Najnowsze komentarze

III Ankieta Wydawnictwa Podziemnego

Dziecko w szkole uczy się fałszowanej historii od Piasta do równie sfałszowanego Września i dowie się, że obrońcą Warszawy był nie jakiś tam Starzyński, ale komunista Buczek, który wyłamał kraty „polskiego faszystowskiego” więzienia, by na czele ludu stolicy stanąć do walki z najeźdźcą. – Tak w roku 1952 Barbara Toporska opisywała ówczesny etap bolszewizacji Polski.

Przyjmijmy, na potrzeby niniejszej ankiety, że był to opis pierwszego etapu bolszewizacji, klasycznego w swoim prostolinijnym zakłamaniu. Kolejny etap nastąpił szybko, zaledwie kilka lat później, gdy – posługując się przykładem przytoczonym przez Barbarę Toporską – w kontekście obrony Warszawy wymieniano już nie tylko komunistę Buczka, ale także prezydenta Starzyńskiego (i to z największymi, bolszewickimi honorami). Przyszedł w końcu także moment, gdy komunista Buczek albo znikł z kart historii, albo też przestał być przedstawiany w najlepszym świetle – jeszcze jeden, mocno odmieniony okres.

Mamy tu zatem dynamiczne zjawisko bolszewizmu i szereg nasuwających się pytań. Ograniczmy się do najistotniejszych, opartych na tezie, że powyższe trzy etapy bolszewizacji rzeczywiście miały i mają miejsce:

1. Wedle „realistycznej” interpretacji historii najnowszej utarło się sądzić, że owe trzy etapy bolszewickiej strategii są w rzeczywistości nacechowane nieustającym oddawaniem politycznego pola przez bolszewików. Zgodnie z taką wykładnią, historię bolszewizmu można podzielić na zasadnicze okresy: klasyczny, ewoluujący, upadły. Na czym polega błąd takiego rozumowania?

2. Jak rozumieć kolejno następujące po sobie okresy? Jako etapy bolszewizacji? Jako zmiany wynikające z przyjętej strategii, czy ze zmiennej sytuacji ideowej i politycznej, czy może trzeba wziąć pod uwagę inne jeszcze, niewymienione tu czynniki?

3. Trzy etapy i co dalej? Czy trzecia faza spełnia wszystkie ideowe cele bolszewizmu, czy wręcz przeciwnie – jest od realizacji tych celów odległa? Czy należy spodziewać się powrotu do któregoś z wcześniejszych etapów, a może spektakularnego etapu czwartego lub kolejnych?

Zapraszamy do udziału w naszej Ankiecie.

II Ankieta Wydawnictwa Podziemnego

Dorobek pisarzy i publicystów mierzy się nie tyle ilością zapisanych arkuszy papieru, wielkością osiąganych nakładów, popularnością wśród współczesnych czy potomnych, poklaskiem i zaszczytami, doznawanymi za życia, ale wpływem jaki wywierali lub wywierają na życie i myślenie swoich czytelników. Wydaje się, że twórczość Józefa Mackiewicza, jak żadna inna, nadaje się do uzasadnienia powyższego stwierdzenia. Stąd pomysł, aby kolejną ankietę Wydawnictwa poświęcić zagadnieniu wpływu i znaczenia twórczości tego pisarza.

Chcielibyśmy zadać Państwu następujące pytania:

1. W jakich okolicznościach zetknął się Pan/Pani po raz pierwszy z Józefem Mackiewiczem?
Jakie były Pana/Pani refleksje związane z lekturą książek Mackiewicza?

2. Czy w ocenie Pana/Pani twórczość publicystyczna i literacka Józefa Mackiewicza miały realny wpływ na myślenie i poczynania jemu współczesnych? Jeśli tak, w jakim kontekście, w jakim okresie?

3. Czy formułowane przez Mackiewicza poglądy okazują się przydatne w zestawieniu z rzeczywistością polityczną nam współczesną, czy też wypada uznać go za pisarza historycznego, w którego przesłaniu trudno doszukać się aktualnego wydźwięku?

Serdecznie zapraszamy Państwa do udziału.

Ankieta Wydawnictwa Podziemnego

1. W tak zwanej obiegowej opinii egzystuje pogląd, że w 1989 roku w Polsce zainicjowany został historyczny przewrót polityczny, którego skutki miały zadecydować o nowym kształcie sytuacji globalnej. Jest wiele dowodów na to, że nie tylko w prlu, ale także innych krajach bloku komunistycznego, ta rzekomo antykomunistyczna rewolta była dziełem sowieckich służb specjalnych i służyła długofalowym celom pierestrojki. W przypadku prlu następstwa tajnego porozumienia zawartego pomiędzy komunistyczną władzą, koncesjonowaną opozycją oraz hierarchią kościelną, trwają nieprzerwanie do dziś. Jaka jest Pana ocena skutków rewolucji w Europie Wschodniej? Czy uprawniony jest pogląd, że w wyniku ówczesnych wydarzeń oraz ich następstw, wschodnia część Europy wywalczyła wolność?

2. Nie sposób w tym kontekście pominąć incydentu, który miał miejsce w sierpniu 1991 roku w Moskwie. Czy, biorąc pod uwagę ówczesne wydarzenia, kolejne rządy Jelcyna i Putina można nazwać polityczną kontynuacją sowieckiego bolszewizmu, czy należy raczej mówić o procesie demokratyzacji? W jaki sposób zmiany w Sowietach wpływają na ocenę współczesnej polityki międzynarodowej?

3. Czy wobec rewolucyjnych nastrojów panujących obecnie na kontynencie południowoamerykańskim należy mówić o zjawisku odradzania się ideologii marksistowskiej, czy jest to raczej rozwój i kontynuacja starych trendów, od dziesięcioleci obecnych na tym kontynencie? Czy mamy do czynienia z realizacją starej idei konwergencji, łączenia dwóch zantagonizowanych systemów, kapitalizmu i socjalizmu, w jeden nowy model funkcjonowania państwa i społeczeństwa, czy może ze zjawiskiem o zupełnie odmiennym charakterze?

4. Jakie będą konsekwencje rozwoju gospodarczego i wojskowego komunistycznych Chin?

5. Już wkrótce będzie miała miejsce 90 rocznica rewolucji bolszewickiej w Rosji. Niezależnie od oceny wpływu tamtych wydarzeń na losy świata w XX wieku, funkcjonują przynajmniej dwa przeciwstawne poglądy na temat idei bolszewickiej, jej teraźniejszości i przyszłości. Pierwszy z nich, zdecydowanie bardziej rozpowszechniony, stwierdza, że komunizm to przeżytek, zepchnięty do lamusa historii. Drugi stara się udowodnić, że rola komunizmu jako ideologii i jako praktyki politycznej jeszcze się nie zakończyła. Który z tych poglądów jest bardziej uprawniony?

6. Najwybitniejszy polski antykomunista, Józef Mackiewicz, pisał w 1962 roku:

Wielka jest zdolność rezygnacji i przystosowania do warunków, właściwa naturze ludzkiej. Ale żaden realizm nie powinien pozbawiać ludzi poczucia wyobraźni, gdyż przestanie być realizmem. Porównanie zaś obyczajów świata z roku 1912 z obyczajami dziś, daje nam dopiero niejaką możność, choć oczywiście nie w zarysach konkretnych, wyobrazić sobie do jakiego układu rzeczy ludzie będą mogli być jeszcze zmuszeni 'rozsądnie' się przystosować, w roku 2012!

Jaki jest Pana punkt widzenia na tak postawioną kwestię? Jaki kształt przybierze świat w roku 2012?



Nikt nie chce, ale nikt palcem nie ruszy. Ani stojąc, ani nie stojąc.
Każdy liczy na pomoc drugiego. Nikt nikomu nie będzie pomagał.

Włodzimierz Popławski
Wypowiedź cytowana przez Józefa Mackiewicza: Śmierć Włodzimierza Popławskiego, w tomie: Wielkie tabu i drobne fałszerstwa.

W marcu 1939 roku świat chwiał się na krawędzi kolejnej wielkiej wojny. Po zajęciu Czechosłowacji, anszlusie Kłajpedy, po wystosowaniu, tym razem już oficjalnie, żądań pod adresem Polski przez nazistowskie Niemcy, powinno to być oczywiste dla wszystkich uważnych obserwatorów sceny politycznej – było dla nielicznych. Jest coś w ludzkiej naturze, co nakazuje negować najgorsze scenariusze przyszłości. Ciekawy trop do poznania tego zjawiska znaleźć można we wspomnieniach świadka epoki, Michała K. Pawlikowskiego:

Ostatnie pół roku było tak obfite w zdarzenia osobiste, że o polityce, zwłaszcza o wielkiej polityce, nie miał czasu myśleć. Toteż pamiętnego poranka marcowego, gdy mu pan Raczkiewicz oznajmił przy rannym raporcie o zajęciu przez Niemców Czechosłowacji, doznał prawdziwego wstrząsu. Tego poranka zakończył się okres pomorskiego błogostanu. Nerwowość otoczenia i jemu się udzieliła. Dotąd obojętnie przechodził przez Bydgoskie Przedmieście obok konsulatu niemieckiego i ledwie rzucał okiem na swastykę. Teraz nagle ta swastyka nabrała złowrogiej symboliki. Czytaj więcej ->



Prześlij znajomemu

Pisarz polski z wielonarodowej ojczyzny, której już nie ma.

Barbara Toporska

W lipcu 1930 roku w Kownie hucznie obchodzono 520 rocznicę bitwy pod Grunwaldem. „Zapomniano jednak” – jak ironicznie zauważał Józef Mackiewicz w artykule „Dziesiąta rocznica pewnego traktatu” – obejść znacznie młodsze wydarzenie, mianowicie okrągłą rocznicę traktatu zawartego przez niepodległą republikę Litwy z sowietami. Tymczasem w sowieckim Mińsku uroczyście obchodzono identyczną, 10-tą rocznicę wyzwolenia, ale nie Litwy, a zachodniej Białorusi. Dlaczego? Czytaj więcej ->



Prześlij znajomemu

Specyalnie pod adresem waszym, bracia moi, Litwini,
wyznaję wiarę moją, że bez wolnej Polski nie będzie wolnej Litwy.
Tej wiary nauczył mnie bohater Litwy Mickiewicz.
Polska dla mnie, Litwina, jest drugą ojczyzną…

Józef Albin Herbaczewski, Głos bólu, Kraków 1912

Józef Mackiewicz nie mógł wyrzec się wspólnoty losu łączącej go z kowieńskimi adwersarzami. Wspólnoty dzielonej także z postacią bardzo szczególną, Litwinem zakochanym w polskiej kulturze i historii, nieco zdziwaczałym emisariuszem obu stron, z opiniami którego liczono się niekiedy, nierzadko ignorowano, wyśmiewano; błąkającym się po świecie nie tyle w poszukiwaniu tożsamości, co najwłaściwszego miejsca dla siebie i swojej pracy. Tym szczególnym człowiekiem był Józef Albin Herbaczewski. Józef Mackiewicz rozmawiał z Profesorem przygodnie, gdy ten podróżując z Kowna do Krakowa (na uroczystości związane ze sprowadzeniem prochów Słowackiego do kraju), odwiedził Wilno. Herbaczewski był akurat wówczas w dobrych stosunkach z nowym (powstałym w wyniku grudniowego zamachu stanu z 1926 roku) rządem kowieńskim i mógł dysponować informacjami z pierwszej ręki. Zapytany o faktyczne plany litewskich polityków, o to czy rząd kowieński „zamierza zerwać z utartym, maniackim, oklepanym kursem polityki zagranicznej”, odpowiedział twierdząco. Voldemaras postanowił wyemancypować się spod wpływów obcych. To „nie lada” polityk, spośród działających w Kownie „najroztropniejszy”, dobry dyplomata. W stosunku do Polski – mówił Herbaczewski – nieprzejednane stanowisko stopniowo ulega rewizji. Problem nawiązania stosunków gospodarczych jest rozważany na serio. Jeżeli w rozmowach pominięta zostanie sprawa Wilna, istnieje możliwość osiągnięcia porozumienia. Czy możliwe, że Herbaczewski był kimś w rodzaju wysłannika, mającego zaprezentować stanowisko nowego rządu? Czytaj więcej ->



Prześlij znajomemu

Część II

WYDAWNICTWO PODZIEMNE: JR Nyquist zasugerował, że można swobodnie propagować komunizm w Stanach, pod warunkiem, że robi się to pod innym szyldem.  Nasuwa mi się przykład z Pana publikacji.  Rich Nagin przepadł w wyborach jako komunista, ale był bardzo skuteczny w organizowaniu politycznych kampanii dla innych, np. dla Johna Kerry.  Czy słowo „komunizm” zawiera w sobie jakieś zakazane skojarzenia w Ameryce?  Jeżeli tak, to czy jest tak nadal w świecie Alexandrii Ocasio-Cortez i Rashidy Tlaib?

TREVOR LOUDON: Komunizm to wciąż słowo tabu wśród amerykańskiej lewicy, ale już nie dla prawicy.

Lewica nienawidzi tego słowa z powodu piętna Związku Sowieckiego, Czerwonych Chin, Kuby, Wenezueli itd.  Nawet Komunistyczna Partia USA, która popiera zarówno Pekin, jak i Moskwę, była bliska zmiany nazwy kilka lat temu. Czytaj więcej ->



Prześlij znajomemu

Część I

WYDAWNICTWO PODZIEMNE: Antykomunizm jest stanem ducha, jedynym konstruktywnym stanowiskiem dla przyzwoitego człowieka w dzisiejszych czasach.  „Jeżeli nie jesteś aktywnym antykomunistą, to mijasz się z sednem współczesnego świata”, jak Pan to określił.  Gdy tyle różnych ideologii współzawodniczy o uwagę człowieka, w miarę łatwo zmącić naszą władzę rozumowania, łatwo zatracić zdrowy rozsądek i poczucie przyzwoitości.  Wszyscy potrzebujemy jakiejś busoli, potrzeba nam gruntu pod nogami.  Znaleźliśmy taki grunt w pisarstwie Józefa Mackiewicza.  Jaka była Pańska droga do antykomunizmu?

TREVOR LOUDON: Moja droga do antykomunizmu zaczęła się od mego nauczyciela ekonomii.  Jako nastolatek, byłem typowym nowozelandzkim socjalistą.  Zdecydowanie po lewej stronie.  Tymczasem on nauczał o wolnym rynku, który jest lepszym szlakiem do dobrobytu niż państwowy socjalizm.

Potem czytałem autorów takich jak Ayn Rand (choć odrzuciłem jej wojujący ateizm), Bastiat, Leonard Reed, Ludwig von Mises itp.  Byłem już wówczas antysocjalistą, ale brakło mi głębszego zrozumienia ruchu komunistycznego.  Sądzę, że jest to częsta słabość wśród wielu ludzi interesu i zwolenników wolnego rynku.  Uważają, że komunizm jest jedynie systemem gospodarczym, który może zostać pokonany przy pomocy bardziej skutecznej ekonomii politycznej. Czytaj więcej ->



Prześlij znajomemu

Dobrze się dzieje w państwie podziemnym, skoro uznaliśmy, że nic ważniejszego do czynienia nie mamy, jak tylko zgłębianie tajemnicy pewnego artykułu Józefa Mackiewicza, sprzed niemal stu lat. Gdy wokół sromota pomieszana z głupotą, że aż zęby bolą od wlewających się mimowolnie w uszy zgrzytów wszędobylskich absurdów, my wpatrujemy się w skromny, choć fascynujący, artefakt przeszłości.

Niby co lepszego robić? Zastanawiać się na definicją odwiecznej instytucji małżeństwa? Rozważać kwestię, wiele znaczy życie Murzyna, gdy przykazanie nakazuje kochać każdego bliźniego? Albo też pochylać się nad problemem, czy istota frymarcząca swoim ciałem ćwierć, albo i pół wieku temu, ma stosowny tytuł, aby domagać się zadośćuczynienia za swoją grzeszność? A może dociekać przyczyny, dla której zgraja ideologicznych sodomitów usiłuje zawłaszczyć tęczę, biblijny symbol Bożego miłosierdzia?

Łuk mój położę na obłokach i będzie znakiem przymierza między mną a między ziemią.

I wielomaż innymi, równie nonsensownymi kwestiami, podsuniętymi pod debatę światu przez sprytny bolszewizm? W żadnym razie. Z bolszewikami się nie dyskutuje, można do nich jedynie strzelać. Czytaj więcej ->



Prześlij znajomemu

Darek Rohnka poruszył w swoim arcyciekawym cyklu, zaskakujący problem wywołany przez artykuł Józefa Mackiewicza sprzed prawie stu lat.  Oto 28 stycznia 1926 roku ukazała się w Słowie korespondencja sygnowana „m.”, pt. „Przed kowieńskiemi wyborami” z podtytułem „(Od specjalnego wysłannika Słowa), Kowno, 24 stycznia”.  Następnego dnia opublikowana została kolejna korespondencja z adnotacją: „Ryga, 27 stycznia”.  Darek nawiązał do mojego wstępu do bibliografii, który znalazł się w pierwszym wydaniu Nudis verbis, z roku 2003; wstępu pisanego grubo ponad 20 lat temu.  Pisałem wówczas: Czytaj więcej ->



Prześlij znajomemu

Pytam więc… pewnego pracownika na niwie artystycznej,
wilnianina jak się patrzy, z krwi i kości i wymowy:
„Gdzieżeś pan tak długo przepadał?”
– „Jak to, pan myślał, że wiecznie będę w Wilnie siedział?!”
– Trzeba było widzieć jego dumne i chmurne spojrzenie, oburzenie,
ten rzut głowy w tył, wzgardliwy wzrok.

Ech! ty, parsiuczak drobnieńki!
Cóż ty ryjku jeden myślisz, że Wilno nigdy się nie dźwignie!

Józef Mackiewicz, „Verba veritatis”.

Gdy z okazji otwarcia nowego mostu kolejowego w Grodnie, jako jeden z licznych dziennikarzy, zaproszony został przez organizatorów tego uroczystego zdarzenia, obok innych błąkających się po głowie podczas nocnej podróży myśli, jego „świadomość” „ulatywała” „w stronę pobliskiej granicy litewskiej, rozważając możliwość napadu na pociąg”. Sytuacja w 1923 roku, w chwili pisania tego felietonu (podobnie jak w kilku kolejnych latach), wciąż daleka była od stabilności, ale młody wileński dziennikarz musiał zdawać sobie sprawę, że maleńka Litwa kowieńska nie stanowi realnego zagrożenia ani pod względem politycznym, ani – tym bardziej – militarnym. Jeśli śnił o potencjalnym napadzie z tamtej strony, była to zapewne reminiscencja nieprzyjemnego incydentu z niedawnej przeszłości. Sama delegacja była okazją do spędzenia czasu w miłym towarzystwie. Grodno, które najbardziej przypominało Wilno, nie ustępowało temu ostatniemu malowniczością. Wracał do niego podczas licznych reporterskich podróży, z subtelnym sentymentem, pełnym historycznych asocjacji i osobistych wspomnień:

Jest 22 stopnie powyżej zera i to w cieniu drzew, nawet w zielonych jarach, które przecinają Grodno, robią z niego miasto liściaste, a dokąd obywatele wylewają pomyje. Nawet pod licznymi mostami, gdzie zwykli spać ongiś pijani robotnicy, a dziś bezrobotni. Po pryncypalnej ulicy Dominikańskiej płyną dwie mizerne niteczki rynsztoków, mienią się barwami tęczy w słońcu, ale jest gorąco, że grożą wyschnięciem. Niemen też płynie cicho i wąsko. Najpiękniejsze ze wszystkich schodów w Polsce, spadają ku rzece białe jak marmur. Nad nimi wiadukt bramy zamkowej łączy dwie epoki minione, potęgę i upadek, dwa zamki królewskie, stary Batorego z nowym Stanisława Augusta. Nad Niemnem… Nad Niemnem stoi grupa białostockich Ezofowiczów, przybyła na rowerach i robi zdjęcie grupowe. Zdjęcie wypadnie pięknie, kontrastowo, na tle groźnych ruin litewskich czasów. Czytaj więcej ->



Prześlij znajomemu

Na to już powstał ponury Litwin i huknął gromko:
— Lachy! jestem cudzoziemiec, nie znam waszych herbów,
moim jest miecz i imię moje Dowojna.

Słuchacze zrazu oniemieli, słysząc to oświadczenie, lecz wnet rzucono się na zuchwalca z całą nienawiścią.

Feliks Bernatowicz, Pojata. Córka Lizdejki.

Powiedzieć, że Józef Mackiewicz miał do Litwy stosunek szczególny, byłoby dziwacznym eufemizmem. Litwa to Ojczyzna, dom rodzinny, najmilsze miejsce na ziemi na zawsze pozostające w pamięci. Jej wielka historia była klejnotem, inspiracją, rdzeniem politycznego myślenia. Ideą, wokół której tworzyła się Mackiewiczowska wizja świata. „Józef Ponury, Wielki Xiążę Litewski” – tak przedstawiony został „Ponury Litwin” przyszłej żonie, Barbarze Toporskiej przez Piotra Kownackiego – prezentacja jakże celna. Najwidoczniej wileński endek, jakim był Kownacki, nie miał najmniejszych problemów ze zrozumieniem idei politycznej, której nie pojmowało wielu ze współczesnych. Czytaj więcej ->



Prześlij znajomemu

W pospolitym mniemaniu pokutuje pogląd – tego rodzaju poglądy zazwyczaj odbywają pokutę wśród powszechnie utrzymywanych i na ogół fałszywych opinii – że marksizm, trockizm, maoizm i inne czerwone izmy nie mają racji bytu w Ameryce, w kraju ludzi wolnych, w ziemi obiecanej demokracji i kapitalizmu.  Jeżeli zdarzają się jacyś Rosenbergowie, to tylko jako obcy agenci.  Jeśli nawet można znaleźć rdzennie amerykańskich komunistów, to jest to nadal marginalna obecność.  Książka Trevora Loudona, White House Reds: Communists, Socialists and Security Risks Running for US President, 2020 [“Czerwoni Białego Domu: komuniści i socjaliści ubiegający się o nominację na prezydenta Stanów w roku 2020”], zadaje kłam takim przekonaniom.  Przewodniki komunistycznych wpływów są w Ameryce wszechobecne, szeroko rozprzestrzenione i głęboko zakorzenione.  Co gorsza, sięgają już najwyższych urzędów państwowych, aż do Izby Reprezentantów, Senatu i Białego Domu włącznie. Czytaj więcej ->



Prześlij znajomemu
Dariusz Rohnka


Bałtycka prowokacja

Na okładce jednego z licznych wydań „Zwycięstwa prowokacji” możemy podziwiać ilustrację Andrzeja Krauzego: mały nieobuty człowieczek w kombinezonie i robotniczym kasku dźwiga na barkach gigantycznej postury funkcjonariusza. Stopą dotyka cienia usadowionego na swoich plecach kolosa, sam zdaje się być dla promieni światła przeźroczysty; dla spraw tego świata jakby nie istniał. Umundurowany gigant uśmiecha się szeroko, naiwnie, z wyrazem bezbrzeżnej bezmyślności w małych świńskich oczkach. Zdaje mi się, że Krauze uchwycił intencję zawartą w tytule. Taka jest natura prowokacji opisana przez Mackiewicza: zwycięska nieuchronnie, bo przecież nie ma na swojej drodze godnego adwersarza, jedynie ofiary: szarego małego człowieczka bez cienia, na równi z kolosem o spojrzeniu wsiowego głuptasa, który przenigdy nie pojmie, dlaczego akurat jemu przypadł laur zwycięzcy. Dramatyzm zasadzony w prowokacji polega właśnie na tym: ta prowokacja nie ma autora. Nie był nim w pełni ani Lenin, ani Trocki, Stalin, Chruszczow, plejada pozostałych bolszewickich strategów. Permanentna prowokacja bolszewizmu, targająca ziemską mizerią, nie ma jednego świadomego ojca. Mackiewicz pisał: bolszewicy to żadni geniusze, a Nikicie Ch., za którego czasów inicjowano dzisiejszą strategię, kazał biegać w kukurydzę… Czytaj więcej ->



Prześlij znajomemu

Jakiś czas temu, jeden z czytelników podsunął nam wykład Trevora Loudona, poświęcony sławnej książce Anatolija Golicyna, Nowe kłamstwa w miejsce starych. Nazwisko Golicyna pojawia się sporadycznie w przestrzeni publicznej (zwykle jako zdumiewający przykład profetycznej sprawności), jednak rzadko narracja jego książki bywa traktowana z należną uwagą, a więc z punktu widzenia bolszewickiej metody strategicznego działania. Takie właśnie spojrzenie na dzieło Golicyna proponuje Loudon. Znaleźliśmy w jego słowach także myśl wybiegającą poza analizę Golicynowskiej metodologii, myśl o uniwersalnym wymiarze, bliską duchowo Józefowi Mackiewiczowi:

Jeżeli nie jesteś aktywnym antykomunistą, to mijasz się z sednem współczesnego świata. Czytaj więcej ->



Prześlij znajomemu

Głęboka penetracja Zachodu przez sowieckie służby jest przedmiotem książki Catherine Belton.  Rozmiary tej penetracji w Zjednoczonym Królestwie stały się tematem parlamentarnego Raportu o Rosji, do którego jeszcze powrócę.  Jego autorzy konkludują, że „zagrożenie ze strony Rosji jest zasadniczo nihilistyczne, tj. cokolwiek w ich oczach osłabia Zachód, jest dla nich dobre”.  Należy się zgodzić z tą diagnozą.  Mimo to, próbowałem wykazać w poprzedniej części, dlaczego, w moim przekonaniu, mącenie sowieciarzy w referendum brytyjskim, nie miało wpływu na ostateczny wynik plebiscytu.  Odejście Wielkiej Brytanii jest Putinowi na rękę, ale nie należy przypisywać mu zasługi.  (Powstała nawet sztuka o „Maszy z fabryki trolli”, która pracowała mozolnie nad zmuszeniem tępych Angoli do głosowania wbrew ich interesom w plebiscycie. [1])  Moim zdaniem, był to dobry wynik niezależnie od kremlowskich zachcianek.  Osłabia europejską unię, to niewątpliwie prawda, ale jednocześnie daje Europie ostatnią być może szansę na przebudzenie z somnambulicznego snu.  Obawiam się, że Europa z tej sposobności nie skorzysta.  Przyjrzyjmy się zatem Staremu Kontynentowi i narzuconej mu, unijnej skorupie. Czytaj więcej ->



Prześlij znajomemu

Afera Arcos

Aktywność sowieckich służb pod przykrywką działalności gospodarczej w Wielkiej Brytanii, rozpoczęła się jakiś czas temu.  Dokładniej, ponad sto lat temu, bo w październiku 1920 roku, gdy założono w Londynie firmę ARCOS, All-Russian Co-Operative Society (niekiedy nazywana błędnie „angielsko-rosyjską spółdzielnią”).  Założona przez Leonida Krasina, spółdzielnia była spółką akcyjną w oczach brytyjskiego prawa, ale udziałowcami byli wyłącznie obywatele sowieccy.  Jej oficjalnym celem było nawiązanie i rozwijanie kontaktów handlowych między Wielką Brytanią i sowietami.  W 1923 założono Arcos Bank, który miał monopol na wydawanie czeków podróżnych dla coraz liczniejszych obywateli Zachodu, pragnących odwiedzić ojczyznę proletariatu. Czytaj więcej ->



Prześlij znajomemu

Krótka książeczka Roberto Calasso, Nienazwana teraźniejszość,* przedstawiana bywa jako „dziewiąta część cyklu” rozpoczętego prawie przed 40 laty.  Tytuł w istocie wywodzi się z pierwszej pozycji, a cykl ma być „eksploracją związków między mitem a współczesnością”.  Być może, ale Calasso mówi o naszej teraźniejszości, o zagubieniu człowieka.  Po nieodżałowanej śmierci Rogera Scrutona, Calasso jest najciekawszym myślicielem naszych czasów.  Obaj obserwowali ze zgrozą, jak stąpamy po kruchym gruncie, jak zacierają się ostre linie.  Nie rozumiemy świata, nie potrafimy go nazwać, brak nam punktu odniesienia.  „Jesteśmy bezustannie atakowani konturami przedmiotów, których nikt nie zna w całości” – i to jest nasz normalny świat.  To nie „epoka niepokoju” Audena. Czytaj więcej ->



Prześlij znajomemu

Policjanci z londyńskiego Met (czyli policji metropolitalnej) przerwali Wielkopiątkowe Nabożeństwo w „polskim kościele” w Balham.  Rzecz jasna, świątynia nie jest wcale „polska”, ale katolicka, co nie zmienia faktu, że odbywająca się w niej katolicka Msza Święta w wyjątkowy, jedyny w roku Dzień Męki Pańskiej i Śmierci Zbawiciela na Krzyżu, odprawiana była w języku polskim, przez polskich duchownych, w obecności wiernych-Polaków. Czytaj więcej ->



Prześlij znajomemu

Drogi Panie Michale,

wraz z królewską małżonką dziękujemy za życzenia i troskę. Szczęśliwie, w naszym królestwie nie ma zabójczego wirusa kataru zwanego kowidem ani pandemii, bo nie mamy telewizora. Wirus-celebryta pojawia się bowiem tylko tam, gdzie jest telewizja i radio. Ba, słyszałem, że w niektórych eurosowietach a nawet w UK i USSA kowid stał się bogiem. W imię Kowida wyrzuca się ludzi ze świątyń chrześcijańskich – np. w piątek w polskim kościele w południowym Londynie. Ciekawe, czy z meczetów i synagog też się wyrzuca wiernych, czy nie wolno, bo to byłoby prześladowanie? Napawa jednak otuchą, że prawdziwi wyznawcy Chrystusa, czyli ci, którzy nie słuchają Franciszka i skorumpowanych hierarchów, niebawem przejdą do podziemia, jak za czasów Nerona, i będą stanowić fundament nowego, odrodzonego w prawdzie i uczciwości kościoła. Czytaj więcej ->



Prześlij znajomemu

„Dacza uszła w offszory”

Pierwsze ślady, że sowieciarze przelewają miliardy dolarów na Zachód, pojawiły się już w lecie 1999, gdy wyszło na jaw dochodzenie FBI w sprawie Bank of New York i operacji wyprania 7-10 miliardów dolarów dla tzw. „rosyjskiej mafii”.  We wrześniu odbyły się przesłuchania w Kongresie na temat sowieckiej czarnej forsy i korodującej roli tych pieniędzy w Ameryce.  Jurij Szwiec, były rezydent kgb w Waszyngtonie, zeznał:

Zakrojona na szeroką skalę infiltracja zachodniego systemu finansowego przez rosyjską mafię rozpoczęła się przed upadkiem Związku Sowieckiego … Głównymi aktorami w tej grze byli wysoko postawieni przedstawiciele sowieckiej kompartii, przywództwo KGB i szefowie świata kryminalnego. Czytaj więcej ->



Prześlij znajomemu

Józef Mackiewicz niekiedy latami nie mógł znaleźć wydawcy dla swoich pism wśród niepodległościowej emigracji, więc zmuszony był pisać do szuflady lub drukować rzeczy własnym nakładem.  W emigracyjnym samizdacie wydał w pierwszym rzędzie jedno ze swych najważniejszych dzieł, Zwycięstwo prowokacji.  Uciekł się następnie do samizdatu w wypadku kilku broszur.  Pisałem na ten temat obszernie w (niestety nadal niedokończonym) cyklu o potyczkach Mackiewicza z cenzurą w najrozmaitszych konfiguracjach.  Nie pozwalano mu publikować w periodykach emigracji polskiej i odmawiano drukowania jego książek.  Było tak do czasu, aż powstało wydawnictwo Kontra, założone przez Szymona Szechtera i Ninę Karsov.  Dopiero wówczas możliwa okazała się publikacja dwóch książek watykańskich, „których nikt nie chciał wydać”.  Wtedy dopiero ukazały się drugie wydania Nie trzeba głośno mówić, Lewej wolnej, Drogi donikąd, Sprawy pułkownika Miasojedowa, Kontry i Zwycięstwa prowokacji.  Z inicjatywy Kontry, Mackiewiczowie wybrali i opracowali artykuły do dwóch wyborów, które ukazały się na krótko przed ich śmiercią: Droga Pani i Fakty, przyroda i ludzie.  Tylko dzięki wytrwałym wysiłkom Niny Karsov książki te trafiły do Polski w latach 80.  To jej zawdzięczaliśmy podziemny „festiwal wydawniczy” Mackiewicza po jego śmierci. Czytaj więcej ->



Prześlij znajomemu

Rozmawiałem onegdaj ze znajomą.  Dama jest wybitnym specjalistą w swej dziedzinie medycyny, toteż, jak to lekarze na Zachodzie, mieszka w ogromnym domu ze służbą, posiada apartament na Manhattanie, a wilegiaturę spędza na prywatnej wyspie na Karaibach.  Nigdy w życiu nie głosowała na nikogo innego niźli socjaliści, do dziś radośnie nienawidzi Margaret Thatcher i podziwia „uczciwość Jeremy Corbyna”.  Znając jej poglądy, zdziwiłem się ostatnimi czasy, dostrzegłszy po raz pierwszy zdecydowanie konserwatywne elementy w jej myśleniu na temat służby zdrowia.  Poniewczasie przypomniałem sobie Pierwsze Prawo Polityki sformułowane przez Roberta Conquesta: Czytaj więcej ->



Prześlij znajomemu

Powstanie Pugaczowa

Wielką zaletą książki Catherine Belton o ludziach Putina, jest ilość jej rozmówców.  Znamy dzięki niej np. wyznania hiszpańskiego kagiebisty, Felipe Turovera (por. część II-IV), Władymira Miłowa, byłego ministra i partnera Timczenki, i wielu innych zaangażowanych intymnie w wydarzenia.  Na ogół nie można ufać tym wypowiedziom, ale ciekawe jest zarówno, co Turover (dla przykładu) ma do powiedzenia, jak to, co pomija milczeniem – jaki konkretnie obraz pragnie przedstawić w dowolnym momencie.  Rozmówcy Belton, to niekiedy ludzie zastraszeni, którzy wolą pozostać w cieniu, a w innych wypadkach, aż zbytnio skorzy do wyznań.  Do pewnego stopnia, i jedno, i drugie może podważać wartość ich świadectwa.  Łatwo sobie wyobrazić, jakie jest pole dla manipulacji anonimowych rozmówców (a niektórzy z nich byli także aktywnymi aktorami wydarzeń), w celu przemycenia przesłania niezupełnie zgodnego z prawdą, a za to w całości podsuniętego przez ludzi Putina.  Czytaj więcej ->



Prześlij znajomemu

O faktach się nie dyskutuje

Żyjemy w czasach wojny informacyjnej, stanowczo stwierdza Pomerantsev, jak gdyby odkrywał nowe lądy.  Ku jego zgorszeniu, neo-naziści używają teraz metod Srdji Popovića i innych bojowników bliskich sercu Pieti (tylko nazywają to infokrieg, jak przystało „faszystom”).  Informacja stała się wyłącznie narzędziem, środkiem do osiągnięcia z góry określonych celów.  Kiedy informacja jest traktowana w taki sposób, to nie ma już mowy o jej wolnym przepływie, o debacie, o dociekaniu, najlepsze na co można liczyć, to niepewny „rozejm informacyjny” osiągnięty przez rozpoznanie wzajemnej „suwerenności informacyjnej”.  Nic dziwnego, że koncepcję tę propagują głównie Moskwa i Pekin.  Przykład zastosowania takiej „suwerenności” w praktyce, widzieliśmy już w działaniach Xinhua wobec agencyj Reutera i Bloomberga (por. część XI).  Jest to po prostu narzucanie własnej wersji rzeczywistości, dyktat cenzury i obrona roli cenzury.  Z drugiej jednak strony, wojna informacyjna jest tylko częścią większej całości, „hybrydowej” wojny, w której informacyjny atak może być preludium do ataku czołgów lub nie, może być uzupełnieniem wojny innymi środkami lub samym jądrem napaści.  Konsekwencją jest zamazanie granicy między stanem wojny i pokoju, co w konsekwencji oznacza permanentny stan wojny: jeżeli nie gorąca to – zimna. Czytaj więcej ->



Prześlij znajomemu

Tłum zwolenników Trumpa ruszył na Kapitol w Waszyngtonie, gdy Kongres miał formalnie ogłosić, że Biden będzie następnym prezydentem.  Nazwano to „antydemokratyczną insurekcją”, a nawet „próbą przewrotu”.  Fakt, że czworo demonstrantów i policjant zginęło podczas inwazji Kapitolińskiego Wzgórza (choć dwóch z przyczyn naturalnych, na atak serca i wylew).  Ale putsch?!  Zdjęcia pokazują przebierańców, jakiegoś pół-nagiego imbecyla z wymalowaną gębą, w futrzanej czapie z parą rogów.  Inny tuman, z mordą półgłówka z Apallachów, wynosi mebel z budynku Kongresu.  Wielu robi sobie zdjęcia, jak na pikniku: Hej, mamo, patrz!  Jestem w Kongresie!

I to ma być insurekcja?  Zbrojny zamach na bijące serce amerykańskiej demokracji?  Rokosz białych śmieci z przyczep kempingowych?  Bunt niedomytych?  Terror w biały dzień? Czytaj więcej ->



Prześlij znajomemu

Znowu spiski imperialistów

Belton nazywa ludzi Putina siłowikami.  Zgodnie z ich życzeniami, jak sądzę.  Siłowik był terminem pejoratywnym w czasach Jelcyna, gdy określano tak rzekomych wrogów demokracji, gotowych użyć siły, by powrócić do glorii komunizmu (znowu, tylko rzekomo).  Byli to w owych czasach przeważnie członkowie aparatu bezpieczeństwa i wojska, choć nie tylko, a sam zwrot odgrywał rolę stracha na wróble (jak beton w poprzedniej epoce).  To samo określenie stało się honorową odznaką przynależności dla ludzi Putina.  Belton gotowa jest przyznać, że siłowiki są „produktem zimnej wojny”, że ukształtowani zostali przez myślenie sprzed wielu dziesięcioleci.

Żyją w świecie, w którym od początku transformacji Rosji w kierunku gospodarki rynkowej, frakcje w KGB postrzegały kapitalizm jako narzędzie do walki z Zachodem; Putin wierzy, że w tym świecie każdego można kupić. Czytaj więcej ->



Prześlij znajomemu

Wiele jest dróg

Dygresja o chrlu rozrosła się do niespodziewanych rozmiarów, ale było to koniecznością, ze względu na równoległość przemian w chrlu i w sowietach.  Nie potrafię ocenić, czy postępowanie Denga było zsynchronizowane już we wczesnej fazie prowokacji, to znaczy jeszcze z Andropowem, ale wiele zdaje się wskazywać na uzgodnienie kierunku podczas spotkania z Gorbaczowem w Pekinie.  W dwa tygodnie później, dnia 4 czerwca 1989 roku, nastąpiły sławne, a na pozór tak rozbieżne, wydarzenia w prlu i chrlu.  Ten uderzający rozdźwięk – trudno o większy kontrast niż masakra i wybory, tego samego dnia – nie przestaje mnie zadziwiać od lat trzydziestu i trudno się oprzeć wrażeniu, że kolizja „pierwszych wolnych wyborów pod komunistami”, które były naprawdę 35-procentową nalewką na przegniłych, przeżutych i wyplutych przez komunistów czerwonych owocach w rodzaju Mazowieckiego, Michnika i Bolka, z rzezią demonstrantów, była zamierzona.  Z jednej strony, pozostaje to tylko wrażeniem, z drugiej jednak, cały świat otrzymał naoczny dowód, że gdyby zechciał kwestionować upadek komunizmu, to komuniści mają w zanadrzu także inne metody przekonania wątpiących i opornych.  Czyż Lenin nie pouczał swych uczniów, że dróg jest wiele, ale cel pozostaje jeden?  Komunizm nie musiał upaść na całym świecie, żeby i tak uwierzono w jego upadek.  Czytaj więcej ->



Prześlij znajomemu



Language

Książki Wydawnictwa Podziemnego:


Zamów tutaj.

Jacek Szczyrba

Czerwoni na szóstej!.

Jacek Szczyrba

Punkt Langrange`a. Powieść.

H
1946. Powieść.