Józef Mackiewicz i cenzura V
12 komentarzy Published 14 grudnia 2014    | 
Mój Boże, żeby mi pozwolono pisać, co chcę!
W normalnym społeczeństwie każdy pisarz pisze, co mu się podoba i ukazuje to, co chce, i nikt mu tego za „odwagę” nie poczytuje. Nie podlega za to żadnej dyskryminacji ani nagonce. Tak być powinno i u nas. Ale tak nie jest. U nas działają dziesiątki cenzur i tabu. Jeżeli chodzi o mnie, to „odwaga” odnosi się w praktyce raczej do moich wydawców, względnie redaktorów pism, którzy mnie drukują. Osobiście „odważyłbym się” nieraz na wiele więcej, gdybym miał nadzieję, że mi to wydrukują.
Mackiewicz stawiał bardzo wysokie wymagania zarówno autorom jak redaktorom. Wskazywał na trzy zadania redaktora pisma: czuwać nad wysokim poziomem, merytoryczną oryginalnością i zgodnością z prawem. Był całkowicie w zgodzie z tymi zasadami, gdy pisał do Kossowskiej w kwietniu 1969 roku: „Odwagę wykazuje nie autor, lecz wydawca, redaktor który puszcza do druku. Mój Boże, żeby mi pozwolono pisać, co chcę!” Praktyczną wskazówkę dla redaktorów formułował natomiast w liście do Chmielowca z grudnia 1970: „Wolność słowa polega na tym, że wszystko można zamieścić, z czym można polemizować.” Czytaj więcej ->
Prześlij znajomemu
Sprawa Łukszy czy „sprawa Mackiewicza”?
12 komentarzy Published 7 grudnia 2014    | 
W maju 1940 roku rząd litewski pozbawił Józefa Mackiewicza „prawa wydawania jakichkolwiek druków na terenie Republiki Litewskiej”. Mackiewicz ustąpił z redakcji Gazety Codziennej 1 czerwca, a 15 czerwca weszli do Wilna bolszewicy. Zanim to jednak nastąpiło, dnia 30 maja opublikował w Gazecie Oświadczenie, które pozwolę sobie tu przytoczyć w całości:
W numerach dawnego Słowa z dn. 27 IX 1935 r. i 5 X 1935 r. umieściłem dwa artykuły, w których omawiałem sprawę wydalenia przez władze polskie do Litwy p. Kazimierza Łukszy. Artykuły te miały tło polityczne, poruszyłem zaś w nich niektóre szczegóły z działalności p. Łukszy, podając je w ujemnym świetle. Oparłem się przy tym na wiadomościach, które mi były dostarczone przez osoby trzecie. Niestety, wprowadzony zostałem w błąd. Wobec tego, że zarzuty te mogą p. Łukszy w opinii szkodzić, zaznaczam, że należy je uważać za nie istniejące. Jednocześnie z powodu wspomnianych artykułów wyrażam mu moje ubolewanie. Czytaj więcej ->
Prześlij znajomemu
Punkt Lagrange’a. Fragment przygotowywanej powieści.
13 komentarzy Published 30 listopada 2014    | 
Londyn zdobyli nie z powietrza, a z morza. Na pokładzie promu dobili do Dover. Po kilkunastu godzinach w trzęsącym się autobusie patrzyli na wzburzony Kanał jak na Morze Karaibskie. Sforsowali z marszu oficera imigracyjnego, używając jako tajnej broni zaproszeń podpisanych przez wuja Izy. Ponownie zapakowali się do autobusu i po niedługim czasie stanęli na przystanku pod Victoria Station. Rodzina Izy mieszkała w Barnet na północy Londynu, niedaleko stacji metra Brent Cross. Wuj dziewczyny, Henryk Zagórski, emerytowany squadron leader jednego z polskich dywizjonów Royal Air Force po wojnie, na złość gospodarzom, którzy po kapitulacji Rzeszy zaczęli patrzeć na emigrantów ze szczerą niechęcią, został na wyspie i dorobił się sporego majątku. Teraz żył z procentów i patrzył na świat z dystansem człowieka niezależnego. Na widok siostrzenicy ucieszył się jak nastolatek, Texasa natomiast obrzucił uważnym, żeby nie powiedzieć podejrzliwym spojrzeniem, jakby chciał powiedzieć: no, młody człowieku, sprawdźmy, co ona w tobie widzi… Czytaj więcej ->
Prześlij znajomemu
Konserwatyzm a demokracja. Dokończenie.
