Najnowsze komentarze

III Ankieta Wydawnictwa Podziemnego

Dziecko w szkole uczy się fałszowanej historii od Piasta do równie sfałszowanego Września i dowie się, że obrońcą Warszawy był nie jakiś tam Starzyński, ale komunista Buczek, który wyłamał kraty „polskiego faszystowskiego” więzienia, by na czele ludu stolicy stanąć do walki z najeźdźcą. – Tak w roku 1952 Barbara Toporska opisywała ówczesny etap bolszewizacji Polski.

Przyjmijmy, na potrzeby niniejszej ankiety, że był to opis pierwszego etapu bolszewizacji, klasycznego w swoim prostolinijnym zakłamaniu. Kolejny etap nastąpił szybko, zaledwie kilka lat później, gdy – posługując się przykładem przytoczonym przez Barbarę Toporską – w kontekście obrony Warszawy wymieniano już nie tylko komunistę Buczka, ale także prezydenta Starzyńskiego (i to z największymi, bolszewickimi honorami). Przyszedł w końcu także moment, gdy komunista Buczek albo znikł z kart historii, albo też przestał być przedstawiany w najlepszym świetle – jeszcze jeden, mocno odmieniony okres.

Mamy tu zatem dynamiczne zjawisko bolszewizmu i szereg nasuwających się pytań. Ograniczmy się do najistotniejszych, opartych na tezie, że powyższe trzy etapy bolszewizacji rzeczywiście miały i mają miejsce:

1. Wedle „realistycznej” interpretacji historii najnowszej utarło się sądzić, że owe trzy etapy bolszewickiej strategii są w rzeczywistości nacechowane nieustającym oddawaniem politycznego pola przez bolszewików. Zgodnie z taką wykładnią, historię bolszewizmu można podzielić na zasadnicze okresy: klasyczny, ewoluujący, upadły. Na czym polega błąd takiego rozumowania?

2. Jak rozumieć kolejno następujące po sobie okresy? Jako etapy bolszewizacji? Jako zmiany wynikające z przyjętej strategii, czy ze zmiennej sytuacji ideowej i politycznej, czy może trzeba wziąć pod uwagę inne jeszcze, niewymienione tu czynniki?

3. Trzy etapy i co dalej? Czy trzecia faza spełnia wszystkie ideowe cele bolszewizmu, czy wręcz przeciwnie – jest od realizacji tych celów odległa? Czy należy spodziewać się powrotu do któregoś z wcześniejszych etapów, a może spektakularnego etapu czwartego lub kolejnych?

Zapraszamy do udziału w naszej Ankiecie.

II Ankieta Wydawnictwa Podziemnego

Dorobek pisarzy i publicystów mierzy się nie tyle ilością zapisanych arkuszy papieru, wielkością osiąganych nakładów, popularnością wśród współczesnych czy potomnych, poklaskiem i zaszczytami, doznawanymi za życia, ale wpływem jaki wywierali lub wywierają na życie i myślenie swoich czytelników. Wydaje się, że twórczość Józefa Mackiewicza, jak żadna inna, nadaje się do uzasadnienia powyższego stwierdzenia. Stąd pomysł, aby kolejną ankietę Wydawnictwa poświęcić zagadnieniu wpływu i znaczenia twórczości tego pisarza.

Chcielibyśmy zadać Państwu następujące pytania:

1. W jakich okolicznościach zetknął się Pan/Pani po raz pierwszy z Józefem Mackiewiczem?
Jakie były Pana/Pani refleksje związane z lekturą książek Mackiewicza?

2. Czy w ocenie Pana/Pani twórczość publicystyczna i literacka Józefa Mackiewicza miały realny wpływ na myślenie i poczynania jemu współczesnych? Jeśli tak, w jakim kontekście, w jakim okresie?

3. Czy formułowane przez Mackiewicza poglądy okazują się przydatne w zestawieniu z rzeczywistością polityczną nam współczesną, czy też wypada uznać go za pisarza historycznego, w którego przesłaniu trudno doszukać się aktualnego wydźwięku?

Serdecznie zapraszamy Państwa do udziału.

Ankieta Wydawnictwa Podziemnego

1. W tak zwanej obiegowej opinii egzystuje pogląd, że w 1989 roku w Polsce zainicjowany został historyczny przewrót polityczny, którego skutki miały zadecydować o nowym kształcie sytuacji globalnej. Jest wiele dowodów na to, że nie tylko w prlu, ale także innych krajach bloku komunistycznego, ta rzekomo antykomunistyczna rewolta była dziełem sowieckich służb specjalnych i służyła długofalowym celom pierestrojki. W przypadku prlu następstwa tajnego porozumienia zawartego pomiędzy komunistyczną władzą, koncesjonowaną opozycją oraz hierarchią kościelną, trwają nieprzerwanie do dziś. Jaka jest Pana ocena skutków rewolucji w Europie Wschodniej? Czy uprawniony jest pogląd, że w wyniku ówczesnych wydarzeń oraz ich następstw, wschodnia część Europy wywalczyła wolność?

