Najnowsze komentarze

III Ankieta Wydawnictwa Podziemnego

Dziecko w szkole uczy się fałszowanej historii od Piasta do równie sfałszowanego Września i dowie się, że obrońcą Warszawy był nie jakiś tam Starzyński, ale komunista Buczek, który wyłamał kraty „polskiego faszystowskiego” więzienia, by na czele ludu stolicy stanąć do walki z najeźdźcą. – Tak w roku 1952 Barbara Toporska opisywała ówczesny etap bolszewizacji Polski.

Przyjmijmy, na potrzeby niniejszej ankiety, że był to opis pierwszego etapu bolszewizacji, klasycznego w swoim prostolinijnym zakłamaniu. Kolejny etap nastąpił szybko, zaledwie kilka lat później, gdy – posługując się przykładem przytoczonym przez Barbarę Toporską – w kontekście obrony Warszawy wymieniano już nie tylko komunistę Buczka, ale także prezydenta Starzyńskiego (i to z największymi, bolszewickimi honorami). Przyszedł w końcu także moment, gdy komunista Buczek albo znikł z kart historii, albo też przestał być przedstawiany w najlepszym świetle – jeszcze jeden, mocno odmieniony okres.

Mamy tu zatem dynamiczne zjawisko bolszewizmu i szereg nasuwających się pytań. Ograniczmy się do najistotniejszych, opartych na tezie, że powyższe trzy etapy bolszewizacji rzeczywiście miały i mają miejsce:

1. Wedle „realistycznej” interpretacji historii najnowszej utarło się sądzić, że owe trzy etapy bolszewickiej strategii są w rzeczywistości nacechowane nieustającym oddawaniem politycznego pola przez bolszewików. Zgodnie z taką wykładnią, historię bolszewizmu można podzielić na zasadnicze okresy: klasyczny, ewoluujący, upadły. Na czym polega błąd takiego rozumowania?

2. Jak rozumieć kolejno następujące po sobie okresy? Jako etapy bolszewizacji? Jako zmiany wynikające z przyjętej strategii, czy ze zmiennej sytuacji ideowej i politycznej, czy może trzeba wziąć pod uwagę inne jeszcze, niewymienione tu czynniki?

3. Trzy etapy i co dalej? Czy trzecia faza spełnia wszystkie ideowe cele bolszewizmu, czy wręcz przeciwnie – jest od realizacji tych celów odległa? Czy należy spodziewać się powrotu do któregoś z wcześniejszych etapów, a może spektakularnego etapu czwartego lub kolejnych?

Zapraszamy do udziału w naszej Ankiecie.

II Ankieta Wydawnictwa Podziemnego

Dorobek pisarzy i publicystów mierzy się nie tyle ilością zapisanych arkuszy papieru, wielkością osiąganych nakładów, popularnością wśród współczesnych czy potomnych, poklaskiem i zaszczytami, doznawanymi za życia, ale wpływem jaki wywierali lub wywierają na życie i myślenie swoich czytelników. Wydaje się, że twórczość Józefa Mackiewicza, jak żadna inna, nadaje się do uzasadnienia powyższego stwierdzenia. Stąd pomysł, aby kolejną ankietę Wydawnictwa poświęcić zagadnieniu wpływu i znaczenia twórczości tego pisarza.

Chcielibyśmy zadać Państwu następujące pytania:

1. W jakich okolicznościach zetknął się Pan/Pani po raz pierwszy z Józefem Mackiewiczem?
Jakie były Pana/Pani refleksje związane z lekturą książek Mackiewicza?

2. Czy w ocenie Pana/Pani twórczość publicystyczna i literacka Józefa Mackiewicza miały realny wpływ na myślenie i poczynania jemu współczesnych? Jeśli tak, w jakim kontekście, w jakim okresie?

3. Czy formułowane przez Mackiewicza poglądy okazują się przydatne w zestawieniu z rzeczywistością polityczną nam współczesną, czy też wypada uznać go za pisarza historycznego, w którego przesłaniu trudno doszukać się aktualnego wydźwięku?

Serdecznie zapraszamy Państwa do udziału.

Ankieta Wydawnictwa Podziemnego

1. W tak zwanej obiegowej opinii egzystuje pogląd, że w 1989 roku w Polsce zainicjowany został historyczny przewrót polityczny, którego skutki miały zadecydować o nowym kształcie sytuacji globalnej. Jest wiele dowodów na to, że nie tylko w prlu, ale także innych krajach bloku komunistycznego, ta rzekomo antykomunistyczna rewolta była dziełem sowieckich służb specjalnych i służyła długofalowym celom pierestrojki. W przypadku prlu następstwa tajnego porozumienia zawartego pomiędzy komunistyczną władzą, koncesjonowaną opozycją oraz hierarchią kościelną, trwają nieprzerwanie do dziś. Jaka jest Pana ocena skutków rewolucji w Europie Wschodniej? Czy uprawniony jest pogląd, że w wyniku ówczesnych wydarzeń oraz ich następstw, wschodnia część Europy wywalczyła wolność?

2. Nie sposób w tym kontekście pominąć incydentu, który miał miejsce w sierpniu 1991 roku w Moskwie. Czy, biorąc pod uwagę ówczesne wydarzenia, kolejne rządy Jelcyna i Putina można nazwać polityczną kontynuacją sowieckiego bolszewizmu, czy należy raczej mówić o procesie demokratyzacji? W jaki sposób zmiany w Sowietach wpływają na ocenę współczesnej polityki międzynarodowej?