0 komentarzy Published 22 listopada 2014    | 
W lutym 1919 roku zebrał się w Warszawie Sejm. Naczelnik państwa składa w ręce jego swój urząd, a Sejm natychmiast uchwala prowizoryczną małą konstytucję, która ogranicza do ostateczności jego władzę, czyniąc go urzędnikiem odpowiedzialnym przed Sejmem, wykonawcą jego woli. Złożyły się na to oczywiście dążenia lewicy do ustalenia wszechwładzy Sejmu, ale także i nie w mniejszym stopniu nienawiść do Piłsudskiego tych, którzy się prawicą mienili. Sejmowładztwa, ugruntowanego przez małą konstytucję, nie ośmielają się później naruszyć twórcy konstytucji wielkiej. Sprawozdawca komisji konstytucyjnej, prof. Dubanowicz, ogłasza w r. 1920, że przedłożony przez nią projekt daje nam rękojmię stworzenia państwa wolnego, a potężnego, rękojmię, polegającą na tym, że „komisja przyjęła rozleglejsze prawo wyborcze, posunęła jak najdalej zasadę odpowiedzialności rządu wobec Sejmu, ograniczyła skład i kompetencję Senatu, jak żadne państwo”. Czytaj więcej ->
Prześlij znajomemu
Konserwatyzm a demokracja
24 komentarzy Published 13 listopada 2014    | 
I
Dzieje Europy toczyły się od czasów rewolucji francuskiej pod znakiem idei demokratycznej. Dziś idea ta jest ideą martwą. Spełniło się w jej zakresie kierujące historią nieubłagane, żelazne, powiedzmy, straszne prawo logicznej konsekwencji, mocą którego żadna idea nie zejdzie z widowni, dopóki nie wyczerpie całej zawartości swojej, dopóki od wniosku idąc do wniosku, nie dojdzie do tego kresu, w którym staje się absurdem. Idea demokratyczna już się wyczerpała, już doszła do absurdu, przeistaczającego ją w przeciwieństwo tego, czem jest w istocie swojej. Świadczy o tym Rosja.
W istocie swojej idea demokratyczna zlewa się z chrześcijańską ideą braterstwa, jest ową powszechnością ludzką, za którą wzdychali sprawiedliwi wszystkich czasów i narodów, ale realizowana w sposób mechaniczny, stosowaniem gwałtu, nie cofającego się przed żadną obrzydliwością, stworzyła w Rosji „maszynerię wspólnoty,” jak się wyraził Fr. W. Förster, „bez ducha wspólnoty” czyli krwawą karykaturę, jaką jest panowanie najgorszych, tych, co łącząc przebiegłość z okrucieństwem, umieli drogą terroru zagarnąć władzę i terrorem ją utrzymują, aby płaszczem idei przykrywać swoje własne najpodlejsze zawiści, nienawiści, namiętności. Czytaj więcej ->
Prześlij znajomemu
Przypowieść zjadliwie niejadalna na prlowskie rocznice (z ukłonem w stronę p. Gombrowicza)
0 komentarzy Published 4 września 2014    | 
Niech nikogo nie zdziwi, że zacznę od następującej niejadalnej przypowieści. Oto (piszą stare kroniki) jeden z babilońskich królów, pragnąc zhańbić pojmanych do niewoli wodzów, zaprosił ich na biesiadę, gdzie nieszczęśnikom podano talerz… hm… talerz… jak by to rzec… talerz, o, talerz… nie, za nic nie powiem, jaka ohyda i hańba widniała na owym talerzu zemsty, przemocy i upokorzenia.
Klęska Polski w roku 1945 była tak absolutna, tak bez reszty kompletna, tak hańbiąca, że zda się, nic do tego starym kronikom, a tym bardziej babilońskim królom. Gdzie przymierzać? Cały świat stanął w wojenne szranki dla Polski, o Polskę, pomimo Polski, z Polską lub przeciw Polsce. Nie było miejsca w światowym konflikcie dla stron zaledwie ciepłych w „sprawie polskiej”, nawet słoń musiał się do niej ustosunkować. Rozdarta we wrześniu 1939 roku na dwa krwawe ochłapy, Polska walczyła i żyła przez całą wojnę, aż połknięta została w całości przez jednego z dwóch najeźdźców. Niesłychany tryumf najgorszego zbrodniarza tamtej wojny, który zasiadł następnie w majestacie sędziego nad zwyciężonymi, był wiktorią łajdactwa i niegodziwości nad wszelkim poczuciem honoru, był ostateczną hańbą i upokorzeniem. Czytaj więcej ->
Prześlij znajomemu
Albowiem
diabeł znalazł środek, ażeby zgubić także tych ludzi, którzy poszli za dobrem, i nie przeszkadza mu, że jednych zabije rozpusta, a innych wstrzemięźliwość.
