Najnowsze komentarze

III Ankieta Wydawnictwa Podziemnego

Dziecko w szkole uczy się fałszowanej historii od Piasta do równie sfałszowanego Września i dowie się, że obrońcą Warszawy był nie jakiś tam Starzyński, ale komunista Buczek, który wyłamał kraty „polskiego faszystowskiego” więzienia, by na czele ludu stolicy stanąć do walki z najeźdźcą. – Tak w roku 1952 Barbara Toporska opisywała ówczesny etap bolszewizacji Polski.

Przyjmijmy, na potrzeby niniejszej ankiety, że był to opis pierwszego etapu bolszewizacji, klasycznego w swoim prostolinijnym zakłamaniu. Kolejny etap nastąpił szybko, zaledwie kilka lat później, gdy – posługując się przykładem przytoczonym przez Barbarę Toporską – w kontekście obrony Warszawy wymieniano już nie tylko komunistę Buczka, ale także prezydenta Starzyńskiego (i to z największymi, bolszewickimi honorami). Przyszedł w końcu także moment, gdy komunista Buczek albo znikł z kart historii, albo też przestał być przedstawiany w najlepszym świetle – jeszcze jeden, mocno odmieniony okres.

Mamy tu zatem dynamiczne zjawisko bolszewizmu i szereg nasuwających się pytań. Ograniczmy się do najistotniejszych, opartych na tezie, że powyższe trzy etapy bolszewizacji rzeczywiście miały i mają miejsce:

1. Wedle „realistycznej” interpretacji historii najnowszej utarło się sądzić, że owe trzy etapy bolszewickiej strategii są w rzeczywistości nacechowane nieustającym oddawaniem politycznego pola przez bolszewików. Zgodnie z taką wykładnią, historię bolszewizmu można podzielić na zasadnicze okresy: klasyczny, ewoluujący, upadły. Na czym polega błąd takiego rozumowania?

2. Jak rozumieć kolejno następujące po sobie okresy? Jako etapy bolszewizacji? Jako zmiany wynikające z przyjętej strategii, czy ze zmiennej sytuacji ideowej i politycznej, czy może trzeba wziąć pod uwagę inne jeszcze, niewymienione tu czynniki?

3. Trzy etapy i co dalej? Czy trzecia faza spełnia wszystkie ideowe cele bolszewizmu, czy wręcz przeciwnie – jest od realizacji tych celów odległa? Czy należy spodziewać się powrotu do któregoś z wcześniejszych etapów, a może spektakularnego etapu czwartego lub kolejnych?

Zapraszamy do udziału w naszej Ankiecie.

II Ankieta Wydawnictwa Podziemnego

Dorobek pisarzy i publicystów mierzy się nie tyle ilością zapisanych arkuszy papieru, wielkością osiąganych nakładów, popularnością wśród współczesnych czy potomnych, poklaskiem i zaszczytami, doznawanymi za życia, ale wpływem jaki wywierali lub wywierają na życie i myślenie swoich czytelników. Wydaje się, że twórczość Józefa Mackiewicza, jak żadna inna, nadaje się do uzasadnienia powyższego stwierdzenia. Stąd pomysł, aby kolejną ankietę Wydawnictwa poświęcić zagadnieniu wpływu i znaczenia twórczości tego pisarza.

Chcielibyśmy zadać Państwu następujące pytania:

1. W jakich okolicznościach zetknął się Pan/Pani po raz pierwszy z Józefem Mackiewiczem?
Jakie były Pana/Pani refleksje związane z lekturą książek Mackiewicza?

2. Czy w ocenie Pana/Pani twórczość publicystyczna i literacka Józefa Mackiewicza miały realny wpływ na myślenie i poczynania jemu współczesnych? Jeśli tak, w jakim kontekście, w jakim okresie?

3. Czy formułowane przez Mackiewicza poglądy okazują się przydatne w zestawieniu z rzeczywistością polityczną nam współczesną, czy też wypada uznać go za pisarza historycznego, w którego przesłaniu trudno doszukać się aktualnego wydźwięku?

Serdecznie zapraszamy Państwa do udziału.

Ankieta Wydawnictwa Podziemnego

1. W tak zwanej obiegowej opinii egzystuje pogląd, że w 1989 roku w Polsce zainicjowany został historyczny przewrót polityczny, którego skutki miały zadecydować o nowym kształcie sytuacji globalnej. Jest wiele dowodów na to, że nie tylko w prlu, ale także innych krajach bloku komunistycznego, ta rzekomo antykomunistyczna rewolta była dziełem sowieckich służb specjalnych i służyła długofalowym celom pierestrojki. W przypadku prlu następstwa tajnego porozumienia zawartego pomiędzy komunistyczną władzą, koncesjonowaną opozycją oraz hierarchią kościelną, trwają nieprzerwanie do dziś. Jaka jest Pana ocena skutków rewolucji w Europie Wschodniej? Czy uprawniony jest pogląd, że w wyniku ówczesnych wydarzeń oraz ich następstw, wschodnia część Europy wywalczyła wolność?

