającego terenu i przeważnie mającego to wszystko w przysłowiowej dupie.
Może go Pan atakować znienacka z boku, z głębi lasu, a potem zniknąc w gęstwinie, zanim z trybu maeszowego wróg nie zdoła się porządnie przestawić w tryb walki. Może Pan także stworzyć prowizoryczną barykadę przed i za jakimś segmentem węża i wybić go do nogi przewagą ilościową, zaskoczeniem i otoczeniem.
Ale najpierw musi Pan być nie więcej, niż kilkadziesiąt kilometrów od tego szlaku, potrafić przedrzeć się tam na nartach przez ośnierzony las z bronią, prowiantem i amunicją… To nie wymaga, Pana zdaniem, nieludzkiej twardości? I jeszcze musi Pan to robić w celu wystrzelania lub poderżnięcia gardeł masie przerażonych ludzi, którzy osobiście źle ci nie życzą i do których nic osobiście nie masz. Tylko patriotyzm, czy inaczej mówiąc ksenofobia. Ci Finowie raczej nie byli filozoficzne przygotowani, prędzej to oni nawet gazet nie czytali, więc to nie był raczej ideowy antykomunizm od Mackiewicza, tylko zdrowa, zwierzęca nienawiść do obcych, doprawiona zapewne jeszcze nieskażoną żądzą zabijania i wytaczania krwi.
Czy mi to osobiście przeszkadza? W tym przypadku akurat nie, bo dobro przeważa dla mnie zło, ale nic nie jest czarn-białe, albo prawie nic, i wyobrażenia, że oto Finowie z powsańczą piosenką na ustach… Byli mentalnie całkiem inni od swoich przodków z okresu Potopu, od AlKaidy, ukraińskich kobietek, które wydłubały oczy i zamordowały mojego krewniaka, kiedy go rannego w ’39 pozostawiono w ukraińskiej wiosce… To… TAKIE INTELIGENCKE!
Nie nazywam tego „partyzantką”, partyzantka działa inaczej – na tyłach itd., ale o ile Polacy pokonali kacapa w bitwie (Warszawskiej), to Finowie zrobili to setką zasadzek. Zasługa Mannerheima jest ogromna – narzucił kacapom taką właśnie walkę, co też wymagało strategii i i=organizacji, ale wyobrażenie, że tu Finowie z okrzykiem „hurra!”, gnali przez puste pole, jak pod Verdun, jest (niemal równie) błęne (jak to, że winę za niezdolność zrozumienia Spenglera ponosi Spengler
(Swoją drogą mógłby Pan zagadać do Amalryka, tym bardziej jeśli choruje. I przy okazji spytać o Spenglera. Rozgryzłem, kto on jest i ew służę tym info.)
z mediów społecznościowych wzięte. Tu dodam z komentarzem:
– no, oby tak dalej❕
_________
Putin jest rzeczywiście kurewsko skuteczny, wzór zarządzania przez cele. Od momentu rozpoczęcia inwazji na Ukrainę udało mu się zrealizować następujące:
✅ zjednoczyć Ukrainę
✅ dozbroić Ukrainę sprzętem z Zachodu
✅ zjednoczyć Zachód do stopnia niespotykanego od końca II Wojny Światowej
✅ wzmocnić wschodnią flankę NATO
✅ zrobić komika mężem stanu i bohaterem Europy
✅ wyrzucić Rosję praktycznie ze wszystkich rozgrywek sportowych
✅ zatopić własną giełdę
✅ zamknąć Nord Stream 2
✅ zbliżyć Ukrainę do członkostwa w UE
✅ sprawić, że Dudę chwali cały świat, czyniąc go jednym z najważniejszy partnerów Zelenskiego
✅ wyrzucić własny kraj z systemu Swift
✅ zamrozić konta swoje i swoich ziomów oligarchów
✅ sprawić, że Szwajcaria porzuca neutralność, a Szwecja i Finlandia myślą o wstąpieniu do NATO
✅ sprawić, że Niemcy zmienili swoją politykę obronną i stosunek do Rosji o 180 stopni
✅ sprawić, że w TVP i TVN24 leci to samo
@ BaszRafael
Jasne, laboratoria produkujące wirusa zdolnego wybić wszystkich ludzi na ziemi pod tajną kontrolą ludzi takich, jak Clintonowa, Soros, Gates są fajne, UPA jako jedyna lokalna siła polityczna też, a udział ambasady Ukrainy w Waszyngtonie w handlu dziećmi na pedofilne orgie dzisiejszych „elit” to drobiazg niewart uwagi. Dream on!