Tak przekonywał Tertulian w rozprawie skierowanej do żony. Nie wchodząc w istotę kwestii, którą wiele stuleci temu podejmował chrześcijański teolog, myśl wydała mi się niebywale celna dla opisu naszego tu i teraz, bolszewickiej ery. Bo, czy istotnie, nie jest tak, że bolszewizm, w całej swojej infernalnej przebiegłości, kusi nie tyle złem, co dobrem? Czy często dobrotliwy uśmiech znika z bolszewickiej gęby? Czy słowa takie jak pokój, sprawiedliwość, wolność, równość, co tam jeszcze, schodzą kiedykolwiek z bolszewickich ust? Czy nie deklarują owe usta notorycznie chęci budowania „lepszego świata”? W gruncie rzeczy nie istnieje zapewne sfera życia publicznego, w której bolszewicy nie potrafiliby wykreować pozytywnych, grających na ich korzyść, argumentów.
Prześlij znajomemu
Tomasz Sobieraj pisze przekonująco o stanie życia intelektualnego w dzisiejszej Polsce. Słowa jego dałyby się zastosować i do Anglii i, podejrzewam, wszędzie. „Ideologia znudzonych dzieci dobrobytu,” wydaje mi się znakomicie opisywać obecny stan umysłów na tzw. zgniłym zachodzie, ale pan Tomasz wypowiedział te słowa nie pod adresem współczesnej nam (pseudo)intelektualnej gawiedzi, zaludniającej wszystkie bary świata, tylko wobec Sartre’a, Goddarda i de Beauvoir, a ci przecież byli po prostu komunistami; nie lewakami, nie komunizującymi intelektualistami, ale najzwyczajniej: bolszewikami. „Aby być rewolucyjnym intelektualistą, trzeba przestać być intelektualistą.” Ładnie powiedziane? To Jean Luc Goddard w filmie Sympathy for the Devil, propagandowej szmirze, przy której produkcja Mosfilmu to jest arcydzieło głębi. Czy byli znudzeni, czy nie, to może zainteresować psychologa, ale treść ich wypocin była czysto bolszewicka. Przystosowana do timbre’u sowieckiej (bądź maoistowskiej) propagandy, do danego etapu rozwoju; wszyscy troje robili to dokładnie, czego od nich oczekiwano (choć nie ma doprawdy żadnego znaczenia czy byli „agentami”). Pozwolę sobie też zauważyć, że – w przeciwieństwie do państwa Sartre – jedyną ideologią dzisiejszych „dzieci dobrobytu” jest uganianie się za pieniędzmi. Czytaj więcej ->
Prześlij znajomemu
Przeciw „intelektualistom”. I parę słów o postetycznym świecie ze szczególnym uwzględnieniem Polski
20 komentarzy Published 10 czerwca 2014    | 
Pisarz prawdziwy, naprawdę niezależny, będzie zawsze po stronie tych, którzy są ofiarami historii. Literaci, nieśmiertelni literaci dworscy, »do usług« wobec każdego panującego władcy, »twórcy historii«, to właśnie owi »intelektualiści« w cudzysłowie, zgraja orwellowskich durniów czy popperowskich osłów.
Gustaw Herling-Grudziński, Dziennik pisany nocą.
I
Ja nie wierzę, że żeby być postępowym trzeba wyrzekać się rozumu.
Czesław Miłosz, list do Konstantego A. Jeleńskiego, 18 marca 1971 r.
Miłosz napisał te słowa w kontekście ruchów lewicowych i lewackich, które intensywnie rozwijały się na Zachodzie od 1968 roku. Ich przywódcami, członkami i sympatykami byli owi orwellowsko-popperowscy „intelektualiści”, studenci, artyści, często tak zwane wielkie nazwiska, jak np. Jean-Paul Sartre, Jean-Luc Godard, Roland Barthes, Simone de Beauvoir, a naczelnym hasłem usprawiedliwiającym ich poczynania był postęp, w skrócie rozumiany jako pełna swoboda, brak zasad i odpowiedzialności. Zapoznanie się z ideologią tych znudzonych dzieci dobrobytu wywołało niesmak i zażenowanie nawet u Gombrowicza, zresztą jak i u innych, którzy coś naprawdę przeżyli, zrozumieli i dokonali. Jednak każda ideologia oparta nie na rozumie, a na chwytliwych hasłach i demagogii łatwo wchodzi w krwiobieg, więc i ta zaraziła Zachód wirusami głupoty, permisywizmu i relatywizmu, pogłębiając duchową pustkę. Gdy zabawa w psucie znudziła się jej twórcom i wystarczająco na niej zarobili, jak zwykle zmienili ton lub poglądy, napisali nowe książki i wzruszyli ramionami zrzucając z nich ciężar odpowiedzialności, przy okazji zostawiając mniej bystrych towarzyszy i wyznawców z rozdziawionymi gębami. Czytaj więcej ->
Prześlij znajomemu
Nowy, wspaniały peerel czyli tryumf ześlizgu
17 komentarzy Published 5 czerwca 2014    | 
Gdy Redakcja Wydawnictwa Podziemnego zaproponowała „uhonorowanie tej doniosłej chwili w historii prlu”, w pierwszej chwili mnie to zaskoczyło. Odczuwając narastającą falę propagandy wielbiącej „upadek komunizmu” i „odzyskaną wolność” pragnąłem jak najbardziej się od tego tematu oderwać. O czym tu mówić albo pisać? Wylewać żale, narzekać i/lub dawać upust sarkazmowi? Dla mnie to przecież ćwierćwiecze zwycięstwa bolszewickiego neo-NEPu – mojej osobistej klęski, bowiem sprawa, na której mi zależało i zależy okazała się przegrana na długie lata. To zwycięstwo bolszewików jest na tyle skuteczne, że dziś tylko nieliczni dostrzegają i rozumieją co się naprawdę wydarzyło, prowokację nazywają prowokacją, a podstęp podstępem. Pisać dla tych nielicznych, którzy to wszystko dobrze wiedzą? Czy w takiej sytuacji, akurat teraz, jest sens odnosić się do tego? Czytaj więcej ->
Prześlij znajomemu
Fraszka, a raczej… podróż w czasie i przestrzeni.