2. Nie sposób w tym kontekście pominąć incydentu, który miał miejsce w sierpniu 1991 roku w Moskwie. Czy, biorąc pod uwagę ówczesne wydarzenia, kolejne rządy Jelcyna i Putina można nazwać polityczną kontynuacją sowieckiego bolszewizmu, czy należy raczej mówić o procesie demokratyzacji? W jaki sposób zmiany w Sowietach wpływają na ocenę współczesnej polityki międzynarodowej?

3. Czy wobec rewolucyjnych nastrojów panujących obecnie na kontynencie południowoamerykańskim należy mówić o zjawisku odradzania się ideologii marksistowskiej, czy jest to raczej rozwój i kontynuacja starych trendów, od dziesięcioleci obecnych na tym kontynencie? Czy mamy do czynienia z realizacją starej idei konwergencji, łączenia dwóch zantagonizowanych systemów, kapitalizmu i socjalizmu, w jeden nowy model funkcjonowania państwa i społeczeństwa, czy może ze zjawiskiem o zupełnie odmiennym charakterze?

4. Jakie będą konsekwencje rozwoju gospodarczego i wojskowego komunistycznych Chin?

5. Już wkrótce będzie miała miejsce 90 rocznica rewolucji bolszewickiej w Rosji. Niezależnie od oceny wpływu tamtych wydarzeń na losy świata w XX wieku, funkcjonują przynajmniej dwa przeciwstawne poglądy na temat idei bolszewickiej, jej teraźniejszości i przyszłości. Pierwszy z nich, zdecydowanie bardziej rozpowszechniony, stwierdza, że komunizm to przeżytek, zepchnięty do lamusa historii. Drugi stara się udowodnić, że rola komunizmu jako ideologii i jako praktyki politycznej jeszcze się nie zakończyła. Który z tych poglądów jest bardziej uprawniony?

6. Najwybitniejszy polski antykomunista, Józef Mackiewicz, pisał w 1962 roku:

Wielka jest zdolność rezygnacji i przystosowania do warunków, właściwa naturze ludzkiej. Ale żaden realizm nie powinien pozbawiać ludzi poczucia wyobraźni, gdyż przestanie być realizmem. Porównanie zaś obyczajów świata z roku 1912 z obyczajami dziś, daje nam dopiero niejaką możność, choć oczywiście nie w zarysach konkretnych, wyobrazić sobie do jakiego układu rzeczy ludzie będą mogli być jeszcze zmuszeni 'rozsądnie' się przystosować, w roku 2012!

Jaki jest Pana punkt widzenia na tak postawioną kwestię? Jaki kształt przybierze świat w roku 2012?



Odnośnie pytania pierwszego:

Zasadniczą kwestią jest ów „realizm”, który w swojej istocie sprowadza się do braku poczucia rzeczywistości. Przez jego praktyków, kwestia bolszewizmu traktowana jest życzeniowo oraz podporządkowana jest własnym oczekiwaniom i chęciom i/lub źle rozumianym tzw. wyższym celom (np. interes narodu, patriotyzm) a nie rzeczowej analizie faktycznego stanu rzeczy.

W szczególności sądzę, że „realiści” sprowadzają bolszewizm jedynie do okresu klasycznego, okres następujący po nim określając jako pół-bolszewizm (w różnych gradacjach) czy też „lepszy”/”mniejszy”/„ewoluujący” bolszewizm (nieuchronnie i ostatecznie zanikający), zaś ostatni okres jako brak bolszewizmu. Czynią więc dokładnie to, czego bolszewicy oczekują, przeprowadzając pozorne i/lub okresowe liberalizacje systemu władzy. Wynika to, z przyjętych przez „realistów”, „założeń programowych”, których podstawę stanowi błędne założenie o możliwości skutecznego wpływania z zewnątrz na określanie przez bolszewików ich celów, poprzez kompromisy z własnej strony. Traktując te założenia jak aksjomat do swoich twierdzeń o oddawaniu politycznego pola przez bolszewików, de facto i nieodwracalnie, sami oddają polityczne pole którym dysponują. Czytaj więcej ->