2. Nie sposób w tym kontekście pominąć incydentu, który miał miejsce w sierpniu 1991 roku w Moskwie. Czy, biorąc pod uwagę ówczesne wydarzenia, kolejne rządy Jelcyna i Putina można nazwać polityczną kontynuacją sowieckiego bolszewizmu, czy należy raczej mówić o procesie demokratyzacji? W jaki sposób zmiany w Sowietach wpływają na ocenę współczesnej polityki międzynarodowej?

3. Czy wobec rewolucyjnych nastrojów panujących obecnie na kontynencie południowoamerykańskim należy mówić o zjawisku odradzania się ideologii marksistowskiej, czy jest to raczej rozwój i kontynuacja starych trendów, od dziesięcioleci obecnych na tym kontynencie? Czy mamy do czynienia z realizacją starej idei konwergencji, łączenia dwóch zantagonizowanych systemów, kapitalizmu i socjalizmu, w jeden nowy model funkcjonowania państwa i społeczeństwa, czy może ze zjawiskiem o zupełnie odmiennym charakterze?

4. Jakie będą konsekwencje rozwoju gospodarczego i wojskowego komunistycznych Chin?

5. Już wkrótce będzie miała miejsce 90 rocznica rewolucji bolszewickiej w Rosji. Niezależnie od oceny wpływu tamtych wydarzeń na losy świata w XX wieku, funkcjonują przynajmniej dwa przeciwstawne poglądy na temat idei bolszewickiej, jej teraźniejszości i przyszłości. Pierwszy z nich, zdecydowanie bardziej rozpowszechniony, stwierdza, że komunizm to przeżytek, zepchnięty do lamusa historii. Drugi stara się udowodnić, że rola komunizmu jako ideologii i jako praktyki politycznej jeszcze się nie zakończyła. Który z tych poglądów jest bardziej uprawniony?

6. Najwybitniejszy polski antykomunista, Józef Mackiewicz, pisał w 1962 roku:

Wielka jest zdolność rezygnacji i przystosowania do warunków, właściwa naturze ludzkiej. Ale żaden realizm nie powinien pozbawiać ludzi poczucia wyobraźni, gdyż przestanie być realizmem. Porównanie zaś obyczajów świata z roku 1912 z obyczajami dziś, daje nam dopiero niejaką możność, choć oczywiście nie w zarysach konkretnych, wyobrazić sobie do jakiego układu rzeczy ludzie będą mogli być jeszcze zmuszeni 'rozsądnie' się przystosować, w roku 2012!

Jaki jest Pana punkt widzenia na tak postawioną kwestię? Jaki kształt przybierze świat w roku 2012?



Opublikowany ostatnio cykl Aleksandra Ściosa pt. Antykomunizm – broń utracona [1] musiał mnie zainteresować. Wprawdzie wszędzie dziś pełno o antykomunizmie, wszyscy dziś są weteranami walki z komunistami, walczyli całe życie i nigdy się nie poddawali; ale kiedy mowa o antykomunizmie jako utraconej broni, to nawet ci w podziemiu muszą nastawić uszu. Aleksander Ścios jest z pewnością jednym z najciekawszych autorów polskiej blogosfery. Napisał np. ciekawy cykl, który już w tytule stawiał golicynowskie pytanie: „III Rzeczpospolita czy ‘trzecia faza’?” Z mojego punktu widzenia, bardziej adekwatna do opisu dzisiejszej rzeczywistości polskiej byłaby raczej forma twierdząca niż pytająca: „’trzecia faza’ czyli prl nr 2”, ale nie można mieć wszystkiego. Ścios pytał także „czy iiirp zaczęła się nad grobem księdza Popiełuszki?” – ależ oczywiście! Tylko jak można ją w takim razie uznać za III RP, tę prawdziwą i z wielkich liter? [2] Czytaj więcej ->



Prześlij znajomemu

Artykuł Jeffa Nyquista, którego przekład umieściliśmy kilka dni temu, dotknął interesującej sprawy „zaginionego” frachtowca o typowo maltańskiej nazwie Arctic Sea. Nyquist zajął się tą aferą marginalnie, by zademonstrować inherentną w sowieckim systemie dezinformację: każda wiadomość, zwłaszcza prawdziwa, jest wykorzystywana w subtelnej i złożonej grze agit-prop. Nyquist zostawił jednak na uboczu fakty, a tym zawsze warto się przyjrzeć, bo a nuż uda się wyciągnąć z potoku dezinformacji jakieś wnioski? Jeśli nawet nie na temat afery Arctic Sea, to choćby o sowieckim modus operandi. A więc do rzeczy.

Prawdziwy początek historii Arctic Sea miał miejsce w 1991 roku, kiedy w tureckiej stoczni spuszczony został na wodę sowiecki frachtowiec pod nazwą Ochockoje. Przechodził odtąd z rąk do rąk, pływał pod różnymi flagami, sowiecką, litewską, a nawet jamajską, ale najczęściej używał flagi maltańskiej. Od 2005 roku jest własnością spółki o nazwie „Arctic Sea Ltd.”, co jest starą sztuczką armatorów, żeby ograniczyć potencjalne straty do jednego statku. Właścicielem owej spółki jest fińska firma o nazwie Oy White Sea Ltd., prowadzona przez obywatela sowieckiego – o pardon, rosyjskiego – Wiktora Matwiejewa. Tenże Matwiejew jest też szefem firmy spedycyjnej, która organizuje ładunki dla Arctic Sea, a także właścicielem większości akcji w obu spółkach. [1] Cała załoga „fińskiego frachtowca pod maltańską flagą”, to rdzenni Rosjanie. Czytaj więcej ->



Prześlij znajomemu

16 sierpnia mogliśmy przeczytać w Pravda.info komentarz Władymira Filina, zdeklarowanego marksisty, byłego oficera gru z Kijowa, dobrze powiązanego ze strukturami kgb, ale rzekomo nastawionego przeciw Putinowi. Interesy Filina sięgają od pól makowych w Tadżykistanie do tartaków i hodowli kurczaków w Brazylii. Bywał oskarżany o handel narkotykami i bronią, ale także o konszachty z najemnikami gotowymi obalać rządy. Jest dyrektorem prywatnej firmy wywiadowczej pod nazwą „Daleki Zachód” i tak się składa, że musi dbać o swoją reputację w świecie polityczno-militarnych plotek.

Pewnie słyszeliście o frachtowcu Arctic Sea, pływającym pod maltańską flagą, który niedawno zniknął na Atlantyku, po czym został odnaleziony po sprzecznych raportach. Wedle Filina Arctic Sea miał na pokładzie cztery rakiety X-55, które załadowano w Kaliningradzie. Rakiety pozbawione były głowic, ponieważ głowice przesłano osobno na innym statku. Filin utrzymuje, że rakiety były dostosowane do przenoszenia sowieckich materiałów biochemicznych „przesłanych uprzednio z Rosji do Iranu drogą lotniczą”. Czytaj więcej ->



Prześlij znajomemu

Paulus Diaconus, czyli Diakon Paweł, był benedyktyńskim mnichem z Monte Cassino. W VIII wieku po Chrystusie napisał słynną Historię Longobardów, bo sam – jak i oni – był barbarzyńcą, a jego germańskie imię brzmiało Warnefred. Historia ludów, które zniszczyły zachodnie cesarstwo i podbiły Italię, była jego własną historią, w przeciwieństwie do historii Rzymu, równie mu obcej, co historia Bizancjum jest obca dla Otomańskich Turków. Longobardowie byli niewielkim germańskim plemieniem Winnilów, których przerażeni ich wyglądem mieszkańcy Italii nazywali „długobrodymi”. Winnilowie podbili i osiedlili się w części północnych Włoch, która od nich przejęła nazwę Longobardii, co było jednak zbyt trudnym słowem dla prymitywnych barbarzyńców, więc uprościli je na Lombardię. To w Lombardii właśnie zrodzić się później miały pierwsze banki, coś im zatem zostało z ich barbarzyństwa (związek ten zachowała jeszcze dawna polszczyzna, ciut lepsza niż dzisiejsza: lombard znaczyło tyle, co instytucja kredytowa czy wręcz lichwiarska). Czytaj więcej ->



Prześlij znajomemu

Niezwykła i trudna jest historia Hmongów, nie dopisana do swojego końca, choć nie sposób ustalić czy dla ukrywających się laotańskiej dżungli niedobitków antykomunistycznej partyzantki to dobra czy zła wiadomość. Jest to zwyczajnie niewiarygodne, ale oddziały partyzanckie bitnego ludu Hmong, które nie złożyły broni na wieść o kapitulacji swojego amerykańskiego sojusznika w 1975 roku, wciąż – po 34 latach od tamtych wydarzeń – ukrywają się w dżungli i walczą o przetrwanie.

Nie jest to walka obliczona na zwycięstwo, raczej już tylko obrona przed fizyczną zagładą. Według ostatnich doniesień, a te napływają z kilkunasto- lub w najlepszym razie kilkumiesięczną częstotliwością, w dżungli pozostaje 5 060 bojowników Hmong (wraz z kobietami i z dziećmi). Nie mają nie tylko broni, ale także jedzenia, ubrań, medykamentów. Nie mają nadziei, ani wiary, że ich opór może przynieść jakikolwiek pozytywny skutek. Mają za to 12 telefonów satelitarnych, dar od troskliwych rodaków z Ameryki, dzięki którym mogą raportować niekiedy o swoich rozczarowaniach, niepowodzeniach i klęskach. Czytaj więcej ->



Prześlij znajomemu
Dariusz Rohnka


Hmong znaczy wolny

Poniżej publikujemy fragment książki Dariusza Rohnka „Wielkie Arrangement”, poświęcony górskiemu ludowi Hmong, którego żołnierze mimo upływu ponad trzydziestu lat od zakończenia wojny wietnamskiej nadal walczą z laotańskimi komunistami. Uzupełnieniem tego tekstu jest artykuł „Antykomunistyczny terroryzm Hmongów”, opisujący bieżące, dramatyczne wydarzenia związane z Hmongami, zarówno w laotańskiej dżungli, jak też w Tajlandii i w Stanach Zjednoczonych.

 

Zapewne znikomy odsetek ludzi na całym świecie, a Amerykanów w szczególności, zdaje sobie sprawę z prawdziwego wymiaru wietnamskiej tragedii, pozostawienia na łasce komunizmu milionów ofiar. Zapewne jeszcze mniejszy odsetek ma świadomość faktu, że wietnamski koszmar, rozpamiętywany do znudzenia przez Hollywood i inne komunizujące media, nie skończył się wraz z wycofaniem ostatniego amerykańskiego żołnierza z Sajgonu, ale dla coraz mniej licznych antykomunistycznych żołnierzy walczących z totalitarną tyranią trwa nieprzerwanie od ponad 30 lat. Czytaj więcej ->



Prześlij znajomemu

Zmarły niedawno głośny filozof, Leszek Kołakowski, wystąpił w 1971 roku w Kulturze z artykułem pt. Tezy o nadziei i beznadziejności. Tekst ów jest dziś uważany za inspirację dla ruchu Solidarności, pierwszy krok na drodze do okrągłego stołu i prapoczątek fenomenu zwanego dziwacznie „upadkiem komunizmu”. Kołakowski postulował, iż zorganizowane grupy społeczne mogą krok po kroku, pokojowo rozszerzać sfery obywatelskiej odpowiedzialności wewnątrz totalitarnego państwa, przy pomocy „presji cząstkowych i stopniowych, czynionych w perspektywie społecznego i narodowego wyzwolenia”. Czytaj więcej ->



Prześlij znajomemu

Przybywszy do obozu Atylli w Roku Pańskim 448, rzymski dyplomata imieniem Priscus, został przywitany przez barbarzyńcę władającego piękną greką, pozbawioną akcentu. Priscus nie mógł uwierzyć własnym uszom. Wojownik wyglądał jak Hun, żył jak Hun i walczył ramię w ramię z Hunami.

Jego historia była prosta: urodził się w Grecji, przeniósł do Viminacium nad Dunajem, został kupcem i ożenił się bogato. Pewnego dnia barbarzyńcy zagarnęli przygraniczne ziemie, obrabowali miasto i rozpędzili mieszkańców, a jego wzięli do niewoli. On jednak nie upadł na duchu, pracował i walczył u boku Hunów, i wkrótce zaoszczędził dość, by wykupić się z niewoli, ożenił się ponownie, miał dzieci i zasiadał przy stole wodza. „Uważał swoje nowe życie wśród Hunów… za lepsze niż dawny żywot wśród Rzymian”, pisał Priscus. Czytaj więcej ->



Prześlij znajomemu

Nie wiadomo dokładnie, kiedy miało miejsce owo spotkanie, ani nawet gdzie. Pomiędzy grudniem 1942 i grudniem 1943 roku spotkali się dwaj agenci. Jeden miał kryptonim Eryk, a drugi Glan. Spotkanie odbyło się najprawdopodobniej w Londynie, choć być może w Cambridge. Zaaranżowała je Edyta Tudor-Hart, de domo Suschitzky, austriacka żona brytyjskiego komunisty i wzięty fotograf. Ta sama Edyta Tudor-Hart, która poleciła gpu młodego absolwenta uniwersytetu w Cambridge Kima Philby. Ale do komórki szpiegowskiej, której Philby był głównym ogniwem, wrócę za chwilę, teraz zajmijmy się tylko Erykiem i Glanem. Czytaj więcej ->



Prześlij znajomemu

Co się dzieje w Iranie? Tłumy manifestujące przeciwko sfałszowanym wynikom wyborów, przeciwko prezydenturze Ahmadinedżada, a nawet przeciw, nietykalnym dotąd, rządom szyickiego kleru. Jeden z najbardziej represyjnych reżymów na świecie pozwala, ni stąd ni zowąd, na demonstracje – czy czegoś nam to nie przypomina?

Mahmud Ahmadinedżad miał wygrać wybory prezydenckie w cuglach, gdyż po pierwsze, nikt tych wyborów nie monitoruje, po drugie, prezydent nie ma rzeczywistej władzy, i wreszcie po trzecie, kandydaci musieli być zaaprobowani przez Radę Nadzorczą, której członkowie są nominowani przez najwyższego przywódcę – czy też raczej: Najwyższego Przywódcę – ajatollacha Chamenei. Rada pozwoliła stanąć do wyborów, czy też nakazała, zależnie od punktu widzenia, czterem kandydatom: Mehdi Karrubi, Mohsenowi Rezai, Hosejnowi Musawiemu i prezydentowi Ahmadinedżadowi. Czytaj więcej ->



Prześlij znajomemu

Smarkateria pokłóciła się na temat jakiegoś prlowskiego serialu. Jeden drugiemu nawyzywał, a potem się przestraszył i poprosił mnie, starca, żebym interweniował. Jeden niedorostek uważa się za „antykomunistę”, a drugi nawet za „Ostatecznego Łowcę Komuchów” („komuchów”, nie „koniuchów”). Zbyt stary ze mnie chrzan, żeby się w takie rzeczy wdawać. Odmówiłem więc bez przykrości, bo ani mnie ziębią, ani grzeją, spory między młodzikami, a spory o prlowską produkcję telewizyjną, mogłyby się równie dobrze odbywać na księżycu, jeśli chodzi o moją skromną, starczą i chrzanową osobę, której zastały reumatyzm nie pozwala nachylać się nad żywiołkami drobniejszego płazu. Odmówiwszy, zapytałem grzecznie na pożegnanie, o jaki film poszło… O, ja naiwny! Dziecko, a nie żaden stary chrzan. Zęby zjadłem na prlowskiej formie i prlowskiej treści – albo raczej „zębym zjadł”, jak to mawiał Bezzębny do Rzeźniczomordego w nieśmiertelnym sporze o Formę – a tu masz, taki placek. Przecież wiem doskonale, jak to działa: najpierw zadynda coś na niteczce, błyśnie tylko na chwilutek, człowiek – zwłaszcza taki stary chrzan jak ja – ma się na baczności, obserwuje z dala – ho ho! mnie się tak łatwo nie da wciągnąć! – ale ani mrugniesz, a już cię mają. Złapany, omotany, wciągnięty jak w bagno, schwytany w pułapkę i zbałamucony. Okazało się, że młódź pokłóciła się o serial pt. Stawka większa niż życie. Czytaj więcej ->



Prześlij znajomemu

Czytelnik naszej strony, podpisujący się pankakaokoniecpolski, uprzejmie zachęcił mnie do przeczytania recenzji Jacka Trznadla z filmu Wajdy o Katyniu. Pan Kakao Koniecpolski nazwał ten tekst „mackiewiczowskim”. Miałem dotąd raczej wyrobione stanowisko w kwestii poglądów Jacka Trznadla, zwłaszcza gdy chodzi o Józefa Mackiewicza. Nie podobają mi się jego metody polemiczne, a jego „aparat naukowy” wydaje mi się komiczny. Jego dotychczasowe wypowiedzi na temat Mackiewicza plasowały go w moich oczach wśród „bandy czterech”, owej grupy publicystów, którzy ograniczają się do bezustannych grubiańskich napaści na jedynego prawowitego wydawcę dzieł pisarza. Ale przecież tylko krowa nie zmienia zdania! Być może antymackiewiczowski dotąd Jacek Trznadel przerodził się w znawcę? Każdy może się zmienić, każdy może przejrzeć, nawet ja. Zabrałem się zatem za lekturę artykułu pod obiecującym tytułem „Film Andrzeja Wajdy Katyń. Między fikcją a kiczem”. [1]

Piszę „obiecującym”, ponieważ film Wajdy wydał mi się przeraźliwie słaby. Katyń jest niestety typowym dla tego reżysera przykładem operowania schematami, symbolami i uproszczeniami, ale tym razem bez najmniejszej pretensji do uniwersalizmu, który czasami nadawał wcześniejszym jego filmom jakąś głębię. Historyczne absurdy połączone z patriotyczną sztampą rzeczywiście umieszczają film Wajdy gdzieś pomiędzy kiczem a fikcją. Czytaj więcej ->



Prześlij znajomemu

Mahmud Ahmadinedżad, prezydent rewolucyjnego Iranu, wygłosił 20 kwietnia tego roku w Genewie przemówienie poświęcone rasizmowi. Zdawałoby się, nic wielkiego. Bolszewicy zawsze używali forum narodów zjednoczonych i wszelkich możliwych międzynarodowych jaczejek dla celów agitacji i propagandy. Zaczęło się to wszystko od konferencji w Genui w 1922 roku, kiedy po raz pierwszy zaproszono sowieckiego reprezentanta do udziału w międzynarodowej debacie. Raj krat reprezentował wówczas Gieorgij Wasiliewicz Cziczerin, wyrafinowany poliglota, wielbiciel muzyki klasycznej i najautentyczniejszy arystokrata.

W dzisiejszych czasach, gdy jesteśmy przyzwyczajeni, że wrogów nie bije się po głowie, ale z nimi rozmawia na szczycie albo przy okrągłym stole, układanie się z bolszewikami w Genui i pobliskim Rapallo może wydawać się naturalnym, ale wtedy żyli jeszcze prawdziwi konserwatyści, i dla nich rozmowy ze zbrodniarzami były nad wyraz szokujące. Oddajmy głos naocznemu świadkowi tamtej konferencji: Czytaj więcej ->



Prześlij znajomemu

Mackiewicz i Golicyn, Łoś i Zybertowicz – a może Jerzy Urban?

Zostało udowodnione ponad wszelką wątpliwość, że tzw. „przemiany ustrojowe” we wschodnioeuropejskich demoludach i w sowietach były inspirowane przez kgb i przeprowadzone przez tajne policje, nie będę więc przytaczał dokumentów ani anegdotycznych dowodów, skoro nawet zwolennicy teorii „upadku komunizmu” przyjmują – aczkolwiek niechętnie – czekistowską proweniencję metamorfozy zapoczątkowanej rzekomo w ubeckiej willi w Magdalence. prl, a za nim także pozostałe bolszewickie twory, przepoczwarzył się z niezgrabnej larwy epoki Solidarności w pozornie martwą poczwarkę stanu wojennego, by wreszcie wylągł się z niej motyl prlu bis – o pardon! – Trzeciej Rzeczpospolitej, tego najlepszego z prlów. Jak to się stało, opisano wielokrotnie i nikt przy zdrowych zmysłach nie kwestionuje zasadniczych faktów. Spory dotyczą raczej interpretacji. (Oczywiście nie mam tu na myśli „interpretacji” w rodzaju: „społeczeństwo w osobach Michnika i Mazowieckiego wywarło nacisk na władzę”, bo to nie jest żadna interpretacja, tylko propaganda.) Po pierwsze, nie ma zgody co do intencji kagebistów: w jakim celu zapoczątkowali tak trudną i dziwną operację? Po drugie, różne są wykładnie wyników operacji. Dla ogromnej większości interpretatorów, analityków, publicystów, polityków i historyków, ba! dla przytłaczającej większości ludzi na świecie, w latach 1989-91 komunizm upadł. Czytaj więcej ->



Prześlij znajomemu

Od Redakcji: w związku z dyskusją, która wywiązała się jakiś czas temu na naszej stronie na temat terroryzmu muzułmańskiego i jego sowieckich koneksji, publikujemy poniżej fragment rozdziału z książki „Wielkie Arrangement”, Dariusza Rohnka.

Żyjemy w świecie politycznych mitów: mitu o upadku komunizmu, mitu o zwycięstwie w zimnowojennej rywalizacji, mitu o tym, że światowy terroryzm stanowi siłę samą w sobie, i jako taki nie jest od nikogo uzależniony. Rzeczywistość wygląda odmiennie. Joseph D. Douglass, ekspert do spraw światowego handlu narkotykami, w liście otwartym skierowanym do amerykańskiego sekretarza obrony Donalda Rumsfelda, [1] zwrócił uwagę na niepokojącą analogię pomiędzy wojną w Wietnamie a chwilą obecną, wojny z terroryzmem i wojny w Iraku. W obu przypadkach podstawowym błędem popełnionym przez Amerykanów było niewłaściwe rozpoznanie przeciwnika, niedostrzeżenie faktu, że realnym przeciwnikiem, stojącym za wietnamskimi komunistami czy islamskim terroryzmem, jest Związek Sowiecki. Czytaj więcej ->



Prześlij znajomemu
Wacław Lewandowski


Nagroda dla Niny Karsov

List do Jury Nagrody Związku Pisarzy Polskich na Obczyźnie

Toruń, 13 marca 2009

Szanowna Pani Prezes, Wielmożni Państwo,

Nie mogąc wziąć udziału w dzisiejszej uroczystości, chciałbym tą drogą przekazać Obu Laureatkom wyrazy podziwu i uznania oraz serdeczne gratulacje. Pragnę także powiedzieć kilka słów, które – jak sądzę – powinny być dzisiejszego wieczora wypowiedziane.

Nagrody literackie nie zawsze są sprawiedliwe. Rzecz wiadoma, nie Pan Bóg je rozdziela, ale ludzie, zaś ludziom, nam wszystkim, daleko zwykle do Boskiego obiektywizmu. Zdarza się jednak, że słysząc o przyznaniu komuś nagrody nie możemy oprzeć się wrażeniu, że oto nie tylko udzielono literackiego wyróżnienia, ale dokonano czynu sprawiedliwego, doceniając piękną pracę i opowiadając się po stronie dobra, przeciwko złu i podłości. Czytaj więcej ->



Prześlij znajomemu

Rodzimej dosyć jest kanalii” czyli stan wojenny

Powinienem zacząć od wyznania: ja także byłem jednym z tych długowłosych chłopców, co tęsknili za panną S jak idioci. Ja także malowałem imię jej na płotach i wstydzę się tego dziś. Ale oprócz tego jednego, niewiele z owych lat poczytuję sobie za ujmę. Najpierw sito, a później offset, były bardziej skutecznymi środkami walki z komunizmem, niż uganianie się z zomo po ulicach spowitych dymem łzawiącym, ale próbowałem i jednego, i drugiego. Wydawanie Józefa Mackiewicza w podziemiu mogło bardziej zaszkodzić bolszewikom, niż zawodzenie „pod Kostką” na Żoliborzu, ale uczestniczyłem także w Mszach za Ojczyznę. – Dobrze. Wyznanie zrobione, więc teraz możemy się chłodno zastanowić, co wydarzyło się po 13 grudnia 1981. Czytaj więcej ->



Prześlij znajomemu

Anatolij Golicyn i sentymentalna panna S

„Ponieważ Zachód nie zdołał zrozumieć ani strategii komunistycznej, ani potęgi dezinformacji, ani uznać faktu zaangażowania do nich wszystkich zasobów służb bezpieczeństwa i wywiadów Bloku, z agentami wysokiego szczebla, posiadającymi wpływy polityczne, pojawienie się Solidarności w Polsce zostało przyjęte jako spontaniczne wydarzenie, porównywalne do Powstania Węgierskiego z roku 1956 i zwiastujące upadek komunizmu w Polsce.” Anatolij Golicyn

Z punktu widzenia uczestnika tamtych wydarzeń – obojętne, związkowca czy studenta, czy choćby zaciekawionego obserwatora, który przeżył owych szesnaście miesięcy z sentymentalną panną S – główna zaleta analizy Golicyna jest jednocześnie gigantycznym przeoczeniem i źródłem ciągłej irytacji. Golicyn pomija całkowitym milczeniem to, co dla nas wówczas było najważniejsze: ekscytację. Intelektualne, duchowe, jakkolwiek to nazwiemy, podniecenie wydarzeniami wokół, zachłyśnięcie się wolnością, uniesienie, w jakie wprawiało wszystkich odkrywanie prawdy, to bezustannie powtarzane: „Ach! Więc to tak było naprawdę!…” Wszystkich? Nie, na pewno nie wszystkich, na pewno nie rzekomych 10 milionów członków Solidarności, ale z pewnością wielu. I tych wielu wystarczyło dla stworzenia rozgorączkowanej atmosfery intelektualnego wrzenia. Ów porywający ferment duchowy, niezapomniany stan ciągłego poruszenia, przyczynił się do stworzenia mitu – mitu sentymentalnej panny S. Ten sam głód wiedzy i to samo odurzenie musieli odczuwać uczestnicy i obserwatorzy wydarzeń praskiej wiosny, a także ludzie w Budapeszcie w 1956 roku. Jak można zarzucać im brak spontaniczności?! Samo wzburzenie było bez wątpienia autentyczne we wszystkich trzech wypadkach, choć prawdopodobnie tylko najwcześniejszy z nich nie był manipulowany. Czytaj więcej ->



Prześlij znajomemu

Praska wiosna

Triumwirat, o którym wspominał Józef Mackiewicz, czyli „partia, Kościół, opozycja” wypłynął na powierzchnię w epoce Solidarności, ale w rzeczywistości wszystko zaczęło się o wiele wcześniej.

Golicyn utrzymuje, że polska odnowa z 1980 roku „była planowana z dużym wyprzedzeniem przez polską partię komunistyczną, przy współpracy z jej sowieckimi i blokowymi sojusznikami, oraz przy zakreśleniu widoków na przyszłe szerzenie strategii komunistycznej dalej, na Europę.” Jego zdaniem „znakiem czasu było, że dwie kluczowe figury ostatnich polskich wydarzeń, tak zwanej odnowy [tj. okresu Solidarności] objęły bardzo ważne pozycje, wkrótce po Praskiej Wiośnie w 1968 roku: Jaruzelski został ministrem obrony, a Kania objął funkcję szefa wydziału administracyjnego polskiej partii komunistycznej, z odpowiedzialnością za sprawy polskiej służby bezpieczeństwa.” [1] Czytaj więcej ->



Prześlij znajomemu

Zwycięstwo prowokacji

Józef Mackiewicz poświęcił obszerne fragmenty swego monumentalnego Zwycięstwa prowokacji „polskiemu październikowi”. Nie można doprawdy wypowiadać się na temat wydarzeń z 1956 roku, abstrahując od mackiewiczowskiej analizy. Mackiewicz domagał się zawsze używania „kanciastych rozróżnień” zamiast powszechnie stosowanego owijania w bawełnę, toteż mamy w Zwycięstwie prowokacji jasność myślenia i precyzję określeń rzadko spotykane w polskiej publicystyce politycznej. Czytaj więcej ->



Prześlij znajomemu

Jacek Bartyzel i „polskość prlu”

„Czy prl można uznać za formę państwowości polskiej?” Każdy stały czytelnik strony Wydawnictwa Podziemnego wie, jaka jest nasza opinia w tej sprawie. Wydawało mi się, że niczego nie można już dodać w tej kwestii, ale natrafiłem na wywiad z profesorem Jackiem Bartyzelem [1], który odpowiada na tak postawione pytanie następująco: Czytaj więcej ->



Prześlij znajomemu
Olavo de Carvalho


Zasłona ciemności

To co dzieje się obecnie w amerykańskich mediach przeraża tych, którzy potrafią dostrzec istotę rzeczy. Przesada? Teoria spiskowa? Oceńcie sami i wyciągnijcie własne wnioski z następującego przykładu.

Kiedy gubernator Illinois, Rod Blagojevich, został oskarżony o próbę sprzedaży zwolnionego przez Obamę miejsca w Senacie, pierwszym pytaniem jakie stanęło przed władzami policyjnymi było czy gubernator działał w porozumieniu z prezydentem elektem albo też czy ten ostatni zdawał sobie przynajmniej sprawę z tego co się dzieje. Nie było mowy o ukryciu tego pytania nie tylko dlatego, że wyszło ono bezpośrednio z biura amerykańskiego ministra sprawiedliwości, ale także dlatego, że kilka tygodni wcześniej jeden z głównych doradców w kampanii Obamy, David Axelrod, wspomniał w jednym z wywiadów o spotkaniu z udziałem Obamy i gubernatora Blagojevicha. Nader szybko pojawiło się uspokajające wyjaśnienie Obamy sporządzone, jak sam stwierdził, po szczegółowym zbadaniu sprawy i zostało błyskawicznie obwieszczone przez media jako ostateczne wyjaśnienie zagadki: nikt, ani Obama osobiście, ani żaden z członków jego zespołu nie miał jakichkolwiek kontaktów z Blagojevichem. Axelrod natychmiast potwierdził tę informację, przysięgając, że jego pierwotna deklaracja była w istocie najzwyklejszym przejęzyczeniem. W efekcie media ogłosiły solidarnie, z wielką ulgą dla wyznawców, że upadek Blagojevicha w żadnej mierze nie splamił nieskalanego honoru mesjasza. Czytaj więcej ->



Prześlij znajomemu

Kiedy w kwietniu 2002 roku armia izraelska zaatakowała obóz uciekinierów w Dżeninie i rynek w Nablusie, walki toczyły się o każdy dom, zza każdego węgła czyhała śmierć. Z jednej strony stali znakomicie wyszkoleni i świetnie wyposażeni żołnierze najlepszej armii na świecie, z czołgami, helikopterami, rakietami i nowoczesną komunikacją, a z drugiej – fanatyczni młodzieńcy z kałasznikowem w ręku i butelkami z benzyną. Narzuciło mi się wówczas oczywiste porównanie z powstaniem warszawskim, ale jeszcze bardziej szokująco, stawało przed oczami powstanie w getcie. Ta sama walka bez nadziei na zwycięstwo, to samo bohaterstwo w najczystszej postaci. Nie, nie miałem wątpliwości co do słuszności sprawy Izraela, ani żadnej sympatii dla Arafata, Fatah, Islamskiej Dżihad, Hamas, Hezbollah i całej tej bolszewickiej hołoty. A jednak walki na kasbah w Nablusie czy w Dżeninie zachwiały mną. Oficerowie izraelscy przyznawali Palestyńczykom heroizm. Nazwali walki o Dżenin „palestyńską Masadą” – i chwała im za to! Uznanie dla wroga jest oznaką kultury. (Zawsze mi żal, że tak rzadko słyszy się polskie głosy, chwalące bohaterstwo niemieckich obrońców Monte Cassino. A przecież broniący klasztoru żołnierze Wehrmachtu mieli przeciw sobie armie wielu krajów i żadnej nadziei na zwycięstwo.) Jednak w Dżeninie, Dawid stał się Goliatem, co jest bez wątpienia równie szokujące, jak filistyński Goliat w roli Dawida. Czytaj więcej ->



Prześlij znajomemu

Angielskie słowo defiance jest dziwnie trudne do oddania w języku polskim. Oznacza ono o wiele więcej niż opór (resistance), ale także mniej niż bunt (rebellion). To defy znaczy tyle, co postępować wbrew, przeciwstawiać się. Tytuł hollywoodzkiego filmu o braciach Bielskich, odnosi się nie tyle do ich oporu wobec hitlerowskiej opresji, co do tego, że postępowali wbrew stereotypowi żydowskich ofiar. Film opowiada zdumiewającą historię oddziału partyzanckiego, który przez wiele lat drugiej wojny światowej udzielił schronienia 1200 Żydom w niedostępnych borach litewskich, na rojstach i uroczyskach Puszczy Nalibockiej i pobliskich rozległych lasów, które dziś nazwalibyśmy białoruskimi. Żaden film fabularny, a już zwłaszcza film z Hollywood, nie powinien być brany za podstawę wiedzy historycznej. Produkcja filmowa kosztuje miliony i celem producentów jest nakręcenie filmu, który ludzie będą chcieli oglądać. Jednakże, gdy fabuła opiera się na autentycznych wydarzeniach, pewien poziom historycznej ścisłości musi być wymagany. Czytaj więcej ->



Prześlij znajomemu
Michał Bąkowski


Europa się wędzi

Europa się wędzi, niby łosoś królewski
W dymie gazów bojowych wbita na złoty hak,
Żre się kucharz francuski z szefem kuchni niemieckiej
Z ryby tak smakowitej co przyrządzić i jak.

Jacek Kaczmarski,
Epitafium dla Brunona Jasieńskiego

Europa, niby królewski łosoś, wędzi się ponownie. Tym razem wbita na złoty hak w kształcie €uro, w dymie bojowego Gazpromu. Europa ma niespożyte bogactwa, wielką kulturę i starożytne tradycje, więc uwędzenie ryby tak smakowitej zajmie jakiś czas (na szczęście dla „strażnika z twarzą Kałmuka”, Europejczycy sami rozrywać się będą na strzępy). Złoty hak €uro wbity w żywe ciało gospodarki europejskiej jest tylko znakiem większych rzeczy, znakiem brukselskiego sownarkomu, który uparcie niweluje i konsoliduje, prostuje ścieżki i banany, integruje i cementuje, stapia w jedność i ujednolica – by żądz moc móc wzmóc. Złoty hak jest przydatnym narzędziem, ale ani w połowie nie tak groźnym jak doktryna, niepodważalny dogmat związku socjalistycznych respublik europejskich, dogmat demokracji jako najwyższej wartości i praw człowieka jako świeckiej religii ludzkości. Czytaj więcej ->



Prześlij znajomemu



Language

Książki Wydawnictwa Podziemnego:


Zamów tutaj.

Jacek Szczyrba

Czerwoni na szóstej!.

Jacek Szczyrba

Punkt Langrange`a. Powieść.

H
1946. Powieść.