3. Czy wobec rewolucyjnych nastrojów panujących obecnie na kontynencie południowoamerykańskim należy mówić o zjawisku odradzania się ideologii marksistowskiej, czy jest to raczej rozwój i kontynuacja starych trendów, od dziesięcioleci obecnych na tym kontynencie? Czy mamy do czynienia z realizacją starej idei konwergencji, łączenia dwóch zantagonizowanych systemów, kapitalizmu i socjalizmu, w jeden nowy model funkcjonowania państwa i społeczeństwa, czy może ze zjawiskiem o zupełnie odmiennym charakterze?

4. Jakie będą konsekwencje rozwoju gospodarczego i wojskowego komunistycznych Chin?

5. Już wkrótce będzie miała miejsce 90 rocznica rewolucji bolszewickiej w Rosji. Niezależnie od oceny wpływu tamtych wydarzeń na losy świata w XX wieku, funkcjonują przynajmniej dwa przeciwstawne poglądy na temat idei bolszewickiej, jej teraźniejszości i przyszłości. Pierwszy z nich, zdecydowanie bardziej rozpowszechniony, stwierdza, że komunizm to przeżytek, zepchnięty do lamusa historii. Drugi stara się udowodnić, że rola komunizmu jako ideologii i jako praktyki politycznej jeszcze się nie zakończyła. Który z tych poglądów jest bardziej uprawniony?

6. Najwybitniejszy polski antykomunista, Józef Mackiewicz, pisał w 1962 roku:

Wielka jest zdolność rezygnacji i przystosowania do warunków, właściwa naturze ludzkiej. Ale żaden realizm nie powinien pozbawiać ludzi poczucia wyobraźni, gdyż przestanie być realizmem. Porównanie zaś obyczajów świata z roku 1912 z obyczajami dziś, daje nam dopiero niejaką możność, choć oczywiście nie w zarysach konkretnych, wyobrazić sobie do jakiego układu rzeczy ludzie będą mogli być jeszcze zmuszeni 'rozsądnie' się przystosować, w roku 2012!

Jaki jest Pana punkt widzenia na tak postawioną kwestię? Jaki kształt przybierze świat w roku 2012?



Jest rok 1935.  Rodzeństwo Walkerów spędza z matką letnie wakacje na jeziorach angielskiego Lake District.  Pływają żaglówkami, bawią się w piratów i odkrywają świat.  A w tym świecie dzieją się rzeczy dziwne.  Podejrzane, obce typki, mówiące perfekcyjnie po angielsku i zupełnie niezrozumiale po rosyjsku, próbują schwytać innego podejrzanego typa, którego dzieci nazwały „Kapitanem Flintem”.  Flint okazuje się być ni to dziennikarzem, ni to pisarzem, ni to szpiegiem, który wywiózł z sowietów zdjęcia urządzeń militarnych i ukrywa je na łodzi, na jeziorze, zamiast przekazać Rządowi Jego Królewskiej Mości. – Tak mniej więcej wygląda główny wątek ubiegłorocznego przygodowego filmu dla dzieci, pt. Jaskółki i Amazonki, wg powieści Arthura Ransome’a pod tym samym tytułem.  Tylko że powieść dzieje się w roku 1929 i nie ma w niej groteskowych sowieckich agentów.  A jednak istnieje namacalny związek między popularną książką, która uczyniła Ransome’a sławnym na cały świat – i rajem krat. Czytaj więcej ->



Prześlij znajomemu

Zapraszamy Czytelników naszej witryny do wyrażenia hołdu dla leninowskiego puczu sprzed 100 lat.

Każdą nadesłaną laurkę opublikujemy z komsomolską szczerością i bolszewicką wiernością dla faktów.



Prześlij znajomemu
Stary chrzan


Pociąg i szajka

Zbóje wyszli z podziemnej nory i schowani w krzakach obserwowali wykwintną salonkę.  Pociąg toczył się bardzo powoli i zwalniał coraz bardziej, aż wreszcie, jak ranny zwierz, zatrzymał się wśród sapania lokomotywy i buchającej pary.  Luksusowa salonka, z rozświetlonymi oknami, stanęła na wprost zaczajonej w krzakach szajki rzezimieszków.  Widzieli mgliste postaci za zaparowanymi oknami.  Potrafili rozróżnić gibkie sylwetki dam od wyprostowanych konturów mężczyzn.  Wyczuwali niepokój wśród eleganckich pasażerów salonki.  Czytaj więcej ->



Prześlij znajomemu

Timothy Snyder, znakomity amerykański historyk, zajmuje się głównie naszą częścią świata i jest niezwykle wnikliwym obserwatorem.  Pisaliśmy o nim na naszej witrynie wielokrotnie, a bywał także często przedmiotem zaciętych dyskusji w komentarzach.  Prawdę mówiąc, doprowadziło mnie to do pewnego – wstyd się przyznać – przesycenia jego pisarstwem.  Snyder wydał kolejną książkę, przygotowuje następną, a ja jakoś nie miałem serca do jego nowych pozycji.  Ale wysłuchałem ostatnio wykładu, wygłoszonego 16 października w Rydze, wykładu na cześć Sir Isaiah Berlina, wielkiego brytyjskiego filozofa, który urodził się w Rydze.  Treść tego wykładu nie mogła pozostawić mnie obojętnym, choć inaczej niż zwykle, trudno było mi tym razem zgodzić się z jego tezami.  Czytaj więcej ->



Prześlij znajomemu

Operacja „Trust”