Prześlij znajomemu

Ad.1 Bolszewicy nie oddają pola, jest tylko wrażenie, że to robią. Ich postępowanie to szachowa, czy ogólnie – strategiczna zagrywka. Bolszewizm europejski i jego wątłą postać, czyli północnoamerykański, można uznać za upadły tylko w jego klasycznej, skompromitowanej formie. Bolszewizm to stan ducha, rodzaj etycznej choroby, tyle że chorzy uważają się za zdrowych nie dopuszczając myśli, że się mylą. Dzisiaj robią swoje pod płaszczykiem demokracji, korzystają z innych narzędzi, prowadzą kosmetykę poglądów, ale realizują własne interesy. W końcu to nie idioci. Zmienione są metody, pod pozorem uszczęśliwiania obywateli powoli zniewalają społeczeństwa, które stały się pól niewolnicze. Dla mnie to jest kryptobolszewizm. Czytaj więcej ->



Prześlij znajomemu

1. Ewolucja komunizmu, liberalizacja systemu totalitarnego jest dezinformacją towarzyszącą bolszewickiej ekspansji niemal od samej rewolucji 1917 roku. Jaki jest cel takiej strategii, po co udawać, że brutalny agresor jest otwartym na dialog partnerem w zwykłym politycznym sporze? Wydaje mi się, że przyczyna takiego działania jest od czasu Lenina wciąż ta sama. Ujmując rzecz w dużym skrócie, komunizm napotkał bariery, które uniemożliwiły ekspansję w skali globalnej drogą militarną (pierwszy, „klasyczny” okres rozwoju komunizmu).

Skoro nie udało się wzniecić rewolucji światowej ani na początku lat 20-tych XX wieku, ani ćwierć wieku później, a jednocześnie przemysł zbrojeniowy w systemie gospodarki planowej okazał się niewydolny i nie mógł osiągnąć przewagi nad blokiem zachodnim, potrzebny był podstęp, mit o ewolucji totalitaryzmu, co z kolei umożliwiło „koegzystencję” obu systemów, a w praktyce wzmocniło pozycję komunizmu. Sukces propagandowy pierwszego NEP-u ośmielił komunistycznych strategów do dalszych tego rodzaju prób. Odwoływanie się do rosyjskiego patriotyzmu podczas niemieckiej inwazji z 1941 roku i „liberalizacja” Chruszczowa były nawrotem NEP-owskiej retoryki. Z biegiem czasu świat zachodni stawał się coraz bardziej mentalnie rozbrojony ową ewolucją i podejmowanie jakichkolwiek działań (zwłaszcza zbrojnych) przeciw komunizmowi stawało się coraz trudniejsze. Ostateczna kapitulacja miała miejsce podczas wojny wietnamskiej, kiedy to bolszewicki agresor został uznany powszechnie za ofiarę, a ofiara za agresora (drugi, „ewoluujący” okres rozwoju komunizmu). Czytaj więcej ->



Prześlij znajomemu

Jeden z moich słuchaczy, który przed kilku laty przedostał się z Sowietów do Wilna, opowiadał mi, że w jednej z gazet sowieckich natrafił na gwałtowne przeciwko mojej osobie skierowane wymyślania, podpisane przez samego Nachamkes Stiekłowa [1]. Jaka szkoda, że nie domyślając się wówczas, iż wkrótce spotka mnie i pozna, nie zachował owego numeru; byłby dla mnie chlubą i cenną pamiątką. Czytaj więcej ->



Prześlij znajomemu

Muszę zaprotestować!  Wbrew dziwnym słowom Darka Rohnka w artykule pt. Oj, lękam się polemik, nigdy nie byłem optymistą w kwestii polemiki jako formy wypowiedzi.  Jestem jak najbardziej pesymistą w tej sprawie, jestem bowiem zdania, że sztuka prowadzenia polemiki zamiera.  Nie może być inaczej w czasach, gdy z rzadka tylko czytuje się z uwagą cokolwiek, kiedy akcent kładzie się nieodmiennie na wyrażanie, a nie na argumentowanie.  Skoro wystarczy tylko wypowiedzieć własną opinię i nie trzeba jej w żaden sposób uzasadniać, to oczywiście mowy być nie może o dyskusji.  Stacje radiowe całego świata nadają programy, w których zaprasza się publiczność do wypowiedzenia się: jeden mówi x, a drugi y, jeden a, drugi nie-a – i co z tego wynika?  Nie ma żadnego zaangażowania intelektualnego, żadnej wymiany myśli.  Dwie strony pozostają w zupełnej izolacji, obojętne na przeciwne zdanie, pogardliwe wobec wszelkiego uzasadnienia, ale za to dumne ze swej tolerancji.  Tolerancja bowiem jest wysoko cenioną cnotą demokratyczną.  Nie jest to, rzecz jasna, prawdziwa tolerancja, a wyłącznie jej karykatura: indyferentyzm. Czytaj więcej ->