Putin to gangster, zgoda, to patriotyczny kacap, czyli z definicji bandzior do kwadratu, ale który autentyczny polityk nie jest gangsterem? Pod względem politycznych talentów i skuteczności, zostawmy na chwilę słodycz i moralność na boku, ilu Pan zna dziś polityków wartych Putinowi czyścić buty? Jakimi kartami grał ten facet 20 lat temu i znowu uczynił z %^&* Rosji światowe mocarstwo, o co mu chodziło.
W tym czasie Zachód dostał za przywódców, Merkelę nudystkę, bez szyi, Bidena, który nie tylko publicznie pierdzi, ale i gorzej, Franciszka koszonkowego Antychrysta, Microna… Putin wygrywa hands down i pierwszy raz w życiu nie jestem tym zmartwiony. Biorąc pod uwagę z kim Putek w tej chwili walczy.
Mniej łykania propagandy na temat Ukrainy – więcej autentycznej informacji na temat tego, co naprawdę stało się w Kanadzie bym zalecał!
Tiariusie, ja przytoczonym „zachwytom” ani przyklaskuję, ani urągam, nie odpowiadam też za nie. Tym niemniej nie są z Du*y wzięte, chyba przyznasz❔
Na plus raz-Putinowi można zaliczyć to, że nie należy do jakich takich Grup Bilderberga, czy innych, paramasońskich organizacyj, co to są one (każda z osobna) widziane jako swoiste Rządy Światowe, i w pewnym stopniu nimi sa. A już na pewno we większym, niż ONZ, dajmy na to, ze swym zbiurokratyzowanym przerostem formy nad trescią…
BaSzu,
A co jeżeli cała Twoja lista jest słuszna – oczywiście z wyjątkiem absurdów, w rodzaju „cały świat Dudę chwali”, co jest komiczne – ale połowa z nich mu nie przeszkadza, a druga połowa może być jego celem? A co jeżeli uzbrojenie Ukrainy nie jest mu nie na rękę? A co jeżeli Zelenski jest jego człowiekiem? Wybrano go prezydentem, jako człowieka, który może dogadać się z Putinem, więc dlaczego nie?
Osobiście nie liczę nic „na plus Putinowi”. Sukcesy bolszewików są mi raczej wstrętne. Nie widzę także powodu, by redukować bolszewizm do „gangsterstwa”. Każdy bolszewik od Lenina i Trockiego począwszy, był gangsterem, ale nie każdy gangster jest bolszewikiem. Ciut szacunku dla Michaela Corleone. A jednak powiedzieć, że plusem Putina jest, że nie jest masonem i nie należy do grupy Bilderberg, to tak, jakby mówić, że zaletą mordercy jest, że nikogo nie okradł.
Panie Triariusie,
Wiedziałem, że wywołam Pana z lasu samym przytoczeniem nazwiska Spenglera. Ale ja jestem potulny jak baranek, posypuję głowę popiołem i wdziewam wór pokutny, więc powiem tylko, że ja nie mam nic przeciw twardości, podobnie zresztą jak nie mam nic przeciw miękkości. Bogactwo cech ludzkich wzrusza mnie i wprawia w podziw. Panu Bogu dziękować za tę różnorodność. Ach, jaki ten świat byłby nudny, gdyby zaludniali go sami twardziele.
A p. Amalryk odezwie się, kiedy będzie mógł i kiedy zechce. Taka jego pańska wola.
OK, nie che mu Pan mu zanieść pomarańcz i jakiego magazynu ilustrowanego, nie moja rzecz.
A Spengler co niby ma wspólnego z twardością, że spytam? Nie przeoada faktycznie za liberalnym przelewaniem z pustego w próżne, ale to tyle. Przywołałem go jesynie ze względu na pewne historycznr paralellizmy, które dostrzegam, zresztą nie jestem całkiem pewien i musiałbym sprawdzić chronologię. Chodziło mi o wielkie role i kaeiery prywatnych ludzi, ale może to już nie ten etap.
A co do „Bolszewików”, to pamięta Pan jak ja to widzę?
Od Wielkich Czystek w Rosji nie ma żadnych „Bolszewików” – jest Rosja z turbodoładowaniem. Bolszewicy są na Zachodzie, bo to ich kraina, Rosja jedynie padcziorkiwuje ich za tym Zachodzie, w czym nie ma nic specjalnie dziwnego, skoro w planach od 400 lat co najmniej ma ten Zachód podbić i strawið.
Dixi!
Panie Triariusie,
Chętnie nieba bym przychylił Panu Amalrykowi, ale pomarańczy nie zaniosę, bo mi ciut daleko.