Przypuszczam, że czekiści nie mogli uwierzyć własnemu szczęściu, gdy, pomimo aresztowania Sawinkowa, nikt na Zachodzie nie podawał poważnie w wątpliwość istnienia masowej monarchistycznej organizacji w sowdepii.  Podlegało jedynie dyskusji, czy Trust ma rzeczywiście tak wielki zasięg i możliwości, jak sugerowali jego wysłannicy na Zachód.  ‘C’ postanowił sprawdzić stan rzeczy na miejscu, i w tym celu zwrócił się do komandora Ernesta Boyce’a, szefa placówki wywiadowczej w Helsinkach, a byłego rezydenta brytyjskiego wywiadu w Moskwie.  Boyce natomiast, bez zgody i wiedzy Cumminga lub kogokolwiek innego w SIS, skontaktował się z Reillym.  Cook podaje obszerne wyjątki z ich korespondencji w pierwszych miesiącach 1925; początkowo mowa w niej o sowietach tylko w zakamuflowany sposób: wspominają o „interesach w Kalifornii”, o „nieudanym przedsięwzięciu”, używając tego rodzaju przejrzystego kodu.  Dopiero niedawno wyszło na jaw, że Boyce został przekonany co do autentyczności i potęgi Trustu przez dwoje agentów, Marię Zacharczenko-Szulc i Nikołaja Bunakowa.  Oboje byli Białymi Rosjanami, Maria była nawet siostrzenicą generała Kutiepowa i pozostaje niejasne do dziś, na ile sama była świadoma roli, jaką odegrała.  Bunakow natomiast był klasycznym podwójnym agentem.  Jego kod w SIS brzmiał ST28 (gdy Reilly miał numer ST1) i Boyce ufał mu na tyle, że skontaktował go bezpośrednio z Reillym.  W jednym z listów do Bunakowa, Reilly wyłożył swą koncepcję aktów terrorystycznych skierowanych przeciw indywidualnym reprezentantom sowieckiego reżymu.  Oprócz usunięcia niebezpiecznych ludzi, argumentował, ważniejszym celem jest „zakończenie letargu, zniszczenie legendy nietykalności bolszewizmu”. Czytaj więcej ->



Prześlij znajomemu

Nad ranem 31 sierpnia, w kilka godzin po zamachu niewidomej na Lenina, zanim jeszcze lekarze zdołali dotrzeć na Kreml, by ratować rzekomo ciężko rannego przywódcę rewolucji, Dzierżyński i Peters aresztowali Lockharta i Mourę Budberg.  Pierwsze pytanie zadane im przez Petersa, brzmiało: Gdzie jest Reilly?  Dokonano wielu rewizji i aresztowań, ale Reilly zniknął.  W rzeczywistości wyruszył dwa dni wcześniej do Pietrogradu, by tam omówić szczegóły planowanego przewrotu z kapitanem Francisem Cromie.  Cromie sprawował funkcję attaché do spraw floty przy byłej ambasadzie brytyjskiej w Pietrogradzie (Zjednoczone Królestwo nie uznało bolszewickiego przewrotu), ale de facto był szefem wywiadu brytyjskiego w północnej Rosji, a jako taki był zwierzchnikiem Reilly’ego.  Mieli się spotkać 31 sierpnia, ale do spotkania nie doszło, gdyż tego dnia rano, budynek byłego poselstwa został otoczony przez czekistów.  Cromie bronił się z bronią w ręku i został zamordowany, a jego ciało wyrzucono przez okno. Czytaj więcej ->



Prześlij znajomemu
Dariusz Rohnka


Gdy podaż kształtuje popyt

Ostatnio, w rozmowie, ktoś przypomniał mi zabawę w przedsklepową kolejkę, podbolszewicką dziecięcą rozrywkę, którą świetnie opisał swojego czasu Józef Mackiewicz. W przeciwieństwie do wielu innych zabaw, kolejka jest odbiciem dorosłej rzeczywistości. Dzieci stoją jedno za drugim grzecznie, oczekując każde na swoją… kolejkę, jest milicjant z pałką pilnujący porządku, albo i nieporządku. Niby nic takiego. Nie bardzo skomplikowana zabawa, a jednak mówiąca sporo, choćby o tym, jak świat dziecięcy postrzega świat dorosłych. Z jakiegoś powodu te obserwacje na ogół nie wypadają dobrze. Czytaj więcej ->



Prześlij znajomemu
Michał Bąkowski


Męki Tantala

Zachęcony przez p. Łukasza Kołaka, przeczytałem artykuł Coryllusa pt. Komunizm i komunizmy.  Tytuł intrygujący dla autorów Wydawnictwa Podziemnego, jak każdy czytelnik niniejszej witryny z łatwością zgadnie, bo od lat zajmujemy się tu niewdzięcznym przedsięwzięciem przybijania kisielu do ściany, to znaczy próbą zdefiniowania, czym jest zjawisko, które konsekwentnie uważamy za największe zagrożenie świata, gdy miliardy ludzi na tym świecie żyją w przekonaniu, że komunizm dawno upadł.  Natura komunizmu sprawia, że niezwykle trudno ująć go w karby definicji.  Potwór przepoczwarza się na naszych oczach, właśnie wówczas, gdy wydaje się, że zdołaliśmy uchwycić jego istotę.  Czyżbyśmy, jak Syzyf, skazani byli na wieczne wtaczanie tego głazu pod górę, po to tylko, by przetoczył się po naszych umęczonych członkach?  A może lepszą metaforą na próby definiowania komunizmu, bolszewizmu, sowietyzmu, ale także zastanawiania się nad różnicami między prlem i prlem bis, jest mityczny Tantal skazany przez olimpijskich bogów na wieczne męki niezaspokojonego pragnienia i głodu.  Stać miał Tantal po kolana w chłodnym strumieniu pod owocowym drzewem, ale ilekroć pochylił się, by zwilżyć wyschnięte wargi, woda znikała; ilekroć wyciągnął rękę po dojrzały owoc, gałąź umykała mu.  Definicja jest blisko, wydaje się w zasięgu ręki, ale wymyka się naszemu niedoskonałemu poznaniu. Czytaj więcej ->