Prześlij znajomemu
Dariusz Rohnka


Oj, lękam się polemik

Przysięgam w imię Boga Wszechmogącego wierność organizacji [walczącej] o wyzwolenie ojczyzny z pęt komunizmu. Pragnę całym życiem dążyć do wskrzeszenia prawdziwej Niepodległej Polski. Tak mi dopomóż Panie Boże, Ojcze Wszechmogący.

Przyznać muszę szczerze, że nie podzielam Michale Twojego optymizmu wobec polemiki jako formy wypowiedzi. Nie wydaje mi się, aby istotnie była ona tą najłatwiejszą z publicystycznych sztuk. Zbyt często, nawet przy jak najlepszym nastawieniu z naszej strony, w ferworze polemicznych zabiegów nie chcemy dostrzec w zdaniu od naszego odmiennym tkwiącego w nim niekiedy ziarna prawdy, bywa że mimowolnie naciągamy fakty, zapominamy, że ponad dążeniem do uzasadnienia naszych własnych racji, istnieje coś znacznie ważniejszego – sama prawda. Nie, zdecydowanie nie uważam, żeby polemika była łatwym procederem. Czytaj więcej ->



Prześlij znajomemu
Michał Bąkowski


Drogi Darku

Piszesz, że minęły czasy rozrzucanych ulotek i masowych demonstracji, a w każdym razie takich demonstracji, które pragnęłyby walki z bolszewią.  To prawda.  Demonstrują dziś głównie bezrobotni, domagający się wyższych zasiłków; homoseksualiści, śmiało żądający rozwodów (czy ślubów? nie znam się na tym); studenci, z niesłychaną odwagą walczący o darmowe studia i pokój na świecie.  Ach, i jeszcze wszyscy razem demonstrują i „walczą o najwyższą wartość”: demokrację.  Wszystko to prawda, ale powiedz mi, kiedy miały miejsce ostatnie masowe demonstracje w imię walki z bolszewizmem?  Organizacje?  Ruchy masowe?  Antybolszewickie?  Nie było takich i basta.  Nie chodzi mi o to, że nie było ich ostatnio.  Ale w ogóle.  Gdyby rzeczywiście istniały, to bolszewizm nie byłby przetrwał. Czytaj więcej ->



Prześlij znajomemu
Dariusz Rohnka


Internet barykadą!?

Dlaczego w ogóle stawiać tę kwestię? Powód może się i wydawać oczywisty, ale pewnie lepiej będzie go tu uzasadnić. Minęły czasy podziemnych wydawnictw, pokątnie kolportowanej bibuły, rozrzucanych ulotek, tajnych zgromadzeń. Nie ma organizacji, ruchów, masowych demonstracji, takich, które chciałyby walczyć z bolszewizmem. Internet jest w tej sytuacji jedyną potencjalną sferą kontrrewolucyjnej aktywności. Z drugiej strony jest siedliskiem każdej wyobrażalnej głupoty-brzydoty, jaką między okami sieci można znaleźć. Trudno być internetu entuzjastą, ale też nie można wobec jego zasięgu i znaczenia przejść obojętnie do porządku. Warto przynajmniej swój naturalnie ambiwalentny stosunek racjonalnie uzasadnić. Nie chcę tym tekstem do niczego przekonywać, a jedynie przedstawić jeden z możliwych punktów widzenia, także – zaprosić do dyskusji. Czytaj więcej ->