Ja nie mam pojęcia, co Spengler ma z czymkolwiek wspólnego. Skąd mogę wiedzieć? Proponowałem Panu kiedyś debatę na jego temat, ale Pana to nie interesowało, więc nie przeczytałem, a teraz nie mam na niego czasu.
Myli się Pan natomiast, mówiąc „w Rosji nie ma żadnych bolszewików”. Jest na odwrót. Nie ma Rosji, a na jej miejscu jest tylko bolszewia. Rosja została zakatowana i utopiona w morzu krwi przez międzynarodową szajkę i nigdy się od tego czasu nie podniosła. To co Pan nazywa „Rosją”, to jest sowdepia, bolszewia, raj krat.
Ale że bolszewicy są na Zachodzie, to jest absolutnie prawda. Jak to piszą dyskutanci gdzie indziej na naszej stronie, niunia wołała tylko do sowieciarni „bierz mnie!”, a teraz nagle są wielkimi wrogami Putina. Wydaje mi się jednak, że popełnia Pan błąd – wraz z pewną (raczej niewielką) częścią zachodniej prawicy – niejako rozkoszując się w Putinie, tylko dlatego, że jest przeciwieństwem tego wszystkiego, co tak nas irytuje na świecie, tego co się w Anglii nazywa „wokery”; upajanie się tym, że Putin jest chłop z jajami, że jest wrogiem tych wszystkich świństw w jakich obracamy się na codzień w każdym zachodnim społeczeństwie, wydaje mi się pomyłką. Doprawdy nie musi Pan dodawać, że go Pan nie lubi, ja to rozumiem.
Jak się pięknie różnimy! Ja się nie rozkoszuję Putinem – ma cojones, ale to absolutnie nie oznacza, by musiał być moim przyjacielem. Szczerze mówiąc, o wiele wolę wroga bez cojones, tylko że ich jest sporo, a i Herkules dupa, kiedy wrogów kupa… I te rzeczy.
Jaja na wrogu mogą skłaniać do podziwu (w moim przypadku nie ma zresztą powodu, że się srebrzyście zaśmieję), ale tym mniej do opuszczaia broni. Putin o wróg Zachodu? OK, czyli kogo? Trudeau, Morawieckiego i Gatesa, czy mnie i powiedzmy Pana (pomijam intelektualne błądzenie, wierzę, że w głębi Pan zdrowy i nasz)?
To trzyosobowa gra w szachy i tutaj akurat Putek zdaje się robić dobrą robotę. Chwilowo, nie opuszczałbym bowiem gardy.
Wie Pan, że w Czechach ma być 3 lata pierdla za „prorosyjską propagandę w mediach społecznościowych”? Chyba Pan rozumie, co to w praktyce oznacza i jacy nasi przyjaciele mogli coś takiego wymyślić. A zresztą szkofa, że jak ja nie obserwował Pan tego, co się niedawno działo w Ottawie i wokół niej – miałby Pan co najmniej niezłą zagwozdkę, która by może nawet nieco zachwiała tym Pana liberalno-ptolemejskim, że tak to określę, „światopoglądem” (słowo ze słownika komunistycznego agitatora!), wziętym, jak sądzę, od Mackiewicza.
Że spróbujœ wyjaśnić… U Pana słowo „Bolszewik” nie tyle oznacza coś konkretnego, co raczej jest po prostu pełnym obrzydzenia prychnięciem. Prawie wszystko, co się Paniu, mnie czy bardziej słusznie, nie podoba, będzie „Bolszewizmem”, a co dopiero, kiedy nie zgadza się z Pańską słodką, idealistyczą wizją świata, i w dodatku zniszczyło tę, tak przez Pana ukochaną „Prawdziwą Rosję Prawie Bez Kary Śmierci, Ach!”
A jednak w inteligentnej rozmowie słowa powinny mieć konkretne znaczenie, zgodzi się Pan? No to ja mówię, że to „liberalne”, co teraz rządzi Zachodem, a od jakiegoś czasu w sumie oficjalnie chce go zniszczyć, bez porównania bardziej przypomina autentycznt leninowski Bolszewizm – z „woną miłością”, pdalskimi zespołami pieśni i tańa, a także przemocą na styku machiny państwa i luźnych hunwejbinów, niż Rossja po powiedzmy WW2. Co je tam łączy? Rosja jako baza i lokalizacja, agresywność, zamordyzm. Dla Pana to zaprzeczenie „Prawdziwej Rosji”, ale miłość jest ślepa, szczególnie, jeśli się coś zna tylko z opowieści, z natury subiektywnych.
Jeśli to co szaleje teraz na Zachodzie to „Bolszewizm”, a sądzę, że nie znajdziemy tu precyzyjniejszego określenia, to to w obecnej Rosji jest czymś zupełnie innym, bo nie mówimy o propagandzie na użytek wroga, zresztą to też już raczej przeszłość, tylko o faktach. Mafia, służby, zamordyzm, agresywność, kłamliwa (a jest inna?) propaganda – zgoda, ale Bolszewizm to LGBT, BLM, Soros, Trudeam i Gates. Nie Putek, chyba że wolimy z obrzydzeniem prychać, zamiast poszukiwać prawdę.
„
Drogi Panie Triariusie,
Osobiście nie sądzę, żeby Putin był wrogiem bolszewickich jaczejek na Zachodzie. Tow. Ardern, Trudeau et al. nie są dla niego wrogami, nawet jeżeli chwilowo są wrogo nastawieni do niego. To jest bolszewicka sitwa, która urabia świat dla zwycięstwa komunizmu, prostuje ścieżki może nie dla Putina, ale dla jego następcy.
Pańskie słowa o bolszewizmie są interesujące i chciałbym się do nich odnieść wieczoem. Tymczasem pozwolę sobie wskazać, że dyskutowaliśmy to tutaj wielokrotnie:
http://wydawnictwopodziemne.com/category/debaty/przybijanie-kisielu-do-sciany/
Nie jest wrogiem? To dlaczego cała ta anyputkowa propaganda, przyzna Pan, że obłędna i na chama? Putek może nie chcieć mieć pod bokiem laboratoriów produkujących środki mogące wyludnić całą ziemię i temuż podobnież. dziwne? Nawet bandyta może się czymś brzydzić, czym my się brzydzimy, nespa?
Ach, Panie Triariusie! Po polsku „być wrogiem” oznacza przecież i jedno i drugie: Putin nie jest wrogiem (nie jest wrogo nastawiony do) Ardern. Dlaczego miałby być? To zdrowa komunistka. Natomiast Ardern wygodnie jest widzieć w Putinie wroga, czyli po polsku „Putin jest wrogiem Ardern”. Co w tym jest trudnego do zrozumienia?
Nie sądzę, żeby hipoteza, jakoby sowieciarze likwidowali tajemne amerykańskie laboratoria biologiczne, dała się utrzymać. To jest raczej sowiecka prowokacja.
Panie Triariusie,
Poruszył Pan bardzo interesujący problem. Ma Pan rację, bolszewik – bez cudzysłowu i z małej litery – jest dla mnie pełnym obrzydzenia prychnięciem. Tak, Hitler był bolszewikiem, był nacjonał-komunistą, podobnie jak Gomułka czy Nagy. Tak, Dubcek był bolszewikiem, był rewizjonistą, podobnie jak Kołakowski, chciał poprawić komunizm. Tak, Chomeini był bolszewikiem, podobnie jak Saddam czy Assad. Tak, Ardern jest kumunistką, podobnie jak Trudeau. Natomiast bierze Pan rozbrat z rzeczywistością, kiedy mówi Pan „a co dopiero” coś co zniszczyło Rosję – bo jak mam to nazwać jak nie bolszewizmem? A jak Pan to nazywa? Rewolucją październikową? Nigdy nie posądzałem Pana o uleganie wpływom agit-prop, ale kto to wie.
Nie rozumiem niestety drugiego akapitu Pańskiego komentarza z 1:05. To brzmi, jak gdyby brakowało co drugiego słowa i nie wszystkie zdania się łączą związkiem wynikania logicznego. Zatem proszę o wyjaśnienia.
Natomiast ma Pan rację, nazywając to, co się dzieje na Zachodzie (nawiasem mówiąc, Ardern i Trudeau są tu tylko wygodnymi przykładami, bo są oboje podobnej proweniencji, w krajach w miarę do się podobnych i porównywalnych, choć antypodalnie odległych) bolszewizmem. To jest tylko jeden jego aspekt, bolszewizm kulturowy, o czym mówił zwięźle Trevor Loudon w wywiadzie z wp: http://wydawnictwopodziemne.com/2021/10/17/tylko-prawda-moze-nas-uratowac-wywiad-z-trevorem-loudonem/ , ale ta strona jest teraz najważniejsza, o wiele ważniejsza niż strona ekonomiczna. Dodałbym do wywodu Loudona, że zachodni bolszewicy nie ukrywają także swych totalitarnych ciągotek, ale o tym sam Pan wie bardzo dobrze. Ta konstatacja (tj., że na Zachodzie jest bolszewizm) nie przeczy jednak wcale określeniu Putina mianem bolszewika, z powodów tak oczywistych, że aż nie chce mi się ich wykładać. Bolszewizm zawsze i wszędzie dostosowuje się do miejsca i czasu. Kompartia nie miała szans na zwycięstwo w Iranie, Chomeini miał. Stalin był wrogiem wszystkiego co rosyjskie, do czasu aż stał się „wielkoruskim patriotą”, bo tak mu akurat było potrzeba. Był wrogiem Hitlera, a potem się z nim ściskał, bo taka taktyczna wolta była wygodna. Są pseudokapitalistami, jak chrlowcy i sowieccy nababowie, albo socjalistami, jak Corbyn czy Melanchon. Prawdziwe pytanie, na które Pan nie chce odpowiedzieć, zawiera się w naszej ostatniej ankiecie: po co wszedł do Ukrainy? Na co mu to było potrzebne w tym akurat momencie? Bo że nie chodzi o Ukrainę, to jestem przekonany.
Dobrze, dosyć tego. Przejdźmy do spraw istotnych: Jorge czy Colby?
Tamten akapit, pomijając brak litery, widzi mi się w porządku. Mogę ew. dokonać jego egzegezy, ale wolałbym nie teraz. Na razie przyznał Pan mi rację w kwestii prychnięcia, a to pierwszy, i ach! jakże istotny sukces tej dyskusji.
Wie Pan, że polemiki traktuję raczej jako niezbyt szkodliwą, ale jednak słabostkę i używkę. Z naszą dotychczas było jak z ogromną większością – przedstawiliśmy swoje opinie, dla świata i potomności, i na jedne tematy absolutnie się zgadzamy, bo zgadzaliśmy się zawsze, a za inne nie, i dyskusja niczego nie zmieniła, a na żadne iluminacje się nie zanosi.
Pan przyznał mi jednak rację z prychnięciem (choć dla Pana to nie zarzut, Pan z tego jest dumny, w czym nie ma racji, ale dostrzegam tu też pewne argumenta za, gryzienie sercem – jakie to ludzkie, a nawet humanistyczne!), no to się zrewanżuję. Zupełnie niepotrzebnie wciąż wbijam Panu szpile w kwestii cudowności Rosji carów tych rzeczy. Powiedziałem już wyraźnie jak ja to widzę, co uważam za cenne, ale ani tutaj to nie jest bardzo ważne, a po drugie Pan może to widzieć inaczej, niczego tu nie zmienię, bo de gustibus…
Jednak przyznał Pan, że nasza dyskusja musiała być nieco kulawa, ponieważ słowa znaczą u Pana co innego niż u mnie. Dla mnie Hitler, czy nawet Bierut, żadnym „Bolszewikiem” nie był – dla Pana nawet Dżingis Chan – ba! – pewnie dżuma z cholerą – będzie pewnie „Bolszewikiem”. O ile dość Pan ich nie lubi, of course, co jatam wiem. Może Pan sobie oczywiście definiować dowolnie i słodko jest, żeśmy sobie ten drobny rozziew wyjaśnili, ale prychanie to jednak nie jest dochodzenie do prawdy, w które Pan pono wierzy i którego chyba pragnie. Może być uzasadnione, ale słowa mogące mieć b. precyzyjne i istotne znaczenie są zbyt cenne, by nimi po prostu zastępować prychanie. Podejrzewam też, że prychanie zastępuje Pan całą masę słów, które u niektórych mają, lub mieć próbują, bardzo konkretne znaczenie, a to jednak trochę szkoda. Czy nie lepiej byłoby po prostu pisać coś w rodzaju „syf i kiła”, a jeżeli to zbyt… to np. „^&*”? Proste, tanie i nie zabagnia dyskusji.
To by na razie było na tyle, bo przy nikłej wierze w dyskutowanie cenię interaktywność. (Swoą drogą co z ankietą? Plik był spsialy, ale następne podejście może się udać.)
Panie Triariusie,
Przesłałem Panu ankietę dwa razy, w różnych formatach (raz jako załącznik, raz w tekście emalii). Jeżeli chce Pan w innym, to proszę do mnie napisać. Nikt inny nie miał problemu z jej otwarciem.
Bardzo się cieszę, że Pan rozumie ten akapit. Ja nie.
Myli się Pan. Dżyngis Chan nie był bolszewikiem, bo to byłby ahistoryczny i merytoryczny absurd. Choć można z pewnością nazwać Cromwella czy Robespierre’a, a nawet Fra Dolcino – pre-bolszewią. Rewolucja na Korkirze, opisywana przez Tukidyda, jest klasycznym pre-bolszewickim fenomenem. Już tych kilka przykładów wskazuje, jak obszerny jest zakres znaczeniowy tego słowa.
Myli się Pan również w kwestii poglądów. Moje są kwestią przemyśleń, a nie gustów, więc de gustibus nie ma tu zastosowania. Gustów dyskutować nie warto, choć warto próbować uświadomić sobie ich pochodzenie, ich źródła.
Nie sądzę, żeby nazwanie Putina bolszewikiem „zabagniało dyskusję”, ale w końcu Pan nie lubi polemiki, a ja uważam ją za krwioobieg życia intelektualnego. Bez dyskusji zamykam się w swoich własnych przekonaniach. Tymczasem rozumiem, że dyskusja to dla Pana słabostka. No, można i tak. Mnie interesuje, co Pan ma do powiedzenia, bo w tym świetle patrzę na moje przekonania. Czasami je zmieniam, jak na przykład w dyskusji nad Ukrainą podczas ostatnich kilku dni. A niekiedy utwierdzam się w moim stanowisku. Wydaje mi się to racjonalnym podejściem, a nie irracjonalną używką, jak Pan zechciał to nazwać.
Wracając do prychania i bolszewizmu. Fakt, że określenie ma taki efekt (prychnięcia) nie oznacza z kolei, że jest pozbawione jasno określonej treści. Bolszewizm może być (i na pewno jest) trudny do zdefiniowania, dlatego nazywam ten męczący proces przybijaniem kisielu do ściany. Ale „brak definicji nie powinien mącić naszego metodologicznego sumienia”, jak się wyraził pewien filozof. Jego treść jest obszernym workiem semantycznym, który musi pomieścić zarówno Trockiego i Lenina, jak Bucharina i Stalina, zarówno Dzierżyńskiego-kokainistę, jak Andropowa, Gorbaczowa i Mao, Denga i Putina, Ho i Kima, Gomułkę, Bieruta i Jaruzela. Jako takie da się zastosować do Hitlera, choć z trudem tylko do Mussoliniego, do towarzyszki Ardern, ale nie do Trumpa, do Corbyna, ale nie do Orbana. I tak dalej.
Sympatia czy jej brak, a także miłość zachwut i temuż podobnież, to jednak w ostatecznym rachunku kwestia gustu, a nie zimnego intelektu. Ja mogę Pana długo i „naukowo „przekonywać Pana, że słysznie uwielbiam koty, lubię szachy, a brzydzę się brydźem, albo dlaczego Heavy Metal uważam za oszustwo, a kocham… różne inne rzeczy… Ale to i tak w sumie pozostanie kwestią gustu.
Z plikami czasem tak bywa, a o drugim razie po prostu nie wiedziałem. Niędzy szachami, chromatyczną harmonijką, ganianiem za lubym groszem i Bitchutem te moje setki codziennych mailów pozostają mocno zaniedbane.
A co do prychania – przedtem się Pan zgodził, teraz definiuje Pan „Bolszewika” jako coś, co się potocznie nazywa „komuchem”. Nie da się temu nic zarzucić, definicja (implicite) całkiem przyzwoita, ale ja, sowietolog jakby nie było od kolebki, wolę jeszcze o wiele precyzyjniejsze terminy, a tutaj widzę masę istotnych óżnic z pospolitym komuchem ze znanego obozu, że dla mnie yo rozróżnienie jest cenne.
Co zaś do „Proto-Komucha”, czy „Proto-Bolszewika”, to w sumie mogę się zgodzić i dorzucę, że o coś takiego można także podejrzewać Sokratesa i Pitagorasa. Każdego zresztą guru utopistycznej sekty. Komunizm jako Gnoza – Pan T. pisał o tym wieki temu. Bardzo zresztą szpęgleryczna myśl, daruje Pan tę przykrą chyba dla Pana uwagę.
Mówiłem o znacznej większości komuchów ze znanego obozu, bo tak się składa, że w klasach 5-8 w Elbkąhu miałemm dyrektora, który nawet nosił się i wyglądał jak Kalinin czy inny Trocki. I to był Bolszewik czystej wody, niemal nie przerwal mojej znakomicie się zapowiadającej akademickiej kariery na podstawówce.
Drogi Panie Triariusie,
Sam Pan wie doskonale, że nie ma ani śladu sprzeczności między porównaniem określenia do prychnięcia i twierdzeniem, że zawiera ono namacalną treść. To samo powtarzam cały czas. Nie zmieniłem zdania w przeciągu kilku komentarzy.
Sokrates jest protokomunistą??? W jakim sensie??? Mogę Pana zapewnić, że wspominanie Spenglera nie sprawia mi przykrości. Właściwie, wręcz przeciwnie, sprawia mi przyjemność. Ale Sokrates prebolszewikiem? Zechce Pan wytłumaczyć.
Skłonność do heavy metal albo do kotów – osobiście, nie znoszę ani tego, ani tego, i cóż z tego? – jest kwestią gustu, poglądy nie są. Przynajmniej moje poglądy nie są kwestią gustu. I dlatego podlegają dyskusji. Np. czy Sokrates był pre-bolszewikiem, Platon trockistą, a Arystoteles maoistą?
Ma Pan tendencję do mącenia spraw prostych: czy mam przesłać ponownie ankietę? Jeżeli tak, to w jakim formacie?
Widzi Pan… Pan kocha polemiki, bo kocha francuską lekkość i przekomarzanki. Ja, daruje Pan brutalną szczerość, ew. tylko z areakcyjnymi kobietkami. Strudiowałem Historię Starożytną na sławnej niegdyś katedrze w Uppsali, gdybym nie był samcem, pisałbym z tego doktora… Wiem co mówię. Pan może oczywiście oceniać to naczej, inne przekazy o życiu Sokratesa brać pod uwagę, inaczej definiować „Bolszewika”… A ja, choć nawet semestru greki nie zaliczyłem, „Obronę Sokratesa” czytałem akurat w oryginale. Wiem co mówię.
Pewien (mocno liberalny, nie w sensie amerykańskim, ale mnie wystarcza) Żyd napisał o Sokratesie szczerą i bez końskich okularów książkę, i ona jest po polsku. Większość z tego, co gość pisze, ma sens. Nie pamiętam teraz dokładnego tytułu ani autora, ale o tym było dyskutowane na moim św,p. blogu, powinno dać się odnaleźć, zachęcam.
Istnieje też po prawdzie skrajnie inna interpretacja tej postaci: Sparta i jej zamordyzm; prawdziwa chtoniczna religia przodkówm zamiast pustych państwowych obrzędów; heroizm hoplity; „najmędrszy człek w Helladzie” delfickiej wyroczni… Warto sięnad tym zastanowić, ale la mnie to raczej „mądrość etapu” i mimikra – Proto-Bolszewizm przybiera różne dziwne formy i taktyczne sojusze, bo ważny jest cel, nie środki.
Chętnie bym zapodyskutował o tej fascynującej zaiste postaci, ale – proszę darować! – musiałbym usłyszeć od Pana, że naprawdę wie o Sokratesie więcej, niż przeciętny współczesny inteligent… Ba, nawet inteligent przedwojenny! Bo inaczej, daruje Pan, będzie to ze ślepym o kolorach. Ale może Pan przecież postudiować tę kwestię i będzie git!
Co do ankiety zaś… Mnie nie zależy, bo Ukraina odwraca uwagę, i ma odwracać, od spraw nieporównanie istotniejszych, od których naprawdę zależy przyszłość ludzkiego gatunku i spełnienie się przepowiedni Ardreya (te Spenglera spełniły się już z nawiązką oczywiście). Doceniam pamięć i zaproszenie oczywiście, ale mam tyle ważniejszych i przyjemniejszych spraw na głowie, że zrobiłbym to raczej tylko z miłości do Pana, Bardzo Panu zależy? Bo że się nigdy w niczym naprawdę istotnym nie zgodzimy, to dla mnie oczywiste od dawna.
No i na zakończenie… Miłość o, powiedzmy, Sparty, i niechęć do, powiedzmy, Rosji, albo odwrotnie, to jednak gustibusy (uwaga, kuchenna łacina!).
A, racja! Dla Pana Sparta to przecie czysta komuna! No więc ma Pan Sokratesa jak w saku!
(O Spenglerze w związku z Sokratesem nie ośmielę się nawet wspomnieć.)
I.F. Stone „Sprawa Sokratesa”. Sam się rozejrzę, bo chętnie znowu przeczytam, a gdzieś to mam.
Autentyczny Komunizm (w odróżnieniu od cyniczno-ewolucyjnego Bolszewizmu, choć już sam Marks znajduje się gdzieś na styku), to poniekąd ŚWIECKA GNOZA. Z definicji. (Dlatego Pierwszych Chrześcijan do tego nie zaliczam – choć ach! – ile mają z tym wspólnego! Jednak to jest autentyczna religia.) A czymże jest „wiedza o Dobru”, którą Sokrates nachalnie zawracał dupę porządnym ludziom, czyniąc im w głowie zamęt? Większość mędrków się zachwyca, ale kiedy ktoś naprawdę czytał i cokolwiek kojarzy, widzi że to brednie. I czymże, jeśli nie Gnozą, absolutnie świecką, jest „nauka o Ideach” najwierniejszego uczna Sokratesa? (Arystoteles, choć popełnił sporo poważnych błędów i uległ wpływowi tych nauk, jednak się przeciw temu zbuntował i je odrzucił. To był typ uczonego, a nie Proroka, Gnostyka, Bolszewika)
A całkiem nawiasem, to wpadłem kiedyś na to (będąc sam grapplerem itd.), że „naukę o Ideach” mógł stworzyć jedynie zapaśnik, a Platon był w tym mistrzem olimpijskim. Genialny temat na błyskotliwy esej (a są inne?), ale nie będę pisał za darmo w czasach upadku i rozkladu, kiedy intelektualny dorobek i tak przepadnie bez śladu.
Cha, cha, Panie Triariusie! Należy się Panu palma pierwszeństwa. Nikt przed Panem takich kawałków nie opowiadał. Bardzo mi się podoba. Tylko to wygląda trochę, jak commedia dell’arte dla ocipiałych, bo tak się składa, że ja nie znoszę francuskiej kultury, ich historia jest fascynująca tylko do czasów Henryka IV (choć robię wyjątek do napoleońskiej awantury), a ich myśl wydaje mi się drugorzędna, ich sztuka miałka. Oczywiście, jak zawsze, są wyjątki, wybitni pisarze, wybitny filozof i genialni wodzowie, Turenne i Kondeusz za Burbonów. Ale to jest wszystko kwestia gustu, a nie poglądów. Podobnie jak miłość do Sparty, jak Pan zdołał zauważyć. Natomiast nie zdołał Pan zauważyć, że ja akurat Spartan uwielbiam, uważam Lacedemon za cud, za perłę historii, więc, nie po raz pierwszy i zapewne nie ostatni, coś się Panu pomyliło. I nie inaczej z gnozą. Gnozą jest marksizm, a nie komunizm, bo to byłby absurd.
Szkoda, że nie wrzuca Pan funta na moje konto, ilekroć wspomni Pan, że studiował w Uppsali. Byłbym już bogatym człowiekiem. Może zaczniemy teraz? Przed śmiercią stanę się milionerem. Obawiam się atoli, że dyskusja nie będzie wyglądać w ten sposób, że najpierw Pan „musiałby usłyszeć ode mnie, że naprawdę wiem o Sokratesie więcej, niż przeciętny współczesny inteligent…” (To znaczy co? Mam Panu przedłożyć zaświadczenie? Czy może inne dowody do łaskawego rozpatrzenia?) Nie, Szanowny Panie. Pan się zapomina. Zapomina Pan także, że jest u mnie w domu. Więc to ja mógłbym powiedzieć, że zaproszenie do dyskusji o Sokratesie zostało niniejszym wycofane, ale łaskawie zezwalam Panu się zgłosić do mnie, kiedy nadrobi Pan luki w wykształceniu. Tylko nie zrobię tego, bo to byłoby chamstwo.
Ma Pan rację, Panie Triariusie. Niech Pan nie pisze za darmo.
Dzięki za przyznanie, że jednak polemiki Pan lubi, ale trzeba z Panem bardzo delikatnie, więc nie ze mną. Panu wolno silić się na złośliwostki, ale jak Pana coś trafi, yo „Mamo, mami. wojna na Ukrainie!”Coś jak ambitny i wysportowany gestapowiec uwielbiający bokserskie sparringi z uwięzionym mistrzem: „Jestem w końcu u siebie!”
Potwierdził Pan ze sporą nawiązką większość niemiłych podejrzeń, które na Pański temat miałem, za co dzięki!
Tak, studiowałem w Uppsali i byle kto nie będzie mnie od niechcenia z Sokratesa zaginał. Pozdrawiam serdecznie, pozostawiając Pana, i pozostałych Panów, z głębokimi myślami Józefa Mackiewicza.
Cha, cha, cha!
Dość dobry tekst o Putinie, acz nie jakiś porywające. Lecz zerknąć warto:
https://nlad.pl/wladimir-putin-nie-zwariowal-czemu-zaczal-wojne/
Prawdę mówiąc, wydało mi się toto miałkie i powtarzające utarte mniemania w zmienionej konstelacji. Czytałem na pewno ciekawsze analizy sytuacji w komentarzach na wp.