Jest dawno temu. Rok mniej więcej 1189 przed Chrystusem, wybrzeże Azji Mniejszej. Nazajutrz po długotrwałych a wyczerpujących zmaganiach dwóch wrogich światów, Odyseusz, jeden z najsłynniejszych wojowników starożytności, wyskakuje z drewnianego daru, ówczesnego cudu techniki i politycznego savoir-vivre‚u. Jego celem zapobieżenie dalszym niemądrym waśniom? Ochrona mieszkańców starożytnej siedziby przed natręctwami niesfornych Achajów? Powszechna i wszechobecna, po kres świata, zgoda? Nawet gdyby Ulisses nie był prostolinijnym żołnierzem, a włodarze miasta naszkicowani piórem raczej Kochanowskiego, niż Homera, żaden z Trojańczyków nie dałby się skusić podobnym absurdom. Czy dlatego, że nie zaznali życia pod achajskim niebem, nie kosztowali ich cierpkiego wina, nie poznali ich prawd? Zapewne każdy z tych powodów mógł mieć swoje znaczenie. Najważniejsze jednak było jedno – w świecie, w którym żyli, słowo, niezależnie od używanego języka, znaczyło zawsze to samo. Czytaj więcej ->
Prześlij znajomemu
Próba jakiegoś merytorycznego odniesienia się do obchodzonego w tym roku dwudziestopięciolecia wprowadzenia nowych kłamstw zamiast starych nie jest zadaniem łatwym. Jaką formę miałaby przyjąć taka próba, jakie treści należałoby w tym miejscu przekazać? I przede wszystkim, do kogo skierować taką wypowiedź?
W pierwszej chwili chciałem ulec sugestii Redakcji Wydawnictwa Podziemnego i dać upust zjadliwemu szyderstwu, okraszonemu szczyptą czarnego humoru. W sumie byłaby to całkiem odpowiednia reakcja na ten eksperyment, w którym przyszło nam uczestniczyć już ćwierć wieku. Ale po zastanowieniu doszedłem do wniosku, że miałoby to znamiona działania cokolwiek jałowego, że nie powiem wtórnego. Ile w końcu można kpić i szydzić z własnej niedoli i niemocy? Ile dowcipów na temat „suwerenności’ i „niepodległości” tzw. III RP można jeszcze wymyślić? I jaki sens miałaby taka działalność? Zresztą sytuacja polityczna po 1989 roku została już tyle razy przez niesystemowych komentatorów nazwana, opisana, zanalizowana, że kto chciał, ten wyrobił sobie pogląd, a kto nadal czerpie wiedzę z przekazu dziennika telewizyjnego, temu już i tak nic nie pomoże. Czytaj więcej ->
Prześlij znajomemu
25 lat w poszukiwaniu przyszłości
7 komentarzy Published 20 maja 2014    | 
Wielkie były pokłady naiwności w 1989. O roku ów! Uff…
A sprawa była prosta: trzeba wiedzieć o co naprawdę chodzi. Niektórzy wiedzieli.
Żeby to wiedzieć, trzeba sięgać do istoty zjawisk. A większość zadowoliła się pozorami.
W końcu to był świat telewizji; czego nie ma na ekranie, to nie istnieje.
A jaka była prawda?