Prześlij znajomemu

Pisałem już kilkakrotnie o tzw. cyberwojnie czyli konflikcie w przestrzeni wirtualnej.  Przedstawiłem tu kiedyś „krótki kurs historii wojny w cyberprzestrzeni” [1] oraz szczegóły bezprecedensowego ataku na Gruzję w 2008 roku [2].  Od tego czasu sprawy mają się o wiele gorzej.  Jak podaje Financial Times w korespondencji z niedawnej konferencji w Davos [3], międzynarodowe korporacje są narażone na bezustanne ataki cybernetyczne.  Wiele z tych ataków pochodzi od nastoletnich hakerów, od przypadkowych oportunistów, a nawet od zorganizowanych kryminalistów, i rzecz jasna nikt w dzisiejszych czasach nie będzie wylewał łez nad biednymi bogaczami w wirtualnej opresji.  Ale to nie jest istota zagrożenia.  Prawdziwe niebezpieczeństwo grozi ze strony sił, które poprzez atak cybernetyczny mogą próbować sparaliżować podstawowe systemy i struktury o krytycznym znaczeniu dla działania współczesnej gospodarki.  Wedle autorki artykułu, Gillian Tett – autorki głośnej książki o źródłach kryzysu finansowego pt. Fool’s Gold – w ostatnich miesiącach firmy takie jak HSBC, Wells Fargo czy Lockheed zmuszone były przyznać się do strat poniesionych z powodu ataków cybernetycznych, ponieważ penetracja ich systemów elektronicznych została ujawniona publicznie.  Problem jednakże polega na tym, że nikt nie jest zainteresowany w publikacji danych na temat wirtualnych ataków, w obawie przed spowodowaniem paniki. Czytaj więcej ->



Prześlij znajomemu

Przytaczam tak obszerne fragmenty jej książek, żeby zademonstrować jakość tej prozy.  Toporska opowiada w potoczysty sposób, pisze soczystym, klarownym językiem, polszczyzną najwyższej próby.  Pisać z taką jasnością można tylko wówczas, gdy się myśli w jasny sposób.  Niestety żyjemy w czasach, gdy otwarte wypowiadanie przejrzystych myśli domaga się także odwagi.  I to prowadzi nas do jej publicystyki.  Czytaj więcej ->



Prześlij znajomemu

W przyszłym roku będziemy obchodzić setną rocznicę urodzin Barbary Toporskiej.  Zważywszy jednak, że rocznica ta kolidować będzie z obchodami 200 lecia urodzin Giuseppe Verdiego i Richarda Wagnera, przypuszczam, że jubileusz Toporskiej przejdzie bez echa w szerokim świecie – nigdy nie miała szczęścia. Czytaj więcej ->



Prześlij znajomemu
Stary chrzan


Sesja naukowa w Londynie

W dniach 8 i 9 grudnia 2012 roku, odbyła się w londyńskim POSKu, zorganizowana przez Bibliotekę Polską konferencja naukowa na temat polityków i pisarzy emigracyjnych. Czytaj więcej ->



Prześlij znajomemu

Świat…, od roku 1914, dokonał wielkich przeobrażeń i osiągnął dużo. Między innymi zlikwidował większość królów, cesarzy i carów, a powołał na tron zasadę totalnej Demokracji. Czy to jednak dlatego, że ten nowy władca występuje właśnie tak totalnie, czy też dlatego, że nastawiony jest na człowieka masowego, dość że sprzyja wytwarzaniu ubocznego produktu, który by nazwać można: kolektywnym sposobem myślenia. Stary, wybujały indywidualizm wyszedł z mody. Jak każda rzecz staromodna, poddany został gruntownemu przefasonowaniu, w niektórych wypadkach zbyt może radykalnemu. Niestety, dzieje się to właśnie w epoce, gdy zarówno totalny, jak totalitarny komunizm światowy, skolektywizowaną myśl ludzką podniósł do godności sztandaru. Wiele wskazuje na, że po drugiej wojnie światowej demokracje zachodnie skłonne są nie tyle komunizm zwalczać, ile raczej z nim konkurować. Rodzi się z tego tendencja do jednostronności, prawie niezaprzeczalnej jednostajności.

Józef Mackiewicz, Zwycięstwo prowokacji.

Problem, który pozwoliłem sobie postawić w tytule, nie jest jednorodny, jednopłaszczyznowy, dotyczy przynajmniej dwóch, nader zasadniczych kwestii: pierwszej – skąd biorą się wszystkie kolejne triumfy i zwycięstwa bolszewizmu; oraz drugiej – dlaczego ta parszywa idea, niszcząca ciała, kalająca dusze miliardów ludzi na całym globie, dlaczego nie tyle jest tolerowana, co wciąż zdobywa powszechny poklask gawiedzi?! – i szarej masy gromadzonej na mitingach lub przed środkami masowej indoktrynacji, i „elity” stłoczonej w salonach? Jak wyjaśnić ten afirmatywny trend? Czytaj więcej ->



Prześlij znajomemu

Masza Gessen* opisuje obszernie okoliczności dojścia Putina do władzy.  Nie będę jednak zajmował się szczegółami, które są znane czytelnikom niniejszej strony choćby z tekstu pt. „Burza w Moskwie”.**  Dość powiedzieć, że Gessen relacjonuje fakty z podziwu godną dokładnością.  Jej obiektywizm spotkał się jednak z krytyką z najbardziej niespodziewanej strony.  Londyński The Economist napisał w recenzji, że „opowieść Gessen jest zeszpecona tendencją do dawania wiary najciemniejszym teoriom spiskowym, jak choćby przekonaniu, że zamachy bombowe na rosyjskie bloki mieszkalne w 1999 roku były dziełem siłowików.”  Korci mnie, żeby powiedzieć, że postawa Ekonomisty jest zeszpecona hegeliańską tendencją do odrzucania faktów, kiedy nie pasują do teorii.  W tym wypadku, teorią jest, że Rosja jest normalnym państwem, więc fakty takie jak wysadzanie w powietrze śpiących obywateli własnego kraju przez agencje rządowe, muszą być odrzucone jako „ciemne teorie spiskowe”, ponieważ nie pasują do jasnego obrazu dyktowanego przez wishful thinking.  Tak długo, jak podobna postawa dominuje wśród wciąż jeszcze wolnych mediów na Zachodzie, nie ma żadnej szansy na realistyczną ocenę sytuacji w tak zwanej „Rosji”.  Oczywiście poziom zachodniej prasy w ogóle jest niski, ale Ekonomista jest rzadkim wyjątkiem, więc rozczarowanie jest także większe; tym bardziej, że redaktorem wydziału spraw międzynarodowych w tym pismie jest znakomity Edward Lucas.  Ale dość już o tym – gdzie ten Putin? Czytaj więcej ->



Prześlij znajomemu

Wczoraj rano powiedziała mi dziewczyna,
Że za mało przypominam jej Putina.
A ty maszeruj, maszeruj, głośno krzycz:
Niech żyje nam Wołodia Wład’mirycz!

Wszyscy mówią „Putin, Putin”, od każdego to słyszę, ale kto to jest ten Putin?  Przeczytałem książkę o Putinie, od krańca do krańca, i na ukos, i jak popadło, ale choć wiele się dowiedziałem o Putinie, to Putina tam nie znalazłem.  Więcej niż o Putinie, dowiedziałem się o autorce, Maszy Gessen.  Kończy ona swą książkę* Epilogiem, który składa się z zapisów dziennika z „tygodnia w grudniu”.  Dowiedziałem się z niego między innymi, jaką bieliznę nosiła w sobotę, 10 grudnia, ale o Putinie nie za dużo, a właściwie ani słowa.  Ów tydzień w grudniu, to nie był byle jaki tydzień, ale ten tydzień, od 3 do 10 grudnia 2011 roku, czyli tydzień śnieżnej rewolucji w Moskwie.  Dla Putina – pestka; ale dla Gessen był to czas, gdy – niemal wbrew sobie samej – przeżyła odnowienie nadziei na demokrację w Rosji.  Był to czas burzliwych emocji, kiedy z początku martwiła się, że „gotująca się rewolucja nie miała żadnego jednoczącego symbolu ani sloganu”, by wybuchnąć radością na wieść, że ktoś wykuł miano „śnieżnej rewolucji”.  Najważniejszy jest slogan: pomarańcze dobre, ale welwet lepszy; śnieżna biel – może być.  Gnębiło ją, że jakaś demonstracja została przeniesiona ze „świetnie nazwanego Placu Rewolucji” na miejsce zwane Bołotnaja…  Śmieszył ją każdy dobry żart opowiedziany w tłumie manifestantów; radowało ją, gdy „głupki wypluwające propagandę” z ekranów telewizyjnych „zaczęły nagle mówić ludzkim głosem”, ale potem przypomniała sobie, że ci sami dziennikarze brzmieli jak ludzie 12 lat wcześniej, zanim stali się marionetkami Putina. Czytaj więcej ->



Prześlij znajomemu

DR: Zwycięstwo prowokacji opiera się na jednej głównej tezie: triumf bolszewizmu zapoczątkowuje nową erę w historii ludzkości, spychając do lamusa tradycyjne pojęcia interesu narodowego, interesu państwowego, w zamian narzucając nową, ponadnarodową jakość (w ujęciu Mackiewicza „nową treść”), która jest narzędziem światowego podboju. Nowa jakość polega na podporządkowaniu każdego działania, każdego rodzaju aktywności, każdego narzędzia głównemu celowi. Czytaj więcej ->



Prześlij znajomemu

Michał Bąkowski: Pod koniec 1961 roku bądź w początkach 1962, Józef Mackiewicz zdecydował się wydać książkę „na własny koszt i ryzyko, mając kredyt w pewnej zaprzyjaźnionej drukarni”. Tą książką było Zwycięstwo prowokacji, które ukazało się zapewne jesienią tegoż 1962 roku. W nowym tomie wykorzystał wiele artykułów pisanych w ciągu uprzednich 6 lat, ale pomimo to książka była rewelacyjną nowością. Dlaczego pisarz zmuszony był wydać Zwycięstwo prowokacji własnym nakładem, w czasach, gdy istniało wiele wydawnictw emigracyjnych? Na czym polegała niezwykłość i odkrywczość Zwycięstwa prowokacji? I wreszcie, w czym leży jej aktualność? Czytaj więcej ->



Prześlij znajomemu

Rozważaliśmy wielokrotnie na naszej stronie rzekomą „wolność prlu” czyli jego suwerenność albo podmiotowość. Darek Rohnka podniósł w swoim artykule O wolności inny problem „wolności w prlu”. Wyznaję, że nie chciałem się wypowiadać na ten temat z wielu powodów, ale przede wszystkim dlatego, że nie znam tego prlu, nie mam żadnych bezpośrednich doświadczeń i, choć obserwuję toto z dystansu (bez wielkiego zainteresowania), to nie czuję się uprawniony do głoszenia opinii na temat „jakości życia”. Skoro jednak napomknąłem coś nieśmiało na ten temat, to muszę teraz ponieść konsekwencje i udzielić wszelkiej satysfakcji memu towarzyszowi podziemnej niedoli. Czytaj więcej ->



Prześlij znajomemu
Dariusz Rohnka


O wolności

Właściwie słuszniej byłoby napisać „o wolności w peerelu”, doszedłem jednakże do, przyznaję, przebiegłej antycypacji, że treści opatrzonej równie parszywym tytułem żaden zdrowy na umyśle i duszy czytelnik Wydawnictwa Podziemnego wziąć do ręki i przeczytać ochoczo nie zechce. Stąd tytuł nieadekwatny, sugerujący próbę podjęcia tematu nader poważnego, przekraczającego, rzecz jasna, skromne ambicje piszącego te słowa. Czytaj więcej ->



Prześlij znajomemu

Przed trzema laty z górą opublikowaliśmy artykuł pt. Europa się wędzi. Sytuacja w Niuni Europejskiej była zła, ale przewidywaliśmy jej zasadnicze pogorszenie. Bliższą przyczyną kryzysu w Europie było wbicie europejskiej gospodarki na złoty hak €uro, ale dalszych przyczyn upatrywaliśmy w oparach bojowego Gazpromu, który był niczym więcej jak przejrzystą metaforą sowieckich zakusów na Europę. Czytaj więcej ->



Prześlij znajomemu

W rankingu spraw pilnych, nie cierpiących zwłoki, bo bolesnych a niezałatwionych – spraw, które swoim ciężarem obarczają sumienie świata, powinni Hmongowie, barwny i dumny naród, dotknięty na przestrzeni wieków ogromem cierpień, zajmować jedno z poczesnych miejsc. Powinni, ale nie zajmują. Ich tragiczny los nie interesuje prawie nikogo. Nie sprzyjają im rządy państw niegdyś sojuszniczych, takich jak Stany Zjednoczone, Francja, Tajlandia; nie nadmiernie zajmują się nimi liczne w świecie organizacje charytatywne, uznając, w swoim pojęciu słusznie, że nie każdy rodzaj aktywności jest dobrze widziany przez możnych tego świata; z bezpieczną rezerwą podchodzą do tematu przedstawiciele krzykliwych na ogół mediów, ograniczając swoje zainteresowanie do krótkich, współczujących (jakże by inaczej) notatek i programów. Cierpienie i śmierć zadawane ręką bolszewickiego oprawcy nie przykuwa uwagi publiczności, nie jest politycznie poprawne, ani modne. Czytaj więcej ->



Prześlij znajomemu
Marian Zdziechowski


Zbrodnia ryska*

Obie orientacje polityczne, które się u nas w czasie wojny zaznaczyły, leżały w naturze rzeczy, były nieuniknionym następstwem rozbiorów Polski i wytworzonego przez nie położenia politycznego. Więc dla jednych, wiążących przyszłość naszą z Rosją, szczytem marzeń była Polska, zjednoczona w ręku carów i obdarzona kusym jakimś „samouprawlenjem”, coś na kształt nowej, poprawionej i powiększonej edycji „Prywiślińskiego Kraju”; inni, nie wierząc w zjednoczenie, zadawalniali się Polską małą, ale niepodległą, zamkniętą w obrębie ówczesnego rosyjskiego zaboru, lecz z własnym królem, — albo też połączoną z Galicją pod berłem Habsburgów, lub z kawałkiem Litwy w jakimś związku z Cesarstwem Niemieckim. Ale stało się to, czego nikt przewidzieć nie mógł: zawalenie się Rosji, rozpadnięcie się Austrii, klęska i upadek Niemiec. W upojeniu poczęto wierzyć w nieustający na całą dalszą przyszłość cud Opatrzności Bożej, mającej nie tylko wskrzesić Polskę w granicach 72 roku, tj. z Litwą i Rusią, ale dodać do tego Mazowsze Pruskie, Śląsk Górny, Śląsk Cieszyński, Spisz, Orawę… Przypominamy początek 1919 roku: Wilno było zdobyte przez bolszewików, Białoruś pod ich władzą, nieliczne i licho uzbrojone oddziały raczej, niż wojska, z bohaterskim, lecz, jak zdawało się beznadziejnym wysiłkiem broniły Lwowa, który lada chwila mógł upaść, po Galicji Wschodniej grasowały bandy hajdamaków — a pomimo to upojenie trwało. Czytaj więcej ->



Prześlij znajomemu

Pomimo formalnego odwołania rozkazów Jeżowa, czystki i prześladowania trwały nadal pod nowym kierownictwem Berii.  Ekipa Berii wykańczała nie tylko ludzi Jeżowa, ale także wszystkich aresztowanych przez Jeżowa.  Podczas gdy w sowietach ciągle padały strzały w tył głowy, w Polsce podjęto debatę na temat Ukrainy.  Jednym z uczestników dyskusji był główny winowajca zdrady ryskiej, Stanisław Grabski.

Przez wiele lat, przy podmiejskiej willi Grabskiego stał posterunek policyjny, w obawie przed zamachem ze strony Ukraińców, którym Grabski zamknął 90% ich szkół.  Niepotrzebnie wszakże obawiano się zamachu.  Działalność ludzi takich jak Grabski, była na rękę ukraińskim nacjonalistom, którzy jak ognia bali się zbliżenia z Polską.  Prawdziwie niebezpieczny dla ukraińskiego nacjonalizmu był Tadeusz Hołówko, adwokat autonomii ukraińskiej, zamordowany przez OUN w 1931 roku – to jego należało strzec.  W 1938 roku, starzejący się Grabski, objeżdżał Polskę z serią odczytów na temat Ukrainy i chwalił się: „Zamknąłem jako minister 1500 szkół ukraińskich, a nie miałem ani jednego wypadku sabotażu za mego urzędowania.”  Publicysta Słowa, Mieczysław Pruszyński, odpowiadał na gorąco: Czytaj więcej ->



Prześlij znajomemu

Przed siedmiu laty odnaleziony został w Londynie i po raz pierwszy po wojnie wydany tekst Józefa Mackiewicza pod tytułem „Optymizm nie zastąpi nam Polski” (Wydawnictwo Kontra, Londyn 2005), napisany przezeń i wydany w formie broszury w październiku 1944 roku w Krakowie. Jego lektura zrobiła na mnie ogromne wrażenie i uzmysłowiła, jak bardzo jest on aktualny w odniesieniu do rzeczywistości, jakiej doświadczamy na początku XXI wieku. Trafny tytuł zawiera w sobie wyjątkowo celne twierdzenie, zaś jego przesłanie jest nakazem chwili. Czytaj więcej ->



Prześlij znajomemu
Stary chrzan


Uczta Baltazara

Na usilne prośby młodego człowieka, który mieni się być „Redaktorem”, podejmuję się raz jeszcze napisania kilku słów dla dziwnego przedsięwzięcia pod nazwą „Wydawnictwa Podziemnego”.  Samo zjawisko jest dla mnie owiane tajemniczością.  Nie jest to wcale wydawnictwo par excellence, nie jest to pismo literackie ani polityczny periodyk.  Zaiste, poproszony o próbkę produkcji „wydawnictwa”, młody człowiek odparł był, że „coś dla mnie wydrukuje”.  Jak to??  Więc twórczość panów „Redaktorów” nie ukazuje się w druku?  Okazuje się, że nie.  Wedle młodego „Redaktora” (przytaczam verbatim): „Podziemie jest próbą wykorzystania względnej swobody internetu, dzięki której możemy w wirtualnej formie publikować poglądy pozbawione szans publikacji w jakiejkolwiek innej formie” – koniec cytatu. Czytaj więcej ->



Prześlij znajomemu



Language

Książki Wydawnictwa Podziemnego:


Zamów tutaj.

Jacek Szczyrba

Czerwoni na szóstej!.

Jacek Szczyrba

Punkt Langrange`a. Powieść.

H
1946. Powieść.