Prześlij znajomemu

W ciągu pierwszych miesięcy roku 1918, zachowanie bolszewików stało się tak barbarzyńskie, aroganckie i otwarcie wrogie wszelkiej kulturze, że nawet przyjazny dotąd Lockhart obrócił się przeciw nim.  Nie przestał kochać się w baronowej Budberg, ale przestał być poputczykiem i zaczął wspomagać siły wrogie bolszewikom.  Umożliwił ucieczkę Kiereńskiego, poparł finansowo Patriarchę Tichona, przekazał miliony Armii Ochotniczej i wreszcie zaangażował się w sprawy Borysa Sawinkowa i Reilly’ego.  Czytaj więcej ->



Prześlij znajomemu

Ogromna większość autentycznych agentów wywiadu, którzy mieli być prawzorem postaci Jamesa Bonda, to byli rówieśnicy Iana Fleminga.  Autor często znał ich osobiście albo ze słyszenia, ale tylko jeden z nich należy do wcześniejszej epoki.  Do czasów walki z bolszewikami.  Najstarszym pierwowzorem Bonda był Sidney Reilly. Czytaj więcej ->



Prześlij znajomemu

Is this the real life? Is this just fantasy?
Caught in a landslide, no escape from reality
Open your eyes, look up to the skies and see
I’m just a poor boy, I need no sympathy
Because I’m easy come, easy go, little high, little low
Anyway the wind blows – doesn’t really matter to me

Odpowiedź Foxmuldera na mój list otwarty bardzo mnie ubawiła i jednocześnie ciut zasmuciła.  Smętek wziął się z potwierdzenia powszechnej niechęci do jakiejkolwiek dyskusji.  Wszyscy moi bliscy i znajomi pukali się w czoło na wieść o tym, że podjąłem dyskusję z Foxmulderem.  Podobnie komentatorzy na jego stronie żądali, by nie podejmować wymiany z „trollem” (czyli ze mną), litowali się nad biednym niedojdą, ponieważ nie wiem co to „kuc”, wznosili modły i lamenty, a jeden nawet chciał mnie nauczyć pisać (ciekawe po jakiemu, bo na pewno nie po polsku).  Już pierwsze zdanie w replice mego oponenta jest znamienne.  Wskazał na „niektórych” (na przykład kto?!), porównujących rzekomo moją nieskromną osobę do jakiegoś oszalałego endeka, o którym w życiu nie słyszałem, jak gdyby polemika była równie rzadka, co krokodyle w prlowskich zalewach.  (Pomijam już, że na pewno brak mi cnoty wytrwałości śp. Larkowskiego, a zacięcie zdarza mi się tylko przy goleniu.)  Dyskusja, debata, ścieranie się poglądów, to jest treść życia duchowego, krwioobieg myśli, rozrywka wolnych ludzi i powinność intelektualisty.  Nic dziwnego, że sztuka polemiki jest w pohańbieniu, a „intelektualista” stał się niewybrednym epitetem, gdy sama propozycja podjęcia dyskusji spotyka się z drwiną i ogólnym chichotem. Czytaj więcej ->



Prześlij znajomemu
Foxmulder


Szanowny Panie

Niektórzy mówią, że jest Pan równie zaciętym i wytrwałym polemistą jak śp. Robert Larkowski – choć oczywiście prowadzi Pan polemikę w zupełnie innym stylu. Czytaj więcej ->



Prześlij znajomemu

Szanowny Panie,

Zgodnie z obietnicą, przeczytałem Pańskie artykuły na temat Trumpa i z żalem muszę wyznać, że często Pana nie rozumiem, a gdy pojmuję, to nie zgadzam się prawie w żadnym momencie, co sprawia, że niezwykle trudno podjąć rzeczową polemikę, gdyż trzeba by właściwie najpierw dopytywać się o szczegóły, następnie prostować i wykazywać, korygować i dowodzić niemalże słowo po słowie, co z czasem staje się nieznośne.  Dostrzegam w tym pewną istotną cechę współczesności, a mianowicie, atomizację społeczeństwa na odrębne grupy, operujące własnymi pojęciami, mówiące innym, nieprzetłumaczalnym językiem, odnoszące się do wspólnych doświadczeń i szukające wzajemnego potwierdzenia swej słuszności.  Nie jest to wcale krytyka pod adresem Pańskiej strony, bo to samo można odnieść do witryny Wydawnictwa Podziemnego.  Stworzyliśmy niestety hermetycznie zamknięte środowiska, i nie może to dobrze wróżyć na przyszłość.  Wszyscy jesteśmy dziś w niewoli algorytmów, które skierowują nas tylko tam, gdzie już byliśmy, a nie potrafią poradzić sobie z tymi nieszczęsnymi, którzy po słuchaniu Led Zeppelin, chcieliby posłuchać Mahlera, po obejrzeniu walki w oktagonie, pragną obejrzeć film Bergmana.  Nigdy w życiu wszakże, nie uchyliłem się od dyskusji, więc nie chciałbym pozostawić Pańskiego, tak diametralnie odmiennego, stosunku do Trumpa bez odpowiedzi. Czytaj więcej ->



Prześlij znajomemu
Michał Bąkowski


Trump

Prezydent Stanów Zjednoczonych przyjechał do Warszawy i dał mieszkańcom prlu wykład na temat historii Polski, dzięki czemu jest wiwatowany, jak gdyby był Sowińskim w okopach Woli i Ordonem z reduty w jednej osobie.  Fetowano prezydenta na placu Krasińskich, nie przymierzając, prawie jak towarzysza Wiesława (to znaczy Władysława Gomułkę, szefa polskiej kompartii, że pozwolę sobie dodać na pożytek tych szczęsnych, co nieobeznani są z historią prlu) na placu bolszewickich defilad w październiku 1956 roku. Czytaj więcej ->



Prześlij znajomemu

Od demokracji do bolszewizmu?

Kolejne zdarzenia były już bezpośrednio związane z amerykańskimi wyborami. 18 sierpnia 2016 roku FBI przekazało poufną, przeznaczoną dla wąskiego grona odbiorców, informację o atakach na serwery stanowych systemów wyborczych (State Board of Elections) w Arizonie i Illinois, publikując m.in. wykorzystane w tym celu adresy IP. Informacja ta, dość szybko przedostała się do mediów. Biorąc pod uwagę to, co wydarzyło się wcześniej, podejrzewano sowietów (rzecz jasna czekistów z Kremla określa się powszechnie na świecie jako Rosjan, zaś sowiety niezmiennie nazywa się Rosją, co, od czasów przyjęcia powszechnie tezy o upadku komunizmu w ZSRS oraz podziału „ojczyzny proletariatu” na oddzielne państwa, ma dla wszystkich formalne uzasadnienie). Specjalizująca się w ostatnim czasie w badaniu takich przypadków firma ThreatConnect, po raz kolejny podjęła się analizy opublikowanych danych. W swoim raporcie z początku września ogłosiła jednak, że nie jest w stanie stwierdzić, kto dokonał tych cyberataków oraz jaka była motywacja napastników. [1] Pomimo tego, przedstawiła szereg istotnych poszlak. Wszystkie opublikowane przez FBI adresy IP miały jakiś związek z sowietami. Jeden z nich wykorzystany został do ataków na systemy komputerowe kilku organizacji politycznych, w tym tureckiej partii rządzącej AK Parti – ugrupowania prezydenta Turcji, Recepa Tayyipa Erdoğana. Cyberataki przeprowadzono w czasie od marca do sierpnia 2016 roku. Jak wiadomo, 9 sierpnia tego samego roku, doszło do „historycznego” spotkania Erdoğana z Putinem, podczas którego Turcja ogłosiła diametralną zmianę swojej polityki w odniesieniu do konfliktu w Syrii, deklarując współpracę z sowietami (określa się ich tak, jak to wcześniej opisałem). Według ThreatConnect, wykorzystane w cyberatakach malware oraz zastosowana metoda ataku sugerowały związek napastnika ze wspomnianą wcześniej grupą Anonymous Poland. Sześć spośród ośmiu wymienionych przez FBI adresów IP, przypisanych było internetowemu usługodawcy King Servers z Federacji Rosyjskiej, zaś osobą, która zarejestrowała jedną z odpowiadających im domen, według podanych informacji, był Vladimir Fomenko z Bijska na Syberii – jak wynikało z zawartości profilu zamieszczonego na serwisie LinkedIn, prezes i założyciel wymienionej powyżej firmy. Wspomniany adres IP, użyty celem ataku na AK Parti, wykorzystywany był w 2015 roku przez cyberprzestępców z Federacji Rosyjskiej do wymiany informacji, zaś dwa inne adresy IP z tego samego zbioru (przypisane holenderskiemu usługodawcy), zostały użyte podczas cyberataków na Ukrainę w tymże roku. Komputerowe ślady, doprowadziły też specjalistów ThreatConnect do zbioru fałszywych e-maili, wysłanych wiosną i latem 2016 roku przez autorów cyberataków do osób związanych z AK Parti, z niemiecką partią Die Freiheit oraz z ukraińskim parlamentem. W celu przeprowadzenia cyberataków, napastnicy korzystali m.in. z internetowego usługodawcy Yandex, wymienionego wcześniej w raporcie dotyczącym DCLeaks. Czytaj więcej ->



Prześlij znajomemu

Moda na szatana, hakerzy-aktywiści i nowa bolszewicka rewolucja

Atak na sieć komputerową DNC, w swoim zastosowaniu, był zasadniczo odmienny od wcześniej opisanych. Wykradzione przez sowietów dane zostały bowiem wkrótce opublikowane w Internecie. Następnego dnia po informacji CrowdStrike, na blogu użytkownika Guccifer 2.0, [1] publicznie pojawiły się pierwsze dokumenty, będące efektem tej kradzieży. Guccifer 2.0, ogłosił, że to on, indywidualnie włamał się do sieci DNC oraz, mówiąc oględnie, „chrzani” Iluminatów i firmę CrowdStrike. Stwierdził przy tym, że dokonał ataku typu zero-day tzn. wykorzystał dostępną mu informację o „luce” (braku kodu, odpowiedzialnego za obsługę zdarzenia) w oprogramowaniu używanym przez DNC. Informacje te wzbudziły jednak powszechny sceptycyzm. Fakt ich pojawienia się bezpośrednio po raporcie CrowdStrike sugerował, że zostały nim sprowokowane. Kwestię, kim naprawdę może być Guccifer 2.0 zbadała m.in. inna zaangażowana przez DNC firma – ThreatConnect. Przedstawiona przez nią analiza ciągu zdarzeń oraz tzw. metadanych związanych z opublikowanymi dokumentami jest, moim zdaniem, uczciwie przeprowadzona i niezmiernie ciekawa. [2] Wynika z niej jednoznacznie, że dokumentami manipulowano – preparując je przed ich zamieszczeniem w Internecie. Wskazują na to zmienione czasy utworzenia i/lub modyfikacji dokumentów. Trudno ocenić, dlaczego to zrobiono, podważa to bowiem autentyczność dokumentów. Czy celem było wprowadzenie elementu niepewności i niejasności? Czy może zagranie na nosie „głuchoniemym ślepcom”? Jednym z efektów tych zabiegów było bowiem wykorzystanie nazwiska „ojca założyciela” czeki, jako współautora jednego z dokumentów, zapisanego cyrylicą i w rosyjskim brzmieniu. [3] Jakkolwiek to było, w efekcie przeprowadzonej analizy, ThreatConnect uznała, że Guccifer 2.0 jest najprawdopodobniej sowiecką operacją dezinformacyjną (D&D – denial and deception). Tezę tę, jeszcze bardziej uwiarygodniła kolejna analiza tej firmy, [4] dla przeprowadzenia której wykorzystano kontakty Guccifera 2.0 z dziennikarzami, które nastąpiły wkrótce po jego publicznym ujawnieniu się w Internecie. Kontaktował się z nimi poprzez swój profil Twittera i przez pocztę elektroniczną, dzięki czemu pozostawiał coraz więcej śladów do zbadania. Twierdząc że jest Rumunem, posługiwał się językiem rumuńskim w sposób, który podważał jego prawdomówność. [5] W treściach jakie przekazywał światu za pośrednictwem mediów, nie tylko zaprzeczał swoim związkom z „Rosją”, ale twierdził wprost, że nie podoba mu się polityka zagraniczna, jaką prowadzą jej władze. Jednocześnie podkreślał swoje uznanie dla Snowdena, Manninga-Manning i WikiLeaks, wpisując się zręcznie w ogólnoświatowy trend wielbienia wszelkiej maści antyamerykańskich „wojowników” za bolszewicką sprawę. Uznanie dla WikiLeaks okazało się być na tyle duże, że wkrótce za słowami Guccifera 2.0 poszły czyny. Czytaj więcej ->



Prześlij znajomemu

W globalnym labiryncie

Wojna kojarzy się zwykle z otwartym konfliktem i wymianą ciosów. Jak wobec tego nazwać stan, w którym tylko jedna ze stron prowadzi ofensywę, a strona zaatakowana ogranicza się do stawiania „zapór ogniowych”? Zaryglowanie drzwi w mieszkaniu mogłoby przynieść dobry skutek w odniesieniu do zwykłych przestępców, lecz nie będzie skuteczne wobec dobrze wyszkolonej i wyposażonej armii bandytów. Tym bardziej, jeśli ma się do dyspozycji znacznie skuteczniejsze środki, nie tylko do obrony. Zaatakowany mówi i pisze o wojnie, lecz nie podejmuje działań wojennych, ponieważ spowodowałoby to określone konsekwencje: publiczne nazwanie wroga, mobilizację własnych sił, uzbrojenie się i podjęcie walki. Zamiast to uczynić, bada ataki, barykaduje się, i oczekuje aż napastnik dobrowolnie się wycofa. Lecz napastnik jest bezwzględny i stosuje wyłącznie strategię faktów dokonanych. Prowadząc napaść, wykorzystuje każdą słabość ofiary. Szczególnie tę, która skłania ją do negocjowania z nim, „wyciągania urękawicznionej dyplomacją ręki, w kierunku zaciśniętej pięści”. Nie powinno się więc nazywać wojną napaści na kraj, który będąc zaatakowany, nie chce walczyć. To, co kwestionuję powyżej, odnoszę do tzw. cyberwojny – wojny w cyberprzestrzeni – napaści bolszewików na systemy komputerowe swoich przeciwników oraz reakcji na nią. Nazwałbym to zjawisko raczej „podbojem w cyberprzestrzeni”. Termin „wojna w cyberprzestrzeni” jest jednak ogólnie stosowany do określenia wszystkiego, co jest związane z atakami na systemy komputerowe. Nie zamierzam podważać tego znaczenia, zatem przyjmuję taką samą terminologię. Czytaj więcej ->



Prześlij znajomemu

12 milionów 874 tysiące 985 dorosłych ludzi, rzekomo przy zdrowych zmysłach – ogromna część z nich, to ludzie młodzi, zdrowi i nawet „wykształceni”, choć mam wiele wątpliwości co do jakości tego wykształcenia – oddało swój wolny głos w wyborach generalnych na komunistów.  Osobiście uważam głosowanie w jakichkolwiek demokratycznych wyborach za działanie irracjonalne, ale wybory parlamentarne w Wielkiej Brytanii w czerwcu 2017 roku powinny przejść do historii jako wzór idiotyzmu. Czytaj więcej ->



Prześlij znajomemu
Michał Bąkowski


Towarzysz Corbyn

Jeremy Corbyn jest zazwyczaj przedstawiany jako postać komiczna.  Jako karykaturalna kukła z innych czasów, jako błogosławieństwo zesłane pobożnym Torysom, żeby skazać Lejburzystów na wyborczą zagładę i wieczne zapomnienie, jako oszalały kapitan tonącego kutra z wybałuszonymi, niewidzącymi ślepiami.  Przyznajmy, Corbyn jest rzeczywiście pocieszną postacią rodem z jarmarcznego przedstawienia, i łatwo się śmiać z jego niechlujnego wyglądu i z idiotycznych poglądów, ze sposobu mówienia czy z powoływania się w parlamencie na wymyślone postacie, które rzekomo błagać go miały, żeby zadał jakieś kolejne, niemądre pytanie, ni przypiął, ni przyłatał.  Odkąd wybrany został liderem partii, Corbyn poddawany jest każdego tygodnia rytualnemu upokorzeniu podczas sesji parlamentarnych pytań do premiera.  David Cameron otwarcie się z niego nabijał i nawet drętwa Teresa May potrafi naigrawać się z niego.  Od prawie dwóch lat media brytyjskie dworują sobie unisono z propozycji politycznych Corbyna: renacjonalizacja, podniesienie podatków, podwyżki dla pracowników państwowych, zwiększenie emerytur, rent, zasiłków (jak gdyby za mało było w Zjednoczonym Królestwie rodzin, w których nikt nie pracował od pokoleń) i bezpłatne wszystko.  Równie głośno natrząsano się z wyciągniętych z archiwów zapisów przemówień wygłaszanych przez Corbyna w czasie jego długoletniej kariery politycznego agitatora.  Domagał się jednostronnego rozbrojenia, wystąpienia z NATO i rozwiązania armii, a jednocześnie aktywnie popierał wszystkie możliwe organizacje terrorystyczne od Fatah i IRA, do Hezbollah i Hamas.  Ostatnio zdołał nawet zaproponować nawiązanie rozmów z państwem islamskim.  Czytaj więcej ->



Prześlij znajomemu

RFE i powstanie

Jak już wielokrotnie podkreślałem, Amerykanie ani się nie spodziewali wybuchu powstania, ani nie rozumieli wydarzeń w Budapeszcie, ale tego samego nie da się rozciągnąć na węgierską sekcję RFE.  Monachijscy Węgrzy byli świadomi wrzenia w Budapeszcie, choć wybuch zaskoczył ich tak samo jak wszystkich innych.  Gdy w Budapeszcie rozległy się strzały, Głos Wolnych Węgier zajął jednoznaczne stanowisko.  Audycje z naciskiem propagowały wśród powstańców przekonanie, że nie wolno ufać Nagy’owi i partyjnym reformatorom, a dążyć należy do obalenia komunizmu na Węgrzech. Czytaj więcej ->



Prześlij znajomemu

Hope, not help

Retoryka „wyzwolenia ludów ujarzmionych”, w różnych wcieleniach, nadawała ton amerykańskiej polityce w ciągu pierwszej dekady powojennej.  Amerykanie oczekiwali rewolty i zachęcali do niej, ale nigdy nie zamierzali zrobić czegokolwiek, by aktywnie wspomóc narody wschodniej Europy.  Taka postawa czyniła „politykę wyzwolenia” szczytem hipokryzji.  Zachęcanie do zrywów wolnościowych, z pełną wiedzą, że nie zamierza się w tej walce wesprzeć słabych lokalnych sił, jest moralnie trudne do obronienia.  Pozostaje to niestety cechą polityki amerykańskiej w bardzo różnych okolicznościach.  George Bush senior wezwał Irakijczyków do powstania przeciw zbrodniczemu reżymowi Saddama Husseina pod koniec pierwszej wojny w Zatoce Perskiej, z pełną świadomością, że nie zamierzał ich wspomóc w walce z tyranią. [1] I tak Amerykanie ponownie wystawili odważnych ludzi do wiatru.  Hope, not help, jak to ktoś określił z druzgocącym cynizmem. Czytaj więcej ->



Prześlij znajomemu

Miałem CIA agencję wywiadowczą…

Charles Gati twierdzi, że CIA nie była przygotowana na rozwój wypadków, ani nie miała dość personelu węgierskiego, by zrozumieć, co się dzieje w Budapeszcie.  Jakkolwiek słuszna wydaje się ta ocena, warto podkreślić, że Agencja była gotowa do akcji na Węgrzech (w tym sensie, że agenci chcieli pomóc powstańcom), ale jednoznacznie zabroniono jej jakiejkolwiek interwencji.  Wobec tej moralnej gotowości i chwalebnego zaangażowania po stronie powstania, tym bardziej dziwić musi, że nie przewidzieli ani wybuchu rewolty, ani sowieckiej reakcji; zaskoczeni byli klęską militarną sowietów w pierwszej fazie powstania, a 3 listopada, pomimo gigantycznej koncentracji wojsk sowieckich na Węgrzech, byli przekonani, że powstanie zwyciężyło.  Wewnętrzny raport CIA na temat reakcji Agencji na wydarzenia, konkludował z sarkazmem, że już 6 listopada jedynym przedmiotem dyskusji były metody wykorzystania uciekinierów w celach propagandowych. Czytaj więcej ->



Prześlij znajomemu

W związku z wczorajszym atakiem terrorystycznym w Leningradzie (zdaje się, że sowieci lubią teraz nazywać go starym imieniem Sankt Petersburga), postanowiliśmy przypomnieć artykuł, który ukazał się na naszej witrynie w marcu 2008 roku, o operacji pod kryptonimem „Burza w Moskwie”.  Poniżej publikujemy poprawioną i rozszerzoną wersję tego tekstu, którego przedmiotem były „ataki terrorystyczne” w Moskwie i innych miastach rosyjskich sprzed kilkunastu lat.

Burza w Moskwie

25 lipca 1998 roku, nieznany szerzej aparatczyk mianowany został szefem fsb czyli służby bezpieczeństwa „odrodzonego państwa rosyjskiego”.  Nominacja Putina widziana była wówczas jako triumf kliki Berezowskiego, który miał rzekomo zdołać osadzić swojego człowieka na stołku szefa czekistów, w obliczu ostrych sprzeciwów innych ludzi z otoczenia Jelcyna.  W kwietniu 99 roku, Putin wystąpił w telewizji jako krytyk filmowy; omawiał interesujące dzieło pokazujące orgię z udziałem człowieka podobnego do Prokuratora Generalnego, Skuratowa, który prowadził właśnie dochodzenie w sprawie $15 milionowej łapówki dla rodziny Jelcyna.  Skuratow podał się prędko do dymisji.  9 sierpnia Jelcyn mianował Putina premierem.  Nowo mianowany premier poszedł pożegnać się ze swymi czekistami, wzniósł toast za Stalina, po czym wypowiedział słowa, które do dziś wielu uważa za żart: – Agent oddelegowany do przejęcia władzy w Rosji melduje zakończenie pierwszej fazy operacji. – 19 grudnia Partia Jedności założona zaledwie dwa miesiące wcześniej zajęła drugie miejsce w wyborach do Dumy (za komunistami).  BBC komentowała: „to jest pokojowa rewolucja antykomunistyczna”.  31 grudnia 1999 roku Jelcyn ustąpił i tymczasowym prezydentem został Putin. Czytaj więcej ->



Prześlij znajomemu

Obalić czy ulepszać?

Charles Gati utrzymuje, że Amerykanie nie rozumieli sytuacji na Węgrzech w żadnym momencie rozgrywki.  (Kompletną ignorancję Amerykanów obecnych w Budapeszcie, potwierdził nawet ambasador Andropow, ale o tem potem.)  Według Gatiego, byli źle poinformowani, ponieważ ufali „faszystowskim emigrantom w Zachodnich Niemczech”, którzy nie rozumieli ewolucji węgierskiego społeczeństwa w latach 50.  Innymi słowy, zarówno amerykańscy politycy, jak i ich węgierscy informatorzy, byli antykomunistami, którzy nie przyjmowali do wiadomości procesu sowietyzacji.  Te dwie grupy miały pośredni wpływ na przebieg powstania.  Relacje między postaciami, które decydowały o kierunkach polityki amerykańskiej w owych czasach, a ludźmi, którzy szczerze pragnęli wyzwolenia Węgier z komunistycznej okupacji (czyli antykomunistycznymi emigrantami) są przedmiotem rozważań Gatiego i Sebestyena.  W rzeczywistości jednak, nie było między tymi dwoma grupami prawie żadnych kontaktów, i z pewnością większy wpływ na emigrantów miała amerykańska retoryka wyzwolenia, niż na odwrót.  Co powiedziawszy, jakkolwiek szczerze wierzę w typowo amerykańską mieszankę ignorancji z arogancją, to jest mi obojętne czy dzięki węgierskim emigrantom, czy dzięki zdrowemu rozsądkowi, Departament Stanu nie widział w latach pięćdziesiątych (mniej więcej do 1957 roku) powodu, by popierać jednego komunistę, np. Nagy’a, przeciw innym komunistom, np. Rákosiemu, a potem Gerő.  Gati uważa to stanowisko Eisenhowera i Dullesa za niemoralne, gdyż ludziom żyłoby się lepiej pod władzą Nagy’a niż Gerő, po czym dodaje, że gdyby tylko zamiast Mindszenty’ego był na Węgrzech kardynał Wyszyński, gdyby przewodził węgierskiej sekcji Radia Wolna Europa ktoś na miarę Jana Nowaka, to może i w Budapeszcie wyłoniłby się przywódca skrojony na miarę wielkiego tow. Wiesława, i nie doszłoby do tragedii powstania.  Gati ma oczywiście rację.  Gdyby zniszczono antykomunizm wśród Węgrów równie skutecznie, jak to uczyniono w Polsce i wśród polskiej emigracji, to nie byłoby 12 dni wolności.  Podczas gdy emigracja polska przyjęła Gomułkę jak zbawcę i świętowała „polski październik”, to węgierscy emigranci nawoływali do walki z komunizmem.  Czytaj więcej ->



Prześlij znajomemu

Do niedawna znałem tylko jedno, w całości dobre, opracowanie na temat poglądów i postawy Józefa Mackiewicza. Jest nim książka prof. Janusza Goćkowskiego „Lewa wolna”, czyli „Nie trzeba głośno mówić”. Światopogląd kontrrewolucjonisty. Żyjąc w zmodernizowanym peerelu, o którym – od ponad ćwierć wieku – powszechnie twierdzi się, że jest państwem niepodległym i zapewniającym pełną swobodę wypowiedzi, nie natrafiłem dotychczas na inną wydaną tu książkę, która równie rzetelnie wymienione zagadnienia przedstawia i komentuje. Praktycznie wszystkie prace, które poznałem, w mniejszym lub większym stopniu nasycone są polityczną lub narodowo-patriotyczną poprawnością. W wyniku tego, najważniejszych kwestii, którymi zajmował się autor książki Prawda w oczy nie kole w ogóle nie poruszają lub przedstawiają je nie tak, jak moim zdaniem, Mackiewicz je wyrażał. Wiedziałem o tym, że londyńska „Kontra” wydała kilka książek o Mackiewiczu, lecz nie znalazłem jeszcze sposobu, aby się z nimi zapoznać. Nieoczekiwanie, jedna z nich znalazła się w moich rękach, za co osobie, która mi jej użyczyła, bardzo dziękuję. Książka nosi Mackiewiczowski tytuł Votum separatum, zaś jej autorem jest Michał Bąkowski. Niezwykłe w niej jest dla mnie to, że zawierając wyczerpujące komentarze do myśli Mackiewicza, napisana została w 1989 roku, w czasie gdy ja – co przyznaję ze wstydem, byłem już bowiem człowiekiem dostatecznie dojrzałym – poznałem dopiero kilka, wydanych w tzw. drugim obiegu, książek autora Zwycięstwa prowokacji. Mając na uwadze to, że Votum separatum nie jest przeznaczona do sprzedaży w okrągłostołowej Polsce, postaram się ją streścić, prosząc autora i czytelników o wybaczenie mi tego, że w pewnym zakresie zdradzam jej zawartość. Jakkolwiek od czasu wydania książki w 2000 roku, dzięki „Kontrze” ukazało się wiele nowych dzieł Mackiewicza, które znacznie poszerzają horyzonty poznawcze, Votum separatum jest lekturą pod każdym względem aktualną. Tak, jak aktualnym jest przesłanie Józefa Mackiewicza. Czytaj więcej ->



Prześlij znajomemu



Language

Książki Wydawnictwa Podziemnego:


Zamów tutaj.

Jacek Szczyrba

Czerwoni na szóstej!.

Jacek Szczyrba

Punkt Langrange`a. Powieść.

H
1946. Powieść.