Mimo, że tomy napisano na ten temat, rzecz najlepiej ujął satyryk Zenon Laskowik. Powiedział tak: „U nas wszystko się nazywa, a nie jest!” Bez żartów, jest w tym powiedzeniu metafizyczna prawda. A chodzi o to, że od jakiegoś czasu istnieją dwa światy: realny i wirtualny. Czytaj więcej ->
Prześlij znajomemu
Najdłuższy sen nowożytnej Europy
14 komentarzy Published 4 maja 2014    | 
Prospero:
Nasze przedstawienie jest skończone. Nasza trupa,
Jak uprzedziłem we wstępie, była sennymi marami,
i rozpływa się w powietrzu, ginie we mgle:
I jak nieistniejąca substancja tego przedstawienia,
Wieże zwieńczone chmurami, wspaniałe pałace
Dostojne świątynie, a nawet i sam Teatr
Zaprawdę, cokolwiek od tego pochodzi, zniknie,
I kiedy ten pochód mar się skończy,
Odejdź i ty bez śladu. Jesteśmy z tego tworzywa
Z którego marzenia są tkane; a nasze małe życie
Jest otulone snem.
Szacowne Wydawnictwo Podziemne zaproponowało mi udział w uroczystych obchodach dwudziestopięciolecia PRL-u bis i wobec doniosłości tego jubileuszu nie wypadało przynajmniej nie spróbować wziąć się z tematem za bary. To już dwadzieścia pięć lat! Nie dziwota, że Władysław Frasyniuk, wraz z innymi uczestnikami porodu, świadkami i towarzyszami połogu, uroków wieku dziecięcego i nastoletniego oraz wejścia w dorosłość PRL-u bis, proponuje uznać domniemaną datę jego narodzin za datę najważniejszego polskiego święta państwowego. Dziwne byłoby natomiast, gdybym to ja się na to zgodził, bo nie mogę poczuć się ani do ojcostwa, ani pokrewieństwa, choćby tylko intelektualnego. Uważam ponadto, że dziecko jest niepełnosprawne z winy rodziców i opiekunów, dlatego to oni powinni płacić mu alimenty przez kolejne dwadzieścia pięć lat, jeśli samo dziecko dożyje, w co wątpię. Czytaj więcej ->
Prześlij znajomemu
W związku z nadchodzącą wiekopomną rocznicą prlu bis – „ćwierć wieku … to daje do myślenia”, mówi Marilyn Monroe w Pół żartem, pół serio – chcieliśmy rozpisać kolejną Ankietę Wydawnictwa Podziemnego, ale po zastanowieniu postanowiliśmy zwrócić się do naszych czytelników z prośbą o uhonorowanie tej doniosłej chwili w historii prlu w spontanicznej i dowolnej formie, ad lib. Oczekujemy zarówno Wielkich Improwizacji jak i Inwokacji Wędrownego Szklarza, wspomnień weteranów walki o wolność prlu, a także politycznej analizy. Spodziewamy się szerokich pejzaży, perspektywicznego spojrzenia – nie na darmo przecież kula ziemska (a jednak się kręci!) jest częścią winiety Wydawnictwa Podziemnego – ale prosimy też o mrugnięcie okiem i o kontekst.
Rocznica aktu dopisania słowa ‘bis’ do prlu, to nie bagatela. Ukoronowano orła, uwolniono czarny rynek, „prl rośnie w siłę, a ludzie żyją dostatniej”, jak miał się wyrazić któryś tam z sekretarzy polskiego związku piłki ręcznej.
Eseje proponujemy wydać w Księdze Pamiątkowej pt. „srebrne wesele prlu bis”, a z braku takowej, na witrynie Wydawnictwa Podziemnego. Jeśli będą jakieś nagrody, to rozlosujemy je między członkami Redakcji.
Prześlij znajomemu
„Operation Unthinkable” czyli jak Churchill planował bronić świata przed sowiecką zarazą – część IV
0 komentarzy Published 30 kwietnia 2014    | 
Churchill i fatalna w skutkach analogia
Data wyznaczona na rozpoczęcie działań wojennych w Operation Unthinkable – 1 lipca 1945 – minęła bez echa. Churchill pochłonięty był dwoma problemami: przygotowaniami do konferencji poczdamskiej i kampanią wyborczą. Przekonanie, że nie może wygrać nadchodzących wyborów parlamentarnych spowodowało nieudaną, chorobliwą kampanię (a w rezultacie druzgocącą klęskę wyborczą dla Torysów), a Truman jednocześnie odmówił spotkania z Churchillem przed rozpoczęciem oficjalnych rozmów w Poczdamie. Zrezygnowany i wyczerpany, Churchill udał się na urlop do Francji.
Wybory odbyły się 5 lipca, ale ogłoszenie wyników opóźniono aż do 26 lipca (ze względu na rozproszenie sił zbrojnych po całym globie), a zatem Churchill miał się udać do Poczdamu nadal w roli premiera. Tymczasem 11 lipca planiści z JPS dostarczyli sztabowcom wstępny raport na temat drugiej operacji nie do pomyślenia; tym razem, wedle wskazówek premiera, były to plany obrony Wysp Brytyjskich przed inwazją sowiecką. Założenia były znowu równie fascynujące, co dziwne. Otóż planiści oczekiwali, że ofensywa sowiecka dotrzeć miała do granic Francji w przeciągu kilku tygodni, a przecież zupełnie niedawno dawali koalicji antysowieckiej kilka miesięcy na dotarcie do linii Wrocław-Gdańsk! Co więcej, spodziewali się, że jak tylko sowieckie wojska okupacyjne ruszą na Zachód, a tym samym opuszczą Polskę, Ukrainę i wschodnią część Niemiec, to w krajach tych wybuchną powstania. Dlaczego tak przypuszczali? Czy mieli prawo oczekiwać oporu w Polsce, którą właśnie sprzedali Stalinowi, tylko dlatego, że ten posunął swych krasnoarmiejców dalej na Zachód? Czytaj więcej ->
Prześlij znajomemu
„Operation Unthinkable” czyli jak Churchill planował bronić świata przed sowiecką zarazą – część III
34 komentarzy Published 22 kwietnia 2014    | 
Wojna totalna albo trzecia wojna światowa
Gdyby Stalin nie zechciał przestraszyć się ofensywą koalicji angielsko-amerykańsko-polsko-niemieckiej, to wedle planistów brytyjskiego sztabu, jedyną możliwą konsekwencją byłaby „totalna wojna”, którą Walker nazywa III wojną światową (nietrafnie, moim zdaniem, gdyż byłby to nadal nieprzerwany konflikt II wojny). O ile scenariusz „szybkiego sukcesu” wydawał mi się zupełnie obcy wszelkim realiom sowieckiej okupacji na ziemiach, które alianci pragnęli wyzwolić, to scenariusz wojny totalnej był o wiele bardziej realistyczny. W tym drugim wypadku wojska koalicyjne wciągnięte zostałyby w głąb sowietów i, wobec przewagi liczebnej przeciwnika, jedyną szansę zwycięstwa dawałaby pełna mobilizacja w Ameryce (znowu ani słowa o mobilizacji sił antysowieckich wewnątrz imperium Stalina, o czym za chwilę). Plan obejmował opanowanie wielkich ośrodków przemysłowych i tym samym pozbawienie armii czerwonej nowego uzbrojenia. Pokonanie krasnoarmiejców w bitwie było wszakże koniecznością, bez której zwycięstwo nie było możliwe. Planiści brali za wzór niedawną operację Barbarossa i wskazywali na niezmierzone dystanse i przestrzenie sowietów, jako główną barierę w podboju. Czytaj więcej ->
Prześlij znajomemu
„Operation Unthinkable” czyli jak Churchill planował bronić świata przed sowiecką zarazą – część II
8 komentarzy Published 10 kwietnia 2014    | 
Szybki sukces
Plan stworzony przez brytyjskich sztabowców był planem militarnym sensu stricto, co muszę przyznać, zdziwiło mnie początkowo. Nie kto inny jak Clausewitz twierdził, że wojna to dyplomacja prowadzona innymi środkami, a zatem całkowite wyłączenie elementów politycznych z militarnego planu jest strategicznym błędem (i to właśnie z wojskowego punktu widzenia). Trzeba jednak pamiętać, że Brytyjczycy są niezwykle dumni z apolityczności swojej armii (i słusznie). W Wielkiej Brytanii żołnierze nie mieszają się do polityki i pozostawiają polityczne decyzje politykom. Jest to z pewnością chwalebna cecha, ale w tym wypadku trudno nie żachnąć się, że plan ataku na sowiety pozbawiony był jakiejkolwiek myśli na temat politycznej strony takiej akcji. Wrócę jeszcze do tego punktu poniżej. Szczegóły planu nie biorą pod uwagę sytuacji politycznej na ziemiach, które miały być przedmiotem ofensywy. Nie znaczy to jednak wcale, że plan był zupełnie apolityczny. Wszystkie założenia, na których opierać się mieli planiści, miały charakter aksjomatów, nie podlegających dyskusji warunków, i były natury czysto politycznej. Nie ma tu żadnej sprzeczności, ponieważ warunki pochodziły od Churchilla. To on zamówił plan, i to on wyznaczył sztabowcom ramy, w jakich mieli operować. Warto te założenia przytoczyć in extenso: Czytaj więcej ->
Prześlij znajomemu
„Operation Unthinkable” czyli jak Churchill planował bronić świata przed sowiecką zarazą – część I
8 komentarzy Published 4 kwietnia 2014    | 
24 maja 1945 roku szefowie połączonych sztabów brytyjskich sił zbrojnych otrzymali teczkę z napisem: ŚCIŚLE TAJNE – ROSJA. ZAGROŻENIE ZACHODNIEJ CYWILIZACJI. Marszałek Sir Alan Brooke, szef Imperialnego Sztabu Generalnego i najbliższy doradca wojskowy Churchilla, zapisał tego dnia w swoim dzienniku, że rozważał plan ataku na Rosję, ale że pomysł „jest oczywiście fantastyczny i nie ma szans powodzenia”. Jakiś czas później zanotował także, iż resort spraw zagranicznych uznał za nie do przyjęcia patrzenie na sprzymierzeńca jako potencjalnego wroga w przyszłości.
Jak do tego doszło, że plan ataku na sowiety w 1945 roku był aż tak bardzo „nie do pomyślenia”? Kryptonimy operacji militarnych są zazwyczaj wybierane zupełnie przypadkowo, w tym wypadku trudno jednak oprzeć się wrażeniu, że Unthinkable – czyli „Nie-do-pomyślenia” – zostało wybrane właśnie celowo. Tylko właściwie dlaczego walka z najgorszym zbrodniarzem II wojny światowej miała być nie do pomyślenia? Dlaczego ten, który ręka w rękę z Hitlerem rozpoczął wojnę, stał się na koniec „świętą krową”? Jeszcze w roku 1919 Winston Churchill argumentował za interwencją po stronie sił antybolszewickich w Rosji. A wówczas przecież krwawe sowiety, otoczone kordonem sanitarnym i kontrrewolucyjnymi siłami rosyjskich generałów, nie prezentowały takiego zagrożenia, jak w ćwierć wieku później, gdy krasnoarmiejcy parli na Berlin. W swej książce The World Crisis pisał bez ogródek, że Niemcy użyli przeciw Rosji w 1917 roku najbardziej makabrycznej broni z przeczuciem nadchodzącej grozy: Czytaj więcej ->
Prześlij znajomemu
Paradoks przemieniony w szaleństwo
10 komentarzy Published 22 marca 2014    | 
Od Redakcji
Prezentujemy poniżej niezwykły dwugłos o znaczeniu w pierwszym rzędzie historycznym. Ale nie tylko historycznym, gdyż ma on wiele paraleli z przaśną współczesnością, w której przyszło nam żyć. Mariana Zdziechowskiego nie trzeba przedstawiać czytelnikom witryny Wydawnictwa Podziemnego. Zdziechowski był antykomunistą z krwi i kości, jego postawa wobec zarazy bolszewickiej wyrosła na gruncie ogromnej wiedzy i intymnej znajomości Rosji. Wickham Steed nie jest postacią znaną w dzisiejszych czasach, ale w roku 1922 był głośnym i potężnym redaktorem naczelnym londyńskiego The Times. Rzadko się zdarza, żeby redaktor naczelny wyjeżdżał na międzynarodową konferencję jako zwykły korespondent, w tym jednak wypadku konfliktowi z właścicielem Timesa zawdzięczamy serię niezwykłych sprawozdań z Konferencji w Genui pióra znakomitego dziennikarza. Steed nadsyłał codzienne, obszerne korespondencje, a ich zwieńczeniem jest artykuł, którego fragment publikujemy poniżej.
Konferencja w Genui była znaczącym momentem w powojennej historii Europy, gdyż oznacza punkt, w którym sowieckim dyplomatom udało się po raz pierwszy wyrwać reżym bolszewicki z porewolucyjnej izolacji.
Zestawienie korespondencji angielskiego dziennikarza z artykułem napisanym przez polskiego filozofa zaledwie w kilka miesięcy później, nie domaga się żadnych komentarzy. Warto natomiast odnotować, jak szczęsne to były jeszcze czasy, gdy w codziennych gazetach, w miastach tak różnych jak metropolia londyńska i prowincjonalne Wilno, można było czytać trzeźwą analizę rzeczywistości, napisaną przez publicystów najwyższej klasy. Niestety, głosy Mariana Zdziechowskiego i Wickhama Steeda były już wówczas odosobnione w zalewie realizmu i tendencji do ugłaskiwania bolszewików. Czytaj więcej ->
Prześlij znajomemu
Józef Mackiewicz i cenzura IV
11 komentarzy Published 9 lutego 2014    | 
Petycja o przywrócenie wolności słowa
Pierwszy rozdział „traktatu-petycji o przywrócenie wolności słowa”, to wojna z Grydzewskim; wojna o osobisty styl, o prawo do licentia poetica. Mackiewicz wielokrotnie podkreślał swój niesłabnący szacunek dla Grydza osobiście, ale od samego początku współpracy pojawiały się napięcia. Godził się na cięcia, zmiany i poprawki w swoich tekstach (choć prawdopodobnie nie byłby się zgodził na podobne ingerencje ze strony innych redaktorów), chyba głównie dlatego, że cenił Wiadomości i pragnął w nich publikować, a także „po prostu przez zwykłą życzliwość i głęboki szacunek dla Pana”, jak pisał. A jednak już w 1949 roku musiał zaprotestować przeciw pisowni słowa „Kraj”: Czytaj więcej ->
Prześlij znajomemu
Między antykomunizmem a polrealizmem
92 komentarzy Published 19 stycznia 2014    | 
„Dlaczego zajmujemy się danym tematem?
Dlatego, że interesuje nas Prawda.”
Trudno nie przyklasnąć powyższym słowom Marka Jana Chodakiewicza – profesora i wykładowcy historii, szefa katedry w amerykańskim Institute of World Politics [1]. W odniesieniu do głoszonego przezeń światopoglądu oraz jego spojrzenia na historię w dużej mierze podzielam jego poglądy, zatem nie jest mi łatwo pisać o nich krytycznie. Muszę się przyznać do tego, że jeszcze kilka lat temu nie odczuwałem większej potrzeby polemizowania z jego tezami. W pewnej mierze, jest to więc moja polemika z samym sobą sprzed owych kilku lat.
Odnosząc się do publicznie prezentowanych poglądów Marka Jana Chodakiewicza, opieram się przede wszystkim na wyborze tekstów jego autorstwa pt. Między Wisłą a Potomakiem [2]. Jak pisze we wstępie wydawca tej książki jest to „wybór najciekawszych i najważniejszych artykułów Autora z ostatnich lat”. Czytaj więcej ->
Prześlij znajomemu
Zastanawialiśmy się tu wielokrotnie nad istotą komunizmu. Już samo słowo jest niewystarczające, skoro komunistami są przecież chrlowscy pseudo-kapitaliści. Sam fakt, że esencja tego fenomenu wymyka się definicji – a nawet w miarę jasnemu ujęciu bez szykan nadmiernej ścisłości – należy moim zdaniem do tejże istoty. Przybijanie kisielu do ściany jest zaiste trafną metaforą na próbę ujęcia tego, co nie chce być ujęte. Jak starożytny bożek Nereusz, który walcząc z Heraklesem zmieniał się w lwa, węża, łanię, byle tylko nie dać się uchwycić w potężne ręce mocarza, tak komunizm z istoty rzeczy przeistacza się bezustannie, by nie dać się ująć w słabowite karby naszych definicji. Czytaj więcej ->
Prześlij znajomemu
„Dostosować człowieka do bolszewizmu…”
32 komentarzy Published 10 grudnia 2013    | 
Trzecia nasza Ankieta poświęcona, najoględniej rzecz ujmując, istocie bolszewizmu, uświadamia ponad wszelką wątpliwość przynajmniej jedno – oczywistą złożoność tego „zjawiska”. Pośród wszystkich autorów wypowiedzi nie było bodaj nawet dwóch, którzy zaprezentowaliby identyczne podejście do problemu. Bolszewizm wciąż wymyka się jednolitej definicji.
Prawda to czy nie, ów brak jednolitej odpowiedzi nie powinien nas zanadto martwić. Obok niewątpliwych swoich zalet, lotności i lapidarności, definicje koherentne grzeszą niekiedy jednym – niepełnością. Wbrew swoim pretensjom do ścisłości, nie wyczerpują tematu. Może więc lepiej na zjawisko o tak wielkim znaczeniu dla naszej egzystencji, kultury, historii nie nakładać uniformu ujednoliconej formuły, skrywającej nieopacznie to co może istotne, ale prezentować owo w całej jego nieprzystojnej nagości? Spójrzmy na rzecz w sposób empiryczny, kusząc się o ułożenie na podstawie wszystkich wypowiedzi (które łącznie mogłyby wypełnić sporych rozmiarów broszurę) wspólnego obrazu bolszewickiej zarazy, próbując odpowiedzieć na pytanie, czy zaprezentowana w Ankiecie różnorodność da się ze sobą, być może, pogodzić. Spróbujmy napisać, a raczej streścić, rozległą definicję bolszewizmu. Czytaj więcej ->
Prześlij znajomemu
Józef Mackiewicz i cenzura III
41 komentarzy Published 24 listopada 2013    | 
…mimo ciężkich warunków materialnych, postanawiam zrezygnować z dalszej współpracy…
W poprzedniej części nazwałem historię autorstwa tomu Zbrodnia katyńska w świetle dokumentów pospolitą kradzieżą, ale może trafniej byłoby powiedzieć o niepospolitej kradzieży, bo w końcu rzadko zdarza się odebranie dzieła żyjącemu autorowi. Nawet bolszewik Szołochow, kiedy znalazł się w posiadaniu rękopisu dońskiego Kozaka, Fiodora Kriukowa, musiał najpierw upewnić się, że autor nie żyje, zanim poważył się przywłaszczyć sobie jego dzieło i przezwać je Cichym Donem. Przyjrzyjmy się bliżej sprawie autorstwa księgi katyńskiej, bo choć nie jest to ściśle przypadek cenzury, to zobaczymy w niej jak w zalążku, z czym przyszło borykać się Mackiewiczowi przez czterdzieści lat emigracji. Czytaj więcej ->
Prześlij znajomemu
Najnowsze